10,99 zł
Książę Rafael Navarro odkrywa, że Amalia De Vita jest w ciąży. Amalia wkrótce ma poślubić jego przyrodniego brata, ale to z Rafaelem spotykała się na nocne rozmowy w bibliotece, to w nim się zakochała i do jego sypialni przyszła. Rafael wie, że on jest ojcem i nie zamierza dopuścić do tego, by ktoś inny wychowywał jego dziecko. Zawsze unikał skandali, ale tym razem zjawia się w kościele, by nie dopuścić do ślubu…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 153
Jackie Ashenden
Sekretne randki
Tłumaczenie:
Dorota Viwegier-Jóźwiak
Tytuł oryginału: Pregnant by the Wrong Prince
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2021
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2021 by Jackie Ashenden
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2023
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-276-9182-8
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek
– Stój!
Donośny głos przetoczył się przez wnętrze katedry niczym lawina, uciszając samego biskupa.
Amalia De Vita będąca już w połowie drogi do ołtarza zastygła w bezruchu, a serce załomotało w jej piersi tak mocno, że zastanawiała się, czy inni też je słyszą.
On wie.
Przeraziła ją ta myśl. Dłoń spoczywająca na ramieniu ojca drgnęła, jakby chciała ją cofnąć i zasłonić brzuch. Niemożliwe! Nie mógł wiedzieć. Nikt nie wiedział. Nawet Matias, jej narzeczony. Zatrzymała tę informację dla siebie i pilnowała, by nikomu jej nie zdradzić.
Przy ołtarzu czekał na nią Matias. Wysoki, przystojny i elegancki, w doskonale skrojonym garniturze. Zmarszczył brwi i patrzył pytająco w stronę Lii.
Lia nie odwróciła się. Wiedziała, do kogo należał głos. Strach skradał się ku niej drobnymi kroczkami jak drapieżnik w dżungli.
Trzeba było mu o wszystkim powiedzieć.
W katedrze panowała przytłaczająca cisza, a każdy z kilkuset gości stał z głową odwróconą w kierunku bogato zdobionych dębowych drzwi wejściowych.
– Ten ślub się nie odbędzie – odezwał się głos. – Wyprowadzić kobietę!
Ojciec Lii, zaufany doradca poprzedniego króla, obrócił się i aż go zatkało ze zdumienia.
– Wasza Wysokość? – wyjąkał.
– Co to wszystko ma znaczyć, Rafaelu? – odezwał się zaraz po nim Matias.
Odpowiedzi nie było.
Lia usłyszała zbliżające się kroki i ktoś położył ciężką dłoń na jej ramieniu. Zadrżała z oburzenia i wyrwała się. Serce omal nie wyskoczyło jej z piersi.
Spojrzała na ojca, który niewątpliwie był w szoku. Była przecież Amalią De Vita, narzeczoną Matiasa Alighieri, następcy tronu Santa Castelii. Z jakiego powodu strażnik królewski miałby ją aresztować?
– Lio? – wyszeptał prawie bezgłośnie, oczekując wyjaśnienia.
Nie miała odwagi powiedzieć mu prawdy. Nie mogłaby znieść jego bezgranicznego rozczarowania. Zresztą i tak wkrótce się dowie… W milczeniu obserwowała otoczenie zza welonu.
Matias podszedł bliżej. Na jego przystojnej twarzy malował się gniew. Drużbowie pozostali przy ołtarzu i szeptali między sobą. Biskup spoglądał na nich z dezaprobatą. Szepty podbite doskonałą akustyką katedry przypominały szum wiatru.
Nagle szmer ucichł, a zamiast niego rozległy się kroki. Niespieszne, ale zdecydowane. Jakby osoba, która je stawiała, miała mnóstwo czasu i zupełnie nie przejmowała się tym, co zebrani w katedrze goście myślą o kimś, kto przerwał ślub stulecia.
Ale on miał przywilej nieprzejmowania się niczym.
Matias był co prawda księciem i następcą tronu, ale to starszy od niego przyrodni brat rządził krajem.
Rafael Navarro, zwany Hiszpańskim Bastardem. Książę regent Santa Castelii.
Nie odwracaj się. Nie patrz na niego.
Gdyby to zrobiła, jej sekret po paru sekundach przestałby być sekretem. Nigdy nie umiała niczego przed nim ukryć.
Twój ojciec nie będzie jedyną osobą, która przeżyje rozczarowanie.
Zadrżała, próbując nie ulec strachowi.
Była księżną koronną Santa Castelii. Otrzymała tytuł podczas zaręczyn z Matiasem.
Była dobrą i uczciwą osobą. Dobrze wychowaną córką. Szanowaną obywatelką. Nie była nigdy uwikłana w żaden skandal. Nie przejawiała niestosownych emocji. Nie można jej było nic zarzucić.
Kroki zatrzymały się. Lia nie mogła się zmusić, by stanąć twarzą w twarz z intruzem, który przerwał najważniejszą uroczystość w jej życiu. Stała zapatrzyła w witrażowe okno powyżej ołtarza, próbując uspokoić oddech.
– Modlisz się do Boga, Lio? – Głos tuż za jej plecami przypominał noc pełną długich cieni i kryjących się w ciemności niebezpieczeństw. – Szkoda czasu. Ciebie na pewno nie wysłucha.
– Wasza Wysokość? – powtórzył Gian.
– Cisza! – rozkazał Rafael tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Ojciec umilkł.
Lię coraz bardziej bolało serce, ale wciąż nie miała odwagi, by stanąć twarzą w twarz z Rafaelem. Nie teraz i nie tutaj. A przede wszystkim nie przy ojcu!
– Cóż, proszę kontynuować – zwrócił się do strażników, którzy otoczyli Lię.
Był tylko jeden powód, dla którego mógł wstrzymać ceremonię planowaną od lat. Rafael Navarro stronił od skandali, ale widać nawet on miał swoje granice, a Lia właśnie go za nie wypchnęła.
Czego się spodziewałaś? Że uda się to przed nim ukryć?
Z tyłu po prawej stronie usłyszała kroki. Za chwilę stanie przed nią, popatrzy jej w oczy i będzie znał całą prawdę.
Mogła już tylko modlić się o to, by istniał inny powód, dla którego pojawił się w katedrze ze strażnikami. Ale szanse na to były marne.
Kurczowo zacisnęła palce na bukiecie ślubnym i uniosła wyżej głowę. Na szczęście miała jeszcze welon, który odgradzał ją od świata zewnętrznego.
Tymczasem Rafael stał już przed nią, zasłaniając jej widok ołtarza i stojącego nieco bliżej Matiasa. Na wysokości jej oczu znalazł się szeroki tors. Zapomniała już, jaką siłą emanował. Wyglądał, jakby stworzono go z granitu, stali i żelaza. Lia była jeszcze nastolatką, gdy pojawił, by przejąć władzę jako regent i w każdym, kto miał z nim do czynienia, wzbudzał blady strach.
Był wtedy prezesem spółki generującej milionowe zyski, choć nie wyglądał jak biznesmen. Raczej jak generał lub samozwańczy przywódca rebelii. Posępny, przerażający i niebezpieczny. Przy nim nawet pałacowi strażnicy wyglądali jak skauci.
Nigdy się go nie bałaś.
Takie słowa podpowiadało jej serce, które z niewiadomych Lii powodów zafascynowało się sporo starszym bratem mężczyzny, którego miała poślubić. To serce nie mogło należeć do świetnie wychowanej córki Giana i Violetty De Vita, która w przyszłości miała zostać idealną królową. Serce pełne pasji, które burzyło się przeciwko ustalonemu porządkowi.
Głupie serce.
Lia patrzyła teraz na szerokie barki i muskularne ramiona odznaczające się pod szarą marynarką. Nie miała odwagi spojrzeć wyżej, ale wiedziała, że jeśli tego nie zrobi, zdradzi, że ma coś do ukrycia. Ale przecież Rafael znał ją także od tej strony, której nie znali inni, więc co miała do stracenia?
Tchórz z ciebie.
Bardzo możliwe, ale dziś Lia nie chciała być tchórzem. Wzięła głębszy oddech i uniosła głowę wyżej. Obserwowała przez chwilę czarne, krótko przycięte włosy i twarz, która była raczej surowa niż klasycznie przystojna.
Miał charyzmę i autorytet. Wzbudzał respekt samą swoją obecnością. Na Lii największe wrażenie robiły jego oczy. Głęboko osadzone pod gęstymi, łagodnie wygiętymi brwiami. Kolorem przypominały stal. Ich spojrzenie było jak ostrze miecza lub skalpela. Przenikliwe i precyzyjne. Mogłaby patrzeć w te oczy godzinami. Ale teraz bała się ich, ponieważ były to oczy, które widziały prawdę.
Rafael chwycił palcami krawędzie delikatnego tiulu będącego ostatnią przeszkodą, jaka ich dzieliła.
Nie miała, dokąd uciec ani gdzie się schować.
Wyraz twarzy Rafaela był trudny do odgadnięcia, ale oczy lśniły niczym ciekła rtęć.
– Myślałaś, że nie zauważę? Że uda ci się mnie zwieść? – Głos brzmiał zaskakująco spokojnie, co było jeszcze bardziej przerażające, niż gdyby krzyczał.
– Rafaelu? – powiedział Matias, wychylając się zza pleców Rafaela. – Co się dzieje? Miałeś tu być dwie godziny temu.
Rafael zignorował słowa brata. Był skoncentrowany wyłącznie na Lii.
– Pójdziesz ze mną – odezwał się tym samym aroganckim tonem. – I zrobisz to bez dyskusji.
– Ale ja… – z trudem wydobyła głos ze ściśniętej krtani.
Pochylił się, a jego usta znalazły się tuż przy jej uchu.
– Nie chcesz chyba, by cała Santa Castelia dowiedziała się, że urodzisz dziecko, którego ojcem nie jest mój brat?
Lia omal nie wypuściła z rąk bukietu białych róż, a jej twarz oblała się szkarłatem.
Wiedziałaś, że nie da się tego utrzymać w tajemnicy.
Po ślubie zamierzała wyznać wszystko Matiasowi. Nie pobierali się przecież z miłości, więc Matias na pewno by ją zrozumiał. Decyzja, że wezmą ślub, zapadła, kiedy jeszcze byli dziećmi.
Ale teraz było na to wszystko za późno. Usilnie zastanawiała się, w jaki sposób doszło do wycieku informacji. Przecież nikomu nie mówiła. Może ta włoska lekarka, u której była, by potwierdzić ciążę? Specjalnie znalazła gabinet poza granicami kraju.
Kolejna fala szeptów przetoczyła się przez katedrę. Ludzie chcieli wiedzieć, co się dzieje, i trudno się było im dziwić. Dlaczego regent wstrzymał ceremonię i dlaczego zwracał się w tak obcesowy sposób do narzeczonej swojego brata? Jakiż sekret się za tym krył?
Musisz z nim wyjść. Nikt nie może się dowiedzieć dlaczego!
Czuła, że stojący obok ojciec też chciałby usłyszeć wyjaśnienie. Co sobie o niej pomyśli, gdy się dowie? A matka? Co powiedzą, dowiedziawszy się, że Lia ich zawiodła.
Policzki piekły ją tak bardzo, że o mało się nie rozpłakała. Mimo to odnalazła w sobie resztki siły i popatrzyła w stalowoszare oczy.
A gdyby wszystkiemu zaprzeczyła? Każe mu udowodnić, że to on jest ojcem. Zyska w ten sposób na czasie.
– Nie – powiedział, krusząc jej opór, zanim zdołała się odezwać. – Nie będziesz zaprzeczać ani nie uciekniesz. Nie schowasz się przede mną, princesa.
Lodowaty uśmiech zmroził serce Lii.
Rafael Navarro nigdy nie uważał siebie za dobrego człowieka. Dobroć nie leżała w jego naturze. W jego naturze leżała łatwość robienia pieniędzy, wyjątkowa dbałość o szczegóły i żelazna konsekwencja, które pozwalały mu efektywnie rządzić niewielkim górzystym krajem usytuowanym pomiędzy Włochami i Hiszpanią.
Był człowiekiem nietolerującym niespodzianek i gardzącym planami, które nie szły w pożądanym przez niego kierunku i właśnie teraz gotował się ze złości, choć zazwyczaj nie pozwalał sobie na tak emocjonalne reakcje. Ale też wściekłość była jedyną logiczną odpowiedzią na niespodziewany rozwój wydarzeń w ciągu ostatnich dwóch godzin.
Dowiedział się bowiem, że jego życie zostało wywrócone do góry nogami, nic nie idzie zgodnie z planem, a wszystko przez kobietę stojącą tuż przed nim.
Niewysoką, delikatną kobietę w nieziemsko drogiej sukni ślubnej, której cenę Rafael znał co do eurocenta. Sukni wykonanej z najdelikatniejszego białego jedwabiu, ręcznie zdobionej srebrnymi nićmi i maleńkimi kryształkami. Znał cenę haftowanego welonu, a także cenę diademu wysadzanego brylantami, które lśniły w kruczoczarnych włosach, rodowego rubinu na jej palcu i ręcznie robionych atłasowych pantofli, które miała na stopach.
Znał cenę absolutnie każdego elementu, który składał się na to ślubne fiasko oraz, oczywiście, cenę odwołania ślubu.
To była jej wina.
To ona postawiła na głowie jego doskonale zorganizowane życie. On zaś powinien wiedzieć już wtedy, gdy pierwszy popatrzył na nią w inny sposób niż dotychczas, że będzie go to kiedyś słono kosztować.
Dlatego teraz chciał, by to ona za wszystko zapłaciła.
Przecież wiesz, że to nie była tylko jej wina…
Zignorował uwierającą go myśl, obserwując z niejaką satysfakcją strach wyzierający z oczu w kolorze głębokiego błękitu.
Cieszyło go to przerażenie. Zamierzał wystawić jej rachunek, i to zaraz.
Makijaż mający podkreślić doskonałość jej urody nie był w stanie zamaskować chorobliwej bladości. Jednak nawet teraz była urzekająco piękna. Delikatne, wygięte w idealny łuk brwi i gęste czarne rzęsy. Zmysłowe usta umalowane najpiękniejszym odcieniem różu. Lekko szpiczasty podbródek, który świadczył o zdecydowaniu i uporze.
Nie była dobrą, spokojną i dobrze wychowaną dziewczyną z sąsiedztwa, za jaką ją wszyscy uważali. Wiedział o tym od tamtej nocy, gdy przyłapał ją w gabinecie ojca, popijającą jego whisky i palącą cygaro.
Powinien powiedzieć o tym wtedy Gianowi, ale tego nie zrobił.
Matias miał objąć tron za pół roku, a Amalia De Vita spędziła całe swoje życie, przygotowując się do roli jego żony. Nie było kobiety, która lepiej nadawałaby się na królową Santa Castelii. Znana od pokoleń arystokratyczna rodzina De Vita mogła tylko pomóc odbudować szacunek dla tronu, nadszarpnięty wybrykami króla Carlosa, ojca Rafaela.
Małżeństwo Matiasa i Amalii miało być jego ostatnim prezentem dla kraju, którego mieszkańcy na dobrą sprawę nigdy nie darzyli Rafaela wielką sympatią, choć po śmierci króla Carlosa wręcz błagali go, by zasiadł na tronie.
Ktoś bardziej małostkowy wykorzystałby tę okazję, by nauczyć ich wdzięczności, ale Rafael nigdy nie był małostkowy.
Chociaż…
Dzika furia rozgorzała w jego sercu na nowo, gdy spojrzał w błękitne oczy Amalii. Wyraźnie czuła przed nim strach, choć jej wysoko uniesiona głowa zdawała się temu przeczyć.
– Nie ma powodu, by robić widowisko, Wasza Wysokość – powiedziała niskim głosem, wyraźnie artykułując słowa. Nie był to głos, który znał. – Jeśli trzeba pójść, to pójdę. Wolałabym, żeby strażnik pałacowy nie wyprowadzał mnie siłą z mojego własnego ślubu.
Twarz Giana De Vity wyrażała skrajne skonfundowanie. Było jasne, że Lia nie powiedziała mu o niczym, choć Gian i tak nigdy by nie zaaprobował Rafaela, nawet jeśli był pierwszym, który zwrócił się do Rafaela z propozycją, by objął tron do czasu, gdy Matias osiągnie pełnoletniość. Najnowsze wydarzenia też nie przysporzyłyby mu sympatii Giana.
Rafael nie miał wiele do stracenia. Ślub i tak był zrujnowany. Przez ostatnie sześć lat swojego panowania ciężko pracował nad utrzymaniem spokoju w Santa Castelii, by wynagrodzić obywatelom dziesięciolecia skandali i niegospodarności, które charakteryzowały okres rządów jego ojca.
Chciał dawać przykład, jak być powściągliwym i praworządnym. I dawał.
A dziś to wszystko skończyło się w taki sposób.
Naprawdę nie miał nic do stracenia. Korona tak naprawdę nigdy nie była jego i nie będzie. A teraz jeszcze wywołał skandal, jaki jeszcze tydzień temu wydawał się nie do pomyślenia.
Tylko że od zeszłego tygodnia wszystko się zmieniło.
Niewinna i dobra dziewczyna nie była tak niewinna, jak się zdawało.
– Jeśli nie chcesz, by wyprowadził cię strażnik pałacowy, ja to zrobię.
I zanim ktokolwiek zdążył się ruszyć lub powiedzieć choćby słowo, złapał Lię w pół, zarzucił na bark i ruszył w kierunku drzwi. Biały welon ciągnął się za nimi po mozaikowej posadzce.
W katedrze zawrzało.
Przy krawężniku stała limuzyna, która go przywiozła. Kierowca czuwał przy otwartych drzwiach.
Anton nie wydawał się ani trochę zdziwiony widokiem regenta z panną młodą przerzuconą przez ramię jak worek kartofli. Zaczekał, aż Rafael umieści ją na tylnej kanapie i wsiądzie za nią, a następnie zatrzasnął drzwi. Za tak sprawną reakcję należała mu się solidna podwyżka, pomyślał Rafael, gdy z piskiem opon ruszyli spod kościoła.
Lia siedziała naprzeciwko niego otoczona migoczącymi warstwami tiulu i jedwabiu. Welon był splątany, diadem przekrzywiony na bok. Nie była już blada jak ściana, zniknął też gdzieś jej strach. Miała zarumienione policzki, błękitne oczy wyrażały skrajną wściekłość.
Dios, była jeszcze piękniejsza bez tej otoczki dobrych manier, które latami wtłaczali w nią rodzice.
Milczała. Gdy usiadł naprzeciwko, cisnęła w niego bukietem. Złapał go, zanim uderzył go w twarz. Trochę płatków rozsypało się po szarym garniturze. Gdyby ktoś nie znał sytuacji i zobaczył ich w tej chwili, pomyślałby, że państwo młodzi przekomarzają się ze sobą.
Tak jednak nie było.
Rafael odłożył bukiet na bok.
– Prosiłaś, zdaje się, żeby nie robić widowiska?
– Jak śmiesz! – wybuchnęła wibrującym wściekłością tonem. – Na oczach całego kraju? W obecności Matiasa i mojego ojca?
Czasami lepiej było nic nie mówić. Rafael zdjął z siebie wszystkie płatki róży i ułożył je we wzór obok bukietu, czekając, aż Lia przestanie na niego krzyczeć.
– Skończyłaś? – spytał, natykając się na kolejne wściekłe spojrzenie.
– Nie! – odparła zdyszana.
– Świetnie, bo musimy uciąć sobie pogawędkę.
– Nie mamy o czym rozmawiać!
– Wręcz przeciwnie. Porozmawiamy o ciąży. Oraz o tym, że próbowałaś ją przede mną ukryć.
– Nie bądź śmieszny. Dlaczego niby miałabym ukrywać ciążę właśnie przed tobą?
Nie przypuszczał, że będzie szła w zaparte.
– Dlaczego? Ponieważ dziecko jest moje!
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji