Still loving You - Monika Skabara - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Still loving You ebook i audiobook

Skabara Monika

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

14 osób interesuje się tą książką

Opis

Słodko-gorzka historia o życiu w żałobie i powolnym powrocie do świata żywych

Miłość od nienawiści czasem dzieli tylko jeden krok. Czy odważysz się go zrobić?

Molly skrywa tajemnicę. Rok wcześniej przeżyła wielką tragedię, po której do dziś nie odzyskała równowagi. Ze stratą radzi sobie bardzo nietypowo. Na tyle dziwnie, że swoim pomysłem na przetrwanie żałoby z nikim się nie dzieli. Wydaje się, że Molly będzie tak trwać - w połowie żywa, w połowie uśpiona, ale oto interweniuje los: w nowo otwartym lokalu kawę serwuje przystojny, pewny siebie i okropnie arogancki Maks. Mistrz tandetnych tekstów i taniego podrywu.

Od pierwszego wejrzenia między Molly i Maksem rodzi się głęboka niechęć. Jednak wbrew sobie spotkają się ponownie i... Coś się zaczyna zmieniać. Okazuje się, że pozory mogą mylić, a arogancja często bywa tarczą, kryjącą pogruchotaną duszę. Duszę Maksa. Czy Molly zechce spojrzeć głębiej w jego oczy i dojrzeć na ich dnie prawdę o irytującym człowieku, który pojawił się w jej życiu tak niespodziewanie?

Poznajcie tę pełną napięcia i niepozbawioną humoru relację hate-love. Historię Molly i Maksa będziecie śledzić z wypiekami na twarzy, kibicując ich relacji i walce z demonami przeszłości.

Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 275

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 22 min

Lektor: Czyta: Monika Skabara
Oceny
4,4 (197 ocen)
136
29
17
8
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kkkkkkkkkkkkk

Nie polecam

Przykro mi ale autorka wylewa żale na opinie czytelników jednak ta historia to po prostu szok - chora psychicznie psychiatra dziecięca rozmawiającą z duchem dalej nie dam rady tego czytać. Ciekawy pomysł - bez ducha mogła by być dość ciekawa historia
85
Nataliagrob
(edytowany)

Całkiem niezła

Strata jest dla każdego z nas bardzo trudnym aspektem życia. Czasami przez bardzo długi czas nie możemy sobie z nią poradzić, a życie za każdym razem przypomina nam, że osoba którą kochaliśmy już na zawsze odeszła. Molly niedawno musiała pożegnać swojego męża Henry'ego, który zginął w wypadku gdy razem wracali do domu. Zrozpaczona kobieta rezygnuje ze swojej pracy, przestaje jeść i zamyka się w swoim domu, z duchem męża, które żyje jedynie w jej wyobraźni. Na szczęście nie jest z tym wszystkim sama. Jej przyjaciółka Suzanne jest dla niej wielkim wsparciem. Często wyciąga ją z jej czterech ścian, a tym razem zabiera ją do kawiarni. Tam poznają Maksa. Kelnera, który jest równie przystojny, co arogancki, a w szczególności dla Molly. Ta historia porusza wiele ważnych tematów, takich jak trudne dzieciństwo, toksyczna przeszłość oraz strata bliskiej osoby. Maks chociaż z pozoru wydaje się niemiłym facetem, tak na prawdę jest po prostu skrzywdzonym w dzieciństwie i źle wychowanym dzieckiem, ...
30
Bozena_1952

Całkiem niezła

❤️
30
xxrobertusxx

Nie oderwiesz się od lektury

“Still loving you” to historia, która otula czytelnika swoim ciepłem, romantycznym brzmieniem oraz uroczym klimatem. 💗 Autorka tym razem przygotowała dla nas boski wątek relacji hate - love, która zaraża swoją pozytywną energią oraz ciętym językiem. 😁 Jednak w tej historii, jest również druga strona - w niej rządzą tajemnice, smutki i bolesne przeżycia.  Opowieść ta dedykowana jest wszystkim tym, którzy musieli w swoim życiu pożegnać się z kimś "za szybko." 💔 Historia Molly i Maksa jest burzliwa, w pewnych momentach skomplikowana, jednak nie można jej ująć tego, iż ma swój niepowtarzalny urok. 🩵 W środku mierzymy się z żałobą, sekretami oraz chłopcem, który potrzebuje bliskości. Molly, jest psychiatrą oraz biegłym sądowym, a gdy w jej ręce trafia nowy bardzo trudny przypadek, dziewczyna zrobi wszystko, aby pomóc swojemu podopiecznemu. Kobieta nie wie jeszcze, że sprawa której się podjęła sprawi, że powróci do pełni życia.. 💖 A to wszystko za sprawą dwóch gagatków, którzy wniosą ...
53
asioolek5

Nie oderwiesz się od lektury

Przepiękna. Nie mogłam się od niej oderwać.
20

Popularność




Monika Skabara

Still loving You

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądź towarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.

Redaktor prowadzący: Justyna Wydra

Zdjęcie na okładce wykorzystano za zgodą Shutterstock.

Helion S.A. ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice tel. 32 230 98 63 e-mail: [email protected] WWW: https://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Drogi Czytelniku! Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adreshttps://editio.pl/user/opinie/mollye_ebook Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

ISBN: 978-83-289-1556-5

Copyright © Monika Skabara 2024

Poleć książkęKup w wersji papierowejOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » nasza społeczność

Wszystkim, którzy przeżyli stratę.

I was all alone

With the love of my life

— JVKE, Golden Hour

Prolog

Drzwi zamknęły się z cichym kliknięciem, a za nimi zniknęła mała rączka machająca na pożegnanie. Wzięłam głęboki wdech, a potem bardzo powoli wypuściłam powietrze. Uwielbiałam swoją pracę, zwłaszcza gdy widziałam jej efekty. Wyłączyłam komputer, poprawiłam na biurku teczki małych pacjentów, z którymi zaplanowałam na jutro wizyty, i ruszyłam do wyjścia.

— Koniec na dzisiaj? — Susanne, moja najlepsza przyjaciółka, właśnie wchodziła na oddział.

— Mhm… — Uściskałam ją serdecznie. — Teraz kolacja z Henrym, dziki seks i rano widzimy się w tym samym miejscu.

Roześmiałyśmy się głośno.

— Pozdrów księciunia — rzuciła, idąc do swojego gabinetu.

— Nawet go od ciebie ucałuję!

Uśmiechając się szeroko, zjechałam windą na parter i niemal tanecznym krokiem wyszłam na parking. Wysoki, świetnie zbudowany brunet stał oparty biodrem o czarne volvo V60 i pożerał mnie wzrokiem, choć od naszego rozstania minęło raptem dziesięć godzin.

— Cześć, przystojniaku. — Objęłam go w pasie, unosząc twarz w oczekiwaniu na upragniony pocałunek.

— Skarbie… — wymruczał, a jego wargi opadły na moje usta.

Uwielbiałam w nim wszystko. Byliśmy ze sobą od pięciu lat, rok temu został moim mężem, a ogień między nami zdawał się rozpalać z każdym dniem coraz mocniej.

Wyplątałam się z jego objęć, czując, jak moje policzki pokrywają się rumieńcem.

— Może jednak zostawmy sobie coś na wieczór. — Odchrząknęłam.

— Boisz się, że ktoś nas przyłapie na obściskiwaniu się pod szpitalem? — szepnął konspiracyjnie, rozglądając się po niemal pustym parkingu.

— Oj, no weeeź — jęknęłam. — Przecież wiesz…

— Wiem, wiem. — Cmoknął mnie szybko w policzek i odsunął się od drzwi, a następnie otworzył je przede mną, gestem zapraszając mnie do środka.

Wsiadłam do samochodu, zaciągając się zapachem ulubionych perfum.

— Dokąd jaśnie pani sobie dzisiaj życzy? — spytał, siadając za kierownicą.

— Jakbyś nie wiedział. — Pokręciłam głową.

— W takim razie, o pani — włączył się do ruchu — pozwól, że spełnię twe życzenie, byś wieczorem mogła mi się adekwatnie odwdzięczyć.

Parsknęłam śmiechem. Kochałam jego błazenadę. Ba, wszystko w nim kochałam.

Kolacja była przepyszna. Fairy stała się naszą ulubioną restauracją. Owszem, mieliśmy świadomość, że w Nowym Jorku jest mnóstwo o wiele lepszych, ale ta była nam wyjątkowo bliska. Tutaj odbyła się nasza pierwsza randka, tu Henry mi się oświadczył i tu urządziliśmy skromne wesele.

Spojrzałam na mężczyznę siedzącego naprzeciwko mnie. Upił łyk kawy, uśmiechając się znad białej filiżanki. Szare oczy jak zwykle błyszczały figlarnie, gdy chodziło mu po głowie coś nieprzyzwoitego. 

— Dolar za twoje myśli — rzuciłam.

— Auć. — Złapał się za klatkę piersiową. — Tak nisko mnie cenisz?

Parsknęłam śmiechem. Mimo upływu czasu nie mogłam uwierzyć, że przypadkowe spotkanie w restauracji i gwałtowny wybuch namiętności szybko przerodziły się w prawdziwe połączenie dusz i głębokie uczucie.

— No więc, geniuszu, co takiego wpadło ci do głowy? — Uśmiechnęłam się szelmowsko.

— Nie mogę ci powiedzieć. — Pokręcił głową, poważniejąc. — Gdyby ktoś to usłyszał, już nigdy by nas tutaj nie wpuścili.

— Oj, Henry, Henry. — Zaśmiałam się cicho.

— Serio! Uważasz, że wizja zakazu wejścia do Fairy i myśl, że już nigdy nie zjem ich placka z owocami, jest warta tego, by powiedzieć głośno, że chciałbym wejść w ciebie po same…

Nachyliłam się przez stół i zakryłam mu usta dłonią, uniemożliwiając dokończenie zdania. Kilka osób siedzących przy sąsiednich stolikach spojrzało na nas z rozbawieniem i zainteresowaniem.

— Chyba będzie lepiej, jeśli już pójdziemy — szepnęłam, czując między nogami bolesne pulsowanie na myśl o tym, co czeka nas w domu.

Mąż zerknął na mnie i zanim zdążyłam zabrać dłoń, poczułam na jej wewnętrznej stronie ciepły, wilgotny język. O tak, Henry Reynolds zaczął swoją grę.

Bez słowa wstaliśmy i zapłaciwszy rachunek, wyszliśmy przed lokal. Wiosna rozgościła się już na dobre, ale wieczory nadal były chłodne. Gdzieś w oddali mruczała burza, a powietrze zdawało się naelektryzowane. Mężczyzna ujął moją rękę i zaprowadził mnie do samochodu zaparkowanego nieopodal. Jak zawsze szarmancko otworzył drzwi, szerokim gestem zapraszając do środka. Zdusiłam w sobie chęć, by się roześmiać. Skinąwszy lekko głową, z gracją wsiadłam do auta i pozwoliłam, by zamknął za mną drzwi. Obserwowałam, jak szybkim krokiem obchodzi pojazd i wsiada. Sprawnie odpalił silnik i włączył się do ruchu, który nawet o tak późnej porze był duży. W końcu Nowy Jork nigdy nie śpi.

Niebo nad nami rozświetliła błyskawica, a pierwsze krople deszczu uderzyły w szybę.

— Nienawidzę burzy — mruknęłam.

— Już za chwilę będziemy w domu. — Zerknął na mnie z ukosa, kojąco ściskając moje udo.

— Wiem. — Odetchnęłam głęboko, starając się uspokoić dudniące serce.

Deszcz zacinał coraz mocniej, a błyskawice zdawały się rozrywać nieboskłon. Mimo zmroku w słabym świetle latarni widziałam drzewa uginające się w porywach wiatru. Robiło się coraz paskudniej. Gdy zapaliło się zielone światło, Henry powoli ruszył, skręcając w prawo.

— Molly, skarbie. Jestem…

Światła reflektorów nas oślepiły, a głośny pisk i klakson wwierciły się w moją głowę. Samochodem gwałtownie szarpnęło.

Dźwięk rozrywanej blachy.

Huk.

Grad szklanych odłamków, które cięły skórę.

Świat wirował.

Ból eksplodował w całym ciele, odbierając mi dech.

Wszystko zwolniło i na moment rzeczywistość wyglądała, jakby ktoś puścił film w slow motion.

Z trudem otworzyłam oczy, przez chwilę nie wiedząc, gdzie jestem i co się stało. Piszczało mi w uszach, a w ustach czułam dziwny, metaliczny smak. Spojrzałam na swoje dłonie. Pokryte krwią i wieloma nacięciami wyglądały obco. Może to nie są mojeręce? Dziwne uczucie. Obróciłam głowę i zamarłam.

Henry patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Po policzku spływały mu łzy, mieszając się po drodze z krwią wypływającą z jakiejś rany ukrytej w gęstych brązowych włosach. Chrapliwy, ciężki oddech sprawiał, że przestałam myśleć o własnym bólu.

— Molly… — wychrypiał.

— Kochanie… — Wymusiłam uśmiech. — Zaraz ktoś nam pomoże.

Gdzieś nad nami przetoczył się grzmot. Po raz pierwszy nie czułam przed nim strachu. Cienka strużka krwi wypłynęła z ust mojego męża, a przerażający bulgot w klatce piersiowej zmusił go do duszącego kaszlu.

— Wytrzymaj jeszcze chwilę. — Wyciągnęłam rękę i chwyciłam jego lodowatą dłoń.

Ktoś szarpał za drzwi po mojej stronie. Nawet nie odwróciłam głowy, cały czas wpatrując się w mężczyznę, który słabł z każdą sekundą.

— Henry — chlipnęłam. — Błagam, przecież obiecałeś, że nic nas nie rozdzieli…

— Hej, mała… — Z trudem utrzymywał otwarte oczy, a głos miał niewiele głośniejszy od szeptu. Uśmiechnął się, ukazując zakrwawione zęby. — Ja się nigdzie nie wybieram. Zawsze będę przy tobie.

— Halo! Proszę pani! — Mokra, zimna dłoń ostrożnie ujęła moją twarz. — Muszę panią wyciągnąć, aby dostać się do kierowcy.

Nie drgnęłam. Nie byłam w stanie puścić dłoni Henry’ego, którego powieki zatrzepotały i opadły.

— Henry… Henry! — Mimo przeszywającego bólu w klatce piersiowej rzuciłam się w jego kierunku. — Kochanie… Błagam… Nie! Nie możesz mnie zostawić!

Pociemniało mi w oczach. Walczyłam, by zostać na powierzchni. Nie mogłam go stracić.

Wygrała ciemność, otulając mnie swoim spokojem.

Rozdział 1

Rok później

Wilgotne usta zacisnęły się na łechtaczce, ssąc ją i lekko przygryzając, dokładnie tak, jak lubiłam. Wygięłam plecy w łuk, gdy orgazm przetoczył się przez moje ciało.

— Jezu, nie przestawaj! — Jęknęłam przeciągle, czując zaciskające się podbrzusze i słodkie pulsowanie między nogami, które po chwili eksplodowało i sprawiło, że zamarłam, wstrzymując oddech.

Zacisnęłam dłonie na zmiętej pościeli, czekając, aż niekontrolowane drżenie całego ciała powoli minie.

— Och, widzę, że świetnie się bawiłaś. — Henry leżał tuż obok mnie na łóżku, przypatrując mi się z błyszczącymi oczami.

Uśmiechnęłam się wyczerpana orgazmem. Kochałam go całą sobą i mimo mijającego czasu moje uczucia wcale nie osłabły. Nie przeszkadzało mi nawet to, że co noc zamykałam oczy, wyobrażając sobie, że to właśnie on mnie pieści.

— Jesteś niezastąpiony — szepnęłam.

— Raczej wspomnienie o moim wspaniałym języku. — Poruszył brwiami. — Jestem pewien, że gdzieś na świecie istnieje facet, który robi o niebo lepszą minetę niż ja.

Ułożył się obok mnie, czułym gestem odgarniając pukle, które opadły na moje czoło.

— Może powinnaś go odnaleźć?

— Przestań — fuknęłam. — Jakie ty czasem gadasz głupoty.

— Molly — westchnął. — Akurat przede mną nie musisz udawać. Przecież ja doskonale wiem, co siedzi w twojej głowie.

— Zamknij się — warknęłam, wyskakując z łóżka. — Nie mam ochoty cię słuchać.

Włożyłam cienką bawełnianą koszulkę i króciutkie spodenki od piżamy.

— Idę po kawę. Chcesz? — Zerknęłam na niego przez ramię, zatrzymując się w progu. Zawsze o to pytałam, a on za każdym razem odpowiadał tak samo.

— Nie — rzucił, rozciągając się wygodnie i zaplatając ramiona za głową.

Westchnęłam zrezygnowana. Nastawiłam ekspres, włączyłam radio i przymknęłam oczy, wsłuchując się w kojące dźwięki Still Loving You Scorpionsów.

Upiłam łyk gorącej kawy i skrzywiłam się niemiłosiernie. Potrzebowałam kofeiny do rozbudzenia zaspanego umysłu, ale cholernie nie lubiłam kawy bez mleka, a tego akurat nie było w lodówce, bo znowu zapomniałam zrobić zakupy.

Głośne pukanie sprawiło, że drgnęłam. Zerknęłam na zegarek. Dochodziła dziewiąta rano. Tylko jedna osoba mogła przyjść o tak wczesnej porze w weekend.

Otworzyłam drzwi, wpuszczając do środka Susanne, moją najlepszą przyjaciółkę. Była niewysoką blondynką o radosnych zielonych oczach.

— Hej, Mols, czuję kawę?

— Hej. Śmiało, rozgość się. — Pokręciłam głową, gdy rzuciła wielką jasną torbę na blat.

— Fuj. Pijesz czarną? — Zajrzała mi do kubka, marszcząc przy tym brwi.

Zanim zdążyłam zaprotestować, ominęła mnie i z rozmachem otworzyła lodówkę, której drzwiczki zaprotestowały głośnym jękiem. Przygryzłam wargę w oczekiwaniu na to, co za chwilę miałam usłyszeć.

— Znowu nie zrobiłaś zakupów?! — Utkwiła we mnie czujne, poważne spojrzenie. — Molly, nie możesz tak żyć! Spójrz na siebie. Została z ciebie skóra i kości.

Zerknęłam na swoje odbicie w lustrze nad szafką i skrzywiłam lekko usta. Susanne przesadzała. Owszem, ostatnio trochę schudłam, ale to przecież dobrze, że w końcu pozbyłam się oponki i boczków, prawda?

— Przesadzasz — mruknęłam.

— Serio? A jaki nosisz teraz rozmiar? — Złapała się pod boki.

I tu mnie miała. Wszystkie ciuchy już od jakiegoś czasu były na mnie za szerokie.

— Susie, a co ja mam według ciebie zrobić? Przecież jem normalnie, pracuję zdalnie… — Wyrzuciłam ręce w górę. — Mam siedzieć w domu i napychać się tłustym żarciem, żeby przytyć?

— Na początek mogłabyś w końcu zacząć robić zakupy i gotować. — Podeszła do mnie i odgarnęła mi z policzka loki. — Naprawdę kiepsko wyglądasz.

Wymusiłam uśmiech, uciekając od jej smutnego spojrzenia. Niech to szlag, tylko festiwalu litości mi tu potrzeba.

— Mam propozycję — zaczęła.

— A będę miała coś do powiedzenia? Na przykład mogę odmówić?

— Nie. — Pokręciła głową. — Niedaleko otworzyli nową knajpkę. Mają pyszne śniadania i kawę. Ubierz się i pójdziemy coś zjeść.

— Czyli teraz będziesz mi matkować? — Zmarszczyłam nos.

— Wiesz, zawsze mogę po twoją matkę zadzwonić. Jestem pewna, że gdy jej powiem, co u ciebie zastałam, przyleci pierwszym lotem i zostanie tutaj, póki nie osiągniesz wagi określanej jako plus size.

— Czasem cię nienawidzę — burknęłam, ale posłusznie ruszyłam do sypialni.

Kiedy zamykałam za sobą drzwi, usłyszałam, jak krząta się po mieszkaniu i otwiera okna. Henry leżał w tym samym miejscu, śmiejąc się bezgłośnie. Fuknęłam pod nosem, pokazując mu środkowy palec.

— Też cię kocham — powiedział szeptem, obserwując każdy mój ruch.

Włożyłam sprane dżinsy, biały T-shirt z dekoltem w łódkę, a na górę narzuciłam skórzaną ramoneskę. Włosy związałam na czubku głowy w niechlujny kok, wzułam czarne conversy i zadowolona ze swojego wyglądu wyszłam z pokoju.

Susie zmrużyła oczy, taksując mnie z góry na dół, ale w końcu westchnęła pokonana.

— Obleci — skomentowała.

— Ale o co ci chodzi? — Wzruszyłam ramionami. — Tak jest mi wygodnie.

— Aha — mruknęła.

Domyślałam się, co chciała powiedzieć, i byłam wdzięczna, że tym razem powstrzymała się od dalszych komentarzy.

Szłyśmy we względnej ciszy, przerywając ją co jakiś czas wymianą zdań na temat mijanych witryn sklepowych.

— Jak ci idzie szukanie pracy? — zapytała w końcu.

Zaczyna się. W duchu wzniosłam oczy ku niebu.

— Nijak. — Wzruszyłam ramionami.

— A w ogóle próbowałaś?

Zacisnęłam usta w wąską kreskę. Po wypadku długo dochodziłam do siebie na oddziale rehabilitacyjnym. Rzuciłam pracę, straciłam chęć do życia, egzystowałam z oszczędności i odsetek z odszkodowania, dopóki nie złapałam kilku umów na zlecenie jako copywriter. Nie było z tego dużej kasy, ale mogłam pracować z domu i dosłownie nie wychodzić ze swojej strefy komfortu.

— Jakoś nic specjalnego nie wpadło mi w oko — broniłam się.

— Serio, Mols? Na rynku wciąż brakuje psychologów i psychiatrów dziecięcych. Gdybyś tylko chciała…

— Ale nie chcę — ucięłam.

— Jesteś uparta jak osioł, wiesz? Profesor Dumlers nadal trzyma dla ciebie miejsce na oddziale.

Widok szyldu nowej knajpki uratował mnie przed dalszym przesłuchaniem. Celowo przyspieszyłam, zmuszając Susanne do podbiegania, aby dotrzymała mi kroku. Gdy przekroczyłam próg lokalu, odezwała się za mną, dysząc:

— I tak nie unikniesz tej rozmowy. — Szturchnęła mnie palcem.

— Ale jak będę miała pełny żołądek, nie będziesz mnie tak wkurzać. — Pokazałam jej język i wzrokiem odnalazłam pusty stolik pod oknem.

Usiadłyśmy i zaczęłyśmy w ciszy przeglądać kartę śniadań. Jeśli potrawy widoczne na zdjęciach będą smakowały równie zachwycająco, jak wyglądają, to już nigdy nie zjem śniadania w domu.

Nagle przed naszym stolikiem wyrósł wysoki mężczyzna o włosach czarnych jak heban i błyszczących, piwnych oczach oraz idealnie przystrzyżonym zaroście. Z fartuszka przewiązanego w pasie wyjął niewielki notatnik i pstryknąwszy długopisem, skupił na mnie całą swoją uwagę.

— Dzień dobry. Nazywam się Maks i będę do waszych usług. — Puścił mi oko.

Zacisnęłam dłonie w pięści. Wyczuwałam w nim bawidamka i łamacza niewieścich serc. Nie powinno się oceniać książki po okładce, wiedziałam o tym, ale od niego biła taka samcza pewność siebie, że aż mnie skręcało. Był jedną z tych osób, których wygląd i postawa odrzucały mnie na dzień dobry. Czy byłam hipokrytką? Być może, ale nie zamierzałam nic z tym robić.

— Wybrałyście już, na co macie ochotę?

— Poproszę jaja po benedyktyńsku i białą kawę z cukrem. — Susie nie spuszczała wzroku z karty, uważnie studiując jej zawartość.

— Jasne. A dla ciebie? — Utkwił we mnie przenikliwe spojrzenie.

— Poproszę dwa croissanty z masłem i zestawem dżemów. Do tego flat white z cukrem.

— Coś jeszcze? — zapytał, lustrując mnie ostentacyjnie.

Celowo uniosłam dłoń, na której błyszczała obrączka, i odsunęłam za ucho włosy, aby dosadnie dać mu znać, że ten statek już dawno odpłynął. Jednak Maks najwyraźniej nie rozumiał niewerbalnych komunikatów.

— Taka chudzina jak ty może spokojnie zamówić podwójny deser — dodał jeszcze.

Co za buc! Chudzina?

— W takim razie… — zrobiłam pauzę, patrząc mu prosto w oczy — poproszę kawałek tortu bezowego, a dla ciebie herbatę z polonem. — Uśmiechnęłam się złośliwie.

Byłam pewna, że po takim tekście mężczyzna spiecze raka i ucieknie. Zamiast tego roześmiał się głośno.

— Niestety polon się skończył, ale tort przyniosę z przyjemnością. Może jak nabierzesz ciała, to przestaniesz być taka oschła.

Szczerząc się jak ostatni idiota, odszedł za ladę, by podać zamówienie kucharzowi.

— Nigdy więcej tu nie przyjdę! — wysyczałam do przyjaciółki, która najwyraźniej świetnie się bawiła. — Kto normalny zatrudnił tego kretyna?

— Nie wiem, ale mam ochotę go ozłocić. — Zaśmiała się cicho.

— Ciebie to śmieszy? Gość był bezczelny, a ty masz z tego ubaw?

— Z niego? Nie. Ale z ciebie owszem. W końcu widzę w tobie emocje, życie!

Przewróciłam oczami i już miałam jej nagadać, ale Maks wrócił i podał cudownie pachnące śniadania oraz kawy. Ślina zalała moje usta, gdy poczułam pyszne aromaty, a brzuch głośno zaburczał, dając znać, jak okropnie go traktowałam od dłuższego czasu.

— Na zdrowie. — Maks ukłonił się niemal elegancko, lecz skandaliczny uśmieszek zepsuł całe dobre wrażenie.

Ręka, którą trzymałam kubek z kawą, zatrzymała się w połowie drogi do ust. Wbrew własnej woli podążyłam wzrokiem za odchodzącym mężczyzną. Jak to możliwe, że tak dobrze zbudowany i przystojny facet okazał się takim dupkiem? Piękne opakowanie i zepsute wnętrze. Szkoda… Nie ma sprawiedliwości na tym świecie!

Rozdział 2

Wymknęłam się Susanne, gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja. Kochałam ją jak siostrę, ale jej nadgorliwość i troszczenie się o mnie na każdym kroku bywały męczące. Po drodze do domu zaszłam do marketu, żeby zrobić podstawowe zakupy. Wrzuciłam do koszyka kilka dań instant, mleko do kawy i butelkę wina. Z niewielką torbą w ręku ruszyłam w kierunku starej kamienicy z czerwonej cegły, w której mieszkałam.

Wjechałam windą na trzecie piętro, otworzyłam drzwi i rzuciłam klucze na stolik stojący tuż przy wejściu. Henry czekał w kuchni, oparty plecami o blat, i z błąkającym się po ustach uśmiechem obserwował, jak w korytarzu zdejmuję płaszcz i buty.

— Jak ci minęło śniadanie z naszą wspólną przyjaciółką? — zagadnął.

— Tak samo jak zawsze. — Wzruszyłam ramionami i zaczęłam wkładać zakupy do lodówki. — Sue próbuje mi wmówić, że powinnam ruszyć ze swoim życiem, wyjść do ludzi, wrócić do starej pracy, bla, bla, bla. — Przewróciłam oczami.

— Gdy nadejdzie w końcu ten moment, to przyznasz jej rację, kochanie. — Usiadł na blacie.

— Jezu — mruknęłam. — Znowu zaczynasz? Zmówiliście się czy co?

— Nie będę mógł tu zostać, Molly. Przyjdzie chwila, w której będziesz musiała pozwolić mi odejść. — Uśmiechnął się smutno.

— Przestań! — krzyknęłam, zakrywając dłońmi oczy. — Nie chcę… Nie możesz przestać o tym gadać? Już raz cię straciłam. Drugi raz tego nie udźwignę! — Nie byłam w stanie spojrzeć na jego twarz, bo wiedziałam, co tam ujrzę. Morze miłości i wielki smutek.

— Miliony ludzi na świecie każdego dnia przeżywają stratę i… — zaczął mówić, ale jego głos został zagłuszony przez dzwoniący telefon.

Z ulgą odebrałam połączenie, choć nie znałam numeru wyświetlonego na ekranie.

— Halo? — odezwałam się.

— Dzień dobry, nazywam się Morgan Smith i dzwonię do pani w sprawie nabycia praw autorskich do tekstu — przedstawił się mój rozmówca.

Zmarszczyłam brwi. Prawa autorskie do tekstu?

— Przykro mi, panie Smith, ale najwyraźniej zaszła pomyłka. Miłego dnia — pożegnałam się, nie dając mu dojść do głosu.

Pokręciłam głową, odkładając telefon na komodę.

— Cholerni naciągacze — mruknęłam.

— Naciągacze? — Mój mąż wydawał się mocno zainteresowany.

— A daj spokój. Czego to nie wymyślą, żeby wciągnąć człowieka w rozmowę, a później przy okazji wcisnąć dziesiąty odkurzacz i piętnasty masażer do stóp. — Z westchnieniem usiadłam przy komputerze i otworzyłam niedokończony tekst dla klienta.

— A może…

— Błagam cię — jęknęłam. — Muszę pracować, zarabiać… Nie możesz gdzieś odlecieć choć na chwilę?

Zerknęłam na niego z ukosa. Kochałam go całym sercem, ale po przemowie Susie i jego gadce o tym, że powinnam ruszyć dalej ze swoim życiem, nie miałam ochoty na rozmowy i towarzystwo.

— Będę w pobliżu, gdybyś jednak mnie potrzebowała.

Machnęłam ręką, odprawiając go, i zdusiłam w sobie wyrzuty sumienia.

Skupiłam się na pisaniu. Bez względu na wszystko lubiłam to robić. No, może niekoniecznie pisać na zlecenie. Chodziło o proces sam w sobie, gdy kolejne słowa spływały z moich palców, tworząc coś wyjątkowego.

Kalendarz w laptopie wyświetlił przypomnienie: „Trzydzieste czwarte urodziny Susie!”.

— O jasna cholera! — Uderzyłam się w czoło.

Spojrzałam na zegarek. Dochodziła trzynasta. Ale ze mnie przyjaciółka. Zapomniałam o najważniejszym dniu najbliższej mi osoby! Najszybciej jak umiałam skończyłam rozgrzebaną pracę i odesłałam ją klientowi do akceptacji.

Odpaliłam Google’a i szybko przeszukałam oferty najbliższych lokali, aż wybrałam jakiś zupełnie nowy, otwarty zaledwie tydzień wcześniej.

Napisałam na ich stronie wiadomość z prośbą o rezerwację dwóch miejsc przy barze i skoczyłam na równe nogi. Przejrzałam szafę, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Wszystkie sukienki z czasów przed wypadkiem na mnie wisiały, a jeśli miałam gdzieś wyjść z przyjaciółką, to musiałam wyglądać dostatecznie dobrze, żeby nie wysłuchiwać marudzenia pani idealnej przez całą noc.

Wysłałam jej wiadomość z adresem lokalu i informacją, że ma zrobić się na bóstwo, bo czeka ją niezapomniana noc. Odpisała mi po kilku sekundach, wysyłając rząd emotikonek. Parsknęłam śmiechem. Sądząc po obrazkach w esemesie, czeka nas rzeka alkoholu, muzyka, tańce i cholera wie co jeszcze. Czym, do diabła, jestbakłażan?, zastanawiałam się, wpatrując się w obrazek warzywa. Nie nadążałam za obecną modą na emotki.

Miałam jeszcze kilka godzin, więc wybiegłam z mieszkania, złapałam taksówkę, a następnie kazałam kierowcy zawieźć się do galerii handlowej.

Z lekko drżącym sercem weszłam do ulubionego butiku. Od czasu ostatniej randki z Henrym nie byłam tu ani razu. Niespiesznie chodziłam między wieszakami, delikatnie dotykając materiałów i marszcząc nos na widok krzykliwych printów w neonowych kolorach. Kto nosi takie rzeczy? Z ulgą podeszłam do działu z sukienkami wizytowymi. Przekrzywiłam głowę, zastanawiając się nad wyborem. W końcu zdecydowałam się przymierzyć melanżową bluzkę bez ramion i czarne dopasowane spodnie z wysokim stanem.

Obróciłam się w garderobie, oceniając całość w lustrze. Łopatki i obojczyki rysowały się ostrymi liniami, ale spodnie były tak skrojone, że nadawały mojemu ciału łagodniejszych kształtów. Ech, Susie miała rację. Nie wyglądałam najlepiej.

Zapłaciwszy za zakupy, uciekłam z galerii. Nigdy nie lubiłam spędzać czasu w tak zatłoczonych miejscach, a kupowania ciuchów unikałam jak ognia.

Wróciwszy do domu, opadłam bez sił na fotel w salonie i przymknęłam oczy.

— Udane łowy? — Henry stał oparty o futrynę drzwi.

— Mhm… — mruknęłam, nie uchylając powiek.

Roześmiał się cicho i zniknął. Wiedział, że potrzebuję przestrzeni, żeby zebrać siły na wieczór. Gdyby nie chodziło o Sue, to żadna siła nie wyciągnęłaby mnie z domu. Ale Susanne była przy mnie w najmroczniejszym momencie mojego życia. W zasadzie zawdzięczałam jej wszystko, a przede wszystkim to, że nie pozwoliła mi zwariować, a kiedy uparcie dążyłam do opadnięcia na dno, ona wyciągała mnie na powierzchnię.

Do planowanego wyjścia zostało mi jeszcze kilka godzin. Podgrzałam w mikrofalówce curry z kurczakiem, które zjadłam bez większego apetytu. W sumie nie miałam nic innego do roboty, więc usiadłam przy biurku, nastawiłam alarm na szesnastą i włączywszy komputer, zaczęłam pisać kolejną powieść.

W najtrudniejszym momencie mojego życia pisanie okazało się równie skuteczne co terapia na kozetce u psychologa. Wyrzucałam z siebie emocje, słowa i zawiłe historie, w które wikłałam swoich bohaterów. Czy planowałam wydać cokolwiek mojego autorstwa? Nie. Ale miałam tyle satysfakcji z tego, że potrafiłam oderwać głowę od czarnych myśli i przekuć smutek w coś pięknego, że w zupełności mi to wystarczyło. Moim jedynym czytelnikiem była Sue.

Piszczący alarm wyrwał mnie z pełnej tajemnic historii, która w niezwykły sposób wychodziła z moich rąk na kolejne strony.

Zostały dwie godziny. Wzięłam szybki, orzeźwiający prysznic, ułożyłam włosy w delikatne fale i odetchnęłam głęboko, biorąc do ręki lekki podkład. Nie malowałam się od nieszczęsnej randki z mężem. Przełknęłam ślinę. Nie mogłam teraz o tym myśleć, bo zamiast wyjść z przyjaciółką, zaszyję się pod kocem. Skupiłam się na równomiernym rozprowadzaniu kolejnych kosmetyków.

Ostatnie pociągnięcie ust pomadką w kolorze zgaszonego różu i… Uniosłam wzrok, przyglądając się sobie krytycznie. Zapomniałam już, jak wyglądam, gdy poprawię makijażem swój wizerunek.

Włożyłam nowe ubrania. Wysokie szpilki dopełniły całości. Rozejrzałam się po mieszkaniu, lecz Henry’ego nigdzie nie było. Zignorowałam ukłucie żalu, że nie został, aby ocenić efekt finalny, ale nie miałam już czasu, żeby szukać go po kątach.

Telefon zawibrował, informując, że taksówka czeka pod kamienicą. Chwyciłam klucze do mieszkania, torebkę, smartfon i szybkim krokiem ruszyłam do windy.

Kiedy wyjechaliśmy, napisałam wiadomość do Susie, że jestem w drodze. W ramach odpowiedzi dostałam jej zdjęcie na tle rozświetlonego klubu. Zołza już na mnie czekała, sącząc drinka!

Zapłaciłam taksówkarzowi za kurs i wyskoczyłam z pojazdu, wpadając w ramiona blondwłosej przyjaciółki.

— Wyglądasz wystrzałowo! — wykrzyknęła, przyglądając mi się z szerokim uśmiechem.

— Starałam się. — Wyszczerzyłam się, nie mogąc powstrzymać ekscytacji. — Wszystkiego najlepszego, Sue!!

— Dzięki, Mols. A teraz? Napijmy się i zabawmy jak za starych dobrych czasów!

Trzymając się za ręce, weszłyśmy do ciemnego klubu, w którym dudniła głośna muzyka, która, miałam wrażenie, wyciskała z pomieszczenia tlen. Przepychałyśmy się przez szalejący na parkiecie tłum, by dostać się do baru. Kiwnęłam na barmana.

— Hej, dziewczyny, co dla was? — zapytał z błyskiem w oczach.

— Cześć, miałam na dzisiaj rezerwację dwóch miejsc przy barze. — Pokazałam mu potwierdzenie, które przyszło na e-mail.

— Aaa, jasne! — Machnął ręką na kontuar po drugiej stronie, gdzie zauważyłam dwa wolne miejsca. — Już na was czekają.

— Dzięki. — Sue puściła do niego oko.

Zdusiłam parsknięcie. Coś mi mówiło, że moja przyjaciółka właśnie znalazła swój dzisiejszy cel i nie wyjdzie z klubu sama.

Zajęłyśmy swoje miejsca i zamówiłyśmy szoty.

— Twoje zdrowie, siostro! — Wzniosłam toast.

— Mam życzenie. — Wypiła alkohol i uśmiechnęła się, unosząc kolejny kieliszek.

— No to oby się spełniło — dołączyłam do niej.

— Chciałabym, żebyś w końcu poszła dalej ze swoim życiem i zaliczyła jakiegoś gorącego faceta! — krzyknęła, wzbudzając zainteresowanie stojących dookoła mężczyzn.

Przewróciłam oczami, nie komentując tego jakże entuzjastycznego, aczkolwiek pobożnego życzenia.

— Jeśli chcesz kogoś zaliczyć, to chętnie ci pomogę. — Zza baru odezwał się głos, przez który ścierpła mi skóra.

Zmrużyłam oczy i odwróciłam się do stojącego za kontuarem Maksa, bezczelnego kelnera, który rano obsługiwał nas w knajpce ze śniadaniami.

— Cześć, ślicznotko. — Błysnął białymi, idealnymi zębami.

— Znowu ty?! — Przewróciłam oczami.

— Jak widać. Tam gdzie piękne kobiety, tam i ja. — Skłonił się przed nami. — Jeszcze jedną kolejkę? — Skierował uwagę na Sue. — Skoro masz urodziny, to będą na koszt firmy.

Przyjaciółka, nie zważając na moją skwaszoną minę, klasnęła w dłonie z zachwytem.

— Podziękuj szefowi za takie zajebiste zasady! — Sięgnęła po nasze kieliszki.

— Możesz sama mi podziękować. — Przy Maksie stanął drugi barman. — Jestem Zach, a Orchidea to mój klub.

— W takim razie, Zach — Susanne podała mu dłoń — kto wie, może faktycznie ci podziękuję?

Prychnęłam, słysząc tak jawne zaproszenie na skonsumowanie tej nocy.

Mężczyźni się roześmieli. Zach skinął nam głową, odchodząc na swoją stronę baru, a Maks, puściwszy do mnie oko, ruszył w kierunku kolejnych klientów oczekujących na zamówienia.

— Gdybym wiedziała, że on tu pracuje, to w życiu nie zaklepałabym tego miejsca — mruknęłam.

— Oj, przestań. — Sue skrzywiła się lekko z przyganą. — To moje urodziny i będziemy się bawić, aż spuchną nam nogi. A później… nie wiem jak ty, ale ja zamierzam schrupać pewnego ślicznego barmana.

Parsknęłam cichym śmiechem, słysząc jej entuzjazm.

— Poza tym, Mols, nie przyszło ci do głowy, że to może być przeznaczenie?

— Przeznaczenie? — zapytałam, nie wiedząc, o co jej chodzi.

— No, ty i Maks? To nie może być przypadek, że znowu się spotykacie. On patrzy na ciebie, jakby miał ochotę…

Przyłożyłam jej dłoń do ust, nie pozwalając skończyć zdania.

— Susie… — Pokręciłam głową. — Nie idź w tę stronę. Jak będę gotowa, to sama ruszę naprzód.

W odpowiedzi mruknęła coś niezrozumiale i uniosła kieliszek w geście pojednania.

— W takim razie wznoszę toast za otwarte umysły i piękne orgazmy.

Kiedy usłyszałam to życzenie i zobaczyłam, jak Sue z trudem walczy o utrzymanie poważnego wyrazu twarzy, nie wytrzymałam i wybuchłam głośnym, oczyszczającym śmiechem.

— Niech ci będzie. — Otarłam kąciki oczu z łez i wypiłam słodki alkohol.

Kolejne szoty mieszały się z coraz bardziej wyuzdanymi toastami. Nie wiedziałam, jak to się stało, ale pozwoliłam przyjaciółce wyciągnąć się na parkiet. Dudniąca muzyka i energia pulsująca z tańczącego dookoła nas tłumu ludzi porwały mnie, wyzwalając stłumione emocje. Ocierałyśmy się o siebie, kołysząc biodrami. Czułam pot spływający mi po plecach i policzki mrowiące od szerokiego uśmiechu.

Z głośników popłynął kawałek Cry Me A River Justina Timberlake’a, który miał w sobie coś takiego, że nie potrafiłam się oprzeć i zaczęłam śpiewać kolejne zdania, wyrzuciwszy obie ręce w górę.

Gdy Justin śpiewał o tym, że moje mosty zostały spalone, poczułam na biodrach silne męskie dłonie. Odwróciłam się do mężczyzny, który bez skrępowania sunął nimi w górę mojego ciała. Wzrok miał zamglony, a pełne usta rozciągnięte w leniwym uśmiechu. Nie podobało mi się to, jak coraz swobodniej mnie obmacywał, więc spróbowałam się odsunąć, nerwowo rozglądając się za przyjaciółką.

Wypatrzyłam jej blond czuprynę, ale na tyle daleko, że nie było szans, aby usłyszała moje wołanie. Tym bardziej że najwyraźniej świetnie się bawiła, tańcząc z dwoma przystojniakami.

— Wyluzuj, ślicznotko. — Facet nachylił się do mojej szyi.

Jezu, jeśli mnie pocałuje, to albosię porzygam, albo mu przywalę.

— Puść mnie, dupku. — Szarpnęłam się, ale na nim nie zrobiło to żadnego wrażenia.

— Lubię takie kocice. — Przyciągnął mnie do swojego ciała.

— Puszczaj! — Podniosłam głos.

— Pani poprosiła, żebyś ją puścił — odezwał się za mną głęboki głos.

Czyjeś ramię objęło moją talię, zdecydowanym ruchem odciągając mnie od niechcianego towarzysza.

— Hej, koleś! — Mój niedoszły adorator zachwiał się, czerwieniejąc z oburzenia. — Nikt cię do trójkąta nie zapraszał! Moja laska lubi się droczyć…

— Twoja laska?! — pisnęłam.

Uniosłam głowę, zerkając na mojego wybawcę, i zamarłam. Maks przyciskał mnie do swojego boku, gniewnie wpatrując się w stojącego naprzeciwko podchmielonego Romea. Mięsień na policzku barmana drgał, wyraźnie widoczny pod ciemnym, idealnie przystrzyżonym zarostem.

— Jeśli jest twoja, to jak ma na imię? — zapytał niskim, groźnie wibrującym głosem, zaciskając długie palce na moim biodrze.

— Nie twój interes. — Chłopak zaczerwienił się jeszcze bardziej.

— Chodź, skarbie. — Mój wybawca odciągnął nas w kierunku baru.

— A weź sobie tę chudą zdzirę! Nikt normalny nie tknąłby tego worka kości! — usłyszeliśmy obelgę przebijającą się przez dudniącą muzykę.

Zanim zdążyłam zareagować, Maks oderwał się ode mnie i jednym ciosem powalił natręta na posadzkę. Zakryłam usta, zduszając okrzyk, i szeroko otwartymi oczami wpatrywałam się w Maksa, gdy pochylony mówił coś do leżącego na parkiecie faceta. Muzyka zagłuszała słowa, ale mogłam się domyślić, że nie były to życzenia wszystkiego najlepszego.

Zach i dwóch ochroniarzy doskoczyli do nich, a po chwili podnieśli pijanego dupka i wyprowadzili go w kierunku wyjścia.

— Hej, wszystko w porządku? — Czarnowłosy mężczyzna stanął naprzeciwko mnie, na chwilę zasłaniając całą salę.

— Dzięki za pomoc. — Skinęłam sztywno głową.

— Nie ma za co. — Wzruszył ramionami. — Ale w ramach podziękowania możesz dać się zaprosić na drinka. — Błysnął hollywoodzkim uśmiechem.

Przewróciłam oczami, zduszając w sobie odruchową chęć odmawiania sobie wszelkich kontaktów z nim i z podobnymi facetami.

— Jeden drink i nic poza tym — burknęłam.

— Jak zawsze milutka. — Pokręcił głową, wskazując wolne miejsca przy barze.

Zanim ruszyłam za nim, wypatrzyłam w tłumie Susie, która gestem zapytała, czy wszystko okej. Pokiwałam głową, że tak, aby nie musiała się o mnie martwić. Na litość boską, byłam dorosłą kobietą, a nie podlotkiem, który przeżywa takie krzywe akcje.

Usiadłam na wysokim krześle obok rozpartego w wygodnej pozie Maksa.

— To co? Może wypijemy za nowy początek? — Podsunął w moim kierunku whisky sour.

— Nie odpuścisz, co? — Uniosłam szkło.

— Nie mam w zwyczaju poddawać się nawet po kilku porażkach. — Upił łyk swojego drinka.

— Ale ja naprawdę nie jestem zainteresowana.

Adrenalina i wypity wcześniej alkohol rozluźniły mnie i najwyraźniej rozwiązały język.

— A czy ja proponuję ci seks albo związek? Jezu… — Tym razem to on przewrócił oczami w kolorze złotego lagera.

— N-nie — zająknęłam się. — Ale ja serio nie szukam ani przyjaciół, ani nowych znajomości. — Wzruszyłam ramionami.

— Ja też nie, ale może wyjątkowo uwiera mnie, że przykleiłaś mi łatkę dupka.

— A nie jesteś nim? — Przechyliłam lekko głowę, przyglądając mu się z zaciekawieniem.

— Bywam. — Wyszczerzył się.

— No widzisz. — Wzięłam kolejny łyk wyjątkowo dobrze zrobionego drinka. — I dlatego nie jestem zainteresowana bliższym poznaniem. Wypijemy i rozejdziemy się każde w swoją stronę.

— To się jeszcze okaże. — Dopił swoją porcję alkoholu. — Miłego wieczoru, Molly.

Zmarszczyłam brwi, wpatrując się w jego szerokie plecy, gdy wszedł za bar i z uśmiechem odebrał zamówienie od platynowej blondynki z wielkimi cyckami.

Skąd, do jasnej cholery, znał moje imię? Raczej nie ode mnie… Może Susanne mu powiedziała? Jutro ją o to zapytam.

— Jeszcze jedną kolejkę? — Zach zatrzymał się za barem, kiwając w moim kierunku pustą szklaneczką.

Obejrzałam się na przyjaciółkę, która tańczyła z kolejnym chłopakiem.

— Dzięki. — Posłałam mu ostrożny uśmiech. — Chyba mam dość na dzisiaj.

— To może chociaż coś bez alkoholu. Noc jeszcze młoda, a twoja przyjaciółka chyba dopiero się rozkręca, co?

Roześmiałam się cicho. To akurat była prawda. Sue była parkietowym zwierzem i po kilku drinkach nie dałoby się jej tak łatwo z niego ściągnąć.

— Poproszę wodę z cytryną — zgodziłam się w końcu, bo od drinków szumiało mi już w głowie, a rano powinnam zająć się pracą.

Po dwóch szklankach i odwiedzeniu zatłoczonej damskiej toalety miałam serdecznie dość siedzenia w klubie. Pożegnałam się z przyjaciółką, zapewniając, że nie potrzebuję towarzystwa w drodze do domu.

Zamówiłam taksówkę i gdy tylko podjechała pod klub, wsiadłam do środka, z ulgą zatapiając się w panującej w środku ciszy.

Zerknęłam na telefon, który właśnie postanowił się rozładować. Obym nie zapomniała go podpiąć w domu i dać znać Sue, że dotarłam w jednym kawałku.

Westchnęłam, czując, jak obolałe nogi zaczynają coraz mocniej pulsować.

— Nie będę mógł podwieźć pani dokładnie pod podany adres. — Kierowca wyrwał mnie z zamyślenia.

— Naprawdę? — Uniosłam brwi.

— Był jakiś wypadek czy coś i cały kwartał jest zamknięty. Wysadzę panią tutaj, dobrze?

Rozejrzałam się po znajomej okolicy.

— Jasne, nie ma problemu.

Podałam mu odliczoną kwotę i życząc miłego wieczoru, wysiadłam. Niebo zasnute było ciemnymi chmurami, z których padał drobniutki deszczyk.

Zadrżałam owiana chłodnym wiatrem. W sumie spacer dobrze mi zrobi, bo zanim dojdę do domu, alkoholowe odurzenie minie.

Przyspieszyłam kroku, gdy za zakrętem zobaczyłam migające światła i dziwną łunę. W moje nozdrza uderzył swąd spalenizny. Cholera, czyżby gangi znowu podpaliły komuś samochód? Ostatnio był już spokój, ale widocznie ktoś im podpadł. Na drodze dojazdowej do mojej kamienicy stali policjanci, blokując wjazd. Zmarszczyłam brwi, mijając ich i skręcając w ulicę.

Stanęłam jak wryta.

— Halo, proszę pani! Nie może pani tam teraz wejść, to strefa wyłączona z…

Głos policjanta dobiegał gdzieś z oddali, gdy stałam pośrodku chodnika, wpatrując się w strzelające do nieba płomienie, które pochłaniały całą moją kamienicę.

— Proszę pani! — Policjantka dotknęła mojego ramienia. — Wszystko w porządku?

Z trudem odwróciłam wzrok od pożaru, który trawił mój dobytek.

— To… Tam… — jąkałam się bez ładu i składu. — Moje mieszkanie…

— Przykro mi. — Odciągnęła mnie na bok i posadziła na ławeczce przy przystanku autobusowym. — Powinna pani zadzwonić po kogoś, bo dogaszanie wszystkiego będzie pewnie trwało do rana. — Ukucnęła przy mnie. — Jest ktoś, kto może się panią zaopiekować?

Pokręciłam przecząco głową, nie odrywając wzroku od płomieni. Pamiątki po Henrym, dokumenty, sprzęt… wspomnienia… wszystko przepadło. Ani jedna łza nie popłynęła po moich policzkach. Nie byłam w stanie w żaden sposób zareagować na to, co się działo. Otępiała siedziałam i po prostu patrzyłam na strażaków biegających i pokrzykujących do siebie oraz policjantów pilnujących porządku. Przesunęłam spojrzeniem po sąsiadach, którzy zbici w niewielkie grupki płakali, oglądając rozgrywający się na naszych oczach dramat.

Co ja teraz zrobię? Karty kredytowe, oszczędności… wszystko było w mieszkaniu.

Zostałam z niczym.