Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Ludzie mówią, że anoreksję da się wyleczyć, ale Viktoria nie jest tego taka pewna. Chociaż od momentu zachorowania minęło już kilka lat, a psychiatra uważa, że Viki uwolniła się od tej przypadłości, to jednak głos w głowie dziewczyny dalej namawia ją do tego, by trochę schudła.
Kiedy Viktoria postanawia rozpocząć studia na lokalnej uczelni, zaczyna być coraz gorzej, a ona nie ma już sił, by opierać się chorobie, która powoli wraca do niej ze zdwojoną siłą.
Na horyzoncie pojawia się jednak ktoś, kto za wszelką cenę będzie chciał pomóc dziewczynie wygrać to kolejne starcie. Pozostaje tylko pytanie, czy uda się to zrobić na czas?
„Leć, Motylku!” to historia o tym, że czasem najtrudniej jest walczyć z samym sobą.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 244
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Z dedykacją dla tych,
którzy nie wierzą w siebie i w miłość...
„Bo są dwa rodzaje bólu, Oskarku. Cierpienie fizyczne i cierpienie duchowe. Cierpienie fizyczne się znosi. Cierpienie duchowe się wybiera”.
Éric-Emmanuel Schmitt, Oskar i pani Róża
Przedmowa
Anoreksja jest poważną chorobą, która dotyka szczególnie osoby w wieku dojrzewania – najczęściej między trzynastym a szesnastym rokiem życia, co nie oznacza, że dorośli na nią nie cierpią. Cierpią, ale zaburzenia odżywiania zazwyczaj pojawiają się u nich dużo, dużo wcześniej.
Chorzy na anoreksję restrykcyjnie przestrzegają diety – tak restrykcyjnie, że często praktycznie nic nie jadają. Zwykle unikają spoglądania w lustro, bo uważają, że są „zbyt grubi”, nawet jeśli widać po nich skrajne niedożywienie. Do tego wszystkiego cyfry na wadze sprawiają, że ich dzień może się poprawić lub pogorszyć – im niższy wynik zobaczą, tym lepsze mają samopoczucie. Ponadto nierzadko cierpią na depresję lub zaburzenia lękowe. W większości przypadków anoreksja może prowadzić nawet do śmierci, bo osłabia organizm tak bardzo, że serce chorego przestaje bić.
Viki – główna bohaterka Leć, Motylku! – od lat zmaga się z tym zaburzeniem. Z lepszym lub gorszym rezultatem. Mam nadzieję, że pokochacie jej historię – pełną bólu i upadków – tak samo jak ja.
Osoby (zwykle dziewczyny), które chorują na anoreksję, nazywa się „motylkami”. Jest to rozpatrywane bardziej pod kątem tego, iż osoby te chcą wyjść z kokonu i w końcu rozwinąć skrzydła. Myślą, że jeśli będą bardzo szczupłe, to będą nie tylko piękne, ale też atrakcyjne dla innych i... szczęśliwe. Szkoda, że nie dostrzegają, że są takie (albo mogą być) bez względu na wszystko, z natury, na co dzień...
W książce pojawia się też pojęcie „proana” – jest to termin zaczerpnięty prosto z forum, na którym udzielają się osoby cierpiące na anoreksję (często prowadzą one różne stronki z poradami, jak wytrwać „w chudości”). „Proana” to filozofia, wedle której anoreksja nie jest chorobą, a stylem życia i sposobem na schudnięcie. To często używane słowo, można znaleźć je w miejscach poświęconych temu zaburzeniu odżywiania.
Mam nadzieję, że ten krótki wstęp pomoże Wam lepiej zrozumieć całą historię Viki – słodko-gorzką opowieść, pełną wzlotów bohaterki, ale także jej upadków. Mam też nadzieję, że jeśli w otoczeniu macie osobę, która może mieć podobne objawy – zareagujecie na czas, nim sytuacja znacznie się pogorszy...
Życzę miłej lektury!
Rozdział 1
Spojrzałam na ekran monitora i na mojej twarzy pojawił się uśmiech. W końcu ktoś odpowiedział na wpis, który dodałam wczoraj wieczorem. Wyjaśniałam w nim, że chciałabym wreszcie mieć nad czymś kontrolę, a że zawsze pragnęłam być chuda, tylko przeważnie żadne diety nie działały na mnie za dobrze, to może spróbowałabym innego sposobu – głodówki.
Motylek: Witaj, cieszę się, że dołączyłaś do naszej społeczności. Mam nadzieję, że Twoja droga do schudnięcia będzie łatwiejsza niż moja. Trzymaj się chudo!
Po chwili dostrzegłam jednak, że ktoś dodał nowy komentarz, więc szybko odnalazłam go wzrokiem.
Brzydka: Ile masz lat? Ja zaczynałam w wieku czternastu.
Kliknęłam w okienko odpowiedzi i odpisałam:
Viki: Za kilka dni będę miała szesnastkę.
Wcisnęłam „wyślij” i wylogowałam się z forum, notując sobie w pamięci, żeby zajrzeć tam w najbliższym czasie. Teraz postanowiłam jednak jak najbardziej ograniczyć swoje posiłki i w końcu o siebie zadbać.
– Viki, kolacja! – zawołała z kuchni mama.
Przewróciłam oczami i przełknęłam głośno ślinę. Nienawidziłam wspólnych posiłków, bo gdy ojciec wracał z pracy, przy stole było co najmniej niezręcznie.
Moi rodzice od dłuższego czasu się nie dogadywali, ale odkąd kilkanaście dni temu przeprowadziliśmy się do innego miasta, ponieważ tata dostał awans, wszystko się pogorszyło. Może dlatego, że matka widziała, jak jej mąż całuje swoją sekretarkę prosto w usta, a może dlatego, że po prostu w ich związku od dawna nie układało się tak, jak powinno.
Usiadłam przy stole, na którym mama ustawiła masę jedzenia – warzywa, jajecznicę, chleb i jakieś szynki. Sam ich zapach sprawiał, że burczało mi w brzuchu, ale zamierzałam zjeść jak najmniej.
Kolacje były najgorsze właśnie dlatego, że zawsze jedliśmy je razem. Wiedziałam, że jeśli teraz uda mi się oszukać rodziców, z innymi posiłkami pójdzie jeszcze łatwiej.
Mama zajęła krzesło obok mnie, a tata, który dopiero wrócił, usiadł naprzeciwko, nawet nie zdjąwszy butów w korytarzu. Czułam, że zaraz zacznie się awantura, której byłam świadkiem już milion razy – że ojciec nie szanuje pracy mojej matki, która bardzo dba o porządek w domu. On odpowie, że przecież to tylko buty, a jeszcze nie skończyło się lato, więc na pewno nie ma ubrudzonych podeszw i nie rozniesie chociażby piasku, który zawsze pojawia się zimą.
Nałożyłam na talerz kilka plastrów pomidora i wzięłam jedną, bardzo niewielką, kromkę chleba do ręki.
– Nie jesteś głodna? – zapytała mama.
– Niedawno jadłam – skłamałam.
– Przecież wiedziałaś, że przygotuję kolację – skarciła mnie.
Wzruszyłam ramionami i zaczęłam powoli skubać jedzenie. W międzyczasie piłam dużo wody, którą praktycznie cały czas sobie dolewałam – wiele osób na forum pisało, że to pomaga zahamować łaknienie.
Po zjedzeniu trzech plasterków pomidora i połowy kromki chleba podziękowałam i wstałam od stołu. Rodzice pogrążyli się już w świecie kłótni i ostrych dyskusji, więc nawet nie zauważyli, że ledwie skubnęłam kolację.
Wróciłam do swojego pokoju i położyłam się na łóżku. Odnosiłam wrażenie, że nadal nie jestem najedzona, ale wiedziałam, że jeśli chcę wytrwać w swojej diecie, muszę się do tego przyzwyczaić. Dalej mogło być już tylko łatwiej, bo nabiorę więcej wprawy i doświadczenia. Myślałam o tym, co przygotuję sobie rano na śniadanie i doszłam do wniosku, że dwa wafle ryżowe będą w porządku.
Sięgnęłam po telefon, który leżał na szafce nocnej i zauważyłam, że mam kilka nieodczytanych SMS-ów od przyjaciółki, którą zostawiłam kilkaset kilometrów stąd, kiedy się przeprowadzałam. Starałam się utrzymywać kontakt z Sarah, ale nie ukrywałyśmy, że to trudne – szczególnie że za kilka dni miała zacząć się szkoła, która dodatkowo będzie pożerać nasz czas wolny.
„Wszystko w porządku?” – napisałam.
„Tak” – odpisała po chwili. „Po prostu miałam ochotę usłyszeć twój głos”.
Kąciki moich ust uniosły się delikatnie. Miałam na świecie kogoś, kto o mnie dbał i kto o mnie myślał. Szkoda tylko, że niedługo nawet ta znajomość pewnie się skończy... Byłam przekonana, że Sarah w krótkim czasie znajdzie sobie nową przyjaciółkę, a ja zejdę na dalszy plan, skoro nie będziemy się zbyt często widywać.
Ale cóż, takie jest życie, nie? Przynajmniej teraz miałam sposób, żeby jakoś sobie z nim radzić i zamierzałam się tego trzymać.
Rozdział 2
Siedziałam na krześle i wpatrywałam się w ścianę. Właściwie nie interesowało mnie to, co mówił mój psychiatra, chociaż prowadził monolog już od około piętnastu minut.
– Według mnie wyleczyłaś się z anoreksji. Możesz zacząć studia, ale na lokalnej uczelni. Dalszy wyjazd mógłby nie być dla ciebie dobry – powiedział w końcu, wypowiadając najbardziej magiczne słowa na świecie.
Chciałam rozpocząć studia, ale tak naprawdę zdawałam sobie sprawę z jednego – nigdy nie wydobrzeję z anoreksji. Ona już zawsze będzie ze mną. To, że trochę przytyłam w szpitalu psychiatrycznym, przeszłam terapię i starałam się jeść pięć zdrowych posiłków dziennie... to wcale nie wymazywało cichego głosu w mojej głowie, który co chwila podpowiadał, że będę ohydna przez resztę swojego życia.
Zamknęłam oczy i policzyłam po cichu do dziesięciu, chcąc się trochę wyciszyć. Tylko w takich momentach, kiedy bardzo skupiałam się, by o niczym nie myśleć i żeby czuć jak najmniej, ten głos milkł chociaż na chwilę.
– Jestem zdrowa? – zapytałam.
– Twoja waga jest prawidłowa, dobrze się odżywiasz. Od dłuższego czasu nie było żadnych objawów choroby. Wydaje mi się, że zwyciężyłaś, Viki. Masz szansę, żeby zacząć nowe życie. Skorzystaj z niej. To jak wygrana na loterii. Niewiele osób cierpiących na anoreksję w ogóle dożywa tego momentu.
Przez chwilę siedziałam nieruchomo, wpatrując się w twarz swojego psychiatry. Czy on mówił poważnie? Czy w ogóle da się pozbyć tego głosu, który chciał, żebym była lepszą wersją siebie?
Lekarz klasnął, wyrywając mnie z zamyślenia.
– Możesz już wracać do domu, ale pamiętaj, że dalej chcę, byś przychodziła regularnie na sesje ze swoim psychoterapeutą.
Skinęłam głową. Godzina w tygodniu z psychologiem wcale nie była największą tragedią na świecie. Szczególnie że moja terapeutka była bardzo konkretną i sympatyczną kobietą, z którą czas leciał mi bardzo szybko. A skoro mogłam dzięki temu pójść na studia językowe na lokalnym uniwersytecie, to byłam przeszczęśliwa.
Od dawien dawna nie czułam się tak normalnie jak teraz. Rozpoczęcie studiów będzie dla mnie nowym rozdziałem. Poznam nowych ludzi, którzy nie będą mieli pojęcia o tym, że przez kilka ostatnich lat byłam chora i właściwie nie wychodziłam z domu – a jeśli już gdzieś byłam, to nie na zakupach, tylko w psychiatryku.
Dotarłam do domu i wpadłam na mamę, która krzątała się w kuchni. Odkąd rozwiodła się z moim ojcem, więcej czasu spędzała na przygotowywaniu dla mnie zbilansowanych posiłków.
– Hej – powiedziałam, podchodząc i dając jej całusa w policzek.
Może nie byłam idealną córką, ale naprawdę doceniałam to, jak się o mnie troszczyła. Szczególnie że ojciec uciekł od nas – i od moich problemów – a jakiś miesiąc po rozwodzie planował już założenie nowej rodziny.
– Co powiedział lekarz?
– Będę mogła zacząć studia – oznajmiłam, uśmiechając się szeroko.
Mama pisnęła z radości i objęła mnie mocno, nie zważając na to, że ma na sobie rękawice kuchenne.
– Tak się cieszę, kochanie. W końcu będziesz mogła wyjść do ludzi i spełniać swoje marzenia!
Wzruszyłam ramionami, chociaż ja także bardzo to przeżywałam.
– Nie mogę nigdzie wyjechać, więc dalej będziesz miała mnie na oku. Tylko ty i ja... i anoreksja, która podobno ma już nie wrócić.
Po policzku mamy spłynęła pojedyncza łza, którą starła rękawem bluzki.
– Masz może ochotę na kurczaka z warzywami?
– Pewnie – wymamrotałam, chociaż wcale nie byłam głodna. Wiedziałam jednak, jaką sprawi jej to przyjemność.
Zdawałam sobie też sprawę z tego, że jeśli naprawdę mam iść na studia, to nie mogę stwarzać żadnych problemów, szczególnie z jedzeniem. Nawet jeśli głos w mojej głowie ciągle powtarzał, że jestem grubą świnią, która powinna schudnąć przynajmniej z pięć kilogramów... Mama z prędkością światła nałożyła mi wszystkie składniki na talerz i postawiła go na stole. Zaczęłam powoli przeżuwać mały kęs kurczaka, próbując sobie wmówić, że ten głos się myli. Im dłużej jednak jadłam, tym mocniej nasilało się wrażenie, że naprawdę lepiej bym wyglądała, gdybym zrzuciła trochę ciała... W końcu chciałam się podobać facetom, których dopiero poznam.
Rozdział 3
Pierwszy dzień roku akademickiego nadszedł zbyt szybko. Nie byłam na niego gotowa – a przynajmniej nie czułam, żeby tak było. Patrząc w lustro, dalej widziałam małą, zagubioną dziewczynkę, która w ogóle się nie zmieniła.
Największym plusem mojej nowej sytuacji było to, że mogłam zamieszkać w akademiku. Ustaliłam z mamą, że to najlepsza opcja. Byłam dorosła, więc nadszedł czas, bym choć trochę się usamodzielniła – nawet jeśli znaczyło to mieszkanie zaledwie piętnaście kilometrów od domu rodzinnego.
Nie mówię, że moja mama nie przeżywała tej wyprowadzki – bo robiła z tego dramę, jakbym przenosiła się na drugi koniec świata – ale kiedy uzgodniłam z nią, że będę co tydzień przyjeżdżać na obiad, udało mi się ją trochę uspokoić.
Weszłam do małego, słabo umeblowanego pokoju, którego ściany miały kolor wymiocin. Rozglądałam się uważnie, ale nie dostrzegłam niczego pozytywnego. Akademik najwidoczniej po prostu był do dupy – szczególnie z racji tego, iż toaleta i łazienka znajdowały się kawałek dalej i stanowiły część wspólną dla wszystkich mieszkańców.
Chociaż w pokoju stały dwa łóżka, żadne z nich nie było jeszcze zajęte, co oznaczało, że moja współlokatorka – kimkolwiek była – jeszcze nie dotarła. Trzymałam kciuki za to, żeby pojawiła się jak najpóźniej, bo naprawdę nie miałam ochoty teraz z nikim gadać. Przeżywałam trudne chwile, moje serce łomotało w piersi, a głos w głowie snuł historie o tym, jaka mogłabym być teraz piękna, gdybym posłuchała go jakiś czas temu.
Zdecydowałam, że zajmę część po prawej stronie, z racji tego, że miała dostęp do okna – jedynego, jakie było w tym pomieszczeniu. Miałam ze sobą tylko dwie walizki i laptopa, ponieważ resztę drobiazgów postanowiłam dowozić co jakiś czas, kiedy będę odwiedzać mamę, więc gdy już zaczęłam się rozpakowywać, zajęło mi to zaledwie kilkanaście minut.
Później położyłam się na plecach i zaczęłam zastanawiać, jak ja w ogóle przetrwam ten rok – bo o tym, co będzie później, jeszcze nawet nie chciałam myśleć.
Usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi, więc szybko otrząsnęłam się ze swoich rozmyślań. Do pokoju wszedł chłopak – bardzo wysoki brunet – ciągnąc za sobą walizki. Przez chwilę tylko mu się przypatrywałam, tak samo jak on przypatrywał się mnie.
– Czy to nie jest damski akademik? – zapytałam, przerywając ciszę, która zaczynała się robić niezręczna.
Chłopak wzruszył ramionami.
– Jestem Alex. To nie byłaby pierwsza pomyłka związana z moim imieniem. Najwidoczniej ktoś uznał, że jestem kobietą, więc dopóki tego nie rozwiążemy, będę spał w tym pokoju.
– My? – dopytałam.
Nie było żadnych „nas”. Alex tylko patrzył na mnie w ciszy, a później zaczął się rozpakowywać.
– Nie powinieneś tego załatwić jakoś... od razu? – spytałam, przyglądając się z jaką zawziętością składa ubrania.
– W zeszłym roku minęło dobrych kilka dni, zanim w końcu udało mi się zmienić pokój. Zresztą sekretariat jest dzisiaj nieczynny, więc i tak bym nic nie zdziałał.
– W ubiegłym roku też miałeś takie problemy?
Chłopak uśmiechnął się, pokazując idealnie białe zęby.
– Najwidoczniej nie jestem zbyt męski, skoro cały czas przypisują mnie do akademika płci pięknej.
Przełknęłam głośno ślinę i zlustrowałam Alexa od góry do dołu. Nie dało się go pomylić z żadną dziewczyną – był wysoki, umięśniony i miał dwudniowy zarost, który tylko dodawał mu męskości.
– Nie martw się, cukiereczku, niedługo i tak wychodzę na dłużej. Będziesz mogła przetrawić fakt, że dzielisz pokój z kimś innym, niżbyś chciała.
– Nie jestem cukiereczkiem – warknęłam.
Głos w mojej głowie śmiał się, że najwidoczniej jestem zbyt gruba i jadłam zbyt dużo słodyczy, skoro zasłużyłam na takie określenie. Odetchnęłam głęboko. Nie potrzebowałam takich komentarzy, a już na pewno nie chciałam mieszkać z takim przystojniakiem, który tylko wzbudzałby we mnie niepewność i kompleksy.
– Nie wiem, jak masz na imię, więc na razie będziesz „cukiereczkiem” – odpowiedział Alex, patrząc mi prosto w oczy.
Jego wyjaśnienia były takie... jednocześnie logiczne i nielogiczne, ale we mnie aż się gotowało. Głos, który chciał, żebym schudła, nie oszczędzał mnie – nawijał tylko w kółko te swoje brednie, od których chciałabym jak najdalej uciec. Jeśli natomiast Alex widział moją walkę wewnętrzną, nie dał tego po sobie poznać.
– Jestem Viki – odpowiedziałam cicho i to dopiero po dłuższej chwili.
– Viki – powtórzył, jakby smakując to imię.
Tego było już za wiele. Zerwałam się z łóżka i szybko wyszłam na korytarz, byle jak najdalej od chłopaka, który miał ze mną mieszkać przez najbliższe godziny. Wpadłam jak strzała do łazienki i oparłam się o umywalkę. Odkręciłam wodę i przemyłam sobie twarz, chcąc się trochę ocucić. To nie był jednak sen. Alex był prawdziwy – niczym głos w mojej głowie, który teraz się ze mnie szyderczo śmiał.