Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Przerażająca, tajemnicza, nudna… Jaka jest starość? Czy można się do niej przygotować? Czy w starości jest miejsce na marzenia? Co zabiera, a co daje?
Międzypokoleniowe rozmowy, wnikliwe obserwacje – wszystko po to, by pokazać blaski i cienie starości. Linn Skåber ponownie połączyła siły z Lisą Aisato i razem stworzyły opowieść o miłości, witalności, smutku i lęku. Czytanie możesz rozpocząć w dowolnym miejscu. Historie zawarte w poszczególnych rozdziałach nie są ze sobą związane. Książka – przewodnik po tym, co w życiu ważne.
Czy ta książka jest tylko dla młodych? Nie, możesz ją podarować w prezencie, mamie, tacie, babci czy dziadkowi. Starzy ludzie zdecydowali się podzielić również radami dla innych starszych. Kto jak kto, ale Norwegowie wiedzą, jak łączyć pokolenia, jak rozmawiać o starości, dbać o seniorów i jak w starszym wieku korzystać z życia.
Zatop się w tej wyjątkowej lekturze, wyrusz w podróż u boku seniorów i zacznij dostrzegać więcej.
„Starość Linn Skåber jest – podobnie jak jej starsze siostry, Dorosłość i Młodość – niezwykłym zapisem prawdy. Dzięki słowom, z których utkana jest ta opowieść, staje się ona nie tyle łatwiejsza do przyjęcia, co w ogóle do przyjęcia możliwa. Nie chcemy zarazić się starością, uciekamy przed uświadomieniem sobie własnej przemijalności. A przecież jeżeli nie uczynimy nieświadomego świadomym, jak słusznie zauważył Carl Gustav Jung, ono nie tylko nie zniknie, ale na dodatek z wygodnego ukrytego miejsca będzie rządzić naszym życiem”.
Przemek Staroń, psycholog, edukator, autor książek, Nauczyciel Roku 2018
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 114
Z trzech książek – Młodość. Wyznania nastolatków, Dorosłość. Wyznania i Starość. O tym, co najważniejsze – szczerze mówiąc, tę ostatnią chciałam napisać jako pierwszą. Zawsze uważałam, że starość jest bardzo interesująca, fascynowała mnie, chociaż na początku robiłam to całkowicie bezrefleksyjnie. Po prostu lubiłam ludzi, którzy długo żyli.
Na przykład w latach osiemdziesiątych, jako dziecko, przyjaźniłam się z pewną starszą panią. Miałam wtedy około dziesięciu lat, a Thorbjørg była dobrze po sześćdziesiątce. Chyba sądziłam, że ma coś pomiędzy pięćdziesiąt a sto lat. Nie zastanawiałam się zbytnio nad tym, jak bardzo jest stara, ale rozumiałam, że należymy do różnych pokoleń; wszyscy dookoła mi o tym mówili, ponieważ nasza przyjaźń była trochę dziwna. Inna. Wtedy. Za każdym razem, gdy przyjeżdżaliśmy z rodzicami do naszego domku letniskowego w Vestby, biegłam prosto do Thorbjørg i jej psa Rinto. Spędzaliśmy we troje ciekawe wieczory pachnące słodkimi bułeczkami. Rinto, owczarek niemiecki z oklapłym uchem, Thorbjørg z obwisłymi policzkami i ja – nieopuszczająca ich na krok.
Z czasem starzy ludzie przestali być dla mnie tak ważni – i to na długo. Nie leciałam już jak na skrzydłach na spotkanie z Thorbjørg. Przebywanie z seniorami wywoływało u mnie lekką klaustrofobię. Myślałam: mogę siedzieć w twoim mieszkaniu przez pół godziny, jedząc gofra albo nawet dwa, ale potem muszę wyjść, wrócić do siebie, bo tam toczy się prawdziwe życie.
Nagle o wiele bardziej fascynujące stało się towarzyszenie osobom, które były do mnie podobne, lubiły te same szminki, mogłam z nimi rozmyślać o przyszłości, pozwalając, by pozostawała rozproszona, jasna i tajemnicza, gdzieś w oddali. Ostatnią rzeczą, której pragnęliśmy, było to, aby ktoś w naszym imieniu podkreślił wszystkie odpowiedzi dwiema kreskami.
Nie chcieliśmy znać odpowiedzi. Pragnęliśmy mieć przed sobą przyszłość i planować ją tak, jak nam się podoba.
Wiedzieliśmy, że starzy nie są w stanie nauczyć nas niczego zarówno o latach, w których żyliśmy, jak i o tych, które miały nastąpić. To był nasz czas, oni mieli swój. Myliłam się. Myliłam się pod wieloma względami.
Człowiek lepiej to rozumie, kiedy staje się wystarczająco dorosły. Tak jak ja teraz. Żyjemy w tym samym momencie. Kroczymy po tej samej ścieżce. Niektórzy z przodu, inni z tyłu, ale po tej samej ścieżce. Przez to samo życie. I w bardzo podobny sposób marzymy o przyszłości: większość ludzi chce, żeby pozostawała ona rozproszona, jasna i gdzieś daleko przed nimi.
Myślę, że wielu z nas podświadomie boi się zbliżyć do starych ludzi. Podchodząc zbyt blisko i widząc, jak bardzo jesteśmy do siebie podobni, młodzi i starzy, dorośli i starzy, nagle dostrzegamy własną przemijalność, kruchość i śmierć. Nie chcemy się zarazić. Nie chcemy zarazić się starością.
Udając, że ja to ja, a oni to oni, przez dłuższą chwilę zachowujemy bezpieczną odległość od tego gofrowego życia, tych spokojnych popołudni. Wolimy biec do pracy lub spotkać się z równolatkami, przy których choć na chwilę możemy stracić orientację, dokąd zmierzamy.
Właśnie dlatego jako dziecko nie zastanawiałam się nad tym, ile Thorbjørg ma lat. Nie budziła we mnie lęku. Mogłam się z nią identyfikować. Nie przerażały mnie ani jej wiek, ani mój wiek.
Starzy również mogą nie chcieć utożsamiać się ze swoimi równolatkami. Na przykład mojemu osiemdziesięcioparoletniemu dziadkowi nie odpowiadało mieszkanie w domu spokojnej starości. Twierdził, że jest tam za dużo starych ludzi. Chciał jak najszybciej opuścić tamto miejsce i, póki znośnie funkcjonował, znaleźć się wśród młodych, gdzie toczyło się prawdziwe życie. To się chyba nazywa wigor?
Po spędzeniu wielu godzin z wieloma seniorami podczas pracy nad tą książką zrozumiałam jednak, że wigor nie ma nic wspólnego z tym, jak dużo lub jak mało zostało nam czasu. Wigor lub siła życiowa oznaczają patrzenie do przodu i tylko niekiedy spoglądanie przez ramię, żeby zobaczyć, co się stało. Żeby nie stracić orientacji.
Wielu kroczy po tej ścieżce i jeśli możemy być czegoś pewni, to tego, że któregoś dnia wszyscy dotrzemy do jej końca. Czy jest tam przepaść? Zielona równina? Wiemy tylko to, że tego nie wiemy.
Po tej ścieżce dobrze jest kroczyć razem. Mieć obok silne, młode ramię, na którym można się oprzeć, i przejść tak kawałek drogi; być starcem pomagającym młodemu, który przewrócił się na ścieżce, lub krzyczeć do kogoś, kto idzie za tobą, gdzie najlepiej stawiać kroki, żeby nie skręcić kostki. Albo po prostu przez chwilę iść w ciszy, towarzyszyć komuś, kto nie jest do ciebie podobny, ale kto być może pewnego jesiennego dnia zacznie ciebie przypominać.
W jednym z kościołów w Rzymie[1] znajduje się mnóstwo rzeczy wykonanych z ludzkich kości, na przykład z sufitu zwisają wielkie żyrandole, są tam też krzesła i inne ozdoby. Może to brzmi groteskowo, ale daję słowo, że widok jest piękny. Mnisi przekazali swoje doczesne szczątki tej świątyni, potomnym, nam, żeby pokazać, co zostaje po nas na ziemi, kiedy być może (jeśli w to wierzymy) jesteśmy już w innym miejscu. Siedzą tam również zabalsamowani i zmumifikowani zakonnicy. Nie wyglądają ani na martwych, ani na żywych. Wyglądają zwyczajnie.
Na jednej z tablic przy wyjściu znajduje się sentencja będąca czymś w rodzaju pozdrowienia od kapucynów, które pozwala nam spojrzeć całościowo na życie, na krąg, jaki ono zatacza. To jedno zdanie łączy nas – wszystkich ludzi, niezależnie od wieku. Brzmi ono:
„Tym, kim wy jesteście teraz, my byliśmy kiedyś.
Tym, czym my jesteśmy teraz, wy staniecie się w przyszłości”.
Mam nadzieję, że ta książka będzie podobnym przesłaniem.
Linn Skåber
PRZYPISY