Strażak. Igrając z ogniem. Faceci do wynajęcia. Tom 5 - Dominika Smoleń - ebook + audiobook

Strażak. Igrając z ogniem. Faceci do wynajęcia. Tom 5 ebook i audiobook

Dominika Smoleń

3,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Ryzyko to dla niego codzienność. Czy odważy się wkroczyć w ogień namiętności?

Strażaka podziwia każdy w mieście. Ale czy ktoś, kto codziennie ryzykuje życie dla ratowania innych, powinien zakładać własną rodzinę? Krystian uznał, że byłoby to nieodpowiedzialne. Wybrał samotność i przelotne znajomości jako sposób na odprężenie po ciężkiej pracy. W pełni angażuje się tylko w obowiązki służbowe. Wszystko jednak ma swój koniec, ostatecznie i w jego sercu pojawi się iskra, która rozpali żar nie do ugaszenia.

Kinga to tajemnicza sąsiadka, która dopiero co wprowadziła się do domu obok. Krystian zauważa, że jest równie urocza, co wycofana i zamknięta na nowe znajomości. Ma w sobie coś, co nie pozwala o sobie zapomnieć. Nic więc dziwnego, że kiedy w garażu Kingi wybucha pożar, strażak łamie wszelkie zasady i skacze w płomienie, by ją ratować. Tak nawiązuje się między nimi więź, która wkrótce sprawi, że będą musieli stanąć twarzą w twarz z niepohamowanym żywiołem. Czy uratują siebie nawzajem?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 282

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 5 min

Lektor: Dominika Smoleń
Oceny
3,5 (240 ocen)
71
50
61
35
23
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Tysiulec87

Z braku laku…

Męczyłam strasznie polowe książki i choć rzadko porzucam lekturę, tutaj inaczej nie dałam rady. Okropnie irytująca główna bohaterka, kiczowate dialogi, których nie dało się czytać. Pomysł na książkę fajny, ale samo wykonanie to już inna sprawa.
20
emkapo

Nie polecam

Tragedia, najgorsza z całej serii.
10
Polka710

Nie polecam

dramat, nudna bez zakończenia słabo dawno takiej słabej nie czytałam/słuchałam a lektorzy to już wgl. dramat
00
stanijoa

Nie oderwiesz się od lektury

polecam super książka
00
Rom81

Nie oderwiesz się od lektury

super książka polecam gorąco
00

Popularność




Dla tych, którzy ryzykują wszystko w imię miłości.

„(…) ja jestem zawsze taki sam, zawsze pełen miłości i głupoty”.

– Marek Hłasko, Listy

Rozdział 1

Krystian

Stałem przy kuchennym oknie i obserwowałem, jak piękna blondynka przenosi pudła pomiędzy furgonetką a domem. Od dłuższego czasu chodziły plotki, że Dąbrowska sprzedała swój dom rodzinny i że kupiła go od niej dosyć młoda dziewczyna. To musiała być ona. Moja nowa sąsiadka, bo raczej nikt z takim zapałem nie targałby tych pudeł, gdyby nie było w nich jego rzeczy. Teoretycznie mogła być pracownikiem jakiś firmy, ale patrząc na to, co miała na sobie – krótką, letnią sukienkę, która niesamowicie podkreślała jej kształty – raczej bym tego nie obstawiał.

Nawet patrząc na nią z daleka, mogłem stwierdzić, że jest piękną kobietą. Długie, rozwiane włosy układały się wokół jej głowy niczym słoneczna aureola, a jej drobna, wręcz filigranowa figura od razu przyciągnęła moją uwagę. Zjawiskowa, absolutnie zjawiskowa. Z pewnością któryś z pobliskich mieszkańców niebawem przyjdzie, aby pomóc jej wypakować wszystkie graty z auta.

Bez wątpienia była w moim typie, tyle że w związku ze swoją pracą nie miałem za bardzo czasu na randkowanie. Poza tym nie pakowałem się w żadne poważniejsze relacje, bo widziałem zbyt wiele tragedii rodzinnych i nie chciałem ryzykować, że coś takiego zafunduję mojej partnerce. Niejeden mój kolega z pracy został poparzony, a kilku z nich straciło zdrowie – przez jakiś czas musieli nawet być podłączeni do respiratora. Wielu strażaków, w tym także kobiet, oddało też życie podczas służby. Obserwowałem, jak kolejne małżeństwa, kolejne rodziny przeżywają prawdziwe tragedie. Przez naszą pracę często cierpieli najbliżsi, obstawiałbym, że nawet bardziej niż my sami – znałem to z własnego doświadczenia, gdyż często nie byłem w stanie odwiedzić matki, która mieszkała kilkanaście kilometrów ode mnie, bo coś mi wypadało. Do tego wszystkiego dochodziła jeszcze kwestia śmierci mojego ojca, która mną wstrząsnęła – byłem wtedy dzieciakiem.

Z wielką chęcią z kimś bym się związał, brakowało mi tego, ale nie chciałem ryzykować. Nie w tej kwestii. Zraniona kobieta szybko by ode mnie odeszła, a to złamałoby mi serce, co z kolei mogło się przełożyć na moją pracę. Podczas służby, na dyżurze, od moich podejmowanych w ułamku sekundy decyzji zależało, czy kogoś uratuję, czy też oboje zginiemy pod gruzami.

Ograniczałem się więc do jednonocnych przygód i szybkich numerków, które nie trwały nawet całej nocy. Nie miałem zbyt dużo wolnego czasu, więc wolałem nie marnować go na kobietę, która była zainteresowana tylko tym, aby mój penis trafił w odpowiednią dziurę. Moje towarzyszki często nawet nie znały mojego imienia, nie chciały niczego o mnie się dowiedzieć, nawet tego, czy na pewno jestem singlem. Mówiąc w skrócie: wystarczyło, że byłem dosyć wysoki, umięśniony i że miałem dołeczki w policzkach – dziewczyny zagadywały mnie nawet wtedy, gdy ewidentnie byłem czymś zajęty, na przykład podnoszeniem ciężarów w siłowni. Nie miałem trudności ze znalezieniem kogoś do uprawiania seksu. Większy problemem stanowiło znalezienie przyjaciela, któremu mógłbym zaufać. Regularnie kontaktowałem się jedynie z moimi kolegą Danielem i matką. Brzmi słabo? Ale taka jest prawda. Jestem samotnikiem – nie do końca z wyboru – i bycie strażakiem to moje powołanie. Nie umiałbym wybrać innej drogi, chyba nawet bym tego nie chciał. Za bardzo zależało mi na tym, aby pomagać ludziom. Do tego uwielbiałem, gdy podczas trudnych sytuacjach adrenalina krążyła w moich żyłach. Może to uzależnienie miałem po ojcu – nigdy nie miałem okazji tego się dowiedzieć podczas rozmowy z nim: zginął, gdy jeszcze nie planowałem przyszłości. Zresztą chyba byłem za młody na zadawanie ojcu takich pytań. Teraz trochę żałowałem, że dorastałem bez męskiego wzorca, chociaż mama starała się mi to zrekompensować – nie do końca jej się to udało. Może właśnie w związku z tym byłem czasem zgorzkniały?

Wpatrując się w krzątającą się przy samochodzie sąsiadkę, zastanawiałem się, czy jednak do niej nie podejść. Znajdowała się tak blisko mnie – dosłownie naprzeciw mojego domu. Gdyby się rozejrzała, pewnie nawet by dostrzegła, że się w nią wpatruję. Nie mogłem jednak spóźnić się do pracy, a miałem dziwne wrażenie, że gdy zacznę pomagać tej małej blondyneczce, to nawet nie dostrzegę upływu czasu. Pierwszy raz w życiu czegoś takiego doświadczałem: nawet nie stałem blisko, a czułem swego rodzaju przyciąganie do niej. Jakby ona była magnesem, a ja jakimś metalem.

Spojrzałem na zegar wiszący na kuchennej ścianie. Za niecałe trzydzieści minut będę musiał ruszyć dupę na swoją zmianę. Dopiłem kawę, która była już zimna – do tego zdążyłem już przywyknąć, bo zawsze zanim mogłem się raczyć kofeinowym naparem, było coś do zrobienia.

Może chociaż wyjdę się przywitać? – pomyślałem. Nie wyszedłbym na takiego dupka. Co prawda nie mogę jej dzisiaj pomóc, ale przynajmniej mógłbym jej doradzić, żeby zapukała do drzwi Boruckich. Dwóch młodych chłopaków miało teraz wakacje i pewnie chętnie pomogliby tak pięknej nieznajomej.

W sumie co mi szkodzi? Byłem już gotowy do wyjścia, najwyżej wcześniej zjawię się w pracy i porozmawiam z Danielem, który miał dzisiaj ze mną służbę. Daniel słynął z punktualności, znajomi się śmiali, że gdy ma być gdzieś na dwunastą, to jest tam już o jedenastej trzydzieści.

Wziąłem torbę z kilkoma najprzydatniejszymi rzeczami i skierowałem się do drzwi. Przekręciłem klucz w zamku i ruszyłem do samochodu, który stał na podjeździe. Kątem oka zauważyłem, że sąsiadka wydobywa jakiś karton z furgonetki. Nie podszedłem do niej, tylko krzyknąłem:

– Dzień dobry. Nowa w okolicy?

– Nowa, nowa – odpowiedziała.

Jej głos był bardzo melodyjny i kojący, spodobał mi się bardziej niż się spodziewałem. Idealnie pasował do tej prześlicznej dziewczyny. Im bliżej niej podchodziłem, tym więcej dostrzegałem szczegółów – na przykład czerwoną szminkę, piękne usta i okulary, które zakrywały połowę jej twarzy, co na swój sposób także było urocze.

– Może ci pomóc? – zapytałem wbrew sobie, bo nie potrafiłem spokojnie patrzeć, jak ta drobna kobietka siłuje się z jakimś pudełkiem. Niby nie miałem czasu, ale to było silniejsze ode mnie. Coś w rodzaju instynktu nie pozwoliło mi jej zostawić w potrzebie.

– Podasz mi ten karton? Utknął w takim miejscu… Jestem za niska, to zawsze była moja zmora – odparła.

Przeszedłem przez ulicę, po czym bez trudu sięgnąłem po pudło, które wskazała swoją wypielęgnowaną dłonią.

– Kinga jestem – powiedziała, promiennie się uśmiechając.

Przysunąłem pudło tak, aby bez trudu mogła po nie sięgnąć.

– Krystian – rzuciłem. – Niestety nie mogę ci teraz pomóc, spieszę się do pracy, ale jakbyś kiedyś czegoś potrzebowała, to wiesz już, gdzie mieszkam.

– Jesteś może hydraulikiem? Z tego, co zdążyłam zauważyć, kran przecieka. Stara pani Dąbrowska jakoś wcześniej o tym nie wspomniała, a ja nie znam żadnego dobrego fachowca w okolicy, bo dopiero się tu sprowadziłam.

– Niestety nie, jestem tylko strażakiem. Bardziej kręci mnie ogień niż woda. Skąd w ogóle pochodzisz? Może ktoś z twojej okolicy jest w stanie dojechać, masz tam kogoś sprawdzonego?

– Jestem z okolic Krakowa – odpowiedziała. – Zawiercie wybrałam dosyć przypadkowo, moja przyjaciółka dostała tutaj lepszą ofertę pracy. Tyle że ona zamieszkała ze swoim chłopakiem, a ja… Zaszalałam. Kupiłam dom, bo bardzo mi się tu spodobało. Piękna okolica, wspaniałe widoki…

– Nie musisz mi się tłumaczyć, sam przeniosłem się do Zawiercia, bo spodobało mi się to, że nie jest to zbyt duże miasto. Nie sądziłem jednak, że będzie tu aż tyle pracy dla strażaka – oznajmiłem. – Rozumiem więc, co chcesz powiedzieć. Jesteś tu nowa, a z Krakowa nikt nie przyjedzie ci pomóc, bo to chyba już nie ich rewir… Może jednak po pracy sam zerknę? Nie znam się za bardzo na rurach, ale szybko się uczę. Jakoś je naprawię.

Kinga machnęła ręką.

– Nie będę ci zajmować czasu. Poczytam opinie w internecie, na pewno znajdę kogoś, kto da radę podjechać jeszcze dziś, zanim całkowicie mnie zaleje.

– Skoro tak wolisz – skwitowałem.

Kinga sięgnęła po karton, który wcześniej dla niej wydostałem z furgonetki i przycisnęła go do klatki piersiowej.

– Do zobaczenia kiedyś, Krystian. Mam nadzieję, że uda nam się jeszcze porozmawiać.

– Do zobaczenia, Kinga. Trzymam kciuki, żeby rozpakowywanie rzeczy poszło ci jak najszybciej.

– Dam radę, jestem zmotywowana! W końcu chciałabym się dzisiaj położyć spać w swojej pościeli na nowym materacu. No nic, dziękuję za pomoc i mam nadzieję, że na służbie nie zaskoczy cię dziś nic niespodziewanego.

– W mojej pracy wszystko jest niespodziewane – skomentowałem. – Nie ma dwóch takich samych akcji, Kinga. Musisz się jeszcze trochę doszkolić, ale nie martw się, może jeszcze kiedyś będziesz miała okazję mnie w tej kwestii przepytać!

– Na razie muszę się doszkolić z hydrauliki.

Ruszyłem do swojego samochodu. Nie odwróciłem się, żeby na nią spojrzeć, bo pomyślałem, że jeśli to zrobię, na pewno nie zdążę na czas dojechać do swojej jednostki.

Wsiadłem, włożyłem kluczyk do stacyjki i odpaliłem silnik. Dopiero gdy wyjechałem z podjazdu i zamknąłem automatyczną bramę, poczułem, że jestem w stanie zebrać myśli. Nie zamierzałem podchodzić do Kingi ani z nią rozmawiać, a jednak pod wpływem impulsu to zrobiłem. W dodatku okazało się, że dziewczyna jest słodka – niczym powiew świeżego powietrza. Stanowiła miłą odmianą po tych wszystkich kobietach, z którymi ostatnio rozmawiałem – zwykle od razu rzucały niestosowne teksty albo rozmawialiśmy jedynie na służbowe tematy.

– Co masz taką minę? – spytał Daniel, gdy dotarłem do jednostki.

– Nie chcesz wiedzieć…

– Właśnie chcę! – zaprotestował.

– Poznałem dzisiaj nową sąsiadkę – oznajmiłem.

– I od razu cię wkurzyła?

– Wręcz przeciwnie, przyjacielu, wręcz przeciwnie. Wydaje się taka uroczo nieporadna, a jednocześnie taka dzielna, trochę szalona.

– Więc ją polubiłeś? Jak mi przykro, stary, masz jednak serce i ludzkie uczucia. Niemożliwe. Jak to się mogło stać? – Daniel wysilił się na ironię.

Przecież nie byłem robotem. Odrzucałem miłość z konkretnych powodów, wcześniej dokładnie wszystko sobie przemyślałem. Nie była to pochopna decyzja.

– Nie wiem, Daniel, nie wiem, ale mam ogromną ochotę ją poznać… Muszę jednak trzymać się od niej z daleka, bo gdybym niechcący się w niej zakochał, to byłoby naprawdę źle. Nie, to byłaby największa katastrofa. Tyle lat udawało mi się trzymać uczucia na wodzy, więc nie mogę sobie teraz pozwolić na chwilę słabości.

– Kiedyś w końcu zrozumiesz, że mimo wszystko warto zaryzykować w imię miłości, chociaż miałaby ona trwać bardzo, bardzo krótko – stwierdził Daniel.

– To, że twoja żona znosi twoje humorki i jakimś cudem także stres związany z wykonywanym przez ciebie zawodem, nie znaczy, że każda taka będzie.

– Na pewno nie każda – podsumował mój kolega. – Ale trzeba szukać takiej, która da sobie z tym wszystkim radę. Warto taką znaleźć, naprawdę, Krystian.

Westchnąłem głośno.

Rozdział 2

Kinga

Przez całe przedpołudnie wnosiłam do domu pudła pełne różnych ważnych dla mnie drobiazgów, a po południu rozpakowywałam rzeczy i starałam się je upchnąć, gdzie tylko się dało. Choć budynek, który kupiłam, jest dosyć duży, a ja wcale nie mam wielkiego dobytku, to i tak nie zdołałam wszystkiego w nim zmieścić. Na przykład w kuchni zabrakło miejsca na kolekcję kubków – głównie przez to, że pani Dąbrowska, poprzednia właścicielka, zostawiła mi sporo swoich bibelotów. Wywalanie ich było jednak zadaniem na inny dzień – bo do wieczora bym się z tym nie uporała. Najwidoczniej starszej kobiecie przede wszystkim zależało na tym, żeby w końcu wyjechać do córki, i nie zabrała ze sobą nawet obrusów, które pamiętały chyba czasy drugiej wojny światowej – a przynajmniej wyglądały na takie.

W międzyczasie zadzwoniłam do hydraulika, którego ogłoszenie znalazłam w internecie. Oczywiście na początku głupio palnęłam – fachowiec śmiał się później tak głośno, że aż rozbolało mnie ucho. „Czy mógłby pan się zająć moją rurą?” nie było najlepszym zagajeniem rozmowy, ale wtedy nie przyszło mi nic innego do głowy, ze zmęczenia miałam totalne zaćmienie umysłu. W każdym razie hydraulik zgodził się przyjść i zobaczyć, co jest nie tak – zjawił się po jakiejś godzinie i zmienił „kolanko”, cokolwiek to było, skasował mnie jak za złoto (a to całe „kolanko” było tylko kawałkiem plastiku), po czym poszedł, pogwizdując sobie w drodze do drzwi. Przynajmniej woda mi już nie wyciekała na kuchenne płytki. Były jakieś plusy.

W ciągu dnia podchodziło do mnie wiele osób – część się tylko witała, część chciała pomóc. Ostatecznie wyszło jednak na to, że większość swoich szpargałów wniosłam sama i już powoli odczuwałam tego skutki: zaczęły boleć mnie zarówno mięśnie ramion, plecy, jak i nogi. Nie jestem przyzwyczajona do ćwiczeń, chociaż mam całkiem dobrą figurę – głównie dzięki szybkiemu metabolizmowi. Raz na ruski rok robiłam ze znajomymi rowerowy wypad albo szłam na spacer, ale generalnie unikałam intensywnego wysiłku fizycznego, więc moja kondycja była praktycznie zerowa, nie mówiąc już o wytrzymałości mięśni: teraz doświadczałam tego efektów.

Marzyłam o gorącej kąpieli – ale rozpakowywanie szło mi tak wolno, że nie dobrnęłam jeszcze do swoich ręczników, gdzieś tam schowanych. Gdzie? Nie wiedziałam. Ba, nie miałam teraz zielonego pojęcia, gdzie mam ładowarkę do telefonu, bo zapomniałam oznakować pudła. O tym, że powinnam opisać każdy karton z osobna w stylu: „rzeczy do łazienki”, moja przyjaciółka Marta wspomniała dopiero wtedy, gdy większość pudeł wpakowałam już do swojej starej furgonetki – nie był to wymarzony samochód dla młodej kobiety, ale tylko on mi pozostał po moim zmarłym ojcu. Wiedziałam, że to auto było dla niego ważne, więc jeździłam nim, dopóki jeszcze działał, chociaż perspektywa napraw trochę mnie przerażała. Nie należałam do tego typu dziewczyn, które umieją wszystko zrobić bez niczyjej pomocy – szczególnie męskiej. W dodatku w moim życiu od dawna nie było nikogo, kto mógłby zająć się takimi domowymi sprawami.

Ten Krystian, którego poznałam dziś rano, nie mógł mi wyjść z głowy, co jeszcze bardziej utrudniało mi pracę. Czasem przyłapywałam się na tym, że patrzę przez okno, czy już nie wrócił. Coraz bardziej mnie kusiło, żeby znaleźć jeszcze jakąś wadę mojego nowego lokum i poprosić o pomoc Krystiana, który nie dość, że był przystojny, to jeszcze sprawiał wrażenie osoby, na której można polegać. Może myślałam tak o nim z powodu jego pracy, nigdy wcześniej nie znałam strażaka, a zawód ten kojarzył mi się z dbaniem o bezpieczeństwo ludzi. Krystian w ogóle sprawiał wrażenie faceta, z którym można konie kraść. Był miły i chciał pomóc osobie, której w ogóle nie znał. Wymieniliśmy tylko kilka zdań, ale bez wątpienia zapadł mi w pamięć, co od dawna mi się nie przydarzyło – przynajmniej od czasu, gdy skończyłam swój ostatni związek, już jakieś dwa lata temu. Do tego wszystkiego był seksowny jak diabli, co stanowiło swego rodzaju wisienkę na torcie. Przez głowę przeszło mi nawet, że skoro strażacy są tacy seksowni, to może powinnam się pokręcić w pobliżu budynku, w którym stacjonują.

– Kurczaki – zaklęłam, przypadkowo uderzając małym palcem u stopy w kant szafki. Ból był nieznośny i choć trwał tylko chwilę, w kącikach moich oczu pojawiły się łzy.

Nie do końca byłam szczera z Krystianem. Do Zawiercia nie przeprowadziłam się tylko ze względu na Martę, chociaż była w tym momencie jedyną bliską mi osobą, bo moi rodzice zginęli kilka lat temu, praktycznie jedno po drugim – byłam już wtedy pełnoletnia. Marta stanowiła dla mnie ostoję, tylko jej, mojej jedynej powierniczce, mogłam zdradzić najczarniejsze myśli. Nie mogłam pozostać z dala od niej, ale to był tylko jeden z powodów, dla których postanowiłam się wyprowadzić z okolic Krakowa. Drugi stanowiło to, że tamte okolice przypominały mi o złych zdarzeniach z mojej przeszłości. Do dziś leczyłam się z depresji i stanów lękowych, chociaż teraz było już dużo lepiej niż wtedy, gdy w ciągu jednego roku, w odstępie kilku miesięcy, zginęła najpierw moja matka, a później mój ojciec. Depresja do dzisiaj sprawiała, że co jakiś czas miałam wahania nastroju i brak chęci do tego, żeby wstać z łóżka – nie widziałam sensu w swoim życiu. Nie miałam myśli samobójczych, leczyłam się już od tak dawna, że w mojej świadomości nic takiego się nie pojawiało. Ale poczucie braku sensu życia ciągle powracało, jak bumerang. Kiedyś wydawało mi się, że łatwiej byłoby nie żyć, niż znaleźć w swojej codzienności coś, co mogłoby mnie zmotywować do tego, abym codziennie rano otworzyła oczy. Do dziś nie znalazłam idealnej motywacji, ale starałam się dzielnie trwać: szczególnie dla Marty, której w żaden sposób nie chciałam zranić, a przeczuwałam, że gdyby coś mi się stało, nie umiałaby sobie z tym poradzić. Praca także pomagała, bo przynajmniej musiałam codziennie wyczołgiwać się spod ciepłej kołdry i coś robić. Napady lęku zdarzały się już rzadko, chociaż nadal nie lubiłam zbytnio się spoufalać z ludźmi i przebywać w tłumie. Z poprawą nastroju było dużo gorzej, bo czasem myśli naprawdę potrafiły mnie zdołować. Nieco pomagały medykamenty.

Rodzice zostawili mi spory spadek, za który teraz kupiłam dom. Budynek był duży, na razie planowałam w nim mieszkać sama, ale liczyłam, że kiedyś zdołam założyć prawdziwą rodzinę – będę miała gromadkę dzieci i biegające wszędzie psy. Marzyłam o tym, aby moja rodzina była większa niż ta, w której ja się wychowywałam: bo teraz, po śmierci rodziców, bez rodzeństwa, nawet bez dziadków, którzy już dawno spoczęli na cmentarzu, byłam sama na świecie. Została mi tylko Marta – moja przyszywana siostra, z którą nie łączyły mnie więzy krwi.

Nagle usłyszałam dzwonek telefonu. Wyciągnęłam aparat z kieszeni, spojrzałam na wyświetlacz i od razu odebrałam połączenie.

– O wilku mowa. Właśnie o tobie myślałam – rzuciłam.

– Tak właśnie czułam. Uznałam, że powinnam do ciebie zadzwonić. Podjechać może do ciebie i jakoś ci pomóc? Głupio mi, że dzisiaj cały dzień byłam w pracy, a ty musiałaś sama z tym wszystkim się mordować – oznajmiła Marta.

– Daj spokój. Jeśli chcesz, możesz przyjechać. Ale najlepiej by było, gdybyś pojawiła się dopiero jutro. Z butelką wina. Albo jeszcze lepiej: z dwoma butelkami i jakimś dobrym ciastem, które mogłybyśmy razem zjeść przy jakimś serialu na Netfliksie. Wiesz, że nawet nie potrzebuję laptopa, żeby wyświetlać filmy na ekranie telewizora?

– To ty masz tam nawet telewizor podpięty do internetu?! – zapytała zdumiona przyjaciółka.

– Też się zdziwiłam, ale Dąbrowska była najwidoczniej bardziej zmodernizowana niż mi się wydawało. Telewizor, który mi tu zostawiła, to jedna wielka plazma, która nawet na obudowie ma znaczek, że z poziomu menu można wybrać różnego rodzaju platformy.

– A sprawdzałaś, czy to urządzenie w ogóle działa?

– Nie – przyznałam.

Marta się roześmiała.

– Jakby się okazało, że sprzęt padł, a poprzednia właścicielka domu zostawiła go w celu stworzenia jakichś pozorów albo dlatego, że nie chciało jej się go wynosić do utylizacji, to dopiero byłabym rozbawiona! – stwierdziła.

– Bardzo śmieszne – syknęłam. – Jesteś najbardziej dowcipną osobą, jaką znam. Normalnie boki zrywać, Marta. Twój Paweł też to docenia?

Dziewczyna zignorowała ostatnie pytanie.

– Idziesz teraz po pilota, prawda? – dopytywała.

Miała rację. Właśnie skierowałam się do salonu, żeby wziąć do ręki pilota. Najpierw jednak musiałam podłączyć kabel do gniazdka, bo Dąbrowska wszystko powypinała, nawet lodówkę, gdy się wyprowadzała. A kabel od lodówki wcale nie tak łatwo było podpiąć: bo chociaż jestem drobna, mam malutkie ręce, to dosięgnięcie do kontaktu za nią nawet dla mnie stanowiło nie lada wyzwanie. Niemniej jednak podołałam i temu zadaniu. Jestem silną, prawie niezależną kobietą. Może kiedyś uda mi się być bardziej niezależną, ale na razie musiały wystarczyć moje szczere chęci.

– Owszem. Muszę sprawdzić, czy to ustrojstwo działa. Nie chce mi się wydawać kolejnych pieniędzy na zakup jakichś drogich sprzętów, których nie używam zbyt często.

– Możesz wmówić mi wiele, ale nie to, że nie używasz telewizora, Kinga. Dobrze wiemy, że albo siedzisz przy laptopie, albo na kanapie przed telewizorem. Jesteś uzależniona od oglądania jakichś głupot na ekranie.

– Po prostu nie lubię siedzieć w ciszy – oznajmiłam.

– Wmawiaj to sobie.

– Działa! – rzuciłam radośnie, bo wdusiłam przycisk na pilocie i ekran telewizora ożył.

– Masz szczęście – skwitowała Marta. – Chociaż w sumie nie wiem, po co ta stara baba zostawiła ci taki sprzęt. Nie lepiej było, żeby ci go sprzedała?

– Dzięki, Marta. Na ciebie zawsze można liczyć. Po co zostawiać działające urządzenie, skoro można mi je sprzedać. Szczególnie że i tak sporo zabuliłam za kupno tej posiadłości. No naprawdę! Gdyby nie ty, to chyba bym się tu załamała.

– Takie też odniosłam wrażenie, nie musisz dziękować – wymamrotała.

– Do jutra, wariatko. Idę się dalej rozpakowywać, bo inaczej chyba dzisiaj tych pieprzonych ręczników nie znajdę. Schowały się i nie mogę ich odnaleźć – burknęłam.

– Jesteś pewna, że je wzięłaś?

– Tak, chyba tak. Kończę, zanim zacznę kwestionować swoją poczytalność w chwili przenoszenia pudeł z mieszkania do furgonetki. Pamiętaj, że jak przyjdziesz do mnie jutro po pracy, to wino ma być schłodzone! Nawet wieczorem jest blisko trzydzieści stopni, więc jeśli przyniesiesz alkohol prosto ze sklepu, to nawet cię nie wpuszczę!

– Się zobaczy, Kinga. Nie bądź zbyt wymagająca, co?

– To nie wymagania, to standardy!

Zakończyłam połączenie, nim Marta zdołała odpyskować. Teraz przynajmniej miałam pewność, że schłodzi wino, zanim do mnie przyjdzie. Pewnie jeszcze dzisiaj pójdzie do sklepu, bo z samego rana wychodzi do pracy.

Swoją pracę rzuciłam z racji przeprowadzki, co było dosyć spontaniczną, trochę irracjonalną decyzją. Wypadałoby się za czymś rozejrzeć. Niemniej jednak sekretarki szukają praktycznie wszędzie, szczególnie takiej dobrej jak ja, prawda? Referencje miałam doskonałe – i to zarówno ze swojej pierwszej pracy, jak i z tej, w której wytrwałam kilka lat. Miałam nadzieję, że szybko uda mi się znaleźć zatrudnienie. Obiecałam sobie, że zajmę się tym tuż po tym, jak w końcu zadomowię się w nowym miejscu. W końcu są rzeczy ważne i ważniejsze. Na razie przez jakiś (bardzo krótki) czas mogłam utrzymywać się z oszczędności i trochę sobie odpuścić, żeby poczuć się w Zawierciu jak u siebie. A później? Później jakoś się ułoży. Zawsze tak było. Skoro już tyle przetrwałam, to przetrwam jeszcze więcej…

Rozdział 3

Krystian

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25

Redaktorka prowadząca: Joanna Pawłowska

Wydawczyni: Joanna Pawłowska

Redakcja: Jolanta Olejniczak-Kulan

Korekta: Milena Halska

Projekt okładki: Łukasz Werpachowski

Zdjęcie na okładce: © LIGHTFIELD STUDIOS / Stock.Adobe.com

Copyright © 2022 by Dominika Smoleń

Copyright © 2022 Niegrzeczne Książki

an imprint of Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2022

ISBN 978-83-67247-75-7

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.wydawnictwokobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek