Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Spotkajmy się na Chestnut Hill” to opowieść o grupie Polaków, których losy splatają się w malowniczym irlandzkim miasteczku.
Lena, zmagająca się z nieprzyjemnymi wspomnieniami z przeszłości, postanawia otworzyć się na ludzi i oferuje pokój do wynajęcia w swoim domu. Z propozycji korzysta spokojna i nieśmiała Dominika, która decyduje się opuścić Polskę, by sprawdzić, czy potrafi zacząć wszystko od nowa. Niespodziewanie na lotnisku do kobiet dołącza Paweł, który wydaje się zagubiony – nie tylko w nieznanym mu miejscu, ale i w swoim życiu. Szybko zyskuje sympatię jednej z dziewcząt, jednak druga traktuje go z dużą dozą nieufności. Czy uda im się nawiązać nić porozumienia? Jakie tajemnice skrywa Paweł?
Monika i Michał, by spełnić swoje marzenia, przeprowadzają się ze stolicy do Droghedy na urokliwe Chestnut Hill. Nie wiedzą, że propozycja Ellen, energicznej starszej pani, odmieni ich życie na zawsze. Czy poradzą sobie w obliczu wyzwania?
Daj się porwać bohaterom powieści, dzięki której poznasz cienie i blaski życia w Irlandii. Zajrzyj w malownicze zakątki i zobacz, jak wiele może się wydarzyć, kiedy postawisz wszystko na jedną kartę…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 291
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redakcja
Anna Jeziorska
Projekt okładki
Ewelina Nawara
Fotografia na okładce
© Halay Alex|shutterstock.com
© stifos|shutterstock.com
Redakcja techniczna, skład i przygotowanie wersji elektronicznej
Maksym Leki
Korekta
Urszula Bańcerek
Marketing
Kinga Ucherek
Wydanie I, Siemianowice Śląskie 2023
Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA
41-100 Siemianowice Śląskie, ul. Olimpijska 12
tel. +48 600 472 609, +48664 330 229
www.videograf.pl
Dystrybucja: LIBER SA
05-080 Klaudyn, ul. Zorzy 4
Panattoni Park City Logistics Warsaw I
tel. +48 22 663 98 13, fax +48 22 663 98 12
dystrybucja.liber.pl
© Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2022
tekst © Daria Skiba
ISBN 978-83-8293-057-3
Dla Kornelii, mojej ulubionej siostrzenicy.
Jesteś dla mnie jak druga córka.
Lena zamknęła oczy, wzięła głęboki wdech i powoli wypuściła powietrze. Chciała każdego obdarzyć wsparciem, którego tak często i ona potrzebowała. Robiła co mogła, by pomóc wszystkim, którzy sygnalizowali, że sami sobie nie poradzą. Zakasywała wtedy rękawy i bez słowa starała się być podporą w trudnych chwilach, bo uważała, że tak trzeba. Jednak czy na pewno każdy zasługiwał na bezwarunkową pomoc?
– Powiesz mi, dlaczego nadal tutaj jesteś? – zapytała Lena, tym razem nie kryjąc oburzenia. Emocje targały nią niczym huragan, którego nic nie było w stanie zatrzymać. Mieszkając na Szmaragdowej Wyspie, przyzwyczaiła się do porywistych podmuchów wiatru, ale to, co się z nią działo, było niczym w porównaniu z najgorszą irlandzką pogodą. Nie była w stanie nad sobą zapanować i miała wrażenie, że jeszcze chwila, a wybuchnie.
– Już ci mówiłem, Melka. Jestem tutaj tylko i wyłącznie z twojego powodu – odparł mężczyzna i ponownie spróbował zbliżyć się do dziewczyny. Ta jednak odsunęła się gwałtownie, jakby bała się, że się sparzy. Nie miała absolutnie żadnego szacunku do tego człowieka, który działał na nią jak płachta na byka.
– Po pierwsze, nie mów do mnie Melka! – warknęła. – Ten zwrot przeznaczony jest tylko dla wybranych, a ty się do nich nie zaliczasz. Po drugie, mnie dla ciebie nie ma, więc nie mamy o czym rozmawiać. Po trzecie, wyjdź!
Lena odwróciła twarz, by mężczyzna nie mógł zauważyć pojedynczej kropli, która torowała sobie drogę po bladym policzku zranionej dziewczyny.
– Lena, proszę.
– Odejdź! Odejdź i nigdy nie wracaj.
– Monia, daję ci słowo, nie będzie tak źle, jak ci się wydaje. Ty często widzisz wszystko w najczarniejszych barwach, a potem się okazuje, że jednak się myliłaś. Ba! Powiedziałbym nawet, że najczęściej jest bardzo dobrze. – Michał mówił szczerze. Nie miał zamiaru pocieszać swojej narzeczonej, nie o to mu chodziło.
Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jaka jest Monika. Zawsze była niesamowicie silną kobietą i w każdego wierzyła na dwieście procent, jednak jeśli chodziło o wiarę w samą siebie, było już zdecydowanie słabiej.
– Wiem, na pewno jakoś się ułoży, ale co mam poradzić na to, że nie lubię zmian? A przynajmniej nie tak drastycznych. Wiem, że przeprowadzka jest dla nas w tej chwili najlepszym rozwiązaniem, ale mam milion obaw – wyznała smutno i spojrzała w oczy ukochanego mężczyzny.
Michał podszedł do Moniki, objął jej szczupłe ramiona i przyłożył czoło do jej głowy. Trwali tak chwilę w zupełnej ciszy. Czasami cisza mówiła więcej niż milion wykrzyczanych słów. Tak właśnie było w tym momencie. Dziewczyna czuła, że ma w swoim partnerze ogromne wsparcie i choć sama nie do końca wierzyła, że sobie poradzi, to mając u boku Michała, wszystko wydawało się odrobinę łatwiejsze.
– W czym mogę ci pomóc, kochanie? – zagadnął, odsuwając się nieznacznie od ukochanej. Rozejrzał się po pokoju, który jeszcze kilka dni temu był skromnie, lecz przytulnie urządzonym salonem.
Zerkając w stronę kominka, przypomniał sobie, jak spędzali przy nim czas we dwoje. Uwielbiali wpatrywać się w ogniste języki, które tańczyły, jakby odstawiały najpiękniejszy spektakl. Oni wtedy wtulali się w siebie, popijali guinnessa lub czerwone wino, albo po prostu leżeli na kanapie w ciszy, a do ich uszu dochodził jedynie dźwięk skwierczącego drewna. Wspomniał też ostatnią noc spędzoną w blasku kominkowego ognia. Na samą myśl o nagim i delikatnym ciele Moniki Michała przeszedł dreszcz.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, które bardziej przypominało teraz pobojowisko, niż ich ciepłe gniazdko. Kartony piętrzyły się w stosach, walizki leżały pod oknem, gdzie jeszcze do wczoraj stała ich wysłużona skórzana kanapa. Wędrował wzrokiem dalej, aż zatrzymał się ponownie na pięknej blondynce, która zakasała rękawy i wzięła się do pracy.
– Nad czym tak rozmyślasz? – Monika wyrwała go z zamyślenia, a on wpatrzył się w jej zielone tęczówki i uśmiechnął się w sposób, który ona doskonale znała.
Dziewczyna wybuchła śmiechem. Podparła się pod boki i nieznacznie przekrzywiła głowę, jak psiak, który właśnie usłyszał, że za chwilę wyjdzie na spacer.
– Nad tym, co nas dobrego tutaj spotkało – odparł po chwili.
– Z tym domem i miastem wiążą się nie tylko dobre wspomnienia, wiesz o tym, prawda?
– Monia, oczywiście, że wiem. Nie da się zapomnieć o złych chwilach, ale ja wolę pielęgnować w sobie tylko te dobre, a przynajmniej się staram. Tobie też to proponuję. Dublin wielokrotnie przygniótł nas pod wieloma aspektami, ale w gruncie rzeczy nie było tak źle. Gdyby nie fakt, że więcej wydajemy na czynsz za chatę i paliwo, bo oboje dojeżdżamy do pracy na drugi koniec miasta, to wolałbym tutaj zostać. Duże miasto zawsze daje więcej możliwości, ale Drogheda również nie jest wcale taka mała. Zobaczysz, że wszystko się ułoży, a i znajomych będziemy mogli często odwiedzać. To nie drugi koniec kraju, araptem godzinka drogi. – Michał mówił, co mu ślina na język przyniosła, a prawda była taka, że teraz najęzykupragnął mieć coś innego – smak jej ust. Miał ochotę na namiętne pocałunki i ostatnie igraszki w domu, w którym spędzili większość wspólnych lat.
Podszedł do narzeczonej, podniósł ją i przerzucił sobie przez ramię. Monika krzyczała i uderzała go piąstkami w plecy, jednak Michał nie dawał za wygraną.
– Puść mnie – śmiała się, próbując się wyswobodzić. – Michale Zieliński, przywołuję cię do porządku! Jest środek dnia, ogrom pracy przed nami, a tobie na amory się zebrało!
Monika wiła się na wszystkie strony. Momentami przypominała małe niesforne dziecko, które ojciec zabrał późną porą z piaskownicy, pozostawiając w niej ukochane zabawki.
– Szkoda, że ćwicząc z tą twoją Mel C, nie jesteś aż tak aktywna – żachnął się Michał, i nie ustępując wrzaskom, pięściom i groźbom swojej narzeczonej, skierował się w stronę schodów, by zabrać ją do sypialni. To było jedyne miejsce, które nie zostało jeszcze spakowane w kartony. Może to było ich ostatnie zbliżenie na starych śmieciach? Nie mógł odpuścić sobie takiej okazji.
– B! Ona się nazywa biii! – krzyczała Monika, zaśmiewając się już w głos. Nie była w stanie dłużej walczyć z mężczyzną, który najwyraźniej postanowił za wszelką cenę wprowadzić niecne zamiary w życie.
– B, C, zwał jak zwał. Dla mnie może nazywać się nawet D, jeśli dzięki wygibasom znią będziesz miała zawsze tak cudną dupkę, jaką masz teraz.
Michał wspiął się na piętro, skierował się do ich sypialni i wprawnym ruchem zrzucił Monikę wprost na miękki materac łóżka. Już nie oponowała. Oddychała głośno, jakby to ona wnosiła narzeczonego po schodach na swych plecach, nie odwrotnie.
– Jesteś piękna, wiesz? – wyszeptał Michał. – A ja jestem nieziemsko szczęśliwym facetem, że wtedy w pubie wpadłaś na mnie, udając, że potrafisz tańczyć jak rodowite Irlandki, i wylałaś na mnie kufel guinnessa.
– Nie zachęcaj, bo w lodówce jeszcze jakiś jeden może się znaleźć. – Zachichotała, po czym wysunęła ręce do przodu, by Michał mógł je złapać.
Chwycił jej dłonie i pomógł Monice usiąść. Wprawnym ruchem zdjął z niej luźną koszulkę i rzucił ją w kąt sypialni. Szybko to samo zrobił ze swoim T-shirtem i przylgnął do Moniki. Leżał na niej i zachłannie całował, a ona całkowicie mu się poddała. Ich języki szybko odnalazły wspólny rytm i zatraciły się w upojnym tańcu.
***
– Będzie mi brakowało tego miejsca. Osiedlowego warzywniaka, przepychu w centrum, nagłych odwiedzin Iwony i naszego małego kąta. – Monika wyszeptała te słowa tuż przy uchu ukochanego, jednocześnie pieszcząc opuszkami jego klatkę piersiową i ramiona. Wiedziała, jak bardzo to lubił po udanym seksie.
– Mnie też, ale będzie dobrze. Szybko znajdziesz sobie zastępczy sklepik, Iwona, jak przypuszczam, też będzie wpadać nagle i niezapowiedzianie, choć faktycznie nie tak często. Szybko jednak nawiążesz nowe znajomości i nim się obejrzysz, nasze drzwi znów znacznie częściej będą otwarte niż zamknięte. Nasz nowy domek też urządzimy tak, jak będziesz chciała i po niedługim czasie sama przyznasz, że nie czujesz różnicy, a…
– Kocham cię, mój optymisto – przerwała mu jego wywód i cmoknęła w policzek, a następnie podniosła się, żeby wziąć szybki prysznic.
– Realisto – poprawił ją z uśmiechem. – Jestem realistą, skarbie.
– Halo, halo? – Lena odebrała telefon, korzystając z zestawu głośnomówiącego w swoim samochodzie.
– Cześć, chciałam tylko zameldować, że jestem już w samolocie, a lot odbędzie się planowo, więc nie powinnam mieć żadnych opóźnień – usłyszała głos Dominiki, która mimo pozytywnych informacji nie brzmiała zbyt radośnie.
– A czy ja przypadkiem nie słyszę odrobiny zdenerwowania, moja droga?
Lena uśmiechnęła się pod nosem. Cieszyła się, że jej rozmówczyni nie mogła widzieć zawadiackiego grymasu, który pojawił się na jej twarzy. Doskonale zdawała sobie sprawę, jakie obawy mogły towarzyszyć dziewczynie przed pierwszym lotem. Wiedziała też jednak, że pasażerka Ryanaira doleci do Irlandii bez żadnych komplikacji, więc nie przejęła się zbytnio jej stresem.
– Nie podkręcaj mnie, bo jeszcze zdążę wysiąść – odpowiedziała Dominika, ale jakby odrobinęspokojniejsza. – Przepraszam, muszę już kończyć, samolot powoli rusza, więc powinnam wyłączyć telefon. Spotkamy się niedługo na lotnisku, mam nadzieję.
– Będę czekać, szerokości! – zawołała jeszcze Lena, po czym rozmowa została zakończona.
Wsamochodzie ponownie rozbrzmiał utwór zespołu Orthodox CeltsRocky Road To Dublin, więc Lena pogłośniła i skierowała się w stronę miasta. Musiała załatwić jeszcze kilka spraw w banku i na poczcie, a następnie ruszyła na autostradę, która doprowadziła ją już prosto na dublińskie lotnisko.
Lena była przed czasem. Kupiła sobie latte macchiato w papierowym kubku i czekoladowy croissant, po czym usiadła na krześle w pobliżu miejsca, z którego co chwilę wypływała rzeka przybyłych na wyspę ludzi. Wśród nich oczekiwała czarnowłosej Dominiki.
Obracała w palcach kubek i przyglądała się setkom osób, kręcących się po hali przylotów niczym mrówki w mrowisku. Zdała sobie sprawę, że tak właśnie często wyglądało życie; mimo że była pośród wielu ludzi, nikt w tłumie jej nie dostrzegał. Z krwi i kości, a jednak niewidzialna dla całej reszty. Lena już chciała sięgnąć po telefon, by sprawdzić, która godzina, gdy tuż pod jej nogami upadła materiałowa lalka. Schyliła się i ją podniosła, po czym spojrzała na dziewczynkę w niebieskiejsukience i z dwoma warkoczykami, opadającymi na drobne ramiona.
– To twoja lala? – zapytała Lena.
Dziewczynka nie odpowiedziała, tylko skinęła potakująco i wysunęła do przodu rączki, by chwycić lalkę. Lena od razu oddała dziewczynce zabawkę i uśmiechnęła się przyjaźnie.
– Jak ma na imię twoja mała przyjaciółka?
– Emily – wyszeptała dziewczynka.
– Piękne imię – odparła Lena, a następnie skupiła wzrok na lalce i powiedziała: – Posłuchaj, Emily, musisz się pilnować i nie wypadać z rączek. Twoja przyjaciółka nie chciałaby, żebyś została sama na lotnisku, ona bardzo cię kocha i cię potrzebuje, musisz ją pilnować, zapamiętasz?
Dotknęła głowy lalki i poruszyła nią tak, jakby zabawka wyraziła aprobatę dla jej słów.
– Teraz już jej nie zgubisz. – Lena jeszcze raz uśmiechnęła się do dziewczynki, która w podskokach pobiegła dalej.
Wróciła do szukania telefonu wtorebce, jednak po chwili poczuła delikatne klepnięcie w ramię.
– Lena, prawda? – Czarnowłosa młoda kobieta kurczowo trzymała pasek zawieszonej na ramieniu torby podróżnej.
– Dominika! – krzyknęła Lena i przytuliła dziewczynę. – Bardzo się cieszę, że jesteś. Przepraszam, właśnie miałam małą akcję z niesforną lalką i oderwałam wzrok od tego wylewającego się tłumu. Jak podróż?
– Faktycznie, nie było najgorzej, ale nadal mam serce w gardle, a nogi jak z galarety. – Zaśmiała się nerwowo.
– Najważniejsze, że jesteś już na miejscu. Daj, wezmę coś od ciebie i idziemy do samochodu, chyba że chcesz najpierw coś przekąsić? – podpytała, łapiąc za stojącą przy dziewczynie dużą walizkę.
– Nie, dziękuję. Mimo że obyło się bez turbulencji, żołądek też mi kilka razy przekoziołkował, więc myślę, że możemy spokojnie udać się w dalszą drogę. Z rozmów zapamiętałam, że nie mamy daleko, prawda?
– Tak, myślę, że czterdzieści minut i powinnyśmy być na miejscu. Zrobiłam małe zakupy, więc dzisiaj już nigdzie nie musimy się wybierać – powiedziała Lena i ruszyła przodem, by pokierować swoją towarzyszkę na parking, gdzie czekał na nie samochód.
– Przepraszam, przepraszam!
Tuż za kobietami pojawił się nagle wysoki młody mężczyzna, ze sportową torbą na ramieniu. Obie odwróciły się zaskoczone, słysząc w tym barwnym tłumie ojczysty język.
– Cześć, jestem Paweł. Usłyszałem, że rozmawiacie po polsku i pomyślałem, że może mogłybyście mi pomóc? Głupia sprawa, kumpel miał po mnie przyjechać na lotnisko, ale nie wiem, co się stało. Czekam już dobrą godzinę, nie mogłem się dodzwonić, a przed chwilą padł mi telefon. Jedziecie może w stronę… – Chłopak przerwał swój monolog, najwyraźniej próbując sobie przypomnieć nazwę miejscowości, do której chciał się dostać. – O, już pamiętam, w stronę Droghedy?
Dominika spojrzała pytająco na Lenę, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę, że obie kierowały się dokładnie do tej samej miejscowości. Nie chciała jednak decydować za swoją towarzyszkę i postanowiła biernie obserwować bieg wydarzeń.
– Paweł, normalnie powiedziałabym ci nie i obróciła się na pięcie, bo cię nie znam i możesz okazać się zboczeńcem, ale nie chcę powielać opinii na temat Polaków, która przyjęła się poza granicami naszej ojczyzny, więc wyjątkowo ci pomogę. Chodź z nami.
Nie czekała na dalsze wyjaśnienia, choć Paweł zdecydowanie miał ochotę na dyskusję z dziewczynami. Obie były naprawdę ładne, i choć jego przylot na zieloną wyspę początkowo był bardzo kłopotliwy, to może jednak nie musiał być skazany całkowicie na niepowodzenie.
– O co chodziło z tą opinią na temat Polaków poza naszymi granicami? – zapytała po chwili Dominika, gdy cała trójka weszła już na parking na najwyższym piętrze.
– Cóż, nie będę owijać w bawełnę, ale jeśli nie chcesz szybko wpakować się w kłopoty ani zawieść na ludziach, to po prostu omijaj Polaków, a już szczególnie jeśli nie musisz, nie wchodź z nimi w żadne interesy. Taka pierwsza dobra rada od cioci Leny.
– Dlaczego? Inne narodowości są tutaj gorzej traktowane? Czy o co chodzi? – Dominika nie bardzo wiedziała, co Lena miała na myśli, ostrzegając przed bliższymi kontaktami z ich rodakami.
– Zdecydowanie nie. Irlandczycy są w zasadzie bardzo tolerancyjnym i uprzejmym narodem. Sama długo nie chciałam w to wierzyć, ale, niestety, Polacy mają w sobie bardzo dużo zawiści i jeśli ktoś ma ci tutaj podciąć skrzydła i wbić nóż w plecy, to właśnie nasi drodzy przyjaciele rodacy. Oczywiście nie każdy taki jest, ale zdecydowana większość.
Dominika nie kryła zaskoczenia. Paweł natomiast z uwagą przysłuchiwał się rozmowie dziewczyn. Postanowił jednak nie zabierać głosu, bo pech mógł się znów do niego przypałętać, a nie chciał stracić podwózki i to w tak miłym towarzystwie.
Zmęczenie dało się jednak wszystkim we znaki i dalszą drogę pokonali w ciszy. Lena wsłuchiwała się w kolejne utwory ulubionych zespołów, Dominika starała się zapamiętać wszystkie szczegóły, które odnotowywała po drodze, chociaż jadąc autostradą, nie zauważyła ich zbyt wiele, a Paweł przymknął powieki i zastanawiał się, jak potoczą się jego losy na tej obcej ziemi.
Droga z dublińskiego lotniska do Droghedy nie trwała długo. Autostrada M1 była przez większość czasu niemal pusta. Po kilkudziesięciu minutach Lena zatrzymała się przed Sparem, naprzeciwko przystanku autobusowego.
– Pawle, tutaj cię zostawimy. Mam nadzieję, że dasz już sobie radę, na pewno wiesz, gdzie się kierować dalej? – zapytała Lena, wyłączając silnik.
– Tak, poradzę sobie. Bardzo dziękuję za pomoc, gdyby nie wy, nadal koczowałbym w hali przylotów. Telefon podładował się wystarczająco, więc niezawodny GPS wskaże mi drogę. – Zerknął na ekran smartfona. – Z tego co widzę, to tylko kilka minut pieszo.
– Jak wolisz, ale skoro dojechaliśmy tutaj, możemy cię podrzucić pod adres, który podasz – zasugerowała jeszcze dziewczyna i opuściła pojazd. Musiała rozprostować kości, ponieważ większość dnia spędziła za kierownicą. Lubiła prowadzić, jednak zbyt wiele godzin za kółkiem sprawiało, że kręgosłup zaczynał odmawiać jej posłuszeństwa.
– Żaden problem, przejdę się, znajomy jeszcze i tak nie wrócił, więc zajmę sobie czas. Jeszcze raz wielkie dzięki, dziewczyny, i do zobaczenia, mam nadzieję! – zawołał Paweł, kierując się w stronę centrum miasta.
Dziewczyny popatrzyły na oddalającego się towarzysza i tylko wzruszyły ramionami. Dominika zaczęła się rozglądać po okolicy. Tuż za dużym skrzyżowaniem znajdował się McDonald’s, za nim rzeka i otaczające ją charakterystyczne wyspiarskie budownictwo. Dominika wzięła głęboki oddech, zastanawiając się, jak się odnajdzie w nowej rzeczywistości. Bała się, że sobie nie poradzi, chociaż Lena zapewniała ją, że we wszystkim na początek jej pomoże.
– To co, kawa i kanapka pod złotymi łukami? – rzuciła.
– W sumie dawno mnie tam nie było, a trzeba przyznać, że mają naprawdę dobrą kawę i zarąbiste lody! – odparła ze śmiechem Lena.
Dominika ucieszyła się, że jej propozycja została tak chętnie przyjęta. Minęło już sporo czasu, odkąd opuściła pokład samolotu, żołądek zaczął wracać na swoje miejsce, a schodzący z niej stres sprawił, że poczuła głód. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że od wczesnego ranka nie miała nic w ustach, oprócz niegazowanej wody.
***
– Nie obawiaj się, będzie dobrze. – Lena wyrwała Dominikę z zamyślenia i dopiła mleczne latte. – Widzę, że się stresujesz, ale naprawdę nie masz się czym martwić. Ile mogę, tyle ci pomogę. Ułoży się, jeśli tylko będziesz chciała.
Lena uśmiechnęła się pokrzepiająco. Po chwili wzrok obu kobiet powędrował przez okno w stronę zabudowań tuż za rzeką Boyne. Dominika zmarszczyła brwi, jakby się nad czymś intensywnie zastanawiała. Ten widok rozbawił Lenę. Dominika musiała usłyszeć jej cichy śmiech, bo oderwała oczy od punktu, w który się jeszcze przed momentem wpatrywała, i spojrzała na swoją towarzyszkę.
– Chyba wiem, nad czym się głowisz – zachichotała Lena.
Dominika była zmęczona i chyba zaczynała mieć problemy z koncentracją, ponieważ dałaby sobie rękę uciąć, że kiedy po raz pierwszy wyjrzała przez okno, przy którym usiadły, rzeka płynęła jakieś pięćdziesiąt centymetrów poniżej biegnącego wzdłuż niej kamiennego murku. Teraz jednak woda była znacznie niżej, więc dziewczyna uznała, że emocje tego dnia zaczęły jej się dawać we znaki.
– Wiesz? – zapytała.
– Są dwie możliwości: albo zaciekawił cię podparty filarami budynek, albo sama rzeka, która pod nim przepływa. Więc jak? – Lena spojrzała na nią z ciekawością i ponownie się uśmiechnęła.
Nie znała Dominiki osobiście. Spotkały się po raz pierwszy dopiero na lotnisku. Dominika jakiś czas temu napisała ogłoszenie na jednej z irlandzkich grup społecznościowych, że chciałaby się przeprowadzić do Irlandii. Szukała porad, jak ugryźć tę sprawę, od czego zacząć i tak dalej. Dziewczyny wymieniły się kilkoma komentarzami pod postem, po czym Dominika pozwoliła sobie napisać do Leny wiadomość prywatną. Czuła, że kobieta po drugiej stronie monitora nie chce jej oceniać ani dogryzać, jak robiła połowa ludzi wypowiadająca się pod jej wpisem. Lena odpowiadała rzeczowo na zadawane pytania, nie krytykowała, nie wyśmiewała. Szybko złapały dobry kontakt. Lena zaproponowała jej wynajęcie pokoju w domu, w którym mieszkała sama. Obiecywała też pomoc w załatwieniu najważniejszych formalności, bez których Domi nie mogłaby wystartować.
– Faktycznie, zainteresowały mnie obie rzeczy. Ten budynek wygląda bardzo imponująco ichyba pierwszy raz spotykam się z taką konstrukcją. A co do rzeki, jestem chyba już bardzo zmęczona – parsknęła Dominika i przewróciła oczami. Dojadła ostatnie frytki i zamknęła papierowe pudełko po kanapce, do którego wlała ogromne ilości keczupu.
– Bo wody w Boyne ubyło?
– Boyne? – Dominika nie zrozumiała.
– Tak się nazywa ta rzeka. Długo można by o niej opowiadać, chociażby ze względu na wydarzenia historyczne, jakie się nad nią rozegrały, i niesamowite miejsca, które powstały wzdłuż jej biegu. Z czasem trochę ci o tym wszystkim opowiem.
– Rozumiem, chętnie wysłucham tych opowieści, a z jeszcze większą przyjemnością pozwiedzam wszelkie zakamarki tej wyspy. Nurtuje mnie tylko właśnie to wrażenie, że nagle ubyło wody…
– Nie wydaje ci się. – Lena uśmiechnęła się i dodała: – Boyne River to rodzaj rzeki pływowej, a jej poziom zależy od pływów morskich. Wraz z przypływami i odpływami ilość wody w niej codziennie się zmienia.
– Codziennie?
– Tak, dokładnie tak – odparła Lena i spojrzała na płynącą tuż obok rzekę. – Poziom wody codziennie się obniża i ponownie podnosi. Przyzwyczaisz się, chociaż słyszałam, że to potrafi budzić zdumienie.
– Ciebie nie dziwi? – zapytała Dominika.
Nagle do niej dotarło, że zazwyczaj rozmawiały o jakichś formalnych sprawach, ale tak naprawdę niewiele wiedziały osobie. Lena nigdy nie zapytała, dlaczego w ogóle zdeterminowana Polka chciała spróbować swoich sił poza granicami kraju ani co ją do tego pchnęło. Wiedziała zapewne, że Domi musiała mieć jakieś konkretne motywy, ponieważ za każdym człowiekiem kryją się historie, które zmuszają go do podejmowania czasami trudnych decyzji.
– Właściwie to nie. – Lena pokręciła głową. – Dla mnie to normalne. Wychowałam się tutaj, a jeśli obcujesz z jakimiś zjawiskami od dziecka, nie są one dla ciebie czymś wyjątkowym.
– Urodziłaś się w Irlandii? – pociągnęła temat Dominika.
– Nie, w Polsce. Do Irlandii przeprowadziłam się z rodzicami, kiedy miałam niespełna trzy lata, więc od dziecka poznawałam ten świat i patrzę na niego trochę inaczej niż ty, czy ktokolwiek inny, kto przyjechał tutaj, będąc już znacznie starszym niż ja wtedy.
Lena nie dodała nic więcej, a Dominika nie dopytywała. Dla niej to był dzień pełen wrażeń i szczerze marzyła tylko o ciepłym prysznicu i łóżku.
Dziewczyny sprzątnęły papierowe pudełka na tacki i wyrzuciły do kubłów, po czym skierowały się w stronę wyjścia. Lena, rozmawiając z Dominiką, pchnęła z impetem drzwi i niechcący uderzyła nimi w mężczyznę, który znajdował się tuż po ich drugiej stronie.
– Najmocniej przepraszam, nie zauważyłam pana – Lena płynnie przeszła na angielski, zwracając się do nieszczęśnika, który od niej oberwał.
„Tylko po jaką cholerę stał tyłem do drzwi? Sam jest sobie winien” – pomyślała dziewczyna, ale tego już nie powiedziała.
Mężczyzna powoli się odwrócił i…
– Paweł?
Obie kobiety były zszokowane. Widziały, stojąc jeszcze przy samochodzie, że Paweł oddalał się w wyznaczonym przez GPS kierunku. Lena jeszcze raz spojrzała wtedy za nim i dostrzegła, że był już na wysokości Lituaniki, jednego zpolskichsklepóww Droghedzie. Chłopak ani razu nie odwrócił się w ich stronę, a teraz znów na niego trafiły.
– Witam ponownie moje ulubione koleżanki.
– Daruj sobie, co tutaj robisz? – warknęła Lena.
Jeszcze kilka sekund wcześniej chciała go przepraszać, martwiąc się, czy nie zrobiła mu krzywdy. Teraz jednak poczuła niepohamowaną złość. Sama właściwie nie rozumiała, dlaczego zaczęła tak reagować. Było jednak już za późno, wściekłość wzięła nad nią górę.
– Chyba mam problem – oznajmił chłopak, wzruszając nieznacznie ramionami.
Lenie nie podobało się, z jaką intensywnością przewiercał ją wzrokiem. Coś jej w nim nie pasowało, a rzadko myliła się co do ludzi. Miała w tym przypadku szósty zmysł, który jeszcze nigdy jej nie zawiódł.