Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Była kobietą z przeszłością, której Bóg dał przyszłość.
OD AUTORKI:
Powieści z cyklu „Rodowód Łaski”
Zdradzona przez mężczyzn, którzy decydowali o jej losie ... , zaryzykowała życie i reputację, aby przetrwać.
Moabitka, która wyrzekła się wszystkiego, nie oczekując niczego w zamian.
Nierządnica, królewska nałożnica, poganka…Kobieta z przeszłością, której Bóg dał przyszłość.
Jej piękno poruszyło zmysły króla Dawida. Jej ból poruszył serce Boga.
Cały świat czekał na ten moment. Bóg wybrał jedną kobietę.
Francine Rivers
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 172
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Synowie Izraela, ludzie wybrani przez Boga, udali się ze swymi rodzinami do Egiptu, aby uciec przed klęską głodu panującym w ich ojczyźnie. W owym czasie Józef, jeden z dwunastu braci, piastował wysokie stanowisko na egipskim dworze i dzięki temu jego liczna rodzina dostąpiła zaszczytu i została ugoszczona przez samego faraona.
Jednak w miarę upływu lat, Hebrajczyków zaczęło szybko przybywać i stracili oni przychylność faraona, stając się niewolnikami w ziemi egipskiej. Potrzebowali przywódcy takiego jak Mojżesz i wielu niezwykłych cudów dokonanych ręką samego Boga, aby wyjść z niewoli. Bóg poprowadził swój lud do domu, do Kanaanu – do ziemi, którą obiecał swemu ludowi na własność po wszystkie czasy. Kiedy Hebrajczycy byli bliscy odzyskania Ziemi Obiecanej, stracili wiarę. Obawiając się potęgi Kananejczyków, nie okazali posłuszeństwa Bogu, który nakazał im ruszyć naprzód i przejąć ten kraj. Ich niewiara i nieposłuszeństwo doprowadziły do czterdziestoletniego opóźnienia w wypełnieniu się Bożej obietnicy. Przez te wszystkie lata Izraelici wędrowali po pustyni jak koczownicy. Żaden z dorosłych synów Izraela, który opuścił Egipt i zbuntował się przeciwko Bogu, nie wszedł do Ziemi Obiecanej. Wszyscy spośród nich umarli na pustyni.
W końcu, dorosło nowe pokolenie, gotowe zająć swoje miejsce w armii Pana i odzyskać ziemię, którą Bóg obiecał ich przodkom. Spośród wszystkich ludzi, którzy opuścili Egipt, ocalał tylko Mojżesz i jego dwaj pomocnicy: Jozue i Kaleb.
Gdy Izraelici po raz drugi zbliżyli się do Ziemi Obiecanej, nikt nie był w stanie się przed nimi ostać. Og, król Baszanu, zginął od miecza, podobnie jak król Aradu oraz Sichon, król Amorytów. Zginęli oni wraz z całym wojskiem i krajem, tak, że nikt nie ocalał. W akcie desperacji, król Moabu, Balak, posłał po czarownika Balaama, aby ten przeklął lud izraelski. Ku przerażeniu króla Moabu, Bóg użył Balaama, by zamiast przekleństwa, wypowiedział słowa błogosławieństwa nad narodem wybranym.
Ostatecznie, Izraelici zdobyli również ziemie pięciu książąt Madian. Królowie Ewi, Rekem, Sur, Chur i Reba, którzy byli lennikami Sichona, zostali zabici mieczem wraz ze swoimi armiami. Ich miasta i wioski zostały spalone, a majątek splądrowany.
Nadszedł czas, kiedy lud Boży był gotowy, by odzyskać dziedzictwo podarowane im przez Boga - Ziemię Obiecaną. Po śmierci sługi bożego, Mojżesza, Jozue został wyznaczony na nowego przywódcę narodu wybranego. Izraelici przygotowywali się do przeprawy przez niebezpieczną w owym czasie rzekę Jordan. Była to ostatnia przeszkoda na drodze do Kanaanu.
Tutaj zaczyna się nasza opowieść. Okoliczne narody drżą z przerażenia na wieść o tym, że naród Izraelski rozbił obóz niedaleko Jerycha, w Szittim. Otoczona murem obronnym forteca, będąca bramą do Kanaanu, czeka na nadejście wojsk ludu Bożego.
Rachab wpatrywała się w odległe równiny Jerycha stojąc w oknie swojego mieszkania przylegającego do muru miejskiego. Jej serce drżało jednocześnie ze strachu i podniecenia. Po drugiej stronie Jordanu obozowali Izraelici i tylko wezbrane wody rzeki powstrzymywały ich przed dalszym marszem. Wkrótce przeprawią się przez Jordan i wystąpią przeciwko królowi Jerycha z taką samą zaciekłością, jaką okazali w walce z Sichonem, Ogiem i pięcioma innymi książętami Madianu. Wszyscy mieszkańcy Jerycha zginą z rąk Izraelitów.
Król podwoił straże przy bramie i postawił żołnierzy na basztach. Wszystko na nic. Zagłada zbliżała się nieuchronnie. Jedyną nadzieją było poddanie się i błaganie o łaskę. Król martwił się liczebnością armii najeźdźców, ale nie dostrzegał prawdziwego zagrożenia: Boga Hebrajczyków. Czterdzieści lat temu, wszyscy wojownicy faraona razem wzięci nie mieli wystarczających zasobów, aby Go pokonać. Cały panteon bóstw nie zdołał ocalić Egiptu. Jednak król Jerycha myślał tylko o tym, jak wzmocnić fortyfikacje, zgromadzić zapasy broni i zwiększyć liczbę żołnierzy! Czy mężczyźni nigdy się niczego nie uczą?
Jerycho było skazane na zagładę!
Ona sama była uwięziona w tym mieście. Ograniczał ją styl życia, który narzucono jej wiele lat temu. Jakie nadzieje mogła żywić nierządnica? Jej los został przypieczętowany, kiedy była jeszcze dzieckiem, córką wieśniaka wezwaną przed oblicze króla.
— Musisz pójść do króla! — zawyrokował ojciec. — Dopóki będziesz mieszkała w pałacu zadowalając króla, będzie mi się dobrze wiodło. Król znajdzie również odpowiednich mężów dla twoich sióstr. Jeśli odmówisz i tak cię weźmie, tylko wcześniej mnie zabije, aby usunąć z drogi wszelkie przeszkody. Pomyśl o zaszczytach, jakimi cię obdarzy. On wybiera tylko najpiękniejsze dziewczęta.
— To żaden zaszczyt, ojcze. Czy zostanę żoną króla?
Ojciec nie mógł spojrzeć jej w oczy. Znała jednak odpowiedź. Król miał już kilka żon, które poślubił ze względu na korzyści polityczne. Ona nie mogła mu zaoferować nic, poza swoim ciałem, które władca zamierzał wykorzystać.
Już jako młoda dziewczyna, wiedziała, że żądza rozpala się gwałtownym płomieniem, ale ostatecznie, zamienia się w popiół. Za tydzień, miesiąc, a może za rok, król się nią znudzi. Odeśle ją wtedy do domu ustrojoną w piękne babilońskie szaty i złote ozdoby, które ojciec skonfiskuje i sprzeda dla własnego zysku.
— Ojcze, czy kiedy wrócę, pozwolisz, abym tak jak kiedyś sprzedawała daktyle i granaty na targu, czy raczej skończę jak te wszystkie kobiety, które oddają swoje ciało za bochenek chleba?
Ukrył twarz w dłoniach i zapłakał. Nienawidziła go za to, że wykorzystał jej nieszczęście, że się usprawiedliwiał i twierdził, że w pałacu królewskim będzie jej lepiej niż w skromnej rodzinnej chacie, gdzie mieszkała wraz z rodzicami, braćmi i siostrami. Nienawidziła go za to, że nie był w stanie nic zrobić, aby ją uratować.
Jednak, najbardziej ze wszystkiego nienawidziła swojej własnej bezradności.
Mimo, że przepełniał ją gniew, wiedziała, że ojciec nie może jej ocalić przed pożądaniem króla. Władca brał wszystko, czego zapragnął. Prezenty, które od niego otrzymywała, miały na celu stłumienie wszelkich myśli o zemście. Życie było trudne i pełne niepewności, ale jeśli nadarzyła się odpowiednia okazja, piękna córka była w stanie zapewnić swemu ojcu wygodne życie i wiele korzyści. Była jego gwarantem niższych podatków. Dzięki niej zyskał prawo do dzierżawy ziemi. Zapewniała mu także lepszą pozycję na dworze. Król był hojny, dopóki mu się to opłacało. Jego hojność jednak trwała tylko tak długo, jak pożądanie.
Rachab oparła łokcie o parapet i wpatrywała się w horyzont. Pamiętała dzień, kiedy po raz pierwszy przekroczyła progi pałacu, przysięgając sobie, że nigdy nie skończy jak zużyty but. Zamierzała wykorzystać swoją beznadziejną sytuację i mężczyznę, który traktował ją przedmiotowo. Ukrywała swoją wściekłość i wstręt. Udawała, że cieszą ją chwile spędzone w objęciach króla. W jego obecności zachowywała czujność, jak przyczajona lwica obserwująca swoją ofiarę. Czekała uważnie, aż jej przeciwnik obnaży swoje słabości. Okazało się, że nie musiała długo czekać. Na dworze nieustannie pojawiali się emisariusze, szpiedzy i posłańcy i Rachab szybko zrozumiała jak ogromne znaczenie ich wizyty mają dla króla. Bez tego nieprzerwanego strumienia informacji król był jak ślepiec. Nie wiedział kto jest jego wrogiem, kto zamierza wzniecić bunt ani kto knuje spisek.
— Podaruj mi dom, a będę zbierała dla ciebie informacje — zaproponowała odważnie, gdy tylko nadarzyła się okazja, żeby porozmawiać z królem.
Był wielce rozbawiony jej śmiałością! Zaśmiewała się z tego szalonego pomysłu razem z nim, ale nie przestawała go kusić i zabiegać o dalsze korzyści dla siebie. Była nieustępliwa i wytrwała próbując zapewnić sobie pewne źródło utrzymania, gdy przyjdzie czas, aby opuścić pałac. To była jej jedyna szansa, aby mogła spędzić resztę swoich dni żyjąc w komfortowych warunkach. Zasłużyła na to, oddając się pieszczotom tego tłustego, cuchnącego i aroganckiego starca!
Przyszedł dzień, kiedy wreszcie spełniły się jej pragnienia. Miała swój dom, w którym prowadziła dostatnie życie oraz pozory niezależności. Król podarował jej miejsce położone blisko wschodniej bramy miasta, aby mogła obserwować, kto wchodzi i wychodzi z Jerycha. Przez dwanaście lat wypatrywała przez swoje okno mężczyzn, którzy mieli dzielili z nią łoże i byli źródłem informacji, które zapewniały ochronę tronu królewskiego i wypełniały jego skarbiec złotem. Każda transakcja, której dokonywała, przynosiła podwójne korzyści. Mężczyźni płacili za jej towarzystwo, a król nagradzał ją za informacje, które dla niego zdobywała. Miała dużo większą wiedzę na temat tego, co się dzieje poza murami Jerycha niż sam król. A kiedy chciała się dowiedzieć, co dzieje się wewnątrz pałacu, zasięgała języka u Kabula, kapitana straży królewskiej. W jej ramionach, mężczyzna ten gotów był zdradzić każdy sekret.
W ten sposób zgromadziła niemały majątek. Posiadała pół tuzina babilońskich szat, inkrustowane skrzynie z kości słoniowej wypełnione biżuterią. Jej dom ozdabiały dzieła sztuki, a podłoga pokryta była wielobarwnymi, tkanymi dywanami. Jej klienci sypiali na najdelikatniejszych lnianych tkaninach sprowadzanych z Egiptu, które pachniały mirrą, aloesem i cynamonem. Mogła sobie pozwolić na różnego rodzaju przysmaki i najlepszej jakości wino. Wszyscy w mieście wiedzieli, że jest przyjaciółką i powierniczką króla. Wiedzieli też, że jest nierządnicą.
Nikt jednak nawet się nie domyślał, jak bardzo Rachab nienawidziła swojego życia. Nikomu nie przyszło na myśl, jak wielką bezradność czuje na myśl o tym, że musi żyć tak, jak zaplanował to jej ojciec wraz z królem Jerycha. Wielu zastanawiało się, z jakiego powodu ta piękna kobieta mogłaby być niezadowolona. Z zewnątrz jej życie wyglądało na godne pozazdroszczenia. Król ją szanował, mężczyźni pożądali i mogła sama wybierać swoich klientów. Niektóre kobiety w Jerychu zazdrościły jej niezależności. Nie wiedziały, jak czuje się ktoś, kogo wykorzystano i odarto z człowieczeństwa. Nawet teraz, mimo posiadania własnego domu i życia w luksusach, nadal nie mogła niczego zmienić. Czuła, że jest zamknięta jak w więziennej celi.
Nikt też nie zdawał sobie sprawy, jak wielki bunt narasta w jej sercu. Nikt nie podejrzewał, że drzemie w niej uraza i wściekłość i ma dość takie życia, jak w złotej klatce. Rachab bardzo pragnęła żyć inaczej, miała marzenia i nadzieję, że pewnego dnia wszystko się zmieni.
Przebywający gdzieś daleko Bóg sprawował kontrolę nad wszystkim, co się działo. Wiedziała, że to od Niego wszystko zależy oraz że On ma moc, by uwolnić i ocalić ludzi, których wybrał. W jakiś nieznany sobie samej sposób uwierzyła, że to On jest jedynym i prawdziwym Bogiem, jako młoda dziewczyna, po raz pierwszy o Nim usłyszała. Wiedziała, że pewnego dnia On przeprowadzi swój lud przez Jordan, zdobędzie to miasto i zmiażdży je tak, jak wcześniej zniszczył wszystkich swoich wrogów.
Czuła, że nadchodzą wielkie zmiany.
„Wszyscy zginiemy! Czy nikt poza mną tego nie widzi? Czy nikt nie widzi i nie słyszy tego, co się dzieje przez ostatnie czterdzieści lat? Ludzie przychodzą i odchodzą, jak zawsze, spodziewają się, że wszystko będzie dobrze. Czują się bezpiecznie myśląc, że wysokie mury zapewnią im ochronę. Podobnie, jak ja, wiele lat temu myślałam, że ściany chaty mojego ojca zapewnią mi bezpieczeństwo. Prawda jednak jest taka, że wcale nie jesteśmy tutaj bezpieczni, wręcz przeciwnie!”.
Przerażała ją wizja rychłej śmierci, zdecydowanie mocniej wypełniała ją tęsknota, aby stać się częścią tego, co miało nadejść. Pragnęła należeć do Boga, który nadchodził. Czuła się jak mała dziewczynka, która najbardziej na świecie pragnie, aby przyszedł ojciec, wziął ją w ramiona i uratował od zagłady.
Kilka miesięcy temu, pewien Egipcjanin, który spędzał u niej noc, opowiedział jej o Bogu Izraelitów.
— Ale wszyscy mówią, że to opowieści wyssane z palca — powiedziała zastanawiając się, czy on sam wierzy w to, co mówił.
— Zapewniam cię, że to wszystko prawda. Mój ojciec był dzieckiem, kiedy na Egipt przyszły plagi.
Mężczyzna przez całą noc opowiadał jej o znakach i cudach, które miały wtedy miejsce, oraz o człowieku, któremu było na imię Mojżesz.
— On już nie żyje, ale jest inny człowiek... Jozue.
Następnego ranka udała się do króla, ale on był zainteresowany jedynie taktyką walki, bronią i liczbą wojowników.
—To Boga Hebrajczyków powinieneś się obawiać, mój królu — powiedziała, ale on nie słuchał i odprawił ją zniecierpliwiony.
— Rozczarowujesz mnie, Rachab. Zachowujesz się, jak histeryczka.
Miała ochotę na niego nakrzyczeć. Mojżesz zapewne był wielkim przywódcą, jednak żaden człowiek nie był w stanie złamać potęgi Egiptu. Mogło się to stać tylko za sprawą prawdziwego Boga! A On przebywał wśród swojego ludu i właśnie przygotowywał go do zdobycia Kanaanu.
Wystarczyło tylko spojrzeć w oczy króla by dostrzec, że na jego dworze rządzi pycha. Ci ludzie słyszeli tylko to, co chcieli usłyszeć.
Usiadła w oknie i wyciągnęła ręce ku niebu. „O, jakże chciałabym być częścią Twojego ludu, bo jedynie Ty jesteś prawdziwym Bogiem”. Miała łzy w oczach. „Chciałabym oddawać Ci pokłon i składać dla Ciebie ofiary!”. Opuściła ręce i odwróciła się w stronę mieszkania. Mimo wzniosłych i wielkich pragnień i tak czekał ją ten sam los, co pozostałych mieszkańców Jerycha, którzy byli uwięzieni w jego murach. Ta forteca miała się wkrótce zamienić w rzeźnię.
Wszystko przez to, że król był dumny i uparty. Władca był przekonany, że mury są wystarczająco grube i wysokie, by zapewnić mu bezpieczeństwo. Był zbyt zatwardziały w swojej głupocie, aby porzucić dumę dla dobra swojego ludu. Król wprawdzie bał się Izraelitów, ale powinien o wiele bardziej obawiać się ich Boga. Ten Bóg, którego obecność odczuwała bardzo wyraźnie, był kimś szczególnym. Budził w niej bojaźń zmieszaną z zachwytem. Jakże szczęśliwi byli ci, którzy należeli do Niego! Nie musieli się niczego obawiać.
Przekazała królowi wszystko, czego się dowiedziała, on jednak nie chciał jej słuchać. Mimo tego, podejmowała kolejne próby.
— Nie wiedziałem, że masz tak słabe serce, moja droga. Hebrajczycy będą uciekać z podkulonym ogonem, jak czterdzieści lat temu, gdy mieliśmy wsparcie Amalekitów. Mój ojciec wypędził ich z tej ziemi. Jeśli mają po swojej stronie tak potężnego Boga, to dlaczego wtedy nas nie pokonali? Plagi… rozstępujące się morze… — zaśmiał się szyderczo. — To wszystko historie wyssane z palca, które mają nas przestraszyć.
— Zapomniałeś o Sichonie?
Zbladł i spojrzał na nią zimno.
— Żadna armia nie przebije się przez nasze mury.
— Póki to możliwe, poślij wysłanników pokoju z darami dla ich Boga.
— Co? Czy postradałaś zmysły? Myślisz, że nasi kapłani zgodziliby się na to? Mamy własnych bogów, których musimy obłaskawić! Zawsze zapewniali nam ochronę i tym razem również zapewnią nam bezpieczeństwo.
— Tak jak bogowie Egiptu chronili swój kraj? Egipcjanie oddają cześć owadom w swoich świątyniach, a ten Bóg zsyła szarańczę, by zniszczyła ich uprawy. Czczą swoją rzekę Nil, a Bóg Hebrajczyków zamienił ją w krew.
— To tylko opowieści, Rachab. Plotki, które mają szerzyć strach wśród naszych ludzi. A ty je powtarzasz! Wracaj do domu i rób to, co robisz najlepiej. Wypatruj obcych szpiegów...
Tak też zrobiła, ale nie ze względu na niego.
W nocy odwiedził ją Kabul. Bez końca opowiadał o przygotowaniach do wojny. Przechwalał się liczbą wojowników, broni i tym, że nieustannie składają ofiary bogom Kanaanu.
— Wszystko będzie dobrze. Nie zawracaj sobie pięknej głowy jakimiś bredniami.
Głupcy! Wszyscy ci mężczyźni byli głupcami! Z pewnością Bóg, który zadrwił z bogów Egiptu i rozstąpił wody Morza Czerwonego, bez żadnego problemu zburzy te mury! Cóż mogą zdziałać kamienne bożki przeciwko Bogu, który panuje nad wiatrem, ogniem i wodą? Rachab była pewna, że jedno tchnienie z Jego ust może otworzyć bramy Jerycha. Jego ręka może zrównać z ziemią całą obronę króla Jerycha!
Ale nikt nie chciał słuchać.
Trudno. Ostrzegła ich po raz ostatni. To król był odpowiedzialny za los Jerycha. Ona sama miała zamiar znaleźć sposób, by wejść w przymierze ze zwycięzcami. To jedyny sposób, żeby nie zginąć.
Jak mogła wydostać się z Jerycha bez narażania życia członków swojej rodziny? Jeśli ucieknie, król każe ją śledzić. Zostanie schwytana i stracona za zdradę, a każdy członek jej rodziny podzieli jej los, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się buntu. Nie, nie mogła opuścić Jerycha, chyba że zabierze ze sobą ojca, matkę, braci, siostry i ich rodziny. To niemożliwe! Nawet jeśli znajdzie sposób na opuszczenie Jerycha bez wzbudzania podejrzeń, jej rodzina nie dołączy do niej. Ojciec wierzy we wszystko, co mówi król. Samodzielne myślenie nie leży w jego naturze.
Rachab przeczesała włosy palcami i odrzuciła je do tyłu.
— Rachab! — zawołał ktoś z dołu.
Nie spojrzała tam. Nie była zainteresowana rozmową z kupcem Jebuzytą, ani z dowódcą karawany wiozącej przyprawy do Egiptu, ani z kolejnym żołnierzem pokonanej armii. Byli chodzącymi trupami. Tylko jeszcze o tym nie wiedzieli. Tylko Hebrajczycy, którzy byli za rzeką byli pełni życia. Ich Bóg nie był kamiennym bożkiem wyrzeźbionym ręką ludzką. On był Bogiem nieba i ziemi!
„A ja niczym szczur, ukrywam się w jakimś zakamarku muru...”.
Jak dziwny i cudowny jest ten Bóg! Wybrał Hebrajczyków - naród niewolników - i wyzwolił ich z Egiptu, najpotężniejszego imperium na ziemi. Wybrał najniższych z najniższych i poprowadził ich, by pokonać potężnych. Słyszała, że On obdarzył swój lud deszczem chleba. Nie mieli się czego obawiać, bo ich Bóg był potężny, a mimo to okazywał im dobroć i miłosierdzie. Któż nie kochałby takiego Boga?
Jej król. Jej lud.
„Kochałabym Go!”. Jej usta drżały, a oczy były rozpalone od łez. „Służyłabym Mu, według Jego woli. Gdybym miała szansę, pokłoniłabym się przed Nim i radowała się, że mogę być częścią Jego ludu!”.
Kabul śpiący w jej łóżku głośno zachrapał, dzięki czemu przypomniała sobie, że niestety nie jest sama. Przycisnęła dłonie do uszu i zamknęła oczy, pełna gniewu i odrazy do siebie samej. Chciała dać porwać się swoim uczuciom, potrząsnąć śpiącym mężczyzną i krzyknąć na niego, żeby wynosił się z jej domu. Ostatniej nocy nie powiedział nic nowego. Marnował tylko jej czas.
Znów wyjrzała na drogę. Tliła się w niej maleńka iskierka nadziei, wzniecona słowami jej ojca o tym, że Mojżesz już raz wysłał szpiegów do tej ziemi. Było to czterdzieści lat temu i wtedy zostali pobici. Zastanawiała się nad tym, rozważając przyczynę porażki Izraelitów. Byli niewolnikami, wyzwolonymi z potężnego Egiptu przez jeszcze potężniejszego Boga. Ale być może nadal myśleli jak niewolnicy, a nie jak ludzie walczący pod sztandarem prawdziwego Boga. Być może odmówili Mu posłuszeństwa. Mogła tylko zgadywać, dlaczego im się nie udało. Ale wiedziała, że powodem nie była porażka Boga, który ich uratował.
Ci, którzy zbuntowali się czterdzieści lat temu, z pewnością już nie żyją. Wyrosło nowe pokolenie, zahartowane przez życie na pustyni, które od urodzenia przebywało w obecności jego Mocy. Mogła tylko mieć nadzieję, że Jozue zrobi to, co wcześniej zrobił Mojżesz i wyśle szpiegów do Jerycha. Musi być pierwszą osobą, która do nich dotrze. Co prawda Izraelici nie muszą nikogo wysyłać, ponieważ Bóg gwarantuje im zwycięstwo. Wciąż jednak żywiła nadzieję, że ich szlachetny przywódca Jozue nie będzie brał niczego za pewnik. Nawet jeśli to nie jest konieczne, lepiej wysłać szpiegów, by obejrzeli ziemię i ocenili możliwości obronne wroga.
„Proszę, przyjdźcie. Proszę, proszę, proszę, przyjdźcie tu jak najszybciej… Nie chcę umierać. Nie chcę, by moja rodzina zginęła. Przyślij kogoś… Otwórz moje oczy, żebym rozpoznała ich zanim to zrobią strażnicy. Jeśli zobaczą ich pierwsi i doniosą o tym królowi i wszystko będzie stracone!”.
— Rachab! — mężczyzna znowu ją zawołał.
Niechętnie spojrzała w dół i zobaczyła machającego do niej izmaelickiego kupca, stojącego pośród tłumu zgromadzonego przy bramie. Pragnął spędzić z nią noc, ale ona rozłożyła ręce, wzruszyła ramionami i pokręciła głową. Niech ogrzeje się przy swoich wielbłądach. Wyciągnął złoty naszyjnik by ją przekupić. O nie! W czym może pomóc złoto w dniu zagłady?
— Podaruj ten naszyjnik jednej ze swoich żon! — krzyknęła.
Ludzie zebrani wokół niego wybuchnęli śmiechem. Zignorowała również prośby i pochlebstwa kolejnego mężczyzny i obserwowała drogę.
„Spraw by do mnie przyszli”.
Jeśli szpiedzy przyjdą do niej w znoszonych trudami wędrówki szatach, podaruje im piękne szaty z Babilonu. Jeśli będą spragnieni, poda im wyborne wino. Jeśli będą głodni, nakarmi ich jak królów. Są przecież sługami i wysłannikami Najwyższego Boga. Okaże im cześć, jaka należy się Temu, któremu służą. Ich Bóg jest potężny i godzien, by Go czcić!
Tęsknota rozrywała jej serce. Chciała być bezpieczna. Mieszkając w tym murze i w tym mieście, była skazana na zagładę. Musiała dołączyć do Izraelitów, aby przeżyć. Bogowie mieszkańców Jerycha, Amorytów, Peryzytów i tuzina innych plemion, które zamieszkiwały Kanaan, nie są w stanie jej ocalić. Nie są niczym więcej niż kamiennymi bożkami, czczonymi przez skorumpowanych kapłanów, którzy ciągle żądają ofiar. Widziała niemowlęta zabierane matkom i składane na ołtarzu, ich małe ciałka gotowano, dopóki nie oddzieliły się kości, po czym władano je do małych zawiniątek i zakopywano pod fundamentem nowego domu lub świątyni. Nie rozumiała, jak ludzie mogli myśleć, że zamordowane dzieci przynoszą szczęście! Była wdzięczna, że nigdy nie urodziła dziecka.
„Gdybym miała dziecko, oddałabym je niewidzialnemu Bogu, który mieszka ze swoim ludem, który osłania ich cieniem za dnia i ogrzewa w nocy. Temu, który chroni tych, którzy do Niego należą, jak swe dzieci. Takiemu Bogu można ufać…”.
— O nie, światło —jęknął Kabul. — Zasuń zasłony!
Rachab zacisnęła zęby; stała odwrócona plecami do Kabula. Najwyższy czas, by ten człowiek zniknął z jej łóżka i domu.
— Wstało już słońce — powiedziała miękko. — Powinieneś wziąć z niego przykład.
Usłyszała stłumione przekleństwo i szelest pościeli.
— Nie masz serca, Rachab.
Zerknęła na niego przez ramię i zmusiła się do uśmiechu.
— Mówiłeś co innego ostatniej nocy.
Ponownie wyjrzała przez okno, wypatrując przybysza, mając nadzieję, że zobaczy kogoś, kto wygląda jak izraelski szpieg. Jak wygląda taki człowiek? Po czym go rozpozna, jeśli przyjdzie?
Kabul objął ją w pasie i podniósł zasłonę z haczyka.
— Wróć do łóżka, ukochana — powiedział i przycisnął usta do jej szyi.
Chwyciła jego dłoń zanim udało mu się zabrać do pieszczot.
— Król dowie się, że nie ma cię na posterunku. Nie chciałabym być przyczyną twoich kłopotów.
Zaśmiał się i westchnął, aż poczuła jego oddech na swoich włosach.
— Nie spóźnię się.
Obróciła się w jego ramionach.
— Musisz iść, Kabulu. — Przyłożyła dłonie do jego piersi. — Twoja nieobecność przy bramie zostanie zauważona, a ja nie pozwolę, aby mówiono, że Rachab przysporzyła ci kłopotów.
— Ranisz mnie, Rachab.
— Taki mężczyzna jak ty umie poradzić sobie z pewnymi niedogodnościami.
Złapał ją za rękę, gdy się od niego odsuwała.
— Czy na dole czeka jakiś bogaty kupiec?
— Nie.
— Słyszałem, jak ktoś wołał twoje imię.
— A co, jeśli ktoś czeka?
Czy myślał, że włożenie kilku monet do jej ręki oznaczało, że ma ją na własność?
— Wiesz, jak zarabiam na życie.
Zmarszczył brwi, jego oczy pociemniały. Tłumiąc irytację, przejechała opuszkami palców po jego policzku i złagodziła ton.
— Nie zapominaj, że wyszłam z domu, żeby cię znaleźć.
W jej profesji ważne było, żeby klient opuścił jej dom czując, że był kimś wyjątkowym.
Uśmiechnął się.
— Więc kochasz mnie trochę.
— Wystarczająco, by dobrze ci życzyć. — Pozwoliła się delikatnie pocałować, po czym wyrwała się z jego objęć. — Tłum czeka przy bramie. Najwyższy czas, abyś ją otworzył. Jeśli kupcy będą poirytowani, król się o tym dowie.
Przeszła przez pokój, pochyliła się i podniosła z podłogi jego szaty. Otworzyła drzwi i rzuciła mu je prosto w ręce.
— Lepiej się pospiesz! — śmiała się, patrząc, jak pospiesznie się ubiera. Szybko zamknęła za nim drzwi. opuściła kratę, żeby nie wpuszczać nieproszonych gości i wróciła do swojego stanowiska przy oknie.
Samotność była luksusem. Usiadła na parapecie i opuściła jedną nogę na zewnątrz. Ignorując gwizdy z dołu, obserwowała równinę. Czy w oddali widać było słup dymu? Nie była tego pewna. Słyszała, że Bóg Izraelitów towarzyszy swemu ludowi w postaci słupa dymu w ciągu dnia i słupa ognia w nocy.
Kiedy upał stał się uciążliwy, zeszła z parapetu, zasunęła zasłony i uczesała włosy. Zjadła trochę chleba i napiła się wina. Jednak, co kilka minut rozchylała zaczerwienione płótno i wyglądała na zewnątrz, wpatrując się badawczo w każdego nieznajomego, który podążał drogą.