50,99 zł
Silna w przekazie, choć ujmująco delikatna historia, w której nie ma ani jednego zbędnego zdania. Każde słowo zostało dobrane z najwyższą pieczołowitością i precyzyjnie prowadzi nas przez meandry pamięci.
Barbara Kocot-lka, Japonia Info
Przejmująca opowieść o chorobie odbierającej cenne wspomnienia, które kształtują naszą emocjonalność i postrzeganie świata, o trudnych życiowych wyborach i o próbie zrozumienia, co w życiu jest naprawdę ważne. Historia osadzona w dalekiej Japonii, ale tak bardzo uniwersalna, że trafi do każdego wrażliwego serca!
Joanna Julia Sokołowska, autorka bloga Byłem tu. Tony Halik i prowadząca podcastu O Japonii
To piękna historia, pełna japońskiej prostoty. Proza gęsta i egzystencjalna. Momentami boleśnie doświadczająca czytelnika, innym razem niemal liryczna. Głęboka i intymna do granic. Zostanie w Was na długo.
Monika Parda, Żyj Bardziej
To poruszająca opowieść o demencji, eksplorująca rodzinną relację i wyzwania związane z rodzicielstwem. Z bezsilnością i wątpliwościami bohaterów może się utożsamić każdy z nas.
Sandra Hojda, @tabibito_no_hon
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 298
Marka wydawnicza Bo.wiem
Seria z Żurawiem
Projekt okładki Małgorzata Flis
Tytuł oryginału: Hyakka(百花)
Hyakka © 2019 Genki Kawamura. All rights reserved
Publication rights for this Polish edition arranged through Kodansha Ltd., Tokyo
Copyright © for the Polish translation by Wiktor Marczyk, 2024
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2024
Wydanie I, Kraków 2024
All rights reserved
Niniejsza książka stanowi utwór chroniony na podstawie ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. Prawami do tego utworu dysponuje Wydawca – Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. Bez zgody Wydawcy niedopuszczalne jest kopiowanie, rozpowszechnianie lub inne korzystanie z niniejszej książki w całości lub z jej fragmentów z wyjątkiem dozwolonego użytku osobistego lub publicznego.
ISBN 978-83-233-5349-2 (druk)
ISBN 978-83-233-7535-7 (mobi, epub)
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego Redakcja: ul. Michałowskiego 9/2, 31-126 Kraków tel. 12 663 23 80 Dystrybucja: tel. 12 631 01 97 tel. kom. 506 006 674, e-mail: [email protected] Konto: PEKAO SA, nr 80 1240 4722 1111 0000 4856 3325 www.bowiem.wuj.pl
1
Kiedy otworzyła drzwi, rozciągnęło się przed nią żółte niebo.
Nigdzie nie dało się dostrzec ani jednej chmurki, słońca też jednak nie było widać. Zeszła w dół i na końcu ścieżki skręciła w lewo. Muszę się spieszyć. Izumi zaraz przyjedzie. Rzędy podobnych do siebie domów jednorodzinnych ciągnęły się wzdłuż łagodnie opadającego zbocza. Nie wiadomo skąd dobiegł do jej uszu dźwięk fortepianu. Träumerei Schumanna. Za każdym razem myliła się w drugim takcie. Racja, dzisiaj lekcje fortepianu. Miku-chan, zagraj ładnie do i fa. Niedobrze, powinna już zacząć lekcję. Ale wcześniej musi pójść. Tylko dokąd? Dokąd ja idę? Aaa, tak, do supermarketu przed dworcem. Izumi przyjeżdża dziś wieczorem. Przygotuję mu jego ulubiony ryż z gulaszem wołowym i zawijany omlet tamagoyaki. Dołożę jeszcze dużego pomidora. Chyba mam jeszcze w domu majonez? Muszę kupić, na wszelki wypadek. Niedługo Izumi dotrze na dworzec. Muszę do tego czasu zrobić zakupy. Trzeba się pospieszyć. Dźwięk obcasów uderzających o asfalt niósł się echem po pustej, wieczornej ulicy. Na wprost siebie zobaczyła huśtawkę. Pewnie jeszcze przed chwilą bawiły się na niej dzieci. Zardzewiały łańcuch kołysał się delikatnie. Mały skwer obok stromych schodów. Mocno zużyta zjeżdżalnia, jedna huśtawka równoważna i jedna zwykła. Na końcu długich schodów tory kolejowe, po których bezgłośnie mknął czerwony pociąg. Pod niebem koloru kwiatów mlecza rozlewały się blokowiska, zbudowane, jakby ktoś chciał nimi przykryć całą okolicę. Ocean, który powinien znajdować się w oddali, był rozmyty i niemal niewidoczny. Co zrobisz, Yuriko? Odwróciła się, za nią stał ojciec. Ochłonę i porządnie się zastanowię. Matka wyciera sobie oczy chusteczką. Tato, mamo, przepraszam. Nie umiem rozstać się z tym dzieckiem. Poruszała wargami, lecz słowa nie przeistoczyły się w głos i tylko suche powietrze wyszło z jej ust. Kiedy już to powie, to za nic nie będzie odwrotu. Ojciec przymknął oczy i odwrócił się plecami. Po chwili dołączyła do niego matka. Chciała za nimi biec, ale nogi odmówiły jej posłuszeństwa. Co ja mam zrobić? Niech mi ktoś pomoże! Kiedy sylwetki oddalających się rodziców zniknęły jej z oczu, opadła ciężko na huśtawkę. Spoglądała w górę, poruszając zardzewiałymi łańcuchami. Rozległ się trzask jak pękającego szkła i na żółtym niebie pojawiła się rysa. W chwili, w której zobaczyła matową biel przeświecającą przez szczelinę, ziemia zadrżała i wezbrała jak fala. Widziane w oddali bloki zaczęły się walić jeden za drugim, jak kostki domina. Izumi… Imię samo pojawiło się w jej ustach i wydostało się z nich. Izumi! Izumi! Krzyczała raz za razem. Ach… Izumi już zaraz będzie na dworcu. Ale Asaba na mnie czeka. Muszę iść. On czeka. Muszę kupić cebulę, marchewkę i mięso wołowe. I jeszcze majonez. Tylko że nie zdążę. Już pora na lekcję fortepianu małej Miku. Drugi takt z Träumerei. Zagraj ładnie do i fa. Tato, mamo, przepraszam. Niebo wraz ze swoją bielusieńką szczeliną w jednej chwili pociemniało. Na szaro-żółtym tle rozbłysły pojedyncze fajerwerki. Dziwne fajerwerki, których tylko górną część było widać. Oglądała kolejne świetliste półokręgi, a jej oczy nabiegły łzami.
Dlaczego one są takie piękne?
*
Kiedy wszedł do domu, matki w nim nie było.
Izumi Kasai zawołał Yuriko, zdejmując buty w przedpokoju starego domu jednorodzinnego. Głos odbijał się echem po ciemnym korytarzu, w salonie widocznym w głębi też nie paliło się światło. Na piętrze – żywej duszy, i nawet z zewnątrz dało się odczuć, jak wychłodzony jest cały dom. Izumi zapiął suwak puchowej kurtki. Ciało, które w drodze z dworca wyczekiwało ciepła, lekko drżało.
Poczuł w nozdrzach nieprzyjemny rybny zapach. Kuchnia, gdzie matka powinna była właśnie szykować kolację, zionęła pustką. Zapalił świetlówkę i w niedużym zlewie zobaczył piętrzące się brudne naczynia i szklanki. Na kuchence stał garnek z zalegającą w środku kapustą pekińską. Nie pasowało to do pedantycznej matki, osoby zwykle bardzo starannie myjącej wszystkie naczynia.
Kiedy był mały, Izumi stanął przy zlewie tylko raz, gdy matka poważnie zachorowała i leżała w łóżku. Jak tylko wrócił ze szkoły, podstawił sobie krzesło i sięgając w górę tyle, ile był w stanie, spienił gąbkę. Po wszystkim złożył matce raport, jakby wykonał jakieś niesamowicie poważne zadanie.
– Jesteś wspaniały, Izumi! Dziękuję! – odpowiedziała, podnosząc się na łóżku.
Uradowany pochwałą, następnego dnia także przystąpił do zmywania. Za późno uświadomił sobie, że ma śliskie dłonie. Mama mówiła, że kupiła tę czarkę podczas wycieczki na Kiusiu w czasach młodości, i używała jej od ponad dziesięciu lat. Kiedy przybiegła zaniepokojona dźwiękiem i zobaczyła w zlewie miseczkę pękniętą na dwie równe części, złapała Izumiego za rękę.
– Wszystko w porządku? Nie skaleczyłeś się?
Na czubku palca wskazującego pojawiła się kropla krwi, jakby przysiadła na nim biedronka. Izumi wydał z siebie krótki okrzyk, a w tym samym czasie matka włożyła sobie jego palec do ust. Kiedy palec otoczyła ciepła ślina, poczuł, jak serce wypełnia mu poczucie winy.
W salonie połączonym z kuchnią włączył po kolei świetlówkę, klimatyzację i telewizor. Pośrodku, niby aktor grający główną rolę, stał wysłużony fortepian, a obok niego skromny telewizor oraz zestaw audio.
Fortepian zawsze znajdował się w centrum życia matki. Po ukończeniu prywatnej uczelni muzycznej występowała jako pianistka z małymi koncertami, a żeby zarobić na życie, grywała w hotelowych lobby i tym podobnych miejscach. Kiedy urodził się Izumi, zaczęła pracować jako nauczycielka fortepianu, żeby mieć pewniejszy dochód.
Po okolicy błyskawicznie rozeszła się wieść o pięknej nauczycielce, która świetnie uczy, dzięki czemu zdobyła wielu uczniów. Izumi także pobierał lekcje u swojej mamy, jednak gdy prowadziła zajęcia, stawała się zupełnie inną, bardzo surową osobą. Bał się jej wtedy. Mniej więcej w czasie, kiedy poszedł do podstawówki, powiedział, że już nie chce grać na fortepianie. Z jednej strony mama ze smutną miną przekonywała go, że powinien grać dalej, nie przejmując się jej nauczaniem. Z drugiej strony muzyka to kwestia wolnego wyboru, powiedziała, i nie miała do niego o nic pretensji.
Poczerniały klimatyzator, wyjąc, wypuszczał z siebie ledwo ciepłe powietrze. Odrobinę śmierdziało stęchlizną. Zadzwonił do matki na komórkę, ale po sześciu–siedmiu sygnałach włączyła się automatyczna sekretarka.
Na parapecie okna stała ramka z amatorsko wykonanym zdjęciem. Na nim Izumi wraz z matką stali przed wejściem do tradycyjnego pensjonatu, ubrani w letnie kimona yukata. To było dwa, a może trzy lata temu? A może jeszcze dawniej? Zrobili sobie zdjęcie we dwoje, co rzadko im się zdarzało. Tego dnia jedli podane do pokoju hotelowego sashimi z dużej langusty.
– Smaczne, prawda? Chciałabym tu jeszcze przyjechać – powtarzała matka bez przerwy. Była w tym strasznie uciążliwa.
– Już to słyszałem! – warknął w końcu poirytowany Izumi. Zrobiła wtedy nieco smutną minę.
Usiadł przy stole w jadalni i bezmyślnie wpatrywał się w telewizor. Nie wiedzieć kiedy minęła prawie godzina. Widoczne za malutkim ogródkiem fioletowe niebo przesłaniały olbrzymie blokowiska. Kiedy w oknach zaczęły zapalać się pojedyncze światła, poczuł głód. Matka ciągle nie wracała. A mówił jej przecież, o której będzie. Na zewnątrz już ciemniało, nigdzie nie było żywej duszy.
Wszedł na drugie piętro i położył plecak na łóżku w swoim pokoju. Tanie łóżko na stelażu, którego używał od czasów liceum, mocno skrzypiało. W biblioteczce stało kilka komiksów i płyt zachodnich zespołów. Obok kurzyła się stara gitara elektryczna. Ciemnobrązowy fender telecaster, którego dostał w gimnazjum. Grał w uczelnianym zespole aż do ostatniego roku studiów, ale koniec końców nie udało mu się dać koncertu, z którego byłby zadowolony.
Zszedł pochylony po stromych drewnianych schodach. Jego uwagę przykuł rzucony na kanapę w salonie szalik mamy. Ogarnęło go nagle jakieś nieprzyjemne przeczucie i od razu poszedł do przedpokoju. Wsunął nogi w płócienne tenisówki, otworzył cienkie drzwi i wyszedł na zewnątrz.
Zszedł po łagodnym zboczu i skręcił w lewo na końcu drogi. Gdzie ona mogła pójść? Nieświadomie przyspieszył kroku. W sam raz, żeby nie czuć chłodu. Uliczne lampy oświetlały białe obłoki oddechu. Pod koniec roku ulice wyglądały na oświetlone mocniej niż zwykle. W oknach wszystkich domów jednorodzinnych ciągnących się wzdłuż drogi paliło się mlecznobiałe światło, a z wnętrz sączyły się dźwięki telewizji.
Wszedł w wąski zaułek z zamiarem skorzystania ze stromych schodów stanowiących drogę na skróty do dworca. Kiedy położył rękę na poręczy, jego uwagę przykuł ruch huśtawki na znajdującym się obok skwerze.
W słabym świetle ulicznej latarni zobaczył Yuriko.
Siedziała na skrzypiącej cicho huśtawce i wpatrywała się w widoczne w oddali wieczorne miasto. Zbliżył się po cichu, żeby jej nie przestraszyć. Na delikatnie oświetlonym profilu widniały zmarszczki zdradzające wiek, ale jednocześnie tchnął on dziewczęcą świeżością. Izumi szybko znalazł się obok niej, lecz ona wciąż go nie zauważała i wpatrywała się w białe światła. Uśmiechała się delikatnie, jakby śniła jakiś piękny sen.
– Mamo, co ty tutaj robisz? – zapytał słabym głosem. Wciąż nie mógł złapać oddechu.
– Ja… muszę wracać – wyszeptała Yuriko, jakby mówiła sama do siebie.
– Co?
– Muszę wracać. Muszę.
– Co się stało? Mamo?
– A, przepraszam… Izumi.
Yuriko w końcu spojrzała Izumiemu w oczy. Zaskoczył go wilgotny blask w jej źrenicach. Nigdy wcześniej nie widział takiej twarzy matki.
– Przestraszyłem się. Nie było cię w domu.
– Wybacz. Poszłam do supermarketu po zakupy i jakoś tak się zmęczyłam.
Wbrew temu, co mówiła, nie miała żadnych toreb.
– Przeziębisz się, jak będziesz tu siedzieć. – Izumi podszedł do huśtawki, zdjął swoją puchową kurtkę i zarzucił ją na ramiona Yuriko. Matka miała na sobie tylko pięknie wyprasowaną białą bluzkę i granatowy kardigan. Jak na tę porę roku było to zdecydowanie za mało.
– To co? Wrócimy do domu i napijesz się ciepłej herbaty?
– Muszę kupić cebulę i marchewkę, i jeszcze wołowinę…
– W takim razie może chodźmy razem do marketu przed dworcem?
Yuriko przytaknęła w dziecinny sposób, a potem znowu spojrzała w dół na miasto. Po ciągnących się w poprzek torach jechał czerwony pociąg. Pewnie przez to, że to wieczór przed Nowym Rokiem, w wagonach nie było widać pasażerów, a sam pojazd dziwnie powoli przecinał ich linię wzroku pod kątem prostym.
Przed dworcem stał supermarket, który przypominał trochę małe wesołe miasteczko. Cztery lata wcześniej były tam tylko niewielkie sklepiki, lecz potem na to osiedle weszła duża sieć handlowa. Teraz można było tam kupić wszystko, od jedzenia, lekarstw i produktów pierwszej potrzeby aż po sprzęt AGD i ubrania. Nazwa „supermarket” nie pasowała do tego sklepu, jednak nie dało się go też określić mianem domu towarowego czy centrum handlowego. Yuriko mówiła po prostu „market przed dworcem”.
Zostało kilka godzin do Nowego Roku i półki spożywcze świeciły pustkami. Idąca z przodu Yuriko zdawała się poruszać szybciej niż zwykle.
– Zwolnij trochę! – Pchając wózek, Izumi starał się dogonić plecy matki.
Na półkach stały poustawiane artykuły spożywcze, takie jak produkty fermentowane, jogurty budujące odporność, gluten-free czy superfoods. Asortyment kompletnie się zmienił od jego ostatniej wizyty.
W pobliżu apartamentowca w centrum, w którym mieszkał Izumi, nie było prawdziwego supermarketu, więc zakupy, takie jak jedzenie i produkty pierwszej potrzeby, zaczął robić przez internet, zamawiając dostawę do domu. Sztuczna inteligencja na stronie była dobrze zaprojektowana i trafnie wybierała dla niego produkty, które kupował wcześniej albo powinien kupić w następnej kolejności, oraz te, które mogłyby mu się spodobać, i wyświetlała mu rekomendacje na ekranie. Klikając kolejne pozycje zgodnie z tymi wskazówkami, raz-dwa uwijał się z zakupami.
Yuriko chodziła zaaferowana od półki do półki, mówiąc do sie-bie: „Tego też potrzebuję” czy „To też muszę kupić”, i pakowała do ciemnoczerwonego koszyka sklepowego pomidory oraz marchewki. Wszystkiego brała wyraźnie za dużo, co niepokoiło Izumiego.
Yuriko wrzuciła do koszyka paczkę najdroższych kiełbasek.
– A te nie będą dobre? – Izumi wskazał palcem tańszy produkt.
– Kiedy byłeś mały, jadłeś tylko te. Jak dostawałeś inne, to płakałeś – odparła na to Yuriko, jakby zwracając mu uwagę. Zupełnie nie pamiętał, że zachowywał się tak samolubnie. – Z tobą to tak od zawsze. Od razu wszystko zapominasz. – Yuriko sięgnęła po kostkę smakową do przygotowywania gulaszu wołowego. – Zrobię ci gulasz i omlet tamagoyaki. Dzisiaj będziemy jeść tylko twoje ulubione potrawy.
Kiedy wypełnili koszyk po brzegi i postawili go na kasie, Izumi wyciągnął w stronę kasjera kartę kredytową. Yuriko złapała go za rękę i wyjęła z kieszeni portmonetkę.
Izumi kupił matce tę markową skórzaną portmonetkę w zagranicznym sklepie bezcłowym. Aktualnie była wypchana jak nadziewane ciastko dorayaki. Kiedy Yuriko ją otworzyła, przegródka na banknoty była pełna paragonów. Matka zawsze po zakupach porządkowała wszystko, co miała w portfelu, jednak tym razem kieszonka na drobne była wypchana monetami. Izumi nie mógł oderwać wzroku od portmonetki.
– Ostatnio jakoś nie mogę się niczego doliczyć, więc od razu daję tylko banknoty. Przez to nazbierało mi się drobnych. – Odwracając wzrok z zawstydzenia, Yuriko zamknęła portmonetkę.
– Mogę na chwilę skoczyć na czwarte piętro? – zapytał Izumi po tym, jak upchnął warzywa do torby. Siatka nabrała nieforemnego kształtu i wyglądała, jakby miała się przewrócić. Izumi podtrzymywał ją nerwowo.
– Potrzebujesz czegoś?
Jedzenie w torbie Yuriko było porządnie poukładane i całość tworzyła piękny okrągły kształt.
– Zimno jest u ciebie. Kupię sobie ciepłą bieliznę.
– Przepraszam, klimatyzacja się zepsuła.
– Nie, nie, to ja jestem zmarzluchem po prostu.
– Ty naprawdę nie lubisz zimna, Izumi.
– No tak. – Zaśmiał się bezwiednie. Nigdy nie lubił ani zimna, ani gorąca. Kiedyś w szkole podstawowej powiedział, że lubi to, co ciepłe i chłodne. Mamę zdziwiło to stwierdzenie.
– Mamo, wziąć też dla ciebie?
– Mną się nie przejmuj. Ja też jeszcze pójdę coś kupić.
Izumi wjechał schodami ruchomymi cztery piętra w górę i zaczął szukać znaku z napisem „ciepłe ubrania”. Chodząc po uporządkowanym sklepie, zauważył, że odetchnął z ulgą. Nie minęła nawet godzina od spotkania z matką, a już czuł, że się dusi. Nawet chodzenie obok niej powodowało u niego dyskomfort.
Odkąd znalazł pracę i wyprowadził się z domu, minęło piętnaście lat. Chociaż mieszkał w miejscu oddalonym o zaledwie półtorej godziny drogi, stopniowo przyjeżdżał coraz rzadziej i obecnie pojawiał się tylko jakieś dwa razy do roku. Mimo to nie mógłby pozwolić sobie na zostawienie matki samej w okresie noworocznym, spędzanie tego czasu we dwoje było ich uświęconym zwyczajem. Jednak szczególnie przez ostatnie lata rozmowa im się nie kleiła i Izumi tylko cały czas przytakiwał. Głowił się nad tym, jak ma spędzać czas z Yuriko. Kiedy był mały, bez przerwy gadał o sobie i swoich sprawach, ale po „tamtym zdarzeniu”wszystko się całkowicie zmieniło.
Izumi wziął do ręki bluzę opisaną pogrubionym pismem jako „najcieplejsza”. Sprawdził rozmiar i kolor, a wtedy w oczy rzuciła mu się półka damska. Było mu nieco wstyd kupować te same ubrania dla nich obojga, ale wziął jeszcze dwie damskie bluzy i poszedł do kasy.
Kiedy zjechał schodami, matka stała już przed wejściem do supermarketu z białym amarylisem w dłoni. Miała bardzo jasną skórę i jej twarz znów wyglądała jak ta, którą Izumi oglądał w dzieciństwie. Przypomniał sobie swoją dumę, kiedy na początku roku lub podczas lekcji otwartych dla rodziców nauczyciele i znajomi mówili, że jego matka jest piękna.
– Przepraszam, czekałaś? – Izumi zbliżył się powoli. Yuriko zaprzeczyła ruchem głowy. Jej mała owalna twarz uśmiechała się czule znad pojedynczego kwiatu.
– Przepraszam cię za ten bałagan – powiedziała Yuriko, kiedy weszli do domu, i zaczęła porządkować porozrzucaną po salonie pocztę.
– Nie przejmuj się – odpowiedział Izumi, zdejmując celofan z kwiatu.
W wazonie na stole w jadalni usychał pojedynczy zawilec. Kilka brązowych, zwiędłych płatków już opadło. Matka nigdy nie pozwalała, żeby w wazonie nie było świeżego kwiatu. Izumi wyciągnął zawilec i wylał do zlewu zatęchły płyn w kolorze ochry. Kiedy włożył do przejrzystej wody świeży amarylis, pokój w jednej chwili wydał się jaśniejszy.
Yuriko zaczęła składać zdjęte z suszarki pranie, Izumi przekładał jedzenie wyjęte ze sklepowych toreb do lodówki. Jej wnętrze było całkowicie wypełnione zawiniętymi w folię spożywczą resztkami. W szufladzie na warzywa – wyschnięte szpinak i marchewki. W głębi leżały całkowicie sczerniałe banany. Obok ryżowaru ułożone były dwa opakowania chleba, oba wyglądały na nieruszone. Izumi wyciągnął z siatki kolejny dopiero co kupiony chleb.
– Mamo, kupujesz za dużo chleba – powiedział do znajdującej się w salonie matki, wskazując na leżące obok ryżowaru trzy opakowania.
– Ostatnio mi się to zdarza. – Yuriko uśmiechnęła się gorzko, układając jeden na drugim złożone w kostkę ręczniki.
– Zawsze tak miałaś, mamo.
– Naprawdę? Czyli to nic nowego?
Izumi wielokrotnie widział swoją matkę, jak wkłada do lodówki te same jogurty czy szynkę, które już tam były. „Kupiłam, bo mówiłeś, że je lubisz”, tłumaczyła się. „Poza tym były w promocji”.
Yuriko zamieniła się miejscami w kuchni z Izumim i założyła fartuch. Wypłukała ryż nad zlewem, a potem, sprawnie korzystając z małej kuchenki, zaczęła przygotowywać jednocześnie gulasz wołowy i omlet tamagoyaki. Kiedy już postawiła garnek na palniku, zabrała się za mycie sałaty i krojenie pomidorów.
Matka w ciągu dnia uczyła gry na fortepianie, a wieczorem pracowała dorywczo. Była zajęta, więc musiała nauczyć się szybko przyrządzać jedzenie. Ledwo weszła do kuchni, a już nie wiadomo skąd miała gotowy kilkudaniowy posiłek. Kiedy Izumi zamieszkał sam, próbował ją w tym naśladować, ale jakkolwiek się starał, nie umiał szykować kilku potraw naraz. Pomyślał wtedy, że ta umiejętność to jakaś magiczna sztuczka.
– Może ci jakoś pomóc? – zapytał.
– Nie, nie, pooglądaj sobie telewizję czy coś – odpowiedziała Yuriko, nie podnosząc wzroku znad deski do krojenia.
Wdychając zapach wołowo-warzywnego sosu demi glace, Izumi leżał na łóżku i oglądał tradycyjny program sylwestrowy Kōhaku Uta Gassen. Grupa idolek w identycznych czerwonych czapkach i o strasznie wysokich głosach kibicowała krzykliwie piosenkarce wykonującej tradycyjne ballady enka. Z uśmiechniętej twarzy artystki nie sposób było wyczytać, czy to wsparcie ją cieszy, czy raczej jej przeszkadza.
Który to już raz oglądał z matką Kōhaku? Przeprowadzili się do tego domu, kiedy był w trzeciej klasie gimnazjum, więc wychodziłoby, że już ponad dwadzieścia razy. Ile jeszcze razy obejrzą ten program? Dziesięć, dwadzieścia? Raczej nie dobiją do trzydziestu. Zdał sobie sprawę, że jako matka i syn przekroczyli już granicę wyznaczającą połowę ich wspólnego czasu.
„W tym roku w czerwonej drużynie zebrały się same najlepsze wokalistki”, obwieściła głośno prezenterka, aktorka występująca w wyświetlanym w godzinach porannych serialu. Przypomniała po raz kolejny zasady programu widzom, którzy najwidoczniej zupełnie o nich zapomnieli. Kobiety i mężczyźni rywalizowali ze sobą podzieleni odpowiednio na grupy czerwonych i białych.
„Tak wygląda życie aktorek na backstage’u”. Izumiemu stanęła przed oczami zadowolona z siebie twarz przełożonego. Spotkał kiedyś tę aktorkę w pracy. Kilka lat wcześniej wystąpiła w teledysku artysty, który został wybrany do wykonania głównego utworu muzycznego filmu. Izumi był obecny na planie jako osoba odpowiedzialna za promocję tego muzyka. Aktorka prawie nic nie mówiła, zarówno w garderobie, jak i podczas nagrań. Tylko absolutnie niezbędne grzeczności i odpowiedzi, do tego kilka linijek swojej roli. Nie przeprowadziła żadnej głębszej konwersacji. Na ekranie sprawiała wrażenie pogodnej i energicznej młodej osoby, więc wszyscy pracownicy wytwórni byli bardzo zmieszani. Izumiemu było wtedy szkoda tej dziewczyny, zupełnie niedoświadczonej, nagle wrzuconej na plan zdjęciowy teledysku. Kiedy jednak teraz widział ją, jak pełnym głosem wypowiada się w telewizji, czuł, że „odgrywanie roli”musi sprawiać jej przyjemność. Dziewczyna, która teraz śmiała się radośnie na ekranie, i dziewczyna, która stała wtedy ze spuszczoną głową bez słowa. Być może jedno i drugie było dla niej tylko zabawną grą.
– Kolacja gotowa! – Izumi usłyszał zza pleców głos matki.
Błyszczący biały ryż polany był gęstym sosem, a z gulaszu unosiła się para. W rosole pływały grubo pokrojone kawałki rzepy. Sałata ze świeżymi pomidorami, słodki zawijany omlet tamagoyaki, smażony na głębokim tłuszczu bakłażan w smakowitym fioletowym kolorze, sałatka z suszonej rzepy daikon i marchewki. Stół w jadalni uginał się od domowych potraw mamy. Nie mogło też zabraknąć tradycyjnych noworocznych dań, takich jak surówka namasu z marynowanych warzyw czy gotowane w marynacie śledzie.
– To naprawdę jakaś magiczna sztuczka – powiedział Izumi, siadając na krześle.
– Co takiego? – zapytała Yuriko, układając pałeczki.
– Jakim cudem przygotowałaś tyle jedzenia tak szybko?
– Za dużo?
– Nie, nie, wygląda pysznie.
– W tym roku trochę poszłam na łatwiznę. Śledzie i suszony daikon kupiłam gotowe. Wybacz.
– Nie masz za co przepraszać.
– Naprawdę chciałam wszystko sama przygotować…
– Nie musisz się tym przejmować.
– Wybacz.
– No przecież mówię…
– Dobrze, zjedzmy!
Jednym głosem życzyli sobie smacznego. W telewizji przekazywano mikrofon kolejnym jurorom usadzonym obok siebie. Głos podekscytowanej prezenterki rozbrzmiewał w salonie. W czasie posiłku zawsze wyłączali telewizor, mieli jednak we dwoje zasadę, że na koniec roku wyjątkowo pozwalali sobie na oglądanie przy jedzeniu.
Cebulka w gulaszu była słodka, marchewka, z której Yuriko wycięła prawie całą środkową część, miała idealną twardość i pokryta była gęstym czerwonawo-brązowym sosem. Kiedy brał je do ust razem z ryżem, najpierw wyczuwał lekko kwaskowaty smak, a następnie po języku rozpływała się słodycz sosu demi glace. Ani na chwilę nie zatrzymując łyżki, jadł, pomrukując z uznaniem. Gulasz wołowy z ryżem przygotowany przez mamę był jego ulubionym posiłkiem. Przypomniał sobie, jak w dzieciństwie zaglądał wieczorem do kuchni, nie mogąc się doczekać kolacji.
Ani się spostrzegł, jak na talerzu pozostała już tylko resztka ryżu. Zapytany, czy chce dokładkę, Izumi skinął tylko głową bez słowa. Yuriko wzięła talerz i poszła do kuchni. Kōhaku Uta Gassen wszedł w ostatnią fazę i na scenie występowali członkowie boysbandu, tańcząc i śpiewając na tle jaskrawych obrazów wyświetlanych na ekranach. Z miejsc dla widowni wznosiły się podniecone okrzyki graniczące z wrzaskiem. Konferansjerka ogłosiła, że na scenie wykorzystano najnowocześniejsze techniki obrazu, jednak nie wyjaśniła, co w nich było takiego nowoczesnego.
Mniej więcej kiedy skończyli jeść, na ekranie telewizora pojawiła się pokryta śniegiem świątynia buddyjska. Konferansjer ogłosił, że za kilka minut nadejdzie Nowy Rok. Izumiego zaciekawiło nagle, co pokazują na innych kanałach, i nacisnął guzik na pilocie. Na ekranie pojawiły się twarze sportowców i prezenterów wiadomości, wciśnięte pomiędzy komika, który wybił się w ciągu mijającego roku, a grupę innych idoli. Wszystkie te osoby były jego zdaniem okropnie hałaśliwe, więc szybko wrócił na poprzedni kanał.
– Najważniejsze, żebyśmy byli pewni, kiedy dokładnie zacznie się Nowy Rok – powiedziała Yuriko, jakby odgadując myśli Izumiego.
Dźwięk świątynnego dzwonu obwieścił w telewizji nadejście Nowego Roku.
– Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku. – Yuriko pochyliła głowę.
– Wszystkiego najlepszego – zawtórował jej w formalny sposób Izumi. Była to jedyna w roku tak grzeczna wymiana. Izumi zaśmiał się zakłopotany. Yuriko odpowiedziała uśmiechem.
– Oby ten rok też był dla nas dobry.
Telefon wibrował mu od wiadomości z życzeniami od koleżanek i kolegów z pracy. Wysłał krótką wiadomość do Kaori, która pojechała do rodziców, i prawie od razu dostał odpowiedź. „Najlepszego. Bądź miły dla mamy”.
– U Kaori wszystko w porządku? – zapytała Yuriko, zupełnie jakby sama przeczytała tę wiadomość.
– Tak, tak, pozdrawia cię – odpowiedział Izumi, patrząc w telefon.
– To dobrze. Chciałabym ją spotkać, dawno jej nie widziałam.
– Hmm… Mamo, ile ty lat skończyłaś? – zapytał, żeby zmienić temat, pogryzając śledzia, który został jeszcze na stole.
– Nie pytaj. Nie chcę nawet liczyć. – Yuriko potrząsnęła głową, składając puste talerze.
– No wiesz, w końcu to taki dzień.
– Jak się ma tyle lat, to już nie ma znaczenia.
– Sześćdziesiąt dziewięć?
– Sześćdziesiąt osiem.
– A, przepraszam.
– Zawsze się mylisz, nie przejmuję się tym.
Izumi uśmiechnął się cierpko i spojrzał na twarz mamy. Poczekał, aż przeniesie wzrok znad talerzy na niego, i wtedy się odezwał.
– Mamo, wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.
Matka urodziła się w Nowy Rok. Izumi i Yuriko zawsze spędzali razem ostatni wieczór roku oraz świętowali jej urodziny.
– Wszyscy pamiętają, kiedy mam urodziny, a jednak zawsze udaje im się o nich zapomnieć.
Każdy pamięta, że urodziła się w Nowy Rok. Jednak kiedy nadchodzi ten właściwy dzień, nikt nie składa jej życzeń. Nie mogła nikogo zaprosić na wspólne świętowanie, restauracje też były zamknięte. Zdarzało się, że zamiast tortu jedli potrawy noworoczne, a za prezent służyły amulety ze świątyni. Zapytana o swoje urodziny Yuriko zawsze przeklinała to, że urodziła się w Nowy Rok, po czym kończyła ze śmiechem, mówiąc, że „Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!” przegrywa z „Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku!”.
Tylko jedno ratowało Yuriko w tej sytuacji. Urodzona pierwszego stycznia przyjaciółka z dzieciństwa. Przyszły na świat tego samego dnia i stały się sobie bardzo bliskie, jakby złączył je los.
Izumi miał jedenaście lat, kiedy mama opowiedziała mu tę historię.
Tego dnia po raz pierwszy w życiu dał jej prezent urodzinowy. W ostatni dzień roku błądził po pasażu handlowym, głowiąc się, co powinien wybrać, aż w końcu kupił jednego narcyza. Wieczorem już nic innego nie było w kwiaciarni. Kiedy odbierała podłużny, wąski pakunek, powiedziała, jakby z trudem, „dziękuję”, po czym szybko wyszła z salonu i nie wracała przez dłuższą chwilę.
Izumi się zaniepokoił. Być może kwiat był złym pomysłem. Powinien był jednak kupić jej ptysie, które bardzo lubiła. Kiedy tak bił się z myślami, do pokoju wróciła Yuriko, miała zaczerwienione oczy.
– Dlaczego wybrałeś akurat biały kwiat? – zapytała Yuriko. – To mój ulubiony kolor.
– To był ostatni kwiat, jaki został – odpowiedział szczerze. – Ale myślę, że sam i tak bym nie umiał wybrać – dodał.
– Jak to dobrze, że urodziny mam właśnie dzisiaj. – Matka znowu mówiła z pewnym trudem. Podeszła do okna i spośród wielu zdjęć ustawionych na parapecie wybrała jedno z czasów liceum, a potem zaczęła opowiadać o przyjaciółce z dzieciństwa.
Yuriko organizowała z nią w Nowy Rok przyjęcia urodzinowe tylko dla nich dwóch, wymieniały się też prezentami. Chodziły razem na noworoczne wizyty do świątyni, bawiły się wspólnie na seansach filmowych. Czuły się, jakby były wybrankami. Czytały horoskopy. Wydawało im się, że jakiekolwiek szczęście lub nieszczęście czekało na nie w przyszłości, będą go doświadczać razem.
Jednak wiosną, kiedy miały siedemnaście lat, przyjaciółka zginęła w wypadku drogowym. Uczucie kompletnego zagubienia Yuriko było nawet silniejsze od smutku. Kiedy poszła na pogrzeb, wciąż nie docierało do niej, że to się dzieje naprawdę. Czuła jednak, że wraz ze śmiercią istoty, która żyła na tym świecie dokładnie tyle samo czasu co ona, utraciła część siebie. Od tej chwili Yuriko przestała wierzyć w horoskopy czytane w czasopismach i oglądane w telewizji.
– Kiedy osoba, której los był związany z moim, zmarła przede mną, przez długi czas czułam, że urodziny nie mają już żadnego sensu. Ale jeśli ty będziesz je świętował, Izumi, to wszystko zmienia. – Yuriko uśmiechnęła się i dodała: – Dziękuję, Izumi.
Potem włożyła kwiat do przezroczystej szklanki.
Każdego roku, kiedy zbliżał się Nowy Rok, Izumi dawał matce prezent. Chustkę, filiżankę, ozdobny woreczek albo wisiorek. Yuriko, odkąd tamtego dnia dostała od Izumiego prezent, zawsze miała w domu pojedynczy kwiat. Kiedy spędzali razem czas, zawsze był tam kwiat, jakby sobie coś przyrzekli. Ani razu nie zdarzyło się, żeby coś pozbawiło wazon jego kolorów. Poza „tamtym okresem”.
– A jednak!
Głos matki sprawił, że rozmyta srebrna plama znowu nabrała kształtów. Przez cały czas popijał piwo i był już w trakcie szóstego. Przewrócone puste puszki przed jego oczami wyglądały jak błyszczące owady.
– Co się stało?
– Niby to samo co zawsze, ale…
– Czyli co?
– Oczywiście, że nikt się do mnie nie odezwał.
Mówiąc to, Yuriko pomachała dopiero co kupionym zeszłej jesieni smartfonem. Wiele razy pisała do Izumiego z pytaniami, ponieważ nie umiała się nim posługiwać.
– Rano przyjdą wiadomości z życzeniami. – Izumi znowu spojrzał na twarz matki.
– Pewnie tak. Ale dobrze by było, jakby nie zapominali.
Mama się uśmiechała, ale jej oczy ponownie zwilgotniały. Były piękne jak u zakochanej młodej dziewczyny. Izumi nie miał najmniejszego pojęcia, skąd to się brało.