Spłoń dla mnie - Ciulak Paula - ebook + audiobook + książka

Spłoń dla mnie ebook i audiobook

Ciulak Paula

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Łatwo zlekceważyć iskrę, lecz to ona wystarcza, by wzniecić pożar.

Kobieta, która nie chce być tylko bezwolną lalką.
Mężczyzna, dla którego najważniejsze jest dobro jego rodziny.
Namiętność, która nigdy nie powinna się pojawić…

Vivira Merri, bratanica capo hiszpańskiej mafii Espiny, zawsze wiedziała, że wyjdzie za mąż z obowiązku, a nie z miłości. Nie przypuszczała jednak, że przyjdzie jej poślubić Khalo Rossi, brata szefa argentyńskiej Eclipse. A już na pewno nie mogła przewidzieć tego, jak będzie wyglądać jej nowe życie w Buenos Aires i jak wielką rolę odegra w nim Tavio Rossi, jej szwagier…

Aranżowane małżeństwo, które ma połączyć dwie mafie, staje się dla obu stron początkiem katastrofy. Zadziorna piękność, będąca zabezpieczeniem zawartej umowy, wkracza pod dach braci Rossi niczym iskra, która niepostrzeżenie zmienia dotychczasowe życie w walkę żywiołów.

– Wiem, jakie zasady rządzą tym światem, przyzwyczaiłam się do tego, jednak, wiesz, złota klatka to nadal klatka.
– Brakuje ci wolności.
– Brakuje mi emocji – odparła i spojrzała na mnie tak, że aż zadrżałem. – Adrenaliny, przygody, szczęścia, namiętności, władzy… Czegokolwiek, co nie byłoby puste, szare czy ustalone przez kogoś innego, a tylko moje.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 249

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 47 min

Lektor: Gabriela Jaskuła i Nikodem Kasprowicz
Oceny
4,3 (70 ocen)
41
16
8
5
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
zaczytana_kociara87

Nie oderwiesz się od lektury

,Spłoń dla mnie,, to romans mafijny. Historia o aranżowanym małżeństwie, które jest znane i prakrtykowane w świecie mafii. Historia o zderzeniu dwóch silnych osobowości.O ukrywaniu swoich demonów z przeszłości.O poczuciu, samotnosci,braku zaufania i zainteresownia.O potrzebie udowodnienia swojej lojalności, siły i odwagi.O rodzących się uczuciach I emocjach, które nie powinny się pojawić.O powolnym poznawaniu się,zbliżaniu do siebie i obdarzeniu zaufaniem.O budowaniu relacji ,wzbudzaniu pragnienia ,które nie ma prawa się zdarzyć.O otrzymaniu namiastki normalności, zainteresowania, poczucia stabilizacji I akceptacji. O kłamstwach, intrygach I sekretach. O wątpliwościach, trudnych decyzjach i wyborach do podjęcia.O walce,niebezpieczeństwie i strachu.Pełna pożądania ,chemii I fascynacji. W której nie zabraknie także niebezpieczeństwa. Jest to moje kolejne spotkanie z twórczością autorki,które uważam za bardzo udane. A to że uwielbiam romanse mafijne,sprawiło że sięgnęłam I po tą książ...
20
aga1420

Całkiem niezła

Wynudziłam się przeokrurnie.
10
Ewcia2010

Z braku laku…

Niestety nie dałam rady przeczytac tej książki. Brak dialogów, ciągle przemyślenia .FATALNA.Nie polecam
11
MR4747

Z braku laku…

Hmm..to było płytkie, historia..no cóż słaba
00
moniska0162

Nie oderwiesz się od lektury

Dla mnie petarda.... z przyjemnością przeczytam książkę o drugim bracie
00

Popularność




Dla babci Ireny, Dziękuję, że jesteś.

Prolog

Gdyby ktoś mi powiedział, że całe moje życie zmieni się między jednym uderzeniem serca a drugim, parsknęłabym śmiechem. Od szczęścia do tragedii, od niewinności do upadku? Żarty. Ale tyle wystarczyło. Jedno uderzenie serce. Mrugnięcie oka, oddech, sekunda – wszystko, co znałam i kochałam, zniknęło.

Gena Showalter

Khalo

– Eclipse1 i Espina2 powinny współpracować. Mamy wiele wspólnego, nie tylko język i podobną kulturę. W perspektywie wojny z silnymi oddziałami włoskimi i boliwijskimi dobrze mieć solidnego sprzymierzeńca.

Siedziałem z boku, kiwając głową i słuchając, jak mój o cztery lata starszy brat, Tavio, prowadzi negocjacje z Christianem, szefem hiszpańskiej mafii. Te rozmowy między nimi trwały już od dłuższego czasu, od tygodni porównywali zasięgi, zyski i straty, planując to połączenie, lecz ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła. Wszystko mogło się zmienić, gdyż porozumienia w tym świecie były niczym drzewa na wietrze, łatwo się łamały, więc musiały mieć mocne korzenie, aby przetrwały.

– Dwie mafie zawsze są silniejsze niż jedna – odrzekłem.

– W rzeczy samej – poparł mnie brat. – Wszystko dobrze prosperuje, pozostaje sporządzić ostateczną umowę i nasze oddziały będą mogły zacząć współpracować na zasadach, które ustaliliśmy.

Argentyńska Espina, mafia, której mój brat był szefem, radziła sobie coraz lepiej. Wiedziałem, że Tavio zrobi wszystko, aby wygrać. Był bezwzględny i brutalny, właśnie dlatego idealnie nadawał się na capo. Wszyscy się go bali, wiedząc, że lepiej nie mieć w nim wroga, a przy tym darzyli go szacunkiem, widząc w nim świetnego stratega i szefa. Jeśli on postanowił, że połączenie się z Eclipse będzie dobrym rozwiązaniem, z pewnością miał rację. Przeglądałem z nim wszystkie dokumenty i także widziałem w tym możliwości oraz potencjalne zyski, trzeba tylko było wszystko dobrze rozegrać. Bo tak naprawdę życie to gra i nieważne, jakie masz karty, tylko jak się nimi posługujesz.

– Zgadzam się – odrzekł Christian. – Wszystko zapowiada się świetnie, jednak taka fuzja wymaga dobrego zabezpieczenia.

– Sporządzimy najlepsze umowy.

– Nie o tym mówię.

Tavio rzucił mi niespokojne spojrzenie. Czyżby na ostatniej prostej przed metą Christian zamierzał zmienić zasady gry? Wcale by mnie to nie zdziwiło, ludzie tacy jak on bywali przebiegli i zawsze chowali jakieś asy w rękawie.

– Jak wiadomo, najlepszym sposobem na połączenie dwóch rodzin jest małżeństwo.

Spojrzałem spod uniesionych brwi na brata. Choć każda mafia miała odmienne zwyczaje i tradycje, aranżowane małżeństwa wciąż były praktykowane. Taa, już widziałem, jak Tavio spieszy do ołtarza… Na ile znałem własnego brata, byłem pewien, że jest gotów do wielu poświęceń w imię dobra organizacji, ale z pewnością nie do tego. Choć niejeden wysoko postawiony człowiek, boss, zastępca czy żołnierz, widziałby w nim idealnego zięcia, on nigdy nie brał żadnej z tych ofert na poważnie. Nie musiał. Sam był głową mafii i głową rodziny, nikt nie stał nad nim, aby wymuszać takie posunięcia. Dlatego byłem też pewny, że mimo iż mówił o tym sojuszu od miesięcy, na ten warunek się nie zgodzi. Mafia i rodzina były dla niego ponad wszystko, jednak nie ponad własną wolność, której ot tak by nie oddał, wiążąc się z jakąś panną.

– Małżeństwo? – powtórzył Tavio, jakby ta informacja jeszcze do niego nie dotarła. Niełatwo było go zaskoczyć, bo zawsze wszystko planował z wyprzedzeniem, niczym ruchy pionków na szachownicy, jednak byłem pewien, że teraz jest trochę wytrącony z równowagi. Wolność czy upragniony sojusz… Nie znosił, gdy stawiało się go przed zero-jedynkowym wyborem, i gdyby okoliczności były inne, z pewnością nie zareagowałby tak spokojnie.

– Nie myślałeś o tym?

– Niespecjalnie. Skupiam się na tym, co ważne, na sojuszach i interesach.

– I to jest właśnie element tego interesu.

Rzeczywiście, ten sojusz był nam potrzebny. Boliwijskie oddziały już parę razy przechwyciły nasz transport towaru, inne mafie także nie próżnowały, rosnąc w siłę. W Argentynie mieliśmy ogromną władzę i rządziliśmy twardą ręką, jednak poza granicami kraju? Czasy robiły się coraz bardziej niespokojne, a stosunki napięte. Sojusz za oceanem dałby nam nowe możliwości, rynki zbytu, jak i zakupu, a przy tym nie ograniczał naszego terytorium, bo ani oni nie rządziliby u nas, ani my u nich. To jedynie umowa biznesowa. Tak samo jak różne kraje zawierają umowy na wszystko, od gazu po jabłka czy wódkę, tak samo oddziały mafijne rozwijały się dzięki wojnom i sojuszom zarówno wewnątrzkrajowym, jak i zagranicznym. W tym przypadku nie dzieliły nas bariery językowe ani kulturalne, hiszpańscy mafiosi byli do nas dość podobni, podzielając te same cele. Obie strony bardzo by zyskały na tym porozumieniu, zyski były widoczne gołym okiem. Jednak czy ten sojusz był dla Tavio równie ważny jak jego niezależność?

– To wasz warunek? – spytał.

– Jedyny, jaki dostaniesz – potwierdził nasz rozmówca. – Połączenie mafii zawsze odbywa się poprzez aranżowane małżeństwo.

– To, że coś dzieje się zawsze, nie znaczy od razu, że jest słuszne – odparł Tavio.

On lubił ustanawiać własne zasady, czasem robić coś na przekór innym, łamać zwyczaje. I tak nikt nie odważyłby się mu zwrócić uwagi, a do tego trzeba było przyznać, że miał świetną intuicję i zazwyczaj każdy jego innowacyjny pomysł kończył się podwójnym zyskiem. Jeśli nie chciał trzymać się tradycji, to dlatego, że znał skuteczniejszą drogę, taką, którą być może inni obawiali się podążać, ale on nie miał takich zahamowań i zawsze osiągał to, co chciał.

– W tym przypadku jest. Moja bratanica, Vivira, ma dziewiętnaście lat, będzie się idealnie nadawać na żonę capo.

– Chwila. Nie rozpędzajmy się. Kto powiedział, że to ja wezmę ślub? – Tavio uniósł brwi. Dokładnie tak, jak przypuszczałem, nie był chętny do małżeństwa, jednak czy przepuściłby przez to tak świetny interes?

– A niby kto inny?

– Jest jeszcze jedna opcja…

Brat uśmiechnął się cwanie, spoglądając na mnie. Kurwa. Już wiedziałem, o czym pomyślał. Sam nie chciał dać się usidlić i bawić w dom z jakąś przypadkową laską, ale już mnie mógł kazać przyjąć tę rolę, bo choć był moim bratem i najbliższą rodziną, to także szefem, a polecenia szefa wykonuje się bez gadania. A na pewno bez gadania przy świadkach.

Westchnąłem cicho, kiwając głową. Też nie uśmiechał mi się pomysł aranżowanego małżeństwa ani w ogóle żadnego małżeństwa, ale przecież prędzej czy później i tak by do tego doszło. To jedynie papierek, umowa biznesowa. A mafia i rodzina są ponad wszystko inne. Tavio nieraz poświęcał się dla mnie, więc chyba nadszedł czas, aby spłacić ten dług.

– Jesteś szefem, nie masz żony, a ta dziewczyna jest z wysoko postawionej rodziny. Najlepiej będzie, jeśli to właśnie ty…

– Ja ją poślubię – odezwałem się nagle, wprawiając Christiana w osłupienie. – Nie dajesz nam własnej córki, tylko bratanicę, więc nie licz, że od razu zostanie żoną capo.

Mój głos był chłodny i wyprany z emocji, w końcu to były tylko interesy i nie było tu miejsca na sentymenty. Nie obchodziła mnie ta dziewczyna ani to małżeństwo. Musiałem wesprzeć brata i spełnić swój obowiązek wobec mafii.

– Moja córka ma dopiero szesnaście lat… A czekanie dwa lata do jej pełnoletności nie byłoby nikomu z nas na rękę.

– Albo wolisz zostawić ją dla kogoś innego – stwierdziłem. – Tak czy inaczej, ja poślubię twoją bratanicę.

– Nie jest moją córką, ale i tak ma być traktowana z szacunkiem. Jej ojciec jest moim zastępcą, a ona moją rodziną, w jej żyłach płynie krew mafijnych szefów i lepiej, żebyście o tym nie zapomnieli.

Nie mogłem obiecać, że dziewczyna poczuje się jak Kopciuszek po poznaniu księcia, bo to nie było możliwe, jednak miałem swoje zasady. W ogóle nie zamierzałem być z nią bliżej, niż to konieczne. W końcu to tylko umowa.

– Nie musisz się martwić, nie krzywdzimy kobiet. No, chyba że same o to proszą… – Tavio oczywiście musiał ujawnić swoją bezczelną, arogancką stronę, lecz nikomu to zbytnio nie przeszkadzało, gdy perspektywą było robienie z nami interesów.

– Jesteś człowiekiem honoru, zaufam ci i prześlę wszystkie potrzebne dokumenty. Jednak jeśli coś jej się stanie…

– Będzie bezpieczna – zapewnił. – Tego akurat możesz być pewny.

Gdy Tavio coś obiecywał, zawsze dotrzymywał danego słowa. Dlatego lepiej było z nim nie zadzierać, bo skrupulatnie rozliczał zdrajców i karał wrogów. Zwykle nie słyszałem, by obiecywał ochronę, jednak różne sytuacje wymagały różnych działań.

– W porządku.

– W takim razie ustalone? Twoja bratanica i mój brat wezmą ślub, który połączy nasze organizacje.

– Zgoda. – Nasz gość zacisnął wargi. Widocznie liczył na więcej, on także wolał Tavio ode mnie, ale cóż, dostał, co dostał, i lepiej, aby nie narzekał. Ostatecznie wstał i uścisnął dłoń najpierw brata, potem moją. – Liczę, że ta współpraca wytrzyma dłużej niż do ślubu.

– My dotrzymujemy słowa, radzę, abyście zrobili to samo.

– Przygotuję umowę i poinformuję Vivirę – odrzekł Christopher. – Najpewniej kolejnym razem spotkamy się na ślubie. – Spojrzał na mnie znacząco, a ja jedynie pokiwałem głową.

– Będziemy czekać na informacje, tymczasem bezpiecznej podróży.

Mężczyzna skinął głową i opuścił pomieszczenie. Dopiero wtedy ciężko westchnąłem i pokręciłem głową. Żona… Zawsze wiedziałem, że to się tak skończy, jednak to nie znaczy, że byłem zachwycony. Każdy władca potrzebował następcy, a my z bratem stroniliśmy od poważnych związków.

– Gratuluję. – Tavio ze śmiechem poklepał mnie po ramieniu.

– Gdybyś zapytał mnie na osobności, odmówiłbym – syknąłem, dając upust swojej frustracji.

– Wiem, ale robisz to dla większego dobra. Przecież nie będzie tak źle.

– Skoro tak, dlaczego sam się nie zgodziłeś?

– Przywilej bycia capo. – Wzruszył beztrosko ramionami, wyraźnie zadowolony, że udało mu się dopiąć umowę, a do tego uniknąć losu pana młodego. Miał to, czego chciał. Jak zwykle. Nie mogłem go winić. Taka była hierarchia, takie były zasady, a do niektórych zasad trzeba było się po prostu dostosować.

– Wiesz, że kiedyś na ciebie też przyjdzie pora.

– Jeśli znajdzie się kobieta, która nie znudzi mi się po pierwszym spotkaniu, nie złamie się i będzie skłonna uratować mi życie, jak na prawdziwą żonę capo przystało, wtedy sam się jej oświadczę. – Wydawał się rozbawiony i pewny, że to nigdy nie nastąpi. – Do tego czasu zamierzam się rozkoszować władzą i nieograniczoną liczbą kobiet, które zrobią wszystko, aby mnie zadowolić. Tobie radzę to samo, póki twojej żonki tu nie ma.

Prychnąłem pod nosem. Co niby zmieniałoby jej pojawienie się? To tylko papierek i jeśli pomyśli inaczej, będę musiał sprowadzić ją na ziemię. Nie zamierzałem rezygnować ze swojego stylu życia dla jakiejś panienki z Hiszpanii. Współpraca była nam potrzebna, ale dla mnie żona była tylko zbędnym dodatkiem.

1 Eclipse – hiszp. zaćmienie
2 Espina – hiszp. cierń

Rozdział 1

Bycie kobietą to strasznie trudne zajęcie,bo polega głównie na zadawaniu się z mężczyznami.

Joseph Conrad

Vivira

Od dziecka wiedziałam, że skończę jako żona jakiegoś capo, żołnierza czy innego człowieka należącego do struktur mafii. Dlatego gdy moi rodzice, Dewain i Thomas Merri, obwieścili mi, że zostanę żoną Khalo Rossi, brata capo Espiny, nie byłam tym szczególnie zaskoczona. Nie dziwiło mnie samo małżeństwo, jedynie nieco fakt, że nie wybrali kogoś z bliższej okolicy – jak widać, woleli wysłać mnie na inny kontynent.

Oczywiście nie miałam tutaj nic do gadania, nikt nie pytał mnie o zdanie ani nie powiadomił o szczegółach czy o tym, jak będzie wyglądało moje życie po ślubie. W naszym świecie takich decyzji nie podejmowały kobiety. Wszystko zaplanował wuj Christian wraz z Tavio, szefem mafii, z którą mieliśmy się połączyć. Mnie zostało jedynie ładnie się uśmiechać, wykonywać polecenia i robić to, co do mnie należy. Właśnie tak przeważnie wyglądało życie dziewcząt w mafii. Ci będący u władzy myśleli, że nie nadajemy się do dowodzenia, akcji, zemsty, planowania czy biznesów, że nie nadajemy się do niczego, poza dbaniem o ładny wygląd i rodzeniem dzieci. Aż krew się we mnie gotowała na takie stereotypowe myślenie. Niestety, nie mogłam nic zmienić, ale to nie oznaczało, że zamierzałam ot tak godzić się na wszystko i ulegle przytakiwać. Nie zawsze można było prowadzić otwarty bunt, lecz gdy nadejdzie odpowiedni moment, pokażę, na co mnie stać.

Od momentu rozmowy z wujkiem – która zmieniła moje życie – do dnia ślubu minęły zaledwie dwa tygodnie. Nie miałam czasu przygotować się, chodzić po sklepach, urządzić wieczoru panieńskiego czy chociażby poznać przyszłego męża. Nie chodziło tu o moje zachcianki, a o wspólne dobro rodziny, więc nie odbywało się to tak, jakbym chciała, a tak, aby było jak najlepiej i najszybciej. Nawet najlepsze organizatorki ślubne nie mogłyby się pochwalić tak szybkim przygotowaniem uroczystości jak mafijne struktury. Gdy chodziło o zyski i umowy, załatwienie w kilka dni listy gości, tortu, sali czy niemożliwie drogiej sukni ślubnej nie stanowiło żadnego problemu. Teoretycznie mogłam czuć się jak księżniczka, która ma wszystko to, co najlepsze, którą wszyscy będą podziwiać. Tak naprawdę wiedziałam, że to tylko przedstawienie, a wszystko, co piękne i delikatne w świetle słońca, zostanie zbrukane i zniszczone przy blasku księżyca. Ten dzień nie był marzeniem, a obowiązkiem, być może nawet wyrokiem, ale nie bałam się. Wiedziałam, że jestem silna, nawet gdy nie mogłam tego okazać.

– Zazdroszczę ci, podobno bracia Rossi są szalenie przystojni.

Westchnęłam, słysząc kolejny taki komentarz. Czy wartość człowieka oceniało się jedynie poprzez wygląd? Takie myślenia dotyczyło zarówno kobiet, jak i mężczyzn i moim zdaniem nie miało wiele wspólnego z rzeczywistością. Przecież to, co piękne na zewnątrz, mogło być zepsute w środku. Sól i cukier wyglądają tak samo ładnie, a jedno jest słodkie, drugie słone. Czy to nie jest wystarczający powód, aby nie oceniać ludzi jedynie po wyglądzie? Ja zdecydowanie chciałam od życia czegoś więcej niż bycia ładną kobietą u boku przystojnego mężczyzny. Chciałam naprawdę żyć, doświadczyć wszystkiego na własnej skórze, a nie tylko dobrze się prezentować, stojąc w cieniu mojego męża.

– Wygląd to nie wszystko – odparłam. – Liczy się jeszcze charakter.

– Ale na pewno jest dobry w łóżku.

Wywróciłam oczami, wiedząc, że moje słowa w żaden sposób nie trafią do cioć, kuzynek czy całej żeńskiej części rodziny. Dla nich liczyło się to, że wychodzę za mąż za wysoko postawionego człowieka i będzie to dobrze wyglądać. Moje szczęście? To jedynie produkt uboczny, nieszczególnie ważny w tym równaniu.

– Ma doświadczenie, nie to co my, kobiety – rzuciłam.

Bo jakkolwiek by nie wyglądało jego życie – mógł więcej niż ja, tylko dlatego, że urodził się z penisem, a nie z cipką. Gdy my – kobiety – musiałyśmy zachować dziewictwo dla męża, oni robili, co chcieli, z kim chcieli i jak chcieli. Gdy my patrzyłyśmy z boku, oni uczestniczyli w akcjach i zdobywali chwałę. Gdy my bałyśmy się wracać same po zmroku, oni dopiero zaczynali zabawę. Gdy my martwiłyśmy się, jaki mąż nam się trafi, dla nich to nie miało żadnego znaczenia, bo dla wielu żona była niczym telefon, zawsze można było odłożyć na bok lub kupić drugi, trzeci, czwarty… Każdy, kto mówi, że na świecie istnieje równouprawnienie płci – kłamie.

– Nie dramatyzuj, Viviro, powinnaś się cieszyć.

Cieszyć? Niby z czego? Z tego, że poślubię kogoś obcego, kogo nie znam, wbrew mojej woli? Rzeczywiście, to spełnienie wszystkich moich marzeń!

– Małżeństwo z zastępcą capo to nie lada osiągnięcie – dodała ciotka.

Oczywiście, osiągnięcie. Też coś. Osiągnięciem może być dostanie się na studia, ukończenie kursu samoobrony, zdobycie prawa jazdy, odnalezienie swojej pasji. I co? Zrobiłam to wszystko, ale nikt nie uznał tego za osiągnięcie godne uwagi. Za to ślub? To już było wielkie halo, mimo że ani nie miałam na to wpływu, ani tego nie chciałam. Małżeństwo nie mogło być największym osiągnięciem kobiety, a posiadanie mężczyzny nie powinno jej określać. Szkoda tylko, że nadal tak wiele osób myślało inaczej.

– Nie ma czego zazdrościć, na każdego przyjdzie kolej.

Czy nie taki był nasz los? Dziewczyn urodzonych i wychowanych w mafii? Nie miałyśmy wyboru, mogłyśmy jedynie parzyć się, płonąć i spalać dla dobra rodziny, która często poświęcała nas w imię interesów.

Ale to nic. Każdy ogień, który mnie poparzy, sprawi, że mój wewnętrzny płomień będzie silniejszy, niemożliwy do ugaszenia.

– Jesteś gotowa, Viviro?

– Bardziej nie będę.

Uroczystość zaślubin miała odbyć się u nas, w Madrycie, więc to właśnie tutaj zjechali się przedstawiciele Espiny z moim przyszłym mężem i bossem na czele. Nie wiem, czy ślub w rodzinnym mieście i reszta życia spędzonego za oceanem była sprawiedliwym podziałem, ale tak zostało uzgodnione. Po tym dniu miałam na zawsze przenieść się do Buenos Aires. Na myśl o tym wszystkim, co obce i nowe, ogarniał mnie wewnętrzny chłód.

Członkowie rodziny cieszyli się, że nasza organizacja poszerza zasięgi i zdobywa tak cennego sojusznika, jakim była Espina. Ta mafia słynęła ze swojej brutalności, więc zdecydowanie lepiej było mieć ich po swojej stronie niż jako wrogów. Oczywiście dostrzegałam korzyści płynące z tego ślubu, jednak czy ja także mogłam się cieszyć? W tym rozdaniu nie byłam bezpośrednim odbiorcą zysków, a bardziej ceną, jaką trzeba było za nie zapłacić. Nawet jeśli to egoistyczne, chciałam czegoś tylko dla siebie.

Tymczasem ubrana w długą do ziemi, białą suknię ujęłam ojca pod ramię i ruszyłam wolnym krokiem w stronę ołtarza, gdzie czekał na mnie mężczyzna, którego widziałam po raz pierwszy, a miałam z nim spędzić całe przyszłe życie.

– Nie zepsuj tego – syknął do mnie ojciec, oczywiście cały czas się uśmiechając, aby inni pomyśleli, że życzy mi powodzenia. Nic bardziej mylnego.

– Jakbym miała jakiś wybór… – rzuciłam cicho, bardziej sama do siebie. Wiedziałam, że przecież nie ma to żadnego znaczenia. Tego dnia nie byłam najważniejszym gościem, a towarem, który jedni zaoferowali, a drudzy kupili. Mój płomień podsycało poczucie niesprawiedliwości i bezradności, jednak wiedziałam, że teraz mogę jedynie grać w tę grę.

Nie była to bajka Disneya, gdzie po hucznym weselu następuje długie i szczęśliwe życie. Nie był to też ten rodzaj ślubu, jaki bierze się na wycieczce do Las Vegas dla żartu, a potem można wziąć rozwód. Wiedziałam, że ten związek miał być na zawsze i że mogło być w nim naprawdę różnie. Mafia to mrok i niebezpieczeństwo, a kobiety nie miały lekkiego życia w tym świecie. Było nam trudniej, ale to właśnie dzięki temu mogłyśmy stać się silniejsze.

Dlatego nie zamierzałam się bać, nawet jeśli capo Espiny przerażał mnie swoim srogim wyglądem i władczą postawą, kiedy go mijałam w drodze do ołtarza. Starszy z braci Rossi sprawiał wrażenie wykutego w lodzie, chłodnego i poważnego, lecz jego spojrzenie – które pochwyciłam ledwie przez ułamek sekundy, szybko odwracając wzrok – płonęło niczym ogień. Nie chcąc zrobić złego wrażenia, ani pozwolić moim myślom krążyć wokół obaw i niepewności, skupiłam się na moim przyszłym mężu.

Khalo Rossi. Wysoki brunet o piwnych oczach, umięśniony, z tatuażami, poważną miną i brakiem emocji w spojrzeniu. Wyglądał dokładnie tak, jak powinien wyglądać zastępca capo – groźnie. Mimo to był przystojny, a ja naprawdę liczyłam, że nie okaże się jednym z potworów w mojej historii.

Bez żadnych potknięć przeszliśmy przez przysięgę, a potem gratulacje i wesele. Tak dziwnie było obiecywać wierność i szacunek komuś, kogo widziało się pierwszy raz w życiu. Co lubił, jaki był? Jakie było jego ulubione danie, kolor, po której stronie łóżka wolał sypiać? Czy był kiedyś zakochany? Zazwyczaj wiedziało się te rzeczy, stojąc naprzeciwko siebie przed ołtarzem. Jednak to, co normalne dla większości, nie było tym samym w mafii. Czy mogłam być z nim szczęśliwa? Gdy się tego dowiem, i tak będzie już za późno na ucieczkę.

– Wyruszamy – powiedział Tavio do Khala.

– Już? – Zmarszczyłam brwi zaskoczona. Była noc, a ja myślałam, że zostaną do rana i wyruszymy do Argentyny za dnia. A co z nocą poślubną? Nie żeby spieszyło mi się oddać komuś, kogo nie znam, ale takie były zasady. Czyżby mieli inne? Czułam się niepewnie w nowej sytuacji, nie znając jeszcze gruntu, po którym chodzę, wolałam więc ostrożnie stawiać kroki.

Wtedy po raz drugi wzrok capo spoczął na mnie, a ja aż zadrżałam. Jego spojrzenie naprawdę przyprawiało mnie o ciarki. Nie bałam się go. Nie sądziłam, aby mnie skrzywdzili, skoro wuj mnie im oddał, a sama też umiałam się bronić. To było coś innego, coś bardziej intrygującego, a jednak niepokojącego. Nie można było odmówić mu urody, jego włosy były dłuższe i ciemniejsze niż jego brata, a oczy niespotykanie szare. Był też wyższy i bardziej umięśniony, jednak cała jego postawa emanowała mrokiem i dominacją. To właśnie to mnie onieśmielało, a jednocześnie sprawiało, że chciałam poznać go bliżej.

Z pewnością będę miała ku temu okazję, spędzając resztę życia w Argentynie, pytanie tylko, na jak wiele będę mogła sobie pozwolić. Moja rodzina wiedziała, że nie jestem z tych potulnych i uległych, jednak czy i oni zdawali sobie z tego sprawę? Czy mogłam liczyć na jakąś swobodę, przywilej własnego zdania? Mój los zależał teraz od dwójki obcych mężczyzn i rozsądniej było nie zaczynać tej znajomości od kłótni.

– Czas to pieniądz, bratowo. – Uśmiechnął się cynicznie. – Powinnaś się cieszyć, że oszczędzimy ci porannych pytań o noc poślubną.

Wstrzymałam oddech. To był pierwszy raz, gdy capo Espiny odezwał się do mnie. Jego głos był tak chropowaty, że miałam wrażenie, iż drażni moją skórę bez najmniejszego dotknięcia. Ten obcy człowiek wywoływał we mnie lęk, choć nie odczuwałam realnego zagrożenia. Słyszałam plotki o jego brutalności i bezwzględności. Co prawda tak samo mawiano o członkach mojej rodziny, jednak ich znałam od małego, a Tavio i Khalo nie. Nie wiedziałam, do czego byliby zdolni wobec mnie i gdzie przechodzą granice, których lepiej nie przekraczać.

– Racja, chodźmy – odrzekł Khalo, na chwilę obdarzając mnie spojrzeniem, po czym ruszył przed siebie.

Poczułam ukłucie rozczarowania. Nie liczyłam, że zakocha się we mnie od pierwszego wejrzenia, wychowałam się na opowieściach o krwi i śmierci, a nie bajkach o księżniczkach, jednak musiałam przyznać sama przed sobą, że liczyłam na więcej. Nie odezwał się bezpośrednio do mnie ani razu, gdy byliśmy sami. Nie zapytał, jak się czuję, nawet mnie nie dotknął. Czy ślub ze mną był dla niego aż takim okropieństwem? Znałam mężczyzn, którzy mi nadskakiwali, próbując zdobyć moją aprobatę i prosząc wuja o moją rękę, jednak on zawsze odmawiał. Teraz, gdy się zgodził, ten, którego dla mnie wybrał, zdawał się nie planować poświęcić mi ani chwili swojej uwagi.

Zacisnęłam dłonie w pięści, mrugając powiekami, aby pozbyć się niechcianych łez. Nie chodziło nawet o Khalo, a o to, że mój los został przypieczętowany i, nawet jeśli miało spotkać mnie piekło, nie mogłam się na nie przygotować. Nie mogłam też uciec ani prosić nikogo o pomoc. Musiałam być silna i radzić sobie sama.

Zanim się obejrzałam, siedziałam już w prywatnym samolocie. Bracia rozmawiali ze sobą o czymś związanym z interesami, a ja siedziałam z boku ze słuchawkami w uszach i czułam się jak jakiś niepotrzebny dodatek. Czy tak miało teraz wyglądać moje życie?

Mrok nocy przykrył moje rozczarowanie, aż zmorzył mnie sen. Gdy się ocknęłam, byliśmy już w Argentynie. Cisza panująca w samolocie przytłaczała mnie tak samo jak ta w limuzynie. Chciałam krzyczeć, aby ktoś na mnie spojrzał lub się odezwał, ale nie miałam odwagi. To była dopiero pierwsza doba, a nie ma nic gorszego niż zepsucie wszystkiego na starcie. Nie chciałam spędzić całego życia jako dekoracja, wyjmowana z półki na gale, a potem zostawiana sama sobie. To brzmiało okropnie. Chciałam czegoś więcej, ale wiedziałam, że wszystkie pragnienia, szczególnie te kobiece, wymagały wiele wysiłku i pracy. Nic nie przychodziło samo.

– Zaprowadzę cię do twojej sypialni – powiedział Khalo, gdy tylko przekroczyliśmy próg wielkiego domu.

– Mojej? – bąknęłam, patrząc na niego zaskoczona.

A więc nie będziemy dzielić sypialni? Zwykle tak to właśnie wyglądało po ślubie. Choć to była umowa, nie miłość, mężowie z reguły chcieli zachować cielesność. Dlaczego on nie? Aż tak mu się nie podobałam, a może… A może był gejem? Przechyliłam głowę, przyglądając mu się uważniej, ale nic to nie dało. Przecież go nie znałam, nie byłam w stanie stwierdzić, kim jest, co czuje, kiedy udaje, a kiedy mówi prawdę. To wszystko wymagało czasu, którego w naszej relacji nie było.

– Tak. – Na dłużej zatrzymał na mnie wzrok, lustrując od stóp do głów. – Jest tam łazienka i garderoba. Moja sypialnia jest tuż obok. Powinnaś odpocząć, rano porozmawiamy o panujących tu zasadach.

Przytaknęłam ruchem głowy, czując, jak w gardle narasta mi gula. Ruszyłam za nim po schodach, aż zatrzymaliśmy się przy jednych z drzwi. Otworzyłam je i rozejrzałam się. Duże łóżko, dwie szafki nocne po bokach, drzwi na balkon, komoda, toaletka i dwoje drzwi, zapewne prowadzących do łazienki i garderoby. Zwyczajnie, choć ładnie. Prywatnie.

– Dzię…. – Odwróciłam się, chcąc pożegnać z Khalo, ale jego już nie było.

Zostałam sama i chyba tak miało już pozostać. Pytania, dlaczego mój mąż nawet ze mną nie porozmawiał, ani dlaczego nie chciał dzielić ze mną sypialni, nie pozwalały mi zasnąć. Czułam się tu obco i samotnie, jak niepasujący element. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale mimo wszystko liczyłam, że mąż choć trochę bardziej przejmie się moją obecnością.

W nocy pozwoliłam sobie na płacz, bo rano zamierzałam wstać z nową siłą i pokazać, na co mnie stać. Nauczyłam się już, że życiowe przykrości i rany mogą mnie zniszczyć, ale nie pokonać, bo zawsze wstanę, odrodzę się niczym feniks, płonąc własnym ogniem.

Rozdział 2

Najniewinniej wyglądająca osoba może mieć najczarniejsze serce.

William Blake

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Rozdział 3

Kiedy usiłujemy ukryć nasze najskrytsze uczucia, zdradzamy się całym sobą.

Frank Herbert

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 4

Jeżeli już o coś zabiegasz, idź na całego, w przeciwnym razie nawet nie zaczynaj.

Charles Bukowski

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 5

Siła nie musi oznaczać przemocy. Żeby być wojownikiem, nie musisz kierować się prawem pięści.

Becca Fitzpatrick

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 6

Tak trudno mi zachowywać się właściwie, gdy jestem przy tobie.

Maggie Stiefvater

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 7

Wpływamy na siebie nawzajem – i często zdarza się, że przelotne spotkanie, rozmowa, wymiana myśli, złośliwy żarcik nawet – potrafią wyżłobić głęboki ślad w czyjejś pamięci i zaważyć nawet na całym życiu człowieka.

Małgorzata Musierowicz

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 8

Tak długo, jak będziesz przejmował się tym, co sądzą o tobie inni, mają cię w ręku. Dopiero kiedy przestaniesz wypatrywać uznania z zewnątrz, będziesz panem samego siebie.

Neale Donald Walsch

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 9

Lepiej zaliczać się do niektórych niż do wszystkich.

Andrzej Sapkowski

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 10

Żaden dzień się nie powtórzy, nie ma dwóch podobnych nocy, dwóch tych samych pocałunków, dwóch jednakich spojrzeń w oczy.

Wisława Szymborska

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 11

Miłość to pomieszanie podziwu, szacunku i namiętności. Jeśli żywe jest choć jedno z tych uczuć, to nie ma o co robić szumu. Jeśli dwa, to nie jest to mistrzostwo świata, ale blisko. Jeśli wszystkie trzy, to śmierć jest już niepotrzebna – trafiłaś do nieba za życia.

William Wharton

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 12

Nasze wspólne chwile są niczym burza, niczym gwałtowna wichura i deszcz, coś zbyt wielkiego, by tym kierować, a zarazem zbyt silnego, by przed tym uciec.

Ally Condie

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 13

Jaka miłość jest wolna od nienawiści? Ręka, która głaszczę, za chwilę schwyci sztylet. Jaka, choćby największa namiętność, nie zna szaleństwa?

Éric-Emmanuel Schmitt

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 14

Nie ma nic gorszego od życia w poszukiwaniu namiętności, która wciąż się wymyka. Od świadomości, czego się chce, i niemożności spełnienia się.

Jonathan Carroll

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 15

Ból czyni cię silnym. Strata czyni cię potężnym.

Cassandra Clare

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 16

Nieprawda, że czas leczy rany i zaciera ślady. Może tylko łagodzi, przykrywając wszystko osadem kolejnych przeżyć i zdarzeń. Ale to, co kiedyś bolało, w każdej chwili jest gotowe przebić się na wierzch i dopaść. Nie trzeba wiele, żeby przywołać dawne strachy i zmory. Gdyby nawet trwały w ukryciu, zepchnięte na samo dno, to przecież gniją gdzieś tam, na spodzie, i zatruwają duszę, zawsze pozostawiając jakiś ślad – w twarzy, w ruchach, w spojrzeniu – tworzą bariery psychiczne, kompleksy.

Lucjan Nowakowski

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 17

Może wystarczy, że będzie stała w ramionach kogoś, kto się o nią troszczył, i pozwoli, by jego prosta sympatia ją uspokajała, choć przez chwilę.

Lauren Kate

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 18

Lepiej jednak skończyć nawet w pięknym szaleństwie niż w szarej, nudnej banalności i marazmie.

Stanisław Ignacy Witkiewicz

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 19

Zemsta to potrawa, która smakuje najlepiej, kiedy jest zimna.

Mario Puzo

Dostępne w wersji pełnej

Rozdział 20

To prawda, że całe życie musimy udawać, aby żyć. Nie ma chwili, żebyśmy nie udawali. I nawet sami przed sobą udajemy. W końcu jednak przychodzi taka chwila, że nie chce nam się dłużej udawać. Stajemy się sami sobą zmęczeni. Nie światem, nie ludźmi, sami sobą.

Wiesław Myśliwski

Dostępne w wersji pełnej

Epilog

Miłość nie polega na tym, aby wzajemnie się sobie przyglądać, lecz aby patrzeć razem w tym samym kierunku.

Antoine de Saint-Exupéry

Dostępne w wersji pełnej

Playlista:

Dostępne w wersji pełnej

Droga Czytelniczko,

serdecznie zapraszamy Cię do polubienia naszego profilu WydawnictwoAMARE. Dzięki temu jako pierwsza dowiesz się o naszych nowościach wydawniczych, zyskasz możliwość przeczytania i posłuchania fragmenty powieści, będziesz miała okazję wziąć udział w konkursach i promocjach.

Przyłącz się i buduj z nami społeczność, która uwielbia literaturę pełną emocji!

Spłoń dla mnie

ISBN: 978-83-8313-330-0

© Paula Ciulak i Wydawnictwo Amare 2023

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Amare.

REDAKCJA: Dagmara Ślęk-Paw

KOREKTA: Anna Jakubek

OKŁADKA: Magdalena Muszyńska

Wydawnictwo Amare należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://wydawnictwo-amare.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk