Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Książka nagrodzona III Konkursie Literackim im. Astrid Lindgren. Barbara Kosmowska napisała książkę o życiu współczesnych nastolatków. W jedenastu opowiadaniach udało jej się pokazać, jak bardzo jest ono złożone. Jednak nie tylko o problemach są te historie – każda sytuacja może mieć też jasną stronę lub optymistyczne zakończenie, a kryzysy bywają szansą na budowanie lepszych relacji z rodzicami i rówieśnikami. To książka pełna optymizmu, „balsam dla duszy” w trudnym czasie dojrzewania. Z recenzji Marzanny Kuszyńskiej, Fundacja ABCXXI
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 137
Przy ulicy Kasztanowej Iga mieszka od niedawna. Ma teraz własny pokój z wielkim balkonem, z którego widać przedmieścia. To, oczywiście, nieprawda. Ale można sobie wyobrazić, że tam, za wysokimi drzewami, zaczynają się pola i lasy. A tuż za nimi oswojony świat dzieciństwa. Zamknięty na klucz. Porzucony.
Trochę jej brakuje tego dawnego pejzażu z małą szkołą, pełną dobrych znajomych. Tęskni za ogrodami, okalającymi rozrzucone niedbale domki. I za panią Stenią, która często zastępowała Idze mamę. Chociaż Iga stara się nigdy o tym nie mówić. Mamie byłoby przykro. Ciężko pracowała na ich nowy, miejski adres. Oznaczał dla niej wolność.
– Nareszcie będziemy częściej razem – cieszyła się podekscytowana. – Znajdziemy ci świetną szkołę. Klasę z wykładowym angielskim. No i znów będę mamą z prawdziwego zdarzenia. Najwyższy czas!
A jednak nie wszystko jest tak, jak zaplanowała mama.
Iga wzdycha ponuro, zamykając drzwi balkonowe. Koniec sentymentalnej podróży po starych kątach. Trzeba znowu zapomnieć o pani Steni, która teraz pewnie wiesza kolorowe pranie przed domem. O jej dwóch psach, Hokusie i Pokusie, pilnujących furtki. Kiedyś czekały tam zawsze na Igę, witając ją przymilnym skomleniem. A i ławeczka na rynku też pewnie pusta. Chyba że Marysia przysiada na niej po lekcjach z nową przyjaciółką.
Tu jest zupełnie inaczej. Psy chodzą na smyczach, ze szkoły wraca się tramwajem, a do własnego domu można się dostać dzięki karcie magnetycznej.
Nie po raz pierwszy wydaje się Idze, że trafiła razem z mamą do dużego nowoczesnego więzienia, otoczonego murami kamienic. Darmo tu szukać sznurków z kolorowym praniem, dziko rosnących bzów i rozkrzyczanych dzieci szalejących na podwórkach.
Tyle miało się zmienić… – myśli smętnie Iga i przyznaje, że owszem, sporo się zmieniło. Ale nie to najważniejsze, na którym obu im zależało. Bo w dużym i słonecznym mieszkaniu na ulicy Kasztanowej Iga czuje się jeszcze bardziej samotna.
W jej ponure myśli wdziera się esemes od mamy.
Kochanie, wrócę później. Zamówimy coś u Chińczyka.
Odpowiada krótkim „okej” i włącza komputer.
Odkąd założyła blog, może przynajmniej porozmawiać sama ze sobą. Zdarza się, że ktoś całkiem obcy odnajduje jej stronę. Wysłuchuje jej zwierzeń. Choć bywają także przykre komentarze.
Lepsze przykre niż żadne – uznaje, czytając najnowsze uwagi internautów. – Zresztą tak to już jest, kiedy wysyła się swoje życie w ogromną, czasem przyjazną, a czasem bezduszną sieć – stwierdza. I na pustej karcie bloga wystukuje datę.
12 września
Od mojego ostatniego wpisu niewiele się zmieniło.
Wciąż wkuwam nazwy ulic i imiona nowych ludzi. Mylę przecznice i boję się przechodzić przez ruchliwe skrzyżowania. Ale jest postęp! Poznaję już blok, w którym mieszkamy. Wstyd powiedzieć, jednak na początku parę razy próbowałam włamać się do cudzej klatki! Pewnie macie mnie za kompletną idiotkę, ale trudno, mnie to nie rusza.
A co mnie rusza?
1. Brak własnego kota.
2. Brak jakiegoś taty (mój prawdziwy odszedł, ale ja tego nawet nie pamiętam).
3. Brak bardzo konkretnej mamy (na szczęście częściowy, bo wieczory spędzamy razem).
Na wszystkie te moje braki zaradzić może tylko mama. Niestety, jeszcze nie teraz, bo chwilowo jej też czegoś brakuje. Czasu. Muszę więc chyba cierpliwie poczekać, aż przejdzie na emeryturę – jak pani Stenia.
Ale nie jest całkiem beznadziejnie. Mam fajną klasę. Polubiłam już kilka dziewczyn. No i w mojej szkole dużo się dzieje. Jedni wystawiają sztuki teatralne, inni chodzą na zajęcia z graffiti, jeszcze inni pomagają w domu opieki społecznej. Kiedy trochę się oswoję z miastem, może też zacznę komuś pomagać. Tak jak moja mama…
* * *
– Dostałam nową propozycję. Cyklu programów telewizyjnych. Ma nosić tytuł Dziecko na rozdrożu. – Mama robi palcami skośne oczy, stawiając na stole tacki z chińskimi przysmakami.
– Zgodziłaś się? – Iga śmieje się z mamy „Chinki” i sięga po widelec.
– Nie mogłabym bez rozmowy z tobą! – obrusza się mama. – Bez twojej zgody – uzupełnia.
Iga wie, co to oznacza. Jeszcze mniej czasu, kolacje zamawiane przez telefon i brak łączności w godzinach wieczornych. Gdy mama przygotowuje wystąpienia, wchodzenie do jej pokoju jest raczej niewskazane. No i wiadomo… Znowu nie znajdzie chwili, aby rozejrzeć się za jakimś fajnym ojcem dla Igi, a o własnym kocie trzeba będzie zapomnieć na kolejne miesiące… Idze przychodzi do głowy, że sama czuje się właśnie „dzieckiem na rozdrożu”.
– Lubię, kiedy jesteś szczęśliwa – mówi cicho. – Powinnaś wziąć tę pracę. – I czeka na pełne aprobaty spojrzenie mamy. Może znowu usłyszy pochwałę? Że jest już taka dorosła i rozsądna.
Ale tym razem mama nie podnosi głowy znad chińskiej tacki, a gdy wreszcie się odzywa, jej głos wcale nie wyraża radości.
– Ja to powinnam powiedzieć. – Patrzy poważnie na córkę. – Że lubię, kiedy jesteś szczęśliwa…
* * *
Gdyby nie kilku frajerów, w nowej klasie byłoby całkiem znośnie. Iga żałuje, że tak szczerze opowiedziała o sobie na pierwszej lekcji. Maniek od razu wyjechał z „wieśniarą”. A po nim kilku innych. Na szczęście znaleźli się też obrońcy. Kropka, ta z rudawymi włosami, podczas przerwy wzięła Mańka na bok i musiała mu ostro przygadać, bo poprzestał na pełnych pogardy spojrzeniach. No i z przezwiskami wyhamował.
– Nowi mają zawsze przechlapane – pociesza ją Lenka, gdy razem wracają ze szkoły. – Maniek też dołączył do nas później i też go nie oszczędzali. On nie jest zły, tylko ma kiepskie życie… – wzdycha.
Iga chciałaby dowiedzieć się więcej o swoim prześladowcy, ale o nic nie pyta. Dochodzi do wniosku, że sama ma kiepskie życie i że wcale nie życzy sobie rozmów na ten temat.
Za to zaprasza Lenkę na herbatę.
– Jak będziesz miała ochotę, wpadnij. Często jestem sama – dorzuca, zapisując na skrawku kartki adres.
– O! Ulica Kasztanowa! Fajnie! Bo wiesz, ja lubię wszystko, co kasztanowe – oznajmia Lenka i macha Idze na pożegnanie.
15 września
Uwaga, wszystkie mieszczuchy!
Przyznaję się do okropnej wtopy: wciąż nie potrafię skasować biletu w tramwaju. Może M. miał rację, kiedy mnie nazwał „laską z pegeeru”? Wracałam dzisiaj ze szkoły z L. Pomogła mi i wcale się nie śmiała. Ale nadal czuję się w tym mieście jak w potrzasku. Chciałabym o tym pogadać z mamą, tylko jak to zrobić? Czy ktoś z was kiedykolwiek wygrał z komórką rodziców? No właśnie! Witam w klubie! Zawsze mamy przeciwko sobie „bardzo ważną sprawę” – „wyjątkową sytuację”, „wyższą konieczność”. Nawet jeśli chodzi o zwykły odbiór ciuchów z pralni.
Odpuszczam, bo – jak wiadomo – z wyższą koniecznością się nie dyskutuje.
Nasz sąsiad, reżyser, ma niesamowitego kota. Widzę z balkonu, jak go prowadza w różowych szeleczkach wokół trawnika. To okropnie śmiesznie wygląda. U nas, tam, gdzie wcześniej mieszkałam, wszyscy pokładaliby się ze śmiechu na taki widok. Właściciel kota też ma nietęgą minę. I zawsze bardzo się spieszy. Jak to dorosły. Może gdy już się trochę lepiej poznamy, pozwoli mi wyprowadzać tego nieszczęśnika? Tylko od czasu do czasu, oczywiście. Dla kota i dla mnie to byłoby jak zwolnienie warunkowe!
Po minucie pod wpisem pojawia się pierwszy komentarz:
babula: Nie wstydźmy się swoich słabości. Jesteśmy tylko ludźmi. Zapal świeczkę za tych, co cierpią.
Iga natychmiast odpowiada:
zamknięta: Niezupełnie rozumiem, ale dzięki. Dobre i to…
* * *
– Obejrzałaś cały program, kochanie? Od początku do końca? Pewnie okropnie wypadłam? – Mama jest jeszcze bardzo telewizyjna. W mocnym makijażu i w sukience, którą kupiła specjalnie z myślą o występie.
– Calusieńki – odpowiada Iga, patrząc z niechęcią na talerz z rozgotowanym pierogowym ciastem i farszem. – A wypadłaś jak zawsze, czyli bosko!
– Na pewno lepiej niż pierogi! – Mama wzdycha komicznie i obie się śmieją. – Obiecuję uroczyście już nigdy ich nie kupować!
– Takich, jakie gotuje pani Stenia, to dawno nie jadłam. – Iga stara się, żeby jej słowa nie brzmiały płaczliwie.
– Tęsknisz do pani Steni?
– Trochę. To znaczy… chciałabym ją odwiedzić. – Jeden z pierogów rozpłaszcza się na obrusie.
– Jeszcze trochę cierpliwości. Wkrótce będę miała więcej czasu…
Iga śmieje się krótko i trochę gorzko, a kiedy mama marszczy brwi pytająco, macha niedbale ręką.
– Ależ ty nie chcesz mieć więcej czasu! Sama mówiłaś, że człowiek musi się cieszyć, jak jest praca. I że za dużo wolnego czasu to nieszczęście…
– Tak mówiłam? – Brwi mamy wyginają się w łuk. I to wcale nie triumfalny.
Wieczory na balkonie Iga lubi najbardziej. Zmierzch pochłania kontury domów, jednak drzewa nie poddają się ciemności. Można wtedy pomyśleć, że wokół szumi las. Co prawda jest zbyt jasno od świateł samochodów, i to ruch uliczny szumi, nie wiatr, ale od czego Iga ma wyobraźnię!
Mama ogląda nagranie ze swoim programem – lepiej nie być wtedy w pobliżu. Zawsze jest taka zdenerwowana i niezadowolona z siebie, że Iga najchętniej wyłączyłaby telewizor.
To zupełnie niepojęte – myśli teraz, z bezpiecznego oddalenia. – Tak sobie radzić przed kamerą, a potem narzekać…
Jak ona, Iga, ma być dumna z siebie i zadowolona, skoro mama, taka mądra, uporządkowana, nie potrafi docenić tylu własnych zalet…?
* * *
W szkole trwają próby do Kopciuszka. Kilka osób z klasy Igi bierze udział w tym przedsięwzięciu. Miśka, polonistka, pyta ją, czy chce się zapisać do kółka teatralnego.
– Szybciej do nas przywykniesz – mówi, patrząc na Igę z sympatią.
– To dla mnie za wcześnie. – Zawstydzona Iga oblewa się rumieńcem. Że też zawsze musi się w takich chwilach rumienić!
– Dla mnie też byłoby za wcześnie – pociesza ją po wszystkim Paweł.
– Nie wierzę! – Iga kręci głową. – Ty przecież występujesz przed tyloma klasami i w ogóle…
– Bo to najlepszy sposób na walkę z tremą – wyjaśnia Paweł, a potem niemal biegiem rusza w stronę sali gimnastycznej.
Tym razem Iga wraca ze szkoły sama, ale nie samotna. Ma wokół siebie tylu fajnych ludzi. Miśkę, która się o nią zatroszczyła. Pawła, który choć jest szkolną gwiazdą, rozmawiał z nową koleżanką tak, jakby się znali od dawna. Kropkę, która wmusiła w nią dzisiaj połowę swojego śniadania. No i Lenkę. Bo Lenka zamieniła się z Agatą miejscami i usiadła obok Igi.
Gdyby nie ten wredny Maniek, byłaby pełnia szczęścia – uznaje Iga. Postanawia jednak nie zawracać sobie głowy wiecznie zachmurzonym chłopakiem. Ona też ma kłopoty, a przecież stara się je ukryć. Zresztą kto by Idze uwierzył, że tęskni za mamą, świetną znawczynią problemów młodzieży! Iga sama w to nie wierzy. Aż robi głupią minę i tylko wzrusza ramionami. Staruszka w tramwaju patrzy na nią z niechęcią. Pewnie myśli, że to kolejna rozwydrzona i niegrzeczna pannica, której nic się nie podoba.
20 września
Uwaga chwalę się! Dzisiaj na wuefie byłam najszybsza. Może dlatego, że lubię przełaje, a w dawnej szkole dużo biegaliśmy. Atlas (tak tu nazywają wuefistę) powiedział, że jestem jak gazela. Pół klasy się śmiało, ale nie złośliwie. Atlas jest wporzo. To znaczy – ma nie tylko mięśnie. Nawet nadawałby się na mojego tatę. Szkoda, że mama nie chodzi ze mną na wuef.
Byłam na pierwszym długim spacerze z Bronsonem. To imię kota tego reżysera, który mieszka obok nas. Bawiliśmy się świetnie. Obeszliśmy całe podwórko. Jestem pewna, że Bronson też poczuł powiew wolności.
I na tym, niestety, kończą się dobre wieści.
Czy wy też tak macie? Najpierw obiecuje się wam, na przykład, wspólne zakupy. Potem trwa koszmar czekania. A wreszcie rodzice wchodzą do pokoju z grobową miną i przepraszają.
Moja mama robi to tak ładnie, że trudno się na nią gniewać. I zgrabnie przekłada obiecaną chwilę na potem. Jest w tym lepsza niż ja w biegach przełajowych. W moim domu „potem” jest najważniejszą datą, chociaż nie ma jej w żadnym kalendarzu…
gruba zocha: Ale zalewasz. Kto by chciał rewirować z własną matką.
zamknięta: Ja… Właśnie napisałam, że nie mam nic przeciwko temu!
wampiriada: Hejka, nie przejmuj się. Nadejdzie czas, że ona będzie chciała, a ty to zlejesz! Bronson – co za durne imię dla kota.
zamknięta: Nie zleję. A kot jest bardzo mądry. madziulek!: Słitaśny jest twuj blog. © Ale zapraszam cię na moją stronke: blogunia.kwiatuszek.pl. Papatki!
Iga markotnieje. Długo się zastanawia, co odpowiedzieć „madziulkowi!”. W końcu pisze krótkie: „Pa”.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Barbara KosmowskaSezon na zielone kasztany
© by Barbara Kosmowska © by Wydawnictwo Literatura
Okładka: Amanda ZarębaLayout: Martyna PiotrowskaKorekta: Lidia Kowalczyk, Joanna Pijewska
Wydanie I w Wydawnictwie Literatura Łódź 2023
ISBN 978-83-8208-114-5
Wydawnictwo Literatura
91-334 Łódź, ul. Srebrna [email protected] tel. (42) 630-23-81www.wydawnictwoliteratura.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Ossowska