Stowarzyszenie Srok: Two for Joy - Zoe Sugg, Amy McCulloch - ebook

Stowarzyszenie Srok: Two for Joy ebook

Zoe Sugg, McCulloch Amy

4,1

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Mrożące krew w żyłach zwieńczenie bestsellerowej serii „Stowarzyszenie Srok”.

Zaginięcie, śmierć, wyścig z czasem…

A w ostatniej chwili szokujące objawienie.

Audrey i Ivy robią wszystko, by doprowadzić zabójcę Loli Radcliffe przed oblicze sprawiedliwości, tymczasem trafiają w sam środek kolejnej zagadki: ich przyjaciółka znika w podejrzanych okolicznościach.

Jedyną wskazówką jest kartka pozostawiona przez enigmatyczne Stowarzyszenie Srok. Czas ucieka, policja gubi się w domysłach, a Audrey i Ivy muszą zgłębić mroczne sekrety, które skrywa ich szkoła.

Ktoś prowadzi śmiertelnie niebezpieczną grę. I żeby go pokonać, Audrey i Ivy powinny zacząć pisać jej zasady od nowa…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 304

Oceny
4,1 (56 ocen)
24
18
11
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Wi_Iz

Całkiem niezła

to jest jedna z tych książek gdzie nie potrafie polubić ani jednej postaci
00
Veronica41pl

Nie oderwiesz się od lektury

Swietna ksiazka, ktora wciaga w wir wydarzen od pierwszej do ostatniej strony. A koniec zaskoczy niejedno z was. Polecam!
00
oliviachudziak

Nie oderwiesz się od lektury

Ekstra
00
Justa1912

Nie oderwiesz się od lektury

Jak cały czas przeczuwałam, kto za tym stoi tak nadal byłam zaskoczona tą końcówką. Chociaż wiedziałam
00
coolturka

Z braku laku…

Thriller młodzieżowy.
00

Popularność




Tytuł oryginału Magpie Society. Two for Joy

Copyright © Tiger Tales Limited and Zoe Sugg, 2021

First published 2021 by Penguin Random House Children’s,80 Strand, London WC2R 0Rl

Penguin Books is part of the Penguin Random House group of companies whose addresses can be found at global.penguinrandomhouse.compenguin.co.ukpuffin.co.ukladybird.co.uk

Przekład Marta Miazek

Redakcja Katarzyna Zegadło-Gałecka

Korekta Pracownia 12A

Skład, adaptacja okładki Martyna Potoczny, Tomasz Brzozowski

Konwersja do wersji elektronicznej Aleksandra Pieńkosz

Copyright © for this editionInsignis Media, Kraków 2024Wszelkie prawa zastrzeżone

ISBN pełnej wersji 978-83-68053-08-1

StoryLight, imprint Insignis Media ul. Lubicz 17D/21–22, 31-503 Kraków tel. +48 (12) 636 01 [email protected], insignis.pl

facebook.com/Wydawnictwo.Insignis

x.com/insignis_media (@insignis_media)

instagram.com/insignis_media (@insignis_media)

tiktok.com/insignis_media (@insignis_media)

Dla wszystkich naszych czytelników –zawsze uważajcie na sroki

Prolog

Ubiegłe lato

Noc, kiedy zginęła Lola, była nocą naszej wycieczki.

To było jej ulubione zajęcie.

„Zabierz mnie gdzieś”, prosiła, odmowa nie wchodziła w grę. A potem każda minuta musiała być zaplanowana tak, żeby jak najlepiej wykorzystać wspólny czas. Do dziś pamiętam te chwile: wymykamy się ze szkoły, wskakujemy do pociągu i lądujemy na szczycie wieżowca The Shard albo chodzimy nad wodę i wypatrujemy delfinów w spienionych falach, a w długie letnie popołudnia brniemy wzdłuż klifów i szukamy jaskiń do zbadania.

A potem powrót do Illumen Hall i udawanie, że się nie znamy.

Na początku dobijało mnie to. Ale ona przekonała mnie, że to będzie nasz mały sekret. A teraz koniec szkoły był już blisko, tylko jeden rok dzielił nas od wolności.

Do tego czasu musiały nam wystarczyć wspólne wycieczki. Czekanie nie stanowiło problemu.

Ta noc miała być wyjątkowa. Nasza przygoda rozpoczęła się w szkole. W końcu to ta społeczność nas połączyła. Wyglądało na to, że ona to rozumie, zwłaszcza kiedy pozwoliła mi ozdobić swoje plecy. Końcówka długopisu podążała za ostrymi liniami jej łopatek, uskrzydlając ją. Pozostali uczniowie wyszli na imprezę. Cała szkoła tylko dla nas.

Miało być wspaniale.

Jednak coś było nie tak, nic nie przebiegało zgodnie z planem. Lola powiedziała, że rysunek jej się podoba, że wygląda jak prawdziwy tatuaż, lecz wiem, że kłamała. W samochodzie interesowała ją tylko komórka, scrollowała social media, jawnie mnie ignorując. Chciała jechać na plażę. Chciała być wśród ludzi, choć wiedziała, że wolę spędzać z nią czas sam na sam.

Kiedy jej prośby nie zostały spełnione, stała się opryskliwa i jęczała, że się nudzi i że chciałaby, żeby to był już koniec naszej wycieczki. Po dotarciu na miejsce była uszczypliwa i niecierpliwa, narzekała na wiatr i na wodę, które zwykle uwielbiała. Tymczasem plan musiał wypalić, bo finał miał być tego wart, ale grunt usuwał mi się spod stóp, nie sposób było utrzymać jej uwagi.

Wyślizgiwała się z moich rąk jak żywe srebro.

Sięgnęła po kurtkę i zakryła rysunek na plecach. Nie spodobało mi się to. Wyglądało to tak, jakby się go wstydziła.

Jakby się mnie wstydziła.

– Możemy pooglądać imprezę z klifu?

Podeszła bliżej krawędzi i rozłożyła ramiona na boki. Przyszły mi na myśl skrzydła na jej plecach, wyglądała jak ptak zrywający się do lotu.

– Zrobisz mi zdjęcie? – Odwróciła się do mnie i uśmiechnęła szeroko. Poklepała kieszenie kurtki. – Och, musiałam zostawić telefon w samochodzie. Możesz zrobić swoim?

Odmowa nie przeszłaby mi przez gardło, choć to, że jej telefon został w samochodzie, było moją sprawką. Lepiej, żeby nic więcej już jej nie rozpraszało. Zdjęła kurtkę, rzuciła ją pod moje stopy i zapozowała. Kiedy zmieniała ustawienie, poślizgnęła się i krzyknęła, a potem zaczęła spadać…

Serce zamarło mi w piersi. Moja ręka wystrzeliła w jej kierunku, ale ona zdążyła odzyskać równowagę i śmiejąc się, spojrzała na mnie, a ta bliskość śmierci przyprawiła nas o dreszcze.

Cyk, mignął flesz aparatu, ale żadna fotografia nie była w stanie oddać jej urody. Moim marzeniem było uchwycenie jej taką, jaką była w tej chwili. Powinna zmienić się w galion, który by mnie prowadził – bardziej niezwykła na dziobie statku niż jakiekolwiek stworzenie w toni morskiej.

Sroka była ledwo widoczna w półmroku. Ale wystarczała mi wiedza, że tam jest, lotki skrzydeł sięgały jej ramion. Cień na jej plecach. Sprawy zaszły tak daleko, to był długo wyczekiwany moment, który raz na zawsze miał pokazać, jak bardzo jej zależy.

– Chodźmy już – rzuciła, zanim udało mi się powiedzieć cokolwiek. Wiatr był tak silny, że niemalże porwał jej słowa. Zmarszczyła brwi. – Nie słyszysz?

Kiedy się odezwała, czar prysł.

Rzeczywistość mnie przytłoczyła.

Idealna chwila nie mogła trwać długo.

Wspólna wycieczka dobiegała końca.

– Pomóż mi zejść. – Wyciągnęła do mnie dłoń.

Ale pomoc jej nie wchodziła już w grę.

– Mówiłaś wcześniej poważnie? To o Srokach?

– No weź, chyba w to nie wierzysz? To tylko głupia legenda. Gra, w którą się bawimy. I tyle.

Te słowa zabolały mnie, były jak policzek.

– To nie legenda. Lepiej nie wchodź srokom w drogę. – Przepełniała mnie pewność.

Przewróciła oczami.

Nie wierzyła w to. Może nigdy nie wierzyła. Nie szanowała tradycji. Co więcej, nie miała zamiaru pomóc i było to największą zdradą w moim życiu.

Mam wrażenie, że dopiero w ostatniej chwili zrozumiała, jakie konsekwencje niosły za sobą te słowa. Lecz nie mogła ich już cofnąć.

– Nie, proszę nie!

Jeden krok do przodu.

Jedno pchnięcie.

To dziwne. Powinien ogarnąć mnie smutek. „Jedna to smutek, dwie to radość”.

Oczekiwanie, aż nadejdzie smutek.

Ale zamiast tego…

Zamiast tego czuję… radość.

Część pierwsza

Jedna to smutek Tyle już wiesz…

Ivy

Ze świeżych rozcięć na moim ramieniu kapie krew po tym, jak lustro prawie roztrzaskało się na mojej głowie. Kartka, którą ściskam kurczowo w palcach, jest cała w czerwonych smugach. Audrey podchodzi bliżej i czyta ponad moim ramieniem. Drży, nie wiem, czy z zimna, czy ze strachu.

Droga Clover,

niniejszym zapraszamy Cię do wstąpienia w szeregi Stowarzyszenia Srok.

Czy zgadzasz się stać na straży wartości przyświecających naszej szkole, chronić ją przed zepsuciem i dbać o bezpieczeństwo jej uczniów, niezależnie od ceny, jaką przyjdzie Ci za to zapłacić?

Jeśli wyrażasz zgodę, złóż podpis pod tym listem i oczekuj dalszych instrukcji.

– Nie jest podpisany. Nie podpisała go! – Odwracam kartkę, lecz druga strona jest pusta. Przyglądam się słowom, czytając je w kółko, i próbuję rozszyfrować, kto mógł zostawić tę wiadomość.

Jedno jest pewne – Stowarzyszenie Srok istnieje. Nie jest reliktem przeszłości, lecz działa w dalszym ciągu. Ktokolwiek do niego należy, próbował zwerbować Clover.

Nieomal jej zazdroszczę.

Audrey natomiast zaczyna świrować.

– Co to może znaczyć? Czy ona to w ogóle widziała? Na pewno by podpisała – bełkocze, ledwo łapiąc oddech.

– To oznacza, że coś jej się stało.

– A jeśli zdecydowała, że nie podpisze zaproszenia, i teraz ponosi konsekwencje?

– Nie wiem – odpowiadam. – Nic już nie wiem. – Składam list i ostrożnie wsuwam go za miseczkę stanika, starając się nie porwać jeszcze bardziej koronkowej sukienki Audrey. Wysyłam wiadomość do Teddy’ego.

Powiedz pani Abbott, żeby przyszła. Pokój Clover w Polaris, jak najszybciej. Dopilnuj, żeby była sama.

Chwytam za zapięcie torebki, żeby wsunąć telefon do środka, i krzywię się z bólu. W bruzdach moich dłoni zasycha krew.

– Ostrożnie! Powinnyśmy sprawdzić, czy nie wbiły ci się odłamki szkła. Iść po pielęgniarkę? – Audrey ogląda moje ręce, sprawiając mi jeszcze większy ból.

Wyrywam dłonie z jej rąk.

– Nie, w porządku. Wychowawczyni z Heliosa ma apteczkę. W tej chwili to najmniejszy problem. Clover zaginęła!

– Kiedy przyjedzie policja? – Audrey krąży po pokoju, omijając przedmioty rozrzucone na podłodze.

– Nie wiem. Mam nadzieję, że pani Abbott za chwilę tu będzie. Musi to zobaczyć.

Rozglądam się dookoła. Przeraża mnie świadomość, że Clover szamotała się z kimś w swoim pokoju. Cofam się myślami do imprezy i sroczego flash mobu. W tym chaosie każdy mógł bezproblemowo prześlizgnąć się przez bramę do budynku szkoły. A osoby w kostiumach srok nie były uczniami Illumen Hall. Niebezpieczeństwo mogło nadejść z każdej strony.

– Pani Abbott wpadnie w panikę, jak zobaczy ten list. Sądzisz, że policja przeprowadzi dochodzenie w sprawie Stowarzyszenia Srok?

– Wiemy, że Clover czuła się zagrożona, a w podcaście ostrzegała nas, że coś się wydarzy, prawda? „Ktoś z was będzie następny”. Nie wzięła tylko pod uwagę, że sama może być następna.

– Jezu – rzuca Audrey. Moja przyjaciółka wygląda jak zając w potrzasku. Chciałaby uciec, ale nie wie jak.

List drapie mnie po klatce piersiowej. Mój umysł pracuje na najwyższych obrotach.

Szybko wypuszczam powietrze.

– Na razie nie mieszajmy w to Stowarzyszenia Srok. To odwróci uwagę policji od ważniejszych spraw.

– No nie wiem, Ivy. Wydaje mi się, że powinni o wszystkim wiedzieć. – Audrey przygryza paznokieć. Nie ja jedna będę mieć zakrwawione dłonie, jeśli będzie dalej to robić. – Nie możemy zatajać dowodów przed policją. A jeśli… jeśli to jest morderstwo?

– To nie morderstwo, Audrey. Clover zaginęła.

Audrey wskazuje na bałagan.

– Nie wiesz, co tu się stało! A krew, a komórka, a to cholernie przerażające nagranie, które znalazłyśmy? No weź, to nie wróży dobrze.

Chwytam ją za ręce i próbuję wytrzymać jej spojrzenie.

– Audrey, musimy być jednogłośne. Wszystko zagmatwamy, jeśli im powiemy. Przecież chcemy, żeby policja zajęła się odnalezieniem Clover, a nie tajnym stowarzyszeniem. Jeśli Clover się nie zjawi… Wtedy ich poinformujemy.

Audrey przytakuje po chwili zastanowienia.

– W porządku.

Oddycham z ulgą.

– Przynajmniej pan Willis odszedł – mamrocze Audrey.

– Byłby idiotą, gdyby próbował się tu jeszcze pokazać, kiedy wiemy, co go łączyło z Lolą. Co za zbok.

– Ale przecież spaliłaś zdjęcie… – Audrey unika mojego wzroku.

– Tak – odpowiadam cicho. – Byli w związku, ale ma alibi, że jej nie zabił. To by wszystko skomplikowało.

– Skoro jest niewinny, to kto zabił Lolę? Ta sama osoba, która zaatakowała Clover? Stanowimy tu łatwy cel. A co, jeśli morderca wróci?

Audrey wpada w panikę i rusza w kierunku drzwi. Sięga do klamki i wtedy staje twarzą w twarz z panią Abbott.

Dyrektorka z przerażeniem przygląda się pomieszczeniu i bierze głęboki wdech. Stąpając na palcach, mija sterty porozrzucanych rzeczy i dociera do biurka.

– Zadzwoniłyśmy pod sto dwanaście – oznajmiam. – Policja już tu jedzie.

Pani Abbott stoi odwrócona plecami, więc nie widzę wyrazu jej twarzy. Ale zauważam, że spina ramiona schowane pod żakietem.

– Zejdźcie, proszę, na dół i poczekajcie na policjantów, a potem przyprowadźcie ich do mojego gabinetu. Jestem pewna, że najpierw będą chcieli porozmawiać z wami. Dopilnuję, żeby nikt tu niczego nie ruszał. To teraz miejsce zbrodni, nie można go zanieczyścić. – Dyrektorka odwraca się w naszym kierunku. – Dotykałyście czegoś?

– No, my… – zaczyna Audrey.

Przerywam jej.

– Nie. Niczego nie dotykałyśmy. Jedynie siedziałyśmy na łóżku. – Audrey spogląda na mnie z zaskoczeniem.

– W porządku, dziękuję, dziewczęta. Przykro mi, pewnie bardzo się martwicie o swoją koleżankę. – Dyrektorka marszczy brwi. – Ivy, jesteś ranna?

– Nic mi nie jest. Lepiej już pójdziemy i sprawdzimy, czy przyjechała policja. Mogą się tu zjawić lada moment. – Chwytam Audrey za rękę i schodzimy korytarzem w dół, jak najdalej od pokoju Clover.

Moja głowa zaczyna pulsować. Robi mi się słabo na myśl, że nieomal zginęłam przygnieciona lustrem, a potem musiałam czołgać się po odłamkach szkła na podłodze.

Chyba to widać, bo Audrey zatrzymuje mnie, łapiąc za dłoń.

– Jak się czujesz? Pewnie jesteś wykończona. Założę się, że wciąż jesteś w szoku.

Przykładam rękę do czoła, a Audrey głaszcze mnie po ramieniu.

– Boli mnie głowa i pieką mnie dłonie. Naprawdę nic mi nie będzie. – Uśmiecham się, ale czuję, że moje wargi drżą. Wiem, że Audrey nie dała się przekonać.

Sama też nie jestem przekonana. Sukienka nagle wydaje się zbyt ciasna, czuję na sobie cienką skorupę zaschniętej krwi i zaczynam mieć dreszcze. To chyba niezbyt odpowiedni image na przywitanie policji. Nawet jeśli krew, którą mam na sobie, jest moja.

– Może spotkajmy się na dole za kilka minut? Chciałabym zdjąć sukienkę i wziąć tabletki przeciwbólowe. – Wyruszam w kierunku korytarza prowadzącego do naszego pokoju, ale Audrey się waha.

– Iść z tobą?

– Nie, to zajmie dosłownie chwilę. Policja zaraz może tu być. Nie powinni na nas czekać. Idź. Za moment jestem. – Tym razem uśmiecham się bardziej przekonująco.

Audrey przytakuje i schodzi na parter.

W drodze do pokoju przyglądam się wspaniałej czarnej koronkowej sukience Audrey, teraz podartej i nienadającej się do noszenia. Czuję się okropnie. Wyobrażam sobie, ile musiała kosztować, a ja ją zniszczyłam. Nie naprawi jej nawet najlepszy krawiec. Wyciągam małe fioletowe piórko z rozdartej koronki przy obojczyku. To pewnie z kostiumu sroki z flash mobu.

Nie mogę się doczekać, aż zdejmę sukienkę, a ze swoich barków zrzucę ciężar wydarzeń dzisiejszego wieczoru. Nic nie poszło zgodnie z planem. Samotnie wracam przez ciemny korytarz do naszego pokoju, a z zewnątrz dobiegają śmiechy, śpiewy i wrzaski uczniów, którzy nadal świętują Samhain. Większość z nich zapomniała już, co wydarzyło się w trakcie imprezy, część zapewne ma to gdzieś, lecz żadne z nich nie wie, że Clover zaginęła. Obracam piórko w palcach.

Sroki przejęły kontrolę.

Otwieram drzwi do pokoju i podchodzę do okna zamiast zacząć się przebierać. „Gdzie jesteś, Clover?”, zastanawiam się, obserwując teren szkoły. Kątem oka dostrzegam nieznaczny ruch, ale to chyba nic takiego.

Nie, to nie jest nic. To sroka. Unoszę dwa palce do czoła i salutuję.

Wtedy uświadamiam sobie, że nic już nie będzie takie samo.

Audrey

Obserwuję Ivy idącą do naszego pokoju w Domu Heliosa. Czekam, aż zniknie mi z oczu, a potem gwałtownie wypuszczam powietrze. W klatce piersiowej czuję ucisk, który nie chce ustąpić. Wiem, co go wywołało. Nie znam Clover zbyt dobrze, ale przypominam sobie nagranie na jej telefonie: „Zostaw mnie w spokoju... Nie… Przestań… Ratunkuuu!”. Słyszałam przerażenie w jej głosie. Oby się wkrótce odnalazła.

Proszę, bądź cała i zdrowa.

Nie chcę myśleć o krwi w jej pokoju ani o jej ostrzeżeniu w ostatnim odcinku podcastu. Mam ochotę kopnąć się w dupę, że jej nie posłuchałam.

Może wtedy Ivy nie spaliłaby zdjęcia pana Willisa i Loli. Mam nadzieję, że spieprzył daleko stąd i że nigdy go już nie zobaczymy. Jednak w mojej głowie kłębią się pytania.

Jeśli pan Willis nie jest mordercą, to kto zabił Lolę Radcliffe?

Kto to może być?

Otrząsam się z tych myśli. Policja już tu jedzie. Oni to ustalą. Nie podobało mi się, że nie zgłosiłyśmy się do nich wcześniej i nie dałyśmy się im zająć panem Willisem. Szczególnie po tym, co stało się w Georgii…

Nigdy więcej nie chcę być tą, która zataja coś przed policją. To koniec naszego udziału w tej sprawie. Znów będziemy mogły po prostu być sobą, a nie geniuszami śledczymi. Przez chwilę zastanawiam się, jak potoczyłaby się nasza znajomość, gdyby nie Stowarzyszenie Srok. Mogłaby się naprawdę wspaniale rozwinąć.

Jak na autopilocie schodzę po krętych schodach wiodących do holu. Kilka razy oglądam się do tyłu – chociaż znam szkołę nieco lepiej, to sypialnia Clover leży w części budynku, której z braku czasu nie poznałam zbyt dobrze. Żałuję, że nie poszłam z Ivy. Widok przerażenia na jej twarzy napędził mi niezłego stracha.

Korytarze wyglądają dość upiornie, kiedy nikt się po nich nie włóczy. Przechodząc obok okna, spoglądam przez nie na tyły szkoły. Impreza z okazji Samhain rozkręciła się na dobre, a uczniowie kłębią się wokół ogromnego ogniska. Co oni sobie myślą? Czy mają jakiekolwiek przypuszczenia w związku z flash mobem? Plotki zaczną pewnie krążyć, gdy policja zapuka do frontowych drzwi.

Korytarze w szkole wydają się przesuwać i zmieniać, bardzo nie lubię tego uczucia. Tym bardziej jestem zaskoczona, kiedy bez problemu docieram do znajomego miejsca przy głównych schodach. Oddycham z ulgą.

Zbiegam po schodach i mijam dekoracje: dynie i jesienne wieńce. W ostrym świetle lamp wydają się bardzo nie na miejscu, cała atmosfera legła w końcu w gruzach.

– Audrey!

Zmierzam właśnie przez hol do drzwi wejściowych, a moje obcasy stukają na kamieniach. Obracam się i widzę Teddy’ego, który biegnie w moim kierunku z wyrazem troski na twarzy.

– Pani Abbott was znalazła?

– Tak. W pokoju Clover. Zeszłam na dół, żeby poczekać na gliny. – Nie potrafię opanować drżenia rąk.

Krew odpływa z jego twarzy.

– Gliny? Po co?

Rozglądam się niespokojnie, ale znajdują się tu jedynie dziwacznie wyrzeźbione dynie i tykwy oraz snopy siana poupychane po kątach. Ani żywej duszy. Gwałtownie wstrzymuję oddech, bo wydaje mi się, że wiązki wyschniętej trawy kołyszą się, jakby ktoś się w nich schował. Kiedy jednak dokładniej się im przypatruję, pozostają nieruchome. Musiałam to sobie wyobrazić. Audrey paranoiczka.

– Wszystko okej? – Teddy wyciąga rękę i chwyta moją dłoń, sprowadzając mnie na ziemię. Mrugam.

Przyciągam jego dłoń, a on bierze mnie w objęcia, otaczając moje plecy silnymi ramionami. Balansuję na granicy załamania nerwowego, bo właśnie tak dzisiejsza Audrey reaguje na traumę. Kiedyś była silna, teraz nie potrafi panować nad emocjami. Pieprzyć ją. Muszę być twardsza. Muszę spróbować odzyskać kontrolę. Nie ma mowy, żeby gliniarze poważnie potraktowali rozhisteryzowaną nastolatkę.

Pierwsza osoba, jaka przychodzi mi na myśl, to Ivy – silna i poważna, zawsze gotowa do działania. Będzie rozczarowana, jeśli się rozkleję. Więc biorę się w garść i odsuwam od Teddy’ego.

– Chodzi o Clover – mówię. – Ona zaginęła.

– Poważnie? – Oczy Teddy’ego rozszerzają się z niedowierzaniem. Włosy przykleiły się mu do czoła; widocznie latał w tę i we w tę, przekazując wiadomości pomiędzy nami a panią Abbott. – Czekałem, aż przyjdziecie na imprezę. Jak się ma Ivy?

– Ona… jest wstrząśnięta. Nie wracamy na imprezę. Mam tu poczekać na policję i zaprowadzić ich do gabinetu pani Abbott.

– Zaczekam z tobą.

– Nie trzeba. Możesz wracać…

Teddy śmieje się kpiąco.

– Nie ma mowy. Martwię się o ciebie. – Odsuwa włosy z mojej twarzy.

Na bank wyglądam jak chodząca katastrofa.

– Sprawdźmy na zewnątrz, może policja już czeka.

Teddy przytakuje, bierze mnie za rękę i pcha podwójne drzwi.

Na dworze panuje chłód, lodowate jesienne powietrze przenika mnie do szpiku kości.

Obejmuję się ramionami. Stojący obok mnie Teddy ściąga kurtkę i narzuca mi ją na plecy. Nieomal śmieję się na myśl, jak sztampowo musi to wyglądać, z drugiej strony nigdy nie miałam nic przeciw przejawom dżentelmeńskiego zachowania.

Front szkoły spowija ciemność, droga przed nami ginie w kompletnym mroku. W oddali, po drugiej stronie boiska słychać muzykę i śmiechy, widać dym z ogniska unoszący się ku niebu. Ktoś rozdaje zimne ognie.

– Jak myślisz, co stało się z Clover? – pyta Teddy.

Jestem totalnie ogłupiała.

– Nie mam pojęcia.

– No weź… Musisz coś wiedzieć. Po co byście wchodziły do jej pokoju?

Zaciskam powieki. To jest najgorsze. Poszłyśmy tam, żeby zrobić zadymę. A ona przez cały ten czas była w niebezpieczeństwie.

– Wydaje się nam… Wydaje się nam, że Clover odkryła, kto zamordował Lolę, i ta osoba jej groziła. Zaatakowała ją. – Szlocham. – Tak się martwię… Musi być przerażona. Sam słyszałeś ostatni odcinek jej podcastu.

Teddy milczy przez chwilę.

– Może nie jest tak źle, jak myślisz…

Mrugam zdziwiona chłodnym tonem jego głosu.

– Nie martwisz się?

Teddy chwyta moją dłoń.

– To nie tak. Chodzi o to, że Clover już zrobiła coś podobnego. W ubiegłym roku zniknęła na trzy dni. Okazało się, że pojechała do Manchesteru na protest, nie mówiąc o tym nikomu. Tak już ma. Jej rodzice nawet nie zgłosili wtedy zaginięcia.

Teraz to ja milknę. Tym bardziej, że na końcu długiego podjazdu zauważam reflektory czarnego sedana. Nie rozbłyska czerwono-niebieski kogut, ale nikogo innego nie ma na drodze. Skręca mnie w żołądku, to alkohol wytrącił mnie z równowagi i sprawił, że cała się trzęsę. Ivy na pewno wie o skłonności Clover do ucieczek. Najwyraźniej tym razem jest inaczej.

Tym razem była krew.

Odsuwam się, robiąc krok do przodu, a Teddy zostaje na miejscu. Samochód zatrzymuje się i wysiadają z niego dwie osoby w garniturach: kobieta i mężczyzna.

– Jesteście gliniarzami? To znaczy… Jesteście z policji? – pytam.

– Tak, jestem komisarz Shing, a to posterunkowy Copeland – odpowiada kobieta. – Dostaliśmy zgłoszenie o prawdopodobnym zaginięciu.

Dociera do mnie, że słyszałam już nazwisko tego policjanta. To on udzielił wywiadu do podcastu Clover. W końcu potakuję.

– Proszę za mną.

– Czekajcie! – W ciemności za mną rozlega się krzyk.

Bonnie przedziera się przez zarośla. Pędzi w naszą stronę w jasnoczerwonej sukience wieczorowej i na obcasach, wyglądając jak obłąkana.

– Co się tu dzieje? Skąd się tu wzięła policja? Czy to z powodu podcastu?

– Wracaj na imprezę, Bonnie – rzuca Teddy.

Policjant spogląda to na mnie, to na Bonnie.

– Proszę za mną – powtarzam. – Nasza dyrektorka, pani Abbott, prosiła, żebym państwa do niej zaprowadziła.

Policjant przytakuje i oboje ruszają za mną. Bonnie truchta, próbując za nami nadążyć.

– Co ty wyprawiasz, Audrey? – syczy. – To należy do obowiązków Araminty. To ona jest przewodniczącą.

– Araminta nie ma z tym nic wspólnego. Powiedz jej, żeby na razie zatrzymała wszystkich na zewnątrz.

– Nie będziesz mi rozkazywać.

– W porządku, rób, jak chcesz, Bonnie. Ja mam jedno zadanie: zaprowadzić policjantów do pani Abbott. Do zobaczenia. – Odwracam się od niej powoli.

Bonnie jest tak wściekła, że aż tupie nogą. Ale kieruje się w stronę ogniska.

– Przepraszam za to – zwracam się do glin.

Nie odpowiadają, a ponury wyraz ich twarzy otrzeźwia mnie. Przyspieszam kroku i przechodzimy przez podwójne drzwi prowadzące do Illumen Hall. Spoglądam w górę na portret, który kilka miesięcy temu przywitał mnie jako pierwszy. Już wiem, że przedstawia córkę jednego z dziewiętnastowiecznych dyrektorów szkoły, lady Penelope Debert, dzięki której zaczęły się tu uczyć również dziewczyny.

Zatrzymuję się gwałtownie, gliniarze wpadają na moje plecy.

– Audrey? – Teddy spogląda na mnie z troską.

Głośno przełykam ślinę.

– Przepraszam… Tędy, proszę.

Nie potrafię zignorować tego, co zobaczyłam. Na obrazie, ponad ramieniem kobiety dostrzegłam coś, czego z pewnością nie widziałam tam wcześniej. Srokę.

Patrzącą prosto na mnie.

Ivy

Wślizguję się w jedną ze starych bluz, ma dziury na palce wycięte w rękawach i wciąż pachnie płynem po goleniu Teddy’ego: dymem drzewnym i morską bryzą. Następnie wciągam legginsy.

Podnoszę sukienkę Audrey z podłogi. Jest kompletnie zniszczona. Nawet wielokrotne pranie chemiczne nic tu nie da, bo suknia jest uwalana krwią i śmierdzi mydłem, którym próbowałam wyszorować ręce. Wpycham ją do plastikowej torby i wrzucam na tył szafy. Audrey jest tak bogata, że pewnie nie zauważy, że jej nie oddałam.

Moje łóżko wygląda naprawdę kusząco. Czuję się, jakby przejechał po mnie walec. Mogłabym wczołgać się pod kołdrę i spać godzinami. Ale muszę znaleźć Audrey i dowiedzieć się, co policja ma do powiedzenia w tej sprawie.

Sprawdzam telefon na wypadek, gdyby Clover wysłała wiadomość. Ale nic nie dostałam.

Docieram do gabinetu pani Abbott, przed którym witają mnie pozbawione wyrazu twarze dwojga policjantów. Stoją obok Audrey pod drzwiami. Pierwszy to mężczyzna o dość szerokich barkach z długopisem i notatnikiem w dłoni (to takie staroświeckie), druga to kobieta z poważnym, choć odrobinę łagodniejszym wyrazem twarzy. Surowa szklana fasada gabinetu pani Abbott wygląda mrocznie i tajemniczo. Dociera do mnie powaga sytuacji i czuję, jak w gardle rośnie mi gula. Albo to gula, albo zaraz zwymiotuję.

Audrey uśmiecha się na mój widok.

– Ivy, dzięki Bogu, już jesteś. Hmm… – Audrey zerka na policjantów. Najwyraźniej zapomniała, jak się nazywają. – To jest Ivy Moore-Zhang. Moja współlokatorka. Poszłyśmy razem do pokoju Clover.

– A więc to ty jesteś tą młodą damą, która zadzwoniła po policję? – zwraca się do mnie policjant.

Przytakuję. Jak ja nie cierpię tego protekcjonalnego „młodo-damowania”.

Słyszę stukot obcasów pani Abbott na kamiennej podłodze. Dyrektorka podchodzi, bez słowa ściska dłonie policjantów i w grobowej ciszy otwiera drzwi do gabinetu. Naciągam rękawy bluzy na dłonie. Zwracam uwagę na Audrey, bo widzę, jak marszczy nos, kiedy pani Abbott zapala światła i wprowadza nas do środka – jakby poczuła smród.

– Usiądźcie proszę.

Siadam z Audrey na szezlongu obitym liliowym welurem tuż obok imponującej biblioteczki pani Abbott, a policjanci zajmują krzesła naprzeciw jej biurka.

Policjantka odzywa się pierwsza.

– Jestem komisarz Shing, a to posterunkowy Copeland. Jesteśmy z wydziału kryminalnego. Otrzymaliśmy zgłoszenie o zaginięciu uczennicy dzisiejszego wieczora, zgadza się?

Unoszę brwi. Przysłali śledczych? Na dodatek jeden z nich udzielił wywiadu Clover. Najwyraźniej po śmierci Loli zaczęli reagować znacznie szybciej, nie chcą znów ryzykować.

Długopis posterunkowego Copelanda zawisa nad notatnikiem w gotowości, a on sam przygląda się wyczekująco pani Abbott.

– Zgadza się. Chodzi o uczennicę dziesiątej klasy, Clover Mirth. Jak państwo widzą, obchodzimy dziś święto Samhain. Obecne tu Ivy i Audrey poinformowały mnie, że Clover zaginęła podczas tej uroczystości – odpowiada pani Abbott swoim najbardziej dystyngowanym i oficjalnym tonem. Tak jakby próbowała zrobić wrażenie na śledczych. Brzmi to strasznie irytująco.

– Dziewczęta, możemy zadać wam kilka pytań? – zwraca się do nas komisarz Shing.

– Mhm – odpowiada Audrey.

– Kiedy i jak zdałyście sobie sprawę, że Clover zaginęła?

– Po wysłuchaniu ostatniego odcinka jej podcastu zorientowałyśmy się, że nie ma jej na imprezie, więc poszłyśmy jej poszukać. Gdy dotarłyśmy do jej pokoju, okazało się, że ktoś go dokładnie przetrząsnął – odpowiadam na jednym wydechu.

– Mówiłem, że ten podcast nie wróży nic dobrego – mamrocze posterunkowy Copeland. – A co z waszą teorią o miłośnikach ptaków chroniących szkołę? Właśnie dlatego to my, a nie nastoletnie dziewczyny, zajmujemy się śledztwami.

– Minęło zaledwie kilka godzin? – dopytuje komisarz Shing, spoglądając na zegarek.

– Nawet nie – stwierdza Copeland. Wzdycha ciężko, ledwo powstrzymując się od przewracania oczyma. Ten facet ma w dupie, że Clover zaginęła.

Jego partnerka posyła mu złowrogie spojrzenie, chyba dotarło do niej, że to wszystko źle zabrzmiało.

– Lepiej obejrzyjmy pokój Clover, zanim pozostali uczniowie wrócą z imprezy. To musi być nie lada wydarzenie! Kiedy chodziłam do liceum, nie mieliśmy niczego podobnego. Z tym że to był miejscowy ogólniak. Nie umywał się do tej szkoły. Pani Abbott, czy mogłaby pani zaprowadzić nas na miejsce? – Shing podnosi się z krzesła.

– Oczywiście. – Pani Abbott wstaje i wyprowadza policjantów z gabinetu. Na progu obraca się w naszą stronę i intensywnie nam przypatruje. – Dziewczęta, zostańcie tu. Państwo z pewnością będą mieli do was więcej pytań, kiedy obejrzą pokój Clover.

Drzwi się zamykają, a my opadamy z powrotem na szezlong.

– Bez kitu, Ivy, to wszystko przywołuje moje najstraszniejsze wspomnienia. Ta rozmowa z detektywami. Nie robiłam tego od… – Audrey obgryza paznokieć kciuka.

– O Boże, no pewnie! Tak mi przykro, że musisz przez to przechodzić – zapewniam. – Trzeba było strzelić kilka szotów więcej. – Uśmiecham się do niej uspokajająco.

Audrey wzrusza ramionami.

– Jak myślisz, co tu się tak naprawdę dzieje? Coś tu nie gra. Co ze Stowarzyszeniem Srok? Musi być w to zamieszane. Tatuaż sroki na plecach Loli, ten flash mob, ostrzeżenie Clover w podcaście, a teraz to zaproszenie…

Przyglądam się gabinetowi pani Abbott i dostrzegam kamerę monitoringu w rogu pokoju. Ruchem głowy daję Audrey znać, że jesteśmy obserwowane. Zauważa kamerę i przewraca oczami w moim kierunku.

– Musimy uważać, Audrey. Nie wiemy, kto za tym stoi ani jak dużą ma władzę. Jeśli spieprzymy sprawę, możemy być następne. Rozumiesz to, prawda? – Ściszam głos do szeptu. Audrey wytrzymuje moje spojrzenie, a potem przytakuje.

Siedzimy przez chwilę w ciszy. Słyszę głosy uczniów na zewnątrz i wyglądam przez okno w nadziei, że zobaczę coś, co uspokoi mętlik w mojej głowie. W ten wieczór gwiazdy błyszczą wyjątkowo jasno, księżyc oświetla perfekcyjnie przycięte krzewy wzdłuż podjazdu. Idealna noc na Samhain. Spoglądam na fontannę i dostrzegam kogoś idącego w jej cieniu. Jest ciemno, więc nie widzę zbyt wyraźnie, ale wygląda jak…

Nie. To niemożliwe.

Klepię Audrey po ramieniu i wskazuję placem za okno.

– Czy to…?

– O mój Boże! Wygląda jak pan Willis – odpowiada z gwałtownym wdechem.

– Dlaczego jeszcze nie wyjechał? Miał przecież zniknąć stąd już kilka godzin temu!

Przyglądamy się, jak pan Willis otwiera bagażnik mini coopera, wrzuca coś do środka i idzie w kierunku imprezujących uczniów.

– Bardzo podejrzany zbieg okoliczności. Najpierw Clover dowiaduje się o związku pana Willisa i Loli, a zaraz potem znika?

– A on nadal tu jest – odpowiada Audrey złowieszczym tonem.

Pani Abbott i policjanci podchodzą do drzwi, wchodzą do środka, a my na ich widok aż podskakujemy.

Łapię spojrzenie pani Abbott, które mówi mi, że ma do nas więcej pytań, ale zada je bez obecności policjantów.

Posterunkowy Copeland wyciąga dłoń i ściska rękę dyrektorki.

– Będziemy w kontakcie, gdybyśmy potrzebowali dodatkowych informacji lub chcieli zadać jeszcze jakieś pytania. Na tę chwilę zrobiliśmy wszystko, co się dało.

Pani Abbott odwzajemnia uścisk dłoni i uśmiecha się do niego.

– Chwileczkę, nie macie do nas więcej pytań? – dopytuję.

– Na razie nie. Nic nie wskazuje na przestępstwo. Jestem pewna, że Clover w końcu się odnajdzie. Skontaktujemy się z jej rodzicami, żeby sprawdzić, czy nie ma jej w domu, ale… Często się z czymś takim spotykamy. – Komisarz Shing wkłada ręce do kieszeni.

– Szczególnie w tych wytwornych szkołach z internatem – szczebiocze posterunkowy Copeland. – Będziemy musieli tu wrócić i zaserwować wam pogadankę na temat nieuzasadnionego wzywania policji.

– Chwila moment. Myślicie, że niepotrzebnie was wezwałyśmy? – pyta Audrey z rozpaczą w głosie.

– Przepraszam bardzo, ale nasza przyjaciółka zaginęła, a wy nic z tym nie zrobicie? Znam Clover, nigdy by nie zniknęła ot tak! – odparowuję z desperacją. Czuję na sobie wzrok Audrey, ale nie odwzajemniam jej spojrzenia.

– Zrobimy wszystko, co się da.

Posterunkowy Copeland zaczyna mnie wkurzać, jest taki pewny siebie i swoich gównianych zdolności detektywistycznych.

– Po prostu martwimy się o przyjaciółkę. Lepiej dmuchać na zimne, prawda? – Czuję, że poległam. Najwyraźniej nie traktują nas poważnie, a ja nie mam zamiaru ani się wykłócać, ani zdradzać im wszystkiego, co wiem. I tak wyglądają, jakby mieli to gdzieś. Policjanci obracają się w stronę wyjścia, a moje ramiona opadają ciężko.

– W takim razie wszystko ustalone. Dajcie nam znać, jeśli do jutra się nie odezwie.

– Nie… Nie możecie wyjść! – krzyczy Audrey zza moich pleców. – A co z krwią?

Ciąg dalszy dostępny w pełnej wersji książki.

Podziękowania

Przede wszystkim chciałybyśmy wyrazić słowa naszej miłości i wdzięczności wobec wszystkich, którzy wysyłali nam wiadomości i zdjęcia po lekturze Stowarzyszenia Srok. Wasza miłość sprawia, że ta pisarska podróż warta jest zachodu.

Jak zwykle chcemy podziękować całemu zespołowi ludzi. Po pierwsze, dziękujemy wszystkim w Penguin Random House Children’s Books, na czele z Emmą Jones, Wendy Shakespeare, Pippą Shaw, Simonem Armstrongiem, Aleshą Bonser, Tanią Vian-Smith, Gemmą Rostill, Andreą Kearney i Anne Bowman. Dziękujemy za wasze wsparcie i ciężką pracę nad niniejszą serią. Dziękujemy wydawcom na całym świecie za doskonałe przekłady i piękne okładki.

Naszym agentkom – Zarze Murdoch z Gleam Features oraz Juliet Mushens z Mushens Entertainment – chcemy powiedzieć: jesteście wielkie.

Obydwie jesteśmy wdzięczne naszym przyjaciołom i rodzinom za ich wsparcie. Pisałyśmy tę książkę w naprawdę niełatwych czasach (pandemia!), co w połączeniu z różnymi innymi wyzwaniami, które stawiało przed nami życie, okazało się bardzo trudnym zadaniem, bez was nie dałybyśmy rady. Wiecie, kim dla nas jesteście <3