Saga amsterdamska. Tom 4. Spotkajmy się w Amsterdamie - Agnieszka Zakrzewska - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Saga amsterdamska. Tom 4. Spotkajmy się w Amsterdamie ebook i audiobook

Zakrzewska Agnieszka

0,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

28 osób interesuje się tą książką

Opis

Co może się wydarzyć, kiedy się okaże, że najbliższy sąsiad jest gburem bez żadnych manier? Czyżby oznaczało to wojnę domową, a może intrygującą znajomość, która wywróci twoje życie do góry nogami?

Agnieszka nie żałuje powrotu do Holandii i zamieszkania w willi w Sosnowym Lesie. Mijają lata, wszystko układa się pozornie sielsko, przynajmniej do momentu, kiedy córka Agi i Stijna wkracza w burzliwy okres dojrzewania. Annemarie odziedziczyła słuch absolutny po swojej prababci, co ogromnie cieszy jej ojca, który ma wobec jedynaczki szeroko zakrojone plany związane z jej karierą pianistki. Tymczasem dziewczyna jest normalną nastolatką, przeżywa pierwsze miłości, buntuje się, szuka swojego miejsca na ziemi i nie do końca wpasowuje się w idealny obrazek grzecznej dziewczynki, którą widzą w niej rodzice.

Co jednak najgorsze, pomiędzy państwem de Bruinami coś zaczyna się psuć. Praktycznie się nie widują, bo on zdecydowanie za dużo pracuje, a ona co rusz wynajduje sobie nowe zajęcia – jest tłumaczką i wolontariuszką w miejscowym szpitalu, a poza tym pomaga schorowanemu prawnikowi, z którym zaprzyjaźniła się przed laty. Starszy pan wyjawia jej tajemnicę z młodości, która zaważyła na całym jego życiu, i prosi o odnalezienie bliskiej mu osoby. Aga z zapałem zanurza się w przeszłości, zapominając o całym świecie… i swojej rodzinie. Tymczasem okazuje się, że de Bruinowie mają wroga...

Kim jest prześladowca, który stale obserwuje Agnieszkę i wysyła jej niepokojące wiadomości? Czy w obliczu niebezpieczeństwa małżeństwo stanie za sobą murem, a może kryzysowa sytuacja będzie powodem kolejnych kłótni? Jaką rolę w życiu Agi odegra przystojny i czarujący lekarz? Wszystkie sekrety Sagi amsterdamskiej zostaną ujawnione w zaskakującym finale, czyli powieści Spotkajmy się w Amsterdamie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 314

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 26 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Michalina Robakiewicz

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Cykl Saga amsterdamska

Tom 1: Do jutra w Amsterdamie

Tom 2: Pocztówki z Amsterdamu

Tom 3: Niebo nad Amsterdamem

Tom 4: Spotkajmy się w Amsterdamie

Redakcja

Anna Seweryn

Redakcja techniczna, skład i łamanie

Łukasz Slotorsz

Redakcja techniczna, skład i łamanie

Łukasz Slotorsz

Korekta

Urszula Bańcerek

Projekt okładki

Anna Slotorsz

Zdjęcia na okładce

© Scorpio835 | Wikimedia Commons, © olgers | shutterstock.com, © Ekatmarts | shutterstock.com, © ValeriaBoik | shutterstock.com, © anitapol | shutterstock.com, © Belenova_art | shutterstock.com, © Mariia Kutuzova | shutterstock.com, © Newstep | AdobeStock.com

Wydanie I, Chorzów 2025

tekst © Agnieszka Zakrzewska, 2024

© Wydawnictwo FLOW

ISBN 978-83-8364-168-3

Wydawnictwo FLOW

Lofty Kościuszko

ul. Metalowców 13/B1/104

41-500 Chorzów

[email protected]

+48 538 281 367

 

Życie jest jak jazda na rowerze. Żeby utrzymać równowagę, musisz być w ciągłym ruchu.

Albert Einstein

Dla emigrantów z wyboru i z konieczności, którzy codziennie muszą tęsknić za swoim domem…

Rozdział pierwszy. Najsmutniejsza impreza urodzinowa świata

Rozsiadłam się wygodnie w starym fotelu na werandzie willi w sosnowym lesie. To było moje ulubione miejsce w domu. Przeszklona weranda, zwana w Holandii z francuskiego serre,wychodziła na ogród i nawet w najbardziej pochmurne dni pełna była światła i zieleni, która bezceremonialnie zagarniała w swoje posiadanie całe wnętrze. Urządziłam tutaj ekologiczną jadalnię, prowizoryczną kuchnię, gabinet i salon z widokiem. Kolory natury wyciszały i spowalniały codzienny pęd. Podobno kiedyś mówiono, że każdy porządny dom powinien mieć werandę, a szanujący się pałac oranżerię. Po latach spędzonych w willi zgadzałam się z tym stwierdzeniem w pełni, gdyż trudno było mi wyobrazić sobie sosnowy las bez mojej zielonej serre.

Spojrzałam z radością na rysujące się za taflą szyby trawnik i hortensje. Ten widok stał mi się niezbędny do życia. Jak tlen, który każdego poranka łapczywie łykałam haustami przed wyruszeniem w świat. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że mieszkam gdzie indziej. Przed kilkoma laty Stijn napomk­nął coś o kupnie apartamentu w Amsterdamie. Uważał, że ze względu na szkołę Annemarie, jak również i jego pracę byłoby nam wygodniej przeprowadzić się do stolicy. Pomimo że kochałam to miasto jak żadne inne na świecie, nie chciałam zostawiać sosnowego lasu. Potrzebowałam spokoju, światła i przestrzeni. Ostatnia wizyta w centrum tylko mnie utwierdziła w tym przekonaniu. Choć sama przed sobą musiałam szczerze przyznać, że zatłoczone ulice nie miały w tym przypadku nic do rzeczy, chodziło raczej o atmosferę panującą w domu Jeroena i Euniki…

***

Miłość tych dwojga wybuchła przed kilkunastoma laty i śmiało mogłam powiedzieć, że to ja byłam matką chrzestną ich związku. Eunika, chcąc pomóc finansowo rodzinie, wyjechała potajemnie do Anglii. Pech chciał, że trafiła na nieuczciwego pośrednika, który zainkasowawszy sporą prowizję, zostawił ją na ulicy bez pracy, pieniędzy i dachu nad głową. Przy pomocy poznanej w drodze do Londynu rodaczki udało jej się zaczepić na zmywaku w jakimś poślednim pubie, ale warunki zatrudnienia i zakwaterowania urągały wszelkim zasadom człowieczeństwa. W tym czasie w Londynie przebywał akurat z przyjaciółmi Jeroen. To on na moją prośbę wyciągnął Eunikę z piekła, zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia i zabrał do Holandii.

Na początku Eunika traktowała mnie z nabożną adoracją, która niepostrzeżenie przekształciła się w toksyczny związek. Byłam częstym gościem w ich domu i z chęcią pomagałam dziewczynie w zaaklimatyzowaniu się w obcym kraju. Pytała mnie praktycznie o wszystko, radziła się w każdej sprawie, poczynając od zakupu sukni ślubnej, a kończąc na wyborze sałatki na obiad w restauracji. Nie odmawiałam pomocy, wiedziałam bowiem jak nikt inny, jak trudne i samotne bywają pierwsze miesiące na emigracji.

Po pewnym czasie zauważyłam jednak, że Eunika oczekuje ode mnie coraz więcej. Zaczęła domagać się mojego towarzystwa prawie na każdym kroku. Dzwoniła nawet w najbardziej błahej sprawie, po kilka razy dziennie. Uzależniała swoje decyzje od konsultacji ze mną, a kiedy sugerowałam dyskretnie, że sama musi wziąć odpowiedzialność za swoje wybory, wpadała w histerię, dosłownie rwąc włosy z głowy. Próbowałam z nią rozmawiać, jednak wszystkie nasze spotkania kończyły się płaczem i błaganiem o to, żebym nie zostawiała jej samej. Za każdym razem, kiedy brakowało jej rozsądnych argumentów, wracała do swojego traumatycznego dzieciństwa i ojca alkoholika, próbując w ten sposób wzbudzić we mnie litość.

Po kolejnej nieudanej próbie negocjacji nie widziałam innego wyjścia, jak rozmówić się z Jeroenem i razem z nim ustalić dalszą taktykę działania. Nie chciałam ranić Euniki, zależało mi na tym, żeby była szczęśliwa, musiała jednak w końcu stanąć na własne nogi i nauczyć się samodzielności. Nie mogła przejść przez życie uwieszona u mojej szyi. Umówiłam się więc z przyjacielem pewnego wieczoru, wiedząc, że Eunika ma w tym czasie lekcje holenderskiego. Przygotowywała się do egzaminu państwowego, który miał jej w przyszłości pomóc w ubieganiu się o obywatelstwo Królestwa Niderlandów.

Jeroen wydawał się z początku kompletnie zaskoczony moją opowieścią. Patrzył na mnie dziwnie i trochę plątał się w odpowiedziach. Znałam go już na tyle dobrze, że wiedziałam jedno – coś tu nie grało. Po przyparciu przyjaciela do muru wszystkie włosy na głowie stanęły mi dęba. Okazało się, że Eunika przedstawiła mężowi zupełnie inny obraz relacji ze mną. Według jej wersji to ja nalegałam na spotkania, uparcie domagając się drobiazgowych sprawozdań ze wszystkich jej poczynań, decyzji i planów. Mało tego, dopuszczałam się nawet krytyki ich związku. Eunika podzieliła się z mężem niepokojącym przypuszczeniem, że nadal go kocham i nie mogę znieść jego szczęścia z inną kobietą. Po usłyszeniu tych rewelacji wpadłam w taką furię, o jaką w życiu bym siebie nie podejrzewała.

– Jak mogłeś w to uwierzyć?! – Zerwałam się na równe nogi i wbiłam oskarżycielski wzrok w Jeroena. Najłatwiej było wyładowywać złość na tych, których mieliśmy akurat pod ręką. Nawet jeżeli ich wina była niejednoznaczna.

– Jak mówi stare holenderskie przysłowie: Oude liefde roest niet! – próbował żartować Jeroen.

Prychnęłam ze złością jak kotka.

– „Stara miłość nie rdzewieje” to polskie przysłowie! – Odezwała się we mnie patriotka. – Ale wszystko, co najlepsze, musi być oczywiście made in Holland, tak? – ironizowałam. – A poza tym co to ma do rzeczy? Jesteśmy przyjaciółmi! Kocham cię jak brata! A że czasem żałuję, że nam nie wyszło, nie oznacza, że chcę do ciebie wrócić i rozwalać twoje życie! Przerabialiśmy to już tysiące razy!

– Agnies, uspokój się… Nie wiedziałem, co mam o tym myśleć, byłem skołowany. – Jeroen przeczesywał nerwowo dłońmi swoje gęste włosy. – Z jednej strony, trudno mi było uwierzyć w to, że chciałabyś kontrolować Eunikę, a z drugiej strony, pomyślałem sobie, że może po urodzeniu Annemarie wpadłaś trochę w legendarne dagelijkse sleur1 i potrzebujesz jakiejś odmiany!

1 hol. codzienna rutyna

– I dlatego postanowiłam pożyczyć sobie cudze życie? – Kłamstwa Euniki nie bolały mnie nawet w połowie tak bardzo, jak świadomość, że Jeroen w nie uwierzył.

– Masz rację, nawaliłem, przyznaję… – Patrzył na mnie przepraszająco. – Wytłumacz mi teraz tylko jedno… Dlaczego ona to zrobiła?

Wzruszyłam ramionami. Skąd miałam to wiedzieć? Przypuszczałam, że Eunika wyczuła mój zwiększony dystans i wpadła w panikę. Postanowiła ukarać mnie za „niesubordynację”, skłócając nas z Jeroenem. Nie umiała inaczej, zawsze broniła się przez atak. Tego nauczyło ją poprzednie życie, w strachu i niepewności jutra.

Po krótkiej naradzie wspólnie podjęliśmy decyzję o zachowaniu tego odkrycia w tajemnicy i czasowym ograniczeniu naszych kontaktów do minimum. Byliśmy zgodni co do tego, że Jeroen powinien zwolnić nieco w pracy i poświęcić żonie więcej czasu. Tego potrzebowała najbardziej – miłości i uwagi. W związku, w którym jest ich pod dostatkiem, trudno znaleźć czas na intrygi. Późniejsze życie pokazało, że to była dobra decyzja.

Przynajmniej tak myślałam do dzisiaj…

***

Od razu po wejściu do kamienicy przy jednej z najbardziej reprezentacyjnych ulic Amsterdamu poczułam się nieswojo. Pomimo że świętowano tutaj urodziny małych dziewczynek, dostrzegłam tylko kilka białych i czarnych balonów, poprzyczepianych w miejscach, gdzie idealnie wtapiały się w kolor ścian. Kiedy moje dziecko obchodziło ósme urodziny, cała willa tonęła w kwiatach i najbardziej kiczowatych dekoracjach, jakie kiedykolwiek wyprodukowano. Annemarie sama przystrajała dom i nawet jeżeli gości bolały zęby od nadmiaru różu i lukru, nie miałam w tej kwestii nic do powiedzenia. To moja córka niepodzielnie królowała w tym dniu w sosnowym lesie. Przy Prinsengracht panowały najwyraźniej zupełnie inne zasady. Miałam wrażenie, że dom został udekorowany przez stylistę wnętrz, który bardzo się starał, żeby nieliczne ozdoby z okazji urodzin Fleur i Liselotty nie zaburzyły proporcji idealnie urządzonego i wysmakowanego wnętrza.

Mieszkanie przeszło najwyraźniej gruntowny remont. Wysokie sufity, finezyjne sztukaterie, doskonale odrestaurowany zabytkowy parkiet i w końcu otwarte na najpiękniejszy w Amsterdamie widok Kanału Książęcego wielkie okna wyglądały spektakularnie. Spojrzałam z uznaniem na Jeroena. Renowacja kamienicy musiała kosztować majątek. Nie przypuszczałam, że Jeroen ma taki wysublimowany gust. Lubił dobre jakościowo rzeczy i ładne wnętrza, ale ten dom przypominał rezydencję z najlepszego wnętrzarskiego pisma.

W lśniącej srebrem i nowoczesnością otwartej na salon kuchni dostrzegłam w końcu ubraną w czarną obcisłą sukienkę Eunikę. Miała niebotycznie wysokie czerwone szpilki i mocny makijaż, który całkowicie zmieniał jej delikatne rysy twarzy. Jej długie kruczoczarne włosy spływały miękką wystylizowaną falą na szczupłe plecy. Wyglądała dokładnie tak, jak to wnętrze – niezwykle stylowo i ekskluzywnie. Spojrzałam szybko na swoje skromne dżinsy i białą koszulę. Zdecydowanie powinnam założyć coś bardziej eleganckiego, ale w takim prostym stroju czułam się najlepiej.

Nagle na schodach rozległo się dudnienie, jakby stado słoni biegło w pośpiechu do wodopoju. Do salonu wpadły dwie identycznie wyglądające dziewczynki. Cała przestrzeń w jednej sekundzie zajaśniała i wypełniła się dziecięcym śmiechem. Rozwarłam ramiona, do których przypadły błyskawicznie „figurki porcelanowych laleczek”.

– Fleurtje, Liselotte! Moje skarby! – zawołałam po holendersku i uścisnęłam dziewczynki najmocniej, jak umiałam.

Patrzyły na mnie dwie jednakowe pary oczu. Małe były uderzająco podobne do matki.

– Tante2Agnieszka! – wykrzyknęły prawie jednocześnie, ukazując w uśmiechu drobne ząbki. – Masz dla nas prezenty?

2 hol. ciocia

– Oczywiście! – odpowiedziałam szybko po polsku i rozejrzałam się w poszukiwaniu toreb.

– Na prezenty przyjdzie czas! – odezwała się surowo Eunika i podeszła do nas, patrząc z dezaprobatą w oczach na moje dziurawe dżinsy. W Holandii nie obowiązywał urodzinowy dress code, ale chyba rzeczywiście nie pasowałam do tego wnętrza. – A teraz wracajcie do swoich pokojów, dorośli napiją się kawy! – zarządziła i ledwo zauważalnie skinęła mi głową na powitanie.

Nie zważając na mało serdeczne przyjęcie, objęłam ją delikatnie i pocałowałam w oba policzki. Były idealnie gładkie i lodowato zimne.

– Tak, tak – potwierdziłam szybko i odwracając się, pogłaskałam dziewczynki po głowach. – Wracajcie do gości, ja zaraz do was przyjdę z niespodziankami.

– Ty jesteś naszym gościem, nie mamy innych – odpowiedziała Fleur, zerkając ze zdziwieniem na siostrę.

– Jak to jedynym? – Osłupiałam i spojrzałam pytająco na Eunikę. – To o której rozpoczyna się impreza?

– Już się rozpoczęła – odpowiedziała niecierpliwie. – Czekaliśmy tylko na ciebie. Szkoda, że nie zabrałaś ze sobą Annemarie, dziewczynki liczyły na wspólną zabawę. Nie patrz na mnie w ten sposób! – zirytowała się nagle. – Mamy nowe podłogi, nie chciałam, żeby dzieciarnia zarysowała parkiet!

Rozejrzałam się dyskretnie w poszukiwaniu Jeroena. Coś bardzo niedobrego działo się w tym domu.