30,00 zł
Tom wierszy Śmieci z kosmosu (oryginalne wydanie z 2013) w przekładzie Miłosza Waligórskiego trafia w ręce polskiego czytelnika w specyficznym czasie wzmożonej koniunktury na tzw. literaturę odpadkową (pochylającą się nad nadprodukcją dóbr i zanieczyszczeniem świata), choć w jej poezji odpadki mają inny, szerszy, bardziej metaforyczny charakter. W swoich tekstach Ristović przedstawia rzeczywistość jako siedlisko chaosu, które można zrozumieć dzięki wolnej woli, przygląda się osobom wykluczonym, „z marginesu”. Między słowami można wyczuć nostalgię za starymi czasami, lęk przed nieposkromionym rozwojem cywilizacji i tym samym… zanikiem poezji.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 42
Rok wydania: 2020
Napisz książkę
piękną,
mocną,
szczerą,
nagą,
cichą,
delikatną,
kruchą,
silną,
jasną;
napisz
książkę
śmieszną,
uwodzicielską.
Napisz ją,
jeśli nie dla
kogoś,
to dla siebie
– i dla mnie.
Fabian Hafner (1966–2016)
ZŁOTE ŚMIECI
Tej nocy runie na nas rój
spadających gwiazd,
posypie się złoty deszcz
(następny za czterdzieści lat).
A czy wiesz, że wszystko,
co bierzesz dziś za piękno,
co zachwyca cię na pogodnym niebie,
to w gruncie rzeczy
odpadki z kosmosu,
złuszczona skóra,
złuszczona błona macicy,
parchy między palcami,
wypadające włosy.
Niektóre z tych
złotych śmieci
sprowadziły kiedyś
życie na Ziemię.
JESZCZE JESTEM
Dziczeje co kilka lat,
drogi panie. Uparta jest, franca.
Myśli zaczynają mutować i świat,
który obejmują, przeistacza się
nie do poznania.
Zabiera narządy, części mojego ciała.
Lecz one: nerki, wątroba, płuca, splot
węzłów chłonnych, ścięgna i tkanki –
nie znikają, stają się
metaforą siebie, nerek, wątroby, płuc.
Trwają same w sobie, a ja z nimi, sama w sobie,
gdzieś poza wierszem.
Tak zwaną nerkę
nurtują szybkie wody.
Tak zwaną wątrobę
ropa ze wszystkich złóż.
Tak zwane płuca
powietrze nie powietrze.
Puste nurtuje próżne.
I tak dalej. Póki one są,
jestem. Drogi panie,
dzielnie trzymam się tego wiersza,
którego nie ma.
Każdym ścięgnem.
Jeszcze kilka książek, a zniknie mózg.
„Nareszcie – można powiedzieć – chwała Bogu”.
Potem zostanie samo serce.
Wokół niego zawirują
niewidzialne, liryczne, przenośne
części byłego ciała, którym
odebrano formę, ale dano treść.
Serce, trochę większe od truskawki,
spocznie w trawie i będzie bić
w imieniu wszystkich,
pańskim także.
Przeczyta je pan i wykrzyknie „kocham!”.
A potem chwyci je ptak
i odleci, naprawdę, dosłownie.
Osiągnie wysokość, na którą
nie wzbił się jeszcze
żaden wiersz.
SMOKING / NO SMOKING
Ucieszyła się na widok popielniczki
w hotelowym pokoju
w Klagenfurcie, czyli Celovcu,
serbska poetka,
właśnie wróciła od Musila,
część muzeum
poświęcono Ingeborg Bachmann,
która, jak mówią,
zginęła przez papierosa,
w łóżku w Rzymie.
Włączyła telewizor, cicho,
bo miasto już spało
(była siódma wieczorem).
Poruszała się po cienkiej linii,
nie wiedziała, czy ma ciało
iguany, pudla z muzeum zwierząt domowych
czy kornika, co drąży zgniłe drzewo
historii powszechnej.
Dwie godziny
jechała z lotniska do hotelu.
Taksówkarz całą drogę milczał,
z uprzejmości.
Powiedział tylko, że ostatnio
jest ciepło.
Wszędzie obowiązywała ta kurtuazyjna cisza.
Jak na wodzie,
kiedy mijają się statki
i nie wolno do siebie machać,
bo ktoś mógłby to uznać za S.O.S.
Ucieszyła się więc, a potem
prawie spłonęła,
bo zawartość popielniczki
wysypała na papier, zawinęła
i wyrzuciła do kosza w łazience.
(Myślała przy tym o różnicach).
Popiół przykrywał już jej głowę,
przenosiła się na miękkie
wysypisko bez właściwości,
gdzie snuł się dym
jak z małego krematorium
i zakrwawioną podpaskę,
i karmin pomadki na niedopałku
zespalał
w Jedno.
NA LUDZKĄ MIARĘ
W modzie są nowe stołki:
siadamy na nich,
nie przestając chodzić –
ich nogi zastępują nasze,
obie, lewą i prawą.
Siadamy okrakiem,
ujeżdżamy stołek, jak konia.
Przemieszczamy się
bez kiwnięcia palcem,
podróżujemy,
siedząc w miejscu.
Rano stołek wnosi nas do windy,
gdzie na swoich czworonogach
czekają sąsiedzi.
Żadnych rozmów o pogodzie,
chyba że o wilgoci, która wnika w drewno,
ani słowa o zdrowiu, chyba że
o inicjatywie rady mieszkańców,
żeby kupić nowe gwoździe,
bo w niektóre stołki
wdała się już rdza.
Stołek tego spod dziewiątki
stracił nogę, amputacja:
facet ma doła,
napiszmy do spółdzielni, niech mu dadzą
stołek zaufania.
Nowe stołki to także sposób
na ścisk w autobusach:
zakaz wstępu
bez własnego siedzenia!
A gdy się napatoczy
jakiś stojący żebrak,
w ramach jałmużny
można go wziąć na kolana.
Cwaniaczek, chciałby
trafić do muzeum, wozić się
po targach mebli z tabliczką:
„Tak kończą ci, co się zaparli,
by używać swych nóg”.
Ktoś leży na chodniku, krzyczy:
– Uciekł mi stołek, łapać go! –
ale nikt nie pomaga mu wstać,
ludzie są litościwi.
– Poleciał na zebranie rady miejskiej,
mają mówić o likwidacji
wózków inwalidzkich –
tłumaczą.
Jak tu za nim biec?
Bywa, że stołek
idzie z nami do teatru:
siada sam na sobie