Sexus. Różoukrzyżowanie - Henry Miller - ebook

Sexus. Różoukrzyżowanie ebook

Henry Miller

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Trylogia "Różoukrzyżowanie" ("The Rosy Crucifixion"), będąca ukoronowaniem twórczości Henry'ego Millera, należy niewątpliwie do klasyki literatury światowej. Sexus (1949), pierwszy tom autobiograficznego cyklu, przesycony nieokiełznanym, brutalnym wręcz erotyzmem i uznany w swoim czasie przez amerykańskich cenzorów za moralną prowokację, przez dwanaście lat objęty był zakazem publikacji w Stanach Zjednoczonych. Kiedy przygotowany do druku maszynopis Sexusa trafił do rąk Lawrence'a Durrella, ten, zszokowany "masą wulgarności, która boleśnie kaleczy sztukę", w pierwszym odruchu wysłał do przyjaciela telegram: "Sexus zrujnuje Twoją reputację stop wycofać i poprawić - Larry". Jednakże już po kilku dniach zmienił opinię, depeszując: "Wybacz niesprawiedliwą krytykę stop nic nie może zniszczyć Twojej prozy ani mojego podziwu stop mam nadzieję że przyjaźń trwa - Durrell".

Dziś, gdy erotyka w literaturze od dawna nikogo nie bulwersuje, możemy w pełni docenić nie tylko odwagę, ale i wielki talent pisarski Millera, niespotykaną żywiołowość jego prozy, w której obok naturalistycznych opisów znajdziemy fragmenty pełne humoru, liryzmu i głębokiej zadumy nad życiem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 826

Oceny
4,4 (14 ocen)
9
3
0
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału: SEXUS
Opracowanie redakcyjne: ANNA BRZEZIŃSKA
Korekta: JOLANTA SPODAR, AGATA NOCUŃ
Projekt okładki: TOMASZ LEC
Skład i łamanie: PLUS 2 Witold Kuśmierczyk
Copyright © 1949 by Henry Miller. The Estate of Henry Miller. All rights reserved
For the Polish edition Copyright © 2017, Noir sur Blanc, Warszawa
For the Polish translation Copyright © by Jolanta Odrzywolska-Ludwig, Zofia Ludwig, Ryszard Ludwig, Poland
Wydanie drugie Wydanie pierwsze w tej edycji
ISBN 978-83-65613-22-6
Oficyna Literacka Noir sur Blanc Sp. z o.o. ul. Frascati 18, 00-483 Warszawa e-mail: [email protected] księgarnia internetowa: www.noirsurblanc.pl
Konwersja: eLitera s.c.

Rozdział 2

(...)

Opowiedziałem też kilka epizodów z mego telegraficznego życia: o kanciarzach, z którymi mam do czynienia, o patologicznych kłamcach, o zboczeńcach, o kontuzjowanych próżniakach mieszkających w domach noclegowych, o oślizłych, zakłamanych pracownikach towarzystw dobroczynnych, o chorobach biedoty, o uciekinierach z domów, którzy znikają na zawsze, o kurwach usiłujących wcisnąć się w poszukiwaniu klienteli do biurowców, o wariatach, epileptykach, sierotach, chłopakach z zakładów poprawczych, byłych więźniach, erotomanach.

Rozdziawił usta, jakby były zamocowane na zawiasach, oczy wyszły mu z orbit; sprawiał wrażenie dobrodusznej żaby, na którą spadł kawałek skały. Jeszcze jednego drinka?

Jasne! O czym to ja mówiłem? A tak... w połowie książki mam zamiar wybuchnąć. Czemu nie? Jest całe mnóstwo pisarzy, którzy potrafią dociągnąć rzecz do końca, ani razu nie puszczając cugli; potrzebny nam jest ktoś, na przykład taki jak ja, kogo gówno obchodzą konsekwencje. Dostojewski nie posunął się dostatecznie daleko. Opowiadałem się za totalną bzdurą. Trzeba popaść w szaleństwo. Ludzie mają dosyć fabuły i charakterystyki postaci. Fabuła i postacie nie składają się na obraz życia. Życie nie rozgrywa się na wyższych piętrach: życie trwa tu i teraz, za każdym razem, gdy wypowiadasz to słowo, za każdym razem, gdy dociskasz gaz do dechy. Życie to czterysta czterdzieści koni mechanicznych w dwucylindrowym silniku...

W tym momencie mi przerwał.

– Cóż, muszę przyznać, że z pewnością nie narzeka pan na nudę... Chciałbym przeczytać którąś z pańskich książek.

– Przeczyta pan – obiecałem, dając się ponieść wewnętrznemu napędowi. – Przyślę panu lada dzień.

Rozległo się pukanie do drzwi. Wstając, by je otworzyć, wyjaśnił, że kogoś oczekuje. Poprosił mnie, bym sobie nie przeszkadzał, to tylko jego urocza przyjaciółka.

W drzwiach stała oszałamiająco piękna kobieta. Wstałem, by się przywitać. Wyglądała na Włoszkę. Może to hrabina, o której wspominał.

– Sylwio – powiedział – wielka szkoda, że nie przyszłaś trochę wcześniej. Przed chwilą słuchałem zupełnie cudownych historii. Ten młody człowiek jest pisarzem. Chciałbym, abyś go poznała.

Podeszła blisko i wyciągnęła ręce w moją stronę.

– Jestem pewna, że bardzo dobry z pana pisarz – powiedziała. – Dostrzegam cierpienie na pańskiej twarzy.

– Żebyś wiedziała, jak niezwykłe wiedzie życie, Sylwio. Mam wrażenie, jakbym w ogóle jeszcze nie zaczął żyć. A jak sądzisz, w jaki sposób on zarabia na życie?

Zwróciła się w moją stronę, jakby chciała powiedzieć, że wolałaby usłyszeć to z moich ust. Zmieszałem się. Nie byłem przygotowany na spotkanie równie atrakcyjnej istoty, tak pewnej siebie, tak zrównoważonej, a do tego tak bardzo naturalnej. Miałem ochotę wstać i położyć ręce na jej biodrach, i trzymając ją w ten sposób, powiedzieć coś bardzo prostego i szczerego, jak jeden człowiek do drugiego. Jej oczy były aksamitne i wilgotne; ciemne okrągłe oczy, promieniujące sympatią i ciepłem. Czy to możliwe, że ona kocha mężczyznę o tyle lat od niej starszego? Z jakiego miasta przyjechała, z jakiego świata pochodzi? Czułem, że aby zamienić z nią choćby dwa słowa, muszę coś o niej wiedzieć. Pomyłka może okazać się fatalna.

Jakby odgadując mój dylemat, zapytała, patrząc najpierw na niego, a później na mnie:

– Czy nikt nie zaproponuje mi drinka? Chyba napiję się porto – dodała, zwracając się do mnie.

– Przecież nigdy nie pijesz! – zdziwił się mój gospodarz, wstając, by mi pomóc. Wszyscy troje staliśmy blisko siebie, Sylwia z uniesionym pustym kieliszkiem. – Bardzo się cieszę, że sprawy przybrały taki obrót – powiedział. – Trudno byłoby poznać ze sobą dwoje ludzi tak bardzo różniących się od siebie pod każdym względem jak was dwoje. Jestem pewien, że z łatwością się porozumiecie.

W głowie mi wirowało, gdy uniosła kieliszek do ust. Wiedziałem, że to wstęp do jakiejś dziwnej przygody. Intuicja podpowiadała mi, że on znajdzie zaraz pretekst, by na chwilę zostawić nas samych, a ona bez słowa znajdzie się w moich ramionach. Czułem także, że nigdy nie zobaczę już ani jej, ani jego.

I rzeczywiście, wszystko potoczyło się dokładnie tak, jak sobie wyobrażałem. Nie minęło pięć minut od jej przyjścia, a gospodarz oznajmił, że ma coś ważnego do załatwienia i musi nas na chwilę przeprosić. Ledwie zdążył zamknąć za sobą drzwi, gdy Sylwia podeszła do mnie i usiadła mi na kolanach ze słowami:

– On już dzisiaj nie wróci. Teraz możemy porozmawiać.

Byłem bardziej przerażony niż zdziwiony tymi słowami. Przez głowę przemykały mi najróżniejsze myśli. Jeszcze bardziej zapomniałem języka w gębie, gdy po chwili zapytała:

– A co pan sądzi o mnie, czy uważa mnie pan jedynie za piękną kobietę, być może za jego kochankę? Jak pańskim zdaniem wygląda moje życie?

– Uważam panią za osobę bardzo niebezpieczną – odpowiedziałem spontanicznie i zgodnie z przekonaniem. – Nie zdziwiłbym się, gdyby była pani słynnym szpiegiem.

– Ma pan niezłą intuicję. Nie, nie jestem szpiegiem, ale...

– Cóż, jestem pewien, że gdyby pani była, nie przyznałaby mi się pani do tego. Naprawdę nie chcę poznać pani życia. Chce pani wiedzieć, nad czym się zastanawiam? Jestem ciekaw, czego ode mnie chcecie. Czuję się, jakbym tkwił w pułapce.

– To nieładnie z pańskiej strony. Ponosi pana wyobraźnia. Jeśli rzeczywiście chcielibyśmy czegoś od pana, musielibyśmy lepiej się poznać, nie uważa pan? – Po chwili milczenia dodała nagle: – Jest pan pewien, że chce poprzestać na pisarstwie?

– Co pani ma na myśli?

– To, co powiedziałam. Wiem, że jest pan pisarzem... ale równie dobrze mógłby pan być kimś innym. Należy pan do osób, które mogą robić wszystko, na co im przyjdzie ochota. Chyba zgodzi się pan ze mną?

– Obawiam się, że wręcz przeciwnie. Jak dotąd wszystko, do czego się brałem, kończyło się klęską. W tej chwili nie mam nawet pewności, czy rzeczywiście jestem pisarzem.

Podniosła się z moich kolan i zapaliła papierosa.

– Niemożliwe, żeby był pan nieudacznikiem – przyznała po chwili wahania, podczas której jakby zbierała myśli, chcąc powiedzieć coś ważnego. – Pański kłopot – powiedziała wolno, ważąc każde słowo – polega na tym, że nigdy nie stawia pan sobie zadań godnych pańskich możliwości. Potrzebne są panu większe problemy, poważniejsze trudności. Nie funkcjonuje pan prawidłowo, dopóki nie jest przyciśnięty do muru. Nie wiem, czym się pan zajmuje, lecz jestem przekonana, że pańskie obecne życie nie odpowiada panu. Przeznaczone zostało panu życie pełne niebezpieczeństw; może pan podejmować większe ryzyko niż inni, ponieważ... cóż, prawdopodobnie sam pan o tym wie... ponieważ znajduje się pan pod szczególną opieką.

– Pod opieką? Nie rozumiem.

– Ależ rozumie pan – odparła spokojnie. – Przez całe życie czuwała nad panem opatrzność. Proszę się zastanowić przez chwilę... Czy kilka razy nie był pan bliski śmierci... czy nie spotykał pan zawsze kogoś oferującego pomoc, zwykle kogoś obcego, właśnie w chwili, gdy myślał pan, że wszystko stracone? Czy nie popełnił pan już kilku zbrodni, zbrodni, o które nikt by pana nie podejrzewał? A czy w tej chwili nie jest pan ofiarą bardzo niebezpiecznej namiętności, wplątany w romans, który – gdyby nie urodził się pan pod szczęśliwą gwiazdą – może doprowadzić pana do zguby? Wiem, że jest pan zakochany. Wiem, że jest pan gotów zrobić wszystko, by zaspokoić tę namiętność... Patrzy pan na mnie tak dziwnie... zastanawia się pewnie, skąd to wszystko wiem. Nie mam żadnego wyjątkowego daru, poza zdolnością odczytywania natury człowieka już na pierwszy rzut oka. Niech pan popatrzy, kilka minut temu z upragnieniem czekał pan, bym do pana podeszła. Wiedział pan, że rzucę się panu w ramiona zaraz po jego wyjściu. Tak się stało. Ale pan zachował się jak sparaliżowany – powiedzmy, trochę się mnie pan bał. Dlaczego? Cóż mogłabym panu zrobić? Nie ma pan pieniędzy, władzy, wpływów. Czego według pana mogłabym chcieć? – Po chwili dodała: – Mam powiedzieć panu prawdę?

Bezradnie kiwnąłem głową.

– Obawiał się pan, że gdybym czegoś od pana chciała, nie byłby pan w stanie odmówić. Był pan zakłopotany, ponieważ kochając jedną kobietę, czuł pan, że może stać się potencjalną ofiarą innej. Panu nie jest potrzebna kobieta, lecz instrument, dzięki któremu pan się uwolni. Tęskni pan do życia pełnego przygód, pragnie wyzwolić się z okowów. Kimkolwiek jest kobieta, którą pan kocha, żal mi jej. Panu będzie się wydawać, że jest silniejsza od pana, ale to jedynie dlatego, że wątpi pan w siebie. Pan jest silniejszy. Zawsze tak będzie – ponieważ potrafi pan myśleć wyłącznie o sobie, o swoim przeznaczeniu. Gdyby był pan jeszcze odrobinę silniejszy, obawiałabym się o pana. Mógłby stać się pan niebezpiecznym fanatykiem. Ale to panu nie grozi, czeka pana inny los. Jest pan zbyt rozsądny, zbyt zdrowy. Kocha pan życie bardziej niż samego siebie. Czuje się pan zagubiony, ponieważ bez względu na to, komu lub czemu się pan poświęci, czuje pan niedosyt – może to nieprawda? Nikt nie jest w stanie utrzymać pana na długo: wiecznie szuka pan głębiej, wychodzi poza obiekt swej miłości, poszukując czegoś, czego nigdy pan nie znajdzie. Będzie pan musiał zajrzeć w głąb siebie, jeśli pragnie pan uwolnić się od tych katuszy. Jestem pewna, że łatwo nawiązuje pan znajomości. A jednocześnie nie ma nikogo, kogo mógłby pan nazwać swoim prawdziwym przyjacielem. Jest pan samotny. Zawsze tak będzie. Pragnie pan zbyt wiele, więcej, niż można wymagać od życia...

– Chwileczkę, proszę zaczekać – przerwałem. – Dlaczego zdecydowała się pani powiedzieć mi to wszystko?

Zamilkła na chwilę, jakby wahając się, czy odpowiedzieć mi wprost.

– Wydaje mi się, że po prostu odpowiadam na nurtujące mnie pytanie. Wieczorem muszę podjąć ważną decyzję. Jutro rano wyruszam w długą podróż. Gdy pana zobaczyłam, powiedziałam sobie: to może być mężczyzna, który będzie w stanie mi pomóc. Ale myliłam się. Niczego od pana nie chcę... Może mnie pan objąć, jeśli ma pan ochotę... o ile się pan mnie nie boi.

Podszedłem do niej, uścisnąłem mocno i pocałowałem. Oderwałem usta i spojrzałem jej w oczy, obejmując ją nadal w talii.

– Co pan widzi? – spytała, delikatnie uwalniając się z uścisku.

Odsunąłem się i patrzyłem na nią uważnie przez kilka minut, nim odpowiedziałem.

– Co widzę? Nic. Absolutnie nic. Patrzenie pani w oczy przypomina spoglądanie w ciemne lustro.

– Jest pan zdenerwowany. O co chodzi?

– To, co powiedziała pani o mnie... to mnie przeraża... A więc nie mogę pani pomóc, tak?

– Na swój sposób już pan pomógł. Zawsze pan pomaga, choć nie w sposób bezpośredni. Nic pan na to nie poradzi, że promieniuje energią, a to już coś. Ludzie szukają u pana wsparcia, a pan nie wie dlaczego. Nawet ich pan za to nienawidzi, chociaż zachowuje się pan uprzejmie i wyrozumiale. Kiedy weszłam tu dzisiaj, poczułam wewnętrzny wstrząs; straciłam pewność siebie, która zwykle mnie nie opuszcza. Spojrzałam na pana i ujrzałam... jak pan sądzi, co?

– Pewnie mężczyznę, którego wypełnia po brzegi własne ego.

– Ujrzałam zwierzę! Miałam wrażenie, że mnie pan pożre, jeśli tylko pójdę na całość. I przez chwilę czułam, że mam ochotę to zrobić. Chciał mnie pan wziąć i rzucić na dywan. Ale to by przecież pana nie zadowoliło, prawda? Zobaczył pan we mnie coś, czego nie dostrzegł pan nigdy u innej kobiety: maskę, którą sam pan nosi. – Zamilkła na chwilę. – Nie ma pan odwagi ukazywać swego prawdziwego oblicza, podobnie jak ja. To jedno niewątpliwie nas łączy. Prowadzę życie pełne niebezpieczeństw, nie dlatego, że jestem silna, ale dlatego, że potrafię wykorzystywać siłę innych. Boję się zaprzestać tego, co robię, ponieważ gdyby tak się stało, załamałabym się. Nie może pan niczego wyczytać z moich oczu, ponieważ tam nic nie ma. Jak powiedziałam przed chwilą, nie mam panu nic do zaoferowania. Pan szuka wyłącznie ofiar, dzięki którym się pan tuczy. Tak, pisarstwo to prawdopodobnie dla pana najlepsze wyjście. Gdyby miał pan wcielić swoje myśli w czyn, zapewne zostałby pan przestępcą. Zawsze są do wyboru dwie drogi. To nie moralne opory powstrzymują pana przed wyborem złej drogi – to instynkt, który każe panu robić tylko to, co opłaci się na dłuższą metę. Nie wie pan, z jakiego powodu porzuca pan swoje wspaniałe projekty; wydaje się panu, że powstrzymuje pana słabość, strach, wątpliwości, ale to nie tak. Kieruje się pan instynktami zwierzęcia; wszystko podporządkowuje woli przeżycia. Nie zawahałby się pan wziąć mnie wbrew mej woli, nawet gdyby pan wiedział, że znalazł się w pułapce. Nie obawia się pan pułapek zastawionych przez człowieka, ale unika tych innych, tych, które skierowałyby pańskie kroki w złą stronę. I ma pan całkowitą rację. – Zamilkła ponownie. – Tak, wyświadczył mi pan dziś wielką przysługę. Gdybym pana nie spotkała, uległabym własnym wątpliwościom.

– A więc jednak ma pani zamiar zrobić coś niebezpiecznego.

Wzruszyła ramionami.

– Któż wie, co jest niebezpieczne? Wątpić, to jest niebezpieczne. Pana czekają większe niebezpieczeństwa niż mnie. I wyrządzi pan wiele krzywdy innym, broniąc się przed własnymi wątpliwościami i obawami. W tej chwili nie jest pan nawet pewien, czy wróci pan do kobiety, którą kocha. Zatrułam pański umysł. Porzuciłby ją pan, ot tak, gdyby miał pan pewność, że zdoła zrobić to, co zamierza, bez jej pomocy. Będzie jej pan jednak potrzebował i nazwie to miłością. Zawsze będzie pan uciekał się do tego usprawiedliwienia, wysysając życie z kobiety.

– Tutaj się pani myli – przerwałem dość stanowczo. – To kobiety wysysają ze mnie wszystkie soki, nie ja z nich.

– Oszukuje pan samego siebie. Ponieważ kobieta nigdy nie jest w stanie dać panu tego, czego pan pragnie, kreuje się pan na męczennika. Kobieta pragnie miłości, a pan nie potrafi jej dać. Gdyby był pan człowiekiem bardziej prymitywnym, stałby się pan potworem; uda się jednak panu przetworzyć frustrację w coś pożytecznego. Tak, z całą pewnością niech pan nadal pisze. Sztuka potrafi zamienić ohydę w piękno. Potworna książka jest lepsza od potwornego życia. Sztuka jest zajęciem bolesnym, nudnym, rozmiękczającym. Jeśli nie umrze pan podczas tych zmagań, praca przemieni pana w człowieka towarzyskiego i miłosiernego. Dostrzegam, że jest pan na tyle wielki, by nie zadowolić się samą sławą. Być może, gdy będzie pan żył dostatecznie długo, odkryje pan, że pod tym, co teraz nazywa życiem, tkwi jeszcze coś. Może nawet nauczy się pan żyć dla innych. Zależy to od tego, jaki użytek uczyni pan ze swej inteligencji. – (Spojrzeliśmy na siebie przenikliwie). – Nie jest pan aż tak inteligentny, jak się panu wydaje. W tym tkwi pańska słabość: pańska arogancka, intelektualna duma. Opierając się wyłącznie na tym, poniesie pan klęskę. Ma pan wszystkie kobiece przymioty, ale wstydzi się do nich przyznać przed samym sobą. Wydaje się panu, że skoro jest pan silny w sprawach seksu, to jest pan bardzo męski, ale w rzeczywistości ma pan więcej cech kobiecych niż męskich. Pańska sprawność seksualna jest tylko oznaką większych możliwości, których nie zaczął pan jeszcze wykorzystywać. Niech pan nie próbuje udowadniać sobie, że jest mężczyzną, wykorzystując swoje uwodzicielskie zdolności. Kobiet nie zwiedzie tego rodzaju siła i urok. Kobiety, nawet gdy są słabsze psychicznie, zawsze panują nad sytuacją. Kobieta może dać się zniewolić seksualnie, a pomimo to dominować nad mężczyzną. Będzie panu trudniej niż innym mężczyznom, ponieważ dominacja nad bliźnimi pana nie interesuje. Zawsze będzie pan próbował zapanować nad samym sobą; kobieta, którą pan kocha, stanie się tylko narzędziem umożliwiającym dochodzenie do tego celu...

W tym miejscu przerwała nagle. Widziałem, że oczekuje, bym sobie poszedł.

– A, przy okazji – dodała, gdy zacząłem się żegnać – ten pan prosił mnie, bym to panu wręczyła – i podała mi zaklejoną kopertę. – Zapewne wyjaśnił tu, dlaczego nie znalazł lepszego usprawiedliwienia dla swego tajemniczego odejścia.

Wziąłem kopertę i wymieniłem z nią uścisk dłoni. Gdyby nagle krzyknęła: „Biegnij! Ratuj swoje życie!”, zrobiłbym to bez dodatkowych pytań. Byłem całkowicie zdezorientowany, nie wiedziałem, dlaczego tu przyszedłem ani dlaczego muszę odejść. Zostałem w to wciągnięty na fali dziwnego uniesienia, którego źródło wydawało mi się teraz odległe i błahe. Między południem a północą zatoczyłem pełny krąg.

Na ulicy otworzyłem kopertę. Zawierała dwudziestodolarowy banknot zawinięty w karteczkę, na której napisano: „Powodzenia!”. Nie byłem zbytnio zaskoczony. Spodziewałem się czegoś takiego, gdy tylko ujrzałem tego faceta...

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki