Serce Vilvena - Agnieszka Nowak - ebook + książka

Serce Vilvena ebook

Nowak Agnieszka

3,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Pierwszy tom magicznej sagi o wróżkach, jakiej jeszcze nie było!

Minęły lata, odkąd zaginął najważniejszy artefakt Atrilii – Serce Vilvena. Bez tego niego kraina wróżek choruje – magia znika, a wraz z nią umiera też cała przyroda. Podczas Święta Przesilenia Letniego księżniczka Aurora Viendelle zostaje wyznaczona przez Pradawnych do roli tej, która ma uratować ginący świat. Żeby to zrobić, musi poświęcić swoje piękne skrzydła, by przekroczyć magiczną barierę otaczającą znany jej świat i wyruszyć w głąb ziem należących do ludzkich królów i królowych. W trakcie poszukiwań artefaktu spotyka nowych sprzymierzeńców i starych wrogów, ucieka przed smokami, zaprzyjaźnia się z rycerzami i poznaje, być może, prawdziwą miłość. Jednak zegar tyka, a Serca Vilvena dalej nie widać na horyzoncie…

Czy Aurorze uda się je znaleźć, zanim będzie za późno?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 384

Oceny
3,5 (17 ocen)
7
2
2
4
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
annym20

Z braku laku…

Zrobił się taki szum wokół tej książki, że spodziewałam się naprawdę dobrej historii. W mediach społecznościowych widziałam tyle postów, aż zaczęły mnie męczyć, ale swój cel spełniły – sięgnęłam po książkę tuż po premierze, wprawdzie nie w papierze, a na legimi, ale jak na mnie zabrałam się szybko do czytania. Jednak już po paru pierwszych stronach zaczęłam się zastanawiać, czy na pewno chcę to czytać... Moja odpowiedź była daleka od twierdzącej, ale się zmusiłam – czasem przecież niektórym historiom trzeba dać szansę, żeby się rozkręciły. No cóż, tu się przeliczyłam. Nie ukrywając, było ciężko. Przez jakieś 70 stron jest mielone to samo, najpierw oczami Zaprzysiężonych, potem akcja się cofa, by opowiedzieć praktycznie znów to samo, ale przez Aurorę, by na koniec znowu ona streściła rycerzom, co stało się wcześniej, czyli w początkowych rozdziałach przed jej ucieczką... A zatem mamy zaklęte koło tych samych zdarzeń. Potem wcale nie jest lepiej, strony lecą, a w sumie to niewiele się d...
31
Tusz_na_papierze

Nie polecam

Barbie Wróżkolandia, schematyczna i bezproblemowa wędrówka zakończona łóżkową sceną. Ani to +12 ani +18. Poza okładka nic ciekawego tam nie ma
10
MilenaLulk

Całkiem niezła

gdyby nie koniec to była by klapa
00
makofi

Nie oderwiesz się od lektury

Cudo😍 Tu jest poprostu wszystko czego szuka każdy miłośnik fantastyki😁 Do tego ta okładka 😍
00
Klaudia961502

Z braku laku…

Sięgając po "Serce Vilvena" nie wiedziałam czego się spodziewać. Jednak to co dostałam zupełnie mnie zaskoczyło. Książka obfituje w kontrasty. Na początku poznajemy świat wróżek. Jest bajkowo, delikatnie i różowo dokładnie tak jak sobie wyobrażamy wróżki. Mimo, że nad ich krajem wisi widmo zagłady a przyroda zaczyna obumierać wróżkowy lud zdaje się tym nie przejmować. Dopiero gdy nasza bohaterka Aurora rusza na misję by odnaleźć zaginiony artefakt i przywrócić równowagę natury zaczynamy dostrzegać zupełnie inny obraz świata. Świat ludzi ukazany jest bowiem w sposób ostry, nie tylko poprzez opisy przyrody ale również wulgarny język, przemoc czy brzydotę ludzkich dusz i działań. Denerwowało mnie to troszkę. Widać było, że autorka utarła sobie pewien schemat. Gdy trafiamy do zamku pierwszego władcy ten na początku jest niemiły i nieufny, natomiast jego matka to wredna zołza z silnym charakterem. W kolejnym Królestwie mamy podobnie.. dostajemy bezwzględną królową, która policzkuje Aurorę...
00

Popularność




Copyright © Agnieszka Nowak 2024

Projekt okładki

Sylwia Turlejska / Studio Kreacji

Redaktor prowadząca

Jadwiga Mik

Redakcja

Magdalena Wołoszyn-Cępa

Korekta

Katarzyna Kusojć,

Sylwia Kozak-Śmiech

ISBN 978-83-8352-435-1

Warszawa 2024

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

Borze zielony, borze szumiący,

Co skrywasz w swojej gęstwinie?

Widzę szkarłatem liść lśniący

w sunącej po ziemi cieni kłębowinie.

Głucha cisza, ni szelest w zaroślach.

Gdzieś zło czyha za rogiem,

w zrodzonych z ciemności czeluściach,

i stąpa po ziemi ciężkim krokiem.

Tu, w tej pięknej krainie,

korzenie złej magii sięgają,

choć pąki kwitną na bogatej równinie,

krwią poległych widma oblewają.

Borze zielony, borze szumiący,

wyjaw nam swą tajemnicę,

nim z nieba zstąpi bogów gniew grzmiący

i sprowadzi na nas światła nawałnicę.

ROZDZIAŁ 1

Świst stali nad urwiskiem niemal zagłuszał towarzyszący mu szum fal. Ciepłe promienie słońca muskały twarze walczących, uwydatniając rumieńce zmęczenia na ich policzkach. Taksowali się wzrokiem. Obserwowali, które zaatakuje pierwsze. Miecze co rusz zderzały się ze sobą, bez chwili wytchnienia, którego na szczęście nie potrzebowały. Nie można było jednak tego powiedzieć o ich właścicielach. Choć obojgu spływał po twarzy pot, w dużej mierze spowodowany wysoką temperaturą, było widać jak na dłoni, któremu z nich zmęczenie doskwiera mocniej. Kobieta, ciężko dysząc oraz poluźniając chwyt na rękojeści, w ostatniej chwili zablokowała cios przeciwnika, zatrzymując ostrze milimetry od swojej twarzy.

– Skup się – warknął przez zęby rywal, napierając na nią z całej siły.

– Jestem skupiona, Zephyrze.

Cóż, nie było to prawdą. Choć z jej inicjatywy w tak wyjątkowy dzień prawdopodobnie jako jedyni w królestwie oddali się treningowi, myślami błądziła zupełnie gdzie indziej. Zephyr to czuł. W końcu został przyznany Aurorze odgórnie przez doradców jako preceptor miecza, więc znał mechanikę swojej uczennicy na wylot.

– Księżniczce nie przystoi kłamać – rzucił. Aurora cofnęła się o krok. Zephyr był szybki, momentami zbyt szybki. Ostatkami sił zablokowała jego cios. – Masz dość, Viendelle?

Na twarzy mężczyzny pojawił się ten zawadiacki uśmieszek, którym zawsze doprowadzał ją do szewskiej pasji. Wściekła Aurora zatrzepotała skrzydłami, powodując niewielki, acz intensywny rozbłysk. Choć Zeph doskonale znał jej sztuczki, stracił na moment czujność. Oślepiony nie zauważył, że dziewczyna ruszyła w jego stronę, celując mieczem w sam środek jego piersi.

Zeph w ostatniej chwili złapał ostrze dłonią ukrytą w skórzanej rękawicy. Nadal oszołomiony, otworzył usta, by zrugać swoją podopieczną. Wtedy jednak obok nich ktoś się pojawił.

– Koniec zabawy, dzieci. Nie wierzę, że zachciało wam się trenować w dzień przesilenia letniego. Zeph, szukają cię do pomocy przy tak wielu sprawach, że przestałam liczyć, a Cornelius chyba oszaleje, jak nie zobaczy zaraz swojej księżniczki gotowej na uroczystość.

Dostojna postać wylądowała z gracją na miękkiej trawie. Jej stopy były bose, a burza rudych włosów falowała wraz z wiatrem nadciągającym znad morza. Z założonymi rękami zerkała surowo raz na następczynię tronu, raz na jej nauczyciela.

– Lyro, czy ktoś ci już dzisiaj mówił, jak cudnie wyglądasz? Twoje piegi są jakby wyrazistsze niż zwykle…

– Siedź cicho, Zeph, albo zaraz zostaniesz zepchnięty z tego urwiska – warknęła i pogroziła mu palcem. – Auroro, radzę ci się pospieszyć, jeśli chcesz zdążyć się wyszykować.

Viendelle westchnęła.

– Przecież jeszcze nigdy nie spóźniłam się na żadną ceremonię – zaczęła, chowając miecz do pochwy przytwierdzonej do pasa. – Jak bardzo jest wściekły? – zapytała Lyrę, na co ta wzruszyła ramionami, po czym skrzyżowała ręce na piersi.

– Nie wiem. Leć i sama się przekonaj. Prócz niego przed twoją komnatą od rana czeka sztab przelęknionych służek. Tym też wypadałoby się zająć, księżniczko – odparła sarkastycznie.

Lyra Seldryn jako jedna z niewielu mogła w tak bezpardonowy sposób zwracać się do przyszłej królowej. Uprawniał ją do tego oczywiście status przyjaciółki; w podobnym położeniu był zresztą Zephyr, choć ten pełnił też funkcję jej Mistrza Miecza, w związku z czym na większą otwartość w rozmowie mógł sobie pozwolić jedynie podczas prywatnych lekcji. Tylko przy tej dwójce Aurora mogła czuć się swobodnie, wiedząc, że nikt jej nie skarci za niestosowne zachowanie albo nieodpowiednie słownictwo. Choć uczyła się etykiety od dziecka i miała ją w małym palcu, często czuła się swoją pozycją przytłoczona.

Mimowolnie dotknęła dłonią czoła, na którym widniało Znamię Atrilii. Ten niewielki szarawo-różowawy punkt zdecydowanie zbyt często spędzał jej sen z powiek. Łapała się na tym, jak wpatrywała się w niego za każdym razem, gdy siedziała przed lustrem. Przypominał jej biedną wersję gwiazdy widniejącej na niebie, której brakuje blasku, by lśnić.

Może gdyby nie to znamię, byłoby jej nieco łatwiej. Odetchnęła głęboko, kręcąc zaraz głową. Nie czas na rozmyślania.

– Spotkajmy się za godzinę – poprosiła przyjaciółkę, po czym odbiwszy się od ziemi, pofrunęła w kierunku pałacu. Zephyr z Lyrą spojrzeli tylko po sobie i również odfrunęli.

Święto przesilenia letniego, zwane też Godziną Świateł, było wyjątkowe dla Atrilian, dlatego każdy podczas przygotowań do niego wylewał siódme poty, biorąc na swe barki czasem aż zbyt wiele. Aurora wyjątkowo w tym roku nie czuła się na siłach, aby sprostać oczekiwaniom.

Funkcję pałacu pełniło największe drzewo w królestwie, znajdujące się w jego centralnym punkcie i nazywane zazwyczaj po prostu Królewskim Drzewem. Podobno można je dostrzec z każdego zakątka kraju, nawet przy najbardziej oddalonej granicy, jednak Aurora nigdy nie miała okazji, by to sprawdzić. Jego pień był tak szeroki, że potrafił pomieścić wielką salę balową, salę tronową oraz kuchnię na jednym piętrze, a trzeba zaznaczyć, że pałac miał ich naprawdę wiele. Niektóre mniejsze, niektóre większe, w zależności od tego, na jakiej wysokości się one znajdowały. Przykładowo komnaty królewskie miały swój oddzielny poziom, wysoko, niemalże w koronie drzewa; prócz sypialni mieściły się tam dwie łaźnie oraz pokój dzienny. Najniżej zaprojektowano pomieszczenia dla służby, pralnię oraz spiżarnię, z której Aurora często podkradała swoje ulubione słodkości.

Niegdyś drzewo to przepełniała magia pochodząca od pradawnych wróżek, teraz jednak obumierało. Atrilianie oswoili się z uczuciem przepełniającej ich pustki; trwali w swej codzienności i starali się żyć bez zmartwień, choć było to zadaniem niekiedy nad wyraz trudnym. Magia, wcześniej tętniąca w żyłach każdej wróżki, wypełniająca ją niewyobrażalną siłą oraz łącząca ją z naturą, zanikała, a to wspaniałe uczucie posiadania w sobie wiązki dobrej mocy pozostawało jedynie mglistym wspomnieniem.

Aurora przywarła plecami do jednej z drewnianych ścian i wyjrzała zza winkla, by zbadać teren. Nikogo nie było widać ani słychać. Skuszona tym faktem przemknęła przez korytarz, pragnąc jak najprędzej zanurzyć się w ciepłej wodzie, choć ta pewnie czekała na nią już tak długo, że zrobiła się lodowata. Owszem, służki mają za zadanie dbać o odpowiednią jej temperaturę, ale biorąc pod uwagę stopień wściekłości Corneliusa, mógł kazać im zaprzestać wypełniania obowiązków, chcąc dać przyszłej władczyni nauczkę. Wcale się więc nie zdziwiła, kiedy nie zastała nikogo pod drzwiami komnaty. Odważnie złapała za klamkę i pchnęła drewniane wrota, by wejść do swojego azylu, a następnie podeszła do jednego z okien, by wyjrzeć na zewnątrz.

Kąciki jej ust drgnęły na widok licznych grup wróżek przelatujących z miejsca na miejsce, krzątających się po uliczkach, nieustannie czymś zajętych. Teraz jednak widać było, że większość zmierzała do swoich domostw w celu przygotowania się na wieczorne obchody.

Czas więc najwyższy, aby zainteresowała się tym Aurora.

Umiała zadbać o siebie sama, dlatego w pierwszej kolejności udała się do prywatnej łaźni, gdzie zdjęła przepocone odzienie, po czym wrzuciła je do wielkiego słomianego kosza. Podeszła do wanny, w której woda migotała delikatnie świetlistymi drobinkami. Wystawiła dłoń nad taflę i przymknąwszy powieki, sięgnęła w głąb siebie, by wydobyć odrobinę magii, za pomocą której podwyższyła nieco jej temperaturę. Musiała się spieszyć, ale wolała mimo wszystko nie brać zimnej kąpieli.

Zrobienie fryzury okazało się o wiele bardziej problematyczne niż makijaż, którego wykonanie zajęło jej dosłownie chwilę, bo wykorzystała swój ulubiony trik z pyłkiem szafranu księżycowego, który zebrany odpowiednią porą, przyjmuje rzadko spotykaną barwę błękitu, a w kontakcie z magią wróżek połyskuje drobinkami. Dzięki temu jest tak wyjątkowy i niesamowicie pięknie odbija blask słońca lub księżyca. Z kolei jej blond włosy sięgające do bioder nie chciały z nią współpracować. Gdy tylko księżniczka próbowała je upiąć, zaraz wszystko się rozpadało, więc w końcu się poddała i pozostawiła włosy swobodnie opadające na plecy.

Suknię miała przygotowaną już od tygodni. Obchodziła się z nią bardzo ostrożnie, wiedząc, z jak delikatnego materiału została uszyta. Praca nad nią musiała być niezwykle wymagająca, co dało oczywiście fenomenalny efekt, godny przyszłej władczyni Królestwa Atrilian.

Kreacja miała prosty krój ze sporym wycięciem, odsłaniającym dekolt oraz obojczyki. Rękawy ze złotymi biżuteryjnymi wszywkami były cieniutkie i niemalże przezroczyste, rozcięte na wysokości nadgarstków, tak aby dłonie księżniczki pozostały cały czas odsłonięte. Talię miała dopasowaną, lecz nie ciasną; pięknie podkreślała figurę Aurory. Dół zaś pozostał luźniejszy i asymetryczny. Od jasnobeżowego materiału sukni z doczepionymi maleńkimi kryształkami trudno było oderwać wzrok, tak pięknie odbijał światło. Asymetryczne wykończenie u dołu odsłaniało z przodu nogi wróżki, aby mogła zaprezentować również sandały, uszyte ze skóry i z zabarwionymi złotem sznureczkami, także pięknie połyskującymi. Całość dopełniał długi naszyjnik ze zdobionym herbem królewskim, podarowany Aurorze za młodu przez matkę. Był jej skarbem. Zakładała go tylko na specjalne okazje, niejako w ten sposób czcząc zarówno sam przedmiot, pamiątkę, jak i rodzicielkę, jego poprzednią właścicielkę.

Zbliżyła się w końcu do lustra, by poprawić jeszcze grzywkę opadającą jej niesfornie na oczy. Musnęła przy tym palcami znamię na czole. Nie miało ono jakiegoś szczególnego kształtu, aczkolwiek zawsze wyglądało tak samo, co było opisane w księgach – niewielki, nieregularny kształt, delikatnie wydłużony u góry oraz na dole, według niektórych przypominający jedną z najszczególniejszych gwiazd na niebie, na której spoczywa w pokoju przodkini założycielka, Atrilia.

Momentalnie się skrzywiła. Znak ten nosiła od narodzin i z biegiem czasu coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że jest on jedynie przekleństwem, a nie powodem do radości, o czym było przeświadczone całe królestwo.

– Księżniczko Auroro, jesteś tam? – dobiegł nagle głos z korytarza. – Wchodzę – dodał mężczyzna, nie dając jej choćby chwili na odpowiedź, po czym wkroczył do komnaty, pchnąwszy zamaszyście wrota.

– Tak, Corneliusie, jestem ubrana, możesz wejść – mruknęła pod nosem, odchodząc od lustra. Zbliżyła się do swojego doradcy. – Czy Lyra już po mnie przyszła? – zapytała, próbując uniknąć możliwego wybuchu złości mężczyzny.

Zatrzepotał skrzydłami dwukrotnie, dosyć energicznie.

– Nie zagaduj mnie. – Pogroził jej palcem. – Od rana nigdzie cię nie mogłem znaleźć! Gdzieś ty się podziewała? Przecież dobrze wiesz, jaki dziś mamy dzień. Trudno nie zauważyć tych wszystkich zalatanych wróżek. – Wymachiwał rękami, a żyłka na jego czole zaczęła pulsować. – Decyzję o dekoracji kwietnej przy ścieżce do Błękitnej Polany musiałem podjąć za ciebie. Na spotkaniu z lektorem w sprawie przemówienia również się nie pojawiłaś. Jak możesz być tak nieodpowiedzialna? Wiesz, jak to o tobie świadczy jako o przyszłej królowej?

Aurora przewróciła oczami i założyła ręce na piersi.

– Wiem, co powinnam powiedzieć. Co roku powtarzam praktycznie w kółko to samo, więc treść przemowy raczej nie ulegnie zmianie. Potrafię także wybitnie posługiwać się wysoce władczym językiem – odpowiedziała, odwracając się tyłem do Corneliusa z uniesioną dumnie głową. Westchnęła i dodała: – Mam już tego wszystkiego po prostu dość.

Godzina Świateł była wspaniałym świętem i Aurora naprawdę je lubiła, jednak jako przyszła władczyni nie mogła się nim cieszyć w taki sam sposób jak każda zwyczajna wróżka. Magia w ten konkretny dzień zawsze przybierała na sile, była zdecydowanie potężniejsza, a co za tym idzie, bardzo mocno wpływała na każdą żywą istotę w królestwie, obdarowując niewyobrażalną mocą oraz towarzyszącymi temu pozytywnymi emocjami.

Od momentu śmierci jej rodziców, a jednocześnie zaginięcia najcenniejszego artefaktu wróżek, wszyscy w królestwie wyczekiwali z upragnieniem dnia, w którym Pradawni przemówią do naznaczonej Znamieniem Atrilii Aurory. Choć nie mogli być pewni, że zesłana jej wizja będzie dotyczyła właśnie artefaktu, żyli w tej nadziei, a z uwagi na to, że podczas Godziny Świateł powoli zanikająca magia wracała do nich z niewyobrażalną mocą, spodziewali się doczekać tej chwili właśnie w święto przesilenia letniego.

Księżniczce z roku na rok coraz trudniej było dźwigać to brzemię i zmagać się z poczuciem winy, jakoby nieustannie zawodziła swoich poddanych. Bezsenne noce często spędzała w bibliotece na przeglądaniu prastarych ksiąg. Była pierwszą i jak na razie jedyną przedstawicielką królewskiego rodu ze Znamieniem. Do tej pory otrzymywały je wróżki wyróżniające się wyjątkową więzią z naturą. Niektórzy nawet pisali o takich wróżkach jako „oderwanych od rzeczywistości”.

– Obecna sytuacja dla nikogo z nas nie jest łatwiejsza, Auroro, zrozum. Jesteś dla nich wyjątkowa – zaczął łagodnie Cornelius. – Dla swojego ludu – sprecyzował. – Jeśli zauważą choćby najmniejszą zmianę w twoim zachowaniu, jeśli zobaczą, że lekceważysz swoje obowiązki i masz w nosie nasze tradycje, zasiejesz pośród nich ziarno paniki. A ze zwykłego ziarna…

– Proszę cię, przestań, mam tego dość – przerwała mu ostro, wyciągając do góry otwartą dłoń. – Wy wszyscy sobie myślicie, że mam gdzieś to, z jaką sytuacją mierzymy się od piętnastu niemalże już lat? – Prychnęła, krzyżując ręce na piersi. – Moi rodzice nie żyją. Bardziej od ich powrotu w ostatnim czasie pragnę właśnie tego, żeby ten przeklęty artefakt się znalazł, rozumiesz? – mówiła dalej podniesionym tonem, z taką desperacją w głosie, jakiej jeszcze doradca u księżniczki nie widział. – Ty, moi poddani, czy wy wszyscy myślicie, że zmuszę Pradawnych, żeby do mnie przemówili? Przecież to tak nie działa, do jasnej…

– Auroro? Jestem już, tak jak się umawiałyśmy – rozbrzmiał na korytarzu zza uchylonych drzwi donośny głos.

Pojawienie się Lyry przerwało konwersację. Viendelle zamilkła w ostatniej chwili, zanim wypowiedziała się językiem, którym zdecydowanie nie przystało jej się posługiwać. Z pewnością nie chciała pogarszać swojej sytuacji. Pomyślała o tym, jak długo Cornelius zajmował się sprawami królestwa i jednocześnie przygotowywał ją do roli przyszłej królowej. Dekret pradziadka Aurory upoważniał głównego doradcę pałacowego do pełnienia obowiązków króla, gdy ten zaniemoże z powodu choroby, opuści królestwo na dłuższy czas lub doświadczy nagłej śmierci – aż do momentu objęcia władzy przez pierwszą osobę w kolejce do tronu. Po zniknięciu rodziców swojej podopiecznej Cornelius stał się nieustępliwy i postawił sobie za cel godnie przygotować następczynię do rządzenia królestwem. Aurora zdawała sobie sprawę z tego, że momentami jej zachowanie bywało karygodne, często nerwy brały nad nią górę, traciła opanowanie i buntowała się, ale niekiedy czuła się aż nadto przytłoczona obowiązkami, którymi zalewał ją starszy wróż. Jakby tego było mało, presja ze strony poddanych jej nie pomagała, dlatego unikała wystąpień publicznych jak ognia, ponieważ bała się konfrontacji z pytaniami na temat Pradawnych i Znamienia.

Aurora westchnęła, po czym przejrzawszy się po raz ostatni w lustrze i wygładziwszy materiał swej sukni, wyszła z komnaty.

– W samą porę? – zapytała księżniczkę Lyra. Odgarnęła swoje rude włosy, wzięła przyjaciółkę pod rękę i poprowadziła ją do wyjścia.

– Jak zawsze – odparła Aurora, uśmiechając się.

Cornelius stał pośrodku sypialni swojej podopiecznej. Nigdy nie zastanawiał się nad uczuciami Aurory odnośnie do ciężkiej sytuacji, w której znajdowało się królestwo. Nigdy też nie przyszło mu do głowy, by o to zapytać. Owszem, księżniczka bywała buntownicza i zdarzało się, że wywijała swoim nauczycielom i doradcom różne numery. I choć podobne, niezbyt przyjemne rozmowy prowadzili co najmniej raz w tygodniu, dopiero w tej chwili zaczęło do Corneliusa docierać, że może zbyt mocno naciskał na dziewczynę w pewnych kwestiach. Na całe szczęście pojawiła się Lyra, zanim konwersacja dotarła do najbardziej zapalnego wątku – zamążpójścia. Temat ten był znienawidzony przez księżniczkę zdecydowanie najmocniej ze wszystkich.

Kiedy Atrilianie pogodzili się z tym, że król i królowa do nich nie wrócą, Rada Najstarszych skupiła się na pozostałej przy życiu jedynej ich córce. Młoda Viendelle wtedy zaczynała osiągać odpowiedni wiek do wydania jej za mąż, jednak to Cornelius, będący niegdyś przyjacielem króla Mitaha, przez długi jeszcze czas próbował Aurorę uchronić od tej decyzji, mimo że oznaczało to odwleczenie w czasie samej koronacji. Przez lata pomyślnie udawało mu się negocjować ze Starszymi, ale księżniczka zdążyła już osiągnąć pełnoletniość. Oczekiwano więc od niej wzięcia sobie królewskiego małżonka, przez co jako jej opiekun – a nie doradca – miał trudny orzech do zgryzienia.

– Widziałam kilku kawalerów, którzy zapewne będą cię prosić do tańca. – Lyra trąciła dyskretnie Aurorę w ramię, kiedy znalazły się na parterze. – Nie powiem, zazdroszczę, bo to całkiem niezłe kąski.

Księżniczka przewróciła oczami.

– Błagam, nie. Nie zamierzam z nikim dziś tańczyć. Powiem, co mam powiedzieć, i idę stamtąd oglądać światła z daleka – oznajmiła i wyszła na zewnątrz, gdzie czekali już ochroniarze, którzy mieli im tego wieczoru towarzyszyć na każdym kroku. Choć królestwo chroniła bariera, lepiej było zachować środki ostrożności. Nawet wśród swoich mógł znaleźć się wróg.

– Chcesz znów narobić sobie problemów? Dość dziś już nabroiłaś, powinnaś zatańczyć chociaż z jednym z nich, żeby nie wzbudzać podejrzeń – naciskała Lyra. – No, chyba że nagle zaczęłaś gustować w kobietach i nic mi o tym nie wspomniałaś. To zmienia postać rzeczy, ale i komplikuje sytuację.

– Na Atrilię, opanuj się, Lyra! – skarciła wróżkę Aurora, rozglądając się bacznie dookoła, by sprawdzić, czy aby nikt nie podsłuchał ich rozmowy. Strażnicy idący tuż za nimi uśmiechali się rozbawieni pod nosem. O nich się księżniczka nie martwiła, bowiem znali Lyrę Seldryn i jej specyficzny charakter. Poza nimi jednak większość mog­łaby opacznie zrozumieć tę wypowiedź. – Nic takiego nie miało miejsca. Po prostu… mam dość tego, że wszyscy szukają mi męża na siłę, mimo że wiedzą, że bez artefaktu koronacja nie może mieć miejsca. Kto zaakceptuje królową niepobłogosławioną przez Atrilię? I to w dodatku taką, do której nawet Pradawni nie chcą przemówić, mimo że ją naznaczyli tym przeklętym Znamieniem… W obecnej sytuacji naprawdę nie mam głowy do romansów, to po pierwsze – wyjaśniła dobitnie. – A po drugie, wszyscy ci wróżowie są strasznie… mało intrygujący.

Lyra przystanęła, by zlustrować Aurorę wzrokiem. ­Parsknęła po chwili śmiechem.

– Mało intrygujący? Naprawdę nie mogłaś tego jakoś inaczej ująć?

– Niby jak? Cornelius razem z Radą zorganizowali mi mnóstwo spotkań z potencjalnymi kandydatami i żaden z nich nie wywołał we mnie jakichkolwiek uczuć. Żadnego zauroczenia, ciepła, tylko taką… stateczność. Nie mogę się zgodzić na zawarcie związku małżeńskiego z kimś, kto chociaż przez chwilę nie potrafi zachowywać się swobodnie w moim towarzystwie.

Lyra uśmiechnęła się pod nosem, przywołując w myślach wspomnienie tych wszystkich wspólnych treningów Aurory z jej Mistrzem Miecza, Zephyrem Hayelem, ale postanowiła zachować swoją opinię na inną okazję.

– Wiem, Auroro – przytaknęła w końcu Seldryn. – Ja rozumiem, ale moi rodzice niestety przeciwnie, dlatego poprosili mnie, abym przekonała cię do tańca z pewnym młodzieńcem, który jest synem przyjaciela mojego ojca. Nie podepcze ci nóg, to mogę ci obiecać na pewno.

Księżniczka westchnęła.

– Niech będzie. Zrobię to dla ciebie.

Znajdowały się już blisko miejsca docelowego. Uliczki w centrum królestwa w istocie zostały pięknie przystrojone girlandami kwietnymi, gdzieniegdzie przyozdobionymi lśniącymi kokardami. Ściemniało się, a wokół powoli zaczynały latać świetliki, dodając dekoracjom niesamowitej i niepowtarzalnej zjawiskowości. Z roku na rok Viendelle nie mogła się nadziwić, dlaczego ten widok jeszcze jej się nie znudził, a wręcz przeciwnie, coraz mocniej ją zachwycał.

Błękitna Polana w pełni swej okazałości stała otworem dla wszystkich wróżek w królestwie. Blisko jeziora Nymph płonęło już ogromne ognisko, a wokół niego harcowała młodzież wraz z dziećmi. Nieopodal w odpowiedniej kolejności stały stragany z jedzeniem, a artystycznie uzdolnieni Atrilianie z niecierpliwością krzątali się w okolicy sceny w oczekiwaniu na swój występ.

W tłumie wypatrzyła Pervincę, jak zwykle dopatrującą się jakichkolwiek uchybień i braków, konsultującą się ze swoim ukochanym notesem „do wszystkiego”. Pervinca Pallae w pałacu zajmowała się – ujmując bardzo ogólnikowo – organizacją. Przyjęcia, audiencje, a nawet harmonogram dnia księżniczki – za to wszystko odpowiadała właśnie ona.

Starsza wróżka, obróciwszy się na pięcie, rozpromieniła się na widok Aurory.

– Cudownie wyglądasz, księżniczko, co mnie zresztą nie dziwi – powiedziała swobodnie, rozkładając ręce, w których trzymała swój notes oraz magiczne pióro. Pallae otaksowała przyszłą władczynię spojrzeniem. – No, ten młody krawiec spisał się na medal, nie powiem. Nie widzę przeszkód, żeby dać mu posadę krawca pałacowego. Zlecenie wykonane na ocenę wykraczającą poza skalę – dodała z zachwytem.

– Dziękuję, Pervinco. – Dygnęła. – Przeczuwałam, że nikt z moich obecnych szwaczy nie wpadłby na taki pomysł. Chciałabym go poznać. Daj mi, proszę, znać, kiedy zaprosisz go do pałacu.

– Oczywiście, Wasza Wysokość – przytaknęła, chyląc delikatnie głowę.

– Pervinco, rozmawiałyśmy już o tytułowaniu… – napomniała ją księżniczka, jednak zanim zdążyła rozwinąć myśl, Cornelius wylądował na wolnym kawałku ziemi nieopodal.

– Już pora, Auroro – oznajmił, po czym spojrzał na swoją współpracownicę. – Pervinco. Pięknie obie wyglądacie – dodał z chrząknięciem, chcąc ukryć zakłopotanie.

Wróżki spojrzały po sobie i zaśmiały się pod nosem. Trzymająca się dotychczas na dystans Lyra podeszła do przyjaciółki i chwyciła ją pokrzepiająco pod ramię, po czym poprowadziła w kierunku sceny. Seldryn dobrze wiedziała, jak wiele barier Aurora musiała w sobie pokonać, by przemówić do poddanych. Nie dlatego, że nie radziła sobie z wystąpieniami publicznymi. Była tego uczona od najmłodszych lat, w związku z czym nie byłoby to takim problemem, gdyby nie narastająca wśród Atrilian presja powrotu królestwa do dawnej świetności.

Księżniczka za każdym razem z trudem znosiła skierowane na nią oczy ludu. To zrozumiałe, że przykuwała uwagę, ponieważ nieczęsto pokazywała się publicznie poza pałacem. Nawet jeśli bywała z różnych względów w terenie, bardzo dbała o dyskrecję. Podczas takich wydarzeń nie miała jednak dokąd uciec. Była zmuszona wytrzymać spojrzenia wodzące po jej twarzy, szczególnie skupione na Znamieniu widniejącym na jej czole.

Uświadomiła sobie, że mogła urozmaicić swój wygląd diademem, który delikatnie przysłaniałby czoło. Może to ukoiłoby jej nerwy. Jednak na to było już zdecydowanie zbyt późno. Cornelius mógł z premedytacją nie wziąć go ze sobą, choć uchodził za najbardziej zorganizowanego doradcę, jakiego świat widział.

– Atrilianie – przemówiła donośnym, iście królewskim głosem, przykuwając uwagę i tych stojących nieco dalej, którzy mogli nie dostrzec przyszłej władczyni na scenie. – Raduje mnie tak liczna wasza obecność. Z tego miejsca pragnę was serdecznie powitać na dorocznych obchodach Godziny Świateł – powiedziała ze szczerym uśmiechem na twarzy, patrząc po zebranych.

Tłum zaskandował wesoło jej imię. Dzieci, usadzone przez rodziców na barkach, machały do niej i krzyczały rozradowane.

Księżniczka rozchyliła wargi z zamiarem kontynuowania wyuczonej mowy, jednak głos ugrzązł jej w gardle. Westchnęła, spuszczając ledwo zauważalnie wzrok. Z jakiegoś powodu ten dzień był dla niej naprawdę trudny. Od samego rana nie czuła się na siłach. Wiedziała, że musi zebrać się w sobie jak najprędzej, zanim rozlegną się niepożądane szepty. Tyle że wszystkie wzniosłe i podbudowujące nadzieję słowa nagle gdzieś się ulotniły. Jakby tego było mało, poczuła, że robi jej się słabo i zaczyna kręcić się w głowie.

– Moi drodzy poddani – podjęła w końcu. – Wiem, że wielu z was, jeśli nie wszyscy, wyczekiwało z niecierpliwością Godziny Świateł. Jest to również moje ulubione święto i w tym roku chciałabym, by było nieco inne. Dlatego też daruję wam dalszą część przemówienia, a przejdę do samego końca, byście mogli jak najprędzej rozpocząć świętowanie do białego rana, dzieci Atrilii. Niech rozbłys­ną światła! – zawołała, kończąc tym samym wypowiedź.

Po chwili na niebie pojawiły się jaśniejące na różne kolory przepiękne ogniki.

Atrilianie krzyknęli radośnie, zupełnie niczym nieprzejęci. W porę rozbrzmiała muzyka, zachęcając wszystkich do wzięcia w obroty swoich partnerów na trawiastej polanie, będącej ich parkietem. Fanatycy przyrządzonych specjalnie z okazji Godziny Świateł potraw i słodkości od razu skierowali się do straganów, w pierwszej kolejności chcąc się pożywić, a dopiero później bawić.

Aurora ruszyła w stronę zejścia ze sceny, wpatrując się w jaśniejące na niebie światła. Próbowała ignorować narastający ból głowy, jednak stawał się tak niesamowicie natarczywy, że musiała się za nią chwycić. Zephyr, pełniący wartę tuż przy podwyższeniu, spostrzegł zmianę w zachowaniu księżniczki, więc popędził jej na pomoc, by sprowadzić ją bezpiecznie ze sceny.

– Wasza Wysokość, wszystko w porządku? – usłyszała z jednej strony.

– Auroro, co się dzieje? – zapytał ktoś jeszcze.

Spróbowała otworzyć oczy, lecz ledwo dawała radę. Za każdym razem, gdy tylko rozchyliła powieki, odnosiła wrażenie, jakby ktoś celował prosto w nią boleśnie jaśniejącym promieniem słonecznym.

– Puśćcie mnie – poprosiła cicho, ale kiedy uchwyty na jej ramionach nie ustępowały, powtórzyła, tym razem tonem rozkazującym. – Puszczać!

Wszyscy naraz odsunęli się od niej zdziwieni. Poddani, do których mimo rozbrzmiewających melodii dobiegł jej głos, skupili spojrzenia na Aurorze. Księżniczka się cofnęła. Łaknęła przestrzeni. Nie mogła złapać tchu, a na jej twarzy wykwitły rumieńce.

Wtem z nieba zstąpiła łuna boleśnie oślepiającego światła, a wesołość Atrilian zamieniła się w trwogę. Siła rażenia iluminacji powaliła każdego na ziemię. Na nogach utrzymywała się jedynie Aurora, dzięki rozbłyskowi zesłanemu z niebios, płynącemu prosto w znamię na jej czole.

Viendelle straciła kontakt ze światem. Pomimo rozwartych powiek i głowy skierowanej ku górze przed oczami miała jedynie ciemność. Docierały do niej czyjeś szepty, jednak okazywały się zbyt odległe.

Nagle pośród mroku zaczęły migotać światła wyglądające zupełnie jak dobrze jej znane świetliki, które poczęły kreślić błyszczące litery. Wraz z ukończeniem ostatniej jasność ustąpiła, cofając się w niebiosa i uwalniając księżniczkę Atrilian, która następnie zachwiała się i padła nieprzytomna na ziemię.

Wśród Atrilian zapanowało niemałe poruszenie, kiedy zaczęli odzyskiwać władzę w nogach i się podnosić. Szepty rozeszły się po całej polanie. Poddani spoglądali po sobie, omamieni całym zajściem. Rozglądali się, upewniając, czy nikomu nie stała się krzywda. Co rusz też uciekali wzrokiem w niebo, szukając na nim odpowiedzi.

Dopiero po chwili zwrócili uwagę na nieprzytomną księżniczkę i zobaczyli ją w ramionach Dowódcy Gwardii Królewskiej. Została niezwłocznie zabrana do pałacu, gdzie mieli ją zbadać uzdrowiciele. Cornelius zostawił pieczę nad świętowaniem Lyrze oraz Pervincy, upewniwszy się wpierw, że pomimo niebywałego zajścia sprzed chwili Godzina Świateł nie zostanie przerwana. Gdyby tak się stało, niepokój mógłby się zrodzić wśród ludu, a to było ostatnim, czego potrzebował.

Wśród Atrilian zaczęły rozchodzić się plotki, jakoby kilkoro stojących najbliżej księżniczki widziało, jak Znamię na jej czole zajaśniało złotym blaskiem.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI