Tytuł dostępny bezpłatnie w ofercie wypożyczalni Depozytu Bibliotecznego.
Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej!
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego.
Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.
Dzisiaj się zakochałam – zapisuje w swym sekretnym pamiętniku dziesięcioletnia Miranda, kiedy młody hrabia Turner mówi, że pewnego dnia jej uroda dorówna inteligencji. Zgodnie z tą przepowiednią kilka lat później Miranda jest kobietą piękną, intrygującą... i zdecydowaną zdobyć serce mężczyzny, którego potajemnie darzy uczuciem. On jednak poprzysiągł sobie, że nigdy więcej się nie zakocha… Czy przeurocza, bystra Miranda jest w stanie skłonić go do zmiany postanowienia?
[Opis]
Cykl: Bevelstoke, t. 1
Książka dostępna w zasobach:
Biblioteka Publiczna w Dzielnicy Żoliborz miasta stołecznego Warszawy
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy Barcin im. Jakuba Wojciechowskiego (3)
Biblioteka Publiczna Miasta i Gminy w Gostyniu (3)
Powiatowa i Gminna Biblioteka Publiczna w Jerzmanowicach
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Asnyka w Kaliszu (2)
Miejska Biblioteka Publiczna im. Zofii Urbanowskiej w Koninie (2)
Miejska Biblioteka w Mszanie Dolnej
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu (7)
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Próchnika w Piotrkowie Trybunalskim (3)
Biblioteka Publiczna w Stęszewie
Biblioteka Publiczna w Dzielnicy Wola m.st. Warszawy (3)
Miejska Biblioteka Publiczna im. Stefana Żeromskiego w Zakopanem (2)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 318
Rok wydania: 2007
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Sekretny pamiętnik
Mirandy Cheever
W serii Romans historyczny polecamy również
MARY BALOGH
Aria namiętności
Miłosny skandal
Niebezpieczny krok
Przewrotny kusiciel
Szczypta grzechu
ADRIENNE BASSO
Poślubić wicehrabiego
Skazany na miłość
REXANNE BECNEL
Lęk przed miłością
Pogromca serc
CONNIE BROCKWAY
Niebezpieczny kochanek
Ostatni bal
Słodka uległość
Zakochany mściciel
NICOLE BYRD
Szkarłatna Wdowa
Złota dama
JANE FEATHER
Aksamit
Cnota
Kusicielka
Wyznanie
GAELEN FOLEY
Pani pożądania
Ukochana diabła
Wyniosły lord
ELOISA JAMES
Droga do marzeń
Poskromienie księcia
Wiele hałasu o miłość
JULIE ANNE LONG
Piękna i szpieg
Urocza i nieznośna
KARYN MONK
Czarny Książę
Więzień miłości
MARY JO PUTNEY
Chińska narzeczona
Rzeka ognia
Wygrane szczęście
AMANDA QUICK
Fascynacja
Kłamstwa w blasku księżyca
Od drugiego wejrzenia
Podstęp
Ryzykantka
PEGGY WAIDE
Księżna jednego dnia
Potęga uroku
TRĄCY ANNE WARREN
Miłosna pułapka
Miłosny fortel
w przygotowaniu
MARY JO PUTNEY
Jedwabna tajemnica
JULIA
QUINN
Sekretny pamiętnik
Mirandy Cheever
Przekład
Agnieszka Dębska
Redakcja stylistyczna
Izabella Sieńko-Holewa
Korekta
Jolanta Kucharska
Hanna Szamalin
Ilustracja na okładce
Jon Paul
Opracowanie graficzne okładki
Wydawnictwo Amber
Skład
Wydawnictwo Amber
Druk
Łódzka Drukarnia Dziełowa
Tytuł oryginału
The Secret Diaries of Miss Miranda Cheever
Copyright © 2007 by Julie Cotler Pottinger.
All rights reserved.
For the Polish edition
Copyright © 2007 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o
ISBN 978-83-241-2946-1
Warszawa 2007. Wydanie I
Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o.
00-060 Warszawa, ul. Królewska 27
tel. 620 40 13, 620 81 62
www.wydawnictwoamber.pl
Dla wszystkich, dzięki którym kupiłam swój pierwszy komputer, Mac SE.
A także dla Paula, choć nie dotrzymał obietnicy, że przerobi
wspomniany komputer na akwarium.
Miranda Cheever nie zapowiadała się na piękność. Jej oczy i włosy miały pospolity brązowy kolor; mimo niezwykle długich nóg nie potrafiła stąpać z wdziękiem. Matka nieraz mawiała, że chodzi jak na szczudłach.
Niestety ludzie z jej środowiska przywiązywali ogromną wagę do wyglądu. A Miranda, chociaż miała tylko dziesięć lat, wiedziała już, że pod tym względem uchodzi za znacznie gorszą od większości dziewczynek. Dzieciom zazwyczaj uświadamiają to ich rówieśnicy.
Taki właśnie przykry incydent zdarzył się na przyjęciu urodzinowym, kiedy bliźnięta Olivia i Winston Bevelstake, dzieci hrabiostwa Rudland, kończyły jedenaście lat. Dom Mirandy znajdował się niedaleko Haverbreaks, starej siedziby Rudlandów położonej pod Ambleside w hrabstwie Cumberland. Dziewczynka pobierała nauki razem z Olivią i Winstonem, kiedy przebywali w swojej rezydencji. Ta trójka stała się nierozłączna i z rzadka tylko zdarzało im się bawić z innymi dziećmi. Tym bardziej że najbliżsi sąsiedzi mieszkali dobrą godzinę jazdy od nich.
Jednakże kilka razy do roku, zazwyczaj z okazji urodzin, organizowano przyjęcie, na które zapraszano dzieci okolicznej arystokracji i ziemiaństwa. Tamtego pamiętnego dnia lady Rudland jęknęła w sposób zgoła nieprzystojący damie, gdy osiemnaścioro smarkaczy nanosiło pokłady błota do jej bawialni, gdyż ogrodowe party przerwał nagle deszcz.
Odwróciła się. Koło niej stanęła Fiona Bennet, wystrojona w białą sukienkę z różową szarfą.
Fiona trzymała w rękach kolorowe pudełeczko, obwiązane srebrnym sznurkiem.
Fiona wzruszyła ramionami.
Mirandzie zaparło dech. Na czarnym we Iwecie leżały co najmniej dwa tuziny wstążek, każda ślicznie zawiązana na kokardkę.
-Wspaniałe! Mogę jedną wyjąć?
Fiona skrzywiła się niezadowolona.
Dziewczynka sięgnęła po fiołkową kokardę. Poczuła pod palcami śliską miękkość atłasu. Kokieteryjnie przyłożyła wstążeczkę do włosów.
Fiona przewróciła oczami.
Miranda odłożyła kokardę na miejsce.
- A jaki kolor pasuje do brązowych? Moja mama ma ciemne włosy i nosi zielone wstążki.
- A moja mama mówi, że zielone najlepiej wyglądają przy jasnych włosach. Zresztą wszystko najbardziej pasuje do jasnych.
Miranda rozzłościła się nagle.
Miranda zrobiła krok do tyłu.
Fiona zatrzasnęła głośno wieczko pudełka.
Dłoń Mirandy powędrowała do warg. Wiedziała, że nie jest tak ładna jak inne dziewczynki, ale nigdy nie przyglądała się swoim ustom. Spojrzała na złośliwie uśmiechniętą Fionę.
Fiona drgnęła tak gwałtownie, jakby ktoś uderzył ją w twarz.
Odwróciły się ku Olivii, która właśnie wróciła z łazienki.
Błękitne oczy Olivii błysnęły niebezpiecznie. Jedyna córka lorda Rudlanda zawsze była wierna swoim przyjaciołom.
Fiona się przestraszyła. A jeśli Olivia się na nią obrazi? To córka najwyżej postawionych ludzi w okolicy. Rodzice zawsze jej to powtarzali.
Miranda milczała, dopóki Olivią nie trąciła jej nogą.
Fiona wycofała się pospiesznie.
Miranda z powątpiewaniem spojrzała na brata Olivii, który zazwyczaj ciągnął ją za włosy.
Miranda uśmiechnęła się szeroko.
Poszły do pokoju Olivii. Na szczęście poradziły sobie z prezentami do czwartej. O tej porze dzieci miały już wracać do siebie. Po żadne z nich nie przyjechała służba, bo zaproszenie do Haverbreaks było okazją, żeby ich rodzice mogli pokazać się u hrabiostwa. Prócz rodziców Mirandy, rzecz jasna, O piątej wciąż jeszcze siedziała w bawialni, podziwiając wraz z Olivią prezenty.
Miranda uniosła brwi. Nigdy jeszcze nie spotkała starszego brata Olivii.
Miranda się uśmiechnęła, słysząc to kłamstwo. Olivia była wspaniałą przyjaciółką! Spojrzała na kokardy i, jakby na złość Fionie, wybrała właśnie fiołkową. - Dziękuję ci. Założę ją na poniedziałkowe lekcje.
Miranda odwróciła się ku drzwiom i zamarła. Stał w nich najpiękniejszy młodzieniec, jakiego kiedykolwiek widziała. Olivia mówiła, że brat ma dziewiętnaście lat, Mirandzie wydawało się, że jest dorosły. Był wysoki, miał szerokie ramiona, a w jego włosach - ciemniejszych niż u Olivii - zauważyła jaśniejsze pasemka. Ale najbardziej zachwyciły ją jego oczy, równie błękitne jak u siostry. I z takimi samymi figlarnymi błyskami. Matka Mirandy zawsze mawiała, że człowieka można poznać po oczach.
Miranda zauważyła, że skrzywił się wyraźnie, słysząc swoje imię.
Włożyła płaszcz i wyciągnęła ku niemu dłoń. To było coś cudownego.
Miranda pozwoliła, by brat Olivii prowadził ją przez hol. Głosy Olivii i jej matki ucichły w oddali.
Znowu się skrzywił.
Młodzieniec się zatrzymał i nachylił, żeby spojrzeć jej w twarz.
Zdumiała się.
Na jej buzi malowała się śmiertelna powaga. Wzruszyło go to. Była tylko małą dziewczynką, ale jej brązowe oczy miały w sobie coś bardzo pociągającego.
Wydawało się, że zdziwiło ją to niezmiernie. Stała bez słowa, jedynie z błyskiem w swoich wielkich oczach.
Oczy Turnera się zwęziły. Wyglądał teraz zupełnie jak Olivia, kiedy mówiła: „I nie przejmuj się tą głupią Fioną”. Wyjął kokardę z jej ręki.
Właśnie wtedy Miranda się w nim zakochała. Zapomniała podziękować za komplement.
Skinęła głową. Nie potrafiła wykrztusić słowa.
Poszli do stajni.
Miranda znów skinęła głową. Rzeczywiście było bardzo ciepło jak na marzec.
Turner stłumił śmiech.
Po kilku minutach konie osiodłano i wyruszyli ku domostwu Cheeverów, odległemu o kwadrans jazdy. Miranda milczała. Była szczęśliwa i nie miała ochoty na rozmowę.
Zobaczył, że wargi jej zadrżały. Najwyraźniej nie chciała o tym opowiadać.
I dobrze zrobił, po chwili odparła równie szczerze, jak uczyniłaby to jego siostra:
Turnerowi udało się zachować poważną minę.
Turner patrzył na nią przez chwilę, nie wiedząc, jak ją pocieszyć. Prawda, że nie była pięknością, nie uwierzyłaby więc, gdyby ją o tym zapewnił. Ale nie była też brzydka. Po prostu... wyglądała niezbyt korzystnie. Z kłopotu wybawiły go następne słowa Mirandy.
Uniósł brwi ze zdziwienia.
Mirandzie drgnęły wargi i Turner przestał się z nią droczyć.
Miranda spojrzała na niego podejrzliwie.
Turner musiał znów stłumić śmiech.
Turner postanowił zignorować reguły, które mu wpajano.
Miranda poróżowiała, a potem się uśmiechnęła.
Turner poczuł się nagle bardzo zadowolony z siebie.
Przechyliła tylko głowę na bok, jakby zastanawiając się nad tym, co powiedział.
Odkaszlnął głośno, żeby zamaskować śmiech.
Miała bogate słownictwo jak na dziesięciolatkę.
Miranda spojrzała na szary kamienny dom, stojący tuż nad jednym z wielu strumieni, które łączyły ze sobą jeziora. W drzwi wchodziło się prosto z mostku.
Miranda zachichotała i zakryła usta dłonią, ale kiwnęła głową.
Turner zeskoczył z konia i pomógł jej zsiąść.
Zamrugała ze zdziwienia.
Znów przechyliła głowę na bok.
Turner przeczesał dłonią włosy.
Boże, ależ była uparta!
Miranda spojrzała na niego z powątpiewaniem.
Skinęła głową bez słowa.
Miranda patrzyła na niego tak, jakby był jednym z greckich bogów, o których wiecznie czytał jej ojciec.
Nachylił się i pocałował jej dłoń, jakby była najpiękniejszą damą w całym Londynie.
Miranda patrzyła za nim, dopóki nie zniknął w oddali. Stała w miejscu jeszcze długo potem.
Późnym wieczorem weszła do gabinetu ojca. Ślęczał nad jakimś tekstem i nie widział, że wosk z przekrzywionej świecy kapie na biurko.
Miranda przycisnęła zeszyt do piersi i poszła na górę do swojej sypialni. Wyjęła kałamarz, pióro i otworzyła pamiętnik na pierwszej stronie. Napisała u góry datę, a potem, po długim namyśle, nakreśliła jedno jedyne zdanie. Wystarczyło jednak za wszystkie inne.
2 marca 1810 Dzisiaj się zakochałam.
Nigel Bevelstoke - lepiej znany wszystkim jako Turner - potrafił robić mnóstwo rzeczy
Znał łacinę i grekę. Umiał uwodzić kobiety po francusku i po włosku. Mógł trafić do ruchomego celu, jadąc na koniu, i dokładnie wiedział, ile wolno mu wypić, żeby nie narazić na szwank własnej godności.
Potrafił fechtować się po mistrzowsku i recytować przy tym Szekspira lub Johna Donne’a.
Krótko mówiąc, umiał robić wszystko to, co powinien umieć dżentelmen. Powiadano, że brylował w każdej dziedzinie. Podziwiano go i szanowano.
Nie był jednak przygotowany na tę chwilę. Nigdy też bardziej nie czuł, że wszyscy na niego patrzą, gdy zbliżał się do grobu, by rzucić bryłkę ziemi na trumnę żony - Tak nam przykro - mówili wszyscy - tak nam strasznie przykro.
Tymczasem Turner - nie dbając o to, że Bóg gotów go ukarać - myślał jedynie: A mnie wcale!
Ach, właściwie był niemalże wdzięczny Letycji.
Kiedy się to zaczęło? Kiedy stracił swój honor. Licho wie, jak wielu ludzi się orientowało, że przyprawiała mu rogi.
Przez cały czas.
Stracił złudzenia. Teraz ledwie to sobie przypominał, ale kiedyś osądzał innych o wiele życzliwiej. Wierzył, że jeśli będzie ich traktował uczciwie i z szacunkiem, odpłacą mu tym samym.
Ale to nie była prawda.
Z rękami założonymi za plecy, szedł sztywno krok w krok za pastorem, który składał ciało Letycji do grobu. I miał świadomość, że tego pragnął. Że chciał się od niej w końcu uwolnić.
I że nie chciał ani nie mógł jej opłakiwać.
Skrzywił się z bólem. Nie, wcale nie straszne. Właściwie śmieszne! Podobnie jak to, że przez cały rok będzie chodził w czerni na znak żałoby po kobiecie, która wyszła za niego, bo nosiła w łonie cudze dziecko. I tak go opętała, tak omamiła, że nie mógł myśleć o niczym prócz tego, by ją posiąść. Mówiła, że go kocha i uśmiechała się niewinnie, kiedy wyznawał jej miłość i zaprzedawał duszę.
Była jego marzeniem. A potem stała się koszmarem.
Straciła to dziecko. Ojcem był jakiś włoski hrabia, przynajmniej tak mówiła. Miał już żonę czy też nie mógł się z nią ożenić, może zresztą jedno i drugie. Turner gotów był jej przebaczyć. Każdy popełnia błędy. Lecz Letycja nie chciała jego miłości. Może władzy i satysfakcji z tego, że zniewoliła go swoim urokiem.
Zastanawiał się, czy cieszyło ją, gdy wpadł w jej sieci. A może odczuwała tylko ulgę? Nie miała za wiele czasu. Trzy miesiące.
A teraz była tu. Albo może tam? Sam nie wiedział, jak określić miejsce, gdzie się teraz znajdowała. Zresztą mogło to być gdziekolwiek. Żałował tylko, że spoczęła na jego ziemi, pomiędzy innymi Bevelstoke’ami, którzy zeszli z tego świata. Na kamiennej płycie wyryto jej imię i gdy po stu latach ktoś na nią spojrzy, pomyśli, że musiała być piękną kobietą i że to smutne, iż zmarła tak młodo.
Spojrzał na młodego pastora. Niedawno objął parafię i zapewne wciąż jeszcze był przeświadczony, że może uczynić świat lepszym.
- Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz - mówił kapłan, spoglądając na mężczyznę, którego miał za pogrążonego w żalu wdowca. To niby ja, pomyślał Turner cierpko. Ktoś stojący za nim, pociągnął nosem.
A pastor, w którego błękitnych oczach widniało całkiem nieuzasadnione współczucie, ciągnął:
Dobry Boże!
Pastor spojrzał na Turnera i nagle drgnął. Co właściwie wyczytał z jego twarzy? Chyba nic dobrego.
Rozległo się chóralne: „Amen” i pogrzeb się skończył. Wszyscy wpatrywali się w pastora i Turnera, gdy duchowny ujął go za ręce ze słowami:
Trudno wprost uwierzyć, że mógł powiedzieć cos podobnego.
Miranda spojrzała na słowa, które właśnie napisała na czterdziestej drugiej stronicy swego trzynastego zeszytu. Po raz pierwszy od pamiętnego dnia sprzed dziesięciu lat nie wiedziała, co jeszcze zanotować. Nawet gdy zdarzały się jej nijakie dni (a najczęściej takie właśnie bywały), zawsze udawało jej się coś nagryzmolić.
Wstałam.
Ubrałam się.
Zjadłam na śniadanie grzanki, jajka i bekon.
Czytałam „Rozważną i romantyczną”, książkę jakiejś nieznanej damy.
Schowałam „Rozważną i romantyczną” przed tatą.
Zjadłam na obiad kurczę, chleb i ser.
Odmieniałam czasowniki francuskie.
Napisałam list do babci.
Zjadłam na kolację pieczyste, ziemniaki i pudding.
Położyłam na stole tragedię (chodzi o książkę, nie o zdarzenie). Ojciec tego nie zauważył.
Poszłam spać.
Spałam. Śniłam o nim.
A teraz, gdy zdarzyło się coś tak istotnego i doniosłego jak nigdy przedtem, nie potrafiła napisać nic poza tym jednym zdaniem.
Miranda zamknęła gwałtownie zeszyt. Nie zauważyła, że do pokoju weszła Olivia.
Olivia rzuciła się na łóżko.
Miranda przytaknęła, obracając się z krzesłem w jej stronę.
Miranda spojrzała na pamiętnik. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że zazdrośnie zakrywa rękami okładkę.
Olivią spojrzała w sufit, ale szybko zwróciła wzrok ku przyjaciółce.
Miranda zmrużyła oczy. Olivia zadała jej zupełnie proste pytanie, lecz odpowiedź wcale nie była taka oczywista.
Olivia zerknęła podejrzliwie na brulion.
Miranda pomyślała o tych licznych dniach, gdy pilnie zapisywała, co jadła, i niewiele poza tym.
Olivia przekręciła się na bok i wsparła głowę na dłoni.
Miranda skwitowała to uśmiechem.
Olivia położyła się z kolei na plecach.
Miranda znów zerknęła na biurko, gdzie blask świecy odbijał się w kałamarzu. Poczuła się nagle zmęczona, lecz - na nieszczęście - nie śpiąca. Raczej znużona. I niespokojna.
- Jestem wyczerpana - oświadczyła Olivia, wstając z łóżka. Miranda odwróciła dyskretnie głowę, gdy tamta wkładała nocną bieliznę. Służąca ułożyła ją wcześniej na pościeli.
- Jak myślisz, jak długo Turner tu zostanie? - spytała Miranda, walcząc z chęcią, by ugryźć się w język. Nienawidziła się za to, że rozpaczliwie pragnie go ujrzeć, choćby przelotnie. Tak było od lat. Nawet gdy się żenił, siedziała w ławce kościelnej, patrząc na niego. I przez cały czas widziała, jak spogląda na żonę z tym samym oddaniem i zachwytem, jakie czuła we własnym sercu.
Zawsze za nim tęskniła. Zawsze go kochała. Był kimś, kto sprawił, że uwierzyła w siebie. Nie wiedział, ile dla niej zrobił, i pewnie nigdy się tego nie dowie. Ani tego, że Miranda darzy go żarliwym uczuciem, które nigdy nie osłabnie.
Olivia wsunęła się do łóżka.
Gdy Miranda, otulona szlafrokiem, podeszła ku drzwiom, przyjaciółka już spała.
Miranda przycisnęła brodą pamiętnik do piersi, żeby zawiązać pasek. Nieraz już nocowała u Olivii, ale nie chciała błądzić po ciemku w cudzym domu, ubrana w samą koszulę.
Noc była ciemna, choć księżyc rzucał ledwie odrobinę światła przez okna. Mimo to zdołała dotrzeć do biblioteki. Olivia zawsze usypiała wcześniej od niej, bo - jak mawiała - Mirandzie zbyt wiele myśli tłukło się po głowie. Zazwyczaj Miranda zabierała ze sobą pamiętnik i wędrowała z nim do biblioteki, żeby pisać. Mogłaby poprosić o osobną sypialnię. Problem w tym, że matka Olivii uważała za ekstrawagancję ogrzewanie dwóch pokojów zamiast jednego.
Nie przeszkadzało jej to. W gruncie rzeczy cieszyła się, że nie sypia sama. We własnym domu miała zbyt wiele spokoju. Ukochana matka zmarła prawie rok wcześniej. Podczas żałoby ojciec jeszcze bardziej zamknął się w sobie i skoncentrował na bezcennych manuskryptach. Córka musiała sama troszczyć się o siebie. Zwróciła się wtedy ku Bevelstoke’om, którzy przyjęli ją bardzo serdecznie. Olivia nosiła nawet przez trzy miesiące żałobę.
Miranda była tym wzruszona, mimo że słowa Olivii powinny ją były zaszokować.
Olivia ujęła ją za rękę, nachylając się ku niej.
Zapewne z tego właśnie powodu lady Rudland postanowiła wspierać Mirandę podczas londyńskiego sezonu. Ojciec - przeczytawszy list, który dostał od niej w tej sprawie - odetchnął z ulgą i szybko wyłożył odpowiednią kwotę. Sir Rupert Cheever nie był co prawda wyjątkowo bogaty, ale miał dość środków, żeby opłacić jedynej córce sezon w Londynie. Nie starczyło mu natomiast cierpliwości, by ją tam zawieźć. A prawdę mówiąc, nie obchodziło go to wcale.
Debiut obydwu dziewcząt opóźnił się o rok, bo Miranda nosiła żałobę po matce. Lady Rudland postanowiła, że Olivia też poczeka. Dwadzieścia lat to prawie tyle samo, co dziewiętnaście. Prawdę mówiąc, nikt się też nie martwił, czy Olivia zrobi dobrą partię. Z jej prezencją, żywym usposobieniem i - co sama podkreślała - solidnym posagiem musiała odnieść sukces.
Śmierć Letycji dodatkowo opóźniła realizację planów. Należało odbyć kolejną żałobę, nie dłuższą co prawda niż sześć tygodni. W końcu Letycja była tylko bratową, a nie rodzoną siostrą.
Spóźnią się więc z przybyciem na sezon, ale cóż, nie było na to rady.
W głębi serca Miranda cieszyła się z tego. Już sama myśl o balach w Londynie wprost ją przerażała. Nie uważała się za nieśmiałą. Nie lubiła tylko tłumów i ludzi, którzy jej się przyglądają. To było coś okropnego.
Nic nie mogę na to poradzić, powtarzała sobie, schodząc po schodach. W każdym razie dużo gorzej byłoby samotnie tkwić w Ambleside. Na dole zatrzymała się, nie wiedząc, gdzie pójść. W bawialni stało lepsze biurko, lecz w bibliotece będzie cieplej. Skądinąd jednak...
Hm... A to co znowu?
Spojrzała w głąb holu. W gabinecie lorda Rudlanda paliło się w kominku. Trudno było uwierzyć, że o tej porze ktoś jeszcze czuwa w tym domu. Bevelstoke’owie zawsze kładli się wcześnie. Podeszła cicho do drzwi.
Z głębi ojcowskiego fotela wyjrzał ku niej Turner.
Turner nie wiedział, dlaczego tak go zaskoczył widok Mirandy, stojącej w drzwiach gabinetu. Kiedy usłyszał kroki w holu, w jakiś dziwny, niewytłumaczalny sposób wiedział, że to ona. Co prawda jego bliscy spali zwykle o tej porze jak susły, nie mógł się więc spodziewać, że to ktoś z nich błądzi w ciemnościach po domu.
Jej obecność była zresztą oczywista. Ta czujna, uważnie przypatrująca się wszystkiemu - wielkimi jak u sowy oczyma - dziewczyna należała do tego domu. Nie pamiętał, kiedy ją zobaczył po raz pierwszy. Ledwie wtedy od ziemi odrosła. Stała się domownikiem i towarzyszyła im nawet podczas takich okazji jak dzisiejsza, kiedy nie należałoby się spodziewać obecności kogoś spoza rodziny.
Niby dlaczego miałaby to zrobić? Bo czuł się, jak ostatni głupiec? Bo za wiele wypił? Bo nie chciał być sam?
Zdumiało ją to.
Przez chwilę milczała. Przysiągłby, że czuje jej wzburzenie. Wreszcie położyła jakąś książeczkę na stoliku przy drzwiach i podeszła bliżej.
Uśmiechnął się.
Spojrzała mu prosto w twarz.
Po prostu stwierdzała fakt.
Uniósł brwi.
Uśmiechnął się cierpko, widząc, że nie dokończyła zdania.
Kieliszek stuknął głośno o stolik. Turner odchylił się w tył i założył dłonie za kark.
Spojrzał na nią spod oka. Nie tknęła brandy. Nawet nie usiadła.
Patrzył, jak ostrożnie siada na krześle. Nie tuż koło niego, ale i nie za daleko. Nadal nie spuszczała z niego wzroku. Mógł się domyślać, czego się po nim spodziewa. Czyżby sądziła, że się na nią rzuci?
Zerknął na Mirandę. Nie wiedział, czy na jej twarzy maluje się wyraz potępienia, czy współczucia. Wzrok miała nieodgadniony. Chciał, żeby powiedziała cokolwiek. Wystarczyłby jakiś nonsens o kieliszkach, by przestał myśleć, że jest dopiero wpół do jedenastej i że nie wcześniej niż za jakieś pół godziny będzie mógł wreszcie stwierdzić, iż ten przeklęty dzień ma się wreszcie ku końcowi.
Zaskoczyło ją to. Po raz pierwszy dostrzegł u niej cień jakiś emocji.
Przygryzła dolną wargę. Przypomniał sobie, że Letycja też tak robiła, gdy jeszcze chciała uchodzić za niewiniątko. Skończyła z tym, kiedy miała na palcu obrączkę.
Nalał sobie ponownie.
Wtedy ujęła kieliszek i pociągnęła mały łyczek.
Niech to licho! Zakrztusił się i zaczął prychać niczym niedoświadczony gołowąs, który po raz pierwszy spróbował trunku.
Uśmiechnęła się łagodnie.
Wytrzeszczył na nią oczy.
Wyglądała spokojnie i niewinnie, lecz spojrzenie miała przenikliwe.
Wzruszyła ramionami i znów upiła trochę brandy. Jak zauważył, nieduży łyczek.
Zesztywniała.
Czuł palące pragnienie, kiedy na nią patrzył. Nie wiedział, dlaczego tak go to cieszy, i nie mógł nic na to poradzić. Od tak dawna nie było w nim żadnej radości. Nachylił się ku niej tylko po to, żeby się przekonać, czy zdołałby ją objąć.
Zbladła. Dostrzegał to nawet w blasku kominka.
Z półotwartymi ustami pokręciła głową.
Zerwała się tak gwałtownie, że o mało nie przewróciła krzesła.
Chwycił ją za ramię. Zdrętwiała, ale nie próbowała mu się wyrywać.
Zacisnął mocniej palce. Byle tylko jej dotknąć. Byle tylko nie pozwolić jej odejść. Nie chciał być sam. Pragnął ją rozzłościć, gdyż i on był zły. Czuł tę wściekłość od lat.
- Powiedz mi - wyszeptał, biorąc ją pod brodę. - Czy już się całowałaś?
Miranda marzyła o takiej chwili całymi latami. I w tych marzeniach zawsze wiedziała, co powiedzieć. Teraz jednak mogła tylko patrzeć na Turnera bez tchu. Dosłownie bez tchu.
Dziwne, zawsze myślała, że to wyrażenie jest przenośnią. A tymczasem naprawdę nie mogła zaczerpnąć powietrza.
Dotknął wargami jej ust.
Czuła się jak w niebie. Jak nigdy przedtem. Nagle coś się zmieniło, zupełnie tak, jakby przeszył ją prąd. Nie była pewna, co to miało oznaczać, więc wciąż stała, przyjmując pocałunki, które teraz zmierzały znów ku jej ustom.
I zrobiła to, bo był Turnerem, a ona go pragnęła. Od zawsze.
Jego język wślizgnął się do środka. Poczuła, że coś ją jeszcze silniej popycha ku niemu. Jego palce i usta żądały od niej czegoś, czego wcale nie chciała ofiarować. Nie o takiej chwili marzyła od lat. On jej wcale nie pragnął. Nie miała pojęcia, dlaczego ją całuje, ale tak czy inaczej nie pragnął jej. A już na pewno nie kochał. W tym pocałunku nie było serdeczności.
Próbowała powiedzieć „nie”, ale głos uwiązł jej w gardle. Jego dłoń odnalazła jakoś drogę ku jej pośladkom. Próbował dotykać jej w najskrytszych miejscach. A ona nie rozumiała, jak może go pragnąć i brzydzić się nim. I jak może go kochać, a jednocześnie nienawidzić. Szarpnął nią, zadając jej ból.
Cofnął się wreszcie, szorstko, bez cienia pożądania.
Uderzyła go w twarz.
Oczy mu się zwęziły. Nic nie powiedział.
Rozbawiło go to tylko.
Wbiła paznokcie w dłonie. Jaka była głupia! Po cóż mu to mówi?
Tylko się zaśmiał.
W sekundę później jego dłoń ścisnęła ją boleśnie za ramię.
Miranda w osłupieniu dojrzała jego pełne furii spojrzenie.
Nieznacznie rozluźnił chwyt i patrzył na nią tak, jakby chciał przewiercić ją wzrokiem na wskroś. Jak na widmo. Jakby naprawdę widział w niej Letycję.
Oprzytomniał nieco i się cofnął.
Powinna odejść, ale była wściekła i nie mogła się powstrzymać, żeby nie powiedzieć:
Znów przygryzła wargę. Z całej siły. Zastanawiała się, co odpowiedzieć. Oczywiście, doszły ją plotki, ale większości rzeczy domyśliła się sama. Był taki zakochany, kiedy się z nią żenił! Świata za nią nie widział.
Gdy Miranda zobaczyła go parę miesięcy później, wyglądał całkiem inaczej.
Przymknął oczy Miranda przez chwilę myślała, że z bólu, lecz później zmierzył ją ostrym spojrzeniem i uśmiechnął się krzywo.
I ze skrzyżowanymi rękami popatrzył ku półkom z książkami.
Miranda usiłowała walczyć z rozczarowaniem. Złość znów wzięła w nim górę. Przymknął na chwilę oczy i miał wrażenie, że ją słyszy i rozumie każde słowo, nawet te niewypowiedziane.
Łzy zakręciły się jej w oczach. Jak mógł być taki okrutny?
Nie odpowiedział. Milczała, aż wreszcie się odezwał.
Głos miał ochrypły, pełen bólu.
Odeszła.
Tej nocy nic nie zapisała w swoim pamiętniku.
Następnego dnia zbudziła się z jednym wyraźnym celem. Chciała wrócić do domu. Nie chciała zostać na śniadaniu. Nie dbała nawet o deszcz. Nie mogła dłużej przebywać z nim w tym samym domu.
Wszystko to było zbyt smutne. Turner, którego kiedyś znała i uwielbiała, nie istniał. Czuła to, rzecz jasna, już wcześniej, gdy odwiedzał rodzinę. Najpierw w jego oczach dostrzegła złość, potem w kątach warg zarysowały się gniewne bruzdy.
Zdawała sobie z tego sprawę, ale aż dzisiaj nie przyznała się do tego przed sobą.
Olivia była ubrana. Wyglądała uroczo nawet w żałobie.
Miranda otworzyła usta, ale Olivia wcale nie czekała na odpowiedź.
Miranda zastanawiała się, kiedy Olivia zauważy, że przyjaciółka nie reaguje na polecenia.
Drgnęła gwałtownie.
Olivia nachyliła się nad nią.