Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Z miłością do świata, psa, kota, dziecka i faceta
Kontynuacja bestsellerowej Autobiografii na czterech łapach.
Dom pełen kochających się ludzi i ocalonych zwierząt. Miejsce, w którym rodzą się wspaniałe pomysły na książki, na życie i na to, jak poprawić świat. Dorota Sumińska opowiada o swoich pasjach, podróżach, o nowo poznanych ludziach i zwierzętach…
Wymarzone siedlisko pod lasem, gdzie mieszka Autorka, ma swoje legendy i dobre duchy, które strzegą ludzi i zwierzęta. Domownicy maja swoje rytuały i tajemnice. Tu się żyje, pracuje, podróżuje i powraca. Tu powstają projekty ochrony przyrody, ginących gatunków, akcje społeczne na rzecz zwierząt i wyjątkowy pomysł resocjalizacji więźniów przez opiekę nad bezdomnymi psami. Drugim domem Doroty Sumińskiej jest Indonezja. Zabiera tam w podróż swoich najbliższych. Okazuje się, że nawet na końcu świata dzikie zwierzęta wychodzą z dżungli na spotkanie i przytulanie do pani doktor Sumińskiej. Z polskiej puszczy przychodzi łoś, a zdarza się też, że lisek nocuje na werandzie.
Książka mądra, wzruszająca i pełna pozytywnej energii. Wciąga od pierwszego zdania, kiedy dowiadujemy się, o tym, jak po trzech nieudanych małżeństwach, autorka spotkała swoją licealną miłość, Tomasza, który stał się jej towarzyszem życia. Dalej na czterech łapach i dalej z miłością. Do świata, psa, kota, dziecka i faceta.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 205
Mówi się, że nie ma ludzi niezastąpionych. Idąc tym tropem, można to samo rzec o psach. Według mnie jest to wierutna bzdura. Przez całe życie spotykamy i ludzi, i psy. Każdy jest inny i każdy ma jedyny, niepowtarzalny wpływ na to, czego doświadczamy. Wiem to na pewno. Nikt nie zastąpi mi mamy, babci, ojca ani dziadka. Nikt nie zastąpi mi pierwszej przyjaciółki – suczki Wiwy. Miałam siedem lat, a Wiwa siedem tygodni. Była moim pierwszym „własnym” psem. Przeżyłyśmy razem trzynaście szczęśliwych lat. Zabrał mi ją rozlany nowotwór jajnika. W tamtych czasach nie stosowano profilaktycznej kastracji. A szkoda, bo żyłaby dużo dłużej. Nigdy nie spotkam już Ciapka i żaden pies mi go nie zastąpi. Nie ma mowy o zastępowaniu. Jest tylko dużo miejsca w sercu. Trochę mniej w domu, ale gdy odchodzi jedno ze zwierząt, można przyjąć inne będące w potrzebie. Nie po to, by wypełniło lukę, ale po to, by pomóc. Ludzkie serca są ogromne i mogą pomieścić niezliczoną ilość obiektów uczuć. Czemu je zamykamy? Nie wiem, ale moje jest otwarte na oścież, i po śmierci Ciapka postanowiliśmy przyjąć jakieś psie nieszczęście.
Traf chciał, że zadzwoniła nasza przyjaciółka Małgosia Jarzęcka. Mieszka we wsi Prościeniec i tam właśnie oszczeniła się wiejska suczka. Małgosia ma w sercu zawsze otwartą bramę. Weszła przez nią owa suczka, a dla szczeniaków trzeba było znaleźć domy. No i jeden znalazł go u nas.
Pojechaliśmy po niego w lipcu 2009 roku. Miał wtedy sześć tygodni. Napisałam „po niego”, ale gdy jechaliśmy, nie wiedzieliśmy, który to będzie. Wzięliśmy pierwszą kulkę, która przytoczyła się pod nasze nogi. Pisałam już, że każdy szczeniak to misiątko do całowania. Więc całowaliśmy. Dostał imię Bubu. Tomek tak postanowił. Jego poprzedni pies nazywał się Yogi, więc żeby było jak w dziecięcej kreskówce, ten został Bubu. Jego mama jest trochę w typie owczarka niemieckiego. Można się było spodziewać sporego psa, choć ojciec był nieznany. Czekaliśmy, co wyrośnie. Na razie zaprzyjaźnił się z kotką Małą Mi i całymi godzinami mamlał ją w pysku. Co dziwne, bardzo to lubiła. Tomek był trochę zazdrosny. Nie, nie o mamlanie, ale o czas, który pies poświęcał kotce. Bubu od początku stał się jego ulubieńcem. Tak jest do dziś. Nie zraził się paskudnym, ubeckim charakterkiem wyłażącym z dorastającego młodzika. Nadal nie wiem, kto jest ojcem Bubka, ale na pewno wcielenie któregoś z szefów UB. Na szczęście ten przybrany ma świętą cierpliwość i twierdzi, że dziecka się nie wybiera.
Kiedy Bubu zaczął dokuczać kotom, Maciusiowi i Unkowi, zmieniliśmy mu imię na Ubek. Jest najbardziej tchórzliwym z naszych psów i lubi wyładowywać złość na słabszych. Nigdy nie postawił się Drapkowi, którego uważa za mistrza. Zupełnie przebrał miarę, gdy zaatakował malutkiego pekińczyka Pinia.
Tego dnia stracił męskość. Wykastrowałam go bez skrupułów. Kocham go, bo jest naszym „dzieckiem”, ale nie znoszę ubeckich manier. Pomogło. Dziś nie rusza maluchów, jednak dalej boi się wszystkiego. Najgroźniejsze są rozszalałe na wietrze foliowe torby.
I wróciliśmy do imienia Bubu, z małą zmianą na Bubek.
Psy, tak jak ludzie, mają niezwykle różne charaktery. Nieprawdą jest, że wszystkie są prostolinijne i szczere. Bubek nie zaznał krzywdy od nikogo. Nie zdążył. Miał kochającą mamę, a potem od razu kochający dom. Mimo to wraz z dorastaniem wylazły jego paskudne skłonności. Typowe i dla niektórych ludzi. Przylać bezbronnemu, a bić pokłony przed silniejszym. Wstyd mi trochę, że mamy takiego „syna”, ale cóż, dzieci się nie wybiera.
Bubek nigdy nie będzie taki jak jego poprzednik Ciapek. Piszę to tylko po to, aby nikt z czytelników nie „klonował mentalnie” swojego psa. Nawet z rodzonym dzieckiem to się nie uda. Każdy z nas, czy to człowiek, czy pies, jest niepowtarzalny.