Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
W 1960 roku doszło w Bydgoszczy do zbrodni, która wstrząsnęła całym miastem. Zginęło wówczas rodzeństwo powszechnie szanowanej rodziny. Dzięki szybkiej akcji Milicji Obywatelskiej, w której pomagali również mieszkańcy miasta i regionu udało się w ciągu kilku godzin złapać sprawcę, który w wyniku szybkiego procesu został skazany na śmierć. Pogrzeb zamordowanych dzieci zgromadził około 50 000 osób. Dzięki dostępowi do akt sprawy oraz relacji świadków udało się dokonać rekonstrukcji zdarzeń sprzed wielu lat. Motywy zbrodni są szokujące, sprawca zaskakujący, a prawda gorsza od literackiej fikcji.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 139
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Stryczek dla Rączki. Rekonstrukcja zbrodni, która wstrząsnęła Bydgoszczą
Copyright © Krzysztof Drozdowski, 2024
Copyright © Wydawnictwo Brda, 2024
Korekta: Iwona Niezgoda – goralkaczyta.blogspot.com
Skład i łamanie: Tadeusz Meszko
Projekt okładki: Krzysztof Drozdowski
ISBN: 978-83-972165-2-5
Wydawca oświadcza, że dołożył wszelkich starań, aby dotrzeć do wszystkich właścicieli i dysponentów praw autorskich. Osoby, których nie udało nam się ustalić, prosimy o kontakt z wydawnictwem.
Wydawca:
Scriptor Sp z.o.o.
ul. Białogardzka 14/49
85-808 Bydgoszcz
Wydawnictwo Brda:
www.wydawnictwobrda.pl
Spis treści
Wstęp
Rozdział 1.
Bydgoszcz w roku 1960
Rozdział 2.
Zbrodnia
Rozdział 3.
Wspaniały sukces Milicji
Rozdział 4.
Morderca
Rozdział 5.
Kara śmierci w Polsce
Rozdział 6.
Rozprawa
Rozdział 7.
Oczekiwanie
Zakończenie
Aneks
Książkę dedykuję mojej żonie Karolinie
Zbrodnia zawsze przeraża, wstrząsa, budzi odrazę do jej sprawcy. Morderstwo jednak popełnione przy ul. Długosza szczególnie wstrząsnęło całym społeczeństwem bydgoskim. Ofiarą jego padło dwoje młodych istot, wkraczających dopiero w życie, z ufnością darzących świat i ludzi. Ślepy traf, który postawił na ich drodze bestialskiego, wyzutego z wszelkich uczuć przestępcę, przeciął nagle pasmo ich życia. Przerażenie budzi także fakt, że są ludzie zdolni do takich bestialstw, że żyją między nami. Przerażenie budzi bezmiar i bezsens tej zbrodni. Dotkniętej straszliwym ciosem nieszczęśliwej matce współczuje całe społeczeństwo.
Czy ten, który siedzi przed nami na ławie oskarżonych jest godzien nazwy człowieka? Nie, to nie człowiek – to bestia!
Prokurator A. Lewandowski
Wstęp
Przystąpiłem do pisania tej książki, będąc w trakcie przygotowań do dwóch innych tematów. Jednakże ta historia tak bardzo absorbowała moje myśli, że nie mogłem się jej pozbyć, ani w pełni skupić na pracy nad rozpoczętymi już publikacjami. Rozmawiałem o pomyśle na opisanie tej historii z wieloma osobami i w gruncie rzeczy oprócz pozytywnych reakcji, najczęściej też padało pytanie o to, co chcę tam zawrzeć, skoro historia pościgu zamyka się w około czterech godzinach, a i sam mord oraz jego sprawca nie należały do zbyt wymyślnych. Muszę przyznać, że takie niedowierzanie jeszcze bardziej nastroiło mnie do pracy. Jak głosi podtytuł ma to być rekonstrukcja zbrodni, ale nie tylko.
W poszczególnych rozdziałach możecie śledzić zarówno życie antybohatera, jak i milicjantów, którzy w ekspresowym tempie przystąpili do poszukiwań mordercy. Znajdują go dość szybko, po czym rozpoczynają mozolne śledztwo. W jego trakcie poznajemy Tadeusza Rączkę, młodego mężczyznę, który wybrał życie poza prawem. Człowieka, który co prawda miał trudne dzieciństwo, ale nie da się tym usprawiedliwić jego czynów. Na kolejnych stronach, czytając stenogramy z przesłuchań dowiadujemy się, że morderstwo, którego dokonał w Bydgoszczy nie było jego jedynym występkiem. Zbrodni mógł dokonać już znacznie wcześniej, podjął taką próbę. Jego ofiara przeżyła jedynie jakimś cudem.
Schwytany, nie przejawiał wyrzutów sumienia, jego największym zmartwieniem było to, że nie udało mu się uniknąć złapania i że nie zabił jeszcze jednej osoby. Gdy zdał sobie sprawę, iż czeka go kara śmierci, zaczął udawać wariata. Takie zachowanie mu nie pomogło, zeznawali przeciw niemu nawet towarzysze z jednej celi. Zresztą osoby dopuszczające się zbrodni na dzieciach są wyrzutkami. Niniejszy przypadek nie był wyjątkiem.
Obserwujemy więc zmianę w podejściu do swojej obrony, widzimy dwie twarze mordercy. Jedną skruszoną na potrzeby przesłuchujących go milicjantów lub lekarzy i drugą wyrachowanego człowieka, który z dumą opowiadał jak starał się wszystkich zwieść, udając chorego psychicznie. Nie zdawał sobie sprawy, że przechytrzył nawet sam siebie, gdyż przez swoje zachowanie biegli psychiatrzy szybko się zorientowali, że badany jest praktycznie całkowicie zdrowy, a jest zwyczajnie psychopatą.
Niniejsza książka w znacznej mierze powstała w oparciu o akta sądowych, a za pomoc w dotarciu do nich podziękować winienem Katarzynie Milczarek-Kozak, bo to też nie pierwszy raz, kiedy służyła mi radą w tych kwestiach. Karolinie Stanek z Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej za pomoc w kwerendzie prasowej; Adamowi Płużyńskiemu za ciekawe rozmowy i wspólne próby zrozumienia tego, co niezrozumiałe.
Podziękowania kieruję także w stronę patronów medialnych i wszystkich, którzy przyczyniają się do wypromowania niniejszej publikacji. W Polsce rocznie wydaje się ponad 30 00 tytułów i wybranie takiego, który trafi w gusta nie jest proste. Dlatego dziękuję za zaufanie tym, którzy postanowili, że swój czas spędzą właśnie z moją książką.
Na koniec pragnę podziękować mojej żonie Karolinie. Tkwiąc przy mnie niczym niewzruszona wieża na dobre i złe, daje mi całkowity spokój i możliwość poświęcenia się swojej pasji, jaką jest odkrywanie i popularyzowanie historii.
Jeśli posiadasz, drogi Czytelniku ciekawą opowieść, którą chciałbyś się ze mną podzielić to zapraszam do kontaktu pod adresem: [email protected].
Rozdział 1.
Bydgoszcz w roku 1960
Rok 1960 był dla Bydgoszczy był przełomowy. Wydarzyło się wiele rzeczy, których pokłosie mieszkańcy odczuwają do dziś.
Na zakończenie pierwszego tygodnia tegoż roku miasto obiegła informacja o katastrofie. Na przejeździe kolejowym na ul. Szubińskiej doszło do tragedii. Pomimo zbliżającego się pociągu dróżnik nie zamknął szlabanu. Niczego nie spodziewający się kierowca autobusu wjechał na przejazd. W tym momencie doszło do zderzenia z pociągiem, w wyniku którego zginęło aż 9 osób. Lokalna Prokuratura natychmiast rozpoczęła śledztwo. Ostrze oskarżenia skierowano w stronę dróżników oraz… kierowcy autobusu PKS. Jako że rozprawy były otwarte, to za każdym razem sala wypełniała się po brzegi. Po trzech miesiącach zapadł wyrok. Dwóch dróżników skazano na 2 i 12 lat więzienia. Kierowca został uniewinniony. Dostrzeżono wówczas problem z przejazdami kolejowymi przez ulice miasta. Taki też istniał wzdłuż ulicy Kamiennej, przecinający ulicę Gdańską. Toteż postanowiono o likwidacji tej bocznicy kolejowej i budowie dużej arterii samochodowej na osi wschód – zachód, która pomimo upływu ponad 60 lat nadal nie powstała. Warto w tym miejscu również wspomnieć o rozpoczętej budowie mostu Bernardyńskiego, bez którego obecnie trudno byłoby sobie wyobrazić sprawne podróżowanie po mieście. To pozytywna zmiana, która odcisnęła swoje piętno na miejskiej tkance. Niestety były też i negatywne.
W nocy z 5 na 6 lutego niebo nad centrum Bydgoszczy zostało rozświetlone płomieniami. Doszło wówczas do pożaru dwóch z pięciu stojących nad Brdą spichrzów zbożowych. Z ogniem walczyło ponad 250 strażaków z Bydgoszczy, Inowrocławia, Torunia, Koronowa i Nakła. Porywisty wiatr utrudniał zadanie, wciąż je podsycając. Na moście na Brdzie zebrał się tłum gapiów. Zresztą nie tylko tutaj. Ludzie tłoczyli się też na drugim brzegu rzeki oraz na Moście Bernardyńskim. Każdy chciał podejść tak blisko, jak tylko się dało.
Zaledwie dziesięć dni wcześniej wszystkie spichrze zostały wpisane do rejestru zabytków. Ich wartość dla Bydgoszczy wówczas była już tylko symboliczna. Jednak to właśnie one kilkaset lat wcześniej powodowały, że miasto się bogaciło. Magazyny portowe, bo takie było przeznaczenie tych obiektów ciągle były zapchane różnego rodzaju towarami. Nie może, więc dziwić, że szybko stały się symbolem miasta i jego dobrobytu. Symbolem zresztą pozostają do dziś, znajdując się w jego oficjalnym logo miasta.
Podczas pożaru, jak i akcji gaśniczej wykonano zaledwie kilka fotografii. Ówcześni reporterzy narzekali, że było tak zimno, iż zamarzały im migawki aparatów. Po wszystkim władze miasta zdecydowały o wyremontowaniu pozostałych budynków. Niestety na odbudowę dwóch spalonych nie było już środków. Ich brak odbija się jak czkawka w miejskiej historii. Co pewien czas podnoszony jest temat ich odbudowy i likwidacji placu, który przekształcono w parking. Na domiar złego prywatny, gdyż teren został sprzedany. To chyba dobitnie świadczy o braku wizji władz miejskich. Ale zostawmy te sprawy, zwłaszcza że coś się w temacie ostatnio zmienia.
Bydgoszcz się systematycznie rozrastała. Na terenie zlikwidowanego placu ćwiczeń kawaleryjskich na Błoniu rozpoczęto budowę wielkiego osiedla, trzy lata później dociąganie linii tramwajowej, lecz pomysłu tego ostatecznie nie zrealizowano. Ukazująca się w mieście, powstała niedawno „Gazeta Pomorska” donosiła:
Wyrastają wciąż to nowe bloki na Osiedlu Błonie. W bieżącym roku powstało tu już 8 bloków mieszkalnych, kotłownia oraz nowoczesny pawilon handlowy. Na Osiedlu Błonie do roku 1965 zamieszka ponad 18 tys. mieszkańców. Szybkie tempo robót postawiło przed władzami miejskimi jako palącą sprawę rozwiązanie problemu komunikacyjnego. Według dotychczasowych badań prowadzonych przez Zespół Studium Ruchu (...) ustalono, że już dziś potok pasażerski na linii autobusowej nr 52 wynosi 1000 osób na godzinę w jednym kierunku (...).
Obecnie jest opracowywany plan przez Gdańskie Biuro Projektów Budownictwa Komunalnego projekt wstępny, według którego dwutorowa linia tramwajowa połączy Osiedle Błonie z ul. Nakielską i przebiegać będzie ulicami: Szubińską, Pl. Poznańskim, Kruszwicką do ul. Nakielskiej. Koszt tej inwestycji wyniesie ponad 20 mln. zł.
I chyba to właśnie koszt tej inwestycji zaważył na jej niezrealizowaniu.
Mówiąc o tworzonych osiedlach należy zauważyć również ukończenie budowy osiedla Stare Kapuściska mającego powierzchnię 44 ha z 11 tys. mieszkańców oraz jeszcze większego osiedla Leśnego o powierzchni 56 ha, na którym mieszkało 19 tys. mieszkańców.
22 lutego 1960 roku Miejska Rada Narodowa w Bydgoszczy podjęła uchwałę o utworzeniu Państwowego Teatru Muzycznego Opery i Operetki. Ponieważ teatr oficjalnie rozpoczął swą statutową działalność 1 marca, premiera „Hrabiny” Stanisława Moniuszki, która odbyła się 7 lutego, była ostatnią realizacją Studia Operowego, które w ciągu czterech minionych sezonów przygotowało dziesięć premier i zagrało ponad 370 przedstawień.
W kolejnych dniach i miesiącach życie w mieście nadal toczyło się intensywnie. 29 marca do Bydgoszczy przyjechał premier Józef Cyrankiewicz, który na sesji Wojewódzkiej Rady Narodowej ogłosił decyzję o powstaniu Akademii Medycznej. Jednakże faktyczna realizacja tego postulatu została odłożona w czasie, co było spowodowane koniecznością wyszkolenia odpowiedniej kadry dydaktycznej.
W kwietniu w Zakładach Radiowych „Eltra” rozpoczęto produkcję telewizorów typu Szmaragd 902. Był to 17-calowy telewizor z lampą kineskopową, pozwalał na odbiór 12 kanałów. Części do tego modelu pochodziły z Warszawskich Zakładów Telewizyjnych. Wybudowano również wersję 21-calową, której nadano nazwę „Klejnot”. Na nowych telewizorach bydgoszczanie mogli też oglądać od 20 listopada program telewizyjny nadawany przez nadajnik zlokalizowany przy ul. Romualda Traugutta. Fani motoryzacji zaś mogli się cieszyć z rozpoczętej w Zakładach Rowerowych Romet produkcji motoroweru „Komar”. Niestety z powodu niskiej jakości towarów aż 20% wyprodukowanych pojazdów wracało do zakładów w ramach reklamacji.
Wszystkie te wydarzenia były ważne w historii miasta, jednak pomijając pożar dwóch spichrzów nad Brdą, żadne z nich nie spowodowało tak dużego zainteresowania mieszkańców, jak zabójstwo dwojga rodzeństwa Gabrieli i Pawła Trieblerów. Była to zbrodnia, która wstrząsnęła miastem.
Rozdział 2.
Zbrodnia
Tadeusz Rączka przyjechał do Bydgoszczy z jednym zamiarem: dokonać kradzieży majątku zgromadzonego przez miejscowego kamieniarza Pawła Trieblera. O tym, że po swojej śmierci pozostawił on żonę i dzieci z pokaźnym majątkiem, Rączka usłyszał od kolegów spod celi, gdy przebywał w tarnowskim więzieniu. W podróż nie zabrał wielu rzeczy. Wielu też zwyczajnie nie posiadał. Za pazuchą trzymał swój długi na trzydzieści osiem centymetrów łom, który znajdą na miejscu popełnienia przestępstwa.
Praktycznie zaraz po przyjeździe do Bydgoszczy Rączka swoje kroki kieruje do Zakładu Kamieniarskiego, prowadzonego wówczas przez Cecylię Triebler. Aby nie wzbudzać podejrzeń składa zamówienie na wysokiej jakości kamień.
Chwilę trwało, aż ktoś otworzył drzwi. Pojawił się w nich młody, zaledwie czternastoletni Paweł. Rączka długo się nie namyślał. Wtargnął do mieszkania, wyciągnął łom i uderzył nim chłopca w głowę, co go skutecznie ogłuszyło. Jak później zezna, był to impuls powstały na skutek odrzucenia jego prośby o jedzenie i udzielenie pożyczki.
Po zamordowaniu chłopaka Rączka zajął się przebywającą w drugim pokoju młodą Gabrielą. Tu, jednak nie poszło tak łatwo. Dziewczyna pomimo znacznej różnicy sił starała się walczyć o życie. Intruz jednak był, co oczywiste znacznie silniejszy i w dodatku posiadał wspomniany już łom, którym aż pięciokrotnie uderzał Gabrielę w głowę. Po krótkiej chwili ofiara zupełnie opadła z sił i tracąc przytomność przestała stwarzać zagrożenie, a mimo to napastnik wyjął z szuflady zwykły nóż obiadowy i wieńcząc krwawe dzieło poderżnął jej gardło.
Przy czym w trakcie przesłuchań Tadeusz Rączka wielokrotnie zmieniał przebieg wydarzeń. Raz drzwi otwierał mu Paweł, innym razem Gabriela. Która z wielu przedstawionych wersji była prawdziwa?
W trakcie jednego z późniejszych przesłuchań opisał je następująco:
Gdy zadzwoniłem do mieszkania otworzyła mi drzwi dziewczyna, o ile się nie mylę. Poprosiła mnie do pokoju. Po chwili wyszła do innego pokoju. Widziałem, że ten chłopczyk leżał na tapczanie. Gdy ja wszedłem do pokoju on wstał z tapczanu i poczęstował mnie papierosem Grunwaldem, z pudełka stojącego na stole, przy którym siedziałem. Następnie położył się na tapczan i czytał prawdopodobnie książkę. Po chwili do tego pokoju przyszła jego siostra Gabriela i rozmawiała ze mną. Chłopczyk ten jadł coś na tapczanie, a Gabriela ze mną rozmawiała. Ja poprosiłem ich, ażeby mi dali coś zjeść, bo jestem głodny i prosiłem, żeby pożyczyli mi pieniędzy na pociąg. Obiecałem im, że pieniądze im oddam. Wspomniałem, ażeby mi pożyczyli z 50 zł, to mi do Warszawy na pociąg wystarczy. Nie ujawniałem jednak tego, że sprawa związana z zamówieniem tego pomnika polega na moim zmyśleniu. Na moją prośbę, o której wspomniałem wyżej, dziewczyna, jak i chłopczyk roześmiali się i ta dziewczyna oświadczyła, że dla żebraków nie ma tu miejsca. Dziewczyna z tego pokoju gdzieś wyszła, a chłopczyk siedział na tapczanie, coś jadł podobnego do śliwek. W pewnym momencie pokazał jedną śliwkę na łyżce mnie i powiedział „ale dobre”. W tym czasie nie mogę powiedzieć, co się ze mną stało. Nie panowałem nad sobą. Wyjąłem łom z kieszeni od płaszcza, doleciałem do tego chłopca i uderzyłem go łomem w głowę (…). Ile razy go uderzyłem, nie wiem już, ale o ile się nie mylę to uderzyłem go tylko jeden raz w głowę. On w tym czasie siedział na tapczanie, a po uderzeniu przewrócił się w znak. Nie krzyczał już. W tym czasie do pokoju tego nadbiegła jego siostra Gabriela i zaczęła krzyczeć na mój widok. Ja nie wiedziałem, co dalej robić i przypuszczam, że w tym momencie również uderzyłem ją tym łomem w głowę. Gabriela uciekała do pokoju sypialnego z krzykiem, a ja poleciałem za nią. Gabriela broniła się przede mną. Pamiętam jedynie, że szarpaliśmy się oboje w sypialni. Jaki styl był jej obrony nie pamiętam już, ale wiem, że mnie od siebie odpychała, a nawet uderzyła mnie ręką gdzieś. Nie pamiętam, kto z nas przewrócił się w czasie tej szarpaniny na łóżko. Wiem tylko to, że w sypialni uderzyłem ją tym łomem żelaznym w głowę. Kategorycznie zaprzeczam temu jakobym usiłował ją gwałcić. (…). Na skutek uderzenia ją łomem żelaznym w głowę w pokoju sypialnym, ponownie Gabriela przewróciła się na podłogę koło drzwi wyjściowych do przedpokoju. Ja wciągnąłem ją do pokoju stołowego za drzwiami. Nie widziałem w tym czasie, czy Gabriela jeszcze dawała znaki życia. Po tym wszystkim pobiegłem do kuchni, bo były otwarte do kuchni drzwi i widziałam leżący tam nóż. Wziąłem ten nóż i poderżnąłem Gabrieli, leżącej na podłodze gardło. Nie pamiętam już tej chwili, gdy poderżnąłem jej gardło, czy Gabriela jeszcze żyła, czy też nie, ani też już nie pamiętam, czy w czasie podrzynania jej gardła krzyczała, bądź też rzucała się jeszcze. O ile się nie mylę, to po poderżnięciu gardła Gabrieli udałem się jeszcze do leżącego chłopczyka. Nie widziałem, by dawał znaki życia. Widziałem, że koło niego jest piecyk elektryczny. Wziąłem ten przewód elektryczny od piecyka i tym przewodem zadzierzgnąłem go jeszcze w ten sposób, że owinąłem nim jego gardło w taki sposób, że o ile jeszcze żył, to został uduszony.
Rączka w tym zeznaniu przywołuje bardzo ciekawy szczegół. Otóż był głodny i wyśmianie go przez oboje rodzeństwa, jeśli oczywiście rzeczywiście nastąpiło, a do tego konsumpcja owoców przez Pawła Trieblera musiały rozwścieczyć mężczyznę, co pchnęło go do tej zbrodni. Nie byłby to przecież pierwszy przypadek zabójstwa spowodowanego głodem, co oczywiście w żaden sposób nie usprawiedliwia mordercy.
Akta w sprawie karnej przeciwko Tadeuszowi Rączce. Kolejne ilustracje pochodzą z akt Sądu Okręgowego w Bydgoszczy, sygn. IVK.dor.122/60, chyba, że zaznaczono inaczej.
Dopiero, gdy było pewne, że dzieci Trieblerów nie żyją morderca rozpoczął przeszukiwanie mieszkania. Robił to jednak na tyle nieudolnie, widocznie w pośpiechu przed mającą się zjawić lada chwila w domu ich matką, że nie znalazł żadnych pieniędzy ani kosztowności. Możliwe też, że wpadł w pewien amok czy też ekstazę, odbierając życie dwóm osobom. Wielu morderców w zeznaniach czy też udzielanych wywiadach przyznaje, że nie ma bardziej ekstatycznego doznania niż odebranie drugiej ofierze tego, co najcenniejsze, a więc życia i patrzenie w jej gasnące oczy. Czy Rączka należał do tego typu zwyrodnialców? Wydaje się, że raczej nie. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że mężczyzna zadziałał instynktownie, dopiero po czasie uświadomił sobie, że zabił… Ale czy tak było?
W trakcie ucieczki, która co trzeba przyznać nie była zbyt przemyślana Rączka zgubił podniszczoną czarną teczkę zapinaną na dwa wąskie paski. Nie wiadomo jednak, co zawierała, a co więcej, sam zatrzymany zezna później, iż była pusta.
Zgubił przy tym czerwony szal w kwieciste wzory, który miał być poplamiony krwią. W mediach apelowano ,by znalazca tych przedmiotów odniósł je do Komendy Wojewódzkiej MO w Bydgoszczy przy ul. Chodkiewicza 30 lub do najbliższego posterunku MO. Zapewniono przy tym, że uczciwość popłaca, dlatego nikt nie będzie narażony na żadne przykrości z tego tytułu. Tak też się stało. Szalik został znaleziony i wyprany. Dopiero po upublicznieniu ogłoszenia znalazca przekazał dowody milicjantom.
Prokuratura nakazała przeprowadzenie sekcji zwłok dwojga zamordowanych. Dokonała jej dr Manczarska z Akademii Medycznej w Gdańsku, z udziałem, przedstawiciela Zakładu Kryminalistyki przy Komendzie Głównej w Warszawie. W trakcie specjalnie zwołanej konferencji wydano następujący komunikat: Ustalono, że Paweł Triebler zginął od jednego uderzenia łomem w głowę, natomiast Gabriela otrzymała 5 ciosów, a później pozostającej w stanie agonalnym dziewczynie zbrodniarz poderżnął gardło nożem.
Kim były pechowe ofiary żądzy zysku Tadeusza Rączki?
Zdjęcie drzwi wejściowych do mieszkania Trieblerów. Widoczne taśmy policyjne. Źr. Akta Sądu Okręgowego w Bydgoszczy, sygn. IVK.dor.122/60
Tabliczka z nazwiskiem, która wisiała na drzwiach do mieszkania rodziny Pawła i Cecylii Triebler.
18-letnia Gabriela szykowała się do egzaminu maturalnego. Zamierzała studiować konserwatorstwo na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu. Poza tym przejawiała sportowe zainteresowania. Była zawodniczką Zrzeszenia Sportowego „Budowlani”. Specjalizowała się w dyskobolu, ale trenowała też pchnięcie kulą.
W wystawionej opinii kierownika sekcji oraz prezesa klubu tak scharakteryzowano zamordowaną zawodniczkę:
Wymieniona była zawsze koleżeńska, zdyscyplinowana, skromna i po ukończeniu szkoły bardzo pilna w treningach. W czasie uczęszczania do szkoły znajdowała czas na zajęcia w sekcji. W stosunku do kierownictwa, kadry trenersko-instruktorskiej zawsze uprzejma. Pilna praca dała efekty i pod koniec sezonu zdobyła pierwsze kółko olimpijskie. Gabriela Triebler miała warunki zostać zawodniczką wysokiej klasy.
Nawet w dniu śmierci, do godz. 19:00 przebywała na stadionie, gdzie z koleżankami i kolegami klubowymi snuła plany dotyczące wyjazdu na letni obóz kondycyjny.
Wnętrze pokoju w którym doszło do morderstwa. W tle widoczne zwłoki Gabrieli Triebler
Drugą ofiarą był 14-letni Paweł, uczeń Liceum Sztuk Plastycznych im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy. Chciał pójść w ślady zmarłego w 1952 roku ojca Piotra Trieblera, który był artystą-rzeźbiarzem.
W sporządzonej opinii dyrektor szkoły Marian Turwid pisał tak: