Stażystka 2 - Katarzyna Wciorka - ebook + audiobook + książka

Stażystka 2 ebook i audiobook

Wciorka Katarzyna

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

10 osób interesuje się tą książką

Opis

ŻYCIE PISZE NAJDZIWNIEJSZE SCENARIUSZE… NIEKIEDY Z CHIRURGICZNĄ PRECYZJĄ!

Scarlett przenosi się na oddział ortopedii i mogłoby się wydawać, że chrzest bojowy ma już za sobą, jednak za zakrętem czekają na nią kolejne przeszkody. Przyjdzie jej się zmierzyć z człowiekiem tak toksycznym i podstępnym, że filmowe czarne charaktery mogłyby składać mu pokłony. A przecież nie może poświęcić całej swojej siły na nierówną walkę zbyłym chłopakiem. Jedną będzie musiała stoczyć z własnym bratem, a z czasem odkryje, że rodzinne sekrety są bardziej zawiłe, niż mogłoby się wydawać. Na domiar złego w jej życiu pojawia się przyrodnia siostra, októrej nie wie zupełnie nic. Czy w natłoku wszystkich spraw uda jej się znaleźć czas dla Nicka? Czy Nick stanie się jej wsparciem i jaką w tym wszystkim rolę odegra Marcel? Bo przecież nigdy nie był tak potrzebny w życiu Scarlett, jak właśnie teraz.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 379

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 13 min

Lektor: Masza Bogucka
Oceny
4,5 (147 ocen)
101
24
19
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
isuchocka

Całkiem niezła

No nie wiem , główna bohaterka bardzo infantylna jak na lekarkę, na pograniczu głupoty I naiwności. Od chowania się za wózkiem lub kwiatkiem, przez potykanie po ciagły szloch. Jej zachowania i dywagacje myślowe pasuja bardziej naiwnej nastolatce niż wykształconej dorosłej kobiecie po studiach medycznych. Autorka chyba nie przemyślała tej postaci lub się mocno pogubiła z rozpędu.
20
kasiap23

Z braku laku…

Pierwsza część dużo lepsza, ta ciągnie się bez sensu z dziwnymi wątkami. Można czytać co drugą stronę i tak się nic nie straci
10
laxandra28

Całkiem niezła

Znośna. Chyba zanosi się na kolejną część bo nic się nie wyjaśniło i to mnie trochę martwi bo można było to już zakończyć. Nie była tak porywająca żeby czekać na kolejną część. Odnoszę wrażenie że główna bohaterka w tej części cofnęła się w rozwoju. W pierwszej części była trochę bardziej rozgarnięta. Poza tym książka jest trochę chaotyczna. Za dużo wszystkiego. Wątków i postaci w cholerę. Mam lekki przesyt.
10
bogda17-68

Nie oderwiesz się od lektury

Wow.❤️ Ależ ta część była wciągająca. Sięgam po kolejny tom, który jest mi potrzebny jak powietrze.
00
Beatarut

Nie oderwiesz się od lektury

10/10
00

Popularność




 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Mojej Mamie, której zawdzięczam tak wiele

 

 

 

 

 

 

 

 

1

 

 

 

 

Wizyta mojej przyrodniej siostry była ostatnią rzeczą, która przyszłaby mi do głowy. Nigdy nie czułam się z nią szczególnie związana, była po prostu córką mojego ojca – nową, lepszą i bardziej kochaną. Oczywiście nie winiłam jej za to, bo przecież nie urodziła się specjalnie by zrobić mi na złość. Sally otworzyła nowy rozdział w życiu ojca, do którego ja już nie należałam. Kiedy zamieszkałam z babcią, wcale o niej nie myślałam, a gdy obcy ludzie pytali, czy mam rodzeństwo, przed oczami stawał mi tylko Dylan.

Teraz była tutaj – w mieszkaniu, które dzieliłam z Marcelem – i wpatrywała się we mnie dużymi brązowymi oczami. Wtargnęła do mojego życia, jakby zawsze do niego należała, a ja nie wiedziałam, co o tym myśleć.

Włączyłam elektryczny czajnik i wrzuciłam torebki owocowej herbaty do kolorowych kubków. Ukroiłam po dwa plastry imbiru oraz cytryny. Zamiast cukru użyłam dwóch łyżek miodu. Kiedy zalałam herbatę, po wnętrzu rozniósł się przyjemny zapach domowej atmosfery. Podałam parującą herbatę przemarzniętej Sally, która nadal siedziała na fotelu w swoim czerwonym płaszczu.

– To cię rozgrzeje. – Uśmiechnęłam się ciepło i usiadłam na kanapie naprzeciw siostry, podciągając nogi na rozrzucony koc.

– Dziękuję – odpowiedziała i zacisnęła zmarznięte ręce na złotym kubku z wizerunkiem dwóch dosyć pulchnych jednorożców, który dostałam od Marcela. Zabawne było to, że próbowały wdrapać się na niebieską chmurkę.

Marcel i jego poczucie humoru. Czasami zastanawiałam się, jak on dostrzega te wszystkie zabawne rzeczy. Byłam niemal pewna, że miał wbudowany jakiś specjalny radar.

– Mogę tu zostać? – zapytała Sally, spoglądając na mnie z uwagą i trzepocząc długimi czarnymi rzęsami.

– Dlaczego uciekłaś z domu? – Pogłaskałam siedzącą przy moim boku Titii.

Starałam się zrozumieć zaistniałą sytuację. Dlaczego przyjechała akurat do mnie, i to właśnie teraz. Zupełnie nic nas nie łączyło, byłam dla niej tak samo obca, jak ona dla mnie.

Poruszyła się nerwowo na fotelu i zamoczyła usta w herbacie.

– Mam dość mojej okropnej matki i życia pod jej dyktando. Do tej pory robiłam dokładnie to, czego ona sobie życzy. Starałam się, by choć odrobinę była zadowolona. A wiesz, sprostać jej oczekiwaniom, to nie lada wysiłek. Chciałam spróbować żyć po swojemu, nie tylko dla niej. Zaplanowała mi całe życie, nigdy nie zapytała, czego ja pragnę. Nie ma to dla niej znaczenia, jest zimna jak lód. Prawdziwa Królowa Śniegu. – Zaśmiała się gorzko.

W jakimś stopniu ją rozumiałam. Znałam Camillę na tyle, że wiedziałam, jak podłą jest istotą. Myślałam jednak, że własną córkę będzie wznosić na piedestały i kochać nad życie.

– Ale dlaczego ja?

– Zaprosiłaś mnie, pamiętasz? – powiedziała z lekkim wyrzutem.

Widziałam, że na jej twarzy maluje się lekkie zdenerwowanie. Co prawda dobrze pamiętałam, że zaprosiłam Sally do siebie, ale miałam inne intencje. Chodziło mi raczej o krótką wizytę, a właściwie byłam przekonana, że Sally nigdy nie skorzysta z zaproszenia.

– Pamiętam – powtórzyłam spokojnie. – Sally, staram się zrozumieć. Odwiedziny to jedno, a ucieczka – to coś zupełnie innego.

– Mam osiemnaście lat, jestem dorosła. – Odstawiła kubek na stolik. – Jeśli nie jestem tu mile widziana, trudno, jakoś sobie poradzę – Wstała i owinęła się szczelniej szalikiem. – Myślałam, że ty mnie zrozumiesz. Kiedy na ciebie patrzyłam w dniu twojego przyjazdu, zdawało mi się, że dobrze się rozumiemy. Stałaś się dla mnie ratunkiem, światłem w tunelu. Ale najwidoczniej się pomyliłam. – Skierowała swoje kroki do drzwi.

– Usiądź, Sally. Oczywiście, że możesz zostać. Chciałam tylko wiedzieć, dlaczego ja, a nie Dylan? Myślałam, że macie dobry kontakt. – Było mi jej żal.

Nie byłam do końca pewna, co mam o tym wszystkim myśleć, jednak nie mogłam wyrzucić własnej siostry. Zwłaszcza że był grudzień, a na dworze panował mróz. Widziałam, jak na szybach formują się białe wzorki niczym malowidła jakiegoś wybitnego malarza.

Dziewczyna na powrót opadła na fotel i zdjęła z siebie płaszcz. Pod spodem miała tylko cienką czarną opinającą sukienkę z jakiegoś delikatnego materiału. Nic dziwnego, że była skostniała, wystroiła się niczym rosyjska caryca.

– Cóż, Dylan jest teraz chodzącym kłębkiem nerwów. Trochę mi go żal i nie chciałam dolewać oliwy do ognia. Toczy z moją matką wojnę. Chce ją wszystkiego pozbawić. Walczy o przejęcie rezydencji i całego majątku – powiedziała, rozsiadając się wygodniej na fotelu i zakładając jedną nogę na drugą. Nie można było jej odmówić kobiecości i wrodzonej elegancji.

Zdziwiłam się.

– Myślałam, że jakoś dochodzą do porozumienia.

Sally się roześmiała. Jej oczy błysnęły i przez chwilę wydawało mi się, że mam przed sobą Camillę

– Żartujesz, prawda? – Pokręciła głową. – Dylan nienawidzi mojej matki bardziej niż ciebie. Na jego osobistej liście jest wrogiem numer jeden. Zawsze tak było, jeszcze za życia ojca groził jej, że pewnego dnia odbierze jej wszystko. A przyznam szczerze, że mateczka boi się go jak ognia, ponieważ nasz uroczy braciszek jest szalony. Tego też pewnie nie wiedziałaś. Kiedy ojciec nie mógł sobie z nim poradzić, wysłał go do szkoły z internatem. Po jej ukończeniu Dylan zniknął na kilka następnych lat i teraz wrócił z zamiarem zemsty. Wprowadził się do rezydencji i uprzykrza życie matce. To istny dom wariatów, a ja nie chcę dołączać do tej ich chorej wojny. – Machała nerwowo nogą.

Uśmiechała się, ja jednak wiedziałam, że ten uśmiech jest wyuczony i ćwiczony przez lata. Nie wierzyłam własnym uszom. Przez co właściwie musiał przejść mój brat i ile w życiu znieść, kiedy został zupełnie sam. Zawsze uważałam, że to ja byłam tą poszkodowaną, wyklętą osobą. Jednak wychodzi na to, że zostałam ocalona, kiedy on został w piekle.

Moje miękkie serce zadecydowało za mnie. Otworzyłam więc pokój Marcela, ciesząc się w duchu, że jest wysprzątany, a całkiem niedawno zmieniłam pościel na czystą, pachnącą lawendowym płynem do płukania. Wiedziałam, że przyjaciel wybaczy mi to, że lokuję siostrę w jego sypialni. Przynajmniej taką miałam nadzieję.

– To pokój Marcela. Nie ma go i nieprędko wróci, więc możesz tutaj nocować. – Wtoczyłam jej ciężką walizkę do środka.

Dziewczyna weszła za mną i rozejrzała się z zaciekawieniem.

– Całkiem fajny, taki męski, czuć mocne perfumy – zauważyła.

– Tak. Marcel uwielbia wylewać na siebie flakony perfum.

Mnie po kilku sekundach przebywania w tym pokoju dusiło w gardle, a Marcela nie było tutaj od dwóch miesięcy.

– Dlaczego macie osobne sypialnie? – Sally spojrzała na mnie z uwagą, a jej idealnie pomalowane brwi powędrowały do góry.

– Nie rozumiem, dlaczego pytasz?

– Jesteście chyba parą, strzelam, że Marcel to ten przystojniak, z którym byłaś dwa miesiące temu. Tak między nami, to niezłe ciasteczko z niego. – Uśmiechnęła się dwuznacznie.

– Marcel to mój przyjaciel. Mój chłopak mieszka gdzie indziej – sprostowałam i dopiero po chwili doszło do mnie, jak dziwnie to zabrzmiało.

Patrząc na twarz Sally, widziałam, że jest odrobinę zmieszana, ale miała w sobie na tyle przyzwoitości, że tego nie skomentowała.

– Pewnie jesteś zmęczona po podróży. Powinnaś odpocząć. Jeśli jesteś głodna, lodówka jest do twojej dyspozycji. W górnej szafce masz ciastka i chipsy. Rano muszę jechać do szpitala. Wrócę dość późno, więc dam ci klucze, żebyś nie czuła się jak więzień.

– Pracujesz w sobotę? – Usiadła na łóżku, sprawdzając jego miękkość. Byłam pewna, że jest przyzwyczajona do nieco wyższych standardów.

– Nie, ale jadę do Marcela. A potem chcę spędzić trochę czasu z Nickiem. Wybacz, Sally, ale obiecałam, że jutro się z nim spotkam. – Zrobiłam przepraszającą minę.

Chciałam łapać każdą wolną chwilę ze swoim chłopakiem, tym bardziej że teraz mieliśmy pracować osobno, więc nasz kontakt trochę się ograniczy.

– Spoko. Rozumiem. Nick to twój facet, zgadza się? Mną się nie przejmuj, pozwiedzam trochę Chicago, jestem tu pierwszy raz. Może znajdę sobie jakąś pracę. Dobranoc, Scarlett.

Zamknęła mi drzwi przed nosem, zanim zdążyłam odpowiedzieć. Co za tupet. Czułam w kościach, że to wszystko zmierza w złym kierunku, ale moja empatyczna strona była silniejsza od zdrowego rozsądku. „Znajdę pracę”, powtórzyłam w myślach. Czy ona zamierzała tutaj zostać?

 

* * * *

 

Poranek był dość słoneczny, co wprawiło mnie w dobry nastrój, zważywszy na to, że musiałam wyprowadzić Theresę i dostać się do szpitala metrem. Drzwi do pokoju Marcela były zamknięte, co oznaczało, że Sally jeszcze śpi. Zrobiłam śniadanie i wzięłam gorący prysznic. Założyłam czarne rurki i biały gruby sweter. Nick często narzekał, że ubieram się jak jego własna babcia. Spływało to po mnie jak woda po kaczce. Nie lubiłam marznąć, a zdrowie było dla mnie zdecydowanie ważniejsze niż zadowolenie mojego chłopaka napawającego się moim seksownym wyglądem.

Po dość długim spacerze z Titii i nakarmieniu tego wiecznie głodnego smoka, zaczęłam szykować się do wyjścia. Mimo że dochodziła prawie dziesiąta, Sally nadal nie wstała. Napisałam jej kartkę i położyłam obok klucze oraz zostawiłam kilka monet. Nie byłam pewna, czy ma jakieś pieniądze. Wiedziałam dobrze, jak czuje się człowiek, kiedy brakuje mu funduszy. Chciałam, żeby mogła kupić sobie kawę czy ciastko na mieście. Kanapki schowałam do lodówki i zamknęłam za sobą drzwi na zamek.

Zanim dotarłam do szpitala, zaczął padać śnieg i zerwał się silny wiatr. Kiedy przekroczyłam próg recepcji, wyglądałam jak bałwan, brakowało mi tylko marchewki. Wjechałam na oddział rehabilitacyjny i udałam się prosto na salę ćwiczeń, wiedząc, że właśnie tam znajdę przyjaciela. Moje przypuszczenia się potwierdziły i kiedy tylko weszłam do środka, dostrzegłam Marcela ćwiczącego bicepsy za pomocą hantli. Obok niego stał fizjoterapeuta, który kazał mu zwiększyć tępo ćwiczeń. Silas był jak odbicie lustrzane samego Marcela. Zabawny, wesoły i wytatuowany. Nic więc dziwnego, że z miejsca się polubili, mój przyjaciel właściwie cały czas przesiadywał na sali rehabilitacyjnej wraz z fizjoterapeutą.

– Scarlett, witaj, piękna. Powiedz, że masz w tym pudełku ciacha. – Silas wskazał palcem na pudełko, które trzymałam w dłoni. Jego usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu, przejechał palcami po swoich krótkich, platynowych włosach.

– Zgadza się. – Odsłoniłam zęby w uśmiechu – Cześć, chłopaki.

– Scar, w samą porę. Potrzebuję kalorii, po ciężkim treningu to niezbędne. – Marcel się ucieszył i odwrócił wózek przodem do mnie.

– Ćwiczysz ledwo dziesięć minut – powiedział Silas i wziął ode mnie pudełeczko z łakociami. – Jeszcze drugie tyle albo zjem wszystkie sam. – Pomachał mu przed nosem śnieżnobiałą bezą.

– No weź, to jest znęcanie się nad kaleką. – Marcel się naburmuszył.

– Nazywaj to jak chcesz, do roboty – odpowiedział fizjoterapeuta, mlaskając.

Przez kilka następnych minut obserwowałam wylewającego siódme poty Marcela. Silas naprawdę był wymagający i nie dawał mojemu przyjacielowi żadnych forów. Co prawda wiedziałam, że ciężko pracują, aby Marcel powrócił do sprawności, ale ich zaangażowanie wprawiało mnie w zdumienie. Natomiast pot cieknący ze skroni przyjaciela utwierdził mnie w przekonaniu, że Marcel bardzo się stara.

Zanim wróciliśmy do sali Marcela, kupiłam nam w automacie po kawie z mlekiem.

– Opowiadaj, jak tam przed ortopedią? Chyba nie stresujesz się tym dupkiem Clarkiem? Bo powiem ci, że masz jakąś dziwną minę, a znam cię na tyle dobrze, by wiedzieć, że coś się dzieje – powiedział, patrząc na mnie podejrzliwie.

Prawdą było, że Marcel czytał we mnie jak w otwartej księdze i potrafił określić, jaki właśnie mam nastrój.

– Calebem – poprawiłam go.

– Co?

– Mój były chłopak nazywa się Caleb.

– No przecież mówię. – Wywrócił oczami i jak zawsze zrobił głupio-zabawną minę.

– Właściwie nie miałam czasu zastanowić się nad zmianą oddziału i nad moją współpracą z Calebem, choć szczerze? Wolałabym, aby nasze drogi nie krzyżowały się zbyt często. – Westchnęłam.

– Co w takim razie cię trapi, Scar? Nick coś nawywijał?

– Nie, odczep się od niego. – Dałam Marcelowi kuksańca w ramię.

Kiedy dotarliśmy do sali, usiadłam na zielonym skóropodobnym krześle, Marcel ustawił swój wózek naprzeciwko. Upiłam łyk ohydnej kawy, żałując, że nie kupiłam normalnej po drodze do szpitala.

– Wczoraj przyjechała moja siostra. – Słowa dosłownie wypłynęły z moich ust, a ja poczułam ulgę, jakby ciążyły mi gdzieś bardzo głęboko. Przy tym starałam się brzmieć, jakby nic szczególnego się nie wydarzyło.

Marcel patrzył na mnie chwilę bez słowa. Widziałam, że analizuje moją wypowiedź. Problem polegał na tym, że choćbym nie wiem, jak się starała, Marcela nie dało się oszukać.

– Ale znalazła sobie czas na odwiedziny. – Oparł łokieć na podłokietniku i brodę o dłoń.

– Właściwie uciekła z domu i nie ma gdzie pójść. I tak oto znalazła się u nas i zajęła twoje łóżko. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. – Zacisnęłam zęby i obserwowałam jego reakcję spod przymrużonych powiek.

– Zwariowałaś! Gniewać się? Twoja śliczna siostra śpi w moim łóżku, a ja mam mieć do ciebie pretensje. Szkoda tylko, że ja muszę spać tutaj. – Wskazał na szpitalne łóżko. Na jego usta wkradł się lubieżny uśmiech, a ja miałam ochotę zamordować go poduszką.

 

 

 

 

 

 

 

 

2

 

 

 

 

Schodziłam schodami, aby dostać się na oddział pediatrii. Nick za dziesięć minut kończył dyżur i mieliśmy spędzić razem miłe popołudnie. Ponieważ winda była dzisiaj szczególnie oblegana, mój wybór padł właśnie na schody. Jak przystało na osobę, która nie mogła kroczyć drogą bez żadnych wybojów, obcas osunął mi się na śliskim stopniu i o mało nie wybiłam sobie zębów. W ostatniej chwili chwyciłam barierkę i pokracznie udało mi się pozostać w pionie. Ostatnie stopnie pokonałam w żółwim tempie, co dawało gwarancję bezpiecznego dotarcia do celu. Kiedy stanęłam na piętrze, poczułam, że coś jest nie tak z moim obcasem.

Weszłam na oddział i przytrzymałam się baniaka z wodą, który posłużył mi za podporę i stabilizator równowagi. Podniosłam nogę, by obejrzeć gruby obcas.

– Dlaczego mam takiego życiowego pecha? – Westchnęłam zrezygnowana, kiedy zdałam sobie sprawę, że wisi na kawałku zamszowego materiału.

Złapałam za niego i postanowiłam całkowicie go oderwać, bo i tak nic nie mogło go już uratować. Pociągnęłam z całej siły, ale strasznie mocno się trzymał. Złapałam się mocniej baniaka i zaparłam drugą nogą, mocniej chwytając klockowaty obcas. Szarpnęłam z całej siły i wreszcie udało mi się go oderwać, tyle że wystrzelił z mojej dłoni niczym pocisk.

Postawiłam stopę na podłodze i powędrowałam wzrokiem za jego torem lotu. Nie mogło być gorzej, obcas wpadł wprost do kubka z kawą zbliżającego się do mnie Nicka. Czarny płyn rozbryzgał się wszędzie, brudząc przy tym biały fartuch i jasnoniebieską koszulę mojego chłopaka. Kilka czarnych kropel spływało mu po brodzie.

Miał morderczy wyraz twarzy.

– Witaj, kochanie – powiedział, zaciskając zęby. – Wystarczyło powiedzieć, że pragniesz wspólnego prysznica. Nie stawiałbym oporów, nie musisz wymyślać tak absurdalnych zamachów.

Zmarszczyłam brwi. Nick i jego żarciki.

– Mam kiepski dzień, złapała mnie śnieżyca i do tego złamał mi się obcas. – Wskazałam palcem na poszkodowany kozak.

– Sam? Z daleka wyglądało, jakbyś mu w tym pomogła. – Uśmiechnął się złośliwie, odstawiając kubek na baniak. Przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.

Zagotowało się we mnie, bo dobrze wiedziałam, że nie zrobił tego z czułości, tylko z okrutnej zemsty.

– Co ty wyprawiasz? – Odepchnęłam go. – Pobrudziłeś mi cały płaszcz. – Starałam się pozbyć mokrych plam, ale moje próby z góry skazane były na porażkę.

– O, widzę pierwsze kłótnie. – Dosłownie znikąd wyłonił się Felix. Otarł niewidzialną łzę z kącika oka, po czym dodał: – To takie wzruszające, jeszcze kilka chwil i będzie ślub.

Nick wywrócił oczami, a mnie opadła szczęka. O czym on mówi? To był cały Daniels, mimo że dobrze go znałam, nie rozumiałam połowy wypowiadanych przez niego słów.

– Czego chcesz, Daniels? – zapytał oschle Nick.

– Chodzi o list, który dostałeś…

– Porozmawiamy o tym kiedy indziej – uciął szybko mój chłopak.

Felix uśmiechnął się chytrze.

– A więc to tajemnica? Nie chcesz, żeby ktoś się o niej dowiedział. Nieładnie mieć tajemnice, Nick. – Daniels wyszczerzył się w moją stronę, lustrując mnie wzrokiem.

Nie rozumiałam, o czym mówią. Jaki list? Patrzyłam na przemian to na Felixa, to na Nicka. Przy czym ten drugi spoglądał wściekle na szefa chirurgii.

– Żebym nie wyciągnął przypadkiem twoich tajemnic – mruknął Nick, w jego głosie nie było nuty wesołości.

Uśmiech Danielsa zniknął jak za sprawą magicznej różdżki i przysięgam, że pierwszy raz w życiu widziałam szefa chirurgii, który nie wiedział, co powiedzieć.

 

* * * *

 

Z jednym obcasem, rozczochrana i w ubrudzonym jasnym płaszczu szłam obok Nicka w stronę jego samochodu.

– O jaki list chodziło? To coś ważnego? – spytałam, zerkając na zamyślonego mężczyznę.

– Nie, to nic ważnego. Sprawy administracyjne. – Objął mnie w pasie i cmoknął w nos. – Nie przejmuj się. Wszystko w porządku.

Miałam mieszane uczucia. Jednak skoro tak powiedział, jako jego dziewczyna powinnam mu ufać. Podejrzliwość, która mi towarzyszyła, mogła być wyolbrzymiona przez niezapowiedzianą wizytę Sally. A może naprawdę denerwowałam się chirurgią urazową i spotkaniem z Calebem?

Zapinając pas, poprawiłam napuszone loki, które zachodziły mi na oczy. Nick w tym czasie odpalił silnik i wyjechał z podziemnego garażu.

– Możemy pojechać coś zjeść, a potem do mnie. Za to, że mnie oblałaś, nie wypuszczę cię do rana. A tak się wspaniale składa, że jutro mam wolne. – Poruszył brwiami i w tym momencie nie różnił się niczym od Marcela. Zupełnie niczym.

Pokręciłam głową. Mężczyźni, wszyscy tacy sami.

– Nie wiem, czy zauważyłeś, ale nie wyglądam wyjściowo.

Zerknął na mnie.

– Mnie tam się podobasz. – Cmoknął powietrze i puścił mi oczko.

Zmrużyłam oczy. Tryb uroczego, flirciarskiego i frywolnego Nicka właśnie został uruchomiony.

– Mówię poważnie, poza tym nie mogę zostać u ciebie na noc…

Niedane mi było skończyć, ponieważ Nick uwielbiał wchodzić ludziom w słowo.

– Jezu! – jęknął. – Zapomniałem o kudłaczu. Normalnie czuję, jakbym miał dwoje dzieci. Nie, wróć, troje.

Spojrzałam na niego, licząc zwierzaki, wychodziły mi tylko dwa.

– Troje? Możesz sprecyzować.

– Właściwie dwa bobasy, kocur i pchlarz oraz zbuntowany nastolatek Logan, który szarga moje nerwy codziennie o tej samej porze – powiedział z taką dramaturgią, że parsknęłam śmiechem. – A moja urocza dziewczyna naśmiewa się ze mnie, no pięknie. Możemy pojechać do ciebie. – Uśmiechnął się niczym rasowy playboy.

– W tym sęk, że nie możemy.

– Dlaczego? – Wyglądał na zaskoczonego.

– Ponieważ wczoraj przyjechała moja siostra.

– Czekaj, nic mi o tym nie mówiłaś. – Przygryzł wargę i poprawił sterczącą fryzurę.

– Nic nie wiedziałam. Zjawiła się wczoraj bez zapowiedzi. Powiedziała, że uciekła z domu. Co miałam zrobić? Wyrzucić ją? – Bawiłam się paskiem od płaszcza.

– Więc jedźmy do mnie, zamówimy chińskie żarcie, obejrzymy film, a wieczorem cię odwiozę – zaproponował.

Uśmiechnęłam się, przystając na jego propozycję. Potrzebowałam miłego wieczoru, a wieczór z Nickiem zawsze był uroczy.

 

* * * *

 

W apartamencie Nicka przyjrzałam się opasłemu Salemowi.

– Nick, on jest coraz grubszy – powiedziałam oskarżycielsko.

– Je tylko kocią karmę, nie moja wina, że nic nie robi. Mam mu zamontować bieżnię? – Nick odłożył słuchawkę telefonu. – Będą z żarełkiem za godzinę. Nie patrz tak na mnie, Scarlett, na pewno nie będę wychodził z nim na spacer. Jeszcze nie zwariowałem, żeby łazić z kotem na smyczy.

– To nie dawaj mu tyle jeść, robisz mu krzywdę. – Pogłaskałam czarną kulę, która ledwo przekręciła się z jednego boku na drugi.

– Idę wziąć prysznic, idziesz ze mną? – Nick stanął w drzwiach do łazienki i zdążył ściągnąć koszulkę, odsłaniając nagi tors.

– Ja już się dzisiaj kąpałam. – Pokazałam mu język i rozsiadłam się na kanapie.

Rozczarowany zamknął za sobą drzwi. Słyszałam, jak odkręca wodę.

Zaczęłam przeglądać propozycje filmowe i miałam już kilka wybranych tytułów.

– Scarlett! – dobiegło do mnie wołanie z łazienki.

– Tak?! – odkrzyknęłam.

– Podasz mi ręcznik? Jest w szafce w sypialni, bo zapomniałem.

Westchnęłam, ale postanowiłam spełnić jego prośbę.

Wstałam i poszłam do sypialni w poszukiwaniu ręcznika. Wzięłam na wszelki wypadek dwa, gdyby przyszło mu do głowy opryskanie mnie wodą. Weszłam do łazienki, a Nick odsunął szybę kabiny. Wyciągnęłam w jego stronę ręcznik i zanim spostrzegłam, że obok wiszą dwa, z szelmowskim uśmiechem chwycił mnie za dłoń i wciągnął do kabiny.

– Jednak wolę, abyś się ze mną wykąpała – powiedział tak zmysłowo, że przeszły mnie ciarki.

– Wariat.

Czułam, jak mój gruby sweter nasiąka wodą, stając się przez to coraz cięższy. Doszczętnie zmoczone włosy przykleiły się do policzków. Poczułam, jak dłoń Nicka delikatnie je odgarnia, a moim oczom ukazał się jego rozbawiony wyraz twarzy.

– To wcale nie jest zabawne – powiedziałam zła.

Stałam pod deszczownicą, z której leciała chłodna woda. Miałam na sobie nowiutki ciepły sweterek. Odkładałam na niego trzy miesiące, nie należał do najtańszych, a ja do najbogatszych. A w tym momencie rozciągał się niemiłosiernie, tracąc swój pierwotny kształt.

– Właśnie zniszczyłeś mi sweter – rzuciłam oskarżycielsko i odwróciłam się z zamiarem opuszczenia kabiny.

Nick miał jednak inne plany, splótł dłonie na mojej talii i przyciągnął do swojego torsu.

– Nigdzie cię nie wypuszczę, skoro już wpadłaś w moją sieć. – Cieszył się jak dziecko. – To… – Kąsał mój płatek ucha.

– Jesteś mi winien nowy sweter, założyłam go dzisiaj pierwszy raz. Nawet nie miałam okazji się nim nacieszyć. – Skrzyżowałam ręce na piersi i dalej udawałam, że jestem strasznie rozgniewana. Za nic na świecie nie chciałam przyznać, że mi się podobało, a Nick rozpalał mój wewnętrzny ogień.

– Kupię ci takie trzy – szepnął mi do ucha i pocałował jego płatek.

– Nie chcę trzech, chcę jeden, dokładnie taki sam jak ten. – Obróciłam się do niego przodem i groźnie zmarszczyłam brwi.

– Dobrze, kupię ci taki sam, nawet pojadę dla ciebie do galerii. – Przyciągnął mnie bliżej, tak że przylegałam do jego ciała, słysząc, jak mocno bije mu serce.

Czułam przyjemne mrowienie, które roznosiło się po całym moim ciele. Podniecenie narastało, Nick był specjalistą gry wstępnej. Potrafił rozgrzać mnie do czerwoności, a miałam niekiedy wrażenie, że nie wymagało to od niego wielkiego wysiłku.

– Nie kupiłam go w galerii. – Czułam, jak łamie mi się głos, a na policzki wychodzą rumieńce.

Jego dłonie wsunęły się pod mokry materiał moich spodni.

– A gdzie? – zapytał, trzymając swoje usta zaraz przy moich i chuchając na mnie gorącym powietrzem.

Moje nogi zaczynały niebezpiecznie dygotać, a ja wiedziałam, że zaczynam tracić kontrolę nad własnym ciałem.

– Nie pamiętam… – Starałam się zebrać myśli, jednak one zupełnie mnie ignorowały.

Poczułam na wargach gorące, napierające usta. Oplotłam dłońmi nagie plecy Nicka, sunąc po jego mokrej, przyjemnie ciepłej skórze.

Z transu wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Oprzytomniałam prawie natychmiast.

– To pewnie dostawca z chińszczyzną – powiedziałam, jednocześnie zakręcając kurek z wodą.

– Ale sobie znalazł porę. Zawsze się spóźnia, a dziś postanowił być przed czasem. Nie mógł zostać pieprzonym pracownikiem dnia jutro? – marudził Nick, sięgając po puchaty biały ręcznik, a potem się nim przepasał.

Kiedy wyszedł z łazienki, ściągnęłam z siebie mokry sweter i resztę mokrej garderoby. Owinęłam się ręcznikiem i pomaszerowałam do salonu. Schowałam się za kwiatkiem, sprawdzając, czy kurier już sobie poszedł.

Nick, niosąc reklamówkę z białymi pudełkami, spojrzał na mnie, unosząc jedną brew.

– Co ty wyprawiasz, Scarlett? – Roześmiał się. – Masz dziwną manię chowania się za różnymi przedmiotami. To jakieś uzależnienie?

– Nie chciałam, by kurier zobaczył mnie w samym ręczniku – powiedziałam i podążyłam za nim do kuchni.

– Zdajesz sobie sprawę, że było cię widać zza tego fikusa? – Odstawił reklamówkę na blat.

Zrobiłam cierpką minę, kładąc dłonie na biodrach i przybierając przy tym seksowną pozę.

– Musisz mi dać jakieś ubrania. Nie mogę paradować w samym ręczniku.

Nick niebezpiecznie się uśmiechnął i stając naprzeciw mnie, zaczął rozwijać moje okrycie.

– Mam lepszy pomysł.

– A jedzenie? Myślałam, że jesteś głodny? – spytałam, niewinnie się uśmiechając.

– Teraz mam ochotę tylko na śliczną blondynkę.

Poczułam, jak moje nogi odrywają się od podłogi. Oplotłam dłońmi kark mojego chłopaka i odnalazłam jego gorąco kuszące usta.

 

* * * *

 

Obudziło mnie coś ciężkiego, co próbowało wdrapać mi się na głowę, a do tego strasznie miauczało.

– Salem… – powiedziałam przeciągle, nadal nie otwierając oczu. – Sio…

Miauuuuu…

Kot nie dawał za wygraną, poczułam jego ogon ocierający się o mój nos. Otworzyłam jedno oko, aby namierzyć niesfornego kocura. Kiedy mój wzrok napotkał otaczającą mnie ciemność, zerwałam się do siadu z prędkością światła.

– Boże, Salem, która godzina? – zwróciłam się do kota, jakby miał udzielić mi odpowiedzi. Zamiast tego usłyszałam tylko kolejne miauknięcie. – I dopiero teraz mnie budzisz? – powiedziałam z wyrzutem i zapaliłam lampkę, jednocześnie ściągając satynową pościel z Nicka i okrywając swoje nagie ciało.

– Scarlett, co ty wyprawiasz – jęknął, przytulając się do czarnej poduszki. – Wracaj do łóżka.

Pognałam do salonu i złapałam komórkę, dochodziła druga w nocy. Boże, jak mogłam zasnąć, karciłam się w duchu. Zostawiłam Sally samą, i, co najgorsze, Theresę. Pięknie wypadnę w oczach młodszej siostry, nieodpowiedzialna Scarlett, przykład godny naśladowania.

Rozglądałam się nerwowo za ubraniem, przypominając sobie, że przecież było całe przemoczone i leżało zwinięte w kulkę w łazience. Wróciłam do sypialni i szarpnęłam śpiącego Nicka za ramię.

– Nick, wstawaj, muszę wracać do domu.

– Scarlett, zlituj się, chociaż raz daj mi się wyspać – mruknął w poduszkę, na wpół śpiący.

– Austin! Wstawaj! – krzyknęłam.

Otworzył oczy, napotkałam wrogie spojrzenie błękitnych tęczówek. Nie cierpiał, kiedy tak się do niego zwracałam, ale tylko w ten sposób mogłam go wybudzić.

– Daj mi jakieś ubranie i odwieź mnie do domu. Jest druga w nocy. Nick! Theresa musi wyjść na spacer. Moja siostra jest sama, może się o mnie martwić!

Patrzył na mnie z dziwną miną. Przetarł zaspane oczy i ziewnął przeciągle.

– Panikujesz. Pewnie wyszła z psem na dwór. A po drugie to nie jest małe dziecko. Mieszka u ciebie za darmo, to korona jej z głowy nie spadnie, jak coś zrobi. Zadzwoń do niej i powiedz, że wrócisz rano. A teraz chodź do łóżka i oddaj mi kołdrę.

– Nie mam jej numeru telefonu – syknęłam. – Dobrze. Sama sobie poradzę, nie potrzebuję twojej łaski.

Otworzyłam jego szafę i wyciągnęłam dresowe spodnie i bluzę. Założyłam za duże ubrania i poprawiłam napuszone włosy.

– Pojadę metrem – oświadczyłam, zawijając za długie rękawy beżowej bluzy.

– Kocham tę bluzę, nie rozciągaj mi jej. – Nick usiadł na łóżku i przeczesał włosy, dalej przeciągle ziewając.

Przez chwilę zastanawiałam się, dlaczego on nawet po wstaniu wygląda seksownie, a jego włosy nadal są w dobrej formie. Ja wyglądałam jak strach na wróble. To takie niesprawiedliwe, użalałam się.

– Zniszczyłeś mi sweter. Już zapomniałeś? – powiedziałam z przekąsem i sięgnęłam do szuflady po skarpetki. Widziałam kątem oka, jak zakłada bokserki, a potem spodnie.

– Możesz wracać spać. Pojadę metrem – powtórzyłam, wyciągając białe skarpetki, kilka rozmiarów za duże.

– Nie jedziesz żadnym metrem. Odwiozę cię, ty uparta kobieto – powiedział i sięgnął po parę skarpet dla siebie.

 

* * * *

 

Kiedy dojechaliśmy na miejsce, okazało się, że pod budynkiem stoi policyjny radiowóz. W mojej głowie zrodziły się czarne wizje.

– Boże, Nick, coś się stało? Jestem taka nieodpowiedzialna.

Wysiadłam z auta i pobiegłam w stronę wejścia. Doganiając mnie, Nick mruknął pod nosem:

– Chyba domyślam się, o co chodzi.

Spojrzałam na niego pytająco. Jednak nie było czasu na snucie teorii. Kiedy weszliśmy na klatkę schodową, dotarła do nas dudniąca muzyka. Pokonując ostatni stopień schodów, wpadliśmy na dwóch policjantów, którzy rozmawiali z moją siostrą. Za jej plecami bębniła muzyka i dochodziły przeróżne głosy większego towarzystwa, a wszystko to działo się w moim mieszkaniu. Popatrzyłam zdezorientowana na Nicka, a on tylko głośno westchnął.

– To właśnie moja siostra – powiedziała Sally do spisujących ją dwóch policjantów i wskazała mnie palcem.

– Pani jest lokatorem? – zapytał starszy, wąsaty.

– Tak.

– Trzysta dolarów mandatu za zakłócanie ciszy nocnej. Proszę zakończyć imprezę, żebyśmy nie musieli już tutaj wracać – powiedział beznamiętnie i wręczył mi świstek papieru.

Spojrzałam na Sally ze wściekłością. Moja siostra zrobiła minę anielicy i zaszczebiotała słodkim głosem:

– Dobrze, że jesteście.

Minęłam ją, przechodząc przez futrynę drzwi wejściowych i zastygłam bez ruchu. Ujrzałam obcych ludzi, którzy tworzyli dość liczną grupę. Salon był zdemolowany w każdym tego słowa znaczeniu. Po podłodze walały się śmieci, butelki i resztki jedzenia. Stolik przy kanapie miał poodrywane nóżki, a drzwiczki lodówki wyrwane były z zawiasów, obok leżało pełno szkła, zapewne z rozbitej półki. Ściany były umazane sosami, widniały na nich ślady po kawałkach pizzy, zupełnie, jakby ktoś urządził tutaj bitwę. Z jakiegoś głośnika, którego nigdy nie widziałam, dudniła muzyka techno, która przyprawiała mnie o ból głowy.

– Natychmiast opuśćcie moje mieszkanie! – krzyknęłam głośno, łapiąc przy tym jak największą ilość powietrza.

Jednak nikt specjalnie nie zainteresował się moją osobą.

– Hej! – krzyknęłam ponownie. – Słyszycie, co mówię?

Na te słowa dwie skąpo ubrane dziewczyny zachichotały, a jeden z młodych chłopaków stojących najbliżej, warknął groźnie w moją stronę.

– Spadaj, lala.

Na te słowa towarzystwo ryknęło śmiechem, a ja zdałam sobie sprawę, że nic nie wskóram.

Dostrzegłam kątem oka sylwetkę Nicka, który minął mnie bez słowa. Jego twarz była poważna, a on sam przybrał groźną postawę. Podszedł do dudniącego głośnika i wyrwał kabel.

– Koniec imprezy. Zabierajcie swoje dupy i wynocha! – wrzasnął, jego głos był donośny i ostry. Dosłownie dzwonił w uszach.

Grupa imprezowiczów miała nietęgie miny, najwidoczniej nie spodobało im się posunięcie ze strony mojego chłopaka.

– A jak nie, to co? – Ten sam osobnik, który zwracał się przed chwilą do mnie, stanął naprzeciwko Nicka.

– To ci pomogę. – Nick bez emocji złapał chłopaka za bluzę. Drugą ręką otworzył okno i zaciągnął go tam, tak że tamten w połowie zawisł na parapecie z głową na zewnątrz. – Mało tego, pokażę ci drogę na skróty – syknął.

– Jezu… jesteś jakiś psychiczny! – wrzeszczał chłopak.

– To jak będzie, wyłazisz sam, czy ci pomóc? – Nick zignorował zupełnie to, co wydobyło się z ust tamtego. Na potwierdzenie, że nie żartuje, wypchnął go jeszcze bardziej, trzymając jedną ręką za pasek, a drugą za wierzgające nogi.

– Wychodzę sam… sam, słyszysz… Puść mnie, psycholu… Już wychodzę… Tylko mnie postaw!

Nick jednym ruchem wciągnął zasmarkanego, czerwonego od złości chłopaka.

Cała grupa czekała bez słowa na ruch, jaki wykona, najprawdopodobniej był ich liderem.

– Na co czekasz, gówniarzu? Mam ci dać błogosławieństwo? Mogę ci dać, moja pięść już niejeden policzek pobłogosławiła, tak że łzy wzruszenia wypłynęły z oczu ich właściciela. – Nick zacisnął dłoń i podstawił pod nos intruza rządzącego się w moim mieszkaniu.

Chłopak zrobił trzy kroki do tyłu i obrócił się na pięcie, wykonał przy tym gest dający innym do zrozumienia, że czas się zbierać.

– Spadamy z tej dziury…

Wszyscy jak jedno stado podążyli za nim i opuścili moje zdemolowane mieszkanie. Byłam wdzięczna, że Nick załatwił to tak szybko i pozbył się tych obcych ludzi. W takich momentach cieszyłam się, że jest mężczyzną, który nie cacka się i dobitnie potrafi pokazać, o co mu chodzi. Nie unika również dania komuś po mordzie, jeśli uzna, że mu się należy.

Sally, niczym niewinne kocię, stanęła przed Nickiem.

– Na szczęście pozbyłeś się ich. Wszystko wymknęło się spod kontroli, a chciałam być miła – powiedziała, robiąc maślane oczy i totalnie ignorując moją osobę, jakby wcale mnie tam nie było.

Nick spojrzał na nią beznamiętnie, co spowodowało, że jej uśmiech na chwilę zgasł. Jednak szybko się otrząsnęła, zbliżyła do niego twarz i stając przy tym na palcach, szepnęła:

– Masz takie piękne oczy. Nigdy nie widziałam takiego błękitu, można się zatracić.

Wzrok Nicka złagodniał, mój chłopak lekko się do niej uśmiechnął, a ja poczułam ukłucie zazdrości.

– Trochę narozrabiałaś, ale cóż, może się zdarzyć najlepszym.

– Nie chciałam narozrabiać, mam nadzieję, że się nie gniewasz. – Twarz Sally rozkwitła niczym promienny kwiat.

Wpatrywałam się w tę dwójkę z niedowierzaniem w oczach. On ma się nie gniewać? To ja tu mieszkam i ja ją przygarnęłam. Miałam nadzieję, że Nick to sprostuje, jednak chyba się przeliczyłam. Najwidoczniej był oczarowany moją uroczą młodszą siostrą.

– Ależ skąd, absolutnie się nie gniewam. – Odsłonił białe zęby, a ja miałam ochotę wyrzucić ich oboje za drzwi.

Zamiast tego zaczęłam rozglądać się nerwowo w poszukiwaniu złotej goldenki.

– Gdzie jest Theresa? – zapytałam groźnie, przerywając tej dwójce wzajemną adorację.

– Kto? – spytała zdziwiona Sally.

– To to kudłate psisko – wyjaśnił jej Nick, a ja obdarowałam go wściekłym spojrzeniem. Popatrzył na mnie lekko zdezorientowany.

Zajrzałam do łazienki, która na szczęście zbytnio nie ucierpiała. W kącie siedziała wystraszona suczka pomalowana różnobarwnymi sprayami.

– Jezu, Titii… – Uklękłam, wyciągając do niej ręce. Z opuszczonymi uszami i merdającym ogonem przy ziemi, wtuliła się we mnie.

Zaraz za mną wszedł Nick.

– Znalazłaś ją?

Zamilkł jednak, kiedy zobaczył, w jakim stanie jest psiak.

– Tak, jak widać. Dziękuję, że mnie przywiozłeś i wyrzuciłeś towarzystwo, a teraz możesz wracać do domu – powiedziałam beznamiętnie, nawet nie racząc go spojrzeniem.

– Czy ty jesteś na mnie zła, Scarlett? Naprawdę? Co tym razem wymyśliłaś?

Jego słowa jeszcze bardziej mnie zezłościły. Odwróciłam się w jego stronę.

– Skoro nie wiesz, to tym bardziej powinieneś wyjść. Do twojej wiadomości, ja nic nie wymyślam! – powiedziałam, wstając i ciskając w niego piorunami z rozgniewanych oczu.

– Nigdzie się nie wybieram. Nie zostawię was z takim chlewem.

– Nas? – przerwałam mu. – Jaki z ciebie rycerz. A kto bardziej sprawia, że twoje serce mięknie, ja czy moja siostra?

Nick stał jak osłupiały. Po czym roześmiał się, jakby usłyszał najlepszy żart w swoim życiu. Czułam, jak w moim wnętrzu wybucha wulkan.

– Jesteś zazdrosna? O to się tak wściekasz?

– Wyjdź, zanim cię wyrzucę. Już raz zostałam zdradzona, nie pozwolę…

Złapał mnie za ramiona i przygwoździł do ściany, tak że nie mogłam się ruszyć.

– O czym ty mówisz? Jestem dla niej miły tylko dlatego, że jest twoją siostrą. Ale jeśli chcesz, ją również mogę wyrzucić. Jesteś dla mnie najważniejsza. Kiedy w końcu to zrozumiesz?

Wpatrywał się intensywnie w moją twarz. Był przy tym tak poważny i przekonujący, że cała moja złość gdzieś odleciała.

– Wymagasz ode mnie, abym akceptował twoją przyjaźń z Marcelem, a sama co robisz? To niesprawiedliwe, Scarlett, wystarczy, że uśmiechnę się do innej kobiety, a ty już posądzasz mnie o coś, co nawet nie przeszło mi przez głowę. Musisz z tym skończyć, ponieważ powoli staje się to niezdrowe – kontynuował swój monolog. – Wiem, że jesteś zła o to, co tu się stało i masz do tego pełne prawo. Jednak nie wyżywaj się na mnie, zwłaszcza że staram się pomóc.

Wypuściłam powietrze, być może byłam przewrażliwiona z racji tego, co już kiedyś przeżyłam. Jednak z tyłu głowy słyszałam głos, który mówił, że nie skończy się to dobrze…

 

* * * *

 

Sprzątanie skończyliśmy około szóstej rano i choć nie oznaczało to końca zmagań, pokonało nas zmęczenie.

Leżałam na łóżku, wpatrując się w sufit, słuchając jednocześnie lekkiego pochrapywania Nicka. Zawsze tak robił, kiedy był bardzo znużony lub wypił trochę alkoholu. Mimo zmęczenia i bolących oczu mój sen najzwyczajniej nie przychodził.

Byłam w nieciekawej sytuacji. Meble i urządzenia zostały doszczętnie zniszczone, ściany wymagały malowania, a farba z sierści Titii nie chciała zejść. Musiałam o tym wszystkim powiedzieć Marcelowi, a na samą myśl skręcało mnie w żołądku. Nie miałam pieniędzy, aby pokryć szkody. Marcel nie wymagał ode mnie żadnej zaliczki, kiedy się wprowadzałam, płaciłam tylko połowę czynszu, nawet teraz, kiedy był w szpitalu. Czułam okropny wstyd. A do tego wszystkiego jeszcze Sally. Czułam, że to nie koniec problemów, jakie ze sobą niesie. Jednak miałam miękkie serce, nie potrafiłam jej wyrzucić, była w końcu moją młodszą siostrą.

Obróciłam się na bok i spojrzałam na spokojną twarz Nicka. Nie mogłam pozbyć się z głowy tego okropnego uczucia niepewności. Czy naprawdę mnie kochał, prawdziwą, szczerą miłością?

Z rozmyślań wyrwało mnie brzęczenie komórki. Na ekranie wyświetlało się imię Marcela. Odebrałam.

– Marcel, czy zdajesz sobie sprawę, która godzina? – zapytałam, zerkając na elektryczny budzik, aby upewnić się, że jeszcze nie ma siódmej.

– Poproszę pizzę na grubym cieście z podwójnym pepperoni i dużą ilością sera.

– Podali ci za dużą dawkę leków? – zapytałam z lekką nutą złośliwości.

– Zlituj się, Scar, okaż choć odrobinę ludzkich uczuć. Wiesz, czym oni mnie tu karmią. Mam już dosyć tej paszy dla bydła. Marzy mi się pyszna pizza, błagam cię. Jeśli choć odrobinę mnie ubóstwiasz – powiedział z rozbawieniem w głosie, a jego humor od razu mi się udzielił.

– Dlaczego muszę to być akurat ja? – Starałam się z nim droczyć, choć już oboje wiedzieliśmy, że przyjadę z pizzą.

– Gdybym zadzwonił do mamy, najpierw wysłuchałbym dwugodzinnego wykładu na temat zdrowego odżywiania, a ostatecznie i tak bym pizzy nie dostał. Zamiast tego wjechałaby z jakimś zielskiem, powaga.

Uśmiechnęłam się pod nosem.

– Przywiozę ci pizzę – powiedziałam w końcu.

– Jesteś najlepsza. Tylko pamiętaj, taką z pizzerii, a nie cegłówkę z supermarketu.

– Tak, tak… wiem. Do zobaczenia.

Usłyszałam jeszcze głośnego cmoka i się rozłączyłam. Nikt mnie tak w życiu nie zaskakiwał jak Marcel.

Odłożyłam delikatnie dłoń Nicka, która spoczywała na moim brzuchu, i cicho – niczym mysz – wyszłam z łóżka. Nick spał jak niedźwiedź, który zapadł w sen zimowy, nic nie było w stanie go zbudzić. Jednak dla zachowania ostrożności wolałam być cicho. Gdybym mu powiedziała, że jadę zawieźć pizzę Marcelowi, nasza kłótnia miałaby swoją kontynuację. Dałabym mu argumenty do ręki. Uznałam, że wrócę, zanim się obudzi.

Wyszłam na palcach z ubraniem w ręku, mijając po drodze kolorową Titii.

Po trzydziestu minutach spędzonych w łazience byłam gotowa.

W niedzielny poranek nie było ruchu. Ulice świeciły pustkami, a śnieg pokrywający wszystko dookoła tworzył przyjemną aurę. Było tak zimno, że czułam, jak włoski zamarzają mi w nosie. W dodatku szłam w cienkich trampkach, ponieważ moje kozaki nadawały się tylko do śmieci. Minęłam dwie przecznice od naszego domu i weszłam do ulubionej pizzerii Marcela. Przez zmianę temperatury leciało mi z nosa. Na dworze panował prawdziwy mróz. Jednak trzeba przyznać, że Chicago pokryte śniegiem było naprawdę piękne.

Gdy jechałam metrem do szpitala, zamykały mi się oczy od ciepła, jakiego dostarczało pudełko pizzy spoczywające na moich kolanach. Zastanawiałam się również, co zrobić z moją siostrą. Powinnam kazać jej odrobić wyrządzone szkody. Była na tyle dorosła, że powinna wziąć za to odpowiedzialność. No cóż, czekała nas poważna rozmowa. Obym tylko nie dała jej się omamić.

Marcel leżał na łóżku ze słuchawkami na uszach, poruszając głową w rytm jakiejś piosenki. Kiedy mnie zobaczył, na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.

– Nie sądziłem, że poddasz się bez walki. Jestem trochę rozczarowany, że poszło mi tak łatwo, nawet się nie broniłaś, a miałem przygotowaną całą listę argumentów.

– Zaraz mogę wrócić do domu. – Odwróciłam się do drzwi, trzymając wysoko pizzę na jednej dłoni. Zapach, jaki się z niej wydobywał, przypomniał mi, że właściwie oprócz wczorajszego śniadania nic nie jadłam.

– Najpierw proszę mi oddać moją pizzę!

Odwróciłam się w jego stronę i parsknęłam śmiechem. Siedział na łóżku z rozłożonymi rękoma i miną męczennika.

– Jestem cierpiący. Nie kopie się leżącego. – Pomachał palcem wskazującym.

– Przecież siedzisz. – Postawiłam przed nim pudełko. – Tylko nie uciap pościeli.

Przewrócił oczami i otworzył wieczko. Wziął pierwszy kawałek i dosłownie wpakował go sobie w całości do buzi. Nie mam pojęcia, jak to było możliwe. Oblizując palce, przysunął pudełko w moją stronę.

– Jedz, bo niedługo znikniesz. – Spojrzał na mnie spod byka.

Nie zamierzałam się z nim sprzeczać, bo żołądek dosłownie przykleił mi się do kręgosłupa, sięgnęłam więc po kawałek pizzy.

– No, a teraz mów, o co chodzi?

– Nie rozumiem – powiedziałam nie do końca wyraźnie, przegryzając resztki placka.

– Scar, znam cię. Wiesz, że lepiej niż może ci się zdawać. Gdyby nic nie było na rzeczy, nie zajadałbym pizzy w twoim towarzystwie. Co najwyżej powiedziałabyś, że mi odbiło, jestem nienormalny i powinienem się leczyć. – Poruszył brwiami i głupio się uśmiechnął. – Jakby nie patrzeć, to w sumie już się leczę – oświadczył, unosząc głowę i kierując oczy ku górze.

– Obrażasz mnie jako przyjaciółkę. – Poczułam się obruszona i już miałam zacząć wykład o poświęceniu, kiedy przypomniałam sobie o zdemolowanym mieszkaniu i pofarbowanej Theresie.

– Przestań pierdzielić, Scar i mów wreszcie. Przecież widzę jak na dłoni, że to grubsza sprawa. Jesteś blada jak ściana i trzaskasz dziwne miny, powaga.

Sięgnął po kolejny kawałek pizzy, a ja zastanawiałam się, czy powinnam mu powiedzieć teraz, mógł się przecież zakrztusić.

– Najpierw zjedzmy – zaproponowałam i ugryzłam kolejny kawałek pizzy.

– Ga… daj!

Wzięłam głęboki oddech.

– Pamiętasz, jak ci wczoraj mówiłam, że przygarnęłam Sally?

Marcel skinął głową. Przeżuwając ciasto, mocno przy tym mlaskał.

– Widzisz, kiedy byłam u Nicka, trochę nam się przysnęło i wróciłam późno. Przestań, Marcel, staram się być poważna, a twoje głupie uśmieszki wcale mi nie pomagają. No więc okazało się, że Sally zrobiła imprezę. Potężną imprezę. – Starałam się pokazać jej ogrom rękoma.

– Jak bardzo zdemolowane jest mieszkanie? – spytał.

Po jego minie nie mogłam odczytać, jak bardzo jest zły.

– Bardzo… bardzo i… – Zacisnęłam zęby.

– Co? Jest coś więcej?

– Pomalowali Theresę sprayem. – Zamknęłam na chwilę oczy, aby nie spotkać się z gniewnym spojrzeniem przyjaciela.

Kiedy na powrót je otworzyłam, zobaczyłam, że obserwuje mnie z uwagą, marszcząc przy tym brwi i przeczesując ręką swoje grube loki.

– To jesteśmy w nieciekawej sytuacji. Znaczy ja jestem. – Marcel westchnął. – Jak właściciel to zobaczy, pewnie już nigdy nie wyjdę ze szpitala, albo będę gryzł ziemię.

Przebierałam nerwowo palcami. Miałam ochotę wyrwać sobie włosy z głowy.

– Jakoś to naprawię, jeszcze nie wiem jak, jednak coś wymyślę. Znajdę dodatkową pracę – powiedziałam i wydało mi się to całkiem dobrym pomysłem.

– Wykończysz się, Scarlett. – Marcel mnie lustrował. – Poza tym to nie twoja wina. Daj mi trochę czasu, coś wymyślę. Zawsze jest wyjście z każdej sytuacji, a teraz powiedz, o co naprawdę chodzi?

Opowiedziałam Marcelowi wszystko, co leżało mi na sercu. Był on jedyną osobą na świecie, z którą mogłam być całkowicie szczera, nie obawiając się, że wykorzysta to przeciwko mnie.

– To zrozumiałe, że się boisz. Masz prawo po tym wszystkim, czego doświadczyłaś. Jednak nie możesz zakładać z góry, że to się powtórzy. Jeśli chcesz zbudować solidny związek z Nickiem, to musisz mu zaufać – tłumaczył Marcel i był to ten z niewielu momentów, w którym był całkowicie poważny. – Twoim największym problemem jest brak wiary w samą siebie. Trafiłaś się Austinowi jak ziarno ślepej kurze. Jeśli zrobiłby skok w bok, byłby totalnym idiotą. Oboje wiemy, że do nieskazitelności brakuje mu lat świetlnych, ale kretynem to on nie jest na pewno. Jeżeli chodzi o twoją siostrę, to uważaj, Scar. Ona jest córką własnej matki, a to bardzo źle wróży. Pamiętaj, że pokrewieństwo do niczego cię nie zobowiązuje.

– Czuję się trochę przyparta do muru. Sally jest młoda i naprawdę chciałabym jej pomóc, ale z drugiej strony mam pewne obawy… – Westchnęłam, opierając się łokciami o łóżko przyjaciela.

– Mam dziwne przeczucie, że twoja wiedźmowata macocha maczała w tym palce. – Marcel dojadał resztki pizzy. Długie loki uparcie opadały mu na czoło, a on co rusz ze spokojem je odgarniał.

Rozmowa z nim sprawiła, że poczułam się lepiej, może nie cudownie, ale znacznie lepiej.

 

* * * *

 

Do domu wróciłam około jedenastej, na moje szczęście wszyscy jeszcze spali. Wślizgnęłam się cichutko do łóżka obok Nicka i wepchnęłam swoje zimne stopy między jego gorące, nagrzane niczym piecyk. Syknął niezadowolony, jednak objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie.

– Gdzie byłaś? – spytał, całując mnie w ramię.

– U Marcela. – Postanowiłam być szczera. Nie chciałam okłamywać Nicka, to byłoby nie fair.

– Poskarżyć się na swojego okropnego chłopaka. – Westchnął.

– Właściwie zawieźć mu pizzę.

Nick opadł na plecy, a ja położyłam się na boku i podparłam głowę ugiętą w łokciu ręką. Wpatrywałam się w jego niebieskie tęczówki.

– Nie chcę się z tobą kłócić, kochanie. – Przejechał palcami po mojej dłoni, która spoczywała na jego torsie.

– Kocham cię – powiedziałam, zdawało mi się, że słowa te padły z moich ust pierwszy raz.

Na jego ustach zagościł delikatny uśmiech.

– No mam nadzieję. – Pociągnął mnie w swoją stronę i namiętnie pocałował.

 

* * * *

 

Zrobiłam nam kawę i tosty z jajkiem sadzonym na boczku. Usiadłam przy wyspie obok Nicka i mieszałam widelcem w talerzu. Nie byłam głodna, w końcu zjadłam z Marcelem niezdrowe śniadanie.

– Jutro po pracy pojedziemy odkupić kilka sprzętów – powiedział Nick, upijając łyk parującej kawy.

– Nick… – zaczęłam, jednak szybko mi przerwał.

– Pozwól chociaż raz sobie pomóc. To tylko rzeczy. Wiem, że jesteś dumną kobietą, ale to wyjątkowa sytuacja. Będziesz miała nieprzyjemności, jeśli właściciel to zobaczy, a wiem, że nie masz pieniędzy.

Oparłam czoło o jego ramię, wiedziałam, że pragnie mi pomóc, ale nie mogłam wyzbyć się okropnego poczucia, że nic mi w życiu nie wychodzi, a przynajmniej nic nie dzieje się tak jakbym pragnęła.

– Dobrze – odparłam. – Ten jeden, jedyny raz.

 

* * * *

 

Nick wyjechał około pierwszej. Był umówiony z Connorem na partyjkę FIF-y na PlayStation. Nieważne, ile lat mają mężczyźni i jakie zajmują stanowisko, zawsze pozostaną dużymi dzieciakami.

Umyłam naczynia i wyszłam z Titii na spacer, aby trochę zebrać myśli. Jednak zdziwione i ciekawskie spojrzenia ludzi całkowicie mi to uniemożliwiły. Ostatecznie spacer nie był długi. Zaczęłam obawiać się, że ktoś zadzwoni na policję i zostanę oskarżona o znęcanie się nad zwierzęciem. To spowodowało, że na powrót zaczęły mną targać dość negatywne emocje.

Powróciwszy do mieszkania, bez pukania wparowałam do pokoju, w którym spała Sally.

– Wstawaj! Musimy porozmawiać! – powiedziałam donośnie.

Spod kołdry wydobył się zaspany głos.

– Teraz?

– Natychmiast!

Dziewczyna usiadła, wyłaniając się z seledynowej pościeli. Jej bujne kręcone włosy sterczały na różne strony, a sińce pod oczami sięgały do połowy policzków.

– Jestem taka niewyspana. Nie masz serca. – Zrobiła dziubek. Jej mina wyrażała, że Sally przechodzi w tym momencie największe katusze.

Jednak na mnie nie zrobiło to najmniejszego wrażenia.

– Ja nie spałam wcale – oznajmiłam oschle. – Czekam w salonie, masz pięć minut – powiedziałam i wyszłam, zaciskając mocno dłonie, które z nerwów zaczynały się telepać.

Usiadłam na kanapie, z której wystawały dwie sprężyny. Moje gniewne spojrzenie podążyło za zbliżającą się do obdartego fotela siostrą. Nie zdążyła jeszcze całkiem się rozbudzić i wpatrywała się we mnie orzechowymi oczami.

– Ustalmy pewne fakty – zaczęłam.

– Scarlett, to nie tak, jak myślisz. – Weszła mi w słowo. – Wiem, że może to wyglądać, jakbym zrobiłam to specjalnie, ale wcale tak nie jest. Wszystko naprawię, obiecuję. – Pochyliła się w moją stronę, lekko się uśmiechając, a przynajmniej starała się, aby wyglądało to na uśmiech.

– Bardzo bym chciała ci wierzyć. – Westchnęłam i omiotłam wzrokiem zniszczony pokój.

– Uwierz, chciałam się zaprzyjaźnić. Nie mam przyjaciół. Matka zawsze dobierała mi towarzystwo, które było fałszywe i niewarte złamanego grosza. Więc kiedy oni powiedzieli, że jestem fajna, pomyślałam… Wiem, jestem naiwna, ale miałam nadzieję. Bardzo mi zależy na naszych relacjach. Daj mi szansę. Nie pożałujesz, naprawdę, słowo. – Położyła dłoń na sercu, wyglądała przy tym jak niewinne, skrzywdzone przez los stworzenie.

Czy faktycznie był to niefortunny zbieg wydarzeń, czy Sally była tak świetną aktorką? Właściwie nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Serce krzyczało „daj jej szansę”, a rozum podpowiadał „pożałujesz tego”. Problem był taki, że w życiu kierowałam się sercem, nie najlepszym doradcą, i często przez to cierpiałam.

Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, włoski na całym karku niebezpiecznie mi się zjeżyły. Wizja właściciela wpadającego z niezapowiedzianą wizytą kontrolną przeleciała przez moją głowę, bo któż inny mógłby dobijać się do mnie w niedzielę. Wstałam, oddychając ciężko, i skierowałam się powolnym krokiem do drzwi. Otworzyłam je i automatycznie pobladłam. Nie spodziewam się widoku, jaki ujrzałam. Grunt zaczął mi się usuwać spod nóg, i to w przyśpieszonym tempie. Czułam, jakbym spadała w czeluści otchłani. Moje drżące usta wypowiedziały imię, które sprawiało mi tyle bólu.

– Dylan? Dylan? – powtórzyłam, jednak z ust wydobył się tylko szept.

Stał tam. Stał na wprost mnie, w eleganckim długim czarnym płaszczu. Gładko zaczesane do tyłu włosy mieniły się różnymi odcieniami blondu, a w powietrzu unosiła się woń drogich perfum. Miał napiętą szczękę, ale z wyrazu jego twarzy nie zdołałam odgadnąć, w jakim celu osobiście znalazł się pod moimi drzwiami.

Dygotałam, moje rozproszone myśli biegały po umyśle. Nie teraz, nie w tej chwili, nie mam siły na walkę, na kolejne ciosy, które w tak okrutny sposób zawsze mnie raniły. Oczy mi się zaszkliły, byłam zbyt zmęczona, aby nad sobą panować.

Mój brat lekko się uśmiechnął i nie był to ten sam obrzydliwy grymas, który widziałam ostatnim razem. Nie wiedziałam, co mam myśleć, co mam zrobić. Dylan postąpił krok do przodu, położył dłonie na moich ramionach, przyciągając mnie do siebie i zamykając w mocnym uścisku.

– Dostałem twoje listy, wszystkie – szepnął mi do ucha, nie zwalniając uścisku.

Czułam jego miętowy oddech pomieszany z tytoniem, czułam, jak mocno bije mu serce. Nie potrafiłam opisać stanu, w jakim się znajdowałam, łzy samoistnie spłynęły mi po twarzy. Czy to znaczyło, że go odzyskałam? Swojego brata…?

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

Copyright © by Katarzyna Wciorka, 2023

Copyright © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2024

 

Wszelkie prawa zastrzeżone.

 

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.

 

Wydanie I, Poznań 2024

 

Projekt okładki: © PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

Zdjęcie na okładce: © kiuikson / shutterstock

 

Redakcja: Magdalena Kawka

Korekta: Adam Kieryluk, „DARKHART”

Skład i łamanie: „DARKHART”

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

eISBN: 978-83-8357-354-0

 

 

Grupa Wydawnicza Filia Sp. z o.o.

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

 

Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.