Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Nic nie łączy silniej niż wspólna zemsta
Kira ma na koncie wiele osiągnięć: prowadzi własną firmę, sprawnie zarządza zespołem, ma pracę, która jest jej pasją i daje jej satysfakcję. Nic jednak nie może równać się z jej największym życiowym sukcesem, jakim było wyzwolenie się z relacji pełnej przemocy fizycznej i psychicznej. Marcus jest już byłym mężem, wciąż jednak stanowi zagrożenie – tym razem chce odebrać Kirze jej firmę.
Aby ratować biznes, Kira spotyka się z nowym kontrahentem. AJ ma swoje powody, żeby nie znosić Marcusa, proponuje jej więc sojusz. Razem mają doprowadzić byłego męża Kiry do ruiny. Problem w tym, że posiadanie wspólnego wroga bardzo ich do siebie zbliżyło, tak bardzo, że aż pozwolili sobie na coś zupełnie szalonego. Czy to aby na pewno dobry start do planowania zimnej zemsty?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 213
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Gdy życie daje Ci w twarz, pokaż mu środkowy palec i powiedz, że bije jak baba.
Kira
Jasna cholera! Stukałam nerwowo stopami w dwunastocentymetrowych szpilkach, siedząc w taksówce, która utknęła w korku. To chyba jedyny minus mieszkania w LA. Pokochałam to miasto od pierwszych chwil, kiedy przeprowadziłam się tu kilka lat temu, ale każdego ranka, kiedy wsiadałam do taksówki, zawsze dopadał mnie ten sam scenariusz – korki, dźwięk klaksonów i nerwowe podrygiwanie. Nie lubiłam się spóźniać. Ba, uważałam, że to oznaka braku szacunku dla współpracowników. Odetchnęłam z ulgą, gdy pojazd w końcu zatrzymał się przed biurowcem, w którym pracowałam. Zerknęłam na zegarek, uff, miałam jeszcze kilkunastominutowy zapas. Zapłaciłam kierowcy odliczoną kwotę i szybkim krokiem przeszłam przez hol, kiwając głową do ochrony i recepcjonistek. Olbrzymie lobby było przystrojone w jemiołowe gałązki, bogato zdobione wieńce bożonarodzeniowe, wysoką choinkę i masę światełek. Nie miałam czasu na takie bzdury jak święta. W branży reklamowej właśnie zaczynał się najgorętszych okres i Christmas Panic totalnie na mnie nie działało. Nerwowe stukanie stopą wróciło, gdy czekałam na windę zjeżdżającą w ślimaczym tempie.
– Nerwy nie przyspieszą jej zjazdu – usłyszałam za sobą niski, gardłowy głos.
– Proszę? – Odwróciłam głowę w kierunku, z którego padło stwierdzenie, i zmierzyłam wzrokiem stojącego za mną mężczyznę.
Wysoki, dobrze zbudowany, ale smukły brunet po trzydziestce, ubrany w świetnie skrojony, popielaty garnitur, spoglądał na mnie zielonymi oczami ze złośliwym półuśmieszkiem. Na widok jego oceniającego wzroku i szyderczego wyrazu twarzy moja lewa brew uniosła się do góry.
– Nie wydaje mi się, żebym prosiła pana o dobre rady – odpowiedziałam sucho i odwróciłam się do niego plecami, wpatrując się w migającą strzałkę, potwierdzającą, że metalowa puszka zjeżdża na dół.
Mężczyzna stojący za mną parsknął pod nosem w mało elegancki sposób, ale nie podjął tematu. Ku mojemu niezadowoleniu wsiadł ze mną do windy i nacisnął przycisk z numerem wskazującym jedno piętro wyżej od tego, na którym znajdowało się moje biuro. Windą zatrzęsło lekko i powoli zaczęła sunąć w górę. Uruchomiłam w sobie całe pokłady silnej woli i starałam się nie przytupywać nogą, by nie narażać się na kolejne bzdurne komentarze. Ufff. Już tylko jedno piętro i będę mogła stąd wyjść.
– Widzi pani, i bez tupania winda przywiozła panią na miejsce. – Facet ewidentnie szukał zaczepki.
Gdy drzwi rozsunęły się na moim piętrze, prawie wyskoczyłam na korytarz. Odwróciłam się w stronę współpasażera, mierząc go chłodnym spojrzeniem, nie zaszczycając jednak żadną odpowiedzią. O nie, nie zamierzam wdawać się w puste gadki z jakimś półgłówkiem z nadwyżką testosteronu. Z wysoko podniesioną głową ruszyłam korytarzem, słysząc za swoimi plecami tubalny, głośny śmiech, niknący za zamykającymi się drzwiami windy. Jezu, co za buc! Aż mnie skręcało z potrzeby stukania nogą. Bez słowa minęłam recepcjonistkę i trzaskając drzwiami, wpadłam do swojego biura. Jak mnie wkurzali tacy pewni siebie, nadęci faceci!
– Widzi pani, i bez tupania winda przywiozła panią na miejsce – burczałam pod nosem, naśladując tego dupka.
Ciche pukanie do drzwi wyrwało mnie ze złych emocji i burczenia do siebie. Natalie wsunęła do środka głowę, patrząc na mnie swoimi wielkimi, niebieskimi oczami.
– Ym… Kira? – zawahała się. – Wszystko w porządku?
– Tak, tak – zapewniłam moją asystentkę.
– Wpadłaś do biura jak burza, zmartwiłam się, że coś się stało.
– Nieee. – Celowo przeciągnęłam sylabę, żeby pokazać jej, że naprawdę wszystko jest okej.
– Hmm… – Popatrzyła na mnie, przekrzywiając lekko głowę. – Skoro tak, to za godzinę… nasz były szef chce cię widzieć.
– Marcus wrócił z Nowej Zelandii?! Kiedy?! – Usiadłam gwałtownie za biurkiem. Kurczę, przecież umówiliśmy się, że zostawi mi oddział w LA i nie będzie się wtrącać.
Natalie wciąż stała w drzwiach i przepraszająco wzruszyła ramionami.
– Spokojnie, kochana, poradzę sobie z nim. Ale…
– Tak?
– Błagam, zrobisz mi flat white? Bez kofeiny nie dam rady mierzyć się z tym diabłem w męskiej skórze.
Ciepły uśmiech rozświetlił jej twarz. To właśnie uwielbiałam w tej dziewczynie, swoją pogodą ducha potrafiła poprawić mi nawet najbardziej gówniany dzień. A ten, jak widać, właśnie na taki się zapowiadał.
– No jasne, zaraz przyniosę. – Wychodząc, puściła do mnie oko, a ja obróciłam się w fotelu i zapatrzyłam na widok, który rozpościerał się za oknem.
Na samą myśl o spotkaniu z Marcusem skóra mi cierpła, a wspomnienia próbowały wydostać się z pudełka z napisem „nie otwierać”.
– Proszę. – Blondynka postawiła przede mną kubek z kawą.
– Nat, jeśli… – zawahałam się. – Jeśli chcesz, to weź sobie wolne. – Pogłaskałam ją pocieszająco po ramieniu.
Uśmiechnęła się nieśmiało i potrząsnęła głową.
– Nie dam mu tej satysfakcji, nie zamierzam uciekać – powiedziała cicho, wychodząc z gabinetu.
Patrzyłam za nią przez dłuższą chwilę. Chciałabym mieć tyle siły co ona. Chciałabym umieć ruszyć dalej, cieszyć się życiem i z optymizmem spoglądać w przyszłość. Ale nie byłam taka jak Natalie. Marcus Adams zniszczył mnie wielokrotnie i wyglądało na to, że przez niego już nigdy nie będę taka jak kiedyś.
Dopiłam kawę i całkowicie wyprana z emocji poszłam do gabinetu, który od wielu lat stał zamknięty. Nie troszczyłam się o zachowanie pozorów dobrego wychowania. Miałam gdzieś, co on sobie o mnie pomyśli. Weszłam do środka bez pukania i przełknęłam żółć, która podeszła mi do gardła na widok mężczyzny rozpartego na fotelu za biurkiem. Wyglądał tak samo jak sześć lat temu, a ja miałam wrażenie, że cofnęłam się w czasie. Ciemne włosy idealnie zaczesane do tyłu, perfekcyjnie wystylizowany zarost na brzegu żuchwy, zimne, oceniające spojrzenie. Wysoki, szczupły, jak zwykle ubrany w ciemny garnitur i jasną koszulę. Cały on. Dreszcz strachu przebiegł po całym moim ciele.
– Kira – przywitał mnie swoim głębokim, aksamitnym głosem z cholernie seksownym akcentem, który kiedyś przyprawiał mnie o gęsią skórkę i przyspieszone bicie serca.
– Marcus – warknęłam, nie siląc się na uprzejmość.
– Pięknie wyglądasz – powiedział, po czym wstał i zrobił kilka kroków w moim kierunku.
– Stój. – Wyciągnęłam dłoń, powstrzymując go przed zmniejszeniem dystansu między nami. – Dlaczego złamałeś warunki umowy? Przyrzekłeś, że zostawisz nas w spokoju!
– Kira. Kira. Kira. – Cmoknął protekcjonalnie i wrócił na swoje miejsce. – Jak zwykle miła i uprzejma.
Zagryzłam zęby, powstrzymując się, żeby nie warczeć i go nie prowokować. Agresja to jedyny sposób, żeby powstrzymać strach pełzający tuż pod moją skórą, ale w tym wypadku wiedziałam, że mój wybuch mógłby szybko obrócić się przeciwko mnie. Zmrużyłam oczy, czekając, co ten dupek ma mi do powiedzenia.
– Przypominam ci, że ta firma nadal w większości jest moja, Kiro. – Uśmiechnął się okrutnie, uświadamiając mi tym samym, że tak naprawdę nigdy się go nie pozbyłam ze swojego życia. – Sytuacja się zmieniła, moja droga.
– Nie jestem twoja – warknęłam.
– Nieważne. – Machnął ręką, a mnie aż zaświerzbiło, żeby rzucić w niego stojącym koło mnie ciężkim wazonem. – Wróciłem do LA na stałe, więc masz dwie możliwości: albo pogodzisz się z tym i będziemy pracować razem, albo polecisz do Vegas na spotkanie z naszym nowym partnerem handlowym, żeby uzgodnić otwarcie biura we wskazanym przez niego miejscu. I pewnie właśnie tam się przeniesiesz. Z własnej woli, oczywiście.
Otworzyłam szeroko oczy. Ja się chyba przesłyszałam?!
– Ty sobie chyba ze mnie jaja robisz? – Wzięłam głęboki oddech, żeby opanować furię, ale niewiele to dało. – Ty sobie chyba ze mnie jaja robisz?! – powtórzyłam, podnosząc głos.
Marcus uniósł dłonie w obronnym geście i wyszczerzył się bezczelnie, widząc moją wściekłość.
– Hej, sama wiesz, że tak będzie najlepiej – odparł.
– Najlepiej? Najlepiej, kurwa?! Ta firma to całe moje życie! Zbudowałam ją praktycznie od nowa, kiedy wyjechałeś! A teraz co? Wracasz sobie jak do siebie i chcesz mi to zabrać?! Dlaczego, Marcus?! Odpowiedz mi dlaczego?! – krzyczałam, zaciskając pięści i ciężko oddychając.
– Bo mogę, Kira. Bo mogę i chcę. Mam pakiet większościowy. I wiesz co? Pakuj się, moja droga, za kilka godzin masz lot do Las Vegas. – Rozluźnionego i swobodnego mężczyznę zastąpił nagle zimny sukinsyn, którego pamiętałam z naszych ostatnich spotkań u notariusza. – Nie zapominaj, gdzie jest twoje miejsce, Kira! I ostrzegam, przestań mnie drażnić!
– Niech cię szlag, Marcus! – prychnęłam, odwracając się do wyjścia.
Zamknęłam za sobą cicho drzwi i na sztywnych nogach, powoli wróciłam do swojego biura. Usiadłam na fotelu i rozejrzałam się po miejscu, które było dla mnie jak drugi dom.
– Marcusie Adamsie, a żeby dopadły cię plagi egipskie i wszystkie choroby weneryczne świata – pomstowałam pod nosem, choć dłonie miałam lodowate i wilgotne ze strachu po spotkaniu z byłym mężem.
Natalie wsunęła się cicho do gabinetu i blada jak ściana wpatrywała się we mnie uważnie, przygryzając wargi.
– Słyszałaś? – zapytałam, choć dobrze wiedziałam, co mi odpowie.
– Wszyscy słyszeliśmy – powiedziała szeptem, siadając naprzeciwko mnie.
Odetchnęłam głęboko kilka razy, ważąc w głowie słowa. Nat była dla mnie jak przyjaciółka i młodsza siostra. Po tym, co się stało… czułam się za nią odpowiedzialna. Zresztą, tak samo jak za cały zespół.
– Wyślij mi wniosek o udzielenie zaległego urlopu. – Potarłam czoło, intensywnie myśląc nad wybrnięciem z tego impasu.
– Ale… – zaczęła Natalie.
– Nie! – przerwałam jej stanowczo. – Nat, kocham cię jak siostrę i nie zostawię cię z tym gnojem sam na sam. – Widziałam, że chce wejść mi w słowo, ale nie zamierzałam z nią dyskutować. – On to wszystko uknuł, rozumiesz? Nie wiem, co wydarzyło się w Nowej Zelandii, ale skoro pojawił się tu bez uprzedzenia i chce się mnie pozbyć, to nie przyjechał tu, aby zbawić firmę.
Jej oczy rozszerzyły się, gdy prawda dotarła do niej z całą mocą. Strach… Tak, czułam strach, który bił z każdej komórki jej ciała. Ramiona dziewczyny opadły, a ona sama jakby zapadła się w sobie. Wstałam i podeszłam do niej, przyklękając przy fotelu. Chwyciłam mocno jej chłodną, drobną dłoń i ścisnęłam pocieszająco.
– Hej, poradzimy sobie, okej?
Natalie pokiwała głową, bo wiedziała, że mówię prawdę.
– Wiem, Kira, wiem – zapewniła mnie cicho.
– No to uszy do góry, cycki do przodu i zmykaj pisać ten wniosek. – Uściskałam ją mocno. – Polecę do tego cholernego Vegas i jak tylko będę znać szczegóły, ściągnę cię do siebie. Nie wyobrażam sobie pracy bez ciebie.
Trwałyśmy chwilę, przytulając się, chłonąc od siebie nawzajem poczucie bezpieczeństwa i wsparcia. Przed opuszczeniem biura podpisałam przesłane wnioski i pozostałe dokumenty. Napisałam do swoich klientów o małych zmianach, prosząc o chwilę cierpliwości. Jeśli Marcus myślał, że wejdzie do mojego świata i zabierze mi wszystko, na co tak ciężko harowałam, to grubo się myli. Może sobie przejąć firmę, ale klientów i pracowników mu nie oddam.
Zebrałam swoje rzeczy do niewielkiego pudełka, pożegnałam pracowników i poszłam w kierunku windy. Nie odwróciłam się, żeby ostatni raz spojrzeć na moje ukochane biuro. Fakt, że Marcus wysyłał mnie z dnia na dzień do Vegas, był jednoznaczny z kopnięciem mnie w tyłek i oddelegowaniem. Mogłam jedynie liczyć na to, że część zespołu dołączy do mnie w nowym miejscu, a kontrahenci ufają mi na tyle, żeby chwilę poczekać, aż zakotwiczę się gdzieś na stałe. Wpatrywałam się w bibeloty, które zebrałam przez ostatnie kilka lat, wspominając historię każdej z tych rzeczy. Nawet nie podniosłam głowy, a gdy drzwi windy otworzyły się, weszłam do środka, nie zwracając uwagi na otaczające mnie osoby.
Metalowa puszka zastukała i zaczęła powoli sunąć w dół.
– Ciekawa kolekcja – usłyszałam za sobą ten sam głęboki, męski głos, który wyprowadził mnie rano z równowagi. Zacisnęłam gniewnie usta i uparcie nie podnosiłam głowy. Utarczka słowna z dupkiem była ostatnim, na co miałam ochotę.
– Nieładnie tak ignorować drugą osobę, panno…? – nie dawał za wygraną.
Uniosłam nieco głowę i wzrokiem próbowałam zmusić zmieniające się cyfry mijanych pięter do przyspieszenia.
– Naprawdę zamierza mnie pani ignorować? – Facet za mną aż sapnął z niedowierzania.
Niechętnie spojrzałam na niego. Stał tuż za mną, nonszalancko oparty o ścianę windy i uśmiechał się szyderczo. Odetchnęłam głęboko i starałam się zachować spokój.
– Powiem to tylko raz, tak, zamierzam pana ignorować i mam nadzieję, że nigdy więcej nasze drogi się nie skrzyżują. A to, jak się nazywam, nie jest pana sprawą.
Dźwięk windy i rozsuwające się drzwi były jak sygnał do sprintu. Ścisnęłam mocniej pudło i szybko wyszłam do lobby. Kiwnęłam głową do osób stojących za kontuarem i skierowałam się prosto do taksówki parkującej pod budynkiem. Chłodne grudniowe powietrze owiało mi nogi i przeniknęło przez koszulę. Nienawidziłam takich temperatur, ale byłam niemal pewna, że mieszkańcy Chicago uznaliby je za wyjątkowo ciepłe i przyjemne. Zamknęłam za sobą drzwi, siadając na tylnym siedzeniu, i podałam kierowcy adres mieszkania. Gdy włączaliśmy się do ruchu, po raz ostatni spojrzałam na biurowiec i serce ścisnęło mi się z żalu za odebranym mi życiem. Przesunęłam wzrokiem po szklanej fasadzie i przed budynkiem zauważyłam mężczyznę z windy, który intensywnie wpatrywał się w odjeżdżającą taksówkę. Potrząsnęłam głową, starając się wyrzucić z głowy odprowadzające mnie zielone oczy. Może w innych okolicznościach… Boże, o czym ja myślę?! Od rozstania z Marcusem minęło już tyle lat, a ja nadal nie potrafiłam patrzeć na facetów bez przypinania im łatki drania. A tu, przy tym egzemplarzu, już na pierwszy rzut oka było widać, że jest aroganckim gnojkiem.
Weszłam do swojego mieszkania na piętnastym piętrze nowoczesnego apartamentowca. To było miejsce, które stało się moją oazą w czasach „po Marcusie”. Kupiłam je zaraz po naszym rozstaniu i urządziłam dokładnie tak, jak sobie wymarzyłam. Pastelowe kolory dodatków ocieplały białe wnętrze. Duże, panoramiczne okna, ciągnące się od podłogi po sufit, sprawiały, że w środku było jasno i słonecznie, a białe shuttersy nadawały szyk i pozwalały odgrodzić się wieczorem od świata zewnętrznego.
Postawiłam karton na wyspie w kuchni i rozejrzałam się wokół. Biała kuchnia z pastelowo miętowymi dodatkami i złotymi wykończeniami, jasne marmurowe blaty… to była kwintesencja tego, co kochałam w obecnych trendach wnętrzarskich. W kolorowych magazynach uwielbiałam oglądać wnętrza w stylu boho, ale jakoś nie potrafiłam się skusić, żeby zastosować go w swoim mieszkaniu. Odłożyłam karton na komodzie w sypialni i usiadłam na łóżku. Pieprzony Marcus! Naprawdę miałam nadzieję, że ten rozdział mam już za sobą. Trzeba było założyć własną firmę, gdy był na to czas. A teraz? Teraz nie mogłam już sobie na to pozwolić. Miałam pod sobą wielu ludzi, kontrahentów, otwarte projekty… Nie mogłam ot tak rzucić tego wszystkiego w cholerę i zniknąć. I ten drań doskonale zdawał sobie z tego sprawę! Uderzyłam w łóżko dłońmi zaciśniętymi w pięści i warknęłam z bezsilności. Niech go szlag! Pomstowanie w myślach, to jak na razie jedyne, co mogłam zrobić. Mimo szczerej niechęci spakowałam walizkę, sprawdziłam lot i powoli zebrałam się do wyjścia. Do odlotu miałam jeszcze trzy godziny, ale znając życie, połowę tego czasu spędzę w korkach.
Cztery godziny później stałam już na lotnisku w Vegas i ciągnąc za sobą walizkę, szybkim krokiem przemierzałam halę przylotów, śpiesząc do czekającej już na mnie taksówki. Całe szczęście do hotelu Bellagio nie było daleko, bo kończący się dzień dał mi już wystarczająco w kość i jedyne, o czym marzyłam, to wypić lampkę wina i zakopać się pod kocem.
Lobby hotelu zrobiło na mnie olbrzymie wrażenie. Kolorowe parasolki wiszące pod sufitem, wielki lśniący posąg rumaka na środku i kontuary ciągnące się przez całą długość pomieszczenia. Od sympatycznej dziewczyny z recepcji odebrałam klucze do penthouse’u, który udało mi się w ostatniej chwili zarezerwować. Boy zajął się moimi bagażami, więc mogłam spokojnie wstąpić do baru. Przysiadłam na stołku barowym i poprosiłam o lampkę różowego wina. O Boże, to było dokładnie to, czego teraz potrzebowałam. Chłodny, słodki alkohol spływał mi po gardle, a ja miałam ochotę zabrać do pokoju całą butelkę.
Siedziałam w barze dłuższą chwilę, sącząc wino i przeglądając najnowsze maile. Czułam na sobie spojrzenia otaczających mnie mężczyzn i powoli zaczynałam mieć tego dość. Zdawałam sobie sprawę, że samotna kobieta wieczorem w takim miejscu jest obiektem podchodów, ale nie miałam na to ani czasu, ani ochoty.
– Co taka piękna dziewczyna robi sama w barze? – usłyszałam tuż za sobą.
Dopiłam wino, nie reagując na zaczepkę, i zsunęłam się ze stołka, nie zaszczycając nieznajomego spojrzeniem. Kiedy go omijałam, chwycił mnie za rękę i stanowczo odwrócił w swoją stronę. Wysoki blondyn górował nade mną, uśmiechając się pyszałkowato. Jedna brew bezwiednie uniosła mi się do góry w odpowiedzi na bezczelne zachowanie mężczyzny. Zmierzyłam go zimnym wzrokiem i stanowczo wyrwałam ramię z jego uścisku.
– Spokojnie, kociaku, nie musisz się denerwować! – Podniósł ręce w obronnym geście, widząc mord w moich oczach. – Przecież możemy spokojnie pogadać , poznać się…
– Proszę mnie uważnie posłuchać – warknęłam cicho, starając się nie robić scen. – Nie jestem kociakiem, nie będziemy gadać, pić w barze i się poznawać. A jeśli jeszcze raz mnie dotkniesz, to pozbawię cię jaj, zanim zdążysz mrugnąć. A teraz proszę mi wybaczyć, ale mam dużo ciekawsze rzeczy do zrobienia niż oddychanie tym samym powietrzem, co nadęty dupek bez grama klasy. – Odwróciłam się na pięcie i z wysoko uniesioną głową wyszłam z baru, kierując się prosto do swojego pokoju.
Chryste! Czy wszyscy faceci, którzy stają na mojej drodze, muszą być takimi idiotami? Rozejrzałam się, idąc przez lobby. Dookoła mnie krążyli ludzie w ubraniach ze świątecznymi akcentami. Wśród gości hotelowych dominowały pary, które tuliły się do siebie, robiły sobie zdjęcia, całując się pod jemiołą, albo po prostu cieszyły się ze swojego towarzystwa w przedświątecznym czasie. Święta, prychnęłam w myślach. Cholerna magia, marzenia, życzenia… a życie i tak daje ci w mordę tak mocno, że zapominasz, jak się nazywasz… Skrzywiłam się na wspomnienie swoich ostatnich świąt, które planowałam spędzić z Marcusem. Tak, było tam tyle cholernej magii, że nawet jednorożec dostałby niestrawności. Nie potrafiłam sobie poradzić ze zgorzknieniem i brakiem wiary w mężczyzn.
Zamknęłam drzwi do pokoju, zamówiłam całą butelkę wina i nalałam sobie kieliszek, gdy tylko boy hotelowy je dostarczył. Usiadłam w fotelu przy oknie i zapatrzyłam się na migoczące światła nocnego Vegas, które tętniło życiem kilkanaście pięter niżej. To niewiarygodne, jak nieodpowiedni ludzie potrafią przewartościować człowieka.
Zanim poznałam Marcusa i na początku naszej znajomości byłam zupełnie inna. Często się śmiałam, otaczałam się gromadą przyjaciółek, nie stroniłam od zabawy. Zakochałam się bez pamięci w człowieku, który zdawał się czcić ziemię, po której stąpałam. Połączyliśmy nasze firmy i wspólnie wspinaliśmy się na szczyt, budując solidne imperium. Staliśmy się potentatem w branży reklamy, marketingu i PR. Wtedy byłam pewna, że stanowimy zespół, że razem jesteśmy niezniszczalni… Po trzech latach, gdy firma była już liderem na rynku krajowym, Marcus oświadczył mi się, a po skromnym ślubie zaczęliśmy ekspansję na rynku międzynarodowym. Żyłam w cholernej bajce i nawet nie zauważyłam pierwszych rys, które niczym ciemne chmury kładły się na naszym związku. Mój mąż coraz później wracał z pracy, coraz więcej pił, a w końcu zaczął być agresywny. Wyrzucałam sobie, że to moja wina, że nie daję z siebie wystarczająco, starałam się więc za wszelką cenę stanąć na wysokości jego żądań… Wierzyłam, że zasłużyłam na każde uderzenie i na każdy seks, którego nie chciałam, a po którym czułam się brudna i wykorzystana. Gdy w firmie pojawiła się Natalie, Marcus na chwilę się zmienił. Znowu był spokojny, znowu mnie adorował. Uwierzyłam, że będzie jak dawniej. Moje złudzenia runęły, gdy któregoś wieczoru przyjechałam do firmy po dokumenty, których zapomniałam. Weszłam na nasze piętro i usłyszałam cichy płacz. Wspomnienia jak żywe zalewały mój umysł, podsuwając po kolei wszystkie straszne obrazy. Natalie pobita, w podartym ubraniu, przyciśnięta do biurka i brutalnie gwałcona przez mojego męża… Jego zimne oczy i okrutny wyraz twarzy, gdy dociskał jej krwawiącą twarz do biurka… Jej urywany szloch…
Wypiłam kolejny kieliszek jednym haustem i odstawiłam go z hukiem na blat stolika, potrząsając głową, żeby pozbyć się tego wszystkiego sprzed oczu.
Czy po czymś takim można normalnie żyć? Czy można jeszcze zaufać? Zakochać się? Ja nie umiałam. Odnalazłam w Natalie bratnią duszę. Obie byłyśmy okaleczone psychicznie i fizycznie przez zwyrodnialca, który na co dzień udawał wzorowego męża i szefa. Udało nam się załatwić sprawę po cichu, aby uniknąć skandalu i nie wyrządzić firmie szkody. Marcus bez zbędnych protestów podpisał papiery rozwodowe i ugodę. Zgodził się zostawić mi firmę w Stanach, a sam zabrał swoją najnowszą kochankę i wyjechał do Nowej Zelandii. Dlatego jego powrót tak wstrząsnął moim poukładanym światem i sprawił, że nie potrafię spokojnie patrzeć w przyszłość. Doświadczenie podpowiadało mi, że cokolwiek przyszykował, nie jest to ani dobre, ani przyjemne.
Położyłam się do łóżka i zapadłam w niespokojny sen, czekając na to, co przyniesie poranek.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Redaktorka prowadząca: Agnieszka Nowak
Redakcja: Katarzyna Kusojć
Korekta: Ida Świerkocka
Projekt okładki: Łukasz Werpachowski
Zdjęcie na okładce: © LIGHTFIELD STUDIOS
Copyright © 2022 by Monika Skabara
Copyright © 2022 Niegrzeczne Książki
an imprint of Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus
Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.
Wydanie elektroniczne
Białystok 2022
ISBN 978-83-67247-43-6
Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Rek