Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Służba Timothy’ego Kellera w Nowym Jorku przybliża całe pokolenie sceptyków i poszukujących do wiary w Boga. Dziękuję Bogu za tego człowieka”.
Billy Graham
Ludzie, którzy osobiście spotkali się z Jezusem Chrystusem mieszyli się z takimi samymi pytaniami o najważniejsze rzeczy w życiu, z jakimi my mierzymy się wspólczesnie. I jak wielu z nas uważali, że odpowiedzi, które słyszeli od innych nie sprawdzały się w prawdziwym świecie. Wszystko jednak zaczęło się zmieniać, kiedy spotkali Jezusa. Wydawało się, że on nie tylko znał odpowiedzi – on był odpowiedzią. W Spotkaniach z Jezusem Timothy Keller pokazuje, jak kluczowe wydarzenia i spotkania w zyciu Jezusa mogą na zawsze zmienic także nasze życie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 265
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Duszpasterzom ipracownikom chrześcijańskich organizacji studenckich, którzy przywiedli mnie do wiary ipielęgnowali ją umoich synów iich żon, wszczególności tym wszystkim, którzy pracują dla Reformed University Fellowship wUSA iUniversities and Colleges Christian Fellowship, następcy Inter-Varsity Fellowship wWielkiejBrytanii.
Wychowałem się wjednym ztradycyjnych Kościołów protestanckich, ale na studiach doświadczyłem osobistych iduchowych kryzysów, które skłoniły mnie do zakwestionowania moich najbardziej fundamentalnych wierzeń na temat Boga, świata isamego siebie.
W tamtym czasie zetknąłem się z chrześcijanami, którzy spotykali się w małych grupach, aby studiować Biblię. Na ich spotkaniach prowadzący nie przyjmował roli nauczyciela ani instruktora, a raczej pomagał całej grupie w lekturze i interpretacji wybranego tekstu biblijnego. Podstawowe zasady były proste, ale ważne dla rzetelności całego przedsięwzięcia. Biblię darzyliśmy kredytem zaufania – tekst uznawaliśmy za wiarygodny, a jego autorów za kompetentnych. Nikt nie mógł narzucić innym własnej interpretacji studiowanego fragmentu; mieliśmy dojść do wniosków wspólnie, jako grupa. Staraliśmy się zgłębiać bogactwo rozważanych treści jako wspólnota, w przekonaniu, że razem dostrzeżemy daleko więcej, niż ktokolwiek zdołałby dostrzec w pojedynkę.
Zanim nawet nabrałem pewności, w co wierzę, poproszono mnie o poprowadzenie jednej z grup i wręczono zestaw studiów biblijnych pt. Conversations with Jesus Christ from the Gospel of John (Rozmowy z Jezusem na podstawie Ewangelii Jana [przyp. wyd.), napisanych przez Marilyn Kunz i Catherine Schell. Były oparte na trzynastu fragmentach z Ewangelii Jana, w których Jezus rozmawiał z różnymi osobami. Te studia pomogły naszej grupie odkryć całe pokłady treści i spostrzeżeń, które zdumiały wszystkich. Poznając te relacje z życia Jezusa, zacząłem pojmować, wyraźniej niż kiedykolwiek wcześniej, że Biblia nie jest zwyczajną księgą. Tak, emanowała niezwykłym pięknem literatury z odległej przeszłości, ale było w niej coś jeszcze. To dzięki studiowaniu tych spotkań z Jezusem zacząłem odczuwać niepojętą moc i życie, jakie kryło się w tekście Ewangelii. Te rozmowy sprzed wieków okazały się zadziwiająco aktualne i wnikliwe, dla mnie osobiście – tu i teraz. Zacząłem studiować Pismo Święte nie tylko dla intelektualnej inspiracji, ale także żeby znaleźć Boga.
Nauczono mnie, że kluczem do zrozumienia są cierpliwość i zastanowienie. Pewnego razu wybrałem się na konferencję dla liderów grup studium biblijnego. Nigdy nie zapomnę jednego z ćwiczeń. Instruktorka podała nam jeden werset z Biblii, Ewangelię Marka 1,17: „Jezus rzekł do nich: »Pójdźcie za mną, a sprawię, że staniecie się rybakami ludzi«”. Poprosiła, abyśmy studiowali ten werset przez trzydzieści minut (dotyczył on, co naturalne, spotkania z Jezusem). Ostrzegła nas, że po pięciu lub dziesięciu minutach uznamy, że zobaczyliśmy już wszystko, co można tam dostrzec, ale zachęciła, abyśmy się nie poddawali. „Zapiszcie przynajmniej trzydzieści rzeczy, które dostrzeżecie w tym wersecie”. Dziesięć minut później ukończyłem ćwiczenie (tak mi się wydawało) i zacząłem się nudzić. Ale posłusznie nie poddawałem się i szukałem dalej. Ku memu zaskoczeniu pojawiały się kolejne spostrzeżenia. Kiedy skończyliśmy, prowadząca poprosiła, abyśmy spojrzelina swoje listy i zakreślili najbardziej wnikliwe, poruszające i pomocne spostrzeżenia. I wtedy zapytała: „Ilu z was doszło do najbardziej wartościowego spostrzeżenia w pierwszych pięciu minutach? Podnieście ręce”. Nikt nie podniósł. „Ilu po dziesięciu minutach?”. Zgłosiły się jedna lub dwie osoby. „Piętnastu?”. Więcej rąk. „Dwudziestu?”. Sporo osób uniosło dłonie. „Dwudziestu pięciu?”. Wielu z nas podniosło wtedy rękę, uśmiechając się ikręcąc głową.
Te pierwsze doświadczenia cierpliwego, indukcyjnego studium tekstu biblijnego odmieniły moje życie duchowe. Odkryłem, że gdy poświęcałem na to czas, przyjmując właściwą postawę otwartości i zaufania, Bóg przemawiał do mnie przez swoje Słowo. To również popchnęło mnie w stronę rzeczy, którym poświęciłem życie, wyposażając mnie w narzędzia niezbędne do tego, aby pomóc innym usłyszeć Słowo Boże poprzez Biblię. Od blisko czterdziestu lat nauczam i zwiastuję z Pisma Świętego, ale podstawą każdego wystąpienia, wykładu czy kazania zawsze było to, czego nauczyłem się na studiach – jak ważną kwestią jest skupienie się nad tekstem i staranne zbadanie głębi jego znaczeń.
Akceptuję autorytet całego Pisma Świętego i kocham uczyć się i nauczać całej jego treści. Jednak po raz pierwszy odczułem osobiście wagę duchowego autorytetu Biblii, studiując Ewangelię, szczególnie te fragmenty, w których Jezus rozmawiał z różnymi ludźmi – sceptycznym uczniem Natanaelem, swoją zakłopotaną matką podczas uczty weselnej, znawcą religii, który odwiedził go nocą, kobietą przy studni, pogrążonymi w żałobie siostrami, Marią i Martą, oraz wieloma innymi.
Można nawet powiedzieć, że wiele z mych własnych spotkań z Jezusem, które najbardziej wpłynęły na moją formację duchową, jest owocem studiowania w Ewangeliach Jego spotkań z innymi ludźmi.
Kilka lat temu napisałem książkę pt. Bóg. Czy są powody, by wierzyć?. Od wielu lat jestem pastorem kościoła w Nowym Jorku i zawsze szanowałem argumenty sceptyków i nieocenioną rolę, jaką odgrywają one w zdefiniowaniu i uściśleniu wyjątkowej natury chrześcijaństwa. Martwi mnie, że chrześcijanie zbywają te pytania z taką beztroską i lekceważeniem. Dobrze pamiętam, z jakimi pytaniami i wątpliwościami sam przychodziłem na spotkania grup biblijnych na studiach i jak wiele dla mnie znaczyło, że ktoś traktuje je poważnie. Przekonałem się, że poświecenie czasu i wysiłku, aby udzielić odpowiedzi na trudne pytania, pozwala wierzącym pogłębić swoją wiarę, a wątpiącym stwarza możliwość, aby otworzyć się na wspaniałość chrześcijaństwa.
Dlatego w 2012 roku z radością przyjąłem zaproszenie z Anglii, aby przez pięć kolejnych wieczorów przemawiać do studentów – w znakomitej większości sceptyków – w historycznej sali ratusza w Oksfordzie. Uzgodniliśmy, że przedstawię spotkania Jezusa Chrystusa z różnymi osobami, które zostały opisane w EwangeliiJana. Uznałem, że to dobry wybór na tę okazję, gdyż relacje z tych spotkań ukazują najważniejsze nauki i osobowość Jezusa w szczególnie przekonujący sposób, o czym przekonałem się osobiście wiele lat wcześniej. Gdy przygotowywałem się do wystąpień, uderzyło mnie, że spotkania te okazują się istotne także z innego powodu. Podczas wielu z nich Jezus odnosi się do wielkich, uniwersalnych pytań o „sens życia”: Po co istnieje ten świat? Co jest z nim nie tak? Co może go naprawić (jeśli to w ogóle możliwe)? Jaki my możemy mieć w tym udział? I najważniejsze – gdzie w ogóle mamy poszukiwać odpowiedzi na te wątpliwości? To ważne pytania, które musi zadać sobie każdy człowiek – i które szczególnie mocno zajmują każdego szczerego sceptyka.
Każdy posiada pewne „robocze” odpowiedzi na te pytania. Jeśli ktoś próbuje żyć bez nich, szybko poczuje się przytłoczony pozornym bezsensem istnienia. Żyjemy w czasach, kiedy niektórzy utrzymują, że nie potrzebujemy żadnych odpowiedzi, że powinniśmy przyznać, iż w skali całego wszechświata życie jest bezsensowne i bezproduktywne, i pogodzić się z tym faktem. Twierdzą oni, że dopóki żyjemy, powinniśmy cieszyć się tym najbardziej, jak potrafimy, a kiedy umrzemy, nie będziemy się już niczym przejmować. Po co więc kłopotać się poszukiwaniem sensu życia?
Jednak francuski filozof, Luc Ferry (który, tak się składa, wcale nie jest chrześcijaninem) pisze w swojej książce pt. Jak żyć?, że takie stwierdzenia są „zbyt ograniczone, by można je było uznać zazadowalające”1. Uważa, że ci, którzy je wysuwają, tak naprawdę, w głębi serca, nie mogą w to wierzyć. Ludzie nie mogą żyć bez żadnej nadziei, znaczenia ani przekonania, że pewne rzeczy w życiu mają większą wartość niż pozostałe. Zatem wiemy, że musimy znaleźć odpowiedzi na te ważkie pytania. Jak ujmuje to Ferry: „żeby dobrze żyć, żeby być wolnym, zdolnym do radości, wielkoduszności i miłości”2.
Luc Ferry dowodzi, że niemal wszystkie możliwe odpowiedzi na te wielkie życiowe kwestie wywodzą się z pięciu lub sześciu najważniejszych systemów filozoficznych. Współcześnie wiele z najczęściej przytaczanych odpowiedzi w dużej mierze związanych jest z jednym z tych systemów. Na przykład, czy uważasz, że ogólnie rzecz biorąc, dobrze jest być łagodnym dla swoich wrogów i zamiast ich zabijać, należy wyciągnąć do nich rękę? Ferry twierdzi, że ta idea – iż powinniśmy kochać swoich nieprzyjaciół – wywodzi się z chrześcijaństwa i nie znajdziemy jej nigdzie indziej. Jak się przekonamy, jest wiele innych koncepcji, które uważamy za właściwe, szlachetne, a nawet piękne, a które można odnaleźć jedynie w chrześcijaństwie.
Dlatego każdy, kto pragnie upewnić się, że formułuje rozsądne, przemyślane odpowiedzi na te fundamentalne pytania, powinien przynajmniej zapoznać się z naukami chrześcijaństwa. Najlepszym na to sposobem jest przyjrzeć się temu, jak Jezus wyjaśniał ludziom, których spotkał, kim jest i jakie są Jego cele – i jak ich życie odmieniło się dzięki Jego odpowiedziom na ich pytania. Takie były przesłanki moich wystąpień w Oksfordzie, które stały się podstawą dla pierwszych pięciu rozdziałów tej książki.
Należy jednak pójść dalej, ponieważ gdy przestudiuje się relacje ze spotkań z Jezusem, które odmieniły życie Jego rozmówców, kiedy ujrzy się piękno Jego charakteru i dążeń, kiedy usłyszy się Jego odpowiedzi na najważniejsze pytania, wciąż bez odpowiedzi pozostaje jedno: Jak ja mogę spotkać się z Jezusem tysiące lat później? Czy i ja mogę zmienić się tak, jak zmienili się ci, którzy oglądali Go na własne oczy?
Chrześcijańska ewangelia głosi, że jesteśmy zbawieni – na zawsze odmienieni – nie przez to, co robimy, nie przez to nawet, co Jezus mówił ludziom, których spotkał, lecz przez to, co dla nas uczynił. Dlatego łaskę i moc Jezusa, które przemieniają ludzkie życie, najlepiej jest odkrywać, patrząc na to, czego dokonał w najważniejszych wydarzeniach swojego życia: w narodzinach, cierpieniu na pustyni i w Ogrójcu, ostatnich chwilach, jakie spędził z uczniami, śmierci na krzyżu, zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu. To poprzez swoje działania w tych kluczowych chwilach Jezus zapewnił nam zbawienie, którego nigdy nie moglibyśmy osiągnąć o własnych siłach. Zrozumienie tego może popchnąć człowieka od przygodnego zetknięcia z Jezusem jako nauczycielem i postacią historyczną ku przemieniającemu życie spotkaniu z Nim jako odkupicielem i zbawicielem.
Dlatego druga część książki skupi się na wybranych najważniejszych wydarzeniach z życia Jezusa. Podstawą tych rozdziałów są wystąpienia, które wygłosiłem w nowojorskim Harvard Club, gdzie przez kilka lat regularnie przemawiałem podczas porannych spotkań skierowanych do liderów świata biznesu, polityki i kultury. Podobnie jak podczas wystąpień w Oksfordzie, wśród słuchaczy było wiele doskonale wykształconych i znamienitych osób, które otwarcie dzieliły się ze mną swoimi pytaniami i wątpliwościami. I w obu cyklach wystąpień powracałem – jak czyniłem to wielokrotnie przez dziesięciolecia – do tych fragmentów Ewangelii, w których pierwszy raz poczułem „żywą i skuteczną” naturę Pisma Świętego (Hbr 4,12)3. I tak, jak nauczyła mnie tego instruktorka na konferencji, za każdym razem odkrywałem w nich coraz więcej i za każdym razem z coraz większą ekscytacją dzieliłem się z innymi tym, co pojąłem.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego chciałem napisać tę książkę. Kiedy moja wnuczka Lucy miała osiemnaście miesięcy, było oczywiste, że rozumie daleko więcej, niż jest to w stanie wyrazić. Wskazywała na coś palcem lub podnosiła jakąś rzecz, a potem patrzyła na mnie z głęboką frustracją. Chciała mi coś zakomunikować, ale była za mała, aby to zrobić. Wszyscy ludzie odczuwają podobną frustrację w różnych chwilach swojego życia. Doświadczamy czegoś wzniosłego, a potem schodzimy ze szczytu góry, wychodzimy z sali koncertowej lub innego miejsca, i próbujemy opowiedzieć innym o tym, co przeżyliśmy. Lecz nasze słowa są zbyt ułomne, aby to oddać.
Z pewnością wszyscy chrześcijanie czują się tak, kiedy próbują opisać swoje doświadczenia z Bogiem. Jestem nauczycielem i kaznodzieją. Moim zadaniem i największym pragnieniem jest pomóc innym dostrzec całe piękno tego, kim Jezus jest i czego dokonał. Lecz ułomność moich słów (a zapewne wszelkich słów), niezdolnych oddać całej pełni tego piękna, rodzi we mnie nieustępującą frustrację i smutek. I w tym trudnym przedsięwzięciu nie ma chyba nic, co może pomóc nam bardziej niż zawarte w Ewangeliach relacje ze spotkań Jezusa z różnymi ludźmi.
Mam nadzieję, Drogi Czytelniku, że bez względu na to, czy spojrzysz na te relacje po raz pierwszy czy setny, zostaniesz do głębi dotknięty tym, kim Chrystus jest i czego dla nas dokonał.
Pierwsze spotkanie, któremu pragnę się przyjrzeć, to subtelne, ale jakże wymowne spotkanie ze sceptycznym uczniem. Odnosi się ono do najbardziej chyba fundamentalnego ze wszystkich ważnych pytań: Gdzie powinniśmy poszukiwać odpowiedzi na najważniejsze pytania wżyciu? Igdzie nie powinniśmy szukać tych odpowiedzi? Przemawia ono zarówno do tych, którzy podchodzą sceptycznie do chrześcijaństwa, jak ido chrześcijan, którzy spotykają się ze sceptycyzmemniewierzących.
To spotkanie zostało opisane zaraz po Prologu, który rozpoczyna Ewangelię Jana. Luc Ferry wskazuje na fakt, że wstęp ten był jednym zpunktów zwrotnych w historii filozofii4. Grecy wierzyli, że wszechświat zawierał w sobie pewien racjonalny i moralny porządek i nazywali go „porządkiem natury”, logosem. Według nich sens życia polegał na kontemplacji i rozważaniu porządku świata, a przez właściwe przeżywanie życia rozumiano podporządkowanie się mu. Jan, autor Ewangelii, świadomie sięgnął po wywodzącą się z filozofii greckiej koncepcję logosu i odniósł ją do Jezusa:
Na początku było Słowo (logos), aSłowo było uBoga, iBogiem było Słowo. Ono było na początku uBoga. Wszystko przez nie się stało, abez niego nic się nie stało, co się stało. Wnim było życie, ażycie było światłością ludzi (…).ASłowo stało się ciałem izamieszkało wśród nas. Ioglądaliśmy Jego chwałę (…) (J 1,1–4.14).
To stwierdzenie było niczym grom, który przeszył świat starożytnej filozofii. Podobnie jak greccy filozofowie i odmiennie od wielu współczesnych myślicieli, Jan potwierdza, że w naszym życiu widoczny jest telos, czyli cel – coś, do czego zostaliśmy stworzeni, coś, co musimy pojąći uszanować, aby przeżyć to życie dobrze i w wolności. Ogłasza, że ten świat nie jest wytworem ślepych, przypadkowych sił; że jego historia to nie „(…) opowiadana z krzykiem i furią powieść przez idiotę, nic nie znacząca”5. Dodatkowo Biblia podkreśla, że znaczenie życia nie opiera się na jakiejś zasadzie ani innej abstrakcyjnej, rozumowej strukturze, lecz na osobie, konkretnym człowieku, który żył na ziemi. Jak zauważa Ferry, dla starożytnych filozofów to stwierdzenie było „czystą brednią”. Mimo to zapoczątkowało rewolucję. Jeśli chrześcijaństwo byłoby prawdą, to najwyższych wartości życia nie należało upatrywać główniew filozoficznych kontemplacjach i intelektualnych przedsięwzięciach, z definicji wykluczających większość ludzi na świecie. Należało ich raczej szukać w osobie, zktórą można się spotkać i zbudować relację, dostępną dla każdego, w każdym miejscu, bez względu na to, z jakiego środowiska się wywodzi.
By pokazać nam, jak to wygląda w codziennym życiu, Jan od razu sprowadza to do konkretnych sytuacji, ukazując Jezusa w interakcji z grupą uczniów. W czasach Jezusa nie było uniwersytetów; jeśli ktoś chciał studiować, przyłączał się, jako uczeń, do nauczyciela. Było wówczas wielu duchowych nauczycieli i wiele osób podążało za nimi – stawali się ich uczniami. Prawdopodobnie najbardziej radykalnymi awangardowym nauczycielem tego czasu był Jan Chrzciciel – człowiek bardzo popularny, który miał wielu zwolenników i grono oddanych uczniów. Historia zachowała imiona niektórych z nich: Andrzej, brat Piotra, i Filip, który przyprowadził Natanaela. Niektórzy uczniowie wierzyli już w to, co ich nauczyciel mówi o nadchodzącym Mesjaszu, tym, którego nazywał „barankiem Bożym” (J 1,29). Ale kilku z nich pozostawało sceptycznymi. Jednymz tych sceptycznych uczniów był właśnie Natanael – aż do czasu, kiedy spotkał Jezusa Chrystusa:
Nazajutrz [Jezus] postanowił udać się do Galilei. Ispotkał Filipa. Jezus powiedział do niego: „Pójdź zaMną!”. Filip zaś pochodził zBetsaidy, zmiasta Andrzeja iPiotra.Filip spotkał Natanaela ipowiedział do niego: „Znaleźliśmy Tego, októrym pisał Mojżesz wPrawie iProrocy – Jezusa, syna Józefa zNazaretu”.Rzekł do niego Natanael: „Czyż może być co dobrego zNazaretu?”. Odpowiedział mu Filip: „Chodź izobacz!”.Jezus ujrzał, jak Natanael zbliżał się do Niego, ipowiedział onim: „Patrz, to prawdziwy Izraelita, wktórym nie ma podstępu”.Powiedział do Niego Natanael: „Skąd mnie znasz?”. Odrzekł mu Jezus: „Widziałem cię, zanim cię zawołał Filip, gdy byłeś pod drzewem figowym”.Odpowiedział Mu Natanael: „Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym, Ty jesteś Królem Izraela!”.Odparł mu Jezus: „Czy dlatego wierzysz, że powiedziałem ci: Widziałem cię pod drzewem figowym? Zobaczysz jeszcze więcej niż to”.Potem powiedział do niego: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ujrzycie niebiosa otwarte ianiołów Bożych wstępujących izstępujących na Syna Człowieczego” (J 1,43–51).
Po pierwsze, zwróćmy uwagę na problem Natanaela. Był z pewnością intelektualnym snobem, a może nawet bigotem. Filip mówi mu: „Powinieneś poznać tego nowego rabina, on zna odpowiedzi na największe pytania naszych czasów, i pochodzi z Nazaretu”. A Natanael drwi: „Z Nazaretu!?”. Wszyscy mieszkańcy Jerozolimy pogardzali mieszkańcami Galilei. To postawa typowa dla rodzaju ludzkiego. Zawsze są ludzie, którzy patrzą na bliźnich jak na tych ze „złej dzielnicy”. A jak radzą sobie z tym ci, którzy są w ten sposób traktowani? Szukają wokół siebie innych, którymi to oni będą mogli pogardzać. I tak to się toczy, bez końca. Mimo iż Natanael nie pochodził z Jerozolimy, lecz z innej części Galilei, uważał, że może pogardzać tymi, którzy pochodzili z Nazaretu, uważanego za rejon bardziej prymitywny i zacofany. Zawsze są jacyś odpowiedni ludzie, porządni ludzie, mądrzy ludzie – i są też (tu ściszamy głos) ci inni. I jeśli chcesz pokazać innym odpowiednim, porządnym i mądrym ludziom, że zaliczasz się do nich, to powinieneś znacząco przewrócić oczami, gdy ktoś tylko wspomni o niewłaściwych ludziach i miejscach.
Chcemy, aby inni uważali nas za zdolnych i inteligentnych. Często próbujemy zbudować taki wizerunek nie poprzez pełną szacunku, sumienną argumentację, lecz przez kpiny i pogardę. Uważamy, że inni ludzie nie tyle są w błędzie, co raczej są zacofani i ograniczeni intelektualnie. Natanael nie mógł uwierzyć, że ktoś pochodzący z takiego miejsca jak Nazaret mógłby znać odpowiedzi na najważniejsze pytania naszych czasów. „Mówisz, że on zna odpowiedzi – i że jest z Nazaretu? Wybacz, ale nic z tego”. I przewrócił oczami. „On jest stamtąd? Naprawdę?”.
Jeśli patrzysz w ten sposób na chrześcijaństwo albo znasz kogoś, kto w ten sposób myśli o chrześcijaństwie, to nie jest to niczym zaskakującym. Obecnie wielu ludzi postrzega chrześcijaństwo podobnie jak Natanael postrzegał Nazaret. Chrześcijaństwo wywodziło się i nadal wywodzi z Nazaretu. Ludzie przewracają oczami, gdy ktoś wspomnio chrześcijaństwie i jego twierdzeniach o tym, kim jest Jezus, co zrobił i co może zrobić dla nich. Wszyscy wykształceni ludzie mówią: „Chrześcijaństwo? Tak, już tego próbowałem. Znam je od dziecka i szybko zrozumiałem, że to nie dla mnie. Już dobrze wiem, co o tym myśleć”. Dla nich Jezus nadal pochodzi z Nazaretu.
Jeśli taka jest twoja postawa wobec chrześcijaństwa, mam dwie sugestie, gdyż uważam, że wiąże się to zdwiema kwestiami. Po pierwsze, taki rodzaj lekceważenia zawsze jest szkodliwy. Zabija wszelką kreatywność i możliwość rozwiązania problemu, nie mówiąc jużo nadziei na zbudowanie relacji. Tara Parker-Pope, autorka książkio małżeństwie pt. For Better. The Science of a Good Marriage (Ku lepszemu. Sztuka bycia dobrym małżonkiem [przyp. wyd.]), wskazuje na „przewracanie oczami” jako jeden z ostatecznych sygnałów ostrzegawczych, że relacja między małżonkami znajduje się w poważnych tarapatach. Terapeuci małżeńscy zwracają na to uwagę, gdyż świadczy to opogardzie wobec drugiej osoby. Udane małżeństwo może poradzić sobie zrozczarowaniem, konfliktem, bólem i frustracją. Lecz nie przetrwa całkowitego zlekceważenia drugiego człowieka; pogarda dosłownie zabija wszelką relację. Bardziej przyziemny przykład to sytuacja, gdy zagubiliśmy klucze. Kiedy przeszukamy już wszystkie miejsca, w których „mogłyby” być i ich tam nie znajdziemy, zaczynamy szukać tam, gdzie „nie może” ich być. I oczywiście, właśnie tam je znajdujemy. Dlatego nie ma niczego bardziej zabójczego dla mądrości i dobrych relacji niż automatyczne odrzucenie pewnych idei – lub pewnych osób.
Druga kwestia jest bardziej ważka. Pogardzając chrześcijaństwem, odcinasz się od wciąż żywych korzeni wielu podstawowych wartości, które ze wszelkim prawdopodobieństwem osobiście podzielasz. Jak już zauważyliśmy, to chrześcijaństwo jest źródłem jednej z podstawowych idei pokojowej cywilizacji – że należy miłować nieprzyjaciół, a nie zabijać ich. Inną fundamentalną ideą naszych współczesnych przekonań, jak twierdzi Luc Ferry, jest koncepcja, że każdy człowiek, bez względu na swoje zdolności, rasę lub płeć, jest stworzonyna obraz Boga i w związku z tym ma niezbywalną godność i prawa. Ferry pisze, że bez chrześcijańskiej nauki „nie zrodziłaby się nigdy filozofia praw człowieka, do której współcześnie jesteśmy tak bardzo przywiązani”6.
Inny pogląd wywodzący się z Biblii, a przyjmowany obecnie za oczywistość, to przekonanie, że należy troszczyć się o ubogich. W przedchrześcijańskiej Europie, kiedy mnisi rozpowszechniali nauki chrześcijaństwa, wszyscy przedstawiciele elit uważali, że miłość do nieprzyjaciół itroska o ubogich były szaleństwem. Twierdzili, że to doprowadzi do rozpadu społeczeństwa, bo świat jest zbudowany inaczej. To utalentowani isilni odnoszą sukces. Zwycięzca bierze wszytko. Silni karmią się słabymi. Ubodzy urodzili się po to, by cierpieć. Czyż nie tak było od zawsze? Lecz nauki chrześcijaństwa zrewolucjonizowały pogańską Europę, podkreślając godność człowieka, prymat miłości, także do nieprzyjaciół, oraz troskę oubogich i sieroty.
Możesz powiedzieć: „Cóż, to ciekawy argument historyczny, że te idee pochodzą z Biblii i Kościoła. Mogę je podzielać, nie wierząc w chrześcijaństwo”. Na pewnym poziomie to może być prawda; musimy jednak zrozumieć, że jest to bardzo krótkowzroczna odpowiedź.
Księga Rodzaju daje nam wgląd w to, jak wyglądały społeczeństwa przed objawieniem zawartym w Biblii. Jedną z rzeczy, którą od razu zauważamy, jest powszechna wówczas praktyka primogenitury – najstarszy syn dziedziczył cały majątek, co zapewniało rodzinie zachowanie swojego statusu ipozycji w społeczeństwie. Drugi lub trzeci syn nie dostawali nic albo dostawali bardzo niewiele. Jednak, jak czytamy w Biblii, kiedy Bóg wybiera człowieka, którym chce się posłużyć, wybiera właśnie młodsze rodzeństwo. Wybrał Abla, a nie Kaina. Wybrał Izaaka, a nie Ismaela. Wybrał Jakuba, a nie Ezawa. Wybrał Dawida, a nie żadnego z jego siedmiu starszych braci. Bóg wielokrotnie wybierał nie tego, który był najstarszy, nie tego, kogo świat oczekiwał iprzedkładał nad innymi. Można powiedzieć, że nigdy nie wybierał tegoz Jerozolimy, lecz zawsze tego z Nazaretu.
Inną tradycją starożytnych kultur, widoczną także w Księdze Rodzaju, było podnoszenie kobiet, które miały wiele dzieci, do rangi bohaterek. Posiadanie licznego potomstwa oznaczało sukces ekonomiczny, siłę militarną i zwiększało prawdopodobieństwo zachowania imienia rodziny. Dlatego kobiety, które nie mogły mieć dzieci, spotykały się zpogardą i stygmatyzacją. Lecz jak czytamy w Biblii, kiedy Bóg chciał posłużyć się kobietami, wybierał te, które nie mogły mieć dzieci i otwierał ich łono. Te kobiety były pogardzane, lecz Bóg wybierał je przed innymi, które były kochane i uważaneza błogosławione. Wybrał Sarę, żonę Abrahama, Rebekę, żonę Izaaka, Annę, matkę Samuela i Elżbietę, matkę Jana. Bóg zawsze działa przez mężczyzn i chłopców, kobiety i dziewczęta, którzy zostali odrzuceni przez innych.
Możemy pomyśleć, że ten aspekt chrześcijaństwa jest bardzo miłyi zachęcający – Bóg kocha słabszych. Możemy powiedzieć sobie: „Z tą częścią Biblii mogę się zgodzić. Ale wszystkich pozostałych, tych ogniewie Bożym, krwi Chrystusa i zmartwychwstaniu ciała, nie mogę zaakceptować”. Lecz te części Biblii – nadnaturalne, stanowiące wyzwanie – odgrywają centralną, anie poboczną rolę. Sednem wyjątkowego przesłania Biblii jest to, żetranscendentny, nieśmiertelny Bóg zstąpił osobiście na ziemię i stał się słaby, podatny na cierpienie i śmierć. Zrobił to wszystko dla nas – aby dokonać odkupienia za nasze grzechy, aby wziąć nasiebie karę, na którą zasłużyliśmy. Jeśli to prawda, to jest to najbardziej zadziwiający i radykalny akt poświęcenia i miłosiernej ofiary, jaki można sobie wyobrazić. Nie sposób znaleźć solidniejsze podstawy isilniejszą motywację dla rewolucyjnych koncepcji etyki chrześcijańskiej, które tak bardzo nas pociągają. O wyjątkowości etyki chrześcijańskiej zdecydowało nie tylko to, że Jezus i pierwsi chrześcijanie byli dobrymi ludźmi i czynili tak wiele dobra, aby uczynić ten świat lepszym miejscem. Te idee wydawały się bezsensowne, dopóki ludzie nie zrozumieli chrześcijańskiego przesłaniao naturze rzeczywistości – a podsumowaniem tego przesłania jest to, co Biblia nazywa „ewangelią”.
Istotą różnic między chrześcijaństwem a innymi religiamii szkołami filozoficznymi jest to, że każda inna religia głosi, iż jeśli ktoś chce znaleźć Boga, stać się lepszy, osiągnąć wyższy poziom świadomości, musi zetknąć się z tym, co boskie, jakkolwiek będzie to zdefiniowane – musi coś zrobić. Musi zebrać siły, musi przestrzegać zasad, musi wyzwolić swój umysł, a potem musi go napełnić, musi wznieść się ponad przeciętność. Każda inna religia lub filozofia ludzka głosi, że jeśli chcemy naprawić świat albo stać się lepszymi ludźmi, powinniśmy zebrać całą swą mądrość isiłę i żyć w określony sposób.
Chrześcijaństwo głosi coś wprost przeciwnego. Każda inna religia i filozofia mówi, że trzeba coś zrobić, aby zbliżyć się do Boga; lecz chrześcijaństwo głosi, żeto Jezus Chrystus zstąpił na ziemię, aby zrobić dla nas to, czego nie możemy zrobić dla siebie sami. Każda inna religia twierdzi, że pomaga znaleźć odpowiedzi na najważniejsze pytania, achrześcijaństwo twierdzi, że to Jezus jest nań odpowiedzią. Wiele szkół myślenia cieszy się powodzeniem wśród silnych, dobrze prosperujących osób, ponieważ doskonale pasują do ich przekonań, że jeśli jest się silnymi gotowym do ciężkiej pracy, odniesie się sukces. Lecz chrześcijaństwo nie jest tylko dla mocnych; jest dla wszystkich, a szczególnie dla tych, którzy przyznają, że w tym, co się naprawdę liczy, są słabi. Chrześcijaństwo jest dla ludzi, którzy posiadają tę szczególną siłę, która pozwala przyznać, że ich wady nie są pozorne, że ich serce jest głęboko zaburzone, że nie potrafią zmienić się na lepsze o własnych siłach. Jest dla tych, którzy widzą, że potrzebują Zbawiciela, że potrzebują Jezusa Chrystusa, który umarł na krzyżu, aby oni mogli zostać usprawiedliwieni przed Bogiem.
Pomyślmy o tym, co właśnie napisałem. W najlepszym przypadku wydaje się to sprzeczne z intuicją, w najgorszym – odpychające. Geniusz chrześcijaństwa polega na tym, że nie chodziw nim o to, „co musimy zrobić, aby odnaleźć Boga”. W chrześcijaństwie chodzi oto, że Bóg zstąpił na ziemię pod postacią Jezusa Chrystusai umarł na krzyżu, aby nas znaleźć. To jest prawdziwie radykalna i wyjątkowa prawda, którą chrześcijaństwo niesie światu. Wszelkie inne rewolucyjne idee mówiące o trosce, o życiu poświęconym miłości isłużbie zamiast władzy i sukcesom, o ofiarnej miłości nawet względem nieprzyjaciół – wywodzą się z samej ewangelii; a mianowicie, że zpowodu głębi naszego grzechu, Bóg zstąpił na ziemię w osobie Jezusa Chrystusa, aby zrobić dla nas to, czego nie mogliśmy zrobić sami – zbawić nas.
I teraz zapytam – skoro zgadzamy się, że chrześcijaństwo jest źródłem naszych przekonań, dlaczego mamy przyjąć tylko pewną część nauk chrześcijaństwa, odrzucając te, które nadają im sensi spójność? Nie bądźmy jak Natanael. Nie pozwólmy, aby przekonanieo tym, że chrześcijaństwo jest staroświeckie lub mało wyrafinowane intelektualnie zaślepiło nas na to, co ma do zaoferowania. Wystrzegajmy się własnej pychy i uprzedzeń. Strzeżmy się pogardy i lekceważenia – są szkodliwe w każdym aspekcie życia, a szczególnie wtedy, kiedy stawiamy najbardziej fundamentalne pytania.
Pierwszym ważnym aspektem historii Natanaela jest problem pychy i pogardy. Jednak w rzeczywistości, mimo kpin, miał on głęboką duchową potrzebę. Mówi: „Nazaret! Czy może być coś dobregoz Nazaretu?”, a kilka chwil później: „Nauczycielu, Ty jesteś Synem Bożym; Ty jesteś Królem Izraela”. I kiedy tylko Jezus przedstawił mu pierwsze dowody na to, kim jest, Natanael bardzo szybko zadeklarował mu swoją lojalność – być może za szybko. (Jak niebawem zobaczymy, Jezus łagodnie skarcił Natanaela za to, że nie poświęcił czasu, aby to przemyśleć). Czy to cię zaskakuje? Mnie nie.
Kiedy ponad dwadzieścia lat temu razem z Kathy, moją żoną, przeprowadziliśmy się na Manhattan, chcieliśmy założyć nowy Kościół. Mówiono nam, że Nowy Jork jest pełen ludzi młodych, ambitnych i inteligentnychi jeśli założymy Kościół na Manhattanie, nikt nie przyjdzie, gdyż tam wszyscy uważają, że są ponad tym. Mówiono nam, żeludzie w Nowym Jorku pogardzają zorganizowanymi formami religii, a szczególnie chrześcijaństwem. Chrześcijaństwo, pamiętaj, pochodzi z Nazaretu. Ludzie wywracają oczami, kiedyo nim słyszą. Dlatego nikt nie przyjdzie. Co ciekawe, stało się inaczej i obecnie na niedzielne nabożeństwa w kościele Odkupiciela uczęszcza regularnie pięć tysięcy osób. To żywa i kwitnąca wspólnota.
Wynika to z tego samego powodu, który stał za zmianą Natanaela. Za głośnymi, publicznymi zapewnieniami o sceptycyzmie kryły się liczne duchowe poszukiwania. Wszyscy ci młodzi, inteligentni i ambitni ludzie chcieliwyglądaćna takich, którzy nie przejmują się odpowiedziami na najbardziej podstawowe pytania albo znaleźli na nie odpowiedzi w innych kwestiach, którym się z wielką pasją oddają. Lecz w głębi serca odczuwali taką samą potrzebę jak wszyscy ludzie – potrzebę, od której nikt nie może uciec. Musieli szukać odpowiedzi. I wielu znich znalazło je w chrześcijaństwie.
Zauważmy, że podobnie i Natanael, mimo buńczucznej reakcji, ostatecznie ruszył wraz z Filipem na spotkaniez Jezusem. Dlaczego to zrobił? Jak wielu młodych Żydów wtamtym pokoleniu, nie mógł pogodzić się z faktem, że jego naród znajdował się pod jarzmem Rzymian i nie potrafił zrozumieć, jak Bóg mógł do tego dopuścić. Cierpieli na zbiorowy, narodowy kryzys tożsamości. Czy powinni oczekiwać Mesjasza? Co przyniesie przyszłość? Czy nadal byli ludem Bożym? Czy Bóg ich porzucił? Najwidoczniej nie zadowalały go odpowiedzi, które słyszał od innych. Z pewnością nie był również usatysfakcjonowany własnym rozumieniem tych spraw, a może nawet swoim stanem duchowym. Dlatego pomyślał: „Trudno w to uwierzyć, ale może powinienem poszukać odpowiedzi w Nazarecie”.
Współcześni studenci zmagają sięz wieloma postaciami ważnych życiowych pytań i wielu z nich również jest niezadowolonych z odpowiedzi, jakie znajdują w książkach i na uczelniach. I mogą oni, podobnie jak Natanael, bez rozgłosu zacząć badać osobę i nauki Jezusa. Klasycznym tego przykładem może być historia życia słynnego poety W. H. Audena, który przeprowadził się na Manhattan w 1939 roku. Był już wtedy wielkim pisarzem i porzucił Kościół anglikański, w którym się wychował, podobnie jak większość jego przyjaciół wywodzących się z brytyjskiej inteligencji. Lecz gdy wybuchła druga wojna światowa, zmienił zdanie, zaakceptował prawdy chrześcijaństwai zaszokował wielu swoim powrotem do Kościoła.
Co się stało? Opisując swoje duchowe odrodzenie, stwierdził, że zaszokowało go to, że w latach czterdziestych naziści nie próbowali już nawet stwarzać pozorów, że wierzą w powszechną wolność i sprawiedliwość – i tłumaczyli swoje ataki na chrześcijaństwo tym, że „miłowanie bliźniego jak siebie samego jest przykazaniem dla zniewieściałych słabeuszy”7. Ponadto „całkowite zaprzeczanie wszelkim ideałom liberalizmu przyjmowane było z wielkim entuzjazmem nie w jakimś barbarzyńskim kraju, lecz w jednym z najlepiej wykształconych krajów wEuropie”. W świetle tych faktów Auden uznał, że nie może dłużej zakładać, że wartości liberalizmu (przez co rozumiał wolność, rozum, demokrację i godność człowieka) są oczywiste.
Jeśli jestem przekonany, żedobrze wykształceni naziści się mylą, amy, dobrze wykształceni Anglicy, mamy rację, cóż takiego potwierdza nasze, aneguje ich wartości? Angielscy intelektualiści, którzy teraz wołają opomstę do nieba nad złem, którego ucieleśnieniem jest Hitler, nie mają nieba, do którego mogliby wołać. Cały nurt myśli liberalnej skupiał uwagę na podważeniu wiary wabsoluty. Zabiegał oto, aby to rozum był sędzią wszystkiego. Ponieważ jednak życie jest zmiennym procesem, próby znalezienia wczłowieku zdolności do dochowania obietnicy prowadzą do nieuniknionego wniosku, że mogę złamać ją, kiedy tylko będzie to dla mnie wygodne. Albo będziemy służyć Bezwarunkowemu, albo jakiś hitlerowski potwór narzuci nam żelazne reguły, aby czynićzło.
Chrześcijaństwo – nawet dla Audena, który dorastał jako członek Kościoła – pochodziło z Nazaretu. Odrzucił je jako przestarzałe i niepomocne. Lecz triumfy nazizmu uświadomiły mu, żewierzył w prawa człowieka, w wolność i swobodę. Ale tak właściwie to czemu? Świat przyrody funkcjonuje według zasady, że silny zjada słabego. Jeśli więc naturalne jest, że silni pożerają słabych, a my znaleźliśmy się tutaj jedynie w wyniku naturalnego, przypadkowego procesu ewolucji, dlaczego mielibyśmy reagować z oburzeniem i twierdzić, żeto jest złe, kiedy silne narody zaczynają pochłaniać słabe? Najakiej podstawie oprzeć to twierdzenie? Na jakiej podstawie mielibyśmy mówić, że ludobójstwo w Sudanie, gdzie jedna silna grupa etniczna „pożera” drugą, słabszą, jest złem? Jeśli nie ma Boga, to moje przekonania o tym, co sprawiedliwe, są tylko osobistą opinią – jak więc potępiać wtedy nazistów?
Auden zrozumiał, że jeśli Boga nie ma, on również nie ma prawa twierdzić, że jego odczucia lub idee są bardziej zasadne niż odczucia lub idee innych ludzi. Spostrzegł, że jeśli nie ma Boga, wszystkie wartości, które sobie cenimy, są tylko wymysłem. A ponieważ był pewien, żenie są wymysłem – że ludobójstwo rzeczywiście jest absolutnym złem – doszedł do wniosku, że Bóg musi istnieć.
Jak Natanaelowi, sceptycznemu uczniowi, Audenowi nie dawał spokoju fakt, że „słuszni ludzie” jego czasów wyśmiewali się z chrześcijaństwa. Intelektualne pytania, na które nie potrafił znaleźć odpowiedzi – m.in. o podstawy, na jakich opierały się wartości moralne – skłoniły go do przyjrzenia się na nowo Jezusowi. I doświadczył tego samego, co Natanael, kiedy postanowił spotkać sięz człowiekiem z Nazaretu. Uwierzył.
W książce pt. Dziedzictwo cnoty filozof Alasdair MacIntyre przedstawia typ argumentacji, który przywiódł poetę W. H. Audena do wiary. MacIntyre twierdzi, że nie sposób ocenić, czy coś jest dobre, czy złe, dopóki nie pozna się jego telos. Pyta na przykład, jak stwierdzić, czy zegarek jest dobry, czy zły? Trzeba wiedzieć, jaki jest jego cel. Jeśli próbuję wbić gwóźdź zegarkiem i ten się zepsuje, czy powinienem uznać, że był to „zły zegarek”? Oczywiście, że nie; nie stworzono go do wbijania gwoździ. Nie taki jest jego cel. Celem zegarka jest informowanie o upływie czasu. Ta sama zasada powinna odnosić się do ludzkości. Jak można stwierdzić, czy ktoś jest dobrym, czy złym człowiekiem, jeśli nie wiemy, do czego został stworzony, jaki jest jego cel?
Ale chwileczkę. A jeśli ktoś stwierdzi: „Nie wiem, czy Bóg jest, czy go nie ma i nie myślę, żeby ludzie byli stworzeni do jakiegokolwiek celu?”. Czy dostrzegasz dylemat, przed jakim stajemy? Wierząc w to, nie możemy już mówić o tym, że ktoś jest dobrym lub złym człowiekiem. Jeśli wierzymy, że naszemu istnieniu nie przyświeca żaden zamysł ani cel, a mimo to mówimy o innych: „oni nie żyją właściwie – oni czynią zło”, to jesteśmy niekonsekwentni lub nieszczerzy.
Nie mogę dowieść, że chrześcijaństwo jest prawdziwe. Ale mogę pokazać, że istnieją zasadne powody, aby uwierzyć w Jezusa. Jeśli jesteś gotów, jak Natanael, uznać swą głęboką potrzebę znalezienia lepszych odpowiedzi na najważniejsze pytania niż te, które dotychczas poznałeś, jeśli jesteś gotów przestać przewracać oczami nad chrześcijaństwem, zachęcam cię, abyś przyjrzał się uważniej człowiekowi, który pochodził z Nazaretu. Biorącpod uwagę przełomowe idee, które się stamtąd wywodzą, nie ma dobrego wytłumaczenia, aby to zaniedbać.
Trzeci aspekt historii Natanaela, który należy zbadać, to zalecenie, jakiego udzielił mu Jezus, aby zaspokoić jego potrzebę. Kiedy Jezus spotkał się z Natanaelem, powiedział mu dwie rzeczy.
Po pierwsze, nazwał go Izraelitą, „w którym nie ma fałszu”. W ustach Jezusa stwierdzenie, że Natanael był transparentnym, bezpośrednim człowiekiem było zapewne dość łagodnym określeniem. Inni mogliby nazwać Natanaela irytującym i zgryźliwym. Zapewne wielu ludzi nie lubiło go, bo nie krył swoich myśli i zawsze znalazł sposób, aby nadepnąć im na odcisk. Lecz Jezus tym postępowaniem niejako powiedział nam coś o sobie. Potrafi przejrzeć nas na wylot, amimo to traktuje nas łagodnie. Natanael był zaskoczony jego przenikliwością (a może jego wspaniałomyślnością) i zapytał: „Skąd znasz mnie tak dobrze?”.
I wtedy Jezus powiedział: „widziałem cię, gdy byłeśpod drzewem figowym”. Nawiasem mówiąc, jednym z powodów, dla którego możemy ufać, że jest to relacja naocznego świadka, jest fakt, że nie wiemy, co takiego wydarzyło się pod drzewem figowym ani dlaczego to było ważne. Gdyby ktoś zmyślił tę historię, nie wspomniałby o takim szczególe, bo nie posuwa on akcji naprzód, a tylko rozprasza uwagę czytelników. Co więc Natanael robiłpod drzewem figowym? Nikt tego nie wie. Ale ważne jest to, że nie mógł uwierzyć, iż Jezus o tym wiedział. Dla Natanaela było to czymś bardzo osobistym, bardzo znaczącym iwprost zdumiewającym, że Jezus wiedział o tym i nadal go aprobował. I powiedział: „Ty jesteś królem Izraela! Ty jesteś Mesjaszem!”.
A Jezus skarcił go łagodnie, jakby mówiąc: „Hm, najpierw byłeś zbyt sceptyczny, a teraz jesteś gotów mnie przyjąć; ale ja nawet nie zacząłem mówić ci, kim naprawdę jestem. Wczoraj przewracałeś oczami, a dzisiaj spotkało cię emocjonalne doświadczenie. Spotkałeś człowieka, który ma o tobie nadnaturalną wiedzę. Ale nie śpiesz się, nie popadaj w zachwyt nad tym, co zewnętrze. Wciąż jeszcze nie rozumiesz, kim jestem”.
Tomasz, uczeń Jezusa, po Jego zmartwychwstaniu powiedział innym uczniom: „Nie uwierzę, że powstał z martwych, dopóki nie zobaczę śladów po gwoździach na Jego rękach i nie włożęw nie palca”. Kiedy potem Jezus objawił się Tomaszowi, nie powiedział: „Jak śmiesz we mnie wątpić?”. Powiedział za to: „Proszę, spójrz. Przestań wątpić i zacznij wierzyć”. Innymi słowy Jezus mówi: „Podoba mi się, że oczekujesz, iż poznasz powody, aby we mnie uwierzyć i podam ci je, gdyż poszukujesz ich wdobrej wierze”. Jezus nie jest przeciwny temu, aby ludzie myśleli. W istocie nalega wręcz, aby Natanael pomyślał trochę bardziej.
Dlatego jeśli jesteś sceptyczny wobec chrześcijaństwa, chciałbym, abyś zrozumiał, że musisz znaleźć pewną równowagę. Przede wszystkim – nieustanny sceptycyzm pod względem intelektualnymi moralnym odnosi skutek odwrotny do zamierzonego. Z jednej strony uchwycenie się pierwszej idei, która, jak mamy nadzieję, zaspokoi nasze najgłębsze potrzeby emocjonalne nie doprowadzi nas do odpowiedzi, których szukamy. Nie wystarczy zwrócić się ku chrześcijaństwu tylko dlatego, że zaspokaja ono jakąś potrzebę. Chrześcijaństwo nie jest dobrem konsumenckim. Powinniśmy zwrócić się ku niemu tylko wtedy, jeśli jest prawdziwe.
Zauważmy, jak Jezus zwrócił się do Natanaela na końcu rozmowy. Parafrazując, powiedział: „Dlatego wierzysz? Powiem ci prawdę, zobaczysz aniołów Bożych wstępujących izstępujących na Syna Człowieczego”. Kiedy przychodzimy do Jezusa, na początku myślimy, że zapewne nie znajdziemy odpowiedzi na najważniejsze pytania, ale może pomoże On nam stać się lepszymi ludźmi; może dzięki Niemu poradzimy sobie z samotnością lub innym problemem. Zawsze przychodzimy do Jezusa, asekurując się, wyczuleni na