Sesja w willi Di Viscontich (Światowe Życie) - Frances Bella - ebook

Sesja w willi Di Viscontich (Światowe Życie) ebook

Frances Bella

3,7
9,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Coral Dahl jedzie na grecką wyspę, by zrobić sesję zdjęciową. Poznaje tam szefa wydawnictwa, dla którego pracuje – Raffaelego Rossiniego. Raffaele, oczarowany urodą Coral, uwodzi ją i spędzają razem noc. Następnego dnia zaczyna podejrzewać, że Coral nie znalazła się na wyspie przypadkowo i może zaszkodzić jego rodzinie. Nie słucha jej wyjaśnień i każe natychmiast wyjechać…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 150

Oceny
3,7 (79 ocen)
24
21
23
9
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Bella Frances

Sesja w willi Di Viscontich

Tłumaczenie:Dorota Viwegier-Jóźwiak

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Niebiańskie rozkosze dla każdego!

Napis, wykonany ozdobną kursywą, przecinał okładkę teczki prasowej magazynu „Heavenly”.

Mam nadzieję, że dla mnie też, pomyślała Coral Dahl, sadowiąc się wygodniej w skórzanym fotelu prywatnego odrzutowca należącego do wydawnictwa Romano Publishing. Nagłówek trafnie opisywał jej stan ducha. Wiązała z tym wyjazdem ogromne nadzieje. Inaczej niż reszta zespołu, złożonego dyrektorów artystycznych i kreatywnych, stylistów, fryzjerów, makijażystów oraz ich asystentów. Dla nich produkcja specjalnego wydania magazynu nie była niczym szczególnie ekscytującym, ale dla Coral – początkującej fotografki – był to pierwszy projekt, a być może ważny krok w karierze zawodowej.

Za niecałą godzinę samolot wyląduje na Hydros, słynnej prywatnej wyspie należącej do rodziny Di Visconti. Przez kolejne dwa dni ekipa magazynu będzie fotografować luksusową posiadłość oraz jej właściciela, Salvatorego, i jego narzeczoną, którzy za parę dni mieli wziąć ślub. Ceremonia trzymana była w tajemnicy, dlatego wszyscy pracownicy musieli podpisać zobowiązanie, że nie ujawnią żadnych szczegółów ze swojego pobytu na wyspie.

– Kochani, proszę o chwilę uwagi! – Mariella, zastępczyni redaktora naczelnego, przystanęła pośrodku kabiny. – Podobno na wyspie jest już Raffaele, szef wszystkich szefów. Będzie nadzorował zdjęcia. Wiem, że to niezbyt komfortowe, ale jesteśmy profesjonalistami… i wiemy, co mamy robić. – Tu zerknęła w stronę Coral.

Coral rozejrzała się niepewnie. Większość kobiet wyjęła lusterka i zaczęła poprawiać makijaż.

– Co się dzieje? – zapytała siedzącą najbliżej koleżankę.

– Raffaele Rossini. Prezes wydawnictwa. Naprawdę o nim nie słyszałaś? Jest zabójczo przystojny – dodała i pociągnęła usta błyszczykiem. – Oczywiście żadna z nas nie ma szans, ale co szkodzi spróbować?

Coral uniosła brwi ze zdumienia. Ona na pewno nie będzie niczego próbować. To miał być wyjazd wyłącznie służbowy. Kiedy przed dwiema godzinami wręczono jej zlecenie, miała jedynie mgliste pojęcie o istnieniu rodziny Di Visconti. Teraz wiedziała całkiem sporo o nieżyjącym już Giancarlu, założycielu wartej miliard dolarów floty Argento Cruise Line, i jego synu Salvatorem. Oraz o najbardziej tajemniczym członku rodziny, Raffaelem Rossinim, szefie wydawnictwa Romano Publishing. To właśnie ono wydawało magazyn „Heavenly”.

– Raffaele jest równie niedostępny jak bogowie Olimpu. To cudownie, że będziemy mieli okazję wreszcie go poznać.

Coral cofnęła się o kilka kartek w folderze, gdzie zamieszczono zdjęcie pierwszego liniowca Argento, pochodzące z lat pięćdziesiątych zeszłego wieku, a także ostatnie zdjęcia floty, która liczyła już dwanaście statków i była uważana za najbardziej ekskluzywną linię na świecie. Szukała więcej informacji o Raffaelem, ale dowiedziała się tylko, że miał dom na wybrzeżu i że od lat wydawał wiele różnych magazynów, a samo wydawnictwo było warte wiele miliardów dolarów.

– Trudno się o nim czegoś dowiedzieć – stwierdziła rozczarowana.

– Tak właśnie lubi – powiedziała Mariella, pochylając się nad rzędem, w którym siedziała Coral. – Już sam fakt, że zdecydował się zaangażować osobiście, jest czymś nadzwyczajnym. Tym bardziej musimy dać z siebie wszystko. Coral, jesteś przygotowana, mam nadzieję? Jeszcze dziś po południu zaplanowaliśmy krótką sesję zdjęciową z Kylą. Wyjdziemy na taras. To będzie dla ciebie trening. Postaraj się nie wpaść w panikę i odzywaj się tylko wtedy, gdy ktoś zada ci pytanie. Resztę zostaw profesjonalistom.

Coral zrzedła mina. Sesja na tarasie? Więc cała jej kreatywność będzie się ograniczać do ustawienia parasola fotograficznego? Po tych wszystkich wygórowanych wymaganiach, jakim musiała sprostać, żeby wygrać konkurs?

Jej portfolio pełne było ambitnych zdjęć, których artyzmem wszyscy się zachwycali. Oczami wyobraźni widziała minę matki, kiedy opowie jej o pierwszej sesji. Lynda Dahl otworzyłaby zapewne usta ze zdziwienia, słysząc, że jej wybitnie utalentowana córka miała pstryknąć kilka fotek dziewczynie jakiegoś milionera.

Z drugiej strony, jej zdjęcia opublikuje magazyn „Heavenly”. Więc może nie był to aż tak nieudany początek wielkiej kariery. Pomyślała ciepło o matce, która kibicowała jej od samego początku, a gdy Coral skończyła studia, z utęsknieniem wypatrywała pierwszej pracy. Ten moment nareszcie nadszedł i Coral nie zamierzała zmarnować szansy.

W samolocie zrobiło się gwarno jak w ulu po tym, jak Mariella przekazała im wieści. Ale za oknem, w dole połyskiwał błękitem spokojny Adriatyk, a w białym skrzydle odrzutowca odbijało się słońce. To był przepiękny dzień, a zarazem nowy rozdział w jej życiu. Coral czuła to całą sobą. Nareszcie karta się odwróci…

Samolot wylądował i po kilku chwilach oczekiwania Coral zeszła po schodkach na płytę lotniska skąpaną w ciepłym, wiosennym słońcu.

Skręciła w bok, oddalając się nieco od grupy i wyjęła telefon, żeby zadzwonić do matki. Klauzula poufności, oczywiście, obowiązywała, ale Lynda łatwo wpadała w panikę.

Matka nie odbierała. Kątem oka Coral dostrzegła, że wszyscy skierowali się w stronę stojących nieopodal samochodów. Rozłączyła się i szybko wstukała treść wiadomości.

Wylądowaliśmy na tajemniczej wyspie w Grecji! Jedziemy się spotkać z klientem! Chciałabym opowiedzieć więcej, ale nie wolno nam zdradzać żadnych szczegółów! Uściski i całusy!

To powinno wystarczyć, pomyślała, wpychając telefon z powrotem do ogromnej torby i podbiegając do reszty zespołu. Wszyscy stali w rzędzie, wyczekując na coś. Coral stanęła z tyłu i, wyciągając w górę szyję, dostrzegła kilka limuzyn stojących jedna za drugą. W otwartych drzwiach stali kierowcy. Każdy miał na sobie czarne spodnie i białą koszulę. Po chwili tylne drzwi jednego z aut się otworzyły i stanął w nich rosły mężczyzna.

– O mój Boże! – Szept jednakowych komentarzy przetoczył się falą przez ich grupę. Wyciągnęła szyję jeszcze mocniej, aby wyraźniej zobaczyć, co tam się dzieje z przodu. Czy Raffaele Rossini rzeczywiście zasługiwał na taki aplauz? Jej wprawne oko skanowało sylwetkę mężczyzny.

Był wysoki i opalony, jak wszyscy bogacze w jego wieku. Proporcje ciała? Doskonałe. Przystojny? Nieprzeciętnie. Nie brunet, lecz szatyn. Ostrzyżony krócej, niż to zazwyczaj widziała u różnego rodzaju menedżerów. Krótki zarost, podkreślający kształt policzków, zarys ust i mocną linię szczęki. Coral nie przepadała za brodami, ale w tym przypadku byłaby skłonna pójść na kompromis.

Mężczyzna chwilę kręcił się między samochodami i dopiero wtedy Coral wstrzymała oddech. Rzeczywiście było coś niesłychanie magnetyzującego w każdym jego kroku i geście.

Szkoda, że był jej szefem. Owoc zakazany. Od tej reguły nie było odstępstw.

Stał teraz zwrócony twarzą w ich stronę, ale lustrzane szkła okularów przeciwsłonecznych skutecznie kryły spojrzenie, z którego Coral umiała wiele wyczytać. Powolne skinienie głowy było niczym pieszczota, a głos, gdy zaczął mówić, przypominał serdeczny uścisk.

Kobiety westchnęły jak na zawołanie, mężczyźni przysunęli się bliżej. Każdy chciał się ogrzać w blasku sławy, jaki roztaczał wokół siebie Raffaele Rossini.

– Witam na wyspie Hydros. Mam nadzieję, że mieliście udany lot. Moi ludzie zawiozą was do willi i dopilnują, żebyście mieli wszystko, czego zapragniecie.

Mariella uśmiechnęła się zadowolona.

– Wszyscy podpisaliście umowę poufności, więc macie świadomość, że nie wolno robić żadnych zdjęć, nagrań ani publikować ich w mediach społecznościowych – dodał, a jego głos zabrzmiał surowiej.

Wszyscy posłusznie kiwali głowami.

– Gdzie ta twoja protegowana, Mariello?

Wokół Coral nagle zrobiło się luźno. Wiatr zawirował, rozwiewając jej włosy. Podniosła dłoń, by odsunąć je z twarzy, i poczuła, że spojrzenie Raffaelego skupiło się na jej osobie.

– To Coral Dahl, Raffa. Właśnie o niej ci opowiadałam.

Coral uśmiechnęła się, czekając, by odezwał się pierwszy, ale nie zrobił tego. Patrzył przez dłuższą chwilę, jakby chciał zapamiętać to, co widzi, po czym nieznacznie kiwnął głową.

– Więc to ty wygrałaś konkurs na sesję z Kylą?

Nie zabrzmiało to jak pytanie, ale Coral potaknęła.

– Bardzo mi miło pana poznać. Cieszę się, że będę mogła pracować przy produkcji magazynu.

Raffaele Rossini nie spuszczał z niej oczu.

Kiedy podszedł do niej bliżej, wokół zapadła niemal zupełna cisza.

– Porozmawiamy o tym w samochodzie. Pozwól, że wezmę twoją torbę.

Coral popatrzyła na ogromną skórzaną torbę, która pełniła funkcję torebki podręcznej, aktówki i worka na sprzęt do pracy.

– Dziękuję, poradzę sobie – powiedziała z werwą w głosie, ale Raffaele Rossini nie ruszył się z miejsca, trzymając wyciągniętą w jej stronę rękę. Najwyraźniej nie tolerował sprzeciwu. Bez słowa wręczyła mu torbę.

– Proszę. – Wskazał drugi w kolejności samochód. Niski, o wyraźnie sportowej sylwetce. Otworzył przed nią drzwi i Coral wsiadła. Wnętrze pachniało skórą, piżmem i męską wodą kolońską.

Coral nie ośmieliła się wyjrzeć za okno, ale czuła, że reszta zespołu patrzy na nią, jakby dokonała jakiegoś cudu. Zapięła pas i wtuliła się w oparcie, chcąc jak najszybciej zniknąć im z oczu.

– Może opowiesz mi coś więcej o sobie? – zachęcił, manewrując kierownicą. W bocznym lusterku Coral dostrzegła oddalającą się sylwetkę samolotu.

– Cóż, mam dwadzieścia cztery lata. Mieszkam w Londynie. Wynajmuję małą kawalerkę w Islington. Dorabiam w kawiarni na rogu, ale przez całe życie marzyłam o tym, by fotografować modę. I teraz mam szansę spełnić to marzenie.

– Rozumiem. Studiowałaś sztuki piękne?

Coral mocniej chwyciła się fotela. Droga była kręta, a Raffaele jechał naprawdę szybko.

– Tak. Moja matka jest malarką. Gdy tylko mogła, zabierała mnie ze sobą na wystawy. A kiedy nie mogła…

Coral umilkła nagle, zdając sobie sprawę, że rozmawia z praktycznie obcym człowiekiem. Niemal o tym zapomniała. Raffaele miał niebywałą umiejętność skracania dystansu.

– Kiedy nie mogła… – powtórzył za nią.

– Chodziło mi o to, że ostatecznie zrobiłam dyplom z fotografii, ponieważ matka bez przerwy zmagała się z brakiem pieniędzy. Chcę poświęcić życie sztuce, ale takiej, z której można się utrzymać, dlatego…

– To nasycony rynek. Skąd wiesz, że uda ci się osiągnąć sukces?

– Jestem dobra.

Nie było w tym cienia przechwałki. Na studiach zbierała najlepsze oceny, a teraz jeszcze wygrała konkurs. Znała swoją wartość.

Czekała na reakcję, ale Raffaele prowadził w milczeniu. Kątem oka widziała opięte czarną tkaniną smukłe udo, którego mięśnie napinały się, gdy operował pedałami. Bez wątpienia był doskonale zbudowany. Za to odczytanie jego myśli było zadaniem o wiele trudniejszym.

– Jeden z moich dyrektorów kreatywnych uważa, że twoje prace są świetne.

– Dziękuję – powiedziała z uśmiechem.

Wreszcie doczekała się komplementu.

– Dla mnie ten projekt jest zbyt ważny, żebym ryzykował zatrudnienie nowicjusza.

Ach, więc jednak nie obejdzie się bez łyżki dziegciu w miodzie, pomyślała rozczarowana.

– Zacznijmy od tego, jak widzisz tę sesję. Masz jakiś koncept, scenariusz?

Nie powie mu przecież, że Mariella już zaplanowała sesję, a jej rola miała się ograniczać do żonglowania rekwizytami. Zrozumiała jedno. Musi sprzedać mu fantastyczny pomysł albo Raffaele Rossini odeśle ją do domu. Serce zabiło jej mocniej i zanim na dobre to przemyślała, słowa popłynęły jej z ust.

– Oczywiście! Myślałam o tym od chwili, kiedy dowiedziałam się o zleceniu. Marzy mi się coś w rodzaju powrotu do wizerunku bogiń greckich. Weźmy Atenę. Kiedy o niej myślę, widzę kobiety w stylu lat siedemdziesiątych. Wyzwolone, ale urzekające kobiecością. Chciałabym wykorzystać czyste linie tutejszego krajobrazu, żywe kolory, cudowne światło i w takie tło wkomponować postacie.

– Rozumiem – powiedział tylko i zmarszczył czoło, biorąc kolejny zakręt. Po chwili ich oczom ukazał się nowoczesny budynek z wysokimi oknami wychodzącymi na urwisty klif.

Raffaele zatrzymał samochód i wysiadł. Obok szerokiego kamiennego wejścia wylegiwały się w słońcu dwa czarne psy. Coral popatrzyła na nie, a potem na swojego szefa. Jego oczy nadal zasłonięte były ciemnymi szkłami, wyraz ust był raczej obojętny.

– Avanti – powiedział, gdy stanęła tuż przy nim.

Potem zarzucił sobie jej torbę na ramię i ruszył w stronę schodów. Psy przyglądały jej się czujnie, lecz nie wykonały żadnego ruchu.

W środku gdzieś z góry wlewało się do pomieszczenia światło. Każda powierzchnia, od której się odbijało, czy to kryształki żyrandola, czy błękitna woda skalistego źródła, emanowały bogactwem.

– Niesamowite – wyszeptała Coral, zatrzymując się w pół kroku.

– Źródło Afrodyty – rzucił Raffaele. – Mówią, że kąpała w nim Adonisa, kiedy był niemowlęciem.

Coral podeszła bliżej. Plusk wody przypominał dziecięce gaworzenie. Pod powierzchnią dojrzała skały, ale nie mogąc dostrzec dna, cofnęła się z przestrachem.

– Afrodyta była tak urzeczona urodą Adonisa, że nie mogła znieść rozstania. Musiała dzielić się nim z Persefoną, u której Adonis z nakazu Zeusa spędzał część roku.

– Dziecko to nie paczka, żeby je wysyłać w tę i we w tę – skomentowała stanowczo Coral.

– Istotnie – przyznał Raffaele. – Ale kto by się kłócił z samym Zeusem?

– Ja bym spróbowała – odparła z uśmiechem.

– Mogę to sobie wyobrazić – powiedział.

Zdjął okulary i patrzył na nią bez ruchu. Coral uśmiechała się, całkowicie oczarowana granatowymi obwódkami wokół jasnoniebieskich tęczówek. Wysokie kości policzkowe wydawały się zarumienione pod złocistą skórą. Krótko przycięty zarost okalał idealnie wykrojone usta. Och, wzięłaby do ręki aparat i uwieczniła klasyczne rysy dopiero co poznanego szefa.

– Mówiłaś coś o inspiracji grecką mitologią?

Coral zamrugała powiekami, wyrwana ze świata marzeń. W jego głosie wyczuła nutę zniecierpliwienia, ale zanim zdążyła odpowiedzieć, rozległ się dzwonek telefonu. Idiotyczna melodyjka, którą ustawiła specjalnie, żeby wiedzieć, kiedy dzwoni matka.

– Najmocniej przepraszam – odpowiedziała, sięgając do torby. – Muszę odebrać.

– Oddzwonisz później. To nie potrwa długo.

Jej palce zamknęły się wokół rozedrganej obudowy telefonu. To nie był najodpowiedniejszy moment, żeby się kłócić. Matka na pewno zrozumie, że nie mogła odebrać.

– Oczywiście – odpowiedziała i posłała mu słodki uśmiech.

Raffaele wskazał jej kanapę w sąsiadującym z korytarzem salonie. Idąc, słyszała skrzypiące na marmurze obcasy, co uświadomiło jej, że jej prosta sukienka w stylu lat pięćdziesiątych nie prezentowała się dobrze w otoczeniu takiego luksusu.

Cóż, nie każdy opływa w dostatki od samego urodzenia, pomyślała.

Usiadła, poprawiając rozkloszowaną spódnicę i czując na sobie badawcze spojrzenie.

– Powiem szczerze, że twoja koncepcja nie brzmi szczególnie oryginalnie.

No ładnie…

Zmusiła się, by spojrzeć mu prosto w oczy.

– Grecka bogini to strasznie wyeksploatowany motyw. Kyla jest Australijką. My należymy do włoskiej arystokracji. Myślałem, że przy twoim młodym wieku będziesz w stanie wymyślić coś bardziej odkrywczego.

– Zapewniam, że mam mnóstwo pomysłów.

– W twoim portfolio było sporo artystycznych zdjęć. Pięknych, inteligentnych. Tutaj potrzeba czegoś znacznie bardziej spektakularnego. Czytelnicy magazynu „Heavenly” zasługują na coś w rodzaju współczesnej baśni.

– Absolutnie! Książę poślubia Kopciuszka. Coś w tym stylu?

Raffaele tylko westchnął.

Coral przełknęła nerwowo ślinę. Szło jej coraz gorzej, a przecież włożyła w ten konkurs tyle pracy. Nie mogła teraz wszystkiego zaprzepaścić. Musiała wziąć się w garść. Olśnić go i zafascynować.

Telefon znowu zaczął dzwonić. Coral rzuciła ukradkowe spojrzenie w stronę torby. Matka na pewno już wpadła w panikę. Nie rozmawiały ze sobą całe dwa dni, a jakby tego było mało, Coral była setki kilometrów od Londynu i właśnie miała uczynić najważniejszy krok, który doprowadzi ją na szczyt. Albo donikąd, sądząc po dotychczasowym przebiegu rozmowy.

– Przepraszam, wydawało mi się, że wyciszyłam dzwonek. Odbiorę i zaraz wrócimy do rozmowy, dobrze?

– Nie wydaje ci się, że jesteś teraz nieco zajęta? – zauważył, okraszając pytanie starannie dobraną dawką sarkazmu.

Coral siedziała jak na szpilkach.

– Signor Rossini, zapewniam, że dostanie pan to, czego chce. Jestem bardzo zdeterminowana i kiedy coś obiecam, nie spocznę, dopóki tego nie zrealizuję.

– Zdajesz sobie sprawę, że zazwyczaj pracuję z najbardziej renomowanymi fotografikami na świecie? – przerwał jej.

Już ją skreślił! Tak się nie robi, pomyślała zawiedziona. Po co ciągnął tę rozmowę, jeśli nawet nie chciał jej dać szansy?

– Każdy z nich był kiedyś początkujący, tak jak ja. Chcę tylko przypomnieć, że dostałam zlecenie zaledwie trzy godziny temu.

– Być może. Na twoim miejscu, zabrałbym się do pracy już w samolocie.

– Tak też zrobiłam, ale najpierw powinniśmy podyskutować o pana oczekiwaniach i projekcie, żebym mogła przygotować różne koncepcje. Zamiast tego dostałam zlecenie z suchą informacją, kogo będę fotografować, a teraz odpytuje mnie pan jak na egzaminie.

Umilkła. Może nie powinna się tak unosić, ale było już za późno.

– Jeśli myślisz, że to jest egzamin, to lepiej zastanów się nad innym zawodem. To biznes. A dla mnie także sprawa osobista. Jako właściciel magazynu „Heavenly” po prostu chcę się upewnić, że zagwarantujesz odpowiednią jakość pracy i dyskrecję, której wymagam. Nie znam cię, nie mam żadnych rekomendacji poza słowami Marielli oraz tego, co sama mi powiesz. Jak na razie mnie nie przekonałaś. Czy jesteś w ogóle w stanie zrozumieć moje stanowisko?

Telefon. Znowu!

– Ale jeśli wolisz sobie poplotkować przez telefon, to proszę bardzo!

Tym razem wyraźnie dosłyszała kpinę.

Drżącą ręką sięgnęła po telefon.

– Muszę odebrać – uprzedziła go i odwróciła się w stronę oparcia. – Mamo, u mnie wszystko w porządku. Tak, naprawdę świetnie. Nie mogę teraz rozmawiać, jestem w trakcie spotkania. Hydros. Wyspa nazywa się Hydros. Niepotrzebnie się denerwujesz. Niedługo zadzwonię i opowiem więcej.

Z uniesioną jedną brwią obserwował, jak Coral rozłącza się i wkłada telefon z powrotem do torby. Policzki piekły ją nieznośnie, ale to było nic w porównaniu z chaosem, jaki aktualnie miała w głowie.

– Przepraszam, to moja matka. Oszalałaby z niepokoju, gdybym nie odebrała. Wiem, że nie powinnam mówić, gdzie jestem, ale nigdy nie wyjeżdżałam aż tak daleko.

Raffaele Rossini nawet nie kiwnął głową i Coral poczuła, że ciśnienie między nimi wzrosło do niebezpiecznego poziomu, ale w tej chwili było jej zupełnie wszystko jedno.

– Jak widzisz, nie jesteś jedyną osobą na świecie, która potrafi troszczyć się o swoją rodzinę – powiedziała, czując, że musi wypełnić jakoś ciszę. – Czuję, że nasza rozmowa zmierza donikąd. Najlepiej chyba będzie, jeśli wrócę do Londynu.

Podniosła się z kanapy i zaczerpnęła powietrza.

– Usiądź – powiedział.

Coral poczuła, jak kolana uginają się pod nią i siadła, czekając na ciąg dalszy połajanek. Jej oczy powędrowały ku oknu, za którym w oddali widniała majestatyczna Villa Di Visconti.

Reszta zespołu zapewne już przygotowuje się do zdjęć. Coral bardzo chciała zostać i zrealizować swój pierwszy poważny projekt, ale nie zamierzała znosić dyktowania, kiedy ma się kontaktować z matką.

– Przede wszystkim, to ja tutaj decyduję, kto i kiedy opuszcza wyspę. A to dlatego, że jedynymi środkami lokomocji jest mój statek i mój samolot. Chyba że świetnie pływasz. Droga wolna.

Coral zacisnęła usta. Nie miała zamiaru znosić żadnych gróźb.

– Po drugie, szacunek jest warunkiem koniecznym w naszej relacji. Nie będziesz więcej zwracać się do mnie w taki sposób jak przed chwilą.

– Relacji? – zapytała zaskoczona.

– Relacji – powtórzył, sylabizując. – Pomiędzy klientem a wykonawcą zlecenia.

– Nie rozumiem…

Raffaele westchnął, jakby miał do czynienia z dzieckiem.

– Powiedzmy, że zaliczyłaś pierwszą część egzaminu.

– Naprawdę? – Coral zapadła się w sobie, nic nie rozumiejąc. – W którym momencie. Lata siedemdziesiąte?

Na krótką chwilę twarz Raffaelego się rozjaśniła.

– Zdecydowanie nie lata siedemdziesiąte. Twoja lojalność. Wartości rodzinne. To sobie cenię. Wiem też, że potrafisz robić dobre zdjęcia, nad resztą popracujemy – dodał i machnął ręką, kończąc audiencję.

– Nie rozumiem – szepnęła. – Chcesz mnie zatrudnić, ale nie podobają ci się moje pomysły.

– Mam przeczucie, że mnie nie zawiedziesz. To, co czujesz do swojej matki, jest tym samym, co ja czuję do swojej rodziny. Nadajemy na tych samych falach.

– Nie wiem, co powiedzieć. To wszystko jest takie…

– Nic nie mów. Po prostu pokaż mi, że potrafisz pracować tak, jak to opisałaś.

– W porządku – powiedziała, intensywnie nad czymś rozmyślając. – To nie powinno być trudne. Wszystkie składniki tego dania już mamy. Urocza para narzeczonych…

Raffaele spojrzał na nią.

– Musisz pamiętać o kilku ważnych różnicach. Rodzina Di Visconti do tej pory unikała mediów. Ale Kyla jest inna, bardziej otwarta. Chce stworzyć imperium medialne. Tak aby każdy mógł śledzić jej życie. Moim zadaniem będzie kontrolowanie tego, co świat zobaczy.

Raffaele przesunął się na krawędź sofy i pochylił w przód, patrząc tak przenikliwym spojrzeniem, że Coral mimo woli się cofnęła.

– Mój ojciec Giancarlo spędził ostatnie dwadzieścia lat życia, strzegąc naszej prywatności. Adoptował mnie, kiedy miałem osiem lat, więc wiem to z pierwszej ręki. Nie pozwolę, aby prywatne sprawy rodziny wyszły na jaw z powodu czyjejś próżności.

Coral zamrugała, przyjmując do wiadomości ostatnie słowa Raffaelego.

– Nie wiedziałam o tym. Myślałam, że jesteś jego synem… – dodała ciszej. – Zresztą to nie moja sprawa, przepraszam.

– Masz rację, to nie twoja sprawa. Ale to znany fakt. Chodziłem do szkoły razem z Salvatorem. Któregoś roku, gdy czekaliśmy na rodziców, którzy mieli nas zabrać na Boże Narodzenie do domu, moi po prostu nie przyjechali. Miałem osiem lat. Spóźniali się, bo matka musiała udzielić wywiadu. Była aktorką i promowała nowy film. Wyruszyli dopiero późnym wieczorem, a w nocy zeszła lawina. Zginęli obydwoje na drodze zasypanej śniegiem i lodem.

– Mój Boże, tak mi przykro. Nie miałam pojęcia.

– Następnego dnia zabrał mnie Giancarlo. Miałem ogromne szczęście, że stałem się częścią tej rodziny. Zależy mi na tym, żeby nazwisko Di Visconti nie zostało splamione przez…

– Tę baśń?

– Raczej farsę – powiedział. – Dlatego muszę mieć pełną kontrolę nad wszystkim, łącznie z każdym pyłkiem różu na policzkach Kyli.

– Więc nie chodzi o to, że nie lubisz sztuki? Po prostu nie chcesz, żeby ktoś wyniósł informacje na zewnątrz albo pokazał twoją rodzinę w złym świetle?

– Wiem, że nikt nie wyniesie informacji na zewnątrz, ponieważ zablokowałbym sądownie każdą niekorzystną publikację. Nie miej co do tego żadnych wątpliwości, signorina.

– Nie sugerujesz chyba, że ja byłabym do czegoś takiego zdolna? Przyjechałam tu, żeby pracować. Nie interesują mnie sensacje, które można sprzedać brukowcom.

Raffaele nadal patrzył na nią i po raz pierwszy wydało jej się, że dostrzega ślad emocji w opanowanym dotąd spojrzeniu. Wrażenie było tak silne, że spuściła oczy. Wpatrywała się w nie do końca rozprasowaną sukienkę, płócienne pantofle z odsłoniętymi palcami i ogromną torbę, która leżała tuż obok.

– Chciałam przez to powiedzieć, że też mam swoje zasady.

Minęła dłuższa chwila i Raffaele wstał. Oparł dłonie na biodrach i powoli kiwnął głową.

– Myślę, że się zrozumieliśmy. Przekąsimy coś teraz, a potem cię oprowadzę. Opowiesz mi o innych swoich pomysłach. Powiedzmy, że będzie to druga część egzaminu.

Coral odetchnęła z ulgą. Może jeszcze nie wszystko było stracone.

– W porządku – odpowiedziała, ukrywając szeroki uśmiech, który płynął prosto z serca. – Moglibyśmy też darować sobie ten cały egzamin. Zdecydowanie lepiej reaguję na marchewkę niż na kij.

– Zobaczymy – odparł i przez moment Coral miała wrażenie, jakby z jego twarzy spadła maska.

Podszedł do drzwi wiodących na taras i otworzył je, zapraszając ją gestem.

– Jeśli to ma zapewnić odpowiedni rezultat, to czemu nie?

Jego uśmiech był tak urzekający, że Coral nie mogła go nie odwzajemnić.

Raffaele był jednym z najprzystojniejszych mężczyzn, jakich zdarzyło jej się poznać.

Razem wyszli na taras. Kilka schodków, pod altaną obsadzoną kwitnącym pnączem stał długi stół nakryty białym obrusem i zastawiony różnego rodzaju misami i paterami z pysznym jedzeniem.

– Co za widok! – powiedziała Coral z przejęciem, nie mogąc się napatrzyć na błękit nieba, który w oddali stykał się z granatową plamą morza.

– Jesteś mi winna kilka nowych pomysłów. Ten z latami siedemdziesiątymi nie był udany.

Raffaele odsunął krzesło, czekając, aż Coral usiądzie.

– W takim razie może grecka wersja Aniołków Charliego?

Siadając, rzuciła mu niewinne spojrzenie. Uśmiechnął się, doceniając żarcik.

– Nie chcesz chyba, żebym zakuł cię w dyby?

– I tak by mi nie pasowały, jak sądzę – powiedziała. – Znam bardziej atrakcyjne akcesoria. Na przykład kajdanki.

– Czy to próba flirtu?

Raffaele usiadł. Wydawał się bardziej zrelaksowany, ale wciąż przyglądał jej się tymi hipnotyzującymi oczami w kolorze nieba. Na ustach igrał lekki uśmiech.

– Co takiego? – zapytała spłoszona, oblewając się rumieńcem. – Nawet nie umiem flirtować.

Sięgnęła po kieliszek napełniony winem i przez chwilę wpatrywała się w jego zawartość, ciesząc się, że może się skupić na czymś innym niż przystojna twarz rozmówcy.

– W to nie uwierzę.

Odważyła się spojrzeć mu w oczy.

– Nic nie poradzę. To po prostu nie w moim stylu. Nie wpadłabym na to, że można coś osiągnąć w tak banalny sposób.

– Ja też nie – zgodził się. – Jednak dzisiejszy dzień jest pełen niespodzianek. Zamierzałem wrócić z lotniska sam i proszę. Teraz jemy razem lunch.

– Mogę zapytać, co spowodowało zmianę zdania?

Odstawił kieliszek. Przeciągłe spojrzenie sięgające w głąb jej oczu, aż do samej duszy, wywołało dreszcz na plecach.

– Powiedzmy, że spodobało mi się to, co zobaczyłem.

– Dostrzegłeś we mnie potencjał?

– Tak. A ty go dostrzegasz?

– Będę stronnicza, ale tak. Jestem w stanie zrealizować wszystko, co ci przyjdzie do głowy.

Posłał jej kolejny uśmiech.

– Wracajmy do naszych spraw. Po lunchu poszukamy Kyli. Przedstawi ci swoje pomysły. Zatwierdzę te, które mi się spodobają, i na tym będziesz bazować.

Coral umoczyła kawałek chleba w pysznej oliwie.

– Zatwierdzasz wszystko, co się tutaj dzieje? – zapytała, starając się nadać głosowi nonszalanckie brzmienie.

– Naprawdę musisz o to pytać?

Przełknęła kęs, zachowując spokój. Przynajmniej na tyle, na ile pozwalało jej mocne bicie serca. Czuła na sobie jego spojrzenie i wibrujące wokół ciepło, którego źródłem nie mogło być wyłącznie wiosenne słońce.

– Czy to próba flirtu, signor Rossini?

Odchylił głowę do tyłu i zaśmiał się.

– Jeśli to aż tak oczywiste, to musiałem stracić głowę.

W całej historii kontaktów z mężczyznami Coral nigdy nie poczuła nic, co mogłoby dorównać tej chwili. Znali się może godzinę, ale wiedziała, jeśli udało jej się wywołać u Raffaelego Rossiniego wybuch szczerego śmiechu, to jej notowania wzrosły.

– Powiedzmy, że nie jestem aż tak łatwa. Trzeba o wiele więcej niż darmowy lunch w raju i zlecenie od jednego z najlepiej sprzedających się magazynów na świecie, żebym padła komuś do stóp.

– Gdybym nie znał życia, pomyślałbym, że to wyzwanie.

– Nic z tych rzeczy – odparła Coral, pochylając się lekko do przodu. – Przyjechałam tutaj spełnić swoje marzenie i nie pozwolę, żeby coś mi w tym przeszkodziło.

Natarczywe spojrzenie przewiercało ją na wylot, ale Coral nie zamierzała pokazać słabości. Strzepnęła z palców niewidoczne okruszki, wygładziła sukienkę i oparła się o krzesło. Potem popatrzyła na niego spojrzeniem, które wyrażało determinację.

Raffaele uniósł brwi i wstał.

Coral zasłoniła oczy, by nie oślepiło jej słońce, i popatrzyła w górę.

– Wygląda na to, że jesteśmy po tej samej stronie barykady – powiedział. – O ile, oczywiście, jesteś tak dobra, jak twierdzisz.

– Jest tylko jeden sposób, żeby się o tym przekonać – oznajmiła, wstając. Następnie kiwnęła głową w stronę starej willi. – Idziemy?

Tytuł oryginału: The Consequence She Cannot Deny

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2017

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2017 by Bella Frances

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2019

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie. Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe. Harlequin i Harlequin Światowe Życie Duo są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji. HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela. Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25

www.harpercollins.pl

ISBN 9788327644190

Konwersja do formatu EPUB: Legimi S.A.