Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
"Romans z samotnością" to tomik poezji, w którym Autorka porusza temat samotności.
Wielu z nas żyje w samotności, czasami we dwoje lecz całkiem osobno.
Brak u naszego boku prawdziwie kochającego serca czyni z nas ludzi nieszczęśliwych.
Nie musi tak być. W jaki sposób liryczna bohaterka uporała się z tą problematyką dowiecie się
Państwo po przeczytaniu tej fascynującej książki.
Zapraszamy:)
Wędrówka
Zamyślenie
Ucieczka
Tęsknota
Namiętność
Czekanie
Wiem
Jesteśmy
Gdybyś był
Nadzieja
Oczekiwanie
Rytuał
Poszukiwanie
Czas bez ciebie
Pogodzenie
Przybyłeś
Dylemat
Pragnienie
Dłonie
Wiersze
Zdarzenie
Przynależność
Prośba
Wiersze ukryte
Taniec
Zaproszenie
Wiosna
Motyle
Niespełnienie
Kochanek
Tajemniczość
Zapach
Odeszła
Samotność
Czekała
Obietnica
Pogubiłam
Nie pisałam
Spotkanie
Moje życie
List
Melodyjne imię
Liście
Twoje oczy
Widzisz
Moje oczy
Nie znikaj
Szukam Cię
Na kamieniu
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 10
Rok wydania: 2013
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Romans z samotnością
Agaja Babicz
© Copyright by Agata Babicz & e-bookowo
Projekt okładki, opracowanie graficzne i korekta Jaga Rudnicka
ISBN 978-83-7859-171-9
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
Wydanie I 2013
Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa
idzie boso aleją lipową
zapach młodości
wkrada się we wspomnienia
ubrana w niebieską sukienkę
przytuloną do jej bliskości
rozwiewaną przez wiatr
jej myśli wirują
wokół drzew pachnących
owoce szybciej dojrzewają tego lata
idzie radosna
wpatrzona w promienie słońca
obok rozgrzanych złocistych zbóż
idzie boso
kobieta wolna dojrzała
ma za sobą 33 lata tej wędrówki
stała pod drzewem
wiatr uchwycił w swoje dłonie
jej długie włosy
dotknęła drzewa
szorstkiej kory
i z uśmiechem utonęła
we wspomnieniach
jest wieczór
uciekam w inny świat
tam nie ma
twoich zielonych oczu
jak mokra trawa
tam w samotności
nawet inaczej czuje się
kamienie
owoce tracą smak
nie wiem dlaczego
nie słyszę ciepłych słów
kąśliwa pszczoła wbiła żądło
i umarła na moich oczach
jak miło dotykać
dojrzałych kotków bazi
tęsknota za wiosną
ma smak wygrzanych
słońcem truskawek
tęsknię do słońca
namiętność
pachnie brzoskwiniami
o niej śpiewają ptaki
jest różowa i wzniosła
mieszka w każdym kawałku ciała
rozpina wzniosłość chwili
rozplątuje zmysły
ukazuje męskość i kobiecość
pozostawia srebrne kropelki
jak rosa na trawie
wczesnym rankiem
sercu szepczę poczekaj
z dotykiem przybędzie czułości
policzkom mówię bądźcie cierpliwe
pocałunki otulą wzniosłość chwili
do ust krzyczę wodospadem marzeń
pozwolę przebić samotną ciszę
czekam...
wiem
spotkamy się na tej ulicy
wśród tłumu ludzi
biegnących w pośpiechu
swych dni
pomiędzy ławkami
gdzie słońce otula twarz
tym zadumanym
nad życiem staruszkom
wiem
spotkamy się choćby wzrokiem
a nad naszymi głowami zaśpiewa ptak
zaszeleści skrzydłami motyl
wiem
na tej ulicy
przy tym spotkaniu
gdy dotkniemy się
stęsknionymi dłońmi
podarujesz mi z uśmiechem
ten wymarzony pocałunek
jesteśmy
świat nagle ucichł
czas się zatrzymał
oddychamy sobą
czujemy się
nigdzie się nie spieszmy
dotykamy ja twojej
ty mojej planety
w tę noc ciemną
gdybyś był obok
kiedy wiatr rozpustnik
pieści nagie drzewa
kiedy tęsknota za twoją bliskością
nie pozwala odejść w sen
w tę noc ciemną
gdybyś był obok
znalazłabym wgłębienie
w twojej szyi
i zatonęłabym cała
w zapachu twojej skóry
w tę noc ciemną
gdybyś był obok
odnalazłabym ciebie na nowo
z deszczowego
pełnego smutku miejsca
przysłałeś mi wiosnę
czerwone maki na łące
drzewa bielą kwitnące
przysłałeś mi łąkę zieloną
kwiatami zdobioną
na ktorej nie ma nas
są naburmuszone
pobladłe chmury
pomiędzy tym wszystkim
uśmiecha się do mnie
moja nadzieja
więc przybędziesz wraz z wiosną
kiedy słońce
namaluje mi rumieńce
będę czekała
w zasadzie już czekam
w oknie tęsknoty
odchylam wietrzystą firankę
i wypatruję na ogołoconym niebie
gałązek a na nich
liści zielonych
jak twoje oczy...
umalowałam
swoje oczy
na kolor nieba
rzęsom
dodałam czerni ziemi
z ust utworzyłam
purpurę słodkości
a zapachem zieleni
skropiłam
każdą część
mojego życia
z osobna
kiedy przyjdziesz siostro zielona
aby zabrać mnie na spacer
zatopię się w świeżym
zapachu konwalii
dotknę kwiatów kasztana
i pod rękę wraz z tobą
przejdę po łące
zawstydzonych stokrotek
pomiędzy którymi odnajdę
porzuconą miłość
czas bez ciebie
jest biczem dla mojego ciała
przebiega przez plecy
gnie mój kręgosłup
i wspina sie po poręczy nagich ramion
spragnionych twojego oddechu
czas bez ciebie
jest łotrem cielesnym
bezlitosnym upartym natrętem
trwającym przy mnie bez końca
przygasłam
czuję samotność taką bezlitosną
odchylam głowę do tyłu
ona głaszcze moją szyję
dotyka czule kosmyków moich włosów
pozwalam jej na to
ona otula moje policzki
jej dłonie przynoszą trochę ciepła
powstaję odradzam się
i poddaję całe ciało tej nieobecności
przybyłeś
wraz z gwiazdami na śniegu
ogrzałeś moje chłodne dłonie
przybyłeś
wraz z chłodem poranka
aby zatrzymać pośpiech dnia
przybyłeś
uśmiechając się do mnie tak
jak obiecałeś z dobrym słowem
tej zimy
nie umiem być z tobą
nie mogę żyć bez ciebie
wyciągam ręce
zmarznięte
i dotykam półksiężyca
jaki sens ma świat
bez twoich pocałunków
sypiących się gwiazdami
po moim niebie
pragnie wzniosłego zachwytu
w swych marzeniach
wtula się w jego ramiona
resztkami czułości
kładzie się z nim w ciszy
lecz powraca sama
i zatapia swoje mokre rzęsy
w utęsknionych dłoniach
moje dłonie samotne
tęskniące
za tobą płaczą
jedna o drugą wsparta
w półmroku twych marzeń
moje dłonie pragnące
zamykają się na świat...
piszę wiersze
smutne
zapłakane
pragnące
przyglądam się
każdej literce z osobna
i widzę tylko jedno słowo
samotność
zieloność
odbita w błękicie jej oczu
zaczarowała go
była kobietą piękną
tajemniczą
spragnioną rozkoszy
gdy pojawiał się tuż obok
marzyła
o jego sekretnych pieszczotach
zaczarowani sobą kochankowie
spotykali się ukradkiem
aż pewnego dnia
on wrócił do kobiety...
swojego życia
poznała wiele planet
i ciała obce a jednak
jej dusza należała do niego
pozostawił dotyk na jej ramionach
i palcach
ona wiedziała że żadna dłoń
nie była taka dokładna
bezpieczny przypływ
wirował
wokół jej utęsknionych
nadgarstków
i ten zapach ukochany
wkradł się w nią i zamieszkał
w jej bijącym sercu
na zawsze
bądź mym kochankiem
dotykaj moich ud
głaszcz drżące kolana
całuj moje ramiona
piersi łokcie
przyciskaj swoje usta
do mojego ciała
przybywaj zakamarkiem
pragnień
w każdą jedną
srebrzystą noc
posypały się wiersze
te radosne
i te najsmutniejsze
posypały się wiosną
wraz z kwiatami jabłoni
posypały się latem
płatkami begonii
posypały się jesienią
kolorowymi liśćmi
dla motyli i dla ciebie
posypały się wiersze jak łzy
spływające wraz z deszczem
niespełnione
w swoim smutku ukryte
tańczy
jej stopy tak lekko unoszą się
a kroki w oszałamiającej namiętności
przetaczają się przez pokój
tańczy
otula warkoczem swojego partnera
kołyszą się patrząc sobie w oczy
szczęśliwa w jego ramionach
przetacza się przez pokój
wsłuchana
w uliczne dźwięki
tańczy
zamyka oczy wiruje
przetacza się z ludźmi przez życie
przybądź na moje wesele
na łąkę stokrotek
tam będę przyrzekała
wierność motylom
wianek złocisty uplotę
żeby przypodobać się niebu
ptaki
zaśpiewają miłosną pieśń
koniki polne
będą nam radośnie przygrywać
a my zatańczymy
nasz ostatni taniec
szare dni odeszły
jest już zielono
dotknij aksamitu trawy
na której zakwitły złociste mlecze
wplącz się ze mną
w pachnące rumianki
zatop się w zapachu
kwitnącej jabłoni
i posłuchaj śpiewu
przelatującego skowronka
jest już zielono
pousiadały
na mojej głowie
piękne
delikatnie
kolorowe
roztrzepane
roztańczone
roześmiane
w słońcu wygrzane
motyle
rozmarzone
wiecznie ze wszystkiego
zadowolone
miała włosy
koloru dojrzałego orzecha
posypał się po nich
czerwony blask pragnień
dojrzałych jak jesienne liście
oczy jej przygaszone
odpływały głęboko
wraz z morzem niespełnienia
cały jej świat uciekał
i nikt kto był obok tego
nie zrozumiał
ta kobieta ma kochanka
który otwiera jej kawałek nieba
ona dla niego maluje swoje usta
i nasłuchuje kroków na schodach
w każdą taką księżycową noc
on dla niej pozostawia zapach w pościeli
i zabiera ją w przestrzeń
obiecanek i marzeń
a przyzwoitość umyka w wielką przepaść
skrawków życia
przybywał w jej krainę ukradkiem
obdarł ją z przyzwoitości
oddychał jej ustami
była przystanią
do której cumował nocami
ona nic nie mówiła
wtulała swoje oczy
w jego zmęczone policzki
jak jawnogrzesznica
pozwalała zatapiać czar jego dłoni
w zakamarkach soczystej czerwieni
bez cienia wstydu
wchodził w jej tajemniczość
tańczył z nią przez długie lata
swój taniec
jego ręce dotykały a ona czuła
zapach unoszący się tak lekko
między nimi
jego oddech rozpalał jej policzki
i usta nabierały koloru purpury
gdzieś w oddali słyszała śpiew ptaka
a może tylko jej się zdawało
może to drzewa szumiały
a ona nadal czuła zapach jego ciała
i trawę wplątaną
pomiędzy jej palce
odeszła do innego świata
pozostawiła po sobie
czerwone korale
i swoje roztańczone wizerunki
nikt już dzisiaj za nią nie tęskni
żadna łza nie spływa za jej
karminowymi ustami
tylko uschłe kwiaty
w wazonie przypominają
o tym że tutaj była...
siedziała na ławce
na dworcu
w złocistej sukience
policzki pobladłe
od tęsknoty
komuś upadł bilet
ktoś o złotówkę prosił
a ona
całkiem w innym świecie
autobus odjechał
pomachał
złocistej sukience
samotności
czekała
długo czekała
zakładała
nogę na nogę
wyglądała rozkojarzona
przez otwarte okno
i pobladła
gdy ujrzała
jego nieobecność
rozchodzącą się
po obcych palcach
nie mam czasu przyjrzeć się
tym błękitnym okiennicom
w domu naprzeciw
obrysowuję każdą chwilę
utęsknienia
wytrwale tuszując rzęsy
moje skrzyżowane dłonie
upominają się zdziwione
o twoje dłonie
zagubiona biegnę
po torach obietnic w pośpiechu
wychylam się przez okno
wypatrując pocałunków
te kwiaty wczoraj przyszły
nie poznałam ich zapachu
wychylam się jeszcze bardziej
może mnie zobaczysz
wejdź choć na chwilę
w moje wczorajsze powieki
pogubiłam swoje oczy
gdzieś w przypływie
tamtych chwil
przekreśliłam swoje rzęsy
rozrzuciłam me powieki
a ty stałeś z nią pod drzewem
jej ramiona ogrzewałeś
przeszłam obok
bez mych rzęs i powiek
jeszcze nie pisałam
o tobie
o twoich oczach
i o twoim uśmiechu
szczerym bezimiennym
pachnącym niewinnością
nie pisałam o naszych
pierwszych dniach
spokojnych i bezpiecznych
ani o tych późniejszych
jeszcze nie pisałam
a już to wszystko
rozmazuje się
w pamięci przeszłości...
w deszczowym parku
usiadła na ławce
czekając na niego
jej wzrok w oddali szukał
jego kroków
które zbliżały się powoli
otulone kolorami tej jesieni
wraz z rytmem miłosnym
wystukanym przez krople deszczu
chwytając w swoje dłonie
melancholię złotych liści
przybył głaszcząc jej
stęsknione skronie..
podzieliłeś moje życie
na dwa światy
w jednym jest zielono
nawet wietrzyście
po parapecie
fruwają liście
jasno od gwiazd
skrzących się
na odległym niebie
w drugim świecie
nie ma nawet ciebie
wysyłam ci moje łzy
skroplone tęsknotą
wysyłam ci tą rozbrzmiałą
marzeniami rzeczywistość
i zaklejam swoje pragnienia
w prostokącie koperty
w każdej chwili każdej godziny
słyszy imię jego jedyne
kiedy przechodzi przez ulicę
kiedy przegląda się w lusterku
kiedy siada wśród tłumu
w swoim niebieskim sweterku
wszędzie i bez chwili zwątpienia
trwa w niej melodia jego imienia
liście kolorowe
przydeptane życiem
mienią się w słońcu
promiennej nadziei
liście roztańczone
z wiatrem
mkną przez życie
kladą się bezwstydnie
na pobladłej ziemi
twoje oczy
patrzą
pragną
tęsknią
choć ich nie widzę
otulają spokojnie
moją przestrzeń...
widzisz
oczy włosy
usta dłonie
i ciało spragnione
podpierasz
swoje palce
o barierę słów
a pamięć o tym
trwa długie lata...
nasyciłam swoje oczy
pamiętam
jak wyglądały twoje rzęsy
powieki nabrzmiałe usta
i dołki w policzkach
pamiętam
jak się śmiałeś
jak przeglądałeś się
w mojej twarzy
jak śledziłeś moje kroki
i wzrokiem upartym
przypatrywałeś się
moim kolanom
nasyciłam swoje oczy
tamtej nocy
przemienionej
w gwiaździstą szatę
twoje oczy
w mej pamięci
zaistniały
i całe twoje ciało
wspinam się po nim
marzę
a chustą swoich ramion
macham do ciebie
i pojawiasz się
czasem na jawie
czasem we śnie
nie znikaj
jeszcze tylko
ucałuję twoje usta
szukam cię
o poranku
w przemijającej minucie
szukam cię
tam gdzie zostawiłam
swoją niebieską chustę
szukam cię uparcie
wytrwale czekam
a znajduję
pod powiekami
wspomnień
Anioł
Przybył nagle. Stanął obok.
Jej policzki zaróżowił.
Oczy tęczą namalował
i nadzieję jej odnowił.
W strachu swoim i nieśmiało
odezwała się do niego,
choć do końca nie wiedziała
co się stało. I dlaczego.
W jednej chwili pozwoliła
aby smutek jej uleczył.
Przy okazji zabrał w kieszeń
innych kilka, przykrych rzeczy.
Tak zwyczajnie ją przytulił,
dodał skrzydeł jej do ramion.
Serce drżące uspokoił,
bo to był niebiański anioł.
usiadłam na kamieniu
wiatr zamigotał w tajemniczość
i niedotykalność mych włosów
myślałam o twoim odejściu
o twych gestach