Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ta przepełniona mądrością i wnikliwie analizująca relacje książka pozostawi każdego czytelnika – bez względu na status matrymonialny – podniesionego na duchu. „The New York Times”
Oto książka, która ukazuje wszystkim – chrześcijanom, sceptykom, singlom, małżeństwom z wieloletnim stażem oraz tym, którzy zamierzają się zaręczyć – czym według Biblii powinno być małżeństwo. Współczesna kultura nakazuje wierzyć, że każdy może znaleźć swoją bratnią duszę; że namiętność to najważniejszy element udanego małżeństwa; że twój współmałżonek powinien pomóc ci w odnalezieniu i rozwijaniu twojego potencjału; że małżeństwo nie musi trwać wiecznie i że po rozwodzie najlepszym rozwiązaniem jest rozpoczęcie nowego związku.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 384
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Przyjaciołom, którzy trwają przy nas od czterech dekad.
Nasze drogi zaprowadziły nas w różne miejsca, ale nigdy nie oddaliliśmy się ani od siebie nawzajem, ani od naszej Pierwszej Miłości.
Adele iDoug Calhoun
Jane iWayne Frazier
Louise iDavid Midwood
Gayle i Gary Somers
Cindy i Jim Widmer
Niech Bóg, najlepszy małżeństw kojarzyciel,
Zjednoczy serca wasze…
William Szekspir, Henryk V1
Książka dla małżonków
Tę książkę można wyobrazić sobie jako drzewo czerpiące z trzech głębokich korzeni. Pierwszym z nich jest trzydzieści siedem lat związku małżeńskiego z Kathy, moją żoną2. To ona pomagała mi pisać, a ponadto sama napisała rozdział szósty: Przyjęcie Innego. W rozdziale pierwszym ostrzegam czytelników, że współczesna kultura definiuje bratnią duszę jako „doskonale zgodne dopasowanie”. Mimo to, gdy zaczęliśmy się spotykać, oboje zrozumieliśmy, że znaleźliśmy kogoś, z kim łączy nas wyjątkowa nić porozumienia. Poznałem Kathy dzięki Susan, jej siostrze, która studiowała ze mną na Uniwersytecie Bucknell. Susan często opowiadała mi o Kathy, a Kathy opowiadała jej o mnie. Gdy Kathy była jeszcze dzieckiem, do chrześcijaństwa zachęciła ją lektura cyklu Opowieści z Narnii C.S. Lewisa3. Nakłoniła więc siostrę, aby poleciła mi je. Byłem poruszony tymi książkami, podobnie jak innymi tego autora, które później przeczytałem. W 1972 roku oboje rozpoczęliśmy naukę na tej samej uczelni, Gordon-Conwell Theological Seminary, na północ od Bostonu, i szybko odkryliśmy, że łączy nas „nić tajemna”, która, jak pisze Lewis, zmienia ludzi w bliskich przyjaciół – lub coś więcej.
Zwróciliście może uwagę, że książki, które naprawdę lubicie, połączone są w jedną całość jakąś nicią tajemną. Doskonale wiecie, co jest tą wspólną cechą, która sprawia, że je tak lubicie, ale nie potraficie ująć tego w słowa. (…) Czyż wszystkie dozgonne przyjaźnie nie rodzą się w chwili, gdy nareszcie spotykacie człowieka, w którym istnieje jakiś ślad (…) tego czegoś, czego pragniecie od urodzenia (…)?4
Nasza przyjaźń przerodziła się w miłość i poprowadziła nas przez narzeczeństwo, a potem kruche młode małżeństwo ku wypróbowanemu i trwałemu związkowi. Ale to było możliwe tylko dzięki mowie „o perłach rzucanych przed wieprze”, „wielkiemu konfliktowi o brudną pieluchę”, incydentowi „potrzaskanej weselnej zastawy” i innym niesławnym wydarzeniom w naszej rodzinnej historii, które zostaną opisane w tej książce – prawdziwym kamieniom milowym na wyboistej drodze do małżeńskiego szczęścia. Jak większość młodych związków w naszych czasach, odkryliśmy, że małżeństwo jest znacznie trudniejsze niż oczekiwaliśmy. Na zakończenie ceremonii ślubu wyszliśmy z kościoła, śpiewając hymn „Jakże mocny fundament”. Nie wiedzieliśmy, jak bardzo stosowne okażą się jego słowa w żmudnej i bolesnej pracy nad rozwojem silnego małżeństwa.
Gdy próby ogniste przyjdzie ci przejść
Ma łaska potężna będzie cię nieść
Będę przy tobie, uświęcę twój trud,
Błogosławić będę najgłębszy twój ból5.
[When through fiery trials, thy pathway shall lie,
My grace all-sufficient will be thy supply.
For I will be with thee, thy troubles to bless
And sanctify to thee thy deepest distress.]
Niniejsza książka skierowana jest więc do małżonków, którzy odkryli, jak wielkim wyzwaniem jest codzienne życie małżeńskie i poszukują praktycznych rozwiązań, aby przetrwać nierzadko przytłaczające próby ogniste stanu małżeńskiego i wyjść z nich mocniejszymi. Doświadczenia wielu współczesnych małżeństw były przyczyną powstania metafory: „miesiąc miodowy już się skończył”. Jest to książka dla ludzi, którzy doświadczyli tego osobiście i być może z wielkim hukiem spadli na ziemię.
Książka dla osób stanu wolnego
Drugim źródłem tej książki są doświadczenia wieloletniej służby duszpasterskiej w mieście, w którym mieszkają miliony (i w Kościele, w którym są tysiące) osób stanu wolnego. Nasza wspólnota, Prezbiteriański Kościół Odkupiciela na nowojorskim Manhattanie, jest pewną osobliwością. To bardzo duża społeczność, która od lat już składa się przede wszystkim z osób stanu wolnego. Kilka lat temu, kiedy na nabożeństwa przychodziło około cztery tysiące osób, zapytałem jednego z wiodących doradców kościelnych: „Ile zna pan Kościołów tej wielkości, w których są trzy tysiące singli?”. „O ile mi wiadomo, wasz Kościół jest pod tym względem wyjątkiem” – odpowiedział.
Razem z Kathy służmy w centrum Nowego Jorku od końca lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku i wciąż uderza nas, jak głęboka jest w kulturze zachodniej ambiwalencja wobec małżeństwa. To wtedy zaczęliśmy poznawać wszystkie powszechne już zarzuty wobec małżeństwa – że pierwotnie służyło zachowaniu majątku i teraz się to zmienia, że niszczy tożsamość jednostki i jest źródłem ucisku kobiet, że zabija pożądanie i nie przystaje do psychologicznych realiów życia, że jest tylko papierkiem, który komplikuje prawdziwą miłość i tak dalej. Za tymi filozoficznymi obiekcjami kryje się jednak cała masa sprzecznych osobistych emocji, wyrastających z wielu negatywnych doświadczeń z życia małżeńskiego i rodzinnego.
Na początku naszej posługi w Nowym Jorku, jesienią 1991 roku, wygłosiłem cykl dziewięciu kazań o małżeństwie. Stał się on najczęściej wysłuchiwanym cyklem kazań i wykładów udostępnianych przez nasz Kościół. Na początku musiałem uzasadnić, dlaczego postanowiłem poświęcić tak wiele czasu nauczaniu o małżeństwie w zgromadzeniu składającym się głównie z osób stanu wolnego. Głównym powodem było to, że współcześni single rozpaczliwie potrzebują realistycznej, a jednocześnie pozytywnej wizji małżeństwa – czym jest i czym może być. To, co wtedy powiedziałem, odnosi się także do czytelników, którzy żyją w pojedynkę – i ta książka skierowana jest także do nich.
Przygotowując się do napisana tej książki, przeczytałem wiele chrześcijańskich publikacji na temat małżeństwa. Większość z nich powstała po to, aby pomóc małżonkom poradzić sobie z określonymi problemami. Ta książka również będzie w tym pomocna, ale jej głównym celem jest przedstawienie tak małżonkom, jak i osobom stanu wolnego jasnej wizji tego, czym jest małżeństwo według Biblii. Małżonkom pomoże to zweryfikować błędne poglądy, które mogą szkodzić ich małżeństwu, a osobom stanu wolnego pomoże uniknąć destruktywnej przesady w dążeniu do małżeństwa oraz równie destruktywnego odrzucania go. Książka o małżeństwie, która opiera się na nauczaniu Biblii, pomoże każdemu czytelnikowi zyskać lepsze pojęcie o tym, kogo należy uważać za potencjalnego partnera małżeńskiego.
Książka o Biblii
Jest i trzecie źródło treści przedstawionych w tej książce, najbardziej fundamentalne. Choć została zainspirowana moimi osobistymi doświadczeniami małżeńskimi i duszpasterskimi, opiera się przede wszystkim na naukach Starego i Nowego Testamentu. Ponad cztery dekady temu, jako studenci teologii, razem z Kathy poznawaliśmy biblijne nauczanie na temat seksu, płci i małżeństwa. Potem przez kilkanaście lat uczyliśmy się stosować je w praktyce we własnym małżeństwie, a przez ostatnie trzydzieści wykorzystujemy to, czego nauczyliśmy się z Pisma Świętego i osobistych doświadczeń, aby naprowadzać, zachęcać, doradzać i nauczać młodych mieszkańców Nowego Jorku w kwestiach seksu i małżeństwa. To, czego nauczyliśmy się z tych trzech źródeł, przedstawiamy Tobie, Drogi Czytelniku, w niniejszej książce.
Jednak fundamentem tego wszystkiego jest Biblia.
Biblia traktuje o trzech ludzkich instytucjach, które wyróżniają się spośród wszystkich pozostałych – rodzinie, Kościele i państwie. W Biblii nie znajdziemy nic na temat zarządzania szkołami, choć mają one kluczowe znaczenie dla rozwoju społeczeństwa. Nie ma tam nic o prowadzeniu wielkich korporacji, muzeów czy szpitali. Jest wiele znamienitych ludzkich instytucji i przedsięwzięć, o których nie znajdujemy żadnych biblijnych wzmianek. W związku z tym możemy je kształtować i kierować nimi zgodnie z ogólnymi zasadami życia ludzkiego, jakie przedstawia Pismo Święte.
W przypadku małżeństwa jest inaczej. Jak czytamy w prezbiteriańskiej Book of Common Worship (Księdze wspólnych nabożeństw), Bóg „ustanowił małżeństwo dla dobra i szczęścia ludzkości”. Małżeństwo nie wykształciło się w późnej epoce brązu, aby ułatwić rozstrzyganie spraw majątkowych. W Księdze Rodzaju, w kulminacyjnym punkcie opisu stworzenia, Bóg stawia naprzeciw siebie kobietę i mężczyznę, aby połączyć ich w małżeństwie. Biblia rozpoczyna się od ślubu (Adama i Ewy) i kończy się ślubem w Apokalipsie (Chrystusa i Kościoła). Małżeństwo to Boża idea. Oczywiście, jest to również ludzka instytucja i jako taka odzwierciedla charakter kultury, w której jest zakorzeniona. Ale koncepcja i podstawy małżeństwa pochodzą do Boga, dlatego przesłanie Biblii na temat Bożego planu dla małżeństwa ma kluczowe znaczenie.
W prezbiteriańskiej ceremonii zaślubin mówimy, że małżeństwo jest „ustanowione przez Boga, poddane Jego przykazaniom i błogosławione przez naszego Pana Jezusa Chrystusa”. To, co przez Boga zostało ustanowione, jest Mu również podporządkowane. Skoro to Bóg wymyślił małżeństwo, to ci, którzy je zawierają, powinni dołożyć wszelkich starań, aby zrozumieć, jakie są Boże cele wobec małżeństwa i podporządkować się im. Tak postępujemy w wielu innych dziedzinach życia. Pomyślmy o zakupie auta: kiedy kupujemy samochód, urządzenie mechaniczne, którego samodzielnie nie bylibyśmy w stanie tworzyć, z powagą traktujemy instrukcję użytkowania i przestrzegamy zaleceń producenta dotyczących używania i utrzymania pojazdu. Ignorowanie ich mogłoby skończyć się katastrofą.
Wielu ludzi, którzy nie uznają Boga ani Pisma Świętego, a mimo to mają szczęśliwe małżeństwa, w wielu aspektach podporządkowują się Bożym zamiarom, nawet jeśli nie są tego świadomi. Jednak znacznie lepiej jest znać Boże intencje – a możemy je odkryć właśnie w treści Pisma Świętego.
Jaką postawę powinni przyjąć czytelnicy, którzy nie podzielają założenia, że Pismo Święte jest autorytatywnym objawieniem Bożym? Możliwe, że uznają wartość Biblii w pewnych aspektach, ale nie ufają jej w sprawach seksu, miłości i małżeństwa. Starożytna mądrość ujmuje te kwestie w sposób odbiegający daleko od współczesnej zachodniej wrażliwości, stąd opinia, że Biblia prezentuje je w sposób „zacofany”. Zachęcamy, żeby mimo wszystko zapoznać się z przedstawianą przeze mnie treścią. W przeszłości razem z Kathy często nauczaliśmy na temat małżeństwa, miałem także przywilej przemawiać podczas wielu ślubów. Przekonaliśmy się, że większość ludzi, którzy nie podzielają naszych poglądów w kwestii Biblii czy wiary chrześcijńskiej, często jest zaszokowana tym, jak wnikliwe są biblijne nauki na temat małżeństwa i jak trafnie odnoszą się do ich sytuacji. Po nabożeństwie połączonym ze ślubem niejednokrotnie mówili mi: „Nie jestem religijny, ale to było najbardziej pomocne i praktyczne wyjaśnienie małżeństwa, jakie miałem okazję usłyszeć”.
Trudno jest znaleźć dobrą perspektywę spojrzenia na małżeństwo. Wszyscy postrzegamy je z konieczności przez wykrzywione soczewki osobistego doświadczenia. Gdy ktoś wychował się w stabilnej rodzinie, a małżeństwo jego rodziców było szczęśliwe, może mieć wrażenie, że życie w małżeństwie jest łatwe – i kiedy sam wstąpi w związek, może być zaszokowany, jak wiele wysiłku trzeba, aby stworzyć trwałą relację. Z drugiej strony, jeśli ktoś doświadczył złego małżeństwa lub rozwodu w dzieciństwie bądź w dorosłości, może podchodzić do tego tematu bardzo nieufnie i pesymistycznie. Może wręcz przesadnie oczekiwać problemów w relacji i kiedy się pojawią, zbyt szybko stwierdzić: „Wiedziałem, że tak będzie” i poddać się. Inaczej mówiąc, uprzednie doświadczenia związane z małżeństwem mogą nas źle przygotować do własnego związku.
Gdzie zatem możemy się zwrócić w poszukiwaniu szerokiej perspektywy spojrzenia na małżeństwo? Istnieje wiele praktycznych poradników, pisanych zazwyczaj przez doradców małżeńskich, które mogą być w tym pomocne. Jednak takie publikacje często tracą aktualność już po kilku latach. W Biblii natomiast znajdują się nauki, które na przestrzeni stuleci zostały wypróbowane przez miliony ludzi w wielu kulturach. Czy istnieje drugie takie źródło wiedzy na temat małżeństwa?
Plan książki
Treść niniejszej publikacji oparta jest na naukach apostoła Pawła, zawartych w piątym rozdziale Listu do Efezjan. Ten wspaniały tekst jest bogaty i wyczerpujący, ale również przywołuje i rozwija inny ważny tekst biblijny traktujący o małżeństwie, a mianowicie drugi rozdział Księgi Rodzaju. W rozdziale pierwszym odniesiemy słowa Pawła do kontekstu współczesnej kultury i przestawimy dwie najbardziej podstawowe nauki biblijne na temat małżeństwa – iż zostało ono ustanowione przez Boga i że jego celem jest odzwierciedlenie zbawczej miłości, jaką Bóg okazał nam w Jezusie Chrystusie. To dlatego ewangelia pomaga nam zrozumieć małżeństwo, a małżeństwo pomaga nam zrozumieć ewangelię. W rozdziale drugim przestawimy tezę apostoła Pawła, że wszyscy małżonkowie potrzebują działania Ducha Świętego w swoim życiu. Dzieło Ducha urzeczywistnia w naszych sercach zbawcze dzieło Chrystusa, udzielając nam nadnaturalnej pomocy w walce z największym wrogiem małżeństwa: grzesznym egocentryzmem. Jeśli mamy służyć sobie nawzajem, jak powinniśmy, potrzebujemy pełni Ducha.
Rozdział trzeci wprowadzi nas w sedno małżeństwa – miłość. Ale czym ona jest? Ten rozdział omówi relację między uczuciem miłości a aktami miłości, relację między romantycznym uniesieniem a wynikającym z przymierza oddaniem. W rozdziale czwartym poruszymy kwestię celu małżeństwa: sposobu, aby dwoje duchowych przyjaciół mogło wspomóc siebie nawzajem na drodze ku stawaniu się takimi ludźmi, jakimi Bóg zamierzył, aby byli. Zobaczymy, że nowy i głębszy rodzaj szczęścia kryje się właśnie w dążeniach do świętości. W rozdziale piątym przedstawimy trzy grupy podstawowych umiejętności, dzięki którym możemy wzajemnie pomagać sobie na tej drodze.
W kolejnej części omówimy chrześcijańską naukę o tym, że małżeństwo to miejsce, w którym obie płcie akceptują siebie nawzajem jako z założenia odmienne, aby dzięki temu rozwijać się i wzrastać. Treść z rozdziału siódmego pomoże osobom stanu wolnego wykorzystać tę książkę w życiu w pojedynkę i mądrze podejść do poszukiwań własnego związku. I w końcu w rozdziale ósmym poruszymy temat seksu – dlaczego Biblia ogranicza go do relacji małżeńskiej oraz jak wpływa to na życie w małżeństwie i w stanie wolnym6.
W niniejszej książce będziemy rozpatrywać chrześcijańskie rozumienie małżeństwa. Opiera się ono, jak wspomnieliśmy, na bezpośrednim odczytaniu tekstów biblijnych. To znaczy, że definiujemy małżeństwo jako dozgonny, monogamiczny związek między mężczyzną i kobietą. Zgodnie z nauczaniem Pisma Świętego Bóg zamierzył, aby małżeństwo odzwierciedlało zbawczą miłość, jaką okazał nam w Chrystusie, oczyszczało nasz charakter, tworzyło stabilną jednostkę społeczną, w której dzieci będą mogły przyjść na świat i dorastać, i postanowił dokonać tego, łącząc ze sobą wzajemnie się dopełniające płcie w trwałym, przenikającym całe życie związku. Należy zatem stwierdzić, że ta chrześcijańska wizja małżeństwa nie może zostać spełniona w relacji dwóch osób tej samej płci. To jednomyślne poglądy autorów biblijnych. Jest to pogląd, który będziemy prezentować w całej tej książce, mimo iż nie będziemy odnosić się bezpośrednio do tematu homoseksualizmu.
Biblijne nauczanie na temat małżeństwa nie odzwierciedla perspektywy wyłącznie wybranej kultury lub okresu historycznego. Nauki Pisma Świętego są wyzwaniem dla współczesnej narracji kultury zachodniej, która drogę do szczęścia upatruje jedynie w osobistej wolności. Jednocześnie są głosem krytyki wobec tego, że w tradycyjnych kulturach osoby stanu wolnego postrzega się jako nie do końca dojrzałe i uformowane. Księga Rodzaju obnaża wady poligamii, mimo iż w tamtych czasach i kulturze była to akceptowana praktyka, wyraziście obrazując cierpienie i chaos, jakie ona powoduje w relacjach rodzinnych oraz jak wielki sprawia ból, szczególnie kobietom. Autorzy Nowego Testamentu, ku zaskoczeniu świata pogańskiego, przedstawiają trwanie w stanie wolnym jako zasadny sposób na życie7. Innymi słowy, autorzy ksiąg Pisma Świętego nieustannie przeciwstawiali się wierzeniom własnych kultur – ich nauki nie wynikały więc wprost ze starożytnych obyczajów i praktyk. Dlatego nie możemy odrzucać biblijnej wizji małżeństwa jako jednowymiarowej, niepostępowej czy przestarzałej kulturowo. Przeciwnie, jest ona pełna praktycznych, realistycznych spostrzeżeń i zapierających dech w piersiach obietnic na temat małżeństwa. I mają one postać nie tylko trafnych twierdzeń, ale również wspaniałych opowieści i poruszającej poezji8. I dopóki nie zdobędziemy się na to, by spojrzeć na małżeństwo z punktu widzenia Pisma Świętego zamiast własnych obaw, sentymentów, doświadczeń lub wąskich perspektyw współczesnej kultury, nie będziemy w stanie podjąć rozsądnych decyzji w kwestii własnej przyszłości małżeńskiej.
List do Efezjan 5,18–33
I nie upijajcie się winem, bo to jest przyczyną rozwiązłości, ale napełniajcie się Duchem, przemawiając do siebie wzajemnie psalmami i hymnami, i pieśniami pełnymi ducha, śpiewając i wysławiając Pana w waszych sercach. Dziękujcie zawsze za wszystko Bogu Ojcu w imię Pana naszego, Jezusa Chrystusa. Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej.
Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus – Głową Kościoła: On – Zbawca Ciała. Lecz jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom we wszystkim. Mężowie, miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo, aby samemu sobie przedstawić Kościół jako chwalebny, niemający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany. Mężowie powinni miłować swoje żony, tak jak własne ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje. Przecież nigdy nikt nie odnosił się z nienawiścią do własnego ciała, lecz każdy je żywi i pielęgnuje, jak i Chrystus Kościół, bo jesteśmy członkami Jego Ciała. Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem. Tajemnica to wielka, a ja mówię: w odniesieniu do Chrystusa i do Kościoła. W końcu więc niechaj również każdy z was tak miłuje swą żonę, jak siebie samego. A żona niechaj ze czcią się odnosi do swojego męża.
Dlatego opuści człowiek ojca i matkę, a połączy się z żoną swoją, i będą dwoje jednym ciałem. Tajemnica to wielka…
List do Efezjan 5,31–32
Mam dość wysłuchiwania sentymentalnych przemówień o małżeństwie. Większość rzeczy, które słyszałem na ten temat na ślubach, w kościołach lub na wykładach szkoły niedzielnej, była równie głęboka, jak slogany z kartek z życzeniami. Z małżeństwem wiąże się wiele zagadnień, ale z pewnością nie jest ono sentymentalne. Małżeństwo jest cudowne, ale trudne. To wielka radość i siła, ale przynosi również wiele krwi, potu i łez, upokarzających porażek i wyczerpujących zwycięstw. Nie znam żadnego małżeństwa z choćby kilkutygodniowym stażem, którego życie można byłoby uznać za historię prosto z baśni. Nic dziwnego więc, że jedyną frazą w słynnym tekście apostoła Pawła o małżeństwie z piątego rozdziału Listu do Efezjan, z jaką może się utożsamić większość par, są zamieszczone powyżej słowa z wersetu trzydziestego drugiego. Czasami człowiek pada na łóżko po długim, męczącym dniu, pełnym prób zrozumienia siebie nawzajem i może tylko westchnąć: „To wszystko jest jakąś wielką tajemnicą!”. Bywa tak, że własne małżeństwo wydaje się nierozwiązywalną zagadką, labiryntem, w którym łatwo się zagubić.
Zgadzam się z tym wszystkim, a mimo to twierdzę, że nie istnieje między ludźmi relacja, która byłaby głębsza lub ważniejsza niż małżeństwo. Zgodnie z opisem biblijnym Bóg sam przewodniczył ceremonii pierwszego ślubu (Rdz 2,22–25). I kiedy mężczyzna ujrzał kobietę, zaczął mówić wierszem, wykrzyknął: „W końcu!”9. Wszystko w tym tekście świadczy o tym, że małżeństwo, zaraz po naszej relacji z Bogiem, jest najgłębszą relacją, jaką przyjdzie nam przeżyć. I właśnie dlatego, podobnie jak przy poznaniu samego Boga, wzrastanie w poznaniu i miłości do współmałżonka jest trudnym i bolesnym, a jednocześnie wspaniałym i satysfakcjonującym doświadczeniem.
Najboleśniejsze i najcudowniejsze – takie jest biblijne rozumienie małżeństwa i nigdy wcześniej ten temat nie był tak ważny – warto mówić o nim głośno i podnieść jego rangę w naszej kulturze.
Upadek małżeństwa
W ciągu ostatnich czterdziestu lat „najważniejsze wskaźniki dotyczące małżeństwa” – empiryczne opisy kondycji małżeństw i poziomu satysfakcji małżeńskiej w Stanach Zjednoczonych – wskazują na postępujące pogorszenie w wielu sferach10. Poziom rozwodów jest dwukrotnie wyższy niż w 1960 roku11. W 1970 roku osiemdziesiąt dziewięć procent dzieci rodziło się w pełnych rodzinach, a obecnie jest to tylko sześćdziesiąt procent12. I co najbardziej wymowne, w roku 1960 w związkach małżeńskich żyło siedemdziesiąt dwa procent dorosłych Amerykanów, a w 2008 roku było to już tylko pięćdziesiąt procent13.
Wszystko to świadczy o narastaniu w naszej kulturze nieufności i pesymizmu wobec małżeństwa, co ma szczególne odzwierciedlenie pośród ludzi młodych. Są przekonani, że nie mają wielkich szans na udane małżeństwo, a nawet jeśli udałoby im się zbudować stabilny związek, grozi im, ich zdaniem, przerażająca perspektywa znudzenia się seksem. Jak w pytaniu komika Chrisa Rocka: „Czy chcesz być wolny i samotny, czy żonaty i znudzony?”. Wielu młodych ludzi wierzy, że rzeczywiście są to dwie najbardziej prawdopodobne możliwości. Dlatego poszukują czegoś pomiędzy małżeństwem a przygodnym współżyciem seksualnym – konkubinatu z partnerem seksualnym.
W ostatnich trzech dekadach praktyka ta wzrosła wręcz wykładniczo. Obecnie ponad połowa wszystkich dorosłych żyje z partnerem przed zawarciem ślubu. W 1960 roku niemal nikt tego nie robił14. Jedna czwarta wszystkich niezamężnych kobiet w wieku od dwudziestu pięciu do trzydziestu dziewięciu lat żyje obecnie z partnerem; a liczba kobiet, które będą miały taki epizod przed ukończeniem czterdziestu lat, sięga ponad sześćdziesięciu procent15. Do wzrostu tej praktyki przyczynia się kilka powszechnych przekonań. Pierwsze z nich to założenie, że większość małżeństw jest nieszczęśliwych. Przecież, jak się argumentuje, połowa wszystkich małżeństw kończy się rozwodem, a w tej drugiej połowie z pewnością wiele par jest nieszczęśliwych. Jak twierdzi wiele osób, zamieszkanie razem przed ślubem zwiększa szansę dokonania właściwego wyboru w kwestii małżeństwa. Pomaga odkryć, czy jest się dobrze dobranym, zanim zawiąże się węzeł. To sposób, by się przekonać, czy druga osoba potrafi utrzymać nasze zainteresowanie, czy „chemia” jest wystarczająco silna. „Wszystkie znane mi osoby, które szybko się pobrały – a przed ślubem nie żyły razem – rozwiodły się” – powiedział jeden z respondentów w ankiecie Gallupa w ramach Narodowego Projektu Małżeńskiego (National Marriage Project)16.
Jednak problem w przypadku tych wierzeń i założeń tkwi w tym, że każde z nich jest niemal całkowicie błędne.
Zaskakujące dobro małżeństwa
Pomimo słów młodego respondenta z badań Gallupa „pokaźny materiał dowodowy przemawia za tym, że osoby, które żyją razem przed ślubem, z większym prawdopodobieństwem rozstaną się po zawarciu małżeństwa”17. Konkubinat jest zrozumiałą reakcją osób, które doświadczyły bolesnego rozwodu swoich rodziców, ale fakty świadczą o tym, że lekarstwo może być gorsze niż rzekoma choroba18.
Inne powszechne założenia również są błędne. Choć prawdą jest, że około czterdzieści pięć procent małżeństw kończy się rozwodem, zdecydowanie najwięcej ich dotyka tych, którzy pobrali się przed ukończeniem osiemnastu lat, przerwali naukę w szkole średniej lub zostali rodzicami przed ślubem. „Więc jeśli ktoś uzyskał w miarę dobre wykształcenie, uzyskuje w miarę wysokie dochody, pochodzi z pełnej rodziny, jest religijny i wstąpił w związek małżeński po dwudziestym piątym roku życia, nie mając wcześniej dzieci, prawdopodobieństwo, że się rozwiedzie, jest w istocie niskie”19.
Wielu młodych ludzi opowiada się za konkubinatem, gdyż uważają, że zanim wstąpią w związek małżeński, powinni mieć mieszkanie i bezpieczną sytuację finansową20. Wynika to z założenia, że małżeństwo jest finansowym ciężarem. Jednak wyniki badań wskazują na fenomen, który zyskał nazwę „zaskakujących korzyści finansowych wynikających z małżeństwa”21. Przeprowadzona w 1992 roku analiza sytuacji finansowej emerytów wykazała, że osoby, które żyły w związkach małżeńskich, zgromadziły o siedemdziesiąt pięć procent więcej środków na emeryturę niż ci, którzy nigdy nie zawarli małżeństwa albo rozwiedli się i nie wstąpili w powtórny związek. Jeszcze bardziej niezwykłe było to, że żonaci mężczyźni zarabiali od dziesięciu do czterdziestu procent więcej niż samotni mężczyźni, mający porównywalne wykształcenie i przebieg kariery zawodowej.
Dlaczego tak jest? Po części dlatego, że ludzie w związkach małżeńskich cieszą się lepszym zdrowiem fizycznym i psychicznym. Małżeństwo to również potężny „amortyzator”, który pomaga poradzić sobie ze wstrząsami powodowanymi przez porażki, choroby i inne trudności. W małżeństwie łatwiej jest powrócić do równowagi. Wyższe zarobki wiążą się zapewne także z tym, co naukowy nazywają „małżeńskimi normami społecznymi”. Badania pokazują, że małżonkowie oczekują od siebie nawzajem większej odpowiedzialności i samodyscypliny niż w przypadku przyjaciół i innych członków rodziny. Na przykład osoby żyjące w pojedynkę mogą wydawać pieniądze beztrosko, pozwalając sobie na wszystko, i nikt nie pociągnie ich do odpowiedzialności. Natomiast małżonkowie mogą nakłaniać się wzajemnie do oszczędzania, inwestowania i odwlekania gratyfikacji. Nic nie przyczynia się do dojrzałości charakteru tak bardzo, jak małżeństwo22.
Głównym powodem, dla którego młodzi ludzie nieufnie podchodzą do instytucji małżeństwa, jest zapewne ich przekonanie, że większość par czuje się w małżeństwie nieszczęśliwa. Typowym tego przykładem jest wpis na forum internetowym, w którym dwudziestoczteroletni mężczyzna ogłosił swoją decyzję, że nigdy się nie ożeni. Napisał, że kiedy poinformował o tym swoich żonatych przyjaciół, zareagowali śmiechem i nie kryli zazdrości. Wszyscy stwierdzili, że czyni mądrze. Doszedł do wniosku, że przynajmniej siedemdziesiąt procent osób w związkach małżeńskich musi tkwić w nieszczęśliwych relacjach. Na post odpowiedziała młoda kobieta, zgadzając się z jego anegdotycznymi obserwacjami. To pasowało do jej własnej oceny zaprzyjaźnionych małżeństw. „Na każde dziesięć małżeństw (…) siedem jest nieszczęśliwych jak diabli” – napisała. „W przyszłym roku wychodzę za mąż, bo kocham mojego narzeczonego. Ale jeśli coś się zmieni, nie zawaham się z nim rozwieść”23.
Niedawno w „New York Times Magazine” ukazał się artykuł o filmie Monogamiaw reżyserii Dana Adama Shapiro24. W 2008 roku Shapiro uświadomił sobie, że wielu z jego trzydziestokilkuletnich przyjaciół rozwodzi się. Przygotowując film na ten temat, postanowił stworzyć „ustny zapis rozstania”, gromadząc pięćdziesiąt szczegółowych wywiadów z ludźmi, których małżeństwa rozpadły się. Nie przeprowadził żadnych badań na temat szczęśliwych, trwałych małżeństw. Zapytany, co było tego powodem, sparafrazował słowa Lwa Tołstoja: „Wszystkie szczęśliwe małżeństwa są takie same. To znaczy, że są nudne”25. „Nie będzie więc zaskoczeniem opinia, że film prezentuje ostatecznie posępną, jeśli nie wręcz całkowicie apokaliptyczną, wizję relacji” – podsumował autor artykułu w „Timesie”. Film opowiada o dwojgu ludzi, którzy bardzo się kochają, ale nijak nie potrafią „ułożyć sobie życia razem”. W innym wywiadzie reżyser filmu wyraził swoje przekonanie, że niezwykle trudnym lub wręcz niemożliwym jest, aby dwoje żyjących współcześnie ludzi kochało się, nie dławiąc jednocześnie indywidualności i wolności partnera. Jak ujął to autor artykułu, Shapiro, który nigdy się nie ożenił, choć, jak twierdzi, ma nadzieję pewnego dnia to zrobić, i który zaprzecza, jakoby jego film był przeciwny małżeństwu, dostrzega pewną „nierozwiązywalną trudność” w monogamii. Pod tym względem odzwierciedla typowe przekonania młodych Amerykanów, w szczególności w silnie zurbanizowanych obszarach USA.
Jako pastor kościoła na Manhattanie, który gromadzi kilka tysięcy osób stanu wolnego, rozmawiałem z wieloma mężczyznami i kobietami, którzy podzielają te negatywne przekonania o małżeństwie. Nie doceniają jednak szans na zbudowanie dobrego związku. Wszystkie badania pokazują, że liczba osób, które deklarują, że są bardzo szczęśliwe w swoich małżeństwach, jest w istocie wysoka – około sześćdziesięciu jeden do sześćdziesięciu dwóch procent – w ciągu ostatniej dekady niewiele zmalała. Największe wrażenie robią badania podłużne, które wykazują, że dwie trzecie nieszczęśliwych małżeństw, o ile małżonkowie pozostaną ze sobą i powstrzymają się od rozwodu, w ciągu pięciu lat znowu będą szczęśliwe26. To skłoniło Lindę J. Waite, socjolog z Uniwersytetu Chicagowskiego, do wniosku, że „korzyści, jakie ma przynosić rozwód, są wyolbrzymione”27.
W ciągu dwóch ostatnich dziesięcioleci znakomita większość wyników badań świadczy o tym, że ludzie, którzy żyją w związkach małżeńskich, konsekwentnie wykazują się znacznie wyższym poziomem satysfakcji z życia niż osoby stanu wolnego, rozwiedzione lub żyjące w konkubinacie28. Badania pokazują również, że większość ludzi jest szczęśliwa w małżeństwie, a większość tych, którzy są nieszczęśliwi, ale nie rozwodzą się, ostatecznie również będzie szczęśliwa. Także dzieci, które wychowały się w pełnej rodzinie, z obojgiem rodziców, odnoszą dwu- lub trzykrotnie więcej pozytywnych doświadczeń w życiu niż te, których rodzice nie byli małżeństwem29. Ostateczny werdykt jest wprost przytłaczający – życie w małżeństwie i dorastanie w pełnej rodzinie, z obojgiem rodziców, są olbrzymim wzmocnieniem dla naszego dobrostanu.
Historia małżeństwa
Przekonanie, że małżeństwo jest dobre i atrakcyjne, było niegdyś powszechne. Dziś nie uważa się go za prawdziwe. Niedawny raport Narodowego Projektu Małżeńskiego Uniwersytetu Wirginii zawierał następujące wnioski: „Mniej niż jedna trzecia dziewcząt [w klasie maturalnej] i niewiele więcej niż jedna trzecia chłopców zdaje się wierzyć (…), że małżeństwo przynosi więcej korzyści niż jego alternatywy. Jednak to negatywne nastawienie jest sprzeczne z dostępnymi dowodami empirycznymi, które konsekwentnie wskazują na znaczące osobiste i społeczne korzyści, jakie daje życie w małżeństwie, w porównaniu z życiem w pojedynkę lub w konkubinacie”30. Raport ten dowodzi, że poglądy większości młodych ludzi nie tylko nie mają oparcia w historycznym konsensusie i naukach wszystkich najważniejszych religii świata, ale przeczą im również zbiorcze wyniki najnowszych badań z zakresu nauk społecznych.
Skąd więc bierze się ten pesymizm i dlaczego jest tak bardzo oderwany od rzeczywistości? Możliwe, że ów pesymizm wynika paradoksalnie z nowego, nierealistycznego idealizmu w kwestii małżeństwa, jaki narodził się w rezultacie poważnych zmian, które nastąpiły w naszej kulturze w rozumieniu celu małżeństwa. John Witte, Jr., teoretyk prawa, uważa, że uprzedni „ideał małżeństwa jako trwałego, duchowego związku, ustanowionego przez wzgląd na miłość wzajemną, prokreację i ochronę, ustępuje powoli nowemu pojmowaniu małżeństwa jako «tymczasowego układu seksualnego», zawieranego dla gratyfikacji obu odrębnych stron”31.
Witte wskazuje na fakt, że w cywilizacjach zachodnich funkcjonowało kilka konkurujących poglądów na to, jak powinna wyglądać „forma i funkcja” małżeństwa32. Dwie pierwsze perspektywy to katolicka i protestancka. Choć w wielu szczegółach się różnią, w obydwu zakłada się, że celem małżeństwa jest stworzenie ram dla dozgonnej miłości i oddania między mężem i żoną. To silna więź, ustanowiona po to, aby pomóc każdej ze stron przedłożyć relację ponad indywidualne dążenia i korzyści, by stać się sakramentem Bożej miłości (perspektywa katolicka) i służyć wspólnemu dobru (perspektywa protestancka). Protestanci uważali, że Bóg ustanowił małżeństwo nie tylko dla chrześcijan, ale dla dobra całej ludzkości. Małżeństwo kształtowało charakter, łącząc mężczyznę i kobietę w trwałym, partnerskim związku. Dozgonne małżeństwo postrzegano w szczególności jako źródło jedynego rodzaju stabilizacji społecznej, w której dzieci mogły wzrastać i rozkwitać. Powodem, dla którego społeczeństwo było zainteresowane instytucją małżeństwa, było to, że w żadnym innym środowisku dzieci nie mogły rozwijać się równie dobrze33.
Jednakże, jak tłumaczy Witte, z osiemnasto- i dziewiętnastowiecznego Oświecenia wyłonił się nowy sposób pojmowania małżeństwa. Dawne kultury niosły przesłanie, aby poszukiwać znaczenia w obowiązku, przyjmując przypisane role społeczne i wiernie je wypełniając. Zaczęło się to jednak zmieniać. Znaczenia życia zaczęto upatrywać w wolności jednostki do wyboru takiego sposobu na życie, jaki przyniesie jej osobiście największe spełnienie. I zamiast poszukiwać znaczenia małżeństwa w zapieraniu się siebie, rezygnacji z osobistej wolności i poddaniu się obowiązkom życia małżeńskiego i rodzinnego, małżeństwo zostało zdefiniowane na nowo jako sposób na uzyskanie zaspokojenia emocjonalnego i seksualnego oraz osobistego spełnienia.
Orędownicy tego nowego podejścia nie upatrują istoty małżeństwa ani w jego religijnej, sakramentalnej symbolice, ani w więzi społecznej, ustanowionej dla dobra szeroko rozumianej ludzkości. Małżeństwo zaczęło być postrzegane raczej jako kontrakt między dwiema stronami, służący osobistemu rozwojowi i satysfakcji każdej z nich. Zgodnie z tym poglądem małżonkowie wstępują w związek małżeński dla siebie samych, a nie po to, by wypełnić obowiązki wobec Boga lub społeczeństwa. Zatem obie strony powinny móc ułożyć swoje małżeństwo tak, aby przynosiło im jak najwięcej korzyści, i żadne zobowiązania wobec Kościoła, tradycji czy ogółu społeczeństwa nie mogą ich w tym ograniczać. Krótko mówiąc, mentalność ludzi Oświecenia przesunęła małżeństwo ze sfery publicznej do prywatnej i uznano, że jego celem jest gratyfikacja jednostki, a nie jakieś „większe dobro”, jak odzwierciedlenie Bożej natury, kształtowanie charakteru czy wychowanie dzieci. Powoli, lecz nieuchronnie, to nowe rozumienie znaczenia małżeństwa wyparło w kulturze zachodniej wcześniejsze przekonania.
Ta zmiana skutkuje dużym przeczuleniem na własnym punkcie. Niedawno Tara Parer-Pope, felietonistka „New York Timesa”, napisała artykuł „The Happy Marriage Is the ‘Me’ Marriage” („Szczęśliwe małżeństwo to takie, w którym chodzi o mnie”):
Idea, że najlepsze małżeństwa to te, które przynoszą spełnienie jednostce, może początkowo wydawać się sprzeczna z intuicją. Czyż w małżeństwie nie chodzi o to, aby na pierwszym miejscu stawiać relację? Już nie. Przez wieki małżeństwo postrzegano jako instytucję ekonomiczną i społeczną, a emocjonalne i intelektualne potrzeby małżonków były drugorzędne wobec przetrwania samego małżeństwa. Lecz we współczesnych relacjach ludzie pragną partnerstwa i poszukują partnerów, którzy uczynią ich życie bardziej interesującym (…), [którzy] pomogą im osiągnąć upragnione cele34.
To rewolucyjna zmiana i Parker-Pope pisze o tym zupełnie otwarcie, bez wstydu. Niegdyś małżeństwo było instytucją publiczną, służącą dobru wspólnemu, a teraz jest prywatnym porozumieniem, które ma przynieść spełnienie jednostce. Kiedyś w małżeństwie chodziło o nas, ale teraz chodzi o mnie.
Co ironiczne, nowa wizja małżeństwa nakłada na sam związek i na małżonków przytłaczający ciężar oczekiwań, daleko większy, niż to kiedykolwiek miało miejsce w tradycyjnym modelu. I sprawia, że tkwimy w rozpaczliwej pułapce między nierealistycznymi pragnieniami a straszliwymi obawami odnośnie do małżeństwa.
Poszukiwania doskonałej „bratniej duszy”
Wyraźny obraz tych oczekiwań wyłania się z ważnych badań pod tytułem „Dlaczego mężczyźni unikają związków”, przeprowadzonych w 2002 roku w ramach Narodowego Projektu Małżeńskiego przez Barbarę Dafoe Whitehead i Davida Popenoe35. Kobiety często oskarżają mężczyzn, że mają „fobię na punkcie zobowiązań” i boją się małżeństwa. Autorzy raportu piszą: „Nasze badania postaw mężczyzn wskazują na to, że istnieje materiał dowodowy wspierający ten popularny pogląd”. Następnie przytaczają listę powodów, jakimi mężczyźni tłumaczą, dlaczego nie chcą się żenić, a przynajmniej nie wkrótce. Najbardziej uderzające jest to, jak wielu mężczyzn deklarowało, że się nie ożenią, dopóki nie znajdą „doskonałej bratniej duszy”, osoby, która byłaby do nich „dopasowana”. Lecz co to znaczy?
Kiedy poznałem Kathy, bardzo szybko odkryliśmy, że jest niezwykle wiele książek, opowieści, tematów, poglądów na życie i doświadczeń, które zbliżały nas do siebie i dawały wiele radości. Dostrzegliśmy w sobie prawdziwe „pokrewieństwo ducha” i potencjał do zbudowania głębokiej przyjaźni. Lecz kiedy młodzi ludzie mówią o pasującej do nich bratniej duszy, zwykle nie to mają na myśli. Według Whitehead i Popenoe w grę wchodzą dwa kluczowe czynniki.
Pierwszym jest wygląd fizyczny i pociąg seksualny. W wywiadach, jakie Shapiro przeprowadził z niedawno rozwiedzionymi osobami, często powtarzał się wątek, jak ważne było dla nich satysfakcjonujące pożycie seksualne. Pewna kobieta wyjaśniła, dlaczego wyszła za mąż: „Bo myślałam, że jest seksowny”. Lecz ku jej rozczarowaniu mąż przytył i przestał dbać o wygląd. Miesiąc miodowy się skończył. I najważniejszym symptomem, po którym to poznała, był seks. Wprowadziła zasadę, że będą współżyć tylko wtedy, kiedy naprawdę będzie tego pragnąć, ale rzadko pragnęła. „Wszystko stało się rutynowe i kochaliśmy się tylko raz w tygodniu lub rzadziej. Nie było żadnej odmiany ani prawdziwego umysłowego lub emocjonalnego spełnienia. Nie zostało nic z podniecenia i napięcia, dzięki którym seks jest tak wspaniały – tego uczucia, gdy pragnie się kogoś skusić lub zrobić na nim wrażenie (…)”36.
W jej przekonaniu atrakcyjność i pociąg seksualny to podstawowe wymagania, które muszą być spełnione, by móc mówić o odpowiednim dopasowaniu.
Lecz to nie atrakcyjność seksualna była najważniejszym czynnikiem, na jakie wskazywali mężczyźni w badaniach Narodowego Projektu Małżeńskiego. Twierdzili, że „dopasowanie” charakteryzuje osobę, która „będzie gotowa zaakceptować ich takimi, jakimi są, i nie będzie próbowała ich zmienić”37. „Wielu mężczyzn wyrażało niechęć wobec kobiet, które próbują ich zmienić (…). Niektórzy mężczyźni rozumieli dopasowanie małżeńskie jako znalezienie kobiety, która «wpasuje się w ich życie». Jeden z mężczyzn stwierdził: «Jeśli jest się prawdziwe dopasowanym, to nie trzeba się zmieniać»”38.
Jak sprawić, by mężczyźni stali się męscy
To poważne zerwanie z przeszłością. Niegdyś mężczyźni żenili się, widząc, że będzie to od nich wymagało wielu osobistych zmian. Jednym z elementów tradycyjnego pojmowania małżeństwa było przekonanie, że ono „cywilizuje” mężczyzn. Uważano, że panowie są bardziej niezależni i mniej od kobiet zdolni wejść w relację, która wymaga wzajemnego porozumienia, wsparcia i pracy zespołowej. Dlatego jednym z klasycznych celów małżeństwa była „zmiana” mężczyzn. Miało ono być „szkołą”, w której nauczą się tworzyć i pielęgnować nowe, bardziej współzależne relacje.
Mężczyźni, którzy brali udział w badaniach, przejawiali dokładnie te same postawy, którym w przeszłości małżeństwo miało zaradzić. Badacze pytali ich także, czy zdają sobie sprawę, że kobiety w ich wieku zmagają się z presją, aby wyjść za mąż i urodzić dzieci, dopóki pozwala im na to biologia. Mężczyźni doskonale wiedzieli, że odkładając małżeństwo na później, utrudniają swoim rówieśniczkom osiągnięcie ich celów życiowych – ale było im to obojętne. Jak wyraził jeden z respondentów: „To już ich sprawa”39. Wielu uczestniczących w badaniach mężczyzn było nieugiętych w przekonaniu, że relacja z kobietą nie może w żaden sposób ograniczać ich wolności. Raport kończył się wnioskiem: „Konkubinat zapewnia mężczyznom życiowe i seksualne korzyści, wynikające z posiadania partnerki, jednocześnie pozwalając im (…) wieść bardziej niezależne życie i kontynuować poszukiwania lepszej towarzyszki na życie”40.
W