Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Światowy bestseller o wielomilionowym nakładzie.
Sylvia Day, popularna autorka bestsellerowej sagi Crossfire, fenomenu wydawniczego ze szczytu rankingów „New York Timesa”, powraca z długo wyczekiwaną, zupełnie nową, namiętną historią miłosną.
So Close to pełna zwrotów akcji zmysłowa powieść o skrywanych tajemnicach i granicy między miłością a obsesją.
Pogrążony w żałobie Kane Black na jednej z ulic Manhattanu spostrzega kobietę łudząco podobną do zmarłej kilka lat wcześniej żony. Przyjmuje ją do swojego penthouse’u, zapewnia ochronę, spełnia wszystkie życzenia i jest szczęśliwszy niż kiedykolwiek. Jednak otaczające go trzy najbliższe mu osoby: Amy, Aliyah i Lily, zrobią wszystko, by za wszelką cenę osiągnąć swoje cele.
Nie można wierzyć wszystkim, ale czy można zaufać komukolwiek?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 450
1
WITTE
Wśród tłumu na bankiecie panuje nastrój ożywienia, ale doskonale wyczuwam jedną wyjątkowo znaczącą obecność – żony mojego pracodawcy, kobiety, która nie żyje od wielu lat. Światła Manhattanu lśnią w przepastnej czerni nocy spowijającej penthouse na szczycie wieżowca. Chmury kłębią się w sięgających od podłogi do sufitu oknach, na przemian zasłaniając i ukazując pogrążony w grobowych ciemnościach Central Park ze sztucznym jeziorem w oddali. Budynek chwieje się lekko w porywach wieczornego wiatru, wydając jękliwe skrzypienie zagłuszane muzyką i morzem rozmów.
Pośród szklanych ścian atmosfera jest gęsta od napięcia. Powietrze naładowane groźną energią to nieunikniony skutek zamknięcia rywali w neutralnej przestrzeni. Powstrzymywani przez dobre maniery i obawę przed utratą twarzy, przeciwnicy jeżą się, a ich pazury i kły są tylko na krótko i niechętnie schowane.
To wystawne przyjęcie uświetnia wprowadzenie nowej linii kosmeceutyków. Uczestnicy, zgromadzenie zbyt pięknych i zbyt bogatych, należą do najbardziej znanych spośród młodej elity Manhattanu. Wśród nich są zarówno słynący z przyjaźni, jak i jawnie zwaśnieni, co świadczy o tym, że pan Black potrafił zebrać w swoim domu tak zróżnicowaną – i podzieloną – grupę osób.
Goście, niczym szachiści, zajęli pozycje dające im jak największą przewagę. Ryan Landon, z którym pan Black przyjaźni się najdłużej, stoi po drugiej stronie przestronnego salonu naprzeciw jego biznesowego partnera Gideona Crossa. Dwaj mężczyźni podtrzymują wrogość przekazaną im przez ojców. Choć ta waśń jest godna pożałowania, podziwiam czystość ich otwartej wzajemnej niechęci.
Natomiast główni przeciwnicy pana Blacka – jego przyrodni bracia Ramin i Darius – podkopują jego autorytet, kiedy tylko przynosi im to korzyść. Jest też Amy, żona Dariusa, jedyna kobieta w tym pomieszczeniu, która nie patrzy na pana Blacka. Nawet nie zerka dyskretnie.
Przestrzeń między tymi głównymi graczami wypełniają osobowości telewizyjnych programów typu reality show, influencerzy, modelki i muzycy. Błyski świateł odbijają się w lśniących sukniach i szerokich oknach, podczas gdy telefony komórkowe utrwalają niezliczone selfie, które będą udostępniane milionom obserwujących. Większość firm słono płaci za taką fotograficzną promocję, ale dziś tak nie jest. Zaproszenie do penthouse’u oznacza towarzyski sukces, podobnie jak przebywanie w pobliżu Crossa i jego żony Evy, bodajże najpopularniejszej na świecie pary, jeśli za kryterium przyjąć ich obecność w mediach.
Rozglądam się po salonie, by mieć pewność, że obsługa jest obecna, ale nie rzuca się w oczy, podając kanapki i napoje, jednocześnie usuwając porzucone kryształowe kieliszki Baccarat i talerze z porcelany Limoges.
Wspaniałe bukiety czarnych lilii azjatyckich zdobią srebrne blaty stołów z afrykańskiego hebanu, tworząc strukturę i splendor bez koloru i zapachu. W powietrzu przepływają musujące dźwięki najpopularniejszej ostatnio muzyki. Piosenkarz jest obecny. Oparty o ścianę, z ramieniem wokół talii dziewczyny, wargami dotyka jej policzka. Wzrok ma zwrócony na pana Blacka, ale przesuwa go na mnie, gdy wibracja smartwatcha na moim nadgarstku informuje o przybyciu nowych gości.
Przechodzę do holu.
W chwili, gdy elegancka brunetka na niebotycznych obcasach płynnym krokiem wchodzi przez frontowe drzwi, wiem, że mój pracodawca ją uwiedzie. Pojawiła się wsparta na ramieniu atrakcyjnego dżentelmena, ale to bez znaczenia. Ulegnie. One wszystkie ulegają.
Przypomina zmarłą panią Black: kruczoczarne włosy, zmysłowe spojrzenie zielonych oczu, szkarłatne usta. Piękność, tak, ale blada imitacja kobiety uwiecznionej na portrecie, który pan Black traktuje jak skarb. One wszystkie są imitacjami.
Witam ich oboje skinieniem głowy i proponuję, że wezmę jej okrycie. Stoję obok, gdy towarzysz nowo przybyłej troskliwie pomaga jej je zdjąć.
– Dziękuję – mówi brunetka, gdy mężczyzna podaje mi jej połyskliwą pelerynę.
Zwraca się do mnie, ale pan Black już przykuł jej uwagę i wzrok skierowała na niego. Mimo że celowo wycofał się w głąb salonu, nie sposób nie dostrzec jego wysokiej sylwetki. Energia, którą emanuje, jest jak pożar kontrolowany jedynie ogromną siłą woli. To mężczyzna o oszczędnych ruchach, a jednak w jakiś sposób robi wrażenie poruszonego. Widzę, jak naszemu nowemu gościowi trudno oderwać od niego wzrok i przyglądać się uroczystości.
Siostra pana Blacka, Rosana, zajęła główne miejsce pod oknami. Jest wysoką, ciemnowłosą pięknością. Ma na sobie turkusową suknię ozdobioną koralikami. Lśniące pukle w odcieniu mahoniu opadają jej na ramiona, uderzająco kontrastując z platynowym blond Evy Cross, która stoi obok niej – drobna, o apetycznie zaokrąglonych kształtach, ubrana w elegancki bladoróżowy jedwab. Eva i Rosana są ambasadorkami nowego przedsięwzięcia. Te dwie kobiety bardzo się różnią, jednak obie są ulubienicami tabloidów i mediów społecznościowych.
Patrzę na pana Blacka, szukając jego reakcji na ostatnią przybyłą osobę. Widzę to, czego się spodziewałem: skupione spojrzenie. Kiedy ją nim taksuje, zaciska szczęki. Oznaki są subtelne, ale wyczuwam jego straszliwe rozczarowanie i przypływ samooskarżenia.
Przez chwilę miał nadzieję, że to ona, Lily. Kobieta, której wyjątkowa uroda została uwieczniona na jedynym portrecie wiszącym w jego prywatnych pokojach, ale której głębokie znaczenie nie daje spokoju temu domowi i mężczyźnie będącemu jego panem. To, że nadal szuka jej we wszystkich kobietach, jest bardzo bolesne.
Lily przestała być obecna w życiu pana Blacka, zanim skorzystał z moich usług, więc znam ją tylko pośmiertnie, ale moje stanowisko pozwala mi wiele usłyszeć przypadkiem. Powszechnie wiadomo, że miała ogromny urok. Wielu mówi, że nigdy nie widzieli większej piękności. Chociaż jej imię sugeruje delikatność i kruchość, znajomi opisują ją jako niezależną, bystrą i odważną. Została zapamiętana jako miła i potrafiąca podnosić na duchu, zabawna i głęboko zainteresowana innymi, co według mnie jest cechą o wiele cenniejszą niż bycie interesującą.
Przez jakiś czas znałem tylko te skąpe wrażenia i opinie, aż do pełnej udręki nocy, kiedy pan Black, pijany i na wpół szalony, nie potrafił już stłumić w sobie wściekłego żalu. Zrozumiałem wtedy, jak niezwykłą wciąż ma nad nim władzę. Wyczuwam jej moc, kiedy patrzę na ogromną, przeniesioną na płótno fotografię, która dominuje na ścianie naprzeciw jego łóżka.
Jest jedyną plamą koloru w jego pokoju, ale nie dlatego portret Lily robi tak wielkie wrażenie. Chodzi o spojrzenie jej oczu, płonące i przenikliwe.
Kimkolwiek była, jej miłość do Kane’a Blacka pochłonęła ich oboje. Ta obsesja po dziś dzień pozostaje najbardziej niebezpiecznym elementem jego życia.
Patrzę, jak nowo przybyła przedziera się przez tłum innych gości i pozostawiwszy swego towarzysza, idzie w stronę pana Blacka. W szkarłatnej sukni wygląda jak płomień, ale jest ćmą, a on ogniem.
Popularny magazyn niedawno ogłosił go jednym z najseksowniejszych mężczyzn świata. Pan Black wkrótce skończy trzydzieści trzy lata i jest wystarczająco bogaty, by pozwolić sobie na mnie, majordomusa w siódmym pokoleniu, brytyjskiego pochodzenia, doskonale wyszkolonego, by radzić sobie w każdej sytuacji, od prozaicznych po ekstremalne kryzysy. Kane Black jest nieprzystępny i nieprzenikniony, a jednak przyciąga kobiety kompletnie pozbawione instynktu samozachowawczego. Pomimo ich największych starań, pozostaje nieosiągalny. To wdowiec, który pozostaje głęboko, w pełni żonaty.
Jego najczęstsza towarzyszka, smukła blondynka, krąży w pobliżu, lśniąc w sukni w odcieniu kości słoniowej i perłach. Jest jego matką, chociaż nikt nie podejrzewałby tej relacji, gdyby nie była powszechnie wiadoma. Wiek to jedna z rzeczy, którą Aliyah dobrze ukrywa. Jedyną wskazówką na temat jej natury jest manicure, długie paznokcie opiłowane w modny kształt migdała, przypominające szpony.
Gdy odwracam się od szafy na płaszcze, słyszę odgłos strzelającego korka od szampana. Wąskie kryształowe kieliszki podzwaniają wesoło na tle szmeru rozmów. Warte małej fortuny buty od projektantów stukają w obsydianowe płytki podłogi, tak nieskazitelnej w swoim płynnym blasku, że przypomina najspokojniejszą nocną wodę. Rezydencja pana Blacka to studium maksymalizmu: ciemne drewno, naturalny kamień, kosztowne skóry… Wszystko w najciemniejszych odcieniach, tworząc przestrzeń tak elegancką i męską, jak jej właściciel.
Moja córka zapewnia mnie, że został pobłogosławiony niezwykle atrakcyjnym wyglądem i przeklęty czymś, co ona uważa za jeszcze bardziej pociągające: posępną, nerwową namiętnością. To, że kiedyś kochał tak głęboko i pozostaje tak pogrążony w żalu, ma potężny urok. Mówi, że jego aura nieosiągalności jest nie do odparcia.
Nie ma w tym udawania. Pomijając jego liczne relacje seksualnej natury, pan Black jest związany w najgłębszym znaczeniu tego słowa. Wspomnienie Lily pustoszy jego duszę. Stał się skorupą człowieka, jednak pokochałem go tak, jakby był moim synem.
Jakaś kobieta śmieje się zbyt głośno. Najwyraźniej zbyt dużo wypiła. I nie tylko ona sobie folguje. Kieliszek wypada z czyjejś nieostrożnej dłoni i rozbija się z charakterystycznym dysonansowym brzękiem odłamków szkła.
2
WITTE
– Odprowadziłeś ją, Witte?
Pan Black wchodzi do kuchni nazajutrz rano ubrany w garnitur z Savile Row i z perfekcyjnie zawiązanym krawatem, które nie były częścią jego stroju, dopóki nie zacząłem u niego pracować. Uczyłem go o subtelnych aspektach szytej na miarę odzieży dla dżentelmenów, a on był zapalonym uczniem.
Patrząc na niego, ledwie poznaję nieokrzesanego młodego człowieka, który zatrudnił mnie sześć lat temu ‒ niedawno owdowiałego i tak sparaliżowanego żalem, że moim pierwszym zadaniem było zajmowanie się każdym, kto przychodził z pytaniami czy kondolencjami. Z czasem zmienił swój ból w płomienną ambicję. To – oraz wyjątkowa inteligencja – ożywiło firmę farmaceutyczną, którą jego ojciec poprzez defraudację doprowadził do bankructwa.
Wbrew wszelkim przeciwnościom udało mu się znakomicie.
Odwracam się i stawiam jego śniadanie na wyspie pokrytej blatem z czarnego marmuru, idealnie między ułożonymi już srebrnymi sztućcami. Jajka, bekon, świeżo wyciśnięty sok – to, co zawsze.
– Tak, panna Ferrari wyszła, kiedy był pan pod prysznicem.
Jedna ciemna brew się unosi.
– Ferrari? Naprawdę?
Nie dziwię się, że wcześniej nie zapytał o jej nazwisko, tylko jestem smutny. Kim są te kobiety, nic dla niego nie znaczy, liczy się tylko to, że przypominają mu Lily.
Nigdy nie widziałem, żeby okazywał prawdziwe uczucie jakiejkolwiek kobiecie poza swoją siostrą Rosaną. Zawsze jest uprzejmy wobec kochanek. Troskliwy, gdy je uwodzi. Ale związki ograniczają się do jednego wieczoru. Nigdy nie posłał kochance kwiatów, nigdy nie flirtował przez telefon ani nie zaprosił kobiety na kolację. Nie mam pojęcia, jak traktuje damę, z którą jest intymnie związany. Jest to luka w moim rozumieniu jego osoby, która być może nigdy nie zostanie wypełniona.
Sięga po kawę, którą przed nim postawiłem, najwyraźniej przegląda szybko w głowie plan dnia, a ostatnia kochanka na zawsze została usunięta z jego myśli. Mało śpi i pracuje zdecydowanie za dużo. Głębokie bruzdy po obu stronach jego ust nie powinny się pojawić u kogoś tak młodego. Widziałem, jak się uśmiechał, a nawet słyszałem, jak się śmieje, ale w jego oczach nigdy nie pojawia się rozbawienie. On nie żyje, on cierpi z powodu życia.
Namawiałem go, by poświęcił chwilę na czerpanie radości ze swoich osiągnięć. Mówi mi, że bardziej będzie cieszył się życiem po śmierci. Jego jedyne prawdziwe pragnienie to ponownie połączyć się z Lily. Wszystko inne to po prostu zabijanie czasu.
– Świetnie się spisałeś na wczorajszym przyjęciu, Witte – mówi z roztargnieniem. – Zawsze tak jest, ale jednak. Nigdy nie zaszkodzi powiedzieć, że cię doceniam, prawda?
– Nie. Dziękuję.
Zostawiam go, żeby zjadł śniadanie i przeczytał codzienną gazetę, a sam długim korytarzem z lustrzanymi ścianami idę do prywatnej części rezydencji, której z nikim nie dzieli. Urocza panna Ferrari spędziła noc w sypialni na drugim końcu penthouse’u, w nieskazitelnie białym i pozbawionym wyrazu pokoju, metodycznie zaprojektowanym tak, by nie przypominał reszty domu. Jest to przestrzeń, która nie byłaby w guście Lily, jakby to wystarczyło, by jej widmo nie patrzyło i nie wiedziało.
Pan Black kupił penthouse wkrótce po tym, jak mnie zatrudnił, gdy wieżowiec był jeszcze w budowie. Nadzorował projekt surowego wnętrza w najdrobniejszych szczegółach, od umiejscowienia ścian i drzwi po dobór materiałów. Nie mogę jednak powiedzieć, że ta przestrzeń odzwierciedla jego osobisty styl. Wszystkie meble i akcesoria dobierał z myślą o upodobaniach swojej ukochanej Lily. Nie chciał nowego początku, wolnego od pamięci o niej; po prostu chciał mieć apartament w mieście i dopilnował, żeby należał również do jego zmarłej żony. Wspomnienia o niej są wszędzie, niemal na wszystkim. Dlatego czuję, że ją znam.
Elegancka. Uderzająco piękna. Zmysłowa. Tajemnicza, zawsze tajemnicza.
Przystaję na progu sypialni pana Blacka, czując utrzymującą się w powietrzu wilgoć po prysznicu, który niedawno wziął. Apartamenty jego i jej zajmują całą stronę penthouse’u, z sąsiadującymi garderobami, z bliźniaczymi łazienkami wyłożonymi marmurem i z wspólnym salonem.
Z sypialni pani, ze stóp szerokiego, głębokiego łóżka, roztacza się widok na Billionaires’ Row i rzekę Hudson, a po prawej stronie na Dolny Manhattan. Zachody słońca rozpłomieniają umeblowane z przepychem pomieszczenie, ocieplając wystrój, który co kilka dni na prośbę pracodawcy odświeżam bujnymi bukietami. Jej pokój jest zawsze przygotowany, czekając na kobietę, która odeszła, zanim zdążyła w nim zamieszkać. Jej monogram LRB jest wytłoczony lub wyhaftowany na prawie wszystkim, jakby po to, by zapewnić Lily, że ta przestrzeń należy tylko do niej. Jej ubrania wypełniają garderobę i szuflady. Jej prywatna łazienka jest w pełni wyposażona.
Wprawdzie głuche echo opuszczenia powinno szpecić piękny apartament, ale jest tu dziwna energia, prekursor samego życia.
Lily wciąż tu pozostaje, niewidoczna, ale wyczuwalna.
W porównaniu z tym sypialnia pana ma oszczędny wystrój. Pan Black śpi na wąskiej platformie, którą wybrał, aby nic nie odrywało uwagi od ogromnego fotoobrazu dominującego na ścianie dokładnie naprzeciwko miejsca, gdzie w nocy spoczywa jego głowa. Heraldyczne lilie zdobią uchwyty szuflad i są wyhaftowane na pościeli. Nowy Jork leży u jego stóp niczym prezent za oknami, ale ustawił łóżko tyłem do tego widoku, tak aby mieć przed sobą wizerunek Lily. To symbol tego, jak żyje: obojętny na świat i opętany przez dawno zmarłą kobietę.
Pan Black każdy dzień kończy z Lily. Jej obraz jest ostatnią rzeczą, którą widzi, i budzi się na jej widok. W przeciwieństwie do pokoju żony, ten działa przygnębiająco, jest chłodny i niesamowicie cichy, pozbawiony życia.
Gdy się odwracam od północno-wschodniego widoku na Central Park, kobieta, której nieśmiertelna doskonałość skupia całą uwagę, przyciąga mój wzrok. To intymny, bezpretensjonalny portret. Lily naturalnej wielkości spoczywa na rozrzuconej pościeli; jej ciało okrywa białe prześcieradło, a długie czarne włosy oplątują smukłe kończyny. Usta ma opuchnięte od pocałunków, policzki zarumienione, w na pół przymkniętych oczach jest pożądanie i zaborczość. Na tle popielatej ściany wabi syrenim śpiewem piękna, obsesji i zniszczenia.
Niejeden raz przyłapałem się na tym, że się w nią wpatruję, zafascynowany jej nieskazitelnymi rysami i potężną zmysłowością. Niektóre kobiety chwytają mężczyzn w sieci przez zwykły akt swego istnienia.
Była bardzo młoda, ledwie dwudziestoparoletnia, ale wywarła głębokie wrażenie na wszystkich, którzy się z nią zetknęli. I zostawiła męża w udręce, zniszczonego przez wątpliwości, poczucie winy i rozdzierające serce pytania… na które odpowiedzi zabrała do swego wodnego grobu.
3
WITTE
Gdy włączam range rovera do ruchu, pan Black przekazuje polecenia przez komórkę. Jest ledwie ósma rano, a on już zajmuje się zarządzaniem swoim rosnącym imperium.
Manhattan przelewa się wokół nas strumieniami samochodów i ludzi pędzących we wszystkich kierunkach. W niektórych miejscach na chodnikach piętrzą się worki ze śmieciami czekające na wywiezienie. Ten widok zniechęcił mnie, kiedy po raz pierwszy przyjechałem do Nowego Jorku, ale teraz to tylko część żywego obrazu.
Polubiłem to miasto, tak bardzo różne od malowniczych zielonych wzgórz mojej ojczyzny. Jest tu wszystko, czego dusza zapragnie. Energia, różnorodność i bogactwo osobowości jego mieszkańców nie mają sobie równych.
Mój wzrok wędruje tam i z powrotem, od pojazdów do pieszych. Przed nami samochód dostawczy blokuje jednokierunkową ulicę. Na chodniku po lewej stronie brodaty mężczyzna wyprowadza grupę podekscytowanych psów na poranny spacer, wprawnie manewrując pół tuzinem smyczy. Po prawej mama w sportowym stroju pcha w kierunku parku dziecięcy wózek do joggingu. Świeci słońce, ale wysokie budynki i gęsto ulistnione drzewa tłumią światło.
Wciąż tkwimy w korku.
Pan Black prowadzi dalej swoje interesy ze swobodną pewnością siebie, ton jego głosu jest spokojny i stanowczy. Auta powoli ruszają, a potem nabierają prędkości. Kierujemy się do centrum. Przez krótki czas mamy kolejne zielone światła. Szczęście kończy się nam tuż przed dotarciem do celu, gdy zatrzymuje mnie czerwone.
Przed nami przepływa rzeka ludzi, większość ze spuszczonymi głowami, niektórzy ze słuchawkami w uszach, które, jak sądzę, dają chwilę wytchnienia od kakofonii ruchliwego miasta. Rzucam okiem na zegar, upewniając się, że jesteśmy zgodnie z planem.
Nagły, bolesny dźwięk mrozi mi krew w żyłach. To na wpół zduszony jęk, trochę nieludzki. Szybko odwracam głowę i z niepokojem spoglądam na tylne siedzenie.
Pan Black siedzi nieruchomy i niemy, oczy ma ciemne jak węgiel, krew odpłynęła mu z twarzy. Jego wzrok przesuwa się wzdłuż przejścia dla pieszych, śledząc coś. Patrzę w tamtą stronę, próbując to dostrzec.
Posągowa brunetka oddala się od nas w pośpiechu. Jej włosy są krótkie i gładkie, przycięte na boba, który muska wyraziście zarysowaną szczękę. To nie są bujne pukle Lily, absolutnie nie. Ale kiedy kobieta się obraca, by wejść na chodnik, myślę, że mogłaby to być jej niezrównana twarz.
Tylne drzwi gwałtownie się otwierają. Taksówkarz za nami wykrzykuje przekleństwa przez opuszczoną szybę.
– Lily!
To, że mój pracodawca posunął się tak daleko, że wykrzyknął imię swojej żony, wstrząsa mną jak huk wystrzału. Szok odbiera mi dech.
Kobieta rzuca spojrzenie w naszą stronę. Potyka się. Zastyga w miejscu.
Podobieństwo jest niezwykłe. Niesamowite. Niemożliwe do pojęcia.
Pan Black wyskakuje z auta akurat w chwili, gdy światło zmienia się na zielone. Jego reakcja jest instynktowna; mnie paraliżuje konsternacja. Wiem tylko, że mój pracodawca nie panuje nad emocjami, a ja tkwię uwięziony za kierownicą range rovera, podczas gdy z obu stron trwa nowojorskie szaleństwo porannych dojazdów do pracy.
Jej twarz, dotąd blada jak porcelana, staje się bezkrwista. Odczytuję ruch jej soczyście czerwonych warg: „Kane”.
Jej zdumienie, gdy go rozpoznaje, wskazuje na zażyłość i jest niewątpliwe.
Tak jak i strach.
Pan Black zerka na jezdnię, po czym całym ciałem rzuca się między jadące samochody. Ryk klaksonów staje się ogłuszający.
Te ostre dźwięki wyraźnie nią wstrząsają. Zrywa się do biegu i przedziera przez gęstwę ludzi, a jej szmaragdowa sukienka jest jak znak świetlny w tłumie.
Mój pracodawca, człowiek, który wszystko zdobywa bez wysiłku, rusza w pościg. Czarna limuzyna dogania ją pierwsza, przekraczając prędkość.
W jednej chwili Lily jest smugą zieleni w surowej szarości miejskiej dżungli. W następnej jaskrawą plamą na brudnej nowojorskiej ulicy.
4
AMY
Uśmiecham się do kelnera powolnym, lekkim wygięciem ust.
– Proszę jeszcze raz manhattan.
– O Boże – jęczy dramatycznie Suzanne, pocierając skronie. Jej mocno skręcone, lśniące czarne loki tańczą przy tym ruchu. – Nie wiem, jak to robisz. Gdybym wypiła alkohol o tej porze, musiałabym pójść się zdrzemnąć.
Rzucam tęskne spojrzenie na jej widelec do koktajli i wyobrażam sobie, jak dźgam ją nim w oko. Zamiast tego używam słów.
– Jak ci idzie książka?
Krzywi się, a ja ukrywam uśmiech. Gdy zaczyna paplać o organicznej kreatywności i uzupełnianiu duchowej energii, wyobrażam sobie jej ładną buzię z dziurą ziejącą w miejscu, gdzie przedtem była gałka oczna, oraz ciemną pustką za nią, gdzie powinien znajdować się mózg.
– Jestem wielką fanką – zachwyca się Erika Ferrari.
Czy ona, kurwa, żartuje? Musiałam wczoraj działać szybko, żeby złapać Erikę i zaprosić ją na lunch, zanim Kane wyciągnie ją z przyjęcia, by wsadzić w nią swego fiuta. Świadomość, że przyjęła moje zaproszenie tylko po to, by poznać Suzanne, doprowadza mnie do wściekłości. Ta głupia cipa mnie wykorzystała!
Dla podkreślenia tych słów Erika pochyla się do przodu, jawnie włażąc jej w dupę.
I nagle, tak po prostu, obawy Suzanne znikają, zastąpione promiennym uśmiechem. Ma najpiękniejsze usta – miękkie, z naturalnie ciemniejszym obrysem delikatnie różowego wnętrza, jakby to była naturalna konturówka.
– Och, dziękuję! Bardzo się cieszę, że moja praca ci się podoba.
Przeskakuję wzrokiem zatłoczone stoliki, by znaleźć bar, mając nadzieję, że dojrzę, jak barman robi mi drinka. Jeszcze jeden łyk i będę się gapić w dno pustego kieliszka. Bez alkoholu nie zdzierżę ani minuty Pokazu Wzajemnego Uznania w wykonaniu Suzanne i Eriki. Dzięki Bogu mam dar usuwania idiotyzmów z mojego banku pamięci. Przy odrobinie szczęścia poślę ten lunch w zapomnienie jeszcze przed kolacją.
„Wiesz, czego potrzebujesz, Amy?”, zapytała mnie kiedyś moja teściowa z typową dla niej, dwuznaczną słodyczą. „Kultury. Spróbuj znaleźć przyjaciół, którzy mogą podnieść twój poziom. Pisarzy, artystów, muzyków… Ludzi, którzy mogą cię czegoś nauczyć”.
Jakbym na niczym się nie znała. Tak, chodziłam do szkoły publicznej, a potem dwa lata do policealnej, zanim ukończyłam marketing na uniwersytecie. To prawda, nie wiedziałam, że mój kieliszek do wody stoi z prawej strony czy że widelce kładzie się po lewej. Nic z tego nie czyni mnie bezwartościową.
Aliyah myśli, że nie jestem wystarczająco dobra dla jej drogiego Dariusa. Gdyby tylko wiedziała – przeleciałam wszystkich trzech jej synów.
Tak więc Suzanne – która urodziła się jako zwyczajna Susan – jest moją odrobiną literackiego wyrafinowania. Pisze tandetne romanse o miliarderach, którzy pieprzą jak mistrzowie, i o kobietach, które ich oswajają. Jest idealną odpowiedzią środkowego palca na moją teściową sukę.
Przez Aliyah – i Kane’a – marnuję dwie godziny życia z dwiema kobietami, których nie mogę znieść. Erika i Suzanne dyskutują obecnie o seksualnych wyczynach fikcyjnych postaci z podnieceniem, które ja rezerwuję dla prawdziwego życia. To oczywiste, że panna Ferrari potajemnie wspomina, jak Kane wyruchał ją do nieprzytomności i wyobraża sobie, że przeżyła scenę z książki. Stara się być dyskretna, sprawdzając telefon, bez wątpienia zostawiła swój numer, zanim Witte wyprowadził ją za drzwi ze swoim, och, jakże brytyjskim opanowaniem.
Wiem, jak ta scena by się rozegrała, mam to wyryte w pamięci. Uprzejme pukanie do drzwi. Idealnie wypolerowana srebrna taca z eleganckim serwisem do kawy i pojedynczą białą różą wygląda olśniewająco. Biały jedwabny szlafrok czeka w łazience zaopatrzonej we wszystko, czego kobieta może potrzebować, by ukryć nieuchronne zażenowanie po jednorazowej przygodzie. A wróciwszy do sypialni po prysznicu, Erika zastałaby ubrania, które Kane z niej zdjął, starannie ułożone na białej aksamitnej ławce, a jej pospiesznie zrzucone buty u stóp już prześcielonego łóżka.
Witte jest co najmniej doskonale kompetentny.
I Kane. Taki przewidywalny. Już w chwili, gdy Erika się pojawiła, wiedziałam, że ją zaliczy. Wygląda jak jego zmarła żona i ja. Ona o tym nie wie, ale jest najnowszym przedmiotem gruntownych badań, które pieszczotliwie nazywam: „Kobiety, które Kane Black dymał i wydymał”.
Jak dotąd powierzchowne podobieństwo wydaje się wszystkim, czego Kane potrzebuje, by przelecieć kobietę na rozmaite sposoby. To kompletny świr. Suzanne powinna napisać o nim książkę. Właściwie mogłabym użyczyć tytułu moich badań do jej następnej powieści. Potrafię być hojna, kiedy nie siedzę obok sobowtóra, który promienieje, ma opuchnięte usta i zaspane oczy.
Boże, jestem w paskudnym nastroju.
Erika Ferrari. To głupie nazwisko musi być fałszywe.
Zerka ukradkiem do swojej torby Chanel, gdzie jej telefon leży ekranem do góry. Suzanne rzuca mi dyskretne, porozumiewawcze spojrzenie.
Rozglądam się desperacko po zatłoczonej restauracji, szukając swojego drinka. Większość mężczyzn jest elegancka. Kobiety mają świetne fryzury i markowe stroje – ale te w makijażu stanowią rzadkość. Nie potrafię zrozumieć, dlaczego uważają to za dopuszczalne. Po co się trudzić układaniem włosów, jeśli nie masz ochoty umalować twarzy? Nie ma nic gorszego niż niedorobienie.
– Jak poznałaś Dariusa? – pyta mnie Erika, sięgając do koszyka po kolejną bułeczkę.
– Kane nas sobie przedstawił.
Ożywia się na wspomnienie jego imienia.
– A jak poznałaś Kane’a?
Odczekuję chwilę dla efektu, po czym mówię:
– Wychodziłam z restauracji, a on zatrzymał mnie na ulicy. Wyglądam jak jego żona. To jego bzik. Ciemne włosy i zielone oczy. Czerwona szminka też na niego działa.
Uśmiech Eriki nieco słabnie.
– Cóż, niektórzy mężczyźni mają swój typ.
Z zażenowaniem unosi dłoń do opadających ciemnymi falami włosów, które sięgałyby dołu stanika, gdyby go nosiła. Nie nosi i nie musi tego robić; ma małe piersi, jak ja. I jak żona Kane’a, która chwyciła go za jaja i już nie puściła.
Kane nie dba o nikogo. Jeśli nie stoisz bezpośrednio przed nim, już o tobie zapomniał. Jeśli istnieje ktoś, o kim można powiedzieć, że żyje chwilą, jest to Kane. Wczoraj już odrzucił, ma gdzieś jutro i zainteresowania wystarcza mu na tyle, by przetrwać dzisiaj. Ale psychotycznie trzyma się wspomnienia o Lily.
Co dla mnie nie ma żadnego sensu.
Nie jest typem faceta, który z chęcią cierpi, więc muszę wierzyć, że przypominanie sobie o jej śmierci w jakiś sposób sprawia mu przyjemność. Lub jest to sztuczka, by przyciągnąć kobiety, jak seksowny facet z uroczym szczeniaczkiem. Jak bardzo jest to chore?
– Szybko się zaprzyjaźniliśmy – ciągnę lekkim tonem. Bardziej niż przyjaźniliśmy! Przez całą noc. – Potem wpadliśmy na siebie kilka razy – dodaję. Śledziłam go. – Pewnego razu był z nim Darius.
A mój obecny mąż od razu został ciałem zastępczym w łóżku. Na tym powinno było się skończyć, ale Aliyah zadbała, by jej średni syn dostał to, czego chciał – pierścionek na moim palcu. I aby ona dostała to, czego chciała – moją firmę zarządzającą mediami społecznościowymi, Social Creamery. Teraz żałuje, że jestem. To moja jedyna pociecha.
– Jaka ona była? – pyta Erika. – Jego żona.
– W literackim świecie nazwalibyśmy ją Mary Sue – mówi z chichotem Suzanne. – Amy woli nazywać ją Mary Poppins.
Na twarzy Eriki pojawia się wyraz zmieszania.
Wyrywa się ze mnie pozbawiony humoru śmiech.
– Praktycznie doskonała pod każdym względem.
– Och.
– Przynajmniej tak przekonują ludzie, którzy ją znali. Nikt z rodziny nigdy jej nie spotkał, ponieważ od lat nie utrzymywali kontaktów z Kane’em. Jej przyjaciele powiedzą ci, że była cudowna, mądra, zachwycająca, idealna gospodyni, świetna we wszystkim i tak dalej, i tak dalej, bla, bla, bla… – wymieniam uszczypliwie. – Wszyscy ją kochali.
– Nikt nie lubi mówić źle o zmarłych – odpowiada sztywno, patrząc na mnie z przyganą.
– Idealizowanie nie czyni nikogo mniej zmarłym. I, co dziwne, Kane w ogóle nie chce o niej rozmawiać. Nawet nie wspominaj jej imienia w zasięgu słuchu, bo robi się zimny jak lód.
– No tak, cóż… Może jest gotowy pójść naprzód – zauważa z zadowolonym z siebie uśmiechem, który sprawia, że mam ochotę ściągnąć ją z krzesła za włosy i walnąć w zęby. Pokonuję pragnienie, by pokazać jej selfie, które zrobiłam ze wszystkimi kobietami wyglądającymi jak nasze sobowtóry, tylko dlatego, że nie chcę, by pomyślała, że mi odbiło.
Odpowiadam jej tym samym zarozumiałym uśmiechem.
– Jestem pewna, że dlatego wciąż nosi obrączkę. Nie zauważyłaś wzoru na porcelanie? Kompozycji kwiatowych? Miała na imię Lily i wszystko, co on posiada, jest ozdobione liliami.
Leciutko wzrusza ramionami. No właśnie. Te istotne szczegóły jej umknęły. Nie wiem, dlaczego nikt inny nie widzi tego, co ja. Po prostu bezmyślni ignoranci. Kiedy wspomniałam o eksplozji lilii na całym dobytku Kane’a, Darius stwierdził, że wyobraźnia mnie ponosi. „Ma dziewczęcy gust i co z tego?”, zapytał.
Samozadowolenie Eriki wyparowuje. Zanim skończymy lunch, nie będzie już taka rozpromieniona. Poczuje się wykorzystana i dużo mniej wyjątkowa. Jej pewność siebie pozostanie nadszarpnięta przez długi czas, może na zawsze. Nie mogę znieść tego, że spała z Kane’em, ale miło wiedzieć, że nie jestem jedyną osobą na tyle autodestrukcyjną, by ulec jego urokowi.
Kelner, przystojny, ale onieśmielony, przynosi mi drinka i dostaje ode mnie szczery uśmiech. Przełykam, zamykając na chwilę oczy, by delektować się chłodnym bourbonem zmieszanym ze słodkim wermutem. Ciepły szum alkoholu w głowie łagodzi moją złośliwość i nagle oczy pieką mnie od słonych łez.
Jezu. Przeganiam smutek gniewem.
To żałosne, jak jedna noc z Kane’em Blackiem zdefiniowała moje życie. Mój psychoanalityk mówi, że mam problemy z porzuceniem przez tatę, które wypaczają mój proces decyzyjny. To mnie jeszcze bardziej wkurza. Co za kobieta pozwala mężczyznom tak bardzo namącić sobie w głowie?
Kane nigdy nie zrozumie ani nie przyzna, jak to jest być zabranym z ulicy wprost do penthouse’u przez mężczyznę, który wygląda i zachowuje się tak jak on. Tej jednej nocy poczułam, że mogę być coś warta dla kogoś niezwykłego, że każde moje życzenie może się spełnić. Byłabym panią Kane Black. Żyłabym w spektakularnie pięknym apartamencie, witałabym w swoim domu jako gości tych samych ludzi, którzy kiedyś kazali mi się przed sobą płaszczyć, gdy chciałam pozyskać w nich klientów. Z pewnością znał to uczucie. Dlatego mnie wybrał, a potem oczarował tak kompletnie, że w ciągu paru godzin znalazłam się pod jego nacierającym ciałem.
Ponad rok później Aliyah pokazała Dariusowi potajemnie zrobione zdjęcie portretu Lily ukrytego w sypialni Kane’a. Nikt z nas go nie widział, ponieważ Witte zawsze jakimś cudem się materializuje, jeśli ktoś zabłądzi w ten koniec penthouse’u. Zerknęłam ponad ramieniem Dariusa, gdy patrzył na Lily, i w odległej części mojego umysłu rozbrzmiał krzyk, który nigdy nie ustał.
Erika dotyka mojego ramienia, próbując zwrócić na siebie moją uwagę.
– Pracujesz z Kane’em w budynku Crossfire?
To, że nie nazywa go panem Blackiem, doprowadza mnie do szału. Kogo obchodzi, że go pieprzyła? Już o niej zapomniał. Nie są przyjaciółmi i nigdy nie będą.
– Siedziba Social Creamery mieści się w Crossfire – odpowiadam, przesuwając językiem po dolnej wardze, by zlizać resztki drinka. Czuję znajomy przypływ wściekłości, gdy wymieniam nazwę swojej firmy. – Ale nie muszę tam bywać codziennie. Zbudowałam biznes tak, by działał jak maszyna.
I był kolejnym trybikiem w rosnącym imperium Baharan Pharmaceuticals.
Nie mogę mówić o firmie, którą stworzyłam od podstaw, bez urazy ściskającej mi gardło. Social Creamery była moją niezależnością, dowodem na to, że mogę odnieść sukces. Gruntownie przestudiowałam trendy w mediach społecznościowych, finezyjne sposoby wykorzystania mocnych i słabych stron platform, zbudowałam zespół influencerów, którzy mogli promować i sprzedawać niemal wszystko, zatrudniłam copywriterów, którzy byli dowcipni i umieli, kurwa, pisać – świat naprawdę jest pełen niewykształconych idiotów – i chodziłam od drzwi do drzwi ze swoim naturalnym urokiem, aby przekonać klientów, by powierzyli mi promocję swoich marek.
Potem Aliyah wpełzła jak wąż i zasugerowała wzięcie Social Creamery pod skrzydła Baharan, aby stały się połączoną firmą rodzinną, dzięki czemu miałabym dostęp do większej ilości zasobów. Darius pomyślał, że wspaniale byłoby pracować ramię w ramię, a ja nie znałam Aliyah na tyle dobrze, żeby zachować ostrożność.
Nie minęło dużo czasu od podpisania dokumentów, gdy zaczęła podkopywać zaufanie do mnie i moich pomysłów oraz kwestionować moją etykę biznesową. Skradła lojalność moich pracowników prezentami i premiami, z których większość była moim pomysłem, ale zasługę przypisała sobie. Moi niedoszli sojusznicy zdystansowali się, aby uniknąć reperkusji z jej strony, aż w końcu cała firma była przeciwko mnie.
Suzanne i Erika pochylają się ku sobie, rozmawiając z zachwytem o sukience kobiety, która mija nasz stolik w drodze do toalety. Dopasowana – w stylu bodycon, z abstrakcyjnym nadrukiem, jest interesującym ubraniem, które o wiele lepiej wyglądałoby z bielizną modelującą tuszującą wypukłości.
Upijam powoli kolejny długi łyk i mruczę z rozkoszy. I na samą myśl o czymś.
Już niedługo całe moje życie się zmieni. Odzyskam Social Creamery i wszystko inne, co zabrała mi moja „rodzina”, plus odsetki. Tymczasem bardziej niż ślubna przysięga i obrączka, którą noszę, z Dariusem, jego braćmi i Aliyah wiąże mnie moja firma. Niech to szlag, jeśli odejdę bez niej.
Dzwoni komórka i Erika rzuca się po swoją torebkę z idiotycznym pośpiechem. Jej rozczarowanie, kiedy wszystkie zdajemy sobie sprawę, że to mój telefon dzwoni, sprawia, że śmieję się w duchu.
Wesołość znika, gdy na ekranie widzę imię Aliyah.
– Cześć, mamo – witam się z nią, wiedząc, jak bardzo nienawidzi, gdy ją tak nazywam.
– Amy – odpowiada zadziwiająco głębokim i ochrypłym głosem, który często mnie zaskakuje. – Próbowałam znaleźć twojego męża, ale właśnie sobie przypomniałam, jaki jest dzień.
Niezbyt subtelne przypomnienie, że Darius ma piątkową popołudniową randkę ze swoją asystentką, otrzeźwia mnie. Nagle czuję gorycz w ustach.
To boli. Na dobre i na złe Darius jest mój. Myślę nawet, że mnie kocha i byłby dla mnie lepszym mężczyzną, gdybym tylko mogła przestać myśleć o tym, jak Kane pieprzył mnie tak mocno, jakby miał umrzeć, gdyby przestał. Ale nie mogę, a mój mąż dyma teraz swoją bardzo sprawną asystentkę. Ta ładna blondynka zawsze przynosi mi kawę dokładnie taką, jaką lubię, i jest tak miła, że mam ochotę pobić ją do krwi torebką.
– Może ci pomogę? – pytam słodko.
– Nie przejmuj się tym. Wyślę mu esemes. – Jej głos jest gładki jak miód, gdy nagle wstrząsa moim światem. – Żona Kane’a powróciła z martwych.
5
ALIYAH
Przyglądam się swojemu odbiciu, ostrożnie ścierając z ust szminkę w jasnoróżowym odcieniu „Rosana” i zamieniam ją na cielisty błyszczyk. Cofając się, spoglądam na rezultat i z aprobatą kiwam głową – o wiele bardziej pasuje do okoliczności. Uśmiecham się, wyobrażając sobie minę Amy, kiedy się rozłączyłam. Jeśli istnieje coś, w czym mogę polegać na mojej synowej, to to, że do piątej zawsze jest już pijana. Jeśli dobrze rozegrałam tę rozmowę, jeszcze przed trzecią urwie jej się film.
Dziewczyna jest piękna, ale bezużyteczna. Ma jedną umiejętność, którą wykorzystaliśmy. A jej fiksacja na punkcie jednego z moich synów rani drugiego. Choćby tylko dlatego chcę, by zniknęła z naszego życia. To już nie potrwa długo. Coś, co zaczęło się jako kieliszek wina do kolacji, stało się dwoma. Potem była cała butelka. Czemu by nie dodać kapki whiskey rano, aby rozpocząć dzień? Następnie koktajl do lunchu. To wszystko jest zbyt łatwe, naprawdę. Sama chciała upaść tak nisko. Ja ją tylko odrobinę popchnęłam, żeby jej pomóc.
– Jesteś gotowa? – pyta Darius, pojawiając się za moimi plecami. Wkłada marynarkę, marszcząc czoło. Jego woda kolońska jest subtelna i kojąca, drzewny zapach, który zaprojektowałam specjalnie dla niego. Pasuje mu. Jest niewzruszony jak sekwoja, silny i niezłomny. On naprawdę stał się moją chlubą. Zbyt wiele matek wychowuje synów bez szacunku dla kobiet.
Odwracam się do niego.
– Zamknąłeś te projekty?
– Tak, oczywiście. Jak myślisz, gdzie byłem?
Jego ciemne włosy stylowo opadają na czoło. Szczupła twarz przypomina moją, ale blady błękit oczu ma po ojcu: taka silna cecha, te oczy. Ramin i Rosana też je mają.
– Prawie skończyliśmy – mówi, marszcząc brwi. – Moglibyśmy już dziś przekazać architektowi nasze uwagi.
– I nie otworzy ich aż do poniedziałku. – Wygładzam klapy jego marynarki.
Gdyby tylko Amy wiedziała, że jej mąż spędza piątkowe popołudnia, pracując ze mną nad projektem naszego ośrodka badawczego w Seattle. Zamiast tego myśli o nim jak najgorzej. Wystarczy mała sugestia, by wywołać u niej paranoję.
Darius nie jest niewierny jak Paul, mój pierwszy mąż. Podejrzewałam, że ojciec Kane’a miał romans, ale nie mogłam tego udowodnić. Postanowiłam wierzyć, że nie tylko jako matka jego dziecka, ale także dla firmy, którą pomogłam mu zbudować, jestem dla niego zbyt ważna, by kiedykolwiek zakończył nasze małżeństwo. Baharan Pharmaceuticals była dla Paula wszystkim, naszym wspólnym dziełem życia, no i uwielbiał Kane’a – przynajmniej tak myślałam aż do chwili, gdy dowiedziałam się, że wyciągnął z firmy ostatniego centa i uciekł do Ameryki Południowej.
Poprawiam krawat Dariusa.
– Rozczarowujesz mnie.
– Dlaczego?
– Bo jesteś taki zirytowany, że musisz wspierać brata w czasie osobistego kryzysu.
Unosi brwi.
– Nie mogę i nie będę tego robił, bo on nigdy nie okazałby mi takiej samej uprzejmości.
– Darius. – Mój ton usuwa z jego twarzy wszelki ślad nadąsania. – Tego nie wiesz. A jeśli nie chcesz zrobić tego dla niego, zrób dla mnie. Dla mnie też jest to przykre.
Rzuca mi uszczypliwe spojrzenie, ale nie obchodzi mnie, czy myśli, że jestem hipokrytką. Zrobiłam to, co musiałam zrobić, by przetrwać. Ze względu na to, jak zmieniłam się po zdradzie Paula, z drugim małżeństwem poszło mi lepiej. Dotrwałam do czasu, gdy warunki intercyzy przestały obowiązywać, więc dostałam to, co mi się należało. I nie jest tak, że nie wspierałam Kane’a aż do dorosłości.
W każdym razie nie ma sensu wskazywać, że Darius nigdy nie przechodził żadnego kryzysu, ponieważ Kane chronił go, odkąd ponownie wkroczył w nasze życie. Darius mnóstwo zawdzięcza starszemu bratu – wolność od długów studenckich, środki do życia, a nawet żonę.
Gdy sześć lat temu Kane zwrócił się do mnie w sprawie wskrzeszenia Baharan Pharmaceuticals, pomyślałam, że w końcu możemy zostać rodziną. Mój drugi mąż – który nie był ani trochę zainteresowany wychowywaniem syna innego mężczyzny – w końcu zniknął z pola widzenia. Kane skorzystał z mojej rady, aby jego bracia kształcili się, by móc zająć kluczowe stanowiska w firmie. Pomyślałam, że może moje dzieci wreszcie będą razem, ale tylko Rosana cieszyła się z ponownego spotkania z najstarszym bratem. Darius i Ramin od początku przyjęli wobec Kane’a niechętną postawę, mając za złe, że są postrzegani jako powinność.
Wątpię, czy nawet zdetronizowanie Kane’a jako szefa firmy zmniejszyłoby urazę dręczącą Dariusa. Nie może przestać czuć, że jego odpowiedzialność za młodsze rodzeństwo została mu odebrana. I rzeczywiście chyba najlepiej, żeby bracia nie byli ze sobą blisko. Mógłby powstać problem, gdyby kiedyś utworzyli wspólny front.
– Po prostu nie rozumiem, dlaczego musimy się tam spieszyć – spiera się. – Będzie potrzebował czasu, aby wyjaśnić swoją nową sytuację, a jego żonę leczą teraz na to, co tam jest z nią nie tak. Odkładamy coś ważnego bez powodu.
– Czyżby? Naprawdę sądzisz, że to nic takiego, że Kane przedstawia się wszystkim jako wdowiec, kiedy ewidentnie nim nie jest?
Niemniej Lily najwyraźniej była bliska śmierci na ulicy i mogła jeszcze umrzeć. Kierowca, który ją potrącił, nie zahamował i uciekł z miejsca zdarzenia, jak powiedział Witte, kiedy zadzwonił, gdy zabierano ją do karetki. Nie mówię Dariusowi, że coś w głosie Witte’a przyprawiło mnie o dreszcze, jakby ktoś chodził po moim grobie.
– Jesteś zaskoczona, że Kane kłamie? – drwi mój syn. – Daj spokój. I nie mówię, że jego żona nie jest problemem. Mówię tylko, że nie jest problemem w tej chwili. Kane od lat radzi sobie w życiu bez nas. Będzie umiał zrobić coś z tą ściemą. To nie jest mój kłopot.
Mówi tak, bo niewiele wie o przeszłości. Chodził jeszcze do liceum i był w szkole, kiedy policja z Greenwich przyszła do naszego domu w Saddle River, pytając o mojego najstarszego syna, którego nie widziałam ani nie rozmawiałam z nim od lat.
Detektywi powiedzieli, że ich pytania dotyczące charakteru i temperamentu Kane’a są tylko „rutynowe”. Być może były. Kiedy szybko okazało się, że niewiele wiem o dorosłym życiu swojego syna – nawet tego, że prawnie zmienił nazwisko – zapytali mnie, dlaczego nie mamy ze sobą kontaktu, a ja wyznałam im prawdę: nie dogadywał się z moim mężem, jego ojczymem. Spojrzeli na siebie, podziękowali mi za poświęcony czas i wyszli.
Nadal nie wiem, czy ich wizyta miała coś wspólnego z jego żoną. W czasie przesłuchania nawet nie miałam świadomości, że jest żonaty. I nigdy nie rozmawiałam o tym z nikim, nawet z Kane’em, który kilka dni później pojawił się na moim progu, aby omówić odbudowę Baharan.
Nasze stosunki są w najlepszym razie luźne i nie zaryzykuję rozłamu, który może zagrozić mojej pozycji w Baharan, dopóki nie przejmę firmy.
– Oczywiście, że to twój problem – podkreślam. – To problem nas wszystkich. Co sprowadziło ją teraz z powrotem? Co robiła przez te wszystkie lata?
– Mogę ci powiedzieć, dlaczego wróciła. Ten głupi magazyn z listą najseksowniejszych mężczyzn świata jest wszędzie. Kane może mieć z tego więcej niż Dwayne Johnson! Więc ona widzi artykuł, myśli, że teraz, kiedy stał się bogaty, jest korzystniejszą opcją, i wraca do domu. Nie jestem idiotą, mamo. Po prostu nie widzę w niej zagrożenia, chyba że przeżyje i spowoduje kłopoty.
Postarałam się, żeby Social Creamery nagłośniło obecność Kane’a w wydaniu o seksownych mężczyznach, ponieważ sława równa się bogactwu. Irytowało mnie, że nie przewidziałam, iż byli przyjaciele i kochanki – nie wspominając o rzekomo zmarłych małżonkach – wynurzą się z cienia, by pławić się w jego blasku. Ale jak mogłam spodziewać się czegoś takiego?
Nawet nie znam jej panieńskiego nazwiska. Po jej śmierci nie było żadnego nabożeństwa żałobnego – to znaczy po rzekomej śmierci. A przynajmniej niczego, na co zostałabym zaproszona lub o czym mogłam znaleźć ogłoszenie. A Kane nie chce o niej rozmawiać. Wściekał się za każdym razem, gdy choćby napomknęłam o jego małżeństwie, więc przestałam. W ostatecznym rozrachunku ukochana ze studiów, której nigdy nie spotkałam, nie miała ze mną nic wspólnego.
– Sądzę, że go zostawiła – kontynuuje Darius – a on przez cały ten czas wszystkich okłamywał, żeby zachować twarz.
– To byłaby lekka przesada, nie sądzisz?
– Tak jak penthouse! I zatrudnienie Witte’a, do cholery. Kane jest groteskowy pod wieloma względami. Martwisz się o nic.
Ogarnia mnie gniew. Nie dam się traktować protekcjonalnie ani nie pozwolę, aby moje myśli i uczucia były bagatelizowane. Nie słuchałam swojego instynktu przy Paulu i dostałam gorzką lekcję, której nigdy nie zapomnę.
– Uważaj na ton, Dariusie. Nie histeryzuję, jestem ostrożna. Ochrona Baharan i tej rodziny jest dla mnie ważna i nie będę za to przepraszać.
– W tej kolejności – mruczy pod nosem.
– Nie zapomnij o klauzuli moralności w umowie naszej ECRA+ z Cross Industries. Jeśli zostaniemy uwikłani w skandal – a sfingowana śmierć w rodzinie jest oczywiście skandalem – będzie to dla nas zgubne. Nie możemy sobie pozwolić na utratę tego, w co zainwestowaliśmy, nie mówiąc już o restytucji, której Gideon Cross mógłby zażądać.
Cross dobrze pamięta o defraudacji Paula, mimo że unika bezpośredniej wzmianki o tym. Jego ojciec, Geoffrey Cross, zasłynął z kierowania piramidą finansową, która przyniosła inwestorom miliardowe straty. Kiedy teraz ktoś wspomina nazwisko Cross, myśli przede wszystkim o Gideonie, a on nie pozwoli, aby cokolwiek – lub ktokolwiek – zepsuło wizerunek człowieka sukcesu, nad którym tak pilnie pracował.
Darius marszczy brwi i widzę w jego oczach, że analizuje możliwe konsekwencje.
– Nie uprzedzajmy faktów. Wszystko idzie zgodnie z planem. Rosana jest twarzą nowej linii kosmetyków, a Eva Cross chce udowodnić mężowi, że potrafi przewodzić udanej współpracy z firmą wielkości ECRA+ Cosmeceuticals. Jeśli wizerunek Rosie pozostanie bez skazy, Eva zadba o to, by wszystko szło do przodu. Potrzebujemy tylko częściowo wiarygodnej historii, która przykryje sytuację małżeńską Kane’a, więc coś wymyślimy.
– Cóż, chyba nie możesz być tego pewien, zważywszy, że nie wiesz nic o Lily ani o tym, co w przeszłości zaszło między nią a Kane’em.
– Zachowujesz się, jakby to ona była problemem, ale, o ile wiemy, to nim musimy się martwić.
Rzucam mu szybkie spojrzenie.
– W każdym razie jedziemy do szpitala, prawda? – Uśmiecha się. – Wkrótce się czegoś dowiemy.
Nie przeprasza, że początkowo się temu sprzeciwiał, a ja do tego nie wracam. Ale też nie zapomnę.
Żadne z moich dzieci nigdy się nie dowie, przez co przeszłam, żeby odzyskać patenty chemiczne Paula od wspólnika, którego zrujnował, i z powodu tej ignorancji nigdy nie zrozumieją, jak ważna jest dla mnie Baharan. Pewnego dnia może powiem Rosanie. Będzie musiała przygotować się na to, co znaczy być kobietą w tym świecie, jak bardzo jesteśmy bezbronne i jak łatwo padamy ofiarą drapieżnych mężczyzn.
Nie wiem, co moje najstarsze dziecko mogło zrobić, a czego nie. W końcu Kane to mężczyzna: nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Ale nie popełnię tego samego błędu, co z Paulem. Nie zostanę bez środków do życia. Baharan będzie działać dalej, a ja z nawiązką zasłużyłam na prawo do kierowania nią osobiście.
– To może mieć swoją dobrą stronę – mówi Darius. – Ten wypadek wygląda na poważny, prawda? Kane już bierze tydzień wolnego, czego nigdy wcześniej nie robił. Może wycofa się na dłużej i da nam szansę przekonać zarząd, że nowy obiekt w Seattle to świetny pomysł.
Wtedy dopilnujemy, żeby wykonawca, który wygra przetarg, był tym, w którego mocno zainwestowaliśmy. Dodaliśmy do projektu tyle niepotrzebnych ozdobników, które można usunąć, że będziemy bezpiecznie licytować taniej niż ktokolwiek inny. Dzięki zyskom z budowy mogę nabyć więcej udziałów, a kiedy wszyscy zobaczą, co wnosi ten obiekt, przypomną sobie, że Kane był zbyt ostrożny.
Omijam Dariusa i idę po kopertówkę leżącą na konsoli z połowy stulecia. To mój ulubiony mebel w tym biurze, tak dobrze pasujący do zawieszonego nad nim obrazu Jaspera Johnsa. Poprawiam włosy i sprawdzam zapięcie kolczyków, starając się uzyskać nonszalancki wygląd, gdy będę stąd wychodzić, co chwilę potrwa, bo mam największe biuro w Baharan. Z obu szklanych ścian mojego narożnego gabinetu roztacza się imponujący widok na centrum miasta.
– Jeśli sprawa jest naprawdę poważna, może ona umrze – sugeruje Darius. – I nie będziesz się o nic martwić.
Wsuwam torebkę pod pachę, łapiąc w szybie odbicie moich białych cygaretek i złotego jedwabnego topu. Dyfuzor z olejkami eterycznymi wypełnia powietrze zapachem azalii.
– Poważnie, mamo. Nie stresuj się tym. Nikt nie potrafi zainteresować Kane’a na długo. – Darius stoi przy zamkniętych drzwiach, wysoka, ciemna postać na tle lśniącej powierzchni orzechowego panelu. – Lubi polowanie. Jeśli ona tym razem zostanie tu wystarczająco długo, Kane się znudzi i ją spłaci.
Miłość i piękno przemijają. Małżeńskie przysięgi są nic niewarte. Krew to życie. Moje dzieci są jeszcze młode, ale w końcu poznają te lekcje.
Gdy podchodzę, Darius otwiera drzwi.
Zatrzymuję się na progu i dotykam jego przedramienia.
– Napisz ponownie do Ramina. Dopilnuj, żeby się tam z nami spotkał.
– Zadzwonię do niego. – Wyciąga telefon.
Opuszczam rękę i z podniesioną głową wychodzę z biura.
6
LILY
Budzi mnie odgłos bicia mojego serca. Jest powolne i równomierne, towarzyszy mu nieustanne komputerowe pikanie. Wynurzając się z głębokiej, gęstej ciemności, słyszę odległe głosy, ale dystans tłumi słowa, a w mojej głowie pojawia się potworny łomot.
Zapach medykamentów zdradza, gdzie się znalazłam. Zmuszam się do otwarcia oczu, mrugając, by usunąć ziarnisty film zaciemniający mój wzrok. Coś zatyka mi gardło i walczę z przyciskającym mi ręce ciężarem, by móc chwycić szyję, a potem brodę. Jednostajne bicie serca przyspiesza. Kaszlę, zrywając paznokciami taśmę mocującą rurkę, która tłoczy tlen do moich płuc.
– Setareh, nie rób tego!
Twój głos… ta czułość…
Mój wzrok omiata zaciemniony pokój, prześlizgując się po bladoniebieskich ścianach. Spostrzegam twoją wysoką, ciemną postać, która wyłania się z cienia w rogu i szybko rusza do drzwi.
– Pielęgniarz! Proszę tu przyjść. Obudziła się.
Plaster odrywa się od moich ust, a szorstka rurka przesuwa się w głąb dróg oddechowych. Ból ogarnia całe ciało. Mózg i klatka piersiowa wiją się w męce.
– Przestań! – rozkazujesz, a twój głos jest mi tak boleśnie drogi. Wchodzisz w krąg światła i łzy napływają mi do oczu.
Moja miłości… Co to za sen?
Zmarszczki obramowują twoje jędrne, pełne usta. Oczy, tak ciemne, poważne jak zawsze, wyglądają na podsiniałe. Straciłeś młodzieńczą chudość. Wypełniłeś się, twoje ramiona i klatka piersiowa są teraz szersze, a włosy krótsze. Niczym najlepsze gatunki whiskey postarzałeś się w coś wytrawniejszego i mocniejszego.
Chwytasz mnie za nadgarstki i powstrzymujesz, twój dotyk jest jak wstrząs elektryczny, który poraża mi mięśnie. Twoja skóra jest jak ciepła, szorstka satyna, a siła przejmująco delikatna. Dusząc się, wciągam powietrze przez nos i czuję twój odurzający zapach, którego nigdy nie zapomnę. Zmysłowy i absolutnie męski.
Moje serce się kurczy i pikanie monitorów zmienia się w syrenę alarmową.
– Niech pan się cofnie – rzuca krótko mężczyzna.
Puszczasz mnie i robisz miejsce pielęgniarzowi. Wystarczy dla niego, ale nie dla lekarki, która szybko do nas dołącza.
– Panie Black. – Pojawia się w polu widzenia, wkładając lateksowe rękawiczki. – Proszę pozwolić nam działać. Pańska żona jest w dobrych rękach.
Nie spuszczasz wzroku z mojej twarzy, gdy się wycofujesz i znikasz w ciemności. Czuję go na sobie, ogniście gorący i przeszywający, kiedy osuwam się w upragnioną nieświadomość.
7
WITTE
Pan Black wychodzi ze szpitalnej sali, ale ogląda się przez ramię, zaglądając do niej przez szybę w drzwiach. Przeciera twarz dłonią, a potem opuszcza rękę i zaciska pięści, jakby szykował się do ataku. Stopą wystukuje na podłodze niecierpliwe, jednostajne staccato.
Kiedy się poznaliśmy, był w ciągłym ruchu – bez końca na zmianę chodził, siedział i stał, śmieci wrzucał do miniaturowych obręczy do koszykówki, które lubił umieszczać na kubłach. Z biegiem lat stał się bardziej stonowany. Był zapalczywym niegdyś człowiekiem, który powoli hartuje się w twardą, nieugiętą stal.
Tylko raz widziałem go w chwili słabości – tego wieczoru, gdy opowiedział mi o Lily. Nieustannie krążył po bibliotece. W tę i z powrotem. W tę i z powrotem. To była jakaś rocznica, czy to jej śmierci, czy ważnego wydarzenia w ich związku, i nie mógł się powstrzymać od mówienia o niej.
Byłem zaskoczony, kiedy przedstawił pielęgniarce prawo jazdy swojej żony, by jako najbliższy krewny móc decydować w sprawie opieki nad nią. Nie wiedziałem, że nosił w portfelu jej dowód tożsamości, chociaż z perspektywy czasu nie dziwi mnie to; chce ją mieć przy sobie wszędzie. Dokument będzie ważny nawet przez kolejne dwa lata, ponieważ został zaktualizowany w kilka dni po ich ślubie, gdy przyjęła nazwisko po mężu. Los chciał, że jego sentymentalność przyniosła korzyść.
Odwraca głowę w moją stronę, jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że jestem w pobliżu.
– Witte.
– Tak, proszę pana.
– Jest przytomna.
Spogląda znów na okienko w drzwiach i wpatruje się w nie, bez mrugnięcia, bardzo długo.
Pamiętam wzrok Lily, gdy zauważyła go na ulicy, czyste, skrajne przerażenie, tak okrutne, że kazało jej biec prosto pod nadjeżdżające samochody. Nie potrafię dopasować jej reakcji do mężczyzny, którego znam.
„Straciłem ją tam, gdzie ją znalazłem”. Nigdy nie zapomnę tych słów ani tego, jak krążył jak dzikie zwierzę w klatce, kiedy w końcu opowiedział mi o jej śmierci. Jego udręka była tak wielka, że zrozumiałem, jak go kusiło, by podążyć za nią, a jego wola życia z dnia na dzień coraz głębiej tonęła w duszącej ciemności. Teraz wkrada się we mnie wątpliwość, podstępna czarna mgła wślizguje się przez wąskie szczeliny.
Przypomina mi się, że nigdy nie zlecił mi zorganizowania pogrzebu czy nabożeństwa żałobnego. Wrażliwy na jego bezbrzeżny żal, czekałem, aż zainicjuje takie publiczne pożegnanie, ale w następnych latach nigdy nie poruszył tego tematu. I chociaż jej grób byłby pusty, nie została upamiętniona nawet pomnikiem.
Razem cierpliwie znosimy to czekanie, stojąc obok siebie. Zapach środka dezynfekcyjnego jest wszechobecny, ale nie ukrywa głównego zapachu choroby i rozkładu. Gdzieś w pobliżu jakiś mężczyzna w cierpieniu wykrzykuje przekleństwa.
Nie ma innych członków rodziny, którzy martwiliby się o Lily. Rodziców ani rodzeństwa, żadnych dalszych krewnych. Nikogo. Przynajmniej tak powiedziała mojemu pracodawcy, kiedy byli razem. Rzeczywiście, przez lata nie pytał o nią nikt, kto przedstawiłby się jako jej rodzina. Pytania zadaje tylko policja, skupiając się przede wszystkim na rysopisie kierowcy, który zbiegł z miejsca zdarzenia. Reszty dowiedzą się dzięki zeznaniom świadków i nagraniom z kamer ulicznych: żona całkiem straciła świadomość zagrożenia, ponieważ większy strach wzbudził w niej ścigający mąż. Wtedy przesłuchanie pana Blacka przybierze zupełnie inny ton.
To przypadek, że wypatrzyłem smukłą torebkę pani Black pod podwoziem zaparkowanego przy krawężniku sedana i mogłem niezauważenie schować ją pod marynarkę. Najlepiej, żeby władze nie wiedziały, że znalazłem w środku prawo jazdy z Nevady, w którym widnieje zdjęcie pani Black pod przybranym nazwiskiem Ivy York. Sama torebka rodziłaby dalsze pytania, ponieważ jest marną podróbką luksusowej marki. Detektywi z pewnością uznaliby za osobliwe, że żona wyjątkowo bogatego mężczyzny zamiast najdroższych dodatków nosi tanie podróbki.
Jeśli pani Black poczuje się lepiej, detektywi zadadzą jej pytania. To, jak na nie odpowie, może zadecydować o losie mężczyzny, za którego oddałbym życie.
Pan Black krzyżuje ręce.
– Musimy zorganizować w domu niezbędny sprzęt medyczny i personel, z całodobową opieką.
To stwierdzenie nasuwa milion pytań. Zadaję tylko jedno.
– Jak szybko?
– Jak tylko przekonam lekarzy, że tak będzie najlepiej, i kiedy załatwimy papierkową robotę. Chcę ją mieć pod swoim dachem, cały czas.
Język ciała to potężna rzecz. To, co widzę u niego, jeży mi włosy na karku. Nie wydaje się prawdopodobne, aby pani Black była w stanie wkrótce opuścić szpital. Czy przenosiny mogą zagrozić jej zdrowiu? Należy zadać to pytanie. Moje rozległe szkolenie obejmuje procedury w nagłych przypadkach medycznych i reguły postępowania z pacjentem. Niemniej, czy to moje zdolności sprawiają, że żądanie mojego pracodawcy jest możliwe do spełnienia, czy też jest to jego niezbyt wielka troska o dobro żony?
Przeraża mnie, że jedno spojrzenie Lily wstrząsnęło fundamentem mojej głęboko osobistej, wewnętrznej wiedzy o człowieku, którego moje serce przyjęło za syna. Żyłem w przekonaniu, że żaden mężczyzna nigdy nie kochał kobiety tak głęboko, jak pan Black kochał – kocha – swoją żonę. Czy to możliwe, że ona boi się właśnie jego miłości?
– Zajmę się tym. – Zaczynam wysyłać wiadomości do tych osób spośród moich kontaktów, które mogą mi pomóc w realizacji prośby pana Blacka.
– I postaw dwóch ochroniarzy w przedsionku windy do penthouse’u. Nikt nie wychodzi ani się nie pojawia bez mojej wiedzy.
Spoglądam na niego zdezorientowany. Lily ma być nie tylko pacjentką, ale także więźniem.
Kolejny lekarz spieszy do pokoju pani Black. Większość personelu medycznego nosi niebieskie szpitalne stroje i sportowe lub ortopedyczne obuwie. Ten mężczyzna ma drogie mokasyny i porządnie skrojone spodnie. Siwe włosy na skroniach kłócą się z pozbawioną zmarszczek młodością jego rysów.
Mój pracodawca zagradza mu drogę, górując nad nim groźnie ze swoją przewagą co najmniej trzydziestu centymetrów we wzroście.
Przedstawiwszy się jako doktor Sean Ing, neurolog zaczyna rozmawiać z panem Blackiem. Odsuwam się nieco, aby zapewnić im prywatność. Wymiana zdań jest krótka, po czym lekarz wchodzi do pokoju Lily, z cichym kliknięciem zamykając za sobą drzwi.
– Jest zdezorientowana i przejawia symptomy paranoi – mówi pan Black, wpatrując się w widok za szybą. – Tomografia komputerowa nie wykazała urazu mózgu, ale objawy są niepokojące.
Pielęgniarka biegnie korytarzem w naszą stronę i dołącza do pozostałych osób w pokoju Lily.
Minie sporo czasu, zanim dwoje lekarzy wyjdzie i dołączy do nas.
– Panie Black. – Doktor Hamid zdobywa się na znużony uśmiech. – Chodźmy do gabinetu doktora Inga.
– Jak ona się czuje?
– Jest stabilna. Daliśmy jej coś na uspokojenie i teraz odpoczywa.
– Nie spuszczaj jej z oka – mówi do mnie pan Black, rzucając szybkie spojrzenie na drzwi oddzielające go od żony. Mięsień szczęki mu drga, ale idzie za lekarzami korytarzem do wind.
Wciąż patrzę w tamtą stronę, kiedy jego matka i bracia wyłaniają się z windy obok tej, którą odjechał mój pracodawca. Pani Armand kroczy z włosami blond kołyszącymi się wokół ramion, jej zmysłową figurę podkreślają dopasowane białe spodnie.
Na mój widok obraca się zgrabnie, a jej młodsi synowie z niemal wojskową precyzją zajmują tylne pozycje z obu jej stron. Podobieństwo między nimi jest ewidentne, ale ona jest jak połyskliwa perła na tle ich ciemnej karnacji i czarnych garniturów.
Aliyah subtelnie zmienia zachowanie, spowalniając krok i łagodząc wyraz twarzy. Bez wysiłku nagle staje się spięta z niepokoju. Spektakl jest przeznaczony dla personelu medycznego i gości, którzy kręcą się wokół dyżurki pielęgniarek, i jej publiczność jest zachwycona. Ludzie wodzą za nią spojrzeniami. Głowy się odwracają.
Ignoruje mnie, gdy podchodzi do drzwi pokoju Lily i zagląda w okno. Zanim personel szpitala zdąży interweniować, cofa się, nie wchodząc do środka, stwierdziwszy nieobecność mężczyzny, którego szuka.
– Gdzie on jest, Witte?
Irytacja w jej tonie jest karą dla mnie za to, że zaniedbałem ją poinformować, zanim o to zapytała.
Wsuwam komórkę do kieszeni, moje wstępne zadania są zakończone.
– Omawia rokowania co do stanu pani Black z lekarzami, którzy nadzorują opiekę nad nią.
Szybko odwraca do mnie głowę.
– Co wiemy?
– Miejmy nadzieję, że dowiemy się więcej, kiedy pan Black skończy rozmawiać.
Ramin parska niewesołym śmiechem.
– Mógłbyś być jeszcze mniej konkretny?
– Absolutnie – odpowiadam gładko.
– A więc będziemy po prostu siedzieć i czekać? – Darius opiera ręce na biodrach, rozchylając kurtkę i ukazując umięśniony tors okryty dopasowaną koszulą. – Wolałbym spędzić czas z moją własną żoną.
– Ja też – przyznaje Ramin ze złośliwym błyskiem w niebieskich oczach. Ponieważ nie jest żonaty, sugestia jest jasna.
– Wal się – warczy Darius.
– No co? Amy robi świetne martini.
– Jesteś gnojkiem.
Aliyah pstryka palcami, nieznacznie łagodząc napięcie między braćmi.
– Dość. Ramin, przynieś nam porządną kawę. Darius, zdobądź nazwiska lekarzy.
Gdy bracia oddalają się w różnych kierunkach, Aliyah przenosi swoje mroczne spojrzenie na mnie.
– Tylko ty i ja naprawdę martwimy się o Kane’a. Musimy mieć oko na wszystko, zapewnić, żeby był chroniony.
– Tak jest, proszę pani.
Moje myśli są jednak przy kobiecie za drzwiami, mającej tylko mężczyznę, którego opieki ewidentnie się boi.
8
AMY
– Wspaniały gest, pani Armand.
Witte odbiera ode mnie ogromny bukiet żółtych róż, który przyniosłam do penthouse’u. Będą kolidować ze wszystkim innym w sypialni Lily, sprawiając, że Kane nie będzie mógł zignorować mojego cennego prezentu – jeśli w ogóle zaglądał do jej pokoju. Wpadałam do niej prawie codziennie przez ostatnie trzy tygodnie, odkąd była w domu, i nie mam pojęcia, czy Kane w ogóle wie o moich staraniach.
Gestem wskazując mi salon, Witte zamyka frontowe drzwi.
– Proszę się rozgościć, a ja wstawię je do wody.
Wchodzę głębiej w królestwo Kane’a, cicho stukając obcasami. Z trudem pokonuję chęć, by przyspieszyć kroku. Irytuje mnie moje stremowanie.
Cholerny Witte. Nie wiem, jak ten sztywniak to robi, ale jest nawet lepszym łgarzem niż Aliyah. Gdybym miała mniej rozumu, mogłabym się nabrać na to ciepłe powitanie w jego głosie, ale nie jestem idiotką. Wiem, że nie może mnie znieść.
– Jak ona się czuje? – pytam, odwracając się w pół kroku przez ramię i poprawiając pasek torebki. Znalezienie tego cholerstwa zajęło mi wieczność. Kompletowanie strojów na tyle swobodnych, by móc spędzać czas z kobietą w śpiączce, a jednocześnie na tyle wyrafinowanych i twarzowych, by wyglądać dobrze, gdy wpadnę na Kane’a, to prawdziwe utrapienie. Przynajmniej zdążyłam tu dotrzeć, zanim zaczęło padać. Nadciąga letnia burza. Na dworze jest straszna wilgoć, ciśnienie spada.
– Stan pani Black się nie zmienił.
– Przykro mi to słyszeć. – Wkurza mnie, że nie potrafię się zdecydować, czy naprawdę tak myślę, czy nie. Leży tam jak trup. Albo umrzyj, albo wreszcie się obudź. – Po prostu dalej będziemy myśleć pozytywnie.
Gdy wchodzę do salonu, kręcę głową, widząc, jak cholernie czyste jest tu wszystko. Nigdzie ani odrobiny kurzu. Podłoga lśni jak lustro.
Zrzucam jeden klapek na wysokim obcasie i przyciskam spoconą stopę do gładkiej czerni. Spodziewam się, że kafelek będzie chłodny w dotyku, ale ma idealną temperaturę.
Czuję nagłe pożądanie. Ekstrawagancja ogrzewanych podłóg w całym penthousie przypomina mi, jak zmysłowy jest Kane.
Jezu, jestem groteskowa.
Pot, który obrysowuje kształt palców moich stóp, szybko wyparowuje, pozostawiając tylko nikłą smugę. Jest tak cicho, że słyszę swój oddech. Penthouse wydaje się niczym grób pełen tajemnic, które ujawnię. W ten czy inny sposób.
Tak wiele pytań. A jedyna osoba, która może na nie odpowiedzieć, jest zamknięta we własnym umyśle.
Wsuwam z powrotem but, kiedy mężczyzna, którego nie mogę przestać pragnąć, pojawia się, jakbym wyczarowała go w gorączkowym śnie. Zmuszam się do odwrócenia wzroku, gdy Kane się zbliża. Jak mężczyzna tak duży porusza się tak cicho?
I, Boże, jaki on wysoki… Wszystko na świecie musi mu się wydawać za małe.
– Amy.
Przebiega mnie dreszcz. Jego głos jest niczym broń, rozkosznie niski, i przecina mnie jak dobrze naostrzona klinga. Odwracam głowę, mój wzrok pada na oksfordy, które są równie wypolerowane jak podłoga, potem unosi się i zatrzymuje w górnej części nóg. Jego krawcy znają jakąś sztuczkę, by ukryć maczugę między jego udami. Zgaduję, że tego wielkiego fiuta odziedziczył po swoim ojcu, ponieważ ani Darius, ani Ramin nie są tak spektakularnie wyposażeni.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki