Szansa na sukces - Melanie Milburne - ebook

Szansa na sukces ebook

Melanie Milburne

4,2
10,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Modelka Elodie Campbell chce rozwijać karierę jako projektantka mody. Potrzebuje pieniędzy na wypromowanie swojej marki. Ma nadzieję, że spotkanie z panem Smithem zakończy sukcesem jej poszukiwania sponsora. Jest w szoku, gdy rzekomy pan Smith okazuje się jej byłym narzeczonym, którego porzuciła przed ołtarzem siedem lat temu. Jeszcze bardziej zadziwia ją propozycją, którą Lincoln jej składa…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 150

Oceny
4,2 (6 ocen)
3
1
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Melanie Milburne

Szansa na sukces

Tłumaczenie:

Agnieszka Baranowska

Tytuł oryginału: A Contract for His Runaway Bride

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2021

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2021 by Melanie Milburne

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2023

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-276-9125-5

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Elodie Campbell zerknęła na zegarek i przeklęła soczyście pod nosem. Pierwszy raz udało jej się nie spóźnić na spotkanie i jak na złość kazano jej czekać. Kim był ten ważniak, któremu wydawało się, że może ją tak trzymać w niepewności? Zjadały ją nerwy. To spotkanie było jej ostatnią szansą na finansowanie. Musiało się odbyć! By się nieco uspokoić i zabić czas, przeglądała po raz piąty kolorowe miesięczniki wyłożone w recepcji. W jednym z nich jej zdjęcia z sesji w Dubaju zajmowały kilka stron. Założyła nogę na nogę i machała stopą w tempie sekundnika w zegarze wiszącym nad recepcją. Po kolejnych ośmiu minutach Elodie miała już ochotę krzyczeć tak głośno, by szyby w tym szklanym wieżowcu popękały.

Zazwyczaj to na nią czekano. Im dłużej czekała, tym jej niepokój stawał się trudniejszy do opanowania. Co jeśli to spotkanie skończy się tak jak poprzednie? Poprzedni inwestor wycofał się, gdy usłyszał o jej udziale w sabotażu ślubu, który miał być wydarzeniem towarzyskim sezonu. Dlaczego ciągle się w coś wplątywała? Jeśli nie uda jej się znaleźć nowego inwestora, nie zdoła porzucić kariery modelki bielizny, a miała już dosyć eksploatowania swojej urody dla pieniędzy. Chciała udowodnić, że stać ją na więcej niż tylko eksponowanie zgrabnego ciała. Marzyła jej się własna marka sukien wieczorowych, ale by ruszyć z projektem, potrzebowała wsparcia finansowego.

Kolejne pięć minut wlokło się jak ślimak o kulach. Elodie sapnęła ze zniecierpliwieniem i zerwała się z pluszowej kanapy ustawionej gościnnie w recepcji na ostatnim piętrze londyńskiego biurowca. Podeszła raźnym krokiem do recepcjonistki i przywołała swój najbardziej promienny uśmiech.

– Czy wiadomo już może, o której odbędzie się moje spotkanie z panem Smithem?

– Przepraszam za opóźnienie – odpowiedziała z firmowym uśmiechem młoda kobieta. – Pan Smith wkrótce będzie dostępny.

– Nasze spotkanie było zaplanowane na…

– Rozumiem, panno Campbell, ale pan Smith to szalenie zajęty człowiek. Wykroił dla pani czas w swoim kalendarzu, zazwyczaj tego nie robi. Musiała pani zrobić na nim duże wrażenie.

– Nie sądzę. Nie spotkaliśmy się nigdy wcześniej. Polecono mi pojawić się, żeby porozmawiać o finansowaniu, i to wszystko. Spotkanie miało się zacząć pół godziny temu.

Recepcjonistka zerknęła na migające zielone światełko na konsoli telefonicznej.

– Dziękuję pani za cierpliwość. Pan Smith jest gotowy na spotkanie. Zapraszam, trzecie drzwi na prawo, narożny gabinet.

Narożny gabinet, pomyślała Elodie, to dobrze wróży. Oznacza spotkanie z szefem tego bałaganu, tym, który trzyma kasę. Elodie zatrzymała się przed wskazanymi drzwiami i wzięła głęboki oddech. Zapukała mocno, zdecydowanie. Musi się udać, musi się udać, powtarzała w myślach.

– Proszę.

Panika ścisnęła ją za gardło, a dłoń zamarła na klamce. W głębokim, męskim głosie było coś, co sprawiło, że przeszły ją ciarki. Zaschło jej w ustach. To z nerwów, tłumaczyła sobie. Dlaczego jakiś ważniak Smith brzmiał jak jej były narzeczony? Przerażająco podobnie. Otworzyła drzwi i ujrzała wysokiego, ciemnowłosego mężczyznę siedzącego za wielkim biurkiem.

– Ty?! – Poczuła, jak jej policzki, i inne części ciała, o których nie chciała teraz myśleć, zaczynają płonąć.

Lincoln Lancaster przywitał ją swym zwyczajowym cynicznym uniesieniem brwi i inteligentnym spojrzeniem szaro-zielonych oczu. Jego zmysłowe usta wykrzywił grymas, który trudno było nazwać uśmiechem. Miał na sobie szyty na miarę garnitur, który leżał jak ulał na jego atletycznej sylwetce. Uosabiał sukces i władzę.

– Dobrze wyglądasz, Elodie. – Omiótł ją leniwym spojrzeniem, budzącym wspomnienia upychane przez Elodie w otchłani niepamięci przez ostatnie siedem lat. Wspomnienia tak przesycone erotyzmem, że zapierały jej dech w piersi. Elodie zamknęła za sobą drzwi i zacisnęła jedną dłoń na torebce, a drugą zwinęła w pięść. Podeszła szybko do biurka.

– Jak śmiałeś uciekać się do kłamstwa, żeby mnie tu zwabić?! Gdybym wiedziała, że Smith to ty, nigdy w życiu bym tu nie przyszła.

Jego oczy rozbłysły rozbawieniem.

– Sama odpowiedziałaś sobie na swoje pytanie.

– Smith? – Parsknęła pogardliwie. – Nie stać cię na coś bardziej oryginalnego? I dlaczego nie wyznaczyłeś spotkania w biurze w Kensington?

– W Kensington od kilku tygodni trwa remont. – Gestem dłoni wskazał jej wygodne, pluszowe krzesło przy biurku. – Usiądź, musimy porozmawiać.

Elodie nawet nie drgnęła. Ściskała pięść tak mocno, że wbijała sobie paznokcie w dłoń.

– Nie mamy o czym rozmawiać.

– Usiądź – rozkazał ostro.

Elodie uniosła wysoko głowę. Przeszył ją prąd, zapowiadający iskrzenie. Kłótnie stanowiły ogromną część ich związku. Dwie silne osobowości ścierały się często, a godziły zawsze w jeden sposób – w łóżku. Na samą myśl o takim rozwiązaniu puls Elodie oszalał.

– Spróbuj mnie zmusić – syknęła lodowatym tonem, by ugasić ogień, który trawił jej lędźwie.

Tylko Lincoln Lancaster tak na nią działał. Sprawiał, że czuła rzeczy, których wcale nie chciała czuć. Niebezpieczne uczucia, które wymykały jej się spod kontroli. Spojrzał na nią, uśmiechając się pod nosem, a jej ciało stopniało natychmiast rozgrzane płomieniem pożądania.

– Kusząca propozycja, ale w tej chwili chciałbym omówić z tobą inną ofertę.

– Ofertę? – Rozprostowała zaciśnięte palce i roześmiała się cynicznie. – Nie jesteś w stanie zaproponować mi niczego, co mogłoby mnie skusić.

Zapadła ciężka od napięcia cisza. Elodie przeszły ciarki. Patrzyli sobie w oczy, a atmosfera gęstniała. Elodie wolałaby nie czuć w tej chwili podniecenia, ale niestety jej ciało miało własne zdanie na temat Lincolna. Podejrzewała też, że świetnie o tym wiedział. Przysiadł na krawędzi biurka, wystarczająco blisko, by dotarł do niej zapach jego wody kolońskiej, cytrusowo świeżej, ale i zmysłowo drzewnej, jak las po deszczu. Nie mogła oderwać wzroku od ocienionej jednodniowym zarostem silnie zarysowanej szczęki. Ileż to razy przesuwała palcami po tej twarzy? Ileż razy wnętrza jej ud podrapał ten zarost? Spojrzenie Elodie zatrzymało się na ustach Lincolna. Wstrzymała oddech. Te zmysłowe usta poznały każdy zakątek jej ciała i potrafiły sprawić, że wstrząsała nim nieopisana rozkosz. Był najlepszym kochankiem, jakiego miała. Jego dotyk rozpalał ją, tylko po to, by potem ugasić pożar jej zmysłów kaskadą spełnienia. Inni mężczyźni, których nie było wielu, rozczarowywali ją. Nikt mu nie dorównywał.

– Może zaczniemy jeszcze raz? – zaproponował zaskakująco łagodnie, ale wzrokiem przeszywał ją na wylot.

– Dobrze wyglądasz, Elodie – powtórzył.

Kiedy chciał być czarujący, trudno mu się było oprzeć. Elodie schowała dumę do kieszeni. Chciała się dowiedzieć, dlaczego zadał sobie tyle trudu, by ją zwabić do swego gabinetu.

– Dziękuję. – Usiadła i znowu zacisnęła palce na torebce spoczywającej na jej kolanach. – Wspomniałeś o jakiejś ofercie?

Lincon wyprostował się i wrócił na swoje miejsce w fotelu za biurkiem. Wsparł się jednym łokciem na blacie, drugą sięgnął po plik kartek.

– Ofertę biznesową – uściślił z niebezpiecznym błyskiem w oku. – Chyba nie spodziewałaś się innej?

Elodie przybrała chłodny wyraz twarzy.

– Nie sądzę, żebyś zamierzał popełnić po raz drugi te same błędy.

Uśmiechnął się półgębkiem.

– Dotarło do mnie, że szukasz inwestora, by uruchomić własną markę odzieżową. – Zastukał palcami w plik papierów. – Chciałabyś poznać moje warunki?

Elodie zwilżyła usta koniuszkiem języka. Czy właśnie stanęła przed szansą spełnienia swoich marzeń? Nigdy nie sądziła, że zostanie modelką, ale wykonywała swą pracę tak dobrze, że odniosła niezamierzony sukces. Opisywano ją jako elegancką, wyrafinowaną, bystrą i seksowną kobietę sukcesu. Nigdy nie odnajdowała się w przypisanej jej roli, choć świat nie miał o tym pojęcia. Lincoln proponował jej drogę ucieczki… Wspomniał jednak o jakichś warunkach. Czy miała odwagę o nie zapytać? W interesach sam doszedł do wszystkiego i uchodził obecnie, za jednego z największych graczy w kraju. Potrafił w rok postawić upadającą spółkę na nogi. Czy uznał jej przedsięwzięcie za godne uwagi?

– Chcesz zainwestować w moją markę? Dlaczego?

Wzruszył ramionami, jego twarz nic nie zdradzała.

– Nigdy nie pozwalam, by zaślepiły mnie emocje, jeśli w grę wchodzi dobry interes.

Czy sądził, że miała szansę odnieść sukces? Dziwne, że to właśnie on w nią uwierzył!

– Myślisz, że może mi się udać?

– A ty? – przeszył ją przenikliwym wzrokiem.

– Ja… – Opuściła wzrok. – Tak sądzę.

– To nie wystarczy. Musisz w siebie uwierzyć, żeby przekonać innych.

Wyprostowała się i spojrzała mu prosto w oczy.

– Wierzę w siebie. Już od jakiegoś czasu marzę, by wyrwać się z modelingu i udowodnić światu, że mam do zaoferowania coś więcej niż tylko wygląd.

– Marzenia to jedno, determinacja to drugie. Jak bardzo tego pragniesz?

– Bardziej niż czegokolwiek innego.

Jedna brew Lincolna powędrowała do góry.

– Jesteś pewna?

– Całkowicie. – Elodie uniosła wysoko głowę.

Lincoln przesunął papiery po blacie biurka w jej stronę.

– Świetnie. Tutaj znajdziesz moje warunki.

Rozparł się w fotelu w zrelaksowanej pozie, ale jego spojrzenie zdradzało napięcie.

– Wyłożę sumę konieczną na uruchomienie twojej firmy i wprowadzenie marki na rynek.

Wymienił sumę, od której Elodie zakręciło się w głowie. Jej serce biło jak oszalałe.

– Dlaczego?

Uniósł dłoń, by mu nie przerywała.

– Pozwól, że przedstawię ci moje warunki. Zainwestuję tę kwotę w twoją markę, jeśli zgodzisz się zostać moją żoną na pół roku.

Wpatrywała się w niego oniemiała. Żołądek podszedł jej do gardła. Żoną? Chyba nie mówił poważnie? Czy postanowił sobie z niej okrutnie zażartować? I dlaczego tylko na pół roku? Małżeństwo zawierało się przecież na zawsze. Suma, jaką jej proponował, wystarczyłaby nie tylko na uruchomienie firmy, ale także na zatrudnienie pracowników. Ale za jaką cenę? Miałaby mieszkać z nim, spędzać z nim każdy dzień i noc? I ryzykować, że się w nim zakocha? Raz już prawie straciła dla niego głowę i zrezygnowała z siebie. Czy tym razem udałoby jej się tego uniknąć? Elodie odłożyła dokumenty z powrotem na biurko.

– Żartujesz?

Lincoln zaczął się bawić złotym piórem wiecznym, obracając je w długich, silnych palcach.

– Nie.

Elodie zadrżała. Nadal miał jakąś magnetyczną siłę, która potrafiła zawładnąć jej ciałem. Próbowała nie gapić się na jego dłonie, za dobrze pamiętała ich ciepły dotyk. Uniosła wzrok, by spojrzeć mu prosto w oczy.

– Wiesz, że to niemożliwe.

Upuścił pióro na biurko i pozwolił, by potoczyło się po blacie.

– Decyzja należy do ciebie. Masz dwadzieścia cztery godziny na zastanowienie. Po tym czasie moja propozycja stanie się nieaktualna. I nigdy więcej jej nie powtórzę.

Elodie wstała pospiesznie. Miała ochotę spoliczkować go za arogancję. Myślał, że mógł ją kupić? Powinna złapać go za klapy marynarki i… przyciągnąć mocno do siebie? Nie! Jej wyobraźnia próbowała wymknąć się spod kontroli. Musiała nad sobą zapanować, zanim się skompromituje.

– Nie wierzę, że to robisz. Co chcesz osiągnąć?

– Potrzebuję żony na pół roku. Po prostu.

Parsknęła pogardliwie.

– Jestem pewna, że nie brakuje chętnych do tej roli.

– Nie – przyznał bezczelnie. – Ale ja chcę ciebie – dodał aksamitnym głosem. Elodie prawie zemdlała. Musiała mieć się na baczności.

– A ta, z którą byłeś, gdy ostatnio na siebie wpadliśmy? Wyglądała na szaleńczo w tobie zakochaną. Prawie cię udusiła swoim uściskiem.

Lincoln uśmiechnął się, rozbawiony.

– Bo była we mnie zakochana i właśnie dlatego nie nadawała się do tej roli.

Elodie zmarszczyła czoło tak mocno, że nawet botoks nie utrzymałby jej brwi w miejscu.

– Nie rozumiem.

– Nie mogę wybrać na żonę kobiety, która mnie kocha, skoro małżeństwo ma trwać zaledwie pół roku, prawda?

Elodie wsparła się na oparciu krzesła, bo słabła z każdą chwilą. Tylko Lincoln potrafił sprawić, że uginały się pod nią kolana…

– Dlaczego tylko pół roku?

Lincoln wstał, zdjął marynarkę i powiesił ją na oparciu swojego fotela. Poruszał się elegancko, precyzyjnie, ze skupieniem. Zaskoczył ją swą marsową, poważną miną.

– Moja matka jest śmiertelnie chora. Chce, żebym się ustatkował, zanim odejdzie.

– Twoja matka? Przecież powiedziałeś mi, że zmarła parę miesięcy przed tym, jak się poznaliśmy!

Uśmiechnął się ponuro, ale jego oczy pozostały smutne.

– Mówiłem o mojej matce adopcyjnej. Matkę biologiczną poznałem zaledwie dwa lata temu.

Poczuła ukłucie w sercu, tak ostre, że zabrakło jej tchu. Był adoptowany? Dlaczego nigdy o tym nie wspomniał? Znała każdy centymetr jego ciała, wiedziała, jaką lubił kawę, gdzie szył garnitury, co czytał i oglądał najchętniej, jak wyglądała jego twarz, wykrzywiona spazmem rozkoszy… Ale nigdy nie powiedział jej tak ważnej rzeczy o sobie.

– Nigdy nie wspomniałeś, że byłeś adoptowany. Wiedziałeś o tym, gdy…

– Zawsze wiedziałem.

– Czyli postanowiłeś nie powiedzieć mi o tym, nawet po oświadczynach? – Nie zdołała ukryć złości. Dlaczego ukrył przed nią coś tak ważnego? Bo jej nie kochał – odpowiedziała sobie natychmiast. Podobała mu się, ale jej nie kochał. Obchodziło go jedynie jej ciało, nie serce. Nic nowego, pomyślała ze smutkiem.

ROZDZIAŁ DRUGI

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Spis treści:

OKŁADKA
STRONA TYTUŁOWA
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY