Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nowa książka Doroty Sumińskiej dla żądnych wiedzy młodych czytelników.
Jeśli pokochaliście ciekawostkową serię Dlaczego, dlaczego, dlaczego?, z pewnością z wypiekami na twarzy będziecie czytać Skąd przyszedł pies?... To książka popularnonaukowa i powieść drogi w jednym. Nie jest to jednak zwykła droga. Raczej pasjonująca wędrówka przez wieki, epoki, pokolenia…
„To opowieść o bardzo długiej drodze, jaką przeszedł wilk, by stać się psem. Tak naprawdę nie szedł sam, bo prowadził go człowiek. Ich podróż trwała tysiące lat i była pełna nie zawsze miłych przygód. Trzeba je poznać, by lepiej zrozumieć psa, którego nazywamy naszym najlepszym przyjacielem, i po to, by stać się najlepszym przyjacielem psa” – pisze Dorota Sumińska.
A wszystko zaczęło się od przypadkowego spotkania małego wilka i chłopca, który nosił imię Inny. A wilkowi nadał imię Mój… Zresztą przeczytajcie sami. Bo czego nie robi się dla najlepszego przyjaciela.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 83
To opowieść o bardzo długiej drodze, jaką przeszedł wilk, by stać się psem. Tak naprawdę nie szedł sam, bo prowadził go człowiek. Ich podróż trwała tysiące lat i była pełna nie zawsze miłych przygód. Trzeba je poznać, by lepiej zrozumieć psa, którego nazywamy naszym najlepszym przyjacielem, i po to, by stać się najlepszym przyjacielem psa.
CZĘŚĆ PIERWSZA
Skąd przyszedł pies?
Pies przyszedł z lasu, a nim to się stało, człowiek nie wiedział jeszcze, że jest człowiekiem, a pies nie był psem. Świat wyglądał zupełnie inaczej niż dziś. Nie było miast ani dróg. Powietrze i woda były czyste. Można było oddychać pełną piersią i pić wodę wprost ze strumienia. Ludzie też wyglądali inaczej niż obecnie. Przede wszystkim nie rozprzestrzenili się jeszcze po całym świecie. Żyli w jego ciepłych rejonach, takich jak Afryka i południowo-wschodnia Azja, i nie musieli nosić ubrań. Nie chodzili do fryzjera i nie obcinali paznokci, które służyły im za widelce, wykałaczki i szczotki. Mieszkali w jaskiniach lub budowali szałasy. Tworzyli niewielkie grupy rodzinne i trudnili się zbieractwem. To znaczy zbierali i zjadali nasiona, owoce, grzyby, czasem ukradli ptakom jajko albo zjedli gąsienicę. Pewnego razu znaleźli zwłoki większego zwierzęcia, może był to ptak, a może sarenka. Spróbowali jego mięsa i zauważyli, że można napełnić brzuch bez takiego wysiłku, jaki był potrzebny na uzbieranie odpowiedniej ilości orzechów czy jagód. Ale niestety wtedy być może przyszedł im do głowy bardzo zły pomysł – będziemy zabijać zwierzęta, aby jeść ich mięso.
Człowiek nie jest drapieżnikiem, więc nie ma ani ostrych pazurów, ani kłów czy zębów do łamania kości. Nie biega tak szybko jak gepard i nie ma siły lamparta czy lwa. Ówcześni ludzie nie mieli też ani łuków, ani broni palnej, tylko kije i kamienie. Mogli zatem zabijać jedynie małe i wolno poruszające się stworzenia. Po każdej ludzkiej uczcie zostawało dużo resztek, takich jak kości i skóra. Zauważyły to wilki i gdy ludzie odchodzili do swoich zajęć, chętnie zjadały pozostawione resztki.
Wilki jako drapieżniki dobrze radzą sobie z gryzieniem kości. Poza tym pod pewnymi względami są do nas, ludzi, bardzo podobne – żyją jak my w rodzinach, zwanych watahami. Są też bardzo rodzinne, dbają o swoje dzieci i wszyscy dorośli członkowie watahy zajmują się ich wychowaniem. Uczą je dobrych manier i potrzebnych do życia umiejętności. Przede wszystkim polowania.
Mój
Ludzie obserwowali wilki. Podziwiali ich spryt i zręczność. Zapragnęli mieć przy sobie takich pomocników. „Poradzimy sobie – mówili – z wytropieniem i upolowaniem dużego zwierza, jeśli będą nam pomagać wilki”. Zaczęli zostawiać wilkom więcej resztek, by zachęcić je do bliższych kontaktów. Doszło do tego, że wilcza wataha czekała niedaleko od ludzkiego ogniska, aż ludzie skończą posiłek. Zaraz potem wataha zaczynała swoją ucztę.
Pewnego razu dołączyły do niej małe wilczki. Urosły na tyle, że mama pozwoliła im towarzyszyć dorosłym. Jeden z maluchów był bardzo ciekawski. Nie słuchał rodziców, gdy mówili: „Nigdy nie podchodź do ludzi za blisko”. „Pamiętaj, są bardzo niebezpieczni”, dodawali, gdy pytał, dlaczego. Dorosłe wilki widziały, jak ludzie, używając kamieni i kijów, zabijali inne zwierzęta. Ciekawość małego wilczka była jednak silniejsza niż strach. Kiedyś oddalił się od watahy i podszedł do ludzkiej jaskini. Nie wiedział, że ludzie budują pułapki, by ustrzec się przed nieproszonymi gośćmi, a przy okazji coś upolować. Najczęściej kopali doły i codziennie sprawdzali, czy nie wpadł w nie jakiś nieszczęśnik.
Wilczek wpadł właśnie do takiej pułapki. Próbował się wydostać, ale dół był zbyt głęboki. Bał się wołać na pomoc rodziców, by nie usłyszeli go ludzie. Było już ciemno, więc skulił się i zasnął, licząc, że ranek przyniesie ratunek. Noc była ciepła i spokojna. Bez deszczu, gradu i zawieruchy.
Tej samej nocy w jaskini obudził się mały chłopczyk, bo bardzo chciało mu się siusiu. Obok spali jego bracia i siostry. Mama troszkę dalej. Próbował ją zawołać, ale tylko obróciła się na drugi bok. Chłopczyk trochę bał się ciemności, bo w jaskini tliło się jedno małe ognisko. Po ścianach przesuwały się szare cienie, czasem przeciął je szybki lot nietoperza. „Jestem już duży – pomyślał – mogę pójść sam, bez mamy”. Jak pomyślał, tak zrobił. Wejście do jaskini wyglądało jak czarna dziura. Wszedł w tę czerń bezszelestnie, ale jakoś nie wypadało siusiać w „drzwiach”. Był zaspany i nie pamiętał, że mama mówiła, by nigdy nie skręcał w prawo, gdzie wykopano głębokie doły – pułapki na zwierzęta. Zrobił kilka kroków i...
– Aaaaa!
Leżał na wilgotnym dnie pułapki. Panowała tu absolutna ciemność. Strach odebrał mu głos. Zaczął macać ziemię wokół siebie i nagle usłyszał ciche warczenie. Chłopczyk zsiusiał się i wtedy warczenie ustało. Wilczek zrozumiał, że to dziecko jak on.
Wilki i psy właśnie w taki sposób informują otoczenie, że są jeszcze maluchami – siusiają.
Chłopczyk poczuł na buzi mokry nosek. Ucieszył się, bo ten dotyk był przyjemny i przyjacielski. Obaj byli w tym samym wieku. Wilczek miał pół roku, a chłopczyk siedem lat. Przytulili się do siebie i zasnęli.
Gdy rankiem słońce zajrzało do dziury w ziemi, zobaczyło wtulonych w siebie wilka i człowieka. Nie zdziwiło się, tak jak mieszkańcy jaskini, a szczególnie rodzice chłopca. Mama wręcz się przeraziła, ale gdy się bliżej przyjrzała, zobaczyła równy oddech obu maluchów. Po prostu spali.
Niestety, wilczka zamknięto w klatce, choć chłopiec prosił, by pozwolono mu wrócić do rodziców. Mama tłumaczyła chłopcu, że chcą zatrzymać szczeniaka, bo przecież marzyli, by wilki pomagały ludziom w polowaniu. Na nic zdały się prośby i łzy dziecka, tak samo jak nikt nie chciał zrozumieć wycia wilczej watahy, która tygodniami próbowała odzyskać swoje dziecko.
Po jakimś czasie chłopczyk zobaczył, że jego tata i inni mężczyźni sposobią się do wyprawy. Zaciekawiło go to, tym bardziej że wyraźnie wybierali się na grubego zwierza. Ostrzyli końce długich kijów, robiąc z nich groźne dzidy. Wybierali kanciaste kamienie, którymi potrafili zadawać śmiertelne ciosy.
– Tato, gdzie się wybieracie? – zapytał chłopczyk, podnosząc oczy, bo jego tata był bardzo wysoki.
– Idziemy po następne wilczki. Widziałem za górą drugą watahę. Mają cztery młode. Chcemy złapać dwie suczki na żony dla twojego wilczka. Gdy dorosną, urodzą nam szczenięta, a te wytresujemy tak, by dla nas polowały. Ale teraz musimy zabić rodziców tych szczeniąt. Inaczej nie oddadzą nam małych.
Chłopiec posmutniał, bo mimo że wychowywał się wśród myśliwych, nie znosił zabijania. To dlatego, gdy skończył siedem lat, nadano mu imię Inny.
W tamtych czasach umierało bardzo dużo malutkich dzieci. Oskarżano o to złe duchy, a nie szukano przyczyn takich jak choroby i nieszczęśliwe wypadki. Gdy rodziło się dziecko, nie nadawano mu imienia, by duchy nie dowiedziały się o nim, dopóki nie dorośnie do w miarę bezpiecznego wieku. Za taki wiek uznawano właśnie siedem lat.
Inny pobiegł do bambusowej klatki wilczka, kucnął i przytulił twarz do prętów.
– Kocham cię – powiedział, a wilczek oblizał jego łzy. Też pokochał małego chłopca, z którym spędził najbardziej pechową noc w swoim życiu. Teraz oddzieleni bambusowymi patykami próbowali zawrzeć wieczne przymierze.
Inny szeptał w owłosione ucho:
– Gdy dorosnę, podzielę się z tobą wszystkim. Domem, jedzeniem i wolnością. Obiecuję ci to i nadaję ci imię Mój.
Wilczek wiedział już, jak się nazywa w ludzkim języku, bo Inny zawsze się tak do niego zwracał. Postawił więc uszy i słuchał dalej:
– Tata i inni mężczyźni poszli, by złapać dwie małe wilcze suczki. Planują, abyś miał z nimi dzieci, które będą służyć ludziom pomocą w polowaniu.
Chociaż Mój nie rozumiał słów, to wyczuwał przyjaciela, pomyślał, że powinien zaufać małemu człowiekowi. Zaufał mu i gdy po paru miesiącach wypuszczono go z klatki, został z ludźmi.
W tym czasie poznał dwie wilcze suczki. Co prawda były zamknięte za bambusowymi kratami, ale opowiedziały mu, co się stało z ich rodzicami, więc rozumiał, dlaczego tak bardzo nienawidzą ludzi. Szczególnie jedna z nich już na sam widok człowieka jeżyła sierść na grzbiecie i wydając złowieszczy pomruk, pokazywała zęby.
– Nic z niej nie będzie – powiedział tata Innego. – Nigdy nie przyzwyczai się do nas. Pamięta śmierć rodziców i nie wybaczy nam – dodał, a Inny przestraszył się tego, co może ją czekać, i zapytał:
– Co z nią chcecie zrobić?
Tata nie odpowiedział, ale gdy za kilka dni pieczono na ognisku mięso, chłopiec wiedział, że to ona. Nie jadł, było mu smutno.
Tak, ludzie jedli mięso wilków i psów i do dziś są kraje, gdzie psie mięso jest przysmakiem.
Druga suczka uległa ludziom i została z nimi, tak samo jak Mój.
Plemię Innego spotykało się czasem z innymi plemionami, a te pozazdrościły wilków swoim sąsiadom. Szybko więc wilcze szczenięta pojawiły się w wielu jaskiniach i szałasach. Wybierano zawsze te, które były najłagodniejsze. Gdy dorastały, pozwalano im się rozmnażać, by ich dzieci też były łagodne. Tak właśnie stało się z dorosłym już wilkiem o imieniu Mój i suczką, którą nazwano Miła.
Miła urodziła cztery szczenięta i pozwoliła Innemu je obejrzeć. Chłopiec był zachwycony, a wszyscy zazdrościli mu tego przywileju, bo Miła i Mój nie dopuszczali do szczeniąt nikogo poza Innym.
Mijały lata i oswojonych wilków przybywało w ludzkich osadach i jaskiniach. Inny stał się mężczyzną, a Mój był już prapradziadkiem.
Wilki i psy żyją krócej niż człowiek, więc wcześniej stają się dorosłe i mogą mieć dzieci.
Kiedy Inny założył własną rodzinę, a ożenił się z najmilszą dziewczyną w całej okolicy, zabrał do swojego domu Mojego i Miłą. Dotrzymał danego przed laty słowa. Dbał o swoje wilki-psy jak o braci i gdy umarły, odczuł ogromną stratę. Nie umiał się z nią pogodzić i postanowił opiekować się każdym potrzebującym tego zwierzęciem, a zabijać tylko z prawdziwej potrzeby.
W ludzkich siedzibach przychodziły na świat coraz to nowe pokolenia coraz bardziej uległych wilków. Z czasem zaczęły się różnić od swoich leśnych przodków. Wszystko dlatego, że to nie one same, ale ludzie łączyli je w pary, dobierając tak, by ich dzieci miały cechy pożądane przez człowieka, a nie przez wilczy ród. Na przykład ludzie chcieli, by wilki były większe i miały dłuższą sierść. Wybierali więc największego samca z dłuższym od innych włosem i taką samą suczkę. Mogli liczyć, że ich szczenięta odziedziczą po rodzicach i rozmiar, i sierść. Gdy zależało im na udanych polowaniach, wybierali na psich rodziców tylko te, które lubiły i umiały polować, a na dodatek chętnie oddawały łup swojemu opiekunowi. I właśnie w tym momencie z wilka zrobił się pies. Wyglądał trochę inaczej i zamienił wilczą watahę na ludzką rodzinę, a człowieka uznał za swojego przywódcę.
Duch
Miła i Mój zostawili po sobie wiele szczeniąt. Część z nich przekazano sąsiadom, część uciekła do lasu i wróciła do wilków. Te, które zostały, pomagały ludziom w łowach. Był wśród nich jeden, który nie tylko bezbłędnie szedł tropem zwierzyny, ale też sam wyprawiał się na polowania. Gdy miał kilka miesięcy, Inny podarował go swojemu bratu o imieniu Czarny Ząb.
Dziwne imię Czarny Ząb nadano mu po tym, jak najadł się węgla drzewnego z wypalonego ogniska. Miał siedem lat i szukał w popiele, czy aby nie została tam jakaś słodka bulwa. Bulwy pieczono poprzedniego dnia i chłopiec miał nadzieję, że coś jeszcze tam znajdzie. Wsadzał do buzi każdy większy kawałek przypominający kształtem bulwę i nagryzał. Jeszcze przez kilka następnych dni miał czarne zęby. I choć od tamtego zdarzenia minęło wiele lat, przylgnęło do niego imię Czarny Ząb.
Gdy Czarny Ząb dostał od brata szczeniaka, właśnie zakładał własną rodzinę. Skończył osiemnaście lat, a w tamtych czasach był to poważny wiek. Jego starszy brat, Inny, wiedział, że Czarny Ząb zawsze chciał mieć własnego, a nie rodzinnego psa, i spełnił jego marzenie. Inny nie zdawał sobie wówczas sprawy, jaki to skarb dla myśliwego i że trafił w dziesiątkę.
Czarny, jak go na co dzień nazywano, od najmłodszych lat towarzyszył dorosłym w tropieniu zwierząt. Inny, choć był inny, kochał brata i starał się tłumaczyć jego upodobanie do polowań na wiele sposobów. A to, że Czarny odziedziczył je po ojcu, a to, że drzemie w nim dusza wilka albo jakaś inna, ale łowiecka, a więc sprawia mu przyjemność tropienie zwierząt po to, by je potem zabić i zjeść.
W tym czasie szczeniak nie wykazywał jeszcze cech swojego nowego opiekuna, ale był ruchliwy i wesoły. Ciągle gonił za jakąś muszką lub żabą. Węszył w zaroślach, znikał i nagle pojawiał się bezszelestnie jak duch. Mówiono: duch to, duch tamto, i nazwano go Duchem. Był smukły, długonogi i szybki. Biegał i skakał z prędkością błyskawicy. Mało szczekał, w ogóle rzadko wydawał dźwięki. Tylko gdy wyczuł trop jakiegoś zwierzęcia, popiskiwał cichutko i podnosił przednią łapę. Czarny nie od razu zorientował się, o co chodzi Duchowi, i z początku nie reagował na jego zachowanie. Czarny nie rozumiał, że szczeniak zaprasza go na polowanie. Aż pewnego ranka, gdy Czarny podnosił się z posłania, jego stopa trafiła na coś miękkiego. W szałasie panował półmrok, więc pomacał to coś dłonią. Jakże się zdziwił, gdy podniósł martwego królika. Duch leżał obok i dumnie machał ogonem, jakby mówił: „To dla ciebie”. Czarny usiadł i znalazł jeszcze dwa króliki. Jeden był trochę nadjedzony. Oczywiście ten nadjedzony dostał się Duchowi w nagrodę, jak i wiele pochwał.
To, że pies poluje na inne zwierzęta, jest zupełnie normalne. Jego przodkiem jest wilk, a więc zwierzę drapieżne, czyli mięsożerne. By przeżyć, musi polować i jego instynkt łowiecki pozwala przetrwać gatunkowi, ale człowiek nie jest drapieżnikiem i nie musi jeść mięsa. W związku z tym nie powinien cieszyć się ze śmierci zwierząt, a tym bardziej ich zabijać. W niektórych ludziach drzemie jednak jakaś okrutna potrzeba zabijania. Tak było kiedyś dawno i jest tak do dziś. Dawne czasy można jakoś zrozumieć, jedzenie musiało się wtedy zdobywać samemu, co w okresie nieurodzajów było prawie niemożliwe. Nie było sklepów, lodówek i zamrażarek.
Cała rodzina Czarnego była dumna z Ducha, a króliki upieczono na ognisku i zjedzono. Od tamtego dnia Czarny i Duch razem wyruszali na polowanie. Zawsze przynosili jakąś zdobycz, a wielu ludzi zazdrościło im tych umiejętności. Byli wśród nich sąsiedzi, a że wieści rozchodzą się lotem błyskawicy, szybko dołączyli do nich członkowie innych plemion. Przyprowadzali swoje suczki i koniecznie chcieli, by Duch został ojcem ich dzieci. Czarny Ząb był jednak nieugięty.
– Mój pies będzie miał szczenięta tylko z suczką o podobnych zdolnościach – mówił i sprawdzał, co umieją przyprowadzone psie damy. Brał je na wycieczkę do lasu i od razu wiedział, jak się zachowują. Przez długi czas żadna suczka nie spełniła jego oczekiwań. Aż pewnego dnia przybył z daleka młody człowiek z długonogą psią panną. Była bardzo podobna do Ducha nie tylko z wyglądu. Uwielbiała polować i umiała to robić. Obaj mężczyźni długo radzili. Gość miał na imię Wędrowiec. Postanowili, że Czarny użyczy mu dachu nad głową i strawy do czasu, aż suczka urodzi i wykarmi szczenięta, których ojcem będzie Duch. Potem podzielą się młodymi po połowie i Wędrowiec wróci do domu z mamą i maluchami, które mu przypadną w udziale. Suczka niedługo miała cieczkę, to znaczy był to czas, gdy mogła zajść w ciążę.
A teraz opowiem, jak przebiega zapłodnienie, ciąża i poród u psów i wilków. W gruncie rzeczy wszystko przebiega tak samo jak u innych ssaków. Tylko u każdego gatunku stan gotowości organizmu do zajścia w ciążę inaczej się nazywa, a sama ciąża trwa różnie długo, zależnie od gatunku. Cieczka, czyli stan, w którym suczka może zajść w ciążę, trwa zazwyczaj około trzech tygodni, a w ostatnim tygodniu macica jest gotowa do przyjęcia zapłodnionych komórek jajowych. Właśnie wtedy psy i wilki odbywają stosunek płciowy, czyli kopulują. Gdy dobierają się same, kierują się nie tylko instynktem rozrodczym, ale też tak samo jak ludzie muszą się najpierw poznać i polubić, a nawet pokochać. W watasze wilków tylko para przywódców, a zarazem rodziców, zwana parą alfa, ma dzieci i jest sobie wierna. Człowiek, niewoląc wilka, odebrał mu wolność, a więc i wolność wyboru. I to on, a nie pies wybiera za niego wszystko – jedzenie, miejsce do spania, czas na spacery, zabawę, odpoczynek – i nawet decyduje, które psy mają być rodzicami szczeniąt.
Czarny i Wędrowiec pozwolili psom się poznać i puścili je wolno, a sami wrócili do szałasu. Suczka nazywała się Błyskawica i bardzo przypadła Duchowi do gustu. On też zrobił na niej jak najlepsze wrażenie i już następnego dnia doszło między nimi do zbliżenia, czyli stosunku płciowego.
W przypadku psów, wilków i jeszcze kilku psowatych trwa to dość długo, bo ich narządy rozrodcze, to znaczy siusiak i pochwa, mocno pęcznieją podczas stosunku. Penis, czyli siusiak psa i wilka we wzwodzie, czyli gotowości do zbliżenia, ma u podstawy dwa kuliste ciała jamiste. Ciało jamiste to gąbczasta tkanka, która w czasie aktywności płciowej wypełnia się krwią. Zbudowane z niej są wszystkie siusiaki świata, ale psi i wilczy ma jeszcze dwie kulki z ciał jamistych. Po wprowadzeniu go do pochwy suczki kulki jeszcze silniej wypełniają się krwią i nie pozwalają jej opuścić. To dlatego można czasem zobaczyć dwa psy, to znaczy suczkę i psa, „połączone pupami”. Nie wolno im wówczas przeszkadzać. Dzieje się tak, choć na początku pies wskakuje na suczkę od tyłu, ale gdy stosunek się przedłuża, schodzi i stoi obok lub tyłem.
Utrzymują się tak, dopóki obrzęk narządów rozrodczych nie ustąpi. Potem zaczyna się ciąża. Trwa około dwóch miesięcy. Przyjmuje się, że 63 dni, ale bywa, że trochę dłużej lub krócej. Zazwyczaj rodzi się kilka szczeniaczków. Każdy z nich ma własne łożysko i jest z nim połączony pępowiną. Łożysko to jakby kołyska w matczynej macicy. Na czas ciąży wrasta w błonę śluzową macicy i pobiera z niej wszystko, czego potrzebuje maluszek, by zdrowo rosnąć. Przed porodem suczka szuka bezpiecznego miejsca i ściele sobie posłanie. Szczenięta rodzą się po kolei i po każdym matczyne łono powinno opuścić łożysko. Suczka wylizuje swoje dzieci i zjada łożyska. Dzięki lizaniu poprawia się ich krążenie, a zjedzenie łożysk ukrywa przed drapieżnikami miejsce porodu – jest to szczególnie ważne dla wilczyc. Poza tym w łożysku jest dużo białka i hormonów, które pomagają w produkcji mleka dla maluchów. Szczenięta i wilczęta rodzą się z zamkniętymi oczami i uszami. Otwierają je po 9–11 dniach. Do tego czasu tylko ssą i śpią. Mama karmi i dba o higienę maluchów. Dzięki temu w gnieździe, na posłaniu, jest czysto. Gdy liczą trzy tygodnie, zaczynają niezdarnie pełzać, ale jeszcze nie opuszczają zacisza legowiska. Potem rozwijają się bardzo szybko i gdy mają niecałe dwa miesiące, biegają, szczekają, bawią się i odbywają z mamą i tatą pierwsze spacery. Wilki i psy bardzo chętnie wywiązują się z ojcowskich obowiązków. Niestety ludzie zazwyczaj nie umożliwiają tego psim tatusiom.
Duch miał to szczęście, że cały czas towarzyszył Błyskawicy. Był przy niej, gdy rodziła, i potem pilnował wejścia do nory, którą przyszła mama wykopała przed porodem. Na świat przyszło pięcioro szczeniaczków, cztery suczki i jeden piesek. Rosły zdrowo pod opieką obojga rodziców i gdy skończyły trzy miesiące, Wędrowiec i Błyskawica mogli wracać do domu. Pożegnanie było trudne, bo nie tylko opiekunowie psów bardzo się zaprzyjaźnili. Duch i Błyskawica polubili się równie mocno. Maluchy też nie chciały się rozstawać. Ustalono, że z Duchem zostaną dwie suczki, te najbardziej z nim zżyte, a pozostałe szczeniaki odejdą z mamą. Było mnóstwo łez i skomlenia, ale cóż było robić. Za górami czekała rodzina Wędrowca i też tęskniła. Nikt wówczas nie wiedział, że Duch i Błyskawica stali się protoplastami, czyli najstarszymi przodkami psów myśliwskich.