Rubinowa akwarela - Agnieszka Zakrzewska - ebook + audiobook + książka

Rubinowa akwarela ebook i audiobook

Zakrzewska Agnieszka

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Richella de Klerk, zwana Ellą, wychowała się wśród tulipanów w malowniczej wiosce pod Amsterdamem. Jej rodzice, Jaap i Mathilde, są właścicielami najstarszej w okolicy kwiatowej farmy – Orange Bouquet. Jaap, oderwany od rzeczywistości marzyciel, zakochany w przyrodzie, specjalizuje się w tworzeniu nowych odmian tulipanów, a jego pragmatyczna, twardo stąpająca po ziemi żona koncentruje się na finansach i sprzedaży. Richella pomaga na farmie w czasie wakacji, ale nie podziela rodzinnej pasji. Interesuje ją fotografia, a jej marzeniem jest praca dla największych modowych pism.

Jakub Jansen, syn polskiej archeolożki i holenderskiego wielbiciela serów z Goudy, urodził się w Warszawie, ale jako mały chłopiec przeprowadził się do Haarlemu. Po wielu latach spełnia swoje największe marzenie – zostaje florystą i otwiera kwiaciarnię. Jego oryginalne bukiety są jak kwiatowy poemat, skomponowany z dbałością o najmniejsze detale. Największą miłością Jakuba jest jednak Maria, niezwykle uzdolniona malarka. Kiedy wszystko zdaje się układać po myśli zakochanych, nagle w ich życiu pojawia się tajemniczy mężczyzna z przeszłości.

Czy Richella pójdzie w ślady swoich przodków? Kto się okaże jej największym sprzymierzeńcem, a komu zależy na upadku tulipanowego imperium? Jaką rolę odegra w jej życiu Jakub? Odpowiedzi znajdziecie w intrygującej, zaskakującej i przepełnionej kwiatowym aromatem historii, pokazującej wagę rodzinnych więzi i siłę miłości, która lubi rozkwitać w najmniej spodziewanych życiowych momentach.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 323

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 57 min

Lektor: Anna Matusiak
Oceny
4,5 (174 oceny)
111
38
22
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
malgodwa

Całkiem niezła

Audiobook. Miło się słuchało podczas koszenia trawy, spoko lektor a to duży plus. Ale taka jakby niedokończona ta książka jest. Pomysł może fajny ale mam wrażenie, że autorka nie wykorzystała swojego potencjału. Wiele ciekawych wątków takich niedokończonych, urwanych można to było pociagnąć. No i ten domek z okładki to niby czyj? Pytam bo wydawca do tego nawiązał. (okładka mi się podoba ale nie widzę związku z książką).
10
Elusive_Soul

Całkiem niezła

Książka o ludziach z pasją, o silnych więzach rodzinnych i... o cebulkowatych pięknościach, które krążą we krwi jej bohaterów, nadając rytm ich życiu. Historia ciekawa, ale niczym mnie nie zaskoczyła. Za to ile dowiedziałam się o tulipanach...
00
zosia54

Całkiem niezła

takie sobie czytadło, nic specjalnego.
00
mama007

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna
00
ewaperyt

Dobrze spędzony czas

Przepiękna polecam wszystkim
00

Popularność




Redakcja

Anna Seweryn

Redakcja techniczna, skład, łamanie oraz opracowanie wersji elektronicznej

Grzegorz Bociek

Korekta

Urszula Bańcerek

Anna Jeziorska

Zdjęcia na okładce

© freepik, Racool_studio | freepik.com

© Drunaa | Trevillion Images

Wydanie I, Chorzów 2023

tekst © Agnieszka Zakrzewska, 2023

© Wydawnictwo FLOW

ISBN 978-83-8364-014-3

Wydawnictwo FLOW

Lofty Kościuszko

ul. Metalowców 13/B1/104

41-500 Chorzów

[email protected]

+48 538 281 367

Gdzieś na ziemi są pola tulipanów,

a ludziom dana jest miłość.

Ryszard Kapuściński

Dla mojej mamy Krysi,

która najbardziej na świecie kocha tulipany.

Rozdział pierwszy. Panna Richella i jej wstydliwy sekret

Exotic Parrot (Egzotyczna Papuga) – środek każdego płatka tulipana jest szmaragdowozielony i poprzez żółte odcienie przechodzi w piękny i intensywny róż. Początkowo wygląda jak nieciekawy stożek, a po otwarciu przyjmuje asymetryczny kształt niepodobny do klasycznej tulipanowej czarki. Prawdziwe brzydkie kaczątko. Bardzo niepokorny gatunek, tak jak bohaterka niniejszego rozdziału.

Richella de Klerk nie miała w swoim poukładanym życiu zbyt wielu tajemnic. Urodziła się – jak na kwiatową księżniczkę przystało – w połowie kwietnia, w najgorętszym okresie tulipanowego sezonu, w wielkim domu nieopodal Lisse. Z jego północnych okien rozciągała się aż po daleki horyzont panorama różnobarwnych pól Bollenstreek1. Widok od strony południowej nie był już tak spektakularny. Przedstawiał gigantyczne szklarnie, w których biły tysiące tulipanowych serc farmy Orange Bouquet – rodzinnego biznesu de Klerków. To właśnie w północnym skrzydle willi, w pokoju, którego pocięte szprosami okna wychodziły na kwiatowy gobelin utkany widowiskowo przez matkę naturę, Richella spędzała w pierwszych latach swojego życia najwięcej czasu. W tym miejscu rezydowała bowiem Hendrika de Klerk Heemstra, wdowa po synu założyciela Orange Bouquet. Sąsiedzi nazywali ją Tulipanową Lady, ale dla Richelli była po prostu babcią, najukochańszą Omą. Hendrika jako jedyna w rodzinie stanowczo odmawiała nazywania swojej wnuczki jej oficjalnym imieniem, upierając się przy zdecydowanie ładniejszej i prostszej formie – Ella.

1 Najstarszy i najsławniejszy region w Holandii pod względem uprawy roślin cebulkowych, przede wszystkim tulipanów.

– Twoja matka oszalała – przemawiała nad kołyską dwutygodniowej dziewczynki, delikatnie gładząc jej loki, sterczące zawadiacko znad bawełnianej kołderki. – Kto to słyszał, żeby de Klerkówna nosiła tak pretensjonalne germańskie imię. Richella, też mi coś! – prychnęła i spurpurowiała ze złości jak płatki Flaming Kiss, jej ukochanego tulipana.

– W końcu jesteś! – zawołała na widok Jaapa, swojego jedynego syna, wchodzącego do sypialni córeczki. – Co wam strzeliło do głowy? Czyj to był pomysł, twój czy Mathilde?

– Jaki pomysł, matko? – zafrasował się i podrapał po bujnej jasnej czuprynie podbarwionej lekko rudawymi refleksami. – O czym ty mówisz?

Jaap de Klerk jak na właściciela firmy produkującej czterysta pięćdziesiąt odmian tulipanowych cebulek eksportowanych na cały świat zbyt często i zbyt chętnie bujał w obłokach.

– O imieniu! Twojej księżniczki! Która spoczywa w tej oto kołysce! – wycedziła przez zęby seniorka rodu, wskazując dobitnie długim palcem przeciągające się właśnie rozkosznie dziecko.

Jaap wzruszył ramionami.

– O co tu kruszyć kopie? Doskonale wiesz, że Mathilde pochodzi z Walonii, a tam to bardzo popularne imię dla dziewczynek.

– Nie musisz mi nieustannie przypominać o belgijskich korzeniach swojej małżonki! – Hendrika uniosła cienko wyskubane brwi.

„Trafiła mi się synowa z krainy frytek2” – dodała złośliwie, ale już w myślach, gdyż nie chciała dłużej gnębić syna. Miał teraz na głowie o wiele poważniejsze problemy.

2 Frytki to kulinarne dobro Belgii.

– Turyści nadal brużdżą? – zapytała, sprytnie zmieniając drażliwy temat.

– Mam wrażenie, że od kiedy zamontowaliśmy przy zagonach tabliczki z napisem: „Kwiaty są do wąchania, nie do deptania”, zanotowaliśmy jeszcze więcej strat. U Penningsów jest to samo – rzucił zafrasowany Jaap.

Nieprzypadkowo wymienił właśnie to nazwisko. Sylvan Pennings, właściciel farmy Flowerbulbs był najbliższym sąsiadem de Klerków i podobnie jak oni działał w tulipanowej branży. To było błogosławieństwo i przekleństwo Lisse, tutaj wszyscy mieli w swoich życiorysach jakieś kwiaty. Sąsiedzkie farmy czerpały dochody z dwóch źródeł: sprzedaży cebulek tulipanów oraz z produkcji kwiatów ciętych, która była bardziej domeną Orange Bouquet (dwadzieścia milionów sztuk rocznie!). Hendrika uważała wprawdzie, że jej syn nie powinien się bratać z rywalami, ale on puszczał jej uwagi mimo uszu. Jaap i Sylvan znali się od czasów peuterschool3 i nie zamierzali ze sobą konkurować. Tę przysięgę przypieczętowali, upijając się samogonem podczas praktyk studenckich w najbardziej znanym w Holandii ogrodzie Keukenhof w Lisse…

3 Holenderskie przedszkole.

Wiosną rozkwitało w nim siedem milionów kwiatów cebulkowych. Tulipany, hiacynty, krokusy i narcyzy przyciągały feerią barw i zapachów ich wielbicieli z całej Europy. Każdy szanujący się ogrodnik kiedyś tutaj terminował. Jaap i Sylvan również dostąpili tego zaszczytu, ale o mały włos nie wylecieli z uczelni, kiedy opiekun grupy znalazł ich chichoczących w tulipanowym kwieciu, z łodygami żółtej odmiany Cairo zatkniętymi zawadiacko za uszy. Ich dobrze zapowiadająca się kariera w Keukenhofie skończyła się z przytupem i nikt nie przypuszczał, że za kilkanaście lat będą wiodącymi farmerami w okolicy.

Przeżyty wspólnie kac oraz rozstrój żołądka po późniejszej degustacji tulipanowych cebulek zbliżył de Klerka i Penningsa na dobre. Sylvan był bardziej finansistą, Jaap botanikiem, ale potrafili się uzupełniać i doradzać sobie w sprawach rozwoju i promocji swoich farm. Przyjaźń pomiędzy nimi ugruntowało na dobre radosne wydarzenie. Mianowicie w tym samym czasie narodziły się ich dzieci, dziewczynka w Orange Bouquet i chłopiec we Flowerbulbs. Richella de Klerk i Ridder Pennings z urzędu więc skazani byli na tulipany. Pierwszych rozmów na temat uciążliwych turystów zadeptujących zagony Orange Bouquet panna de Klerk wysłuchiwała już w kołysce.

– Czy ci ludzie w ogóle mają świadomość, jakie szkody powoduje spacerowanie po ukwieconym polu? – emocjonowała się Hendrika.

Maleńka Richella skrzywiła buzię i zatrzepotała rączkami.

– Ciszej, kobieto, straszysz dziecko – upomniała półgłosem samą siebie starsza pani i ponownie zwróciła się do syna: – A nie powinieneś poprosić władz gminy o pomoc? Może mogliby ustalić odgórnie jakieś kary? Widziałam w raportach firmy, że w zeszłym roku to włażenie w zagony kosztowało nas dwadzieścia tysięcy guldenów4 strat!

4 Gulden był walutą obowiązującą w Holandii przed euro, do 2002 roku.

– To nic nie da… – Jaap sceptycznie pokręcił głową. – Gminie bardzo zależy, żeby turyści tłumnie zjeżdżali do Bollenstreek i tutaj wydawali swoje pieniądze. Nasze straty to kropla w morzu zysków dla regionu. Ludzie kupują u nas tony cebulek. A zapomniałaś już, ile dochodu przynosi nam pole, gdzie sami mogą wybierać tulipany? Jeden gulden za sztukę wydawał mi się na początku zbyt wygórowaną ceną, ale jak na razie nikt nie narzeka. Turyści lubią się bawić w ogrodników i są przyzwyczajeni do wysokich marż. Tylko dlaczego potem rozłażą się po całej farmie, powodując tyle szkód?

– Owszem, zyski to ważna rzecz, ale goście muszą szanować naszą własność!

Pomysł, by każdy mógł wejść na pola – na których w szpalerach rosły różne odmiany tulipanów – i samemu wykopać wybrane kwiaty wraz z cebulami, nie od razu przypadł do gustu Hendrice. Wszelkie nowości przyprawiały ją o gęsią skórkę. Ale Jaap wszystko doskonale przemyślał. Każdy mógł sobie wziąć woreczek i łopatkę, z którymi mógł rozpocząć polowanie na najpiękniejsze okazy w wyznaczonych sektorach. Nazwę akcji „Zrób sobie bukiet” wymyśliła Mathilde. Chętnych było mnóstwo. Po polach roznosiły się głosy „kopaczy” – głównie pań zapamiętale dyskutujących o odmianach bądź panów próbujących rywalizować na dorodniejsze samodzielnie wydobyte z ziemi cebule.

Hendrika nie lubiła wtedy spacerować pomiędzy kwiatami. Czekała niecierpliwie, aż tulipanowa gorączka minie, i wtedy zabierała w plener wnuczkę. Tłok ją przytłaczał i nie mogła patrzeć, jak bezlitosna gawiedź zadeptuje zagony. Najbardziej lubiła dziewicze, nieskalane obecnością człowieka pola. Dzisiaj też zaplanowała wspólną wyprawę z małą dziedziczką.

– Pomyślę jeszcze nad tymi turystami – zapowiedziała szumnie. – Po południu idę z Ellą na spacer. Rwie się do kwiatów jak mało kto. Już teraz dostrzegam, że ma niezłomny charakter de Klerków!

– Z Ellą? – Jaap skrzywił się dyskretnie. – Nie wiem, co na tę zmianę powie jej matka.

– Przecież przed chwilą mówiłam, że nie podoba mi się imię Richella! – zagrzmiała starsza pani. – Chyba nie sądzisz, że się boję Mathilde?! To moja sprawa, jak będę nazywać swoją pierwszą wnuczkę. Poza tym od niepamiętnych czasów kocham Ellę Fitzgerald. Jej sława zdecydowanie wychodzi poza granice Walonii – dodała złośliwie, ale Jaap już nie zareagował.

Doskonale wiedział, że na tyrady jego matki nie ma mocnych. Niech już będzie ta Ella!

***

Richella, nieświadoma batalii o własne imię, beztrosko dorastała na farmie. Biegała po ogromnym ogrodzie, podlewała kwiatowe rabaty i uczyła się rozpoznawać na zagonach Orange Bouquet różne odmiany tulipanów. Najbardziej lubiła je ogławiać, czyli obcinać sekatorem kielichy znajdujące się na końcu kwiatostanu. Na początku, widząc, jak robi to ojciec, wpadła w histerię, że papa morduje kwiatki. Oczywiście do akcji błyskawicznie wkroczyła babcia.

– To dla ich dobra, córeczko – tłumaczyła cierpliwie. – Ogławianie ogranicza wytwarzanie nasionek i determinuje rozrost cebulki. Cała energia kwiatka idzie wtedy do niej. Cebula jest najważniejsza, daje naszym tulipanom nowe życie.

Dziewczynka pokiwała główką i wsunęła pulchną łapkę w kościstą dłoń swojej ukochanej Omy. Skoro babcia twierdziła, że tak trzeba, ufała jej bezgranicznie.

Pierwszym słowem wypowiedzianym przez małą Ellę nie było bynajmniej ani „mama”, ani „tata”. Kwiatowa księżniczka musiała być oryginalna!

– Pa… palot! – wymamrotała pewnego pięknego majowego poranka, wskazując na intensywny róż rosnącego na rabacie tulipana o postrzępionych płatkach.

– Parrot! Tak! – zakrzyknął uradowany Jaap i przytulił mocno wyrywającą się córkę (nie lubiła wylewnych czułości) do szerokiej piersi. – Moja krew! Jesteś najmądrzejsza na świecie, lieverd5! Za kilka lat zaczniesz mi pomagać w krzyżówkach nowych odmian! Będziemy je razem zapylać i sadzić!

5 hol. kochanie

– Hola, hola, nie rozpędzaj się tak! – studziła zapędy męża roześmiana Mathilde. Śledziła uważnie każdy ruch małej, która ochoczo podlewała kwiaty błękitną konewką. Większa część wody lądowała na jej dżinsowych ogrodniczkach. – Wolałabym, żeby Richella przede wszystkim umiała liczyć. Potrzebna mi pomoc w rachunkach. Fantastów wymyślających nowe odmiany jest już zdecydowanie zbyt wielu. W zeszłym roku powstało ich ponad sto. A przecież ktoś je potem musi z zyskiem sprzedać. I tego nauczę naszą córkę. Zarabiania pieniędzy!

– Od tego tutaj jesteś, moja droga – potaknął ugodowo Jaap.

Jednak patrząc na gryzące się kolorami wstążki w jasnych włosach Richelli (wplatała je sama niezdarnie pomiędzy gęste pasma), potajemnie marzył, żeby odziedziczyła jego kreatywność, a nie pragmatyczność swojej matki. Chociaż musiał przyznać z ręką na sercu, że gdyby Mathilde nie hamowała jego twórczego zapału, ignorując zwracanie uwagi na wysokie koszty, już dawno musieliby zamknąć firmę. W sprawach finansowych ufał żonie jak nikomu innemu i bez zmrużenia oka akceptował jej biznesowe decyzje. Jej smykałka do buchalterii sprawiła, że farma Orange Bouquet zdecydowanie rozkwitła. Tak jak nowe odmiany tulipanów, nad którymi nieustannie pracował Jaap.

***

Chwile, kiedy rodzina de Klerków mogła w spokoju napić się kawy w ogrodzie, zdarzały się niezmiernie rzadko. Jaap przesiadywał głównie w szklarniach, a Mathilde w biurze. Pracowali ciężko, ale nie było wyjścia. Wszyscy doświadczeni farmerzy doskonale znali złotą zasadę tej branży – żeby do czegoś dojść w kwiatowym biznesie, potrzeba dużo cierpliwości i pokory. Sukces zależał również od czynników, na które nie mieli wpływu. Przymrozki, ulewy, susze czy gradobicia stanowiły największe zagrożenie dla farmy. Kiedy Jaap był nastolatkiem, nad Orange Bouquet przetoczyła się nawałnica i doszczętnie zniszczyła uprawę tulipanów. De Klerkowie zaliczyli ogromne straty, które z mozołem odrabiali w kolejnych sezonach. Hendrika i jej świętej pamięci mąż nigdy się nie poddawali. I taka miała być też ich wnuczka. Dzielna, nieustępliwa i bojowa.

W kwietniowy urodzinowy poranek, gdy mała skończyła siedem lat, Hendrika urządziła jej pierwszy egzamin.

– Ellu, wymienisz pięć rodzajów tulipanów na naszej farmie?

Richella zmarszczyła zabawnie czoło i wyciągnęła przed siebie obie rączki.

– Pojedyncze, pełne, strzępiaste, papuzie, piwoniowe. – Po każdym słowie zaginała paluszki prawej dłoni.

– A jak się nazywa moja ulubiona odmiana piwoniowa?

– Pink Star! – wykrzyknęła dziewczynka.

– Zuch! Jesteś lepsza niż Jaap w twoim wieku. – Hendrika czule pogładziła jasną głowę małej. – Nigdy nie mógł zapamiętać nazw gatunków i nieudolnie próbował mydlić mi oczy.

Lata mijały, a Hendrika niestrudzenie wędrowała z Ellą wśród zagonów, pokazywała jej kwiaty, uczyła szacunku do przyrody i do ciężkiej pracy. Czasem przemycała pewne złośliwostki dotyczące kobiet lubujących się w cyfrach, a niezwracających uwagi na przyodziewek odpowiedni dla żony znanego w okolicy farmera. Bo kto to słyszał, żeby druga połówka mężczyzny na tak wysokim stanowisku chodziła wiecznie w tych samych portkach i niemiłosiernie wygniecionych lnianych koszulach?!

– Pamiętaj, dziecko, że jak cię widzą, tak cię piszą. – Hendrika wygłaszała wyświechtane slogany jak prawdy objawione, poprawiając starannie ozdabiający jej pomarszczoną szyję sznur najprawdziwszych pereł South Sea.

Jej wnuczki jak na razie nie interesowała moda. Zabawa „w chowanki” pomiędzy zagonami była o wiele ciekawsza. Z czasem jej ulubionym zajęciem stało się zadawanie miliona pytań na temat hodowli kwiatów.

– Jak to jest, babciu, że z cebulek, które wyglądają tak samo, powstaje tyle różnych odmian tulipanów? – zagadnęła Richella podczas jednej z wielu wypraw do Bollenstreek.

Jeździły na nie wystrojone w słomkowe kapelusze przewiązane fruwającymi na wietrze wstążkami. Hendrika pedałowała na wysłużonej brązowej gazelli, a Ella na białym batavusie z wygrawerowanymi na ramie inicjałami. Jaap zamówił ten rower w fabryce w Heerenveen na jej dziesiąte urodziny. Obok literek widniał papuzi tulipan w różowym kolorze, którego nazywała zdrobniale „Parrotka”.

– Babciu! – ponagliła Ella, zerkając niecierpliwie na Hendrikę. Ta zapatrzyła się na pocięty kwiatowymi liniami horyzont. – Co z tymi cebulkami? Miałaś mi pokazać, jak się je sadzi. Słyszysz, co do ciebie mówię? Czemu zawsze gdy jesteśmy na polu, tak się zamyślasz?

– Bez powodu, kochanie – odparła łagodnie starsza pani. – A właściwie… chyba już czas, żebym ci o tym opowiedziała, lieverd. To właśnie tutaj poznałam twojego dziadka. Lubiłam spacerować po niezadeptanych wówczas ścieżkach wśród wielobarwnego kwiecia. Harm siedział ukryty za gęstwiną krzaków i fotografował swoim starym aparatem tulipanowe łany. Na szyi miał przewieszone skórzane etui, a w niemiłosiernie zmierzwionych włosach jakieś zielsko. Najpierw fuknęłam na niego, że wchodzi w szkodę, ale uśmiechnął się do mnie tak niewinnie i… wpadłam po uszy. Dopiero po jakimś czasie przyznał się, że to jego grunty.

– Żałuję, że go nie pamiętam… – westchnęła Richella. – Dziadek był fotografem?

– Amatorem, ale o niezwykle precyzyjnym oku – uściśliła babcia. – Pierwszy aparat, Ihagee Exakta z obiektywem Biotar Zeissa, dostał od swojego kuzyna z Drezna…

Hendrika de Klerk otworzyła szeroko oczy. Przed nią rozpościerały się nagie pola Orange Bouquet. Ech, gdyby Harm mógł teraz zobaczyć, jak pięknie rozrosła się jego kwiatowa plantacja! Na pewno fotografowałby każdy zakątek farmy, a ona potem oglądałaby te zdjęcia, zachwycając się jego talentem. Do dziś pamiętała wszystkie dane techniczne aparatu męża. Mówił o nich tak często, że potrafiła podać te detale wybudzona ze snu w środku nocy. Błona zwojowa typ sto dwadzieścia siedem, spust migawki po lewej i czuły obiektyw, którym nawet w złych warunkach pogodowych dało się zrobić niezłą fotografię.

Niedługo po ich ślubie życie farmera zmusiło Harma do rezygnacji z pasji. Nie miał już czasu przesiadywać godzinami w urządzonej w łazience ciemni, gdzie po wywołaniu zdjęć płukał je i przypinał klamerkami do sznurka rozwieszonego nad wielką żeliwną wanną. Często mu towarzyszyła w tej pracy. Trzymali się za ręce i w kompletnej ciszy czekali, aż na papierowych odbitkach pojawią się zatrzymane w kadrach kwiaty…

– Dosyć tych retrospekcji! – huknęła nagle Hendrika.

Zbyt często lubiła do nich wracać i musiała się mocno pilnować. Teraz jest teraz, a przyszłość to jedna wielka niewiadoma. To, kim jesteśmy dzisiaj, to tak naprawdę suma składowa naszych wspomnień – jak lubił mawiać Harm. Ale ona dla dobra farmy powinna celebrować teraźniejszość.

Starsza pani schyliła się i sięgnęła ręką do wilgotnej ziemi. Szybko namacała palcami grubą tulipanową cebulę.

– Pamiętaj, Ellu, że sadzimy je zawsze spiczastą końcówką do góry na głębokości około piętnastu centymetrów. Gleba musi być odpowiednio spulchniona, żeby cebula łatwiej się ukorzeniła – wyjaśniła.

– A co się stanie, jak posadzę ją płyciej? – Ella lubiła dociekliwe pytania w stylu „co by było gdyby…?”.

– Narazisz cebulę na uszkodzenie przez gryzonie lub przymrozki. Mogą ją również zaatakować infekcje grzybiczne. Poza tym zbyt płytko posadzone tulipany są mniej stabilne i będą się pokładały.

– Babciu, ty wszystko wiesz! – Ella patrzyła na nią roziskrzonym wzrokiem. – Chciałabym być kiedyś taka mądra jak ty.

Hendrika roześmiała się głośno.

– Wszystkiego się nauczysz, dziecko. Dla Orange Bouquet cebule są jak rodowe perły. Kochaj je i szanuj. Wyglądają niepozornie, ale kryją w sobie mnóstwo siły. To twoje dziedzictwo. Obserwuj uważnie wszystkie zmiany, albowiem nic w przyrodzie nie dzieje się bez przyczyny. Sztuka życia to sztuka przetrwania, Ellu. Tak to już jest, że z pozornie małych rzeczy powstają te wielkie…

– Co masz na myśli, babciu? – Dziewczynka uklękła tuż bok Omy, próbując zajrzeć jej w oczy.

Ciągnące się długimi pasmami zagony wydawały się smutne i pozbawione barw, ale w żyznej glebie kiełkowało już nowe życie. Tulipany zasadzono w pierwszej połowie września, żeby ich mięsiste cebule otoczone zaschniętymi łupinami miały czas na ukorzenienie.

– Nic, moja kochana. Takie tam mądrości starej baby – podsumowała lekko Hendrika. – Czujesz, jak pod ziemią pulsuje chęć przetrwania, o której wspomniałam? – Nakierowała rączkę wnuczki na ukryty w mokrej glebie kwiatowy skarb. – Za chwilę wszystkie cebulki zapadną w głęboki sen, który bliżej wiosny zamieni się w przerywaną drzemkę. Kiedy nadejdzie pierwsze ocieplenie, rośliny wyciągną z łusek swoje pieczołowicie przechowywane zapasy węglowodanów, białek i witamin. Dzięki nim zaczną rosnąć, przebiją się do góry, a potem cały świat w końcu je zobaczy i zacznie podziwiać. Wszyscy czekamy w Lisse na dzień, w którym otaczająca nas szarzyzna zmieni się w feerię najpiękniejszych odcieni wiosny. Kwiecień to najżyźniejsza pora roku. W tym czasie ziemia stroi się zalotnie w barwne piórka. Jaki jest twój ulubiony kolor, wnusiu? – zapytała nagle.

Richella poruszyła się niespokojnie. Na jej okrągłej buzi pojawił się cień wahania.

– Babciu, muszę ci coś powiedzieć… – szepnęła. – Tylko obiecaj mi, proszę, że nie będziesz na mnie zła… Ja nie widzę kolorów. Nie potrafię ich odróżnić. Rozpoznaję je po kwiatach. Nauczyłam się na pamięć już kilkunastu gatunków! I jakoś daję radę!

– Bzdura! – żachnęła się Hendrika. – Jesteś de Klerkówna! Tulipanowe soki płyną w twojej krwi, dziecko! Twój dziadek miał rękę do kwiatów. Jaap i ty odziedziczyliście ten talent po nim. Mówimy na takich ludzi mensen met groene handen6. Wszystkie krzyżówki z laboratorium twojego ojca są dorodne, pięknie wybarwione i wyprostowane jak oddział dobrze wyszkolonej piechoty. Twoje też takie będą.

6 hol. dosł. ludzie z zielonymi rękoma, czyli obdarzeni talentem do hodowania kwiatów

– Babciu, wiem, co mówię – upierała się. – Nie rozpoznaję kolorów, ale chyba potrafię je wyczuć. Każdy z nich ma swoją temperaturę i wibruje innymi emocjami. Kiedy dotykam płatków tulipana Strong Gold, pod moimi palcami pulsuje ciepło i ogarnia mnie spokój. Z kolei Arabian Mystery usypia jak tabletka nasenna. Jest aksamitny, głęboki, kojący. Widząc barwę, od razu dopasowuję do niej konkretny gatunek, którego kolor znam na pamięć. I dzięki temu nikt się jeszcze nie zorientował. Tylko nie mów o niczym tacie. Chyba by go to zmartwiło… – zafrasowała się Ella.

– Nigdy nawet tak nie myśl! – surowo upomniała wnuczkę Hendrika. – Ojciec jest z ciebie niezwykle dumny. W końcu pewnego dnia to ty obejmiesz po nim Orange Bouquet. To wszystko będzie twoje… – Zatoczyła szeroko ręką otaczające je pola.

Ella nie odpowiedziała. Odwróciła głowę, przymknęła na moment oczy, a potem powiedziała cicho:

– A jednak wolałabym, żeby o tym nie wiedział, babciu.

– Dobrze, lieverd. – Hendrika złożyła w końcu broń. Nie było sensu się upierać. – Niech to będzie nasza wspólna tajemnica. A teraz chodź, zapraszam cię na filiżankę gorącego kakao. Nie sądzisz, że po tak długiej wyprawie zasłużyłyśmy na odrobinę słodyczy?