Storytelling - Antonina Tosiek - ebook

Storytelling ebook

Antonina Tosiek

4,0

Opis

Tu będą śpiewane piosenki, ale bez zatęchłych strojów ludowych, bez strojnych falban. Tu będzie prowadzona opowieść, która nie da się wcisnąć w cepeliowskie ramy ani sprzedać na straganie ekorękodzieła. Tu będzie zgłębiana kwestia chłopskiej i postchłopskiej tożsamości. Tu będą zmagania z traumą klasową, jakich w polskiej poezji najnowszej nie zaznano. Tu będą gadane i słuchane świadectwa istot, które – uwikłane w mechanizmy podległości – często głosu nie mają. Tu refleksja feministyczna połączy się z ekopoetycką – i obie zmierzą się z groźbą skapitalizowania opowieści. Debiut Antoniny Tosiek – tom wielokrotnego oporu, storytelling na nasze czasy. 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 24

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




tajemnicą pieśni nie są przecież słowa

Szczepan Kopyt, Zapłata

Pozwolą mi jednak czytelnicy odstąpić od tych przyjętych form i zacząć od rzeczy najbardziej krajowej, najbardziej charakteryzującej naszą żyzną prowincję w pewnych porach roku, to jest: od błota.

Józef Korzeniowski, Kollokacja

folk vanitas

tu będą śpiewane piosenki

ale jeśli nie macie ochoty

proszę się nie krępować można siadać

w tylnych rzędach z dłońmi splecionymi w krzyże albo coś innego

w rogu o tam

stoi bileterka i ubiera wchodzących w zużyte stroje zespołu mazowsze

więc jeśli coś was kręci w nosie to tylko pot roztocza i troszkę stęchlizny

mówiłam jej:

wolałabym bez tych falban ja tu tylko przyszłam pośpiewać bo bardzo lubię

ale ona: nie nie pani musi tutaj cała od stóp do głów w żywej jarzębinie

wzięła mnie pod rękę i dalej heja tany

a przygrywał nam ostatni wiejski zespół pogrzebowy

dziesięciu starców każdy bardziej tam nie tutaj

bileterka mi na ucho: najgorzej będzie miał ten co umrze ostatni bo w ciszy

pół roku później lekarka z rodzinnej przychodni pokazuje mi

na swoim xiaomi nagrania z tego cichego pogrzebu i mówi:

w tej wiosze to azbest i malaria aż przykro patrzeć

ale nasz dom rodzinny mówi dalej już elegancki cały w styropianie

a mnie ten styropian potem w uszach

śpiewa i śpiewa

.

ocet, szczypiące

pochód snuł się obuty

ziemię rozłupywał krokami

stalowe dźwięki ociężałe szubienice

tak zapamiętałam wojny i pożary

stoję w błocie po kostki

tuż za krawężnikiem

moja granica widzialnego

o patrz jakie lato lato i smak soli

zlizujesz je ze mnie

jakbym nadal tam stała

różowy i mokry języczku

jesteś sankcją opowieści

piszę wiersze ręką młodej kobiety

choć nie wiem co znaczy nią być

chyba wyglądam bardzo głupio

kiedy rysuję patykiem kształty

cudzych córek zupełnie jak swoje

piszę wiersze zjawą nie ręką

bo widziałam jak zarzyna się zwierzę

jak się odbiera życie w imię siły

rozcina skórę na brzuchu

gorące jelita przerzuca

z brzękiem do wiader

octem polewa co swoje

szczypiące

.

polka; ciało władimira iljicza uljanowa zażywa kąpieli w formalinie co szesnaście miesięcy

ciało macie wspólne

członki pozrastane jak pięści

paluszki i szyje dzieci zrodzonych z dróg powiatowych

rozkładam ostrożnie na koszulkach z napisem

i love polish folklor so badly

jesteście jednym krajem tak słyszałam

tak powiedzieli że się będą o was troszczyć i nie pozwolą

co wam po tym

fantomowe ciała po 48 zł w universitasie

robię zdjęcie łabędzia z powycinanych opon

a on mi mówi że to dyskurs egzotyzująco-wykluczający

i ślina mu błyszczy na srebrno na niebiesko cekinami

w starych miasteczkach wojewódzkich niedaleko rynków

są takie sklepy u ady albo moda damska i tam

można podotykać bluzek z cekinowymi twarzami

pod włos uśmiechnięte i z zębami

z włosem jakby bez

.

języki

zawsze najpierw plusk

gęsty mokry i mętny

jakby deszczówkę wylać z wiadra

potem drugi dużo cichszy

głuche tupanie po ubitej słomie

w tę i w drugą pod ścianę i w kąt

wypadło z niej lepkie i marne

zdrowo kiedy przednie nogi wyjdą pierwsze

a na nogach senna głowa

dobrze jej tam było

tej głowie

gorąco jak w niedzielę i w czerwiec

leży to takie

pokryte czymś śliskim błyszczącym

babcia ją kiedyś nazwała alaska

pytaliśmy babciu co to za imię dla krowy

a ona mówiła nie wiem ładne