Skandalista lord Gray - Virginia Heath - ebook

Skandalista lord Gray ebook

Virginia Heath

3,9
14,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Thea uważa, że większość kawalerów adoruje ją tylko ze względu na jej ogromny posag. Nie ufa mężczyznom, a już szczególnie takim bawidamkom jak nowy sąsiad, lord Gray. Podobno to hazardzista, podobno musiał uciekać z kraju, a rodzina dawno się go wyrzekła. Thea nie wie, że lord Gray jest jednym z najlepszych szpiegów w służbie króla. Nie przyjechał tu zażywać wiejskich rozkoszy, lecz z ważną  misją. Owszem, flirtował z Theą, ale tylko po to, by zdobyć jej zaufanie i nakłonić ją do zwierzeń, bo każda informacja jest na wagę złota. Tak było na początku, dopóki jej nie pocałował. Teraz się martwi, że bliscy tej uroczej dziewczyny mogą się okazać zdrajcami Korony…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 274

Oceny
3,9 (21 ocen)
6
8
6
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
aga5043

Dobrze spędzony czas

polecam
00
MarzenaCM

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo polecam całą serię. Świetnie mi się czytało każdą opowieść o agentach angielskich i miłościach. Super :)
00
mrooxa

Dobrze spędzony czas

Sympatyczna książka z miłymi bohaterami
00

Popularność




Virginia Heath

Skandalista lord Gray

Tłumaczenie: Janusz Maćczak

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2021

Tytuł oryginału: The Disgraceful Lord Gray

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Ltd., an imprint of HarperCollinsPublishers, 2019

Redaktor serii: Grażyna Ordęga

Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga

© 2019 by Susan Merritt

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-7451-7

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Lipiec 1820

Gray mógł bez wątpienia spodziewać się surowej kary ze strony lorda Fennimore’a – zwłaszcza po niefortunnym incydencie z podartą bielizną, który wydarzył się ubiegłej nocy. Dowódca Królewskiej Elity był całkowicie pozbawiony poczucia humoru, co nie wróżyło dobrze świeżo odkrytej, lecz intensywnej ambicji zawodowej Graya.

– Trefor! Oddaj to natychmiast!

Bezcelowe było ściganie tego przeklętego psa, który uważał to za zabawę i pozostawał w stanie radosnej euforii, odkąd przybyli wczoraj do Suffolk. I właściwie trudno mu się dziwić. Nie licząc pierwszych kilku tygodni od narodzin, Trefor zawsze spędzał życie w mieście i nie znał otwartych przestrzeni, z wyjątkiem Hyde Parku i parku St James. Tutaj zaś znalazł bezkresne zielone pola, po których się uganiał, liczne drzewa, pod którymi mógł się załatwiać, i mnóstwo patyków do aportowania. Psotny kundel Graya pędził ku kuszącemu odległemu horyzontowi, trzymając mocno w pysku stary kapeć lorda Fennimore’a.

Na skraju wynajętej przez Graya posiadłości pies, jakby się z nim drocząc, upuścił kapeć i przyjrzał się przekornie panu, merdając ogonem i stawiając uszy.

Gray ruszył powoli ku Treforowi, udając, że na niego nie patrzy i że wcale nie obchodzi go kapeć jego przełożonego, teraz wilgotny od psiej śliny. Gdy znalazł się w odległości zaledwie kilkunastu centymetrów, rzucił się naprzód niczym pantera, ale pies był szybszy – znów chwycił kapeć i pognał ku linii drzew na horyzoncie.

– Trefor!

Tym razem Gray jednak puścił się w pogoń za psem, który zniknął w niewielkim zagajniku – nie tylko z powodu kapcia swojego surowego przełożonego, ale ponieważ w oddali pojawiła się para owiec, a Trefor był z owcami obznajomiony jeszcze mniej niż z otwartą przestrzenią. Gray pragnął wywrzeć korzystne pierwsze wrażenie na wicehrabim Gislinghamie, stać się dla niego idealnym sąsiadem, zaprzyjaźnić się z nim i wkraść się w jego łaski, by dzięki temu zyskać wstęp do elitarnego kręgu towarzyskiego wicehrabiego. Nade wszystko zaś musiał zjednać sobie lorda Fennimore’a, jeśli miał liczyć na upragniony awans. To zaś stanie się niemożliwe, jeżeli Trefor porani któreś zwierzę ze stada, gdyż wówczas wicehrabia zabroni Grayowi wstępu na swoje ziemie i wszelkie nadzieje rozwieją się już u zarania.

Trefor był łagodnym i przyjaznym psem. Ale głupie owce nie wiedziały o tym, gdy biegł, aby się z nimi przywitać. Gray przywiózł go ze sobą powodowany przeświadczeniem, że dżentelmenowi rezydującemu na wsi przystoi mieć u boku przynajmniej jednego wiernego psa. Jednak Trefor był wprawdzie bezgranicznie lojalny wobec pana, ale był też nieposkromiony i odporny na wszelką tresurę.

Ponieważ Trefor wciąż nie wyłonił się z zagajnika, Gray ruszył pomiędzy gęsto rosnące drzewa, póki nie natknął się nieoczekiwanie na stromy brzeg wąskiego, lecz głębokiego strumienia przecinającego pastwisko.

Wspaniale, jeszcze do tego woda!

Trefor przepadał za nią nie mniej niż za kapciami, patykami, piłkami i kiełbaskami, więc teraz niewątpliwie zanurkował radośnie w strumieniu. Niektóre zdarzenia były równie nieuchronne, jak noc nastająca po dniu czy kolejna reprymenda ze strony gniewnego przełożonego Graya z powodu jego niesfornego, rozdokazywanego psa, która nastąpi zaledwie kilka godzin po poprzedniej. Tego ranka nie tylko kapeć lorda Fennimore’a będzie przemoczony. Gray właściwie nie mógł winić Trefora za chęć kąpieli – chociaż była dopiero godzina ósma, letnie słońce już mocno przypiekało.

Po nocy źle przespanej przez Graya z powodu nowego miejsca, lepkiego upału oraz przygniatającego brzemienia nowej funkcji i przemożnego pragnienia, aby dowieść lordowi Fennimore’owi, że jest właściwym człowiekiem do wykonania zleconego mu zadania, sam chętnie dla orzeźwienia zanurzyłby się o świcie w tym potoku. Wprawdzie rano umył się w zimnej wodzie, jednak teraz po niespodziewanym pościgu za Treforem był tak spocony, że jego nienagannie uprasowana koszula przylgnęła do rozgrzanej skóry. Dżentelmen nie powinien pokazywać się publicznie w takim stanie.

Chociaż w gruncie rzeczy co z niego za dżentelmen? Przestał nim być przed dekadą, gdy jego życie legło w gruzach. Ponieważ jednak sam ponosił za to winę, pogodził się z tym i obecnie odnosił się z filozoficznym dystansem do tego, co go wtedy spotkało. Szkoda czasu na żale, zwłaszcza że potem zdołał tak wiele osiągnąć.

Przebył długą drogę od tamtego pamiętnego lata, gdy był lekkomyślnym ubogim młodzieńcem. Stał się kimś całkiem innym. Nie utrzymywał stosunków ze swoim arystokratycznym bratem, odkąd serce złamała mu zdrada, jaka spotkała go ze strony nieczułego ojca i kobiety, która w istocie wcale go nie kochała. Gray nie żałował utraconej przeszłości – niedoszłej żony ani swoich niedojrzałych, romantycznych i ostatecznie płonnych marzeń o ich przyszłym szczęśliwym życiu. Rzadko o tym myślał. Stało się to, co się stało, i los skierował go na całkiem inną drogę, która ku jego miłemu zaskoczeniu doprowadziła go do pasjonujących przygód.

Był teraz starszy, znacznie mądrzejszy i jasno pojmował swoje przeznaczenie. Rolę szpiega, którego zadaniem było sprawienie, aby wrogów Korony spotkała zasłużona kara. Gray widział i dokonał więcej, niż bywa udziałem większości ludzi. Te doświadczenia uczyniły go twardym, sprawnym i nieugiętym. Po tym, jak jego naiwne serce pękło wskutek doznanego zawodu miłosnego, wiódł interesujące życie. Podróżował po świecie, przeżył wspaniałe przygody, poznał mnóstwo fascynujących ludzi, zarówno nadzwyczaj dobrych, jak i wyjątkowo podłych. Romansował przelotnie z wieloma kobietami, zamiast tej jednej, której niegdyś ślubował wierność aż po grób. A teraz pełnił służbę dla rządu Jego Królewskiej Mości. Ilu spośród jego byłych przyjaciół mogłoby się tym pochwalić?

O ile on albo jego niepoprawny kundel nie zaprzepaszczą tej misji, Gray niebawem stanie na czele doskonale wyszkolonego, najtajniejszego i najważniejszego oddziału Królewskiej Elity, która podlegała tylko lordowi Fennimore’owi, ministrowi spraw wewnętrznych i królowi. Niezgorsza kariera jak na człowieka, którego rodzina się wyrzekła, gdy w wieku zaledwie dwudziestu jeden lat stracił cały majątek w domach gry. Gray poszukiwał przygód i rozrywek bardziej, niż skłonny był przyznać.

Prawdę mówiąc, pod tym względem nadal się nie zmienił. Dziesięć ciężkich lat i brutalna zdrada nie ostudziły jego zapału do lekkomyślnych awantur ani upodobania do chwytania chwili. Życie jest zbyt krótkie, aby marnować je na rozpamiętywanie utraconych szans. Nie ma sensu użalać się nad zmiennymi kolejami losu, daremnie pomstować albo dręczyć się wyrzutami sumienia. Lepiej przeżywać życie tak jak Trefor: cieszyć się bieżącą chwilą, zapomnieć o przeszłości, której nie da się odmienić, i nie dbać o to, co przyniesie jutro.

Gray usłyszał plusk i znajomy odgłos, jaki Trefor zwykle wydawał, pływając – coś pomiędzy sapaniem a prychaniem – nieco stłumiony wskutek tego, że pies niewątpliwie wciąż trzymał w zębach skradziony kapeć. Gray poszedł kilka jardów wzdłuż brzegu, zatrzymał się i zmierzył gniewnym spojrzeniem kundla, który radośnie zataczał kręgi w wodzie.

– Z twojego powodu pewnie znów spotka mnie ostra reprymenda. Nie wystarczyło ci myszkowanie w szufladach komody starego lorda? Myślałem, że trafi go apopleksja, gdy zobaczył pogryzioną przez ciebie bieliznę, ale przynajmniej miał zapasową. Z pewnością jednak nie zabrał ze sobą drugiej pary kapci. – Gray ujął się pod boki, z cierpką miną, jaką przybierał zawsze ojciec, zwracając się do niego. – Zapewne jesteś z siebie dumny, co?

Wnioskując z energicznego merdania ogonem, Trefor rzeczywiście był dumny, szczęśliwy i ogromnie z siebie rad. Po krótkim namyśle Gray zrezygnował z próby wyciagnięcia go na brzeg. Kapeć był już niewątpliwie nieodwracalnie zniszczony, a kazania lorda Fennimore’a nie da się uniknąć, jednak ranek był piękny, miejsce ustronne, a woda kusząca. Grzechem byłoby nie skorzystać z okazji do odświeżającej kąpieli, która złagodzi perspektywę czekającej Graya reprymendy.

Trefor spostrzegł wahanie pana i gramoląc się na brzeg, szybko wypuścił z pyska kapeć. Po mniej więcej trzech sekundach buszowania w zaroślach znalazł odpowiedni patyk, usiadł grzecznie przed Grayem i popatrzył na niego, zapraszając do zabawy. Gray nie potrafił się oprzeć i niewiele myśląc, ściągnął lśniące nowe trzewiki, zdjął nowe ubranie i zaczął radośnie brodzić w wodzie.

– Powinnyśmy chyba poszukać jakiegoś ocienionego miejsca, w którym mogłabyś rozstawić sztalugi – powiedziała Thea.

Popatrzyła w górę na słońce świecące na bezchmurnym błękitnym niebie i zmarszczyła brwi. Kochała słoneczny blask, lecz była to miłość bez wzajemności. Przekleństwem rudowłosej Thei była blada wrażliwa cera. Wystarczyłoby dwadzieścia minut na słońcu, a Thea na kilka dni stałaby się czerwona jak burak.

Harriet teatralnie przewróciła oczami. Wyciągnęła Theę o świcie z łóżka, aby pogawędzić z nią podczas prób malowania. Akwarele były nową pasją Harriet, którą jednak wkrótce porzuci, podobnie jak wszystkie wcześniejsze, gdyż w gruncie rzeczy nie potrafiła na niczym skupić się na dłużej.

– Nie spiekłabyś się, gdybyś włożyła kapelusz – zauważyła.

Co nie znaczy, że sama nosiła kapelusz czy koronkowy czepek, jak przystało dobrze wychowanej dojrzałej wdowie.

– Wiesz, że w taki upał w kapeluszu spociłaby mi się głowa, a wtedy moja fryzura upodobniłaby się do ptasiego gniazda odparła – Thea.

Ruszyła energicznym krokiem w kierunku kępy drzew, wiedząc, że Harriet nie pożałuje jej odrobiny cienia, dopóki Thea dotrzyma jej towarzystwa. Łączyła je osobliwa relacja. Pomimo trzydziestoletniej różnicy wieku były nie tylko sąsiadkami, lecz także najlepszymi przyjaciółkami. Zapewne dlatego, że Harriet była z natury swobodna i lekkomyślna, a Thea uważała się za taką samą trzpiotkę. Mieszkały o rzut kamieniem od siebie, a ponieważ inne miejscowe damy nie wydawały się im dostatecznie interesujące, zadzierzgnęły niezwykłą więź wkrótce po tym, jak Harriet owdowiała.

– Ciotka Caro zaprosiła na dzisiejsze popołudnie pół hrabstwa na podwieczorek i tym razem nie chciałabym wyglądać jak czupiradło – oświadczyła Thea.

Wilgotne powietrze już rujnowało jej fryzurę i chociaż dziś rano pokojówka starała się nad nią zapanować przy pomocy licznych spinek i klamerek, Thea czuła, że niesforne kosmyki wyrywają się na wolność i skręcają w sterczące spiralki.

Codziennie kierowała do Wszechmogącego pretensje o to, że obdarzył ją takimi krnąbrnymi, zwijającymi się włosami. Dosyć lubiła ich oryginalny miedziany kolor, który nadawał jej niepowtarzalny wygląd i dostarczał pretekstu do unikania strojów w mdłych pastelowych barwach, jakie musiały nosić inne niezamężne dziewczęta. Niestety niesforne loczki były istną zmorą. Podczas gdy twarze wszystkich innych młodych dam okalały piękne, miękko spływające pukle, Thea nosiła na głowie aureolę sterczących spiralek.

– Z pewnością będzie tam pan Hargreaves – powiedziała Harriet.

– O Boże, mam nadzieję, że nie! Ten człowiek jest takim straszliwym nudziarzem!

I niewątpliwie łowcą posagów oraz, jak przypuszczała Thea, jednym z kochanków jej ciotki – chociaż nigdy nie wyznałaby tego nawet Harriet. Zachowywała dla siebie podejrzenia dotyczące małżeńskiej niewierności ciotki, chociaż przyjaciółka wiele razy próbowała pociągnąć ją za język w tej kwestii. Owszem, Thea uwielbiała wuja, ale wiedziała, że nie był zbyt dobrym mężem i karygodnie zaniedbywał swoją delikatną drugą żonę. Niekiedy zwracał się do niej wrogim, pełnym goryczy tonem, a gdy był w szczególnie kłótliwym nastroju, jego zachowanie wprawiało Theę w zakłopotanie. Z kolei nieszczęsna Caro od lat szukała pociechy u innych mężczyzn. Thea nie pochwalała tego, jednak starała się nie osądzać ciotki. To najnieszczęśliwsze z małżeństw stanowiło dla niej poważne ostrzeżenie przed konsekwencjami poślubienia niewłaściwej osoby.

Pan Hargreaves był zapewne jedną z licznych przelotnych miłostek ciotki Caro i dzielił z nią łoże. Tych dwoje wymieniało podejrzanie wiele ukradkowych spojrzeń, gdy sądzili, że nikt na nich nie patrzy.

– Wszystkie te chełpliwe opowieści o jego nadzwyczajnych koneksjach… Jakby miał mi imponować fakt, że zna jakichś arystokratów – rzekła Thea.

– Jednak jest niezaprzeczalnie przystojny. Jeżeli kobieta już musi związać się z mężczyzną dozgonnym węzłem małżeńskim, lepiej, aby jego widok sprawiał jej przyjemność. Zależało mi na tym, kiedy musiałam wyjść z mąż. Crudge, niech Bóg ma go w opiece, odznaczał się wyjątkową urodą. Poza tym lubił jeździć konno, a tego rodzaju fizyczna aktywność wywiera cudowny wpływ na pośladki mężczyzny. Moim skromnym zdaniem nie ma niczego wspanialszego niż widok jędrnych męskich pośladków opiętych ciasno bryczesami z koźlej skóry – oznajmiła jej niepoprawna przyjaciółka z figlarnym błyskiem w oczach. – Czy wspomniałam ci już kiedyś, że to ja go uwiodłam?

– Stale o tym opowiadasz – odparła Thea.

I to z intrygującymi detalami. W zasadzie cała wiedza Thei dotycząca sfery erotycznej pochodziła od Harriet.

– Byłam w nim już zakochana i niewątpliwie go pożądałam, więc uznałam, że nie ma sensu tracić czasu na długie ceremonialne zaloty. Okazało się to najlepszym rozwiązaniem. Pobraliśmy się szybko i dzięki temu mogliśmy cieszyć się sobą nawzajem w łóżku znacznie wcześniej, niż gdybyśmy trzymali się długotrwałych konkurów. – Harriet westchnęła. – I na Jowisza, ten mężczyzna wspaniale wyglądał nago… Pan Hargreaves ma ładne pośladki, a przynajmniej tak sądzę. Nie zdołałam jeszcze dokonać dokładnych oględzin, tak abym mogła zyskać pewność. Udało mi się jednak rzucić okiem podczas przyjęcia połączonego z polowaniem w zeszłym miesiącu. Ten człowiek ma mocne uda, co zazwyczaj stanowi dobry znak. Chociaż prawdę mówiąc, chodzi mi bardziej o ciebie niż o niego. Pragnę, abyś przed zamęściem przeżyła jakąś podniecającą przygodę. Wiedziesz życie o wiele zbyt przewidywalne i uporządkowane jak na tak młodą osobę. To woła o pomstę do nieba… Chwileczkę… czy to pies szczeka?

Obie przystanęły i nasłuchiwały. Po chwili całkowitej ciszy, zakłócanej tylko porannym ćwierkaniem ptaków, od strony drzew znów dobiegło przenikliwe szczekanie.

– To nie brzmi dobrze.

– W rzeczy samej – przyznała Thea. Krzaki zaszeleściły głośno i znów rozległo się szczekanie psa, pobudzając jej wyobraźnię. – Myślisz, że to nieszczęsne zwierzę cierpi?

Thea uwielbiała zwierzęta i nie mogła znieść myśli, że teraz jedno z nich doświadcza bólu. Kolejne szczekanie przyniosło odpowiedź na to pytanie i sprawiło, że serce zabiło jej szybciej. Thea podciągnęła spódnice i puściła się pędem. W ubiegłym miesiącu leśniczy jej wuja dwukrotnie natrafił w posiadłości na zastawione sidła, stanowiące dowód, że ktoś ma chrapkę na jego bażanty. Zapewne łapa biednego psa uwięzła w sidła, a zwierzę wpadło w panikę i poraniło się, próbując się wyswobodzić.

Thea wbiegła między drzewa, kierując się ku odgłosowi szczekania, a potem zahamowała gwałtownie na szczycie skarpy, zaskoczona niespodziewanym widokiem pary nadzwyczaj jędrnych męskich pośladków.

Bardzo ładnych gołych męskich pośladków.

Z ust wyrwał się jej żałosny zszokowany pisk. Pośladki zniknęły pod wodą, a po chwili ich właściciel obrócił się, zasłaniając rękami najbardziej wstydliwą część ciała, która chociaż była teraz zanurzona w strumieniu, jednak pozostawiała niewiele pola dla wyobraźni Thei. Jej wzrok powędrował od tych rąk w górę, ku płaskiemu brzuchowi z intrygującym pasmem ciemnych włosów rozszerzającym się na mocnej klatce piersiowej. Muskularne ramiona. Wspaniale wyrzeźbione bicepsy. Napotkała rozbawione spojrzenie szarobłękitnych oczu w jednej z najbardziej urodziwych twarzy, jakie kiedykolwiek widziała.

– Dzień dobry paniom.

– Ee…

Thei po raz pierwszy w życiu zabrakło słów. Jej policzki zapłonęły szkarłatnym rumieńcem i potrzebowała całej siły woli, by powstrzymać się przed powędrowaniem spojrzeniem w dół, ku widokowi, którym przed chwilą się napawała. Zamrugała i otworzyła usta jak ryba wyrzucona na brzeg. W końcu opamiętała się, przystojnie odwróciła wzrok i zawstydzona utkwiła go w przestrzeni przed sobą.

– Witam pana – odrzekła nad jej ramieniem Harriet, a potem bezceremonialnie trąciła ją łokciem. – Cofam wszystko, co mówiłam o bryczesach z koźlej skóry. Ogromnie się je przecenia.

Przyjaciółka bez cienia wstydu przepchnęła się obok Thei, niewątpliwie po to, aby lepiej przyjrzeć się nieznajomemu. Ani na moment nie oderwała od niego wzroku.

– A kimże pan jest? – spytała.

– Jestem lord Graham Chadwick – odpowiedział. Thea spostrzegła kątem oka, że skłonił się uprzejmie, nadal przyciskając jedną dłoń do swej męskości. Zachowywał się całkowicie swobodnie. – Ale proszę mówić mi Gray. Dopiero co przybyłem do tego hrabstwa.

– Ach tak! Wynajął pan niedawno posiadłość Kirton House, nieprawdaż? A zatem w gruncie rzeczy jesteśmy sąsiadami – mówiła Harriet, która nie straciła kontenansu. Najwyraźniej uznała, że ta sytuacja stanowi świetną okazję do towarzyskiej pogawędki i niewątpliwie zamierzała przedłużyć spotkanie dla swych własnych skandalicznych powodów. – Ja jestem lady Crudgington z Exley House, a to panna Theodora Cranford, podopieczna pańskiego nowego gospodarza.

– Jego podopieczna?

Usłyszawszy, że nagi mężczyzna o niej wspomniał, Thea z poczuciem winy podniosła na niego wzrok, szczerze zawstydzona tym, że jej spojrzenie znów powędrowało ku jego imponującej szerokiej klatce piersiowej. Po stoczeniu zaciętej bitwy ze swoim krnąbrnym i impulsywnym wewnętrznym ja, z wahaniem spojrzała mężczyźnie w oczy. Z jego twarzy zniknął pewny siebie uśmiech, zastąpiony przez wyraz, którego nie potrafiła w pełni rozszyfrować.

– Właśnie, chociaż Thea już dawno osiągnęła pełnoletniość, więc w istocie jest teraz po prostu jego bratanicą. – Harriet posłała przyjaciółce znaczące spojrzenie. – Zadowoloną z tego, że więdnie w domu wuja, dopóki Kupidyn w końcu nie ześle jej odpowiedniego rycerza w lśniącej zbroi.

Thea uznała, że musi przerwać przyjaciółce, zanim ta zacznie na serio ją swatać, co zwykła z upodobaniem czynić przy każdej nadarzającej się okazji. Nie miała jednak pojęcia, co powinna powiedzieć.

– Panie Gray… to znaczy, lordzie Graham… ee… – Czy ta sytuacja mogłaby się stać bardziej żenująca? – pomyślała. – Usłyszałyśmy szczekanie psa… Zjawiłam się, aby przyjść mu z pomocą… Nie zamierzałam zakłócić pańskiego… ee… spokoju…

No wspaniale, teraz plotła jak idiotka i rzucała spojrzenia we wszelkie możliwe strony. Prawdopodobnie sprawiała wrażenie, jakby cierpiała na nerwowy tik – co by wyjaśniało, dlaczego żaden rycerz nie pofatygował się, żeby ją uratować. Twarz tak bardzo paliła ją ze wstydu, że prawdopodobnie dałoby się usmażyć na niej placki.

Aby oszczędzić sobie dalszego zakłopotania, Thea odwróciła się gwałtownie plecami do mężczyzny i wpatrzyła w pobliskie drzewa.

– Niechże pan włoży coś na siebie! – rzuciła. – Zachowuje się pan nieprzyzwoicie. Jak pan może pluskać się nago w strumieniu mojego wuja?

Chciała jasno zamanifestować, że jest oburzona jego całkowicie niestosownym zachowaniem – i wcale nie kusi jej, aby gapić się bezwstydnie na jego wilgotne nagie ciało. Koszula i bryczesy mężczyzny leżały przy jej nogach, więc podniosła je gwałtownie i nie odwracając się, podsunęła je przyjaciółce.

– Daj mu to! Natychmiast!

Usłyszała, że mężczyzna brodzi ku brzegowi, a gdy zerknęła nieco w prawo, spostrzegła, że Harriet podaje mu jego porzucone bezwstydnie ubranie w taki sposób, że lord Jak Mu Tam musiałby wynurzyć się z wody, by go dosięgnąć. Thea rzuciła przyjaciółce ostre spojrzenie, które ta oczywiście całkiem zignorowała, mówiąc:

– Jak do tego doszło, że znalazł się pan nagi w strumieniu wicehrabiego Gislinghama? Czy w rezydencji Kirton House nie ma wanien kąpielowych?

– Z całego serca przepraszam obie panie za to, że je zszokowałem – rzekł. Thea zobaczyła, jak jego duża dłoń chwyciła podane mu ubranie, a potem usłyszała chlupot wody, gdy znów się w niej zanurzył. – Ale zawinił mój pies. To on sprowadził mnie na złą drogę. To wyłącznie jego wina, że przyłapałyście mnie panie na pluskaniu się w strumieniu.

W tym momencie z zarośli wyłonił się błyskawicznie smoliście czarny zwierz trzymający w pysku olbrzymi patyk. Popatrzył przelotnie na Theę, a potem jednocześnie upuścił patyk i otrząsnął się, rozbryzgując błotnistą wodę na jej ulubioną zieloną muślinową suknię, po czym radośnie zamerdał ogonem.

I rzucił się ku Thei.

Jego dwie wielkie wilgotne łapy uderzyły ją prosto w brzuch. Wymachując rękami jak wiatrak podczas wichury, usiłowała złapać równowagę. Odruchowo postawiła nogę za siebie, aby się nią podeprzeć, i zbyt późno uświadomiła sobie, że stoi na pochyłym zboczu. Przewróciła się niezdarnie do tyłu i jej stopy straciły kontakt z podłożem. Ku swemu skrajnemu przerażeniu wylądowała z głośnym pluskiem w wodzie, zaledwie kilka cali od krocza tego irytującego i nadal nagiego mężczyzny.

ROZDZIAŁ DRUGI

Gdyby Gray dobrze się przyjrzał wściekłej minie Thei po tym, gdy kaszląc i prychając, wyłoniła się z wody, powstrzymałby się przed śmiechem. Zwłaszcza że ta dziewczyna była – nie do wiary! – podopieczną wicehrabiego Gislinghama, na którym Gray chciał wywrzeć dobre wrażenie. Ale ponieważ podekscytowany Trefor już pływał wokół niej, a intensywnie rude wilgotne włosy Thei przylgnęły do jej twarzy, która dosłownie pałała rumieńcem gniewu, nie zdołał się pohamować. To był nadzwyczaj widowiskowy upadek.

– Tutaj… Niech pani pozwoli, że pomogę jej wstać.

Odtrąciła gwałtownie jego rękę.

– Nie, wielkie dzięki! Wiem, gdzie pan ją przedtem trzymał! – odparła.

Oburzona i rozkosznie zarumieniona, podniosła się i przeszyła ostrym wzrokiem swoją towarzyszkę, która także dusiła się od powstrzymywanego z trudem śmiechu, Potem daremnie usiłowała wspiąć się na stromy i śliski brzeg.

– Nie stój tak, Harriet! – rzuciła. – Zrób coś!

Gray, trzymając przyzwoicie ręce przy sobie i zastanawiając się, jak ma wybrnąć z tej pogmatwanej sytuacji, zanim lord Fennimore każe go zlinczować, przyglądał się, jak starsza kobieta zaparła się nogami i wyciągnęła kipiącą ze złości przyjaciółkę z wody. Był to całkiem miły widok. Przemoczona cienka letnia suknia przylgnęła do ponętnego ciała panny Cranford niczym druga skóra, uwydatniając kształtną pupę. Ponieważ dziewczyna musiała podkasać spódnice, żeby wgramolić się na stromy brzeg, Gray ujrzał całkiem sporo z jej zgrabnych nóg, od kostek aż do polowy ud. Miał zawsze słabość do kobiecych nóg, jej zaś były bez pończoch, dzięki czemu mógł sycić wzrok zachwycającym widokiem alabastrowo białej skóry. Jego pobudzona i rozpalona wyobraźnia uzupełniła to, czego nie zdołały dostrzec oczy.

Był pewien, że całe ciało panny Cranford ma ten cudownie blady kolor, podkreślający, jak na obrazach Tycjana, ognistorudą barwę bujnych włosów. Wprawdzie teraz te przemoczone włosy pociemniały, jednak Gray pamiętał, że gdy pierwszy raz ją ujrzał, lśniły i jarzyły się niczym gasnące węgielki w kominku. Odkrył w sobie nagle upodobanie do rudowłosych kobiet. To właśnie takie nieoczekiwane, zaskakujące odkrycia czyniły jego pogmatwane życie interesującym, podobnie jak przeszkody, które nieustannie napotykał na swojej drodze.

Przebiegł szybko w myślach swe liczne miłosne podboje, których jednak w ciągu ostatnich dwóch lat było rozczarowująco niewiele, odkąd górę wzięła w nim ambicja związana z karierą. Uświadomił sobie z żalem, że nigdy dotąd nie miał w łóżku rudowłosej. Należało to naprawić – lecz nie tym razem. Wielka szkoda, że nie będzie mógł zdobyć tej ponętnej podopiecznej wicehrabiego Gislinghama, skoro jego celem było pozyskanie przychylności jej opiekuna.

Aby tego dopiąć, będzie musiał w najbliższej przyszłości zachowywać się nadzwyczaj obyczajnie. Zanotował jednak w pamięci, że jeśli jakimś cudem zdoła zrealizować swoje zamysły, w nagrodę powinien znaleźć sobie ładną i chętną rudowłosą.

Podczas gdy obie damy były pogrążone w rozmowie na przeciwległym brzegu, szybko włożył koszulę. Następnie przykucnął w wodzie, żeby wciągnąć bryczesy, co okazało się znacznie trudniejsze, niż przypuszczał. Dopiero gdy był już jako tako przyzwoicie odziany, wspiął się na skarpę.

Gdy podnosił z ziemi buty, spostrzegł, że panna Cranford ruszyła przed siebie energicznym krokiem, mocno zaciskając pięści przy bokach. Obok niej truchtał Trefor, który już obdarzył ją bezgraniczną miłością. Gray nawet nie próbował przywołać psa, tylko podbiegł boso do nadal uśmiechniętej lady Crudgington, zamierzając się solennie pokajać.

– Drogie panie, proszę przyjąć moje najszczersze i najpokorniejsze przeprosiny. Zachowałem się niestosownie i niewybaczalnie – powiedział. Była to kolejna rzecz, za którą lord Fennimore słusznie go zruga. – Czuję się okropnie.

To ostatnie było prawdą, jakkolwiek z całkiem odmiennych powodów. Gray wyrzucał sobie, że dał się owładnąć mirażowi ambicji, chociaż usiłował przekonać samego siebie, że w głębi serca pozostał wolnym duchem. Z każdą chwilą upragniony awans wymykał mu się z rąk, jak działo się ze wszystkim, czego pragnął zbyt mocno. I jak zawsze, sam ponosił za to winę. Naprawdę powinien bardziej się postarać, by stać się lepszym szpiegiem. Zwłaszcza gdy jego spontaniczność i skłonność do życia bieżącą chwilą doprowadzały do tej nader niezręcznych sytuacji.

– Mój panie, odrobina wody jeszcze nikomu nie zaszkodziła, a to zdarzenie było bardzo zabawne – odrzekła lady Crudgington.

– Zdrajczyni! – rzuciła gniewnie panna Cranford, odwracając głowę i piorunując wzrokiem swoją towarzyszkę.

– No cóż, to naprawdę było zabawne, Theo. Przyznałabyś mi rację, gdybyś nie przejmowała się tak bardzo swoimi mokrymi i potarganymi włosami. – Starsza kobieta konspiracyjnie zniżyła głos, chociaż niewątpliwie chciała, by urocza przyjaciółka ją usłyszała. – Biedactwo martwi się, że nie zdąży uczesać swych naturalnie kręconych loków, a dzisiejszego popołudnia chce wyglądać pięknie dla pana Hargreavesa.

– W żadnym razie nie chcę wyglądać pięknie dla pana Hargreavesa. – Panna Cranford zatrzymała się tak gwałtownie, że Gray niemal na nią wpadł. – Zobacz, w jakim jestem stanie. – Dopiero teraz spostrzegła na przedzie sukni ślady ubłoconych psich łap i bezskutecznie próbowała je zetrzeć. – Doprowadzenie się do ładu zajmie mi kilka godzin!

– Byłbym zaszczycony, mogąc kupić pani nową suknię – oświadczył Gray.

Trefor jak na zawołanie trącił nosem jej udo, a potem energicznie zamerdał ogonem i spojrzał na nią z psim uwielbieniem. Gray spostrzegł, że gdy popatrzyła na psa, jej oczy złagodniały. I w tym momencie uświadomił sobie, że już ją lubi. A także swojego psa. Najwyraźniej miała słabość do tego kundla, co mogłoby okazać się przydatne.

– Treforowi też jest bardzo przykro, jeśli to może stanowić dla pani jakąkolwiek pociechę. Proszę spojrzeć w jego oczy.

Tylko osoby o kamiennym sercu – albo lord Fennimore – nie uległyby czarowi tego żałosnego psiego wzroku.

Panna Cranford podrapała Trefora za uchem.

– W gruncie rzeczy jesteś dobrym pieskiem, prawda, Treforze? Tylko niesfornym. Ani trochę nie winię cię za to, co się stało.

Gray wychwycił w tych słowach przytyk pod swoim adresem, gdy nieco bez przekonania obrzuciła go gniewnym spojrzeniem, i postarał się przybrać skruszoną minę. Ta dziewczyna najwyraźniej już się uspokajała, no i nie przestawała głaskać jego psa.

– Panno Cranford, naprawdę czuję się okropnie w związku z tym, co zaszło. Powinienem był zachować się bardziej obyczajnie. Mogę tylko powiedzieć na swoją obronę, że gdy ośmieliłem się wejść do strumienia, teren posiadłości wydawał się całkiem pusty. Trefor kocha wodę, a zwłaszcza uwielbia pływać razem ze mną. Gdybym podejrzewał, że ktoś może natknąć się na mnie o tak wczesnej porze, nigdy nie naraziłbym pani delikatnej wrażliwości na taki skandaliczny widok. – Znów musiał przygryźć usta, by powstrzymać uśmiech. Dobry szpieg nie rujnuje pokutnej przemowy wybuchem śmiechu. – Mogę panią zapewnić, że to się już nie powtórzy.

– No cóż, mnie ten widok sprawił wielką przyjemność – oświadczyła lady Crudgington z kpiącym uśmieszkiem. – Może pan się pluskać w mojej obecności, ilekroć zechce.

– Harriet jest niepoprawna – skomentowała panna Cranford, oblewając się gorącym rumieńcem.

Przykucnęła przy Treforze, który nagle położył się na grzbiecie i podrapała go po brzuchu, unikając spojrzenia na Graya.

– Owszem, młody człowieku – przyznała lady Crudgington. – I szczycę się tym. Zachowywałam się obyczajnie przez trzydzieści lat i uważam, że wystarczy. Wciąż mam nadzieję, że przekażę Thei nieco z mojej swobody, ale niestety ona jest obecnie zanadto powściągliwa, ze szkodą dla siebie. Przestrzega zasad, natomiast ja je łamię. A pan, lordzie Gray?

Zdecydowanie to drugie. Gray przez pierwsze dwadzieścia lat stosował się do zasad i to ostatecznie zrujnowało mu życie.

– Nie odpowiem, pozostawię to pani domyślności.

– A zatem bratnia dusza! To cudownie, lordzie Gray – stwierdziła Harriet, mocno szturchając go łokciem.

– On się nazywa lord Graham – poprawiła ją Thea.

– Co wcale do niego nie pasuje. Wolę nazwisko Gray, gdyż harmonizuje z kolorem jego oczu, więc odtąd już zawsze będzie dla mnie lordem Grayem. To brzmi o wiele bardziej romantycznie niż Graham. Czy ma pan coś przeciwko temu?

– W żadnym razie. Może mnie pani nazywać, jak zechce. Nigdy zbytnio nie przepadałem za nazwiskiem Graham – odrzekł.

Zanadto przypominało mu więzi z ojcem i bratem.

– Wspaniale. A więc postanowione. Ekscytujące nowe nazwisko dla ekscytującego nowo poznanego dżentelmena! I bardzo dobrze, gdyż miejscowa socjeta jest nadzwyczaj nudna i konserwatywna, mój panie. Z godnym uwagi wyjątkiem tu obecnej mojej uroczej młodej przyjaciółki i jej czarującego wuja ledwie potrafię znieść ich towarzystwo. Sądzę jednak, że pańskie sąsiedztwo sprawi mi przyjemność. Aprobuję nawet pańskiego psa.

Podobnie zaaprobowała go panna Cranford. Uległa łatwo Trefora, dzięki czemu znikło jej wcześniejsze nerwowe napięcie.

– Czy Trefor jest mieszańcem? – spytała. – Nigdy jeszcze nie widziałam takiego psa.

Gray spojrzał na nią z udawaną urazą.

– Panno Cranford, proszę zasłonić mu uszy, żeby tego nie usłyszał, bo będzie mu przykro! – Pochylił się i podrapał swojego ulubieńca po brzuchu, a przy tym z przyjemnością pochwycił przelotne wstydliwe spojrzenie dziewczyny, zanim znów przeniosła wzrok na psa. – W istocie Trefor jest efektem dwustuletniej starannej hodowli. Wywodzi się od wymarłej już rasy St. John’s, psów aportujących z wody i pomagających rybakom. Te psy świetnie pływają i są z natury nadzwyczaj przyjazne. Przywiozłem go aż z Nowej Funlandii.

– Naprawdę? – spytała zaciekawiona panna Cranford.

Niewątpliwie była miłośniczką psów. Nie potrafiła oderwać wzroku od Trefora.

– W rzeczy samej. Dawno temu pływałem w marynarce handlowej – wyjaśnił Gray. Zbiegł na morze kilka dni po wybuchu wielkiego skandalu i pozostał tam chętnie, aż sprawa ucichła, a w kręgach śmietanki towarzyskiej całkiem o nim zapomniano. – Mój statek zacumował w tamtejszym porcie i jeden z rybaków wyniósł na brzeg kilka szczeniaków, zamierzając utopić te z nich, dla których nie znajdzie właścicieli. A ponieważ Trefor był najsłabszy z miotu, żaden z rybaków go nie chciał.

– I pan go wziął? – spytała panna Cranford, spoglądając z zachwytem na Graya, który poczuł się, jakby nagle skąpał go cudowny słoneczny blask.

– Nie mogłem zostawić nieszczęsnego psiaka na śmierć – odpowiedział szczerze.

– Postąpił pan bardzo szlachetnie – rzekła Thea. Łagodność w jej oczach, jeszcze przed chwila przeznaczona wyłącznie dla psa, a teraz skierowana ku Grayowi, sprawiała mu niekłamaną przyjemność. – Dlaczego nadał mu pan imię Trefor?

– Ponieważ przypominało mi o rodzinnym domu – odrzekł Gray, zaskoczony kolejnym szczerym wyznaniem. Winił za to urzekający wyraz oczu panny Cranford. – Dorastałem w Walii. W dzieciństwie bawiłem się na plaży o nazwie Trefor.

Z Cecylią. Zawsze z Cecylią. Dziewczynką z sąsiedztwa. Kłamliwą i przebiegłą miłością jego życia, która stała się przyczyną jego upadku.

– Uwielbiałem to miejsce – dodał.

Podobnie jak uwielbiał Cecylię, dopóki nie złamała mu serca.

Nie licząc zdrady Cecylii, wiódł wówczas niewątpliwie prostsze życie. Był w stanie unikać ojca, ponieważ matka usuwała syna sprzed jego oczu. Plaża była ulubionym miejscem mamy, a Gray uwielbiał jej towarzystwo. Z całej najbliższej rodziny tylko ona nie uważała go za nieudacznika.

– Nie byłem tam od lat – oświadczył.

Ściśle biorąc, od śmierci matki. Po jej odejściu pozostał na łasce apodyktycznego ojca oraz równie pompatycznego i konserwatywnego starszego brata, których nieustannie rozczarowywał.

To właśnie wtedy wszystko w jego życiu zaczęło zmierzać ku gorszemu – ale przynajmniej wciąż miał Cecylię. Wciąż się jej trzymał, próbując zarazem zadowolić ojca. Co ostatecznie okazało się daremnym wysiłkiem, bo Gray nie chciał wstąpić do wojska ani zostać duchownym, jak powinien był uczynić młodszy syn. Odkąd sięgał pamięcią, zawsze pragnął jedynie hodować konie. Jako dziecko dosłownie mieszkał w stajni. Kochał zwierzęta i miał wrodzony dar obchodzenia się z nimi.

Teraz spochmurniał na to od dawna pogrzebane w pamięci wspomnienie swojej klęski, zastanawiając się, dlaczego wyłoniło się akurat dziś. Z zasady unikał rozpamiętywania przeszłości. Nie można było jej zmienić, więc po co o niej rozmyślać? Zwłaszcza gdy każda bieżąca chwila niosła kolejną obietnicę sukcesu. Albo zapowiedź porażki. Tamto marzenie o farmie pełnej pięknych hodowlanych koni nie różniło się od wielu innych planów, które spełzły na niczym. Było jedynie złudnym mirażem przyszłości, której los nigdy mu nie przeznaczył. Życiem, jakie pokochałby, gdyby sprawy potoczyły się inaczej, i doskonałą ilustracją tego, dlaczego Gray wolał nie sięgać wzrokiem w zbyt odległą przyszłość. Opłakał utratę tamtego marzenia niemal równie gorzko, jak utratę Cecylii.

Jednak w Suffolk było coś, co przypominało mu rodzinne strony. W gruncie rzeczy to śmieszne, skoro jego dom znajdował się w odległości ponad dwustu mil i nic nie zdołałoby skłonić Graya do powrotu w tamte strony. Stanowczo odepchnął od siebie wspomnienia, świadom, że rozpamiętywanie przeszłości nie pomoże mu w realizacji aktualnego zadania.

– Proszę, aby pozwoliła mi pani zrekompensować zniszczenie sukni. To najmniejsze, co mogę w tej sytuacji uczynić.

– To tylko odrobina błota, która z łatwością zejdzie w praniu. Poza tym mam wiele innych sukien, które mogę włożyć na dzisiejsze popołudnie.

– Dla pana Hargreavesa? – spytał Gray, czując nagle irracjonalną niechęć do tego nieznanego mu mężczyzny.

Panna Cranford uśmiechnęła się i ten widok zaparł Grayowi dech w piersi. Już wcześniej uznał ją za ładną, obdarzoną klasycznym angielskim typem urody, ale ten uśmiech dokonał cudu: przemienił jej ładną twarz w piękną. Przejmująco, niepowtarzalnie piękną.

– Na dzisiejszy popołudniowy podwieczorek, który wydaje moja ciotka.

– Zaprosiła połowę hrabstwa – wyjaśniła lady Crudgington – co w naszym światku oznacza niespełna dwadzieścia osób. Miejscowy krąg towarzyski oprócz tego, że odznacza się konserwatyzmem, jest też żałośnie wąski. Ten podwieczorek będzie po prostu spotkaniem grupy durniów w dusznym pokoju. W dodatku niewiarygodnie nudnym spotkaniem. – Lady Crudgington z figlarnym błyskiem w oczach ujęła Graya pod ramię. – Pan też powinien przyjść, młody człowieku. Zaprezentować się w towarzystwie. Poznać innych sąsiadów i przekonać się na własne oczy, jakimi są okropnymi nudziarzami, a jednocześnie zabawić mnie swoimi skandalicznymi opowieściami marynarskimi. Nieprawdaż, Theo, że on powinien się zjawić? Z przyjemnością poręczę za jego pozycję towarzyską.

Fryzura Thei była totalną katastrofą. Wprawdzie nie tak okropną, jak to, co w ubiegłym roku zrobił z jej włosami lodowaty zimowy deszcz, a potem gorące powietrze w ciasnym salonie pułkownika Purbecka, jednak niebezpiecznie podobną. Zakłopotana Thea pochwyciła w krótkim czasie trzy spojrzenia popijającego herbatę pana Hargreavesa, które rzucił na czubek jej głowy. Miał minę, jakby też nie potrafił uwierzyć w to, co widzi. Włosy nie powinny sterczeć pionowo. Zwłaszcza gdy są spięte tyloma szpilkami, że można by nimi przybić do ziemi słonia.

Thea oparła się chęci wymówienia się koniecznością pokrążenia pośród innych gości, gdyż wiedziała, że byłby to pretekst do tego, aby przejść obok lustra na kominku i zobaczyć na własne oczy swoją spiętrzoną strzechę włosów, co uczyniła już kilka razy. Z każdą chwilą jej niesforne włosy stawały się coraz bardziej potargane i ten widok tylko by ją przygnębił. A skoro nie potrafiła zapanować nawet nad fryzurą, jak mogłaby zatamować strumień egoistycznych emocji? Im była starsza, tym trudniej przychodziło jej respektowanie obowiązujących form towarzyskich.

Zamiast w lustro, popatrzyła po raz kolejny na drzwi, usiłując wmówić sobie, że cieszy się z nieobecności ich nowego sąsiada. Kolejne kiepskie kłamstwo, skoro przez większość poranka, podczas lunchu i w trakcie rozmowy z panem Hargreavesem myślała wyłącznie o muskularnej sylwetce lorda Graya i jego opalonej na brąz skórze.

Gdy rano wymógł, że będzie towarzyszył obydwu damom do granicy parku, wciąż spoglądała na jego ciało pod cienką, przemoczoną i w gruncie rzeczy rozkosznie przezroczystą koszulą. Kiedy z poczuciem winy przyłapała się na tym, że jej spojrzenie wędruje ku jego klatce piersiowej, podczas gdy Gray gawędził o swoim psie i służbie w marynarce, przystanęła, by pobawić się z Treforem. Lecz wtedy z kolei zobaczyła równie fascynujący widok szerokich ramion i pleców Graya oblepionych wilgotnym płótnem koszuli. Niesforna strona natury Thei sprawiła, że dziewczyna nie przyspieszyła kroku, tylko przez resztę drogi gapiła się Graya. Teraz jednak szczerze się tego wstydziła. Dobrze wychowane młode damy nie powinny pożądliwie pożerać wzrokiem takich skandalicznych osobników. Ani przejmować się z ich powodu stanem swojej fryzury.

W gruncie rzeczy dobrze byłoby dla odmiany zobaczyć tego mężczyznę całkiem ubranego. Jednak druga strona Thei – ta pruderyjna, obyczajna i rozsądna – nie chciała go nigdy więcej widzieć, w nadziei, że wspomnienie jego nagiego ciała szybko zblaknie.

– Panie Hargreaves, czy mogę przynieść panu jeszcze jedną filiżankę herbaty? – zaproponowała.

Po drodze mogłaby wstąpić do toalety i schłodzić rozpalone policzki flanelową ściereczką zmoczoną w zimnej wodzie.

– Jest pani nadzwyczaj uprzejma, panno Cranford – odrzekł.

Gdy brała od niego spodeczek, poczuła, że celowo musnął palcami grzbiet jej dłoni, i gniewnie zacisnęła zęby. Pan Hargreaves nie omijał żadnej okazji, by jawnie zabiegać o nią, gdy jej ciotka nie patrzyła, co doprowadzało Theę do szału. Jednak dobre maniery nie pozwalały jej zarzucić mu tego w pokoju pełnym gości. Zamiast tego porywczo cofnęła dłoń, a potem celowo chwyciła jego filiżankę tak gwałtownie, że rozlała mu resztkę herbaty na kolana.

– Och, przepraszam – powiedziała, podając panu Hargreavesowi serwetkę i przyglądając się z satysfakcją brązowej plamie na kaszmirowym materiale spodni. – Czy będzie pan musiał pójść do domu, żeby się przebrać?

Miała na to szczerą nadzieję, jednak pan Hargreaves niestety odparł:

– Ależ skądże, to tylko kilka kropli.

Bez względu na to ile razy nalegał na poślubienie go, Thea nie potrafiła sobie wyobrazić ich wspólnego życia. Bardziej pociągające wydawało się jej spędzenie reszty życia w staropanieństwie – co nie znaczy, że była już skazana na zostanie starą panną. W wieku dwudziestu trzech lat nie będzie wprawdzie młodziutką oblubienicą, ale też nie będzie dojrzałą matroną. Jak zapewniała ją stale ciotka Caro, Thea wciąż miała mnóstwo czasu na znalezienie sobie odpowiedniego męża. Najlepiej takiego, który spoglądałby namiętnie na nią, a nie na jej ciotkę, i któremu nie chodziłoby wyłącznie o jej posag.

Powinien to być człowiek godzien szacunku i zaufania, a nie jakiś podejrzany typ. Szlachetny zarówno w myślach, jak i w czynach, a także – ten warunek nie podlegał negocjacji – powinien posiadać własny majątek, by jej pieniądze tylko go uzupełniły. Nie musiał koniecznie być przystojny ani prezentować się dobrze w bryczesach. Oczywiście jedno i drugie byłoby mile widziane, jednak w żadnym razie nie stanowiło istotnego wymogu. Ostatecznie przecież Thea to nie Harriet. Obecnie daleko bardziej ceniła stałość i dyscyplinę moralną niż przyjemny widok zgrabnej męskiej sylwetki. Kto się na gorącym sparzy, ten na zimne dmucha. Od czasu tamtego żołnierza Thea przyrzekła sobie pohamować porywczą, krnąbrną stronę swej natury, która pakowała ją w kłopoty. Tamtego dnia, kiedy uznano ją za głupią, odebrała także surową lekcję. Jej samolubne sięganie po zakazany owoc skończyło się dla niej fatalnie.

Po tym, jak wówczas wybiegła z domu, aby wdać się we flirt z tym żołnierzem, wydarzyło się najgorsze i jej nieszczęsny wuj zapłacił za to wysoką cenę. Podobnie jak jej ojciec, który wiele lat wcześniej wypadł jak burza z domu, słusznie zatroskany o swoją ukochaną córkę, i już nie wrócił żywy. Zdrowy rozsądek mówił Thei, że był to tylko niefortunny zbieg okoliczności i że los nie ukarał jej za dwa wyskoki, popełnione pod wpływem impulsu, które dzieliło wiele lat. Mimo to w głębi duszy dźwigała brzemię poczucia winy. I chociaż jej racjonalny, rozsądny umysł zazwyczaj odrzucał tę obawę jako nonsens, podobieństwa tych dwóch zdarzeń były zbyt uderzające. Dwa gwałtowne napady złości spowodowane przez jej samolubne pragnienie, by postąpić wbrew woli innych, za które dwaj ludzie najbliżsi jej sercu zapłacili niesprawiedliwie wielką cenę.

Odtąd porywcza, impulsywna strona jej natury została zamknięta w skrzyni na wypadek, gdyby Theę ponownie skusił zakazany owoc.

W konsekwencji w jej duszy trwała nieustanna walka pomiędzy jej buntowniczym charakterem i upartą wolą, jednak Thei zazwyczaj udawało się kontrolować destrukcyjne cechy swojej osobowości. Odtąd w jej świecie zapanował większy spokój. Życie stało się być może trochę zbyt monotonne i bezpieczne, jednak była z tego rada. Miała Harriet i wuja. Ciotkę Caro i Bertiego. Odbywała konne przejażdżki na Archimedesie. Odwiedzała wioskę i sąsiadów. Od czasu do czasu pozwalała, aby Harriet wyciągnęła ją na zakupy. Wprawdzie jej światek był mały, ale zachłannie czytała, pogrążała się z zapałem w lekturze powieści o podniecających romansach i ekscytujących przygodach, skoro nie doświadczała ich w realnym życiu. Oddawała się też wszystkim wartościowym zajęciom stosownym dla dobrze wychowanej młodej damy.

O Boże, nawet w jej własnych uszach brzmiało to nudno! Dwadzieścia trzy lata to jeszcze nie starość, chociaż Thea często czuła się kobietą w średnim wieku. Starszą, bardziej konserwatywną i nudniejszą wersją Harriet. Od lat Thei nie przydarzyło się nic okropnego. Od tamtej pamiętnej nocy co najmniej trzy razy pokłóciła się z wujem, który na szczęście nadal był zdrowy. Oczywiście gdyby nie kontrolowała swojej porywczej natury, zapewne w ciągu minionych trzech lat pokłóciłaby się z nim tysiąc razy. Jednak tylko przygryzała usta, aby powstrzymać cisnące się na nie słowa, a potem przez kilka godzin kipiała w milczeniu ze złości, dopóki znów się nie opanowała. Może właśnie z powodu wszystkich tych tłumionych emocji czuła się taka niespełniona?

A może powodem był jej narastający nawyk dokonywania gorzkich introspekcji, ponieważ po prostu nie udawało się jej wypełnić wszystkich godzin każdego dnia stosownymi zajęciami. Nic dziwnego, że tak wiele miejsca w jej myślach zajęło wspomnienie pośladków tego skandalicznego lorda Graya. Widok tych pośladków stał się dla niej największą atrakcją roku.

Thea westchnęła z irytacją, podeszła do kredensu stojącego przy drzwiach i ujęła dzbanek z herbatą. Pokojówka będzie mogła zanieść panu Hargreavesowi napełnioną filiżankę, gdyż Thea zamierzała przez resztę popołudnia unikać tego mężczyzny i jego zmysłowych gestów.

Cóż za okropny człowiek! Thea kiedyś znajdzie odpowiedniego zalotnika, ale przyzwoici mężczyźni stanowili rzadkość w tym zapadłym kącie hrabstwa Suffolk. Nie chciała takiego, który nie spełniał żadnego z jej rozsądnych kryteriów i budził jej niepokój.

Pan Hargreaves miał śmiesznie mały roczny dochód i zdecydowanie podejrzaną przeszłość. Poza tym wymieniał namiętne spojrzenia z jej ciotką. Były to trzy powody, aby go wykreślić z listy ewentualnych kandydatów na męża. Czwartym była odraza, jaką budził w Thei, chociaż to raczej tylko odczucie. Postanowiła jednak uwzględnić również ten powód. Pomiędzy małżonkami musi istnieć wzajemny pociąg albo przynajmniej szansa, że kiedyś się pojawi. Jak powiedziała Harriet, skoro kobieta musi związać się z mężczyzną dozgonnym węzłem małżeńskim, lepiej, aby jego widok sprawiał jej przyjemność.

Być może przyjaciółka miała rację w tym, że Thea rzeczywiście powinna doświadczyć trochę ekscytacji, zanim się ustatkuje i poślubi rozsądnego i majętnego mężczyznę, z którym spędzi resztę życia. Wówczas może to życie nie będzie się jej wydawało takie nudne, nawet jeśli mąż nie okaże się kimś szczególnie interesującym. Obecnie każdy dzień Thei wyglądał identycznie jak poprzedni, a wszystkie zlewały się w nieskończoną monotonię.

Nieskończoną monotonię? Teraz Thei groziło z kolei to, że aby przeciwstawić się nudzie, popadnie w pretensjonalność. Czy można być zarazem pretensjonalnym i głupim? Pan Hargreaves niewątpliwie jest kimś takim…

– Witam ponownie, panno Cranford.

Na dźwięk głębokiego głosu Graya, który zabrzmiał tuż przy jej szyi, Thea wzdrygnęła się zaskoczona i rozlała na kredens połowę herbaty z filiżanki pana Hargreavesa.

– Panie… ee… to jest, lordzie Gray. Przepraszam, przestraszył mnie pan.

Popatrzyła na niego i chociaż miał na sobie elegancki strój, który nosił z imponującą swobodą, jej rozszalała wyobraźnia natychmiast go rozebrała. Wiedziała dokładnie, jak wyglądają pod marynarką jego barczyste ramiona, i już wcześniej widziała jego pośladki. Mimo woli oblała się gorącym rumieńcem.

– Bezpośredni ze mnie człek, o czym, niestety, mogła się już pani przekonać. Proszę mówić mi po prostu Gray.

Uśmiechnął się z rozbawieniem i przy kącikach jego oczu pojawiły się drobne zmarszczki.

– Gray pasuje do pana.

O Boże, powiedziała to na głos! Tak niepokojąco impulsywnie i śmiało. Najwidoczniej po starciu z panem Hargreavesem porywcza strona jej natury wzięła górę. Thea zmusiła się, by oderwać wzrok od fascynujących oczu Graya i stanęła twarzą w twarz z drugim mężczyzną. Znacznie starszym, o szpakowatych włosach i cierpkiej minie, która mogłaby zwarzyć mleko.

– Proszę pozwolić, że przedstawię pani Cedrika, mojego kuzyna w drugiej linii – powiedział Gray i uśmiechnął się na widok błysku irytacji w oczach starszego mężczyzny. – On przywiązuje wielką wagę do oficjalnych form i woli, aby wszyscy nazywali go lordem Fennimore’em. Nawet rodzina.

Lord Fennimore zareagował na tę uwagę wręcz fizycznie wyczuwalną dezaprobatą, jednak Gray najwyraźniej się tym nie przejał.

ROZDZIAŁ TRZECI

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
ROZDZIAŁ JEDENASTY
ROZDZIAŁ DWUNASTY
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
ROZDZIAŁ SZESNASTY
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY