Święte słowo - Sigríður Hagalín Björnsdóttir - ebook

Święte słowo ebook

Sigríður Hagalín Björnsdóttir

4,1

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Świat bez pisma? Jest bliżej, niż się zdaje…

Najmocniejszy głos literackiej Islandii i nowa powieść autorki bestsellerowej Wyspy

Historia niezwykłego rodzeństwa uwikłanego w rozgrywkę sił, które chcą zmienić losy cywilizacji

Edda i Einar wychowują się w nietypowej rodzinie – mają wspólnego ojca, ale różne matki, silne kobiety, które postanowiły wspólnie, w jednym domu, wychować swoje dzieci. Edda cierpi na hiperleksję i komunikuje się ze światem wyłącznie za pomocą przeczytanych książek, z których może cytować całe strony. Einar z kolei ma głęboką dysleksję i ogromne problemy z czytaniem. Mimo to rodzeństwo łączy wyjątkowa więź.

Dorosła Edda pokonała, przynajmniej pozornie, swoje zaburzenie i zyskuje popularność w internecie. Wychodzi za mąż, rodzi syna. Po trzech dniach od porodu znika bez śladu… Zamknięty w sobie Einar wyrusza na poszukiwania siostry. Aby rozwiązać zagadkę, musi przemierzyć drogę do obcego świata i stanąć twarzą w twarz z niezwykłą przeszłością rodziny.

Jak introwertyk z Islandii poradzi sobie w Nowym Jorku? Czego dowie się o swojej siostrze i tajemniczej firmie ALEX Analytica, z którą związana jest od lat?

Święte słowo to znakomite połączenie dramatu rodzinnego, powieści sensacyjnej i mrocznego klimatu Islandii, tak dobrze znanego czytelnikom z powieści Wyspa. To opowieść o pasji czytania, ucieczce i podróżowaniu, o ludzkiej cywilizacji, znajdującej się na rozdrożu. O cudownym labiryncie naszych umysłów.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 326

Oceny
4,1 (129 ocen)
54
40
26
7
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
makinero13

Nie oderwiesz się od lektury

Po pierwsze przeciętne oceny w popularnych serwisach, wg mnie, układają się w niesprawiedliwą w swoim uśrednieniu ocenę tej książki. Na pewno nie 6 na 10. Raczej 8 lub 9 na 10. Choćby za zbudowanie pełnej napięcia sceny ojciec-syn pod koniec książki. Choćby za na poły poetyckie zakończenie. Za kompozycję. Za symboliczne postaci. Za podjęcie bardzo ważnego tematu - pismo/obraz. Ale też uniknięcie tendencyjności. Za to wszystko tej książce należy się duża wyższa nota niż te, które są jej zazwyczaj dawane. Polecam. A żeby oczyścić się z zarzutów o reklamiarski ton dodam, że książka porwała mnie dopiero około 190 strony (na 257). Czasem warto wykazać się cierpliwością.
00
pau_nagorna

Dobrze spędzony czas

Moja ulubiona pozycja tej autorki, chociaż opis bardzo mylący, bo książka zdecydowanie bardziej skupia się na relacjach między głównymi bohaterami, niż na samej kwestii słów i pisma. I właśnie za te relacje - złożone i nieoczywiste - bardzo ją doceniam.
00
kurxon04

Dobrze spędzony czas

3.5 Bardzo podobała mi się historia dzieciństwa oraz wszystko co opowiadało o przeszłości bohaterów, jednak na częściach dotyczących zaginięcia siostry strasznie się męczyłam.
00
ligea1313

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo ciekawy mix obyczaju z kryminałem
00
marzenaewa

Nie oderwiesz się od lektury

wspaniala fabula,wspanialy jezyk, zakochana jestem w tej ksiazce. Chyba to bedzie moja ksiazka roku ale tak to jest z islandzkimi powiesciami .Kocham kocham kocham
00

Popularność




Tytuł oryginału: Hiđ heilaga orđ
Opieka redakcyjna: KRZYSZTOF LISOWSKI
Redakcja: Pracownia 12A
Korekta: ETELKA KAMOCKI, EWELINA KOROSTYŃSKA, LIDIA TIMOFIEJCZYK
Projekt okładki i stron tytułowych: ANNA POL-PAWROWSKA
Fotografia na okładce: Arcangel
Redaktor techniczny: ROBERT GĘBUŚ
Copyright © Sigríður Hagalín Björnsdóttir, 2018 Published by agreement with Copenhagen Literary Agency ApS, Copenhagen © Copyright for the Polish translation by Jacek Godek © Copyright for this edition by Wydawnictwo Literackie, 2020
Wydanie pierwsze
ISBN 978-83-08-07131-1
Wydawnictwo Literackie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kraków tel. (+48 12) 619 27 70 fax. (+48 12) 430 00 96 bezpłatna linia telefoniczna: 800 42 10 40 e-mail: [email protected] Księgarnia internetowa: www.wydawnictwoliterackie.pl
Konwersja: eLitera s.c.

DZIEŃ 1

Jest ciepły, jasny poranek pod koniec sierpnia, kiedy Edda wychodzi z domu i znika. Jej synek ma zaledwie trzy dni, ona zaś zostawia go samego śpiącego w kołysce, a policjant przeprowadzający wywiad z rodziną mówi, że powinni być jej za to wdzięczni. Często bowiem istnieje powód do zmartwień o bezpieczeństwo noworodków, gdy matka znika i tracąc zmysły, zabiera dziecko ze sobą.

– Tracąc zmysły? – dziwi się Einar. – Myślicie, że moja siostra straciła zmysły?

Policjant przygląda mu się głębokim, smutnym wzrokiem; nie ma na sobie munduru, ale widać po nim, że niejedno widział w tej pracy, mimo to nie udało mu się uodpornić na szpetność tego, z czym miał do czynienia na co dzień.

– Proszę wybaczyć – mówi – źle się wyraziłem. Ale nierzadko kobiety tracą równowagę psychiczną w następstwie porodu. Pańska siostra nie jest pierwszą, która zniknęła zaraz po połogu. Depresja okołoporodowa to dość powszechne zjawisko. Nie jestem ekspertem, ale o ile wiem, może się przerodzić w coś, co się nazywa psychozą poporodową.

– Może tylko dokądś wyskoczyła? Poszła na siłownię i się zapomniała czy coś? Minęło zaledwie kilka godzin od jej zaginięcia – mówi Einar.

Julia spogląda na niego surowo. Postanowiła sobie, że to spotkanie rodzinne będzie przebiegać konstruktywnie, przyniesie efekty. Kiedy się zjawił spóźniony, pocałowała go w policzek, jest całkiem zarośnięty, cuchnie rybami i tytoniem, nie robi na niej przyjemnego wrażenia.

– Einarze, nie przeszkadzaj panu – mówi – on chce nam pomóc.

Ekipy ratunkowe przeszukują już plaże, powiadomiono media. Stołeczna policja poszukuje Eddy Örlygsdottir. Einar rzecz jasna ma świadomość, że to nie czas na strzelanie fochów, ale też nie są to żadne fochy – od początku doskonale wie, że jego siostra nie jest szurnięta, nareszcie wszystko sobie poukładała, po raz pierwszy od długiego czasu.

On jest spocony i wściekły, wierci się na krześle, ten dzień nie tak miał wyglądać. Zamierzał skończyć dyżur nad rzeką, zjeść z personelem, wcześnie położyć się spać. Telefon wibrował mu kilka razy w kieszeni na piersi, ale pozwolił mu dzwonić, nawet nie przyszło mu do głowy odebrać, wyczuł, że ryba będzie brała w tym dole. Słońce całymi tygodniami ogrzewało dolinę, brzegi pachniały gorącym mchem i jagodami, ale w rzece było jakoś spokojnie, ryby się pochowały. Wędkarze leniwie przemieszczali się brzegiem wzdłuż koryta, zarzucali raczej z obowiązku niż chęci zdobycia trofeum, mucha tańczyła po powierzchni. Potem nagle słońce znikło, delikatna mgła zaciągnęła niebo. I stało się, czarny kocioł zmatowiał, skały się już w nim nie odbijały, Einar poczuł znajome mrowienie na karku.

Zmienił muchę, założył małą sunraykę i zarzucił, przeciągnął po gładkiej tafli i poczuł szarpnięcie – tak jak się spodziewał, ofiara od razu zaatakowała. Podciął kijem i poczuł, jak łosoś szarpie w drugą stronę, przez moment pozwolił sobie na dziecięcą radość, ale tylko przez chwilkę, potem podał wędkę klientowi. To jemu miał przypaść zaszczyt wyciągnięcia ryby i zapisania tego faktu w dzienniku.

Telefon znów zawibrował, po raz piąty. Einar wyciągnął go z kieszeni i spojrzał na numer. Odebrał.

Szum rzeki zagłuszał słowa Julii. Wiedziała, że nie ma sensu dzwonić do niego do pracy, chyba że wydarzyła się jakaś tragedia; pierwsze, co mu przyszło do głowy, to że coś się stało jego matce. Ale Julia ciągnęła dalej: coś z Eddą.

– Co mówisz? – darł się do telefonu, żeby przekrzyczeć rzekę. – Co z Eddą?

– Nie wiemy. Znikła.

– Raczej nie poszła daleko, dopiero co urodziła.

– Zostawiła dziecko – wyjaśniła Julia. – Musisz przyjechać do domu.

– Pracuję. Stoję pośrodku rzeki.

– Musimy ją odnaleźć. Tym razem musimy trzymać się razem. Wracaj.

Mówiła jakimś dziwnym, załamującym się głosem. Kiedy się rozłączyła, on stał na śliskim, kamiennym dnie rzeki, przestępując z nogi na nogę. Nurt szarpał mu wodery, a klient wołał, aby pośpieszyć mu z pomocą. Einar zaklął, wbiegł na brzeg po podbierak, ale łososiowi udało się zerwać, żyłka luźno zwisała. Turysta wpadł w szał, co to w ogóle za przewodnik, który gada przez telefon, podczas gdy on stara się zamęczyć rybę?

Einar powiedział mu, że musi jechać, to sytuacja awaryjna. Może się z nim zabrać do schroniska dla wędkarzy albo zostać na brzegu rzeki i samemu dalej próbować coś złapać. Potem wspiął się jarem w górę, słońce wyłoniło się zza chmury i na dnie doliny migotała rzeka, dziś raczej niczego więcej się nie złowi. Schronisko stało na porosłym lasem stoku, jacuzzi już było zajęte przez zamożnych gości o siwiejących klatach. Wpakowali kupę szmalu w pozwolenia na wędkowanie, a w zamian dostali szansę przesiedzenia bezrybia w gorącej wodzie z piwem w ręku. Nie miał czasu się z nimi przywitać, udał się prosto do swojego pokoju, pozbierał rzeczy, wrzucił nieliczne ciuchy do torby sportowej razem z laptopem i słuchawkami, obejrzał książki, nim je schował, Łowienie pstrągów w Ameryce, Pożegnanie z bronią i Aðventa – czytał je już tyle razy, że nauczył się ich niemal na pamięć.

Torbę wrzucił do bagażnika, upchnął wodery do czarnego worka na śmieci, kołowrotki i pudełka muchowe włożył do torby wędkarskiej. Bagaż cuchnął rybami, ale stary patrol pamiętał gorsze czasy, zanosząc się kaszlem, odpalił i ruszył podjazdem. Einar nie patrzył w lusterko wsteczne, koncentrował się na drodze krajowej prowadzącej do domu.

I teraz siedzą tu w salonie Eddy, ta mała, dziwaczna rodzina. Dom jest jasny, urządzony z gustem i zimny niczym góra lodowa, poza Ragnarem, mężem Eddy, żadne z nich tu nie pasuje. I poza Eddą przed zniknięciem pół doby wcześniej; tak w każdym razie szacuje policja.

Einar zadaje sobie pytanie, co najgorszego mogło się stać. Popełniła samobójstwo, czyli po prostu postanowiła odejść i odciąć się od tego wszystkiego? Odrzuciła dziecko, które niespokojnie śpi w nosidełku u boku ojca, odrzuciła macierzyństwo?

Ragnar wygląda koszmarnie. Mały w ogóle nie śpi, narzeka ojciec, a potem jeszcze zwaliło się to wszystko, pokazuje palcem siedzących w półkolu w jego czarno-białym salonie. Jakby to była ich wina.

Teściowa patrzy na niego chłodnym wzrokiem, Julia nie potrafi szanować marudnych facetów. Einar uważa, że do tej pory i tak była zbyt pobłażliwa dla Ragnara, chociaż teraz nie ma do niego cierpliwości, ponieważ on kręci się wokół siebie, zagubiony i słaby w chwili, gdy powinien być silny.

– Edda nigdy by nie odeszła, nie mówiąc o tym nikomu, gdyby wszystko było z nią w porządku, możesz być pewien – mówi Julia zdecydowanie. Ujmuje dłoń Ragnheidur, aby dodać jej otuchy, ta siedzi obok niej z kolanami owiniętymi wełnianym kocem i w milczeniu obserwuje, co się tu dzieje. Kiedy przyjechał Einar, dłonie miała wilgotne, chwycił ją za ręce i spojrzał jej w oczy, szukając jakichś oznak, że rozumie, co się stało.

– Nie bój się, mamo – mówi do niej. – Znajdziemy ją. Obiecuję.

Pochyla się i niezdarnie ją obejmuje, szuka w jej ramionach schronienia, jak wiele razy wcześniej, od samego początku, ale Ragnheidur już nie zapewnia bezpieczeństwa. Jest cieniem samej siebie, twarz wykrzywiona, puste spojrzenie.

Einar przygląda się im, Ragnheidur i Julii, siedzącym obok siebie, jedna miękka i bezbronna, podkulona na kanapie, druga prosta niczym struna, skoncentrowana niczym ostrze noża. Julia poprawia kocyk na kolanach Ragnheidur, wygładza kołnierz swetra, cały czas skupia na niej uwagę, martwi się, że może jej być zimno.

Jego matki. Matki jego i Eddy.

Ragnar jeszcze raz wszystko powtarza, wstał wcześnie, chłopiec budził się kilka razy na karmienie i znów zasypiał. Ragnar wstał z łóżka i postanowił pozwolić wyspać się Eddzie, ubrał się, wypił filiżankę kawy, po czym zdecydował, że pojedzie do pracy przygotować się do spotkania, które miał umówione na rano.

– O której pan wyszedł? – pyta policjant. Ragnar już raz to wszystko mówił.

– Jakoś wpół do siódmej już mnie nie było – wyjaśnia ponownie Ragnar. – Pojechałem do biura, o dziesiątej miałem spotkanie, które skończyłem koło wpół do dwunastej. Wtedy wróciłem do domu, a ona nie odpowiedziała na moje wołanie, więc pomyślałem sobie, że dalej śpi albo wyszła na spacer z dzieckiem. Wypiłem napój energetyczny i położyłem się na kanapie. Obudziłem się, kiedy mały zaczął płakać. Była pierwsza.

Dziecko się budzi, jakby wiedziało, że o nim mowa, z nosidełka dobiega ciche popiskiwanie. Ragnar podnosi syna, trochę niezdarnie, Einar nie przypomina sobie, by kiedykolwiek widział nowo narodzone dziecko z bliska, i dziwi się, że chłopiec jest taki nieduży, taki kruchy jakby w każdej chwili miało z niego ujść życie.

– Innymi słowy mogło jej tu nie być od sześciu godzin, zanim się pan zorientował – zauważa policjant, kiedy chłopczyk się uspokaja.

– Tak – odpowiada Ragnar i patrzy na dziecko jasnoniebieskimi oczami. Może boi się, że padnie na niego podejrzenie, że zostanie oskarżony o spowodowanie zaginięcia żony. Gdyby Einar był policjantem, toby go podejrzewał, takiego prostego, układnego i nerwowego.

Ale Ragnar przede wszystkim obawia się teściowej, Julia patrzy na niego stanowczo, usiłuje się powstrzymać, ale jest przerażona, a w arsenale jej zachowań wściekłość jest zawsze pod ręką, nic na to nie poradzi.

– Przyznam, że nie rozumiem tego, co powiedziałeś – mówi. – Nie rozumiem, jak mogłeś wrócić do domu i do nich nie zajrzeć. Masz maleńkie dziecko i żonę po porodzie, a pijesz coś po powrocie i zaraz kładziesz się spać, nie sprawdziwszy nawet, czy nic im nie jest? Nie zaglądasz nawet do sypialni?

– Co chcesz przez to powiedzieć? – Ragnar prostuje się i poprawia synka w objęciach. – Że to ja jestem za to odpowiedzialny?

– Chłopiec mógł tu leżeć sam przez wiele godzin. Mógł umrzeć, zadławić się albo Bóg wie co, podczas gdy ty spałeś na kanapie. Jak jakaś łajza.

Ona się boi i jest wściekła, jak oni wszyscy, to wszystko wciąż jeszcze do niej nie dociera, postanowiła trochę poczekać, potem chwyciła za telefon, dzwoniła i pytała: do szpitala, do przyjaciół i znajomych. Teraz jest wieczór, wszyscy są sparaliżowani napięciem i zmęczeniem oraz kawą z automatu Eddy, kapsułkami gęstego, pachnącego mroku, wypijanymi jedna po drugiej.

Policjant chrząka i znów przejmuje rozmowę, opowiada o policyjnych teoriach.

– Wszyscy powinni zachować spokój, to ważne – mówi, patrząc na Julię. – Z tego, co nam wiadomo, Edda nie była uzależniona, ale ma za sobą historię leczenia psychiatrycznego i próby samobójcze. Najpewniej gdzieś się włóczy, zagubiona, może i w psychozie, ale jest nadzieja, że nic się jej nie stało. Wygląda na to, że zostawiła wszystko oprócz ubrania, w którym wyszła. Przyjaciółki i znajomi nie mają pojęcia, co się z nią dzieje, domek letniskowy jej teściów okazał się pusty. Ważne jest, aby nie rozpaczać – dodaje. – Minęło zaledwie pół doby, od kiedy widziano ją po raz ostatni. – Waha się chwilę, namyśla. – Musicie mieć nadzieję, wzajemnie się wspierać. W takich chwilach ważne jest, by rodzina trzymała się razem. Musicie ze sobą rozmawiać, przypomnieć sobie każdy detal, który może się okazać pomocny przy poszukiwaniach. Fragmenty przeszłości, coś, czego nikt poza wami nie wie. Nikt nie zna Eddy lepiej niż wy.

Einar patrzy na niego spode łba.

– Racja, nikt nie zna Eddy lepiej niż my – mówi. – Wiemy, że nic jej nie jest. Nie musimy trzymać się żadnej nadziei ani grzebać w przeszłości. Ona minęła. Edda jest dorosłą kobietą.

– Cóż – powiada policjant – damy znać, jak tylko się czegoś dowiemy.

Zebranie rodzinne skończone. Julia patrzy na Einara, jakby miała ochotę go zamordować. On wstaje, całuje Ragnheidur zdawkowo w policzek i szybko wychodzi za policjantem.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki