14,99 zł
Hadleigh, błyskotliwy i bezkompromisowy królewski prokurator, gromadzi dowody przeciwko arystokratom oskarżonym o zdradę stanu. Zawsze opanowany, wierzy tylko niezbitym faktom i dąży do odkrycia prawdy, nawet jeśli nie jest to na rękę jego przełożonym. Po raz pierwszy daje się ponieść emocjom na sali sądowej, podczas procesu lorda Penhursta. Imponuje mu pełna godności postawa Penny, żony oskarżonego. Jako jedyny wierzy, że nie wiedziała nic o poczynaniach męża. Gdy mąż Penny zostaje skazany na karę śmierci, Hadleigh postanawia śledzić jej losy i wspomóc ją w razie potrzeby. Działa w dobrej wierze, ale Penny nie chce litości. Już raz pozwoliła, by mężczyzna decydował za nią, więcej nie popełni tego błędu. Na szczęście Hadleigh wpada na pomysł, jak wybawić ją z kłopotów.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 281
Virginia Heath
Sprawiedliwy lord Hadleigh
Tłumaczenie: Ewa Bobocińska
HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2021
Tytuł oryginału: The Determined Lord Hadleigh
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Ltd., an imprint of HarperCollinsPublishers, 2019
Redaktor serii: Grażyna Ordęga
Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga
© 2019 by Susan Merritt
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Romans Historyczny są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN 978-83-276-7611-5
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
Dedykacja:
dla Frankie i Shell
Z podziękowaniami za wsparcie na początku mojej drogi pisarskiej. Jesteście niesamowite!
The Old Bailey, maj 1820 r.
Codziennie przychodziła na salę sądową. Siedziała samotnie na galerii, blada i wyprostowana, patrzyła prosto przed siebie. Ręce chowała zawsze w fałdach spódnicy. Hadleigh dopiero po tygodniu domyślił się, że w ukryciu skręcała chusteczkę do nosa w mocno zwiniętą spiralę, zdradzając uczucia, których duma nie pozwalała jej pokazać światu.
Wiedział, że miała dziecko, małego synka. Ale nigdy nie zabierała go do sądu – w przeciwieństwie do innych kobiet, które starały się w ten sposób wzbudzić w sędziach współczucie. Nie zdradzała również, czy zauważyła tłumy, które przychodziły napawać się jej tragedią, wytykały ją palcami i gwizdały. Ignorowała także bezwstydnego rysownika, który siadał na wprost niej i szkicował jej podobiznę, zresztą niezbyt udaną, do porannego wydania gazety – ciężar gatunkowy tej sprawy był tak wielki, że interesowała wszystkich. Podobnie jak ta kobieta.
Żona zdrajcy.
Spokojna godność tej kobiety budziła szacunek Hadleigha, ale również wyrzuty sumienia, bo była boleśnie znajoma. Wczorajsze szczere zeznania lady Penhurst wstrząsnęły nim do głębi. Obrona, w rozpaczliwej próbie ocalenia jej męża, wezwała ją w ostatniej chwili na świadka. Niespodziewanie. Po kilku wstępnych pytaniach, na które odpowiadała tak lub nie, adwokaci usunęli się na bok, pozwalając Hadleighowi wziąć ją w krzyżowy ogień pytań.
– Czy oskarżony był dobrym mężem?
Popatrzyła mu w oczy śmiertelnie poważnie.
– Nie. – Hadleigh spodziewał się, że skłamie, ale nie zdradził zaskoczenia. Kobieta przeniosła niepewne spojrzenie na rozwścieczonego mężczyznę na ławie oskarżonych. – Nie był.
– To wymaga wyjaśnień, lady Penhurst. Pod jakim względem oskarżony był złym mężem? – Miał pewne podejrzenia. Więcej niż podejrzenia, prawdę mówiąc, ponieważ dorastał w domu, w którym małżeństwo stało się usankcjonowanym prawnie więzieniem. Jednak jako królewski prokurator miał obowiązek przedstawić sędziom całą prawdę o człowieku siedzącym na ławie oskarżonych, choćby najbardziej nieprzyjemną.
– Stosował przemoc, lordzie Hadleigh. – To samo mówił przyjaciel Hadleigha, Leatham. Przedstawił Penhursta jako człowieka agresywnego, zdeprawowanego, bez serca, obojętnego na cierpienie żony. Lady Penhurst przypominała Hadleighowi inną kobietę, z innych czasów. Tamta również znosiła wszystko ze stoicyzmem, ponieważ nie miała wyboru i nie chciała obarczać go swoimi problemami.
– Bił panią?
Kobieta znowu zerknęła nerwowo na męża, zdawała sobie sprawę, że jeśli Penhurst zostanie uniewinniony, to ona zapłaci za dzisiejszy brak lojalności i żadne prawo go nie powstrzyma. Wyprostowała się i powoli. Hadleigh wiedział, ile kosztował ją ten akt oporu.
– Jeśli miałam szczęście, to tylko raz w tygodniu. – Wskazującym palcem dotknęła lekko skrzywionego grzbietu nosa. – Złamał mi nos. Miałam pęknięte żebro…
– Sprzeciw! – Adwokat oskarżonego zerwał się na równe nogi. – Mój uczony kolega doskonale wie, że to, co się działo między mężem i żoną, nie ma wpływu na obecną sprawę.
– Moim zdaniem ma, Wysoki Sądzie. Dużo mówi o charakterze oskarżonego. – Bo mężczyzna, który traktuje żonę jak worek treningowy, rzadko bywa dobrym człowiekiem. Matka Hadleigha przekonała się o tym na własnej skórze.
– Debatowaliśmy na ten temat wielokrotnie, lordzie Hadleigh, ma pan pełną świadomość, że prawo nie zabrania mężowi dyscyplinowania małżonki. – Sędzia wyraźnie był urażony, że ten temat w ogóle został poruszony, najwyraźniej nie widział nic złego w tym, że mąż mógł pobić żonę do nieprzytomności, w dodatku w majestacie prawa. – Proszę natychmiast przerwać te pytania, odpowiedzi świadka zostaną usunięte z protokołu.
Hadleigh skinął głową, zgrzytając zębami, ale pocieszał się myślą, że choć prawo dotyczące zamężnych kobiet było złe, to przynajmniej udało mu się zasiać w duszach przysięgłych ziarno wątpliwości. Można usunąć zeznania z protokołu, ale one zapuszczają korzenie w umysłach. Kilku przysięgłych wyglądało na przejętych. To musiało wystarczyć.
– Proszę o wybaczenie. – Hadleigh nie starał się nawet, aby zabrzmiało to szczerze. Zwrócił się ponownie w stronę żony oskarżonego. – Lady Penhurst, w trakcie małżeństwa mieszkała pani głównie w Penhurst Hall w Sussex, prawda?
– Tak.
– I sąd ma uwierzyć, że mieszkając tam, nie podejrzewała pani, co działo się w piwnicach? – Mąż lady Penhurst brał udział w wielkiej aferze przemytniczej. Dzięki korzystnemu położeniu jego posiadłości nad morzem mógł bez przeszkód odbierać tysiące galonów szmuglowanej z Francji brandy, za którą płacił bronią. Bronią przeznaczoną dla stronników uwięzionego Napoleona, czekających na powrót swojego przywódcy do władzy.
– Mam oczy, lordzie Hadleigh. I uszy. Zdawałam sobie sprawę, że mąż coś knuje, ale ze wstydem przyznaję, że nie zorientowałam się, o co chodzi, i nie próbowałam się tego dowiedzieć.
– Dlaczego ze wstydem?
– Ponieważ moje życie było łatwiejsze, kiedy nie zadawałam pytań. Trudno żyć z kimś, kto na pytania odpowiada pięścią. – To również Hadleigh znał z własnego doświadczenia. – Teraz żałuję, że nikomu się nie zwierzyłam.
I nagle lady Penhurst z gorączkowym pośpiechem zaczęła opisywać podejrzane zdarzenia, które widziała lub słyszała. Podczas pierwszego przesłuchania, zaraz po aresztowaniu męża, nie śmiała zeznawać przeciwko niemu z obawy przed jego zemstą. Z tego też powodu Hadleigh nie zamierzał powoływać jej na świadka. Żony, nawet najbardziej maltretowane, rzadko zwracały się przeciwko mężom, dlatego jej nagła, obszerna i szczegółowa relacja zaskoczyła go.
Strażnicy w piwnicach, służący śledzący każdy jej ruch i donoszący małżonkowi o jej poczynaniach, tajemnicze wiadomości przychodzące do domu o dziwnych porach i palone przez Penhursta zaraz po przeczytaniu. No i niekończący się strumień pieniędzy, które wydawał bez opamiętania. Najbardziej obciążające były daty. Dni pobytu Penhursta w domu pokrywały się z tymi, w których statki z kontrabandą docierały do wybrzeży Sussex. Krótko mówiąc, były to zeznania o kluczowym znaczeniu, niezwykle szczegółowe i dowodzące ogromnej odwagi.
Lady Penhurst była bardzo dzielną kobietą.
Natychmiast stała się obiektem najbardziej nienawistnych i brutalnych ataków ze strony męża i jego obrońcy. Najlepszym dowodem, jak różnie prawo traktowało mężczyzn i do kobiety, był fakt, że sędzia, który wcześniej upomniał Hadleigha za pytania o brutalność Penhursta wobec żony, zignorował potem protesty Hadleigha przeciwko obrażaniu świadka. Oświadczył z namaszczeniem, że sądowi należą się wyjaśnienia, jakiego rodzaju kobietą jest świadek, zanim da wiarę jej zeznaniom.
Obrzucano ją rozmaitymi kalumniami: oszustka, kurtyzana, zimna i okrutna, pijaczka, wyrodna matka. Jednak nawet w takich momentach lady Penhurst stała wyprostowana, tylko jej zaciśnięte ręce lekko drżały, a na pełnej bólu twarzy malował się bunt. Godność w obliczu pogardy. To również budziło jego podziw.
W końcu Hadleigh znienawidził swój zawód i samego sobie za to, że nie potrafił jej skutecznie obronić, choć nie należało to do jego obowiązków i nie było w jego mocy. Ale to na jego pytania odpowiedziała ze szczegółami, o jakich nawet nie marzył, więc to on naraził ją na te obrzydliwe wyzwiska. Pomogła mu wbić ostatni gwóźdź do trumny męża, nie bacząc na koszt, jaki przyjdzie jej za to zapłacić.
Opuściła miejsce dla świadków z dumnie podniesioną głową, ale z pociemniałymi oczami. Hadleigh czuł, że nie po raz pierwszy została poniżona z powodu swojej płci. Wielokrotnie widywał ten wyraz twarzy u matki, ale udawał, że nic nie dostrzega. Że nic złego się nie stało. Że wszystko będzie dobrze. Och! Gdyby mógł cofnąć czas…
W czasie wystąpienia końcowego Hadleigh nie mógł uwolnić się od poczucia winy i wstydu, ale – o dziwo – te bolesne, dręczące, nieprofesjonalne uczucia sprawiły, że jego mowa oskarżycielska zabrzmiała mocniej niż kiedykolwiek. Może dlatego, że mówił również w imieniu tej kobiety. Chciał, by Penhurst, niezależnie od zdrady, zapłacił również za to, co zrobił tej spokojnej, dumnej kobiecie, która siedziała samotnie na galerii.
Potem członkowie ławy przysięgłych udali się na naradę. Wrócili po niespełna dziesięciu minutach z jednogłośnym orzeczeniem:
Winny.
Winny zdrady stanu.
Twarz lady Penhurst pobladła. Jej błękitne oczy wypełniły się łzami i po raz pierwszy opuściła wzrok, gdy jej wrzeszczącego męża wywlekano z sali rozpraw. Hadleigh miał nadzieję, że lady Punhurst nie pożałuje roli, jaką odegrała w tym procesie. Penhurst był jej mężem i ojcem jej dziecka. Wyrok skazujący jej męża na śmierć położy kres jej cierpieniom, ale też pociągnie za sobą rozmaite konsekwencje i wpłynie na jej los.
Kiedy sędzia ogłosił przerwę, aby zastanowić się nad wymiarem kary, reporter jednego ze skandalizujących pisemek poinformował ją beztrosko, że tytuł i posiadłości jej męża z pewnością przejdą na własność Korony, oczywiście wraz z nieuczciwie zdobytym majątkiem. Hadleigh uważał, że to akt niskiej zemsty, obliczony na wzbudzenie bojaźni wciąż nieznanych wspólników Penhursta. Przypomnienie, czego zdrajca powinien się spodziewać za zbrodnię przeciwko Anglii i królowi. Ale ani maleńki syn Penhursta, ani maltretowana matka tego dziecka nie dopuścili się zdrady, a jednak zapłacą najwyższą cenę. Całe ich życie zostanie przekreślone jednym pociągnięciem pióra.
Cóż, to nie jego sprawa.
Mimo to nie mógł oderwać oczu od siedzącej samotnie kobiety czekającej na ogłoszenie wyroku. Czuł się współwinny jej przyszłych cierpień. Nikt z rodziny nie towarzyszył jej podczas codziennych rozpraw. Nikt z rodziny nie stanął w jej obronie po setkach gazetowych enuncjacji. Wyrzekli się jej? Czyżby chciała przebrnąć przez to wszystko sama? A może naprawdę była sama na świecie? I dlaczego, u licha, przejmował się jej losem? Przecież postawił przed sądem setki kryminalistów, nie myśląc o ich rodzinach, ponieważ przede wszystkim zawsze należało wymierzyć sprawiedliwość.
Udawał, że studiuje leżący przed nim dokument, ale jego wzrok pobiegł ku rękom kobiety. Jak zwykle były ukryte w fałdach sukni. Zauważył, że brązowy kaftan jest za obszerny. Schudła. Ciemne kręgi pod oczami świadczyły o tym, że od aresztowania męża cierpiała na bezsenność. Jak będzie mogła zasnąć po dzisiejszym dniu?
To nie jego problem!
Nie ponosił odpowiedzialności za nią ani za jej dziecko. Jeśli miała odrobinę oleju w głowie, to wyniesie się na drugi koniec kraju i zmieni nazwisko. Może powinien jej to doradzić, kiedy już będzie po wszystkim?
Poczuł na sobie jej spojrzenie, więc udając obojętność, popatrzył jej w oczy. Było w nich coś rozbrajającego i pociągającego. Miał ochotę patrzeć w nie bez końca, jakby w ich szafirowej głębi kryło się coś, czego potrzebował. Szybko odwrócił wzrok.
Nie powinno go dręczyć poczucie winy. Penhurst dopuścił się zdrady. Pozbawił Koronę wpływów z ceł. Był sługusem nieznanego jeszcze przywódcy gangu przemytników, spiskował z własnej i nieprzymuszonej woli z najgorszymi wrogami Anglii i miał krew na rękach. Mnóstwo krwi. Dowody były liczne i jednoznaczne. Hadleigh nie powinien czuć się winny, po prostu dobrze wykonywał swoją robotę.
Więc skąd nagłe poczucie winy? Może przez te błękitne oczy?
– Proszę wstać.
Hadleigh odepchnął to bezsensowne rozważania, wstał wraz z wszystkimi obecnymi i utkwił spojrzenie w sędzim. Kiedy sędzia usiadł i pozostali również zajęli swoje miejsca, wprowadzono oskarżonego. Penhurst wydawał się przerażony, nerwowo przesuwał wzrokiem po sali podczas odczytywania wyroku.
Spojrzenie Hadleiga pobiegło znowu ku tej kobiecie, poszarzałej na twarzy, o pięknych oczach pełnych emocji. Serce ścisnęło mu się boleśnie. Zastanawiał się, o czym myślała i co się z nią, na Boga, stanie. Bez męża. Bez domu. Bez pieniędzy. Bez najmniejszej winy.
Do licha z profesjonalnym dystansem! Postanowił, że po zakończeniu procesu zaoferuje jej pomoc. Odwiezie ją do domu. Da jej pieniądze. Szansę na rozpoczęcie nowego życia. Coś – cokolwiek – żeby uspokoić sumienie.
– Williamie Henry Ashleyu, dawniej wicehrabio Penhurst i baronie Scarsdale, sąd skazuje cię na powrót do więzienia, z którego przybyłeś, a stamtąd na miejsce egzekucji, gdzie zostaniesz powieszony. Twoje ciało zostanie pogrzebane na terenie więzienia. I oby Pan zlitował się nad twoją duszą.
– Nie! – Penhurst wyrwał się strażnikom, przeskoczył przez barierkę i zacisnął palce na todze Hadleigha, który instynktownie wysunął się naprzód, aby go zatrzymać. – Powiem wam wszystko, co wiem. Wszystko! – Na twarzy wicehrabiego malowało się zwierzęce przerażenie. – Pan może wnieść apelację! Złagodzić wyrok! Zamienić śmierć na zesłanie. Albo więzienie. Albo chłostę. Co tylko uzna pan za stosowne, z pewnością będę bardziej użyteczny żywy niż martwy.
Ludzie na galerii zerwali się z miejsc i podbiegli do barierki, żeby mieć lepszy widok. Trzeba było dwóch urzędników sądowych, czterech mężczyzn i kilku minut, żeby opanować spanikowanego Penhursta i wywlec kopiącego i wyjącego wicehrabiego z sądu. W końcu przywrócono jednak porządek. Ale wtedy miejsce żony oskarżonego było już puste. Została po niej tylko chusteczka leżąca na podłodze, kompletnie zniszczona, skręcona w spiralę i mokra od łez.
Cheapside, pięć miesięcy później.
– Myli się pan, panie Palmer. Zapewniam, że nie uregulowałam jeszcze rachunku. Przyjechałam dzisiaj specjalnie, żeby panu zapłacić. – Penny ponownie podsunęła sklepikarzowi pieniądze, które kilka minut temu dostała od właściciela lombardu za jadeitową broszkę matki.
Sklepikarz uśmiechnął się uprzejmie, ale nie wyciągnął ręki po pieniądze.
– Wszystko zapłacone, pani Henley. Co do joty. – Odwrócił w jej stronę księgę rachunkową i wskazał palcem rozliczenie. – Nie ma pomyłki, zapewniam panią. – Pobiegł wzrokiem ku klientce oglądającej rolki wstążek w rogu sklepu. – Jeśli to wszystko, pani Henley, to zajmę się innymi klientami.
– Ale ja panu nie zapłaciłam, panie Palmer!
– Ktoś zapłacił, nie mogę dwukrotnie przyjmować pieniędzy za to samo. To nie byłoby uczciwe, a ja szczycę się swoją uczciwością. Niech pani wyda te pieniądze na swojego synka. Pozwolę sobie zauważyć, że mali chłopcy zawsze czegoś potrzebują. – Stanowczym ruchem zamknął księgę rachunkową. – Czy mogę jeszcze czymś służyć, pani Henley?
Palmer nie wyglądał na głupca, ale niewątpliwie był uparty i zbyt dumny, żeby przyznać się do błędu. Może jego żona okaże się bardziej przystępna?
– Proszę przekazać moje pozdrowienia pani Palmer. Miałam nadzieję zobaczyć się z nią dzisiaj. – Penny zerknęła ponad jego ramieniem na zaplecze. Żona sklepikarza była osobą skrupulatną i z pewnością znajdzie sposób, aby łagodnie sprostować oczywistą pomyłkę małżonka.
– Niestety wyjechała odwiedzić naszą córkę i wnuczęta. Przekażę jej pani pozdrowienia w przyszłym tygodniu.
Penny nie miała ochoty dłużej spierać się z nim przy świadkach, więc pożegnała się i szybkim krokiem ruszyła King Street do domu pana Cohena, od którego wynajmowała mieszkanie, żeby zapłacić czynsz na przyszły miesiąc. Okazało się, że czynsz również został już opłacony. W przeciwieństwie do pogodnego sklepikarza, pan Cohen był ponurym jegomościem, który nie lubił tracić czasu na bezowocną gadaninę.
– Powiedziałem, że czynsz został już opłacony, pani Henley. Za pełnych dwanaście miesięcy!
– Ależ to niemożliwe! Nie zapłaciłam panu. – To nie mógł być zbieg okoliczności. Penny zacisnęła zęby. – Kto opłacił czynsz?
– Tego nie mogę powiedzieć. I nie powiem, choć wcale mi się to nie podoba. Pani dobroczyńca pragnie pozostać anonimowy.
– Dobroczyńca?
Stary człowiek skrzywił się i potrząsnął głową. Jego załzawione oczy zapłonęły oskarżycielsko.
– Tak go nazywam, pani Henley, ponieważ zapewnił mnie, że nie jest pani kochasiem, a ja wolę dobrze myśleć o swoich najemcach, nawet tych opowiadających niewiarygodne historie.
– Kochasiem? – Penny nie ukrywała oburzenia. – Zapewniam pana… – Starzec przerwał jej niegrzecznie, unosząc dłoń.
– A ja zapewniam panią, że wyrzucę panią na pierwszy sygnał, że nim jest. Nie będę tolerować skandali w żadnym z moich lokali, pani Henley… jeśli naprawdę pani jest lub była zamężna. Gdyby nie ręczył za panią osobiście pan Leatham, nigdy nie wynająłbym pani mieszkania. Ciekaw jestem, co miałby do powiedzenia na temat tego dziwnego jegomościa, który zapłacił za panią roczny czynsz?
To rzeczywiście ciekawe. Seb Leatham był człowiekiem skrytym i małomównym, wolał wtapiać się w tło i działać zza pleców innych. Ale na prośbę Clarissy gotów był chodzić po rozżarzonych węglach.
Nagle zrodziło się w niej podejrzenie. Nie minęła jeszcze doba od jej kłótni z Clarissą, jedyną przyjaciółką, jaka jej została i żoną Seba Leathama. Pokłóciły się, gdy Penny wspomniała o podjęciu pracy guwernantki lub gospodyni, żeby związać koniec z końcem, co niezwykle oburzyło Clarissę. Przyjaciółka miała na ten temat bardzo dużo do powiedzenia, ale w końcu dała za wygraną. Oświadczyła, że szanuje decyzję Penny, choć się z nią nie zgadza. A następnego dnia czynsz i domowe rachunki zostały opłacone przez tajemniczego dobroczyńcę. Dzięki czemu przyjaciółka mogła mieć ją na oku i pilnować, żeby Penny nie musiała brudzić sobie rąk pracą.
– Stanowczo nalegam, żeby oddał pan te pieniądze ich właścicielowi, panie Cohen! Ja sama płacę swój czynsz. – Penny nienawidziła męża, ale jeszcze bardziej nienawidziła tamtej żałosnej istoty, jaką stała się w czasie małżeństwa. Przerażonej, bez kręgosłupa, głupiej dziewczyny, która zignorowała wszelkie ostrzeżenia, a potem przeklinała każdy dzień spędzony z mężczyzną, któremu oddała serce. Och! Jak straszliwie nienawidziła bezsilności i uległości, całkowicie sprzecznych z jej charakterem. Postanowiła być teraz inną kobietą. Nie bezwartościową i bezużyteczną. Nie pozwoli, by ktoś ją utrzymywał.
Bo gdyby przyjęła czyjąś pomoc, oddałaby innym kontrolę nad swoim życiem, a tego miała już serdecznie dosyć. Jaka różnica między utrzymywaniem jej w Cheapside a utrzymywaniem jej w Penhurst Hall? Przyjaciele mieli najlepsze intencje, ale to nie usprawiedliwiało wykorzystywania bogactwa po to, żeby postawić na swoim. Po trzech koszmarnych latach bezsilności i podległości jedyną osobą, która mogłaby kwestionować jej wybory, był synek, Freddie. A on nie potrafił jeszcze mówić, więc nie istniał nikt, kto miałby tę moc.
Aby udowodnić swoją determinację, Penny sięgnęła do torebki po pieniądze. Nie miała najmniejszych problemów z zarabianiem pracą na życie. Ta perspektywa mogła wydawać się przygnębiająca arystokratce takiej jak Clarissa, ale Penny wywodziła się z kupieckiej rodziny i przed ślubem pracowała w rodzinnej firmie, którą jej ojciec zbudował od zera. Rodzice nauczyli Penny nie tylko dobrych manier, ale wpoili jej również szacunek do ciężkiej pracy i uczciwości. Nie widziała więc powodu, by wstydzić się pracy, poza tym marzyła, by stanąć wreszcie na własnych nogach. Po trzech latach odzyskała wolność i nie zamierzała z niej rezygnować. Marzyła, by zarabiać na utrzymanie, zbudować dla siebie i Freddiego nowy świat, zamknąć za sobą przeszłość.
– On kazał mi przysiąc, że na to nie pozwolę. I zapłacił mi za posłuszeństwo. – Stary Cohen skrzyżował ramiona. – Ale jeżeli dowiem się, że się zabawiacie, to…
– Żeby zabawiać się z nim, panie Cohen, musiałabym chyba najpierw wiedzieć, kim on jest, nie sądzi pan? – Kimkolwiek był ten człowiek, musiał być w jakiś sposób związany z Sebem Leathamem. A Seb był wysokiej rangi rządowym agentem. Miał legion podkomendnych, którzy wykonywali za niego brudną robotę. Zamierzała przycisnąć w tej sprawie Clarissę. Jak ona śmiała?
Nie przejmując się tym, że to niegrzeczne zachowanie, Penny odwróciła się na pięcie i pomaszerowała do domu, pełna determinacji i oburzenia. Jak Clarissa śmiała wykorzystywać męża, żeby postawić na swoim? Przecież obiecała ją wspierać, twierdziła, że rozumie, dlaczego Penny pragnie żyć własnym życiem i zostawić za sobą wszystkie okropne wspomnienia.
Właściwie nie miała nawet wyboru. Jej rodzice nie żyli, a dalecy krewni wyrzekli się jej jeszcze przed rozpoczęciem procesu. Penny musiała nauczyć się żyć samodzielnie albo być ciągle na łasce Clarissy, jak podczas upokarzającego procesu męża. Nie zostało jej już wiele biżuterii po matce, wystarczy na utrzymanie najwyżej na kilka miesięcy. Z pewnością nie na kupno domku na prowincji dla niej i Freddiego.
Jednak pewnego dnia będzie go miała. To było marzenie Penny. Tylko ono podtrzymywało ją na duchu przez ostatnich kilka miesięcy. Marzenie o pięknym miejscu pod słońcem, które będzie mogła nazwać domem, gdzie zdoła wreszcie zapomnieć o przeszłości. Jeśli okropne małżeństwo z Penhurstem czegoś ją nauczyło, to tego, że powinna walczyć o swoje marzenia.
Przyzwoita stancja w Cheapside stanowiła rozwiązanie tymczasowe. Miejsce, w którym mogła lizać rany i zastanawiać się nad przyszłością. Tu zresztą spędziła pierwszych czternaście lat życia, zanim ojciec mógł sobie pozwolić na lokal w Mayfair. Penny zawsze kochała tę dzielnicę. Tyle tu było kupców i przechodniów ze wszystkich stron świata, że nikt nie zwracał uwagi na dobrze sytuowaną kobietę z dzieckiem. No i ludzie z wyższych sfer nie pojawiali się w Cheapside. Mogli najwyżej wysyłać tutaj służących, ale żaden arystokrata nie postawiłby stopy na ulicach, po których krążyli kupcy.
Boże uchowaj!
Podobnie jak nie zamierzali kontynuować znajomości z wdową po zdrajcy.
Penny stanęła pod swoim domem i zaczerpnęła powietrza dla uspokojenia. Nie powinna tak ostro potraktować Clarissy. Przyjaciółka stała przy niej murem przez cały czas procesu. Zupełnie jawnie. Byłaby z nią codziennie na sali rozpraw, gdyby Penny jej nie powstrzymała. Tłumaczyła Clarissie, że Freddie powinien zostawać z kimś, kogo zna, ale w rzeczywistości nie chciała zniszczyć przyjaciółce reputacji. Nawet teraz, w kilka miesięcy po śmierci Penhursta, kategorycznie odmawiała przekraczania progu domu Clarissy przy Grosvenor Square. Jednak ilekroć potrzebowała kogoś do opieki nad synkiem, zawsze mogła liczyć na Clarissę i pod tym względem była jej dłużniczką.
Powoli, ze znużeniem wchodziła po schodach, szukając taktownego sposobu wyrażenia dezaprobaty dla postępku wypływającego niewątpliwie z najlepszych chęci.
Znalazła Clarissę w malutkim saloniku. Przyjaciółka siedziała po turecku na podłodze i pomagała Freddy’emu budować wieżę z drewnianych klocków, które były ostatnio jego ulubioną zabawką.
– Wcześnie wróciłaś. Myślałam, że miałaś mnóstwo spraw do załatwienia.
Penny nie przyznała się przyjaciółce, że zamierza też odwiedzić lombard.
– Miałam, ale zdarzyło się coś dziwnego, i uznałam, że lepiej wrócić.
– Dziwnego? Chyba nie zostałaś rozpoznana? – zapytała Clarissa, mocno zaniepokojona. W czasie procesu ludzie zachowywali się naprawdę okrutnie. A prasa dosłownie polowała na Penny.
– Nie, to nic strasznego. – Penny powoli rozwiązała troczki czepka i położyła go wraz z rękawiczkami na stoliku, a potem, żeby zyskać na czasie, starannie odwiesiła płaszcz na kołku przy drzwiach.
Musi być taktowna, ale asertywna. To jej życie i teraz mogła przeżyć je w taki sposób, w jaki chciała. O tym właśnie marzyła.
– Dowiedziałam się o czymś, co mnie nurtuje. Porozmawiajmy o tym przy herbacie. – Znowu chciała zyskać na czasie. To irytujące, ale typowe dla osób, które nie lubią konfliktów. Penny taka była zawsze, ale przecież można być miłym i zdecydowanym jednocześnie, prawda?
Pocałowała synka w policzek z głośnym cmoknięciem, a potem podeszła do kominka, sięgnęła po czajnik i zaparzyła dzbanek herbaty. Brak służby to był kolejny problem, który dręczył Clarissę, ale dla Penny stanowił miłą odmianę. Sprzątanie po sobie i dziecku nie było szczególnie pracochłonne. Przygotowywanie posiłków stawało się coraz łatwiejsze i choć gotowanie z pewnością nie było jej najmocniejszą stroną, stanowiło niezbyt wygórowaną cenę za prywatność. Poza tym nie spowszedniała jej jeszcze radość spędzania czasu z dzieckiem, bez żadnych ograniczeń i bez nadzoru. Wreszcie mogła być matką Freddiego przez całą dobę, a nie przez marnych kilka chwil dziennie, na jakie zezwalał jej mąż. Potem synka odsyłano do pokoju dziecinnego, pod opiekę płatnej donosicielki, niani Francis. W oczach Penny służba Penhursta zachowywała się jak strażnicy więzienni. Pozbyła się ich z ulgą.
Clarissa zajęła się nalewaniem herbaty, a Penny usiadła i wzięła Freddiego na kolana. Przyjaciółka postawiła przed nią parującą filiżankę i popatrzyła na nią badawczo.
– Co się stało?
Najlepiej od razu przejść do rzeczy.
– Ja wiem, że chciałaś dobrze, ale nie powinnaś płacić mojego czynszu.
Przyjaciółka zamrugała i zmarszczyła czoło.
– Nie zapłaciłam.
– Może nie osobiście, na to jesteś za sprytna, ale zaaranżowałaś to za moimi plecami. Uregulowałaś również mój rachunek w sklepie. – Penny uśmiechnęła się, żeby złagodzić stanowcze słowa, ale była zadowolona, że mówi tak otwarcie.
– Nie zrobiłam tego. A szkoda… bo Bóg mi świadkiem, że potrzebujesz pomocy, a ja mogę sobie na to pozwolić. Jednak zbyt sobie cenię naszą przyjaźń, żeby postępować wbrew twojej woli. Obiecałam, że nigdy tego nie zrobię, pamiętasz? W końcu ty, jak nikt inny, zasługujesz na to, żeby być panią swojego życia.
– W takim razie Seb zaaranżował opłacenie moich rachunków bez twojej wiedzy.
– Nie zrobiłby czegoś takiego za moimi plecami. Ani za twoimi. Wiem, że nie bez powodu masz marne zdanie o mężczyznach i małżeństwie, ale Seb jest człowiekiem honoru. Nie zrobiłby nic bez mojej wiedzy, bo mnie kocha.
Penny podniosła filiżankę do ust, próbując pozbyć się irytacji z powodu naiwności przyjaciółki. Mężczyźni zawsze robili to, co uważali za słuszne, nie bacząc na uczucia kobiet.
– W takim razie jak wytłumaczysz opłatę czynszu za dwanaście miesięcy z góry?
– Za dwanaście miesięcy! – Przyjaciółka była naprawdę wstrząśnięta. – Ktoś opłacił za ciebie całoroczny czynsz? Kto? I, co ważniejsze, dlaczego?
– Na litość boską, Clarisso, skończmy tę zabawę. – Nadopiekuńcza przyjaciółka zdecydowanie przekroczyła granicę między troską a ingerencją w cudze sprawy. – Przyznaję, że okazałam się skończoną idiotką, wychodząc za mężczyznę, którego ty od początku przejrzałaś i przed którym mnie ostrzegałaś. Jestem chodzącym dowodem na to, jaka głupia, ufna i omylna potrafi być kobieta! Ale nie jestem kretynką. Już nie. Jestem przekonana, że to ty, bez mojej wiedzy i zgody, bezpośrednio lub pośrednio, opłaciłaś mój czynsz, żeby powstrzymać mnie przed poszukiwaniem pracy.
– Nie. Nie zrobiłam tego. Przysięgam. Zamierzałam dzisiaj odbyć z tobą na ten temat jeszcze jedną dłuższą rozmowę. Liczyłam, że zmienisz zdanie. To przyznaję bez bicia. Nie widzę najmniejszego powodu, byś gnieździła się w tym ciasnym mieszkanku w Cheapside, skoro możesz zamieszkać z nami na Grosvenor Square. Byłam gotowa mocno tobą potrząsnąć, gdybyś się upierała. Jednak wiem, że tylko ty możesz podejmować decyzje dotyczące ciebie i synka. Po Penhurście i tych wszystkich strasznych rzeczach, które ci robił, nie śmiałabym pozbawiać cię wyboru. – Przyjaciółka pochyliła się do przodu i z zatroskaną miną złożyła razem ręce. – Przysięgam, Penny, nie zapłaciłam twojego czynszu.
– W takim razie kto? – Penny miała jeszcze dwóch dalekich krewnych, ale zerwali a nią wszelkie kontakty. Obwieścili to w liście wysłanym do niej w czasie procesu. Dawni przyjaciele również opuścili ją w haniebnym pośpiechu. Jak szczury uciekające z tonącego okrętu. Poza Clarissą i jej mężem nie miała nikogo.
– A nie sądzisz, że jeden z dawnych przyjaciół Penhursta mógł zapłacić twój czynsz?
– Dlaczego miałby to zrobić? Zeznawałam przeciwko mężowi… – Zimny dreszcz przeszył Penny na myśl o bandytach z przemytniczego gangu, którzy z pewnością jej nienawidzili. A po procesie zamordowali jej męża w więziennej celi. – Zresztą wszyscy zostali schwytani, prawda? – A jeśli władze kogoś pominęły? Twarz Clarissy nagle pobladła, najwyraźniej przyjaciółka podzielała jej obawy. – Myślałam, że nikt poza tobą, Sebem i władzami sądowymi nie zna mojego nowego nazwiska i adresu. – Jeżeli jej miejsce zamieszkania i nazwisko wyciekły poza bezpieczny krąg najbardziej zaufanych osób, do ludzi, którzy mogli pragnąć jej śmierci, to powinna zabrać synka i wyprowadzić się jeszcze tego wieczora. Bóg jeden wie, dokąd i jak. Zostało jej ostatnich pięć gwinei – tych, których nie przyjęli od niej wierzyciele – sześć sztuk matczynej biżuterii i ubrania, które miała na sobie.
– Gdyby ci ludzie chcieli cię ukarać i wiedzieli, gdzie cię znaleźć, już by to zrobili. Szybko i bezlitośnie. Na pewno nie zaoferowaliby ci pomocy – odezwała się uspokajającym tonem Clarissa, kiedy dostrzegła przerażenie Penny. – Poza tym przywódcy gangu zostali aresztowani. A ich podwładni już dawno uciekli. Ten, kto zapłacił twój czynsz, nie zamierza cię skrzywdzić, Penny. Wręcz przeciwnie, chce, żebyś była bezpieczna.
– Nie chcę niczyich pieniędzy ani pomocy.
– Może powinnam porozmawiać z lordem Fennimore’em albo poprosić Seba, żeby zbadał sprawę? Jestem pewna, że szybko znajdzie twojego tajemniczego dobroczyńcę i rozwieje twój niepokój. Kiedy ten człowiek zrozumie, że jego pomoc nie jest mile widziana, na pewno da ci spokój.
Hadleigh wsunął małą jadeitową broszkę do szuflady biurka, gdzie spoczywały już wyszczerbiony złoty medalion, mocno podniszczona kamea i delikatne rubinowe kolczyki. Zamknął szufladę i schował klucz do kieszeni. Nie był ekspertem w dziedzinie damskiej biżuterii, ale wątpił, by te drobiazgi były zbyt wiele warte. Natomiast dla niej miały ogromne znaczenie. Na własne oczy widział, jak wahała się przed wejściem do lombardu i przez dłuższy czas przyglądała się z miłością broszce, zanim zamieniła ją na kilka monet.
Dzięki szczegółowym raportom agencji Bow Street Runner, której powierzył obserwację lady Penhurst trzy miesiące temu, kiedy zamieszkała w Cheapside, znał szczegóły tych rozdzierających serce wizyt. Pierwszego dnia każdego miesiąca lady Penhurst zostawiała w lombardzie jakąś błyskotkę, żeby opłacić rachunki. Dzisiaj Hadleigh uregulował wszystkie jej należności, zanim wyszła z domu. Odzyskał ostatnie świecidełko w parę minut po tym, jak opuściła lombard. Czekał ukryty w bramie, by go nie zauważyła.
Człowiek o jego pozycji nie powinien zbliżać się do świadka z poprzedniej sprawy, ale Hadleigh nie mógł spać po nocach, bo werdykt w sprawie Penhursta nie dawał mu spokoju. Tego dnia postanowił zobaczyć lady Penhurst na własne oczy, po raz pierwszy od zakończenia procesu. Musiał przekonać się osobiście, jak sobie radziła i czy jej sytuacja była rzeczywiście tak trudna, jak donosił agent. Osoby wypłacalne, informował w ubiegłotygodniowym raporcie, nie wyprzedają sreber rodowych.
Dla damy z wyższych sfer to musiał być bolesny upadek. Z pewnością odchodziła od zmysłów, zastanawiając się, jak związać koniec z końcem. Miał nadzieję, że tej nocy będzie spała spokojnie, wiedząc, że nie grozi jej wyrzucenie na bruk. Miał również nadzieję, że on sam zaśnie wreszcie kamiennym snem. Liczył, że ten akt dobroczynności uspokoi jego sumienie, które dręczyło go najbardziej w środku nocy, kiedy powinien zaznawać wypoczynku, aby rano wstać ze świeżym umysłem. A tymczasem cierpiał na bezsenność i rozpaczliwie potrzebował zdrowego snu.
Rzucił okiem na biurko – czekał na niego stos akt sądowych i zeznań świadków, a obok zostawiona przez lokaja zimna, nieapetyczna kolacja. Mruknął z irytacją. Miał przed sobą jeszcze godzinę pracy, może nawet dwie, zanim będzie mógł położyć się do łóżka.
Bez wątpienia to była największa sprawa w jego karierze. Przez ponad rok Królewska Elita poszukiwała szefa siatki przemytniczej. Kilka tygodni temu wreszcie go wykryto i zaczęło się dochodzenie prowadzone przez Hadleigha. Nikczemny, ustosunkowany i niebezpieczny szef, który sprowadził na złą drogę więcej arystokratów niż podły zdrajca wicehrabia Penhurst, został wreszcie zdemaskowany i aresztowany. Ku zaskoczeniu wszystkich, w tym Hadleigha, szefem szajki była kobieta.
Lady Gislingham siedziała już pod kluczem w Tower. Sześciu innych arystokratów zostało zamkniętych w Newgate. Do obowiązków Hadleigha należało znalezienie niezbitych dowodów przeciwko niej i jej wspólnikom, aby raz na zawsze przerwać ten przestępczy proceder. Czekało go wiele miesięcy wytężonej pracy wymagającej całkowitego poświęcenia. Już i tak zdecydowanie zbyt wiele uwagi poświęcił lady Penhurst, a teraz rozpaczliwie potrzebował wypoczynku. Uregulowanie jej zadłużenia było w istocie aktem dobroczynności dla własnego dobra, nie tylko dla niej. Jak miał być w szczytowej formie, skoro nocami zamiast spać, przewracał się z boku na bok? I śnił o skręcanych w palcach chusteczkach, dumnie wyprostowanych ramionach i pięknych niebieskich oczach, w których malowały się rozpacz i determinacja.
Odepchnął od siebie ten obraz i usiadł przy biurku.
Dość tego! Ta kobieta to nie jego problem!
Jego problem to ta sprawa.
Oderwał kawałek chleba, położył na nim plasterek szynki i przeżuwał posiłek beznamiętnie, po raz kolejny odczytując skrupulatne notatki z przesłuchania, które przeprowadził tego ranka ze zdrajcami osadzonymi w Newgate. Pięciu obstawało przy swej niewinności. Jeden załamał się i wyśpiewał wszystko, co wiedział.
Po paru minutach Hadleigh tak pogrążył się w pracy, że drgnął gwałtownie, kiedy usłyszał walenie pięścią w drzwi. Ludzie nie dobijali się zwykle do niego, szczególnie o północy. Jednym z powodów, dla których mieszkał w kawalerskim apartamencie w Albany, a nie w domu oddalonym zaledwie o godzinę drogi od stolicy był fakt, że przy głównym wejściu zawsze stał portier, który zniechęcał nieproszonych gości do składania wizyt. Hadleigh z natury był samotnikiem, po części dlatego, że jego zawód utrudniał swobodne rozmowy z większością osób, a po części dlatego, że przywykł do samotności. Albany, położone tak blisko miejsca pracy, było dobrym rozwiązaniem. A nawiedzony dom… niekoniecznie.
Kolejne rąbnięcie pięścią w drzwi przypomniało mu, że jego służący Prescott ma wolne i wróci dopiero w piątek rano. Uświadomił sobie również, że ten, kto tak energicznie się dobija, musi być portierowi znany. Czyli musiało się zdarzyć coś ważnego. Nie zdziwił się więc, kiedy otworzył drzwi i do jego mieszkania wpadł rozwścieczony Seb Leatham.
– Co się stało? – Myśli Hadleigha poszybowały w stronę więźniów i prowadzonej przez niego sprawy. Wiedział z doświadczenia, że gang przemytników drwi z prawa. Wicehrabia Penhurst i kolejny spiskowiec, markiz Deal, zostali brutalnie zamordowani w swoich celach w kilka dni po wyroku, żeby nie mogli składać dalszych zeznań. Ekipa bezwzględnych zabójców zabiła tej samej nocy również trzech strażników więziennych. – Powiedz, proszę, że nikt nie zginął!
– Jeszcze nie, ale jestem tak wściekły, że za nic nie ręczę. – Przyjaciel minął go i wpadł do gabinetu. Rzucił kapelusz na biurko, skrzyżował muskularne ramiona na piersi i spiorunował go wzrokiem.
– Nie bardzo nadążam…
– Zaakceptowałem zaangażowanie agentów z Bow Street Runner. – Seb wbił w Hadleigha nieruchome, złowieszcze spojrzenie. – Po wszystkim, co ta kobieta wycierpiała i z uwagi na to, z jak groźnymi ludźmi zadawał się jej mąż, uznałem, że im więcej osób będzie miało na nią oko, tym lepiej.
Wiedział o Bow Street Runner?
Nadzieja na anonimowe uciszenie wyrzutów sumienia dzięki sekretnemu aktowi dobroczynności natychmiast się rozwiała.
– Chodzi ci o lady Penhurst?
– Masz cholerną rację, chodzi o Penny! – Seb stuknął go palcem prosto w mostek. – Co ty sobie, do licha, myślałeś, spłacając jej długi?
Hadleigh był zaskoczony, że Seb tak szybko trafił na jego ślad, a jeszcze bardziej tym, że wpadł w złość z powodu jego szlachetnej wspaniałomyślności. Złapał dźgający go palec i odsunął od swej piersi.
– To nie twoja sprawa, ale kiedy agent poinformował mnie o jej kłopotach finansowych, pomyślałem, że ucieszy się, jeśli nie będzie musiała łamać sobie głowy, jak związać koniec z końcem.
– W takim razie niewiele wiesz o Penny. I kompletnie nic o mojej żonie! – Seb zaczął chodzić po pokoju, z irytacją wymachując rękami. – Dobry Boże, człowieku! Puknij się w łeb! O czym ty myślałeś?
– Korona Brytyjska ją skrzywdziła, więc próbowałem pomóc.
– I narozrabiałeś. Co ja mam teraz powiedzieć Clarissie, do diabła?
– To miał być anonimowy gest, więc nic jej nie mów.
Seb opadł na krzesło i potrząsnął głową.
– Gadasz jak kawaler! Nie mam wyboru, muszę jej powiedzieć, ponieważ to Clarissa zmusiła mnie, żebym wytropił tajemniczego dobroczyńcę jej najlepszej przyjaciółki. Twoja nieudolna próba pomocy wywołała śmiertelne przerażenie obu kobiet.
– Czego się obawiają?
– Naprawdę nie rozumiesz? – I nie czekając na odpowiedź, Seb zaczął tłumaczyć. – Zaledwie kilka miesięcy temu mąż tej biednej kobiety został aresztowany pod zarzutem zdrady stanu. Twoje własne dochodzenie powiązało go z mnóstwem obrzydliwych indywiduów. Z przestępcami. Przemytnikami. Mordercami. Penny, zeznając przeciwko niemu, oskarżała również ich. Zakładamy, że skoro złapaliśmy szefa, to ujęliśmy już wszystkich członków gangu, a jeśli się mylimy? Rozsądek nakazuje dopuścić możliwość, że na wolności pozostał jakiś bandzior osobiście zainteresowany uśmierceniem Penny. To jeden z głównych powodów, dla których zachęcałem ją do zmiany nazwiska! – Seb wstał i znów zaczął chodzić po pokoju. – Co więcej, płacąc anonimowo jej zobowiązania finansowe, uświadomiłeś tej dumnej i pełnej determinacji kobiecie, że była przez cały czas obserwowana.
– To gruba przesada. Detektyw i Bow Street Runner nie obserwują jej przez cały czas. Dostali ścisłe instrukcje, bo nie chciałem wzbudzać jej niepokoju.
– Jestem tego świadom. Na szczęście moi agenci obserwowali ją nieustannie od chwili, gdy jej mąż został aresztowany. – I to z pewnością był powód, dlaczego Hadleigh został tak szybko zdemaskowany, choć starał się zachować swoje działania w tajemnicy. Agenci Królewskiej Elity potrafili wtapiać się w tło, co gorsza ten rozgniewany mężczyzna, którego Hadleigh miał teraz przed sobą, wyszkolił większość z nich. – I aczkolwiek twoje działanie było pragmatyczne, logiczne i wypływało z najlepszych pobudek, Penny nie będzie zadowolona. Szczególnie że była przez lata śledzona na polecenie męża. Jest zdecydowana położyć temu kres. I trudno jej się dziwić. Powinieneś był skonsultować się ze mną!
– Nie podlegam tobie, Leatham. Ani lordowi Fennimore’owi. Podlegam Prokuratorowi Generalnemu.
– A skonsultowałeś się z nim?
Oczywiście nie zrobił tego. Dostałby reprymendę za samo rozważanie udzielenia pomocy wdowie po zdrajcy. Prawnik powinien zachować ścisły rozdział pomiędzy swoim życiem zawodowym i prywatnym.
– Chciałem jej pomóc.
– Niestety zabrałeś się do tego w niewłaściwy sposób i zniszczyłeś moją wielomiesięczną pracę. Kusi mnie, żeby ci porządnie przyłożyć! Szczególnie że musieliśmy nieźle się namęczyć, aby zatrzymać ją w Londynie, blisko nas.
– Jaką pracę?
– Po raz pierwszy od lat Penny jest wolna i niezależna. To dla niej powód do dumy, choć jej niezależność wiąże się z comiesięcznymi wizytami w lombardzie. Ta duma zostanie zniszczona w chwili, gdy Penny dowie się, że cały sztab ludzi pracował, aby stworzyć iluzję, że nieźle sobie radzi.
– A nie radzi sobie?
– Myślę, że jest coraz lepiej. Jest dobrą matką i lubi prowadzić dom, ale Clarissa martwi się tym, że jest całkiem sama. Ten łajdak wybił jej z głowy poczucie własnej wartości, a z tego niełatwo się wyleczyć. Penny nie jest jeszcze gotowa, by zmierzyć się z rzeczywistością, a przecież będzie musiała zaczynać od zera, bo nie ma kompletnie nic. Clarissa próbuje jej pomóc, ale Penny kategorycznie odmawia zamieszkania z nami. Jest niewiarygodnie uparta, jeśli chodzi o przyjmowanie czegokolwiek, co trąci dobroczynnością. Uważa, że najwyższy czas, by mocno stanęła na własnych nogach. Londyn jest drogi, więc myśli o przeniesieniu się w tańsze miejsce, jak najdalej od wyższych sfer, gdzie mogłaby zostać rozpoznana. Nie przeczę, że tutaj takie ryzyko istnieje, ale w Londynie jestem w stanie zapewnić jej bezpieczeństwo, a moja żona wsparcie. Ostatnio Penny zaczęła mówić o znalezieniu pracy w jakimś dużym domu lub szkole, więc niewątpliwie martwi się o przyszłość. Jest zbyt dumna, żeby przyjąć pomoc, woli sprzedawać biżuterię po matce, aby związać koniec z końcem. Nie ma pojęcia, że my o tym wiemy i pomagamy jej. Na skutek twojego działania może zorientować się, że Clarissa i ja przez cały czas ukradkiem dawaliśmy jej pieniądze.
– A dawaliście?
– Oczywiście! Penhurst sprzedał wszystko, co odziedziczyła po rodzicach i co miało jakąkolwiek wartość. Te świecidełka, które sprzedaje co miesiąc, to tombak i marne imitacje, wszystkie razem nie wystarczyłyby na półroczny czynsz. Przekupiłem właściciela lombardu, żeby dawał jej za nie wygórowaną cenę. W ten sposób próbuję powstrzymać ją przed wyjazdem z Londynu.
– A. – Hadleigh nie przyznał się, że co miesiąc odkupywał je za cenę znacznie wyższą od rynkowej. Rano odbędzie surową rozmowę z tym wrednym, podstępnym właścicielem lombardu!
– Boję się nawet pomyśleć, jak Penny zareaguje, jeśli dowie się, że Clarissa i ja ingerowaliśmy w jej życie. – Seb wydał długie, przeciągłe westchnienie. – Poczuje się zdradzona i odejdzie. Żeby stanąć na własnych nogach. Samotna, dumna kobieta, która ma na utrzymaniu dziecko. Bez pieniędzy, za to z przeszłością, która może w każdej chwili wrócić i ją zniszczyć. Uwierz mi, świat nie jest łaskawy dla takich kobiet…
Szerokie ramiona Seba opadły, gdy wypuścił z płuc powietrze.
– Co prowadzi do ostatniego punktu, najbardziej wrażliwego i delikatnego, o którym taki żałosny kawaler jak ty nie ma najmniejszego pojęcia. Otóż żona zaufała mi, że znajdę tajemniczego dobroczyńcę Penny. – Seb mocno uderzył się w pierś. – Zaufała mi! Wierzyła, że szybko rozwikłam tę sprawę i wszystko naprawię. Uspokoję biedną Penny, która zrezygnuje z ucieczki spod naszych opiekuńczych skrzydeł. Twoje działania mogą zniszczyć naszą wielomiesięczną pracę i wieloletnią przyjaźń, mogą sprawić, że Penny stanie się całkowicie bezbronna.
Tak, być może Hadleigh mimowolnie pogorszył skomplikowaną sytuację, ale reakcja Seba była zdecydowanie przesadzona.
– Chyba nie musisz mówić Clarissie o wszystkim? Skłam w razie potrzeby. Przecież na tym polega praca agenta.
Seb uśmiechnął się ujmująco i jego oczy złagodniały, po raz pierwszy, odkąd wpadł z impetem do tego pokoju.
– Tak, ale nigdy nie okłamałbym własnej żony. Ona jest dla mnie wszystkim.
Hadleigh miał ochotę przewrócić oczami, ale zdołał się powstrzymać. Seb był świeżym żonkosiem, jeszcze zakochanym po uszy. Dla Hadleigha to było nieco dziwne i niezrozumiałe. Od dziecka stronił od wszelkich związków emocjonalnych i silniejszych więzów uczuciowych, poza związkiem z matką. Trzymał na dystans także przyjaciół. Spotykał się z ludźmi, lubił życie towarzyskie i nie cierpiał na brak pewności siebie, jak Seb, ale zawsze odczuwał dziwną ulgę, kiedy spotkanie dobiegało końca. Mógł wówczas wrócić do swojej bezpiecznej przystani i pogrążyć się w pracy. Nawet sporadyczne, dyskretne romanse nawiązywał z kobietami zamężnymi, bo nie oczekiwały niczego w zamian. Czuł się niepewnie, gdy więzy stawały się zbyt silne.
Zawsze taki był. Trochę z boku. Samotnik z natury. Typowy jedynak. Samotny. Skąd mu to słowo przyszło do głowy? Dobry Boże, bardzo potrzebował zdrowego snu!
– Rozumiem. – Przynajmniej tak mu się wydawało. Seb nie chciał, aby lady Penhurst dowiedziała się, że ją chronił. Hadleigh mógł spać spokojnie, wiedząc, że ktoś sprawuje nad nią opiekę. – Jestem gotów do wszystkiego się przyznać i w ten sposób ją uspokoić.
Choć miał nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby. Nie mógł przestać myśleć o wzruszającym wyrazie jej twarzy i smutku w oczach, kiedy stała tego ranka przed lombardem. Z uwagi na dziwny wpływ, jaki wywierała na niego ta kobieta, ponowne spotkanie, a szczególnie rozmowa z nią, były w najwyższym stopniu nierozważne.
– To pozwoli ukryć działania twoje i twojej żony. – Nie było to idealne wyjście, ale Hadleigh rozumiał, że postawił Seba w niezręcznej sytuacji. Nie chciał spowodować ucieczki lady Penhurst spod opieki przyjaciół. Nie chciał też, by zatrudniła się jako gospodyni lub służąca. – Może kiedy wyjaśnię jej, że moje działania wynikały z prawdziwej troski… – Jak również z niezdrowej i podszytej poczuciem winy obsesji na jej punkcie! – Mam nadzieję, że przyjmie dar w duchu, w jakim został on ofiarowany. Bo to jasne, że ta kobieta potrzebuje pomocy.
– Mój uczony przyjacielu, najwyraźniej nie znasz kobiet, jeśli sądzisz, że właśnie tak by się stało. – Seb, ewidentnie rozbawiony, ruszył do drzwi. – Ale powtórzę to wszystko Clarissie, zobaczymy, co powie. Dopóki my oboje pozostaniemy poza podejrzeniami i dopóki będę mógł nadal mieć Penny na oku, to z największą przyjemnością pozwolę ci ponosić wszelkie konsekwencje twoich działań.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej