Spa - Miłosz Kamil Manasterski - ebook
12,00 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Co wykaże kontrola w ratuszu? O czym myśli w nocy żona dróżnika? Jak radzi sobie proboszcz w czasie suszy?

Zapraszamy do Spa - metafizycznego kurortu złożonego z realnych i surrealistycznych i pełnych ciepłej ironii obrazów z polskich miasteczek. Pułtusk, Przasnysz, Puck, Serock, Krotoszyn, Radomsko, Rawicz, Pleszew, Tarczyn, Płońsk, Puławy… To jedne z wielu urokliwych miast, które stały się inspiracją dla Miłosza Kamila Manasterskiego, laureata Award World Poetry Day UNESCO 2016. Drugie wydanie wzbogacone zostało o kilka wierszy (bonus track) i przede wszystkim obszerny wstęp autora, pokazujący w anegdotyczny sposób okoliczności powstania książki, która ukazała się po raz pierwszy w 2007 r.

Czy utrwalony w wierszach krajobraz polski małomiasteczkowej z przełomu XX i XXI wieku jest już dzisiaj świadectwem czasów? A może efekt spa jest trwały podobnie jak ludzka mentalność?

Zapraszamy do lektury jednej z najciekawszych książek poetyckich poprzedniej dekady.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 44

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Miłosz Kamil Manasterski

Spa

 

© Copyright by

Miłosz Kamil Manasterski & e-bookowo

 

Fot. na okładce: unsplash.com

 

strona autora: www.manasterski.pl

 

 

 

Projekt okładki Miłosz Kamil Manasterski

 

ISBN 978-83-7859-768-1

 

 

 

 

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: [email protected]

 

 

 

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie II 2016

Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

SPA. OPOWIEŚĆ O KSIĄŻCE

OD AUTORA

Przyjechała pekaesem z Przasnysza

 

Mojego debiutu wyglądałem kiedyś na peronie Dworca Centralnego. Wydawca miał mi dostarczyć nowe książki prosto z drukarni przed moim wyjazdem na konkurs literacki w Oświęcimiu. Wtedy, na Centralnym się nie udało i musiałem zmienić wydawcę (więcej o tej historii w drugim wydaniu „Sztuki czytania”). Mój nowy, solidny wydawca (Wydawnictwo Książkowe „IBiS”) i moja druga książka przyjechała pekaesem. Biało niebieskim autobusem z dużym napisem PKS Przasnysz. Przyjechała na przystanek autobusowy w Płocku. Punktualnie, zgodnie z rozkładem jazdy. Kierowca podał mi kilka ciężkich paczek z moją częścią nakładu „Spa”. Dlaczego po książkę wydaną w Warszawie a przywiezioną z Przasnysza musiałem jechać do Płocka?

 

Druga książka

 

Kiedy w roku 2005 ukazała się moja pierwsza oficjalnie wydana książka poetycka „Sztuka czytania” miałem w poetyckiej szufladzie około tysiąca nieopublikowanych tekstów. Nie istniało ryzyko, że debiut będzie też końcem poetyckich publikacji, ponieważ książka nie tylko została ciepło przyjęta przez krytykę, ale wręcz z entuzjazmem. Najpełniejszym wyrazem tego entuzjazmu była Nagroda Festiwalu Światowy Dzień Poezji UNESCO za debiut. Tysiąc tekstów, stanowiło kapitał, z którego zamierzałem skorzystać w kolejnych publikacjach, do czego zresztą namawiali mnie moi czytelnicy, upominający się o ten i ów wiersz, którego w „Sztuce czytania” nie znaleźli, a znali go z lektury w czasopiśmie albo internecie. Rzecz jasna poprzeczka po nagrodzie za debiut była wysoko podniesiona, więc należało też bardzo krytycznie spojrzeć na teksty do kolejnej książki. Część z moich zasobów nie spełniała już moich oczekiwań, były to typowe juwenilia, przy lekturze których traciłem dobre samopoczucie. Nadal jednak, około 400–500 wierszy w „szufladzie” zasługiwało na swoje miejsce w publikacji.

 

Decyzja o wydaniu drugiej książki jak najszybciej, była w zasadzie oczywista. Jak najszybciej oznaczało w tym przypadku rok od wydania kolejnej. I w porównaniu z historią mojego debiutu, którą dokładnie opisałem w II wydaniu „Sztuki czytania”, było to tempo naprawdę ekspresowe.

 

Niezależnie od trudności jakie napotkałem po drodze, dzięki pierwszej książce zacząłem pracować z fantastycznymi ludźmi: Aleksandrem i Barbarą Nawrockimi, Zdzisławem Tadeuszem Łączkowskim i Zbigniewem Irzykiem. Mam całkowitą pewność, że choć wszystkie utwory umieszczone w książce były moje, to jednak sukces bez takich redaktorów (Łączkowski i Irzyk) oraz wydawcy (Nawroccy) nie byłby możliwy.

 

Monotematycznie...

 

Jako debiut, „Sztuka czytania” była bardzo różnorodna, co zresztą w pewien sposób zarzucał jej Michał Kasprzak. Byliśmy tego (redaktorzy, autor i wydawca) od początku świadomi. W momencie wydawania pierwszej publikacji chciałoby się powiedzieć: czym chata bogata. Może być tak, i tak i tak. Pierwsze książka miała być jak najpełniejszą prezentacją poetyckich możliwości autora, swojego rodzaju poetyckim portfolio. Pokazać poetę wielobarwnego, wielotematycznego, o szerokich zainteresowaniach. Bardzo szybko po wydaniu, po jednym ze spotkań promujących książkę, Zbigniew Irzyk rzucił ideę, żeby teraz, po tej poetyckiej mozaice przedstawić czytelnikowi propozycję spójną. Że skoro mamy już za sobą udany debiut, to możemy podjąć większe ryzyko i wyeksploatować jeden z motywów w poezji. Tylko jeden.

 

Obaj wiedzieliśmy który. To wydawało się absolutnie oczywiste, w zasadzie już przy komponowaniu pierwszego tomu, wspierająca nas Ewa Nowacka, zasugerowała, żeby chagallowski wątek małych miasteczek odizolować i dać mu zaistnieć w pełni, kiedyś, w przyszłości. To był ten moment. Drugi tom miał też udowodnić każdemu, kto by wątpił w zdolność do konsekwencji, w możliwość zbudowania między wierszami dodatkowej narracji.

 

 

Tak powstała „Spa”. Opowieść o miasteczkach, a właściwie o jednym miasteczku z wyobraźni. Jednocześnie idyllicznym i boleśnie realnym, gdzie zapach traw z ogródka na plebanii miesza się z wonią nawozu z przedmieść. Gdzie ludzie są jednocześnie serdeczni i nieprzejednani, ciepli i zawistni. Trochę jak z filmu “U Pana Boga za piecem”.

 

Tytuł

 

Autorką tytułu była moja żona. Słówko „spa” robiło właśnie zawrotną karierę niebywale poszerzając swoje znaczenie. „Spa” stawało się nie tylko każde uzdrowisko i pierwszy lepszy salon masażu. Pojawił się także efekt „spa”, którego doświadczali (a w zasadzie głównie doświadczały) użytkownicy/użytkowniczki szamponów, żeli pod prysznic, kremów. Dla poety takie nowe i puchnące w treści słówko jest niezwykle atrakcyjne. Nie miałem też żadnej wątpliwości wobec skojarzenia z owym „magicznym” efektem spa. Byłem gotów reklamować swój zbiór bardzo natarczywie obiecując tyle samo co producenci kremów: otwórz ten tomik! Poczuj odświeżającą moc poezji! Efekt spa gwarantowany już po 10 wierszach*.

 

* (Testowano na grupie 27 czytelniczek, z których 50% odczuwało efekt spa po 5 wierszach, 35% po 10 wierszach, a 15% po lekturze spisu treści).

 

 

 

A jednak – mimo tej ironii – naprawdę – bardzo lubię małe miasteczka. I każdej wizycie w niewielkim mieście znajduję coś odświeżającego dla siebie i swojej twórczości. Z drugiej strony moim naturalnym środowiskiem jest 100 tysięcy+, czyli rodzinny Kalisz, ze swymi stukilkunastoma tysiącami mieszkańców, którzy również doskonale (jeśli zechcą) potrafią zrekonstruować atmosferę dusznej prowincji. A moim ideałem z jednej strony urokliwe miejsca jak Pułtusk, Serock, Rawicz, Łowicz, Keszthely albo Koprivnica (czy oderwana od nowych osiedli stara Ostrołęka), z drugiej miasta zacnego kalibru jak Łódź, Wrocław czy Warszawa. Ten dualizm jest nie do pokonania. Małe jest piękne, ale na dłuższą metę życie metropolii jest bardziej atrakcyjne… Aż nie zmęczy i sprawi, że znów tęsknimy za małym.