Szkoła magicznych zwierząt. Gdzie jest pan M.? - Margit Auer - ebook + audiobook + książka

Szkoła magicznych zwierząt. Gdzie jest pan M.? ebook

Margit Auer

4,8
25,00 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Siódma część przygodowo-fantastycznej serii dla dzieci. Hurra! Jest nowa wiadomość od pana Morrisona: wkrótce kolejne dzieci dostaną swoje magiczne zwierzęta! Ale nagle właściciel sklepu z magicznymi zwierzętami znika bez śladu, a potem znika także panna Cornfield. Na zastępstwo w klasie pojawia się naprawdę mało przyjemny jegomość! Co się stało? Nie wiadomo, ale lis Rabbat jest przekonany, że nie powinni czekać z założonymi rękami! Rozpoczyna się przygoda pełna zagadek…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 121

Oceny
4,8 (73 oceny)
63
7
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
rydzus

Nie oderwiesz się od lektury

Super
30
InkaN
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Cudo <33 Szkoda tylko że nie ma tutaj drugiego i trzeciego tomu.
30
WRadzikowski

Nie oderwiesz się od lektury

Mega
30
johnnybegood
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam 🦛🦡
20
Bakot78

Nie oderwiesz się od lektury

Ewie lat 6 bardzo się podobało.
20

Popularność




Tytuł oryginału:

Die Schule der magischem Tiere: Wo ist Mr. M?

Copyright text and illustrations © 2015 by Carlsen Verlag GmbH, Hamburg, Germany

Originally published in the German language by Carlsen Verlag GmbH.

Copyright © 2021 for the Polish edition by Wydawnictwo Debit

Copyright © 2022 for the Polish translation by Agata Janiszewska (under exclusive license to Wydawnictwo Debit Sp. z o.o.)

Ilustracje: Nina Dulleck

Litografie: Margit Dittes Media, Hamburg

Wydawczyni: Joanna Walczak

Redakcja: Aleksandra Pietrzyńska

Korekta: Maria Zając

Wykonanie okładki: Monika Drobnik-Słocińska

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!

Polska Izba Książki

Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl

ISBN 978-83-8057-542-4

Wydawnictwo Debit Sp. z o.o.

ul. Fitelberga 1

40-588 Katowice

tel. 32 782 64 77

Zapraszamy do księgarni internetowej na naszej stronie:

www.wydawnictwo-debit.pl

www.facebook.com/WydawnictwoDebit

www.instagram.com/wydawnictwodebit

E – wydanie 2021

Ahoj, przygodo!

Szkoła Winterstone

Całkiem normalna szkoła. Całkiem normalna?

No, prawie. Kryje się w niej pewna tajemnica…

Panna Cornfield

Nauczycielka w szkole Winterstone. Czasem bywa dość zasadnicza, ale bardzo lubi swoich uczniów. I dobrze wie, który z nich akurat potrzebuje pomocy…

Pan Mortimer Morrison

Właściciel sklepu z magicznymi zwierzętami, które potrafią mówić. Pan Mortimer też ma swoje magiczne zwierzę: zuchwałą srokę Pinkie.

Autobus pana Morrisona

Pan Morrison jeździ nim po całym świecie i zbiera magiczne zwierzęta.

Ashanti, czarna mamba, i Leonardo, pręgowiec

Dwa spośród bardzo wielu gadających zwierzaków ze sklepu z magicznymi zwierzętami. Każde z nich najbardziej marzy o tym, by spotkać człowieka, który będzie do niego idealnie pasował.

A to ci szczęściarze!

Ida i Benni dostali swoje magiczne zwierzęta jako pierwsi:

Ida i lis Rabbat

Trudno powiedzieć, które z nich jest sprytniejsze. Ida powiedziałaby pewnie, że ona, bo Ida zawsze wszystko wie najlepiej…

Benni i żółwica Henrietta

Wszystkowiedząca Henrietta uwielbia nocne przygody. A Benni? Benni też!

A to dopiero początek! W klasie panny Cornfield kłębi się już całe zoo!

Te dzieci znalazły już najlepszych przyjaciół na dobre i na złe:

Jo i pingwin Juri

Jo podoba się chyba wszystkim dziewczynom. Rankami długo przesiaduje w łazience. Więcej czasu na poranną toaletę potrzebuje tylko Juri – ale on kąpie się w szkolnym stawku…

Czoko i dzikan rzeczny Pepperoni

Nierozłączni jak papużki, zwłaszcza gdy w zasięgu wzroku pojawia się czekolada…

Anna-Lena i kameleon Caspar

Z Casparem u boku nieśmiała Anna-Lena przeszła niezwykłą metamorfozę…

Eddie i nietoperzyca Eugenia

Magiczna nietoperzyca, która czasem mówi gwarą, troszczy się niezmiennie o niezdarnego Eddiego. Dzięki niej Eddie coraz rzadziej potyka się o własne stopy…

Helena i kocur Karajan

Klasowa jędza i kocur arystokrata z Paryża – nikt nie mówił, że będzie łatwo. Choć najpierw zawsze pokazują pazury, potem zwykle mruczą łagodnie jak dwoje kociąt.

Silas i krokodyl Rick

Silas o wiele za często otwiera za szeroko buzię. Tak samo jak Rick paszczę! Przyjaciele z pazurem.

Finja i koala Sydney

Wrażliwa Finja nie czuje się już samotna, od kiedy jest z nią koala Sydney, która tak pięknie pachnie cukierkami przeciwkaszlowymi…

Yannik i szympans Tingo

Yannik nie potrafi spokojnie usiedzieć na lekcji. Ale jego magiczny szympans Tingo potrafi go przykleić do krzesła! Odkąd są razem, Yannik lepiej sobie radzi.

Franka i szczur Cooper

Franka ma dystans. Dystans do szkoły, dystans do koleżanek i kolegów, dystans do zabawy. Ale jest ktoś, przy kim Franka mięknie: to superhipermegazdystansowany szczur Cooper!

Maks i sowa Muriel

Maks nosi przezwisko Profesorek, bo jako klasowy prymus po prostu wie wszystko. No, prawie wszystko. Resztę wie Muriel.

Hatice i foka Mette-Maja

Dzięki uroczej foce o imieniu Mette-Maja Hatice, która dotąd bała się wody, dziś czuje się w niej jak ryba! A raczej jak… foka!

Henry i lampart Leander

Henry mieszka w ogromnej willi z ogromnym basenem i dostaje ogromne kieszonkowe. Ale jego magiczny lampart jest bezcenny!

Tyle zwierząt, tyle dzieci…

Ciekawe, kto będzie następny.

Kartka w skrzynce pocztowej panny Mary Cornfield

Siostruniu,

gdzie się podziewasz?

Wiesz, co się właśnie stało? Spotkałem kogoś przed sklepem. Po prostu sobie siedział i tak poczciwie na mnie patrzył. Zabawny gościu! Już go tam parę razy widziałem. Ale dziś było inaczej…

Najlepiej wpadnij jak najszybciej do mojego sklepu z magicznymi zwierzętami. I przynieś ze sobą coś do jedzenia, bo z tego wszystkiego całkiem zapomniałem o zakupach, a teraz sklepy są już zamknięte.

Pa!

M.

– Ale bym chciała znowu gdzieś z tobą pojechać, szefie… gdzieś bardzo, bardzo daleko! – Ucieszna sroka Pinkie balansowała na krawędzi łóżka, rozpościerając skrzydła. – Jest tyyyyle krajów na świecie, których jeszcze nie odwiedziliśmy. – Sroka złożyła skrzydła i dalej podskakiwała na kołdrze w biało-czerwoną kratkę, pod którą coś się ruszało.

Właściciel sklepu z magicznymi zwierzętami wysunął głowę spod kołdry. Zamrugał. Ziewnął.

– A któraż to godzina?

– Mnie to rybka, która godzina! – zaświergotała sroka, lądując z łopotem na głowie Mortimera Morrisona. Pochyliła się do przodu i spojrzała mu w oczy. – Świat na nas czeka! Daleki, szeroki świat! – Pinkie patrzyła na pana Morrisona do góry nogami i odrobinę ją zemdliło. Poszukała więc sobie nowego miejsca na dużym palcu stopy swojego właściciela.

– Odpuść! – burknął pan Morrison.

Była sobota, weekend, cóż mieli wielkiego do roboty? Mógłby spokojnie podrzemać jeszcze godzinkę…

Ale Pinkie miała inne plany.

– Hongkong, Nepal, Tokio! Wstawaj, śpiochu, ale już! – Sroka próbowała ściągnąć z niego dziobem kołdrę, ale bez powodzenia. Kołdra była duża i ciężka, a ona mała.

Mortimer roześmiał się mimo woli. Po prostu nie potrafił się gniewać na swoją magiczną srokę.

– Niech ci będzie – powiedział dobrodusznie i usiadł, wzdychając. Opuścił stopy na podłogę i wsunął je w pantofle. – Pójdę po atlas. Do Azji byś chciała? Pomyślimy…

Rozdział 1Śmiechawki i trąba lina

– Ups! O rany! Mało brakowało, a wylądowałbym w różach!

Benni zeskoczył z deskorolki.

– To było niezłe! – pochwaliła go magiczna żółwica Henrietta, wyglądając z jego szkolnej teczki. – Jeszcze parę tygodni temu na bank byś leżał.

– Na pewno nie! – zawołał Benni.

– Na pewno tak! – zachichotała Henrietta.

Mała żółwica była w nadzwyczaj dobrym humorze i paplała jeszcze więcej niż zwykle. Był poniedziałkowy poranek, tuż przed ósmą, i oboje zmierzali właśnie w kierunku szkoły Winterstone.

– Wieczorem idziemy do parku rozrywki, co nie, Benni? Widziałeś plakat koło papoteki? Mają być śmiechawki, trąba lina i cudowna chata. Zamierzam się do niej wprowadzić!

Benni zachichotał, wetknął deskorolkę pod pachę i pieszo pokonał ostatnie metry dzielące go od budynku szkoły.

– Plakat wisiał obok apteki. I to były huśtawki, trampolina i cukrowa wata.

Jego mała żółwica właśnie uczyła się czytać. I szło jej raz lepiej, a raz gorzej.

Dogoniła ich na hulajnodze dziewczynka z rudymi lokami i zadartym noskiem.

– Z drogi śledzie, pani jedzie!

Spod kółek hulajnogi posypały się drobne kamyczki. Dziewczynka wjechała wprost w szkolną bramę, co bardzo nie spodobało się woźnemu.

– Kto teraz pozamiata ten żwir?! – ofuknął ją Willi Wondraszek.

– Proszę, proszę, Ronja wyjątkowo nie spóźniła się dzisiaj do szkoły! – Głos, który wydał się nieco przemądrzały, należał do Idy. Dziewczynka ze stosem książek pod pachą pchnęła właśnie ciężkie drzwi.

– Chodź, rudzielcu! – Przez szparę w drzwiach przemknął magiczny lis Idy, Rabbat.

Benni, Ida i Ronja chodzili do tej samej klasy. I mieli tę samą wychowawczynię: pannę Mary Cornfield.

Nauczycielka czekała już w sali, wertując książkę.

– Dzień dobry – powitała całą trójkę. – Witaj, Maks – dorzuciła, gdy do klasy wszedł chłopak w okularach. Na jego ramieniu siedziała sowa, która z godnością skłoniła głowę.

W klasie było razem dwadzieścioro czworo dzieci. Dwanaście dziewczynek i dwunastu chłopców. I do tego jeszcze czternaścioro zwierząt. Magicznych zwierząt, które potrafiły mówić.

Ida i Benni uważali, że w żadnej klasie na świecie nie jest tak wesoło i ciekawie jak u nich, na pierwszym piętrze szkoły Winterstone. To właśnie ta dwójka pierwsza dostała swoje magiczne zwierzęta: lisa Rabbata i żółwicę Henriettę. Na początku zawsze nadchodziła wiadomość. Potem swoim autobusem przyjeżdżał pan Morrison, właściciel sklepu z magicznymi zwierzętami. A potem zaczynała się przygoda!

Tymczasem w klasie pojawili się już nie tylko Rabbat i Henrietta, ale także pingwin o imieniu Juri, który kołysząc się, dreptał teraz między ławkami.

Był też kameleon Caspar.

Dzikan rzeczny o imieniu Pepperoni.

Kocur Karajan i nietoperzyca Eugenia.

Krokodyl Rick i koala Sydney.

Szympans Tingo, szczur Cooper i sowa Muriel.

Była również foka Mette-Maja, na kanapie zaś drzemał magiczny lampart Leander.

Tego ranka uczniowie panny Cornfield rozmawiali tylko o jednym: o parku rozrywki. W lokalnej gazecie opublikowano duży artykuł o artystach, magikach i karuzelach, na zdjęciu widnieli muskularni mężczyźni, którzy montowali ogromny diabelski młyn.

– Karajan i ja idziemy dziś wieczorem do wróżki, żeby przepowiedziała nam przyszłość – oznajmiła Helena, podchodząc tanecznym krokiem do swojej ławki. W ręku trzymała różowy plecaczek w księżniczkowy wzór. – Na pewno kiedyś zostanę modelką. Albo aktorką! – Odrzuciła do tyłu blond włosy, a Karajan, który ocierał się właśnie o jej nogi, obrzucił ją pełnym podziwu spojrzeniem.

– Ha, ha! Powodzenia! – Silas wyszczerzył zęby, drapiąc po głowie swojego krokodyla Ricka. – Przepowiadam ci pryszcze na nosie i… ups! pałę z matmy!

Helena nie zaszczyciła go odpowiedzią, a rozgniewany Karajan odwrócił głowę.

Nikt w klasie nie cieszył się jednak na wyjście do parku rozrywki tak bardzo jak Ronja. Już dawno temu udało jej się namówić rodziców i starszą siostrę Paulę  – wybierali się tam wieczorem.

– Kto idzie? – zawołała głośno. – Może spotkamy się przy samochodzikach?

Kilka rąk natychmiast powędrowało do góry, ale w tym samym momencie rozległ się dzwonek i panna Cornfield zaklaskała w dłonie.

– Park rozrywki będzie później! Na razie zobaczymy, jak wypadła klasówka z matematyki. – Rozejrzała się po klasie.

Ida i Maks, dwa klasowe mózgi, z zapałem pokiwali głowami.

Reszta dzieci wykazywała mniejsze zainteresowanie.

Panna Cornfield zaczęła rozdawać sprawdziany.

– Wypadły bardzo różnie. Niektórzy z was mają ogromne braki.

Profesorek, Ida i Franka, zgodnie z oczekiwaniami, dostali szóstki. Franka była klasowym matematycznym mózgiem numer jeden. Cała trójka promieniała.

Benni i Czoko dostali oceny dostateczne i wydawali się tym całkiem usatysfakcjonowani. Nawet przybili sobie piątkę.

Eddie z kolei dostał czwórkę. Od kiedy miał nietoperzycę Eugenię, nauka przychodziła mu znacznie łatwiej.

– Piękniaście , Eddie, piękniaście! – zaskrzeczała z satysfakcją nietoperzyca, huśtając się na lampie pod sufitem. – Tylko tak dalej!

Helena też dostała czwórkę, więc pokazała Silasowi język.

Panna Cornfield uśmiechnęła się, stając obok Yannika.

– Yanniku, jestem bardzo zadowolona z twojej pracy.

On też dostał czwórkę!

Szympans Tingo, rozparty wygodnie na kolanach Yannika, był wręcz zachwycony. Zabębnił w ławkę ołówkami, które trzymał w dłoniach.

– Super, bracie! – zawołał.

Panna Cornfield zaśmiała się i pogładziła Tinga po głowie. Nie zrozumiała tego, co powiedziało magiczne zwierzę – tylko Yannik je rozumiał – ale się domyśliła.

Następnie panna Cornfield podeszła do Ronji i spoważniała. Położyła klasówkę na ławce przed dziewczynką.

– Ronju, tak dalej być nie może. Któreś z rodziców musi to podpisać.

Na kartce widniała duża czerwona jedynka.

Ronji na chwilę odebrało mowę. Przełknęła ślinę. Jedynka? Serio? Przecież wykonała tak dużo obliczeń i tyle narysowała linii i figur – i to wszystko było źle?

Panna Cornfield przekreśliła całą pracę i dopisała: „Podstawy! Brakuje Ci podstaw!”.

Ronja spuściła głowę. Jedynka na pewno nie zostanie w domu dobrze przyjęta. Może nawet rodzice nie pozwolą jej pójść do parku rozrywki?

Choć nikt tego nie zauważył, ktoś jeszcze siedział zasmucony. W ostatniej ławce. To był Lothar. Lothar Roggenthiel.

Lothar też dostał jedynkę.

I rodzice Lothara także mieli podpisać klasówkę.

A niech to!

Rozdział 2Gdzie jest Ashanti?

Cała klasa raz jeszcze przeliczała po kolei wszystkie zadania z klasówki, gdy ktoś zapukał do drzwi. Ronja poczuła ulgę. Nie miała pojęcia, jak rozwiązać zadanie: jeśli boisko do koszykówki ma dwadzieścia osiem metrów długości, to ile to będzie w centymetrach? A zwłaszcza: kogo to obchodzi?

Zdziwiona panna Cornfield podniosła głowę.

– Obróćcie się w kamień – wyszeptała, a potem dodała głośniej: – Proszę wejść!

Obracanie się w kamień. Tej sztuczki nauczył magiczne zwierzęta pan Morrison: gdy tylko padał na nie wzrok kogoś obcego, zamieniały się w zwykłe pluszaki. Tingo posłusznie odłożył na ławkę ołówki i stał się zabawkowym szympansem.

Ale do klasy nie wszedł ani woźny, ani dyrektor. W drzwiach stanął pan Morrison!

Zwierzęta natychmiast powróciły do swoich właściwych postaci. Dzieciom na widok gościa rozbłysły oczy. Czy pan Morrison ma ze sobą jakieś magiczne zwierzę? Czy dziś nastąpi przekazanie?

Sroka Pinkie podfrunęła do biurka panny Cornfield.

– Hejka, ziomki! – zawołała, ale zrozumiały to, rzecz jasna, tylko inne magiczne zwierzęta.

I pan Morrison, który uprzejmie skłonił się przed klasą. Yannik zerwał się na równe nogi i Tingo o mało nie zleciał mu z kolan.

– Mamy wypowiedzieć przysięgę? – Przed każdym przekazaniem dzieci przysięgały, że nie będą z nikim rozmawiać o magicznych zwierzętach.

Ale gość z ubolewaniem pokręcił głową.

– Nie przyniosłem ze sobą choćby tyciego pajączka.

Leonie prychnęła oburzona.

– Więc co, znowu nici z kucyka?

– Ja bym chciała osiołka! – zawołała Katinka.

– A ja zwierzę, które potrafi liczyć – westchnął w ostatniej ławce Lothar.

– A to ci niespodzianka – powiedziała panna Cornfield. – Co się stało?

Pan Morrison zdjął z głowy kapelusz i zmiął go w dłoniach.

– Nieprzyjemna sprawa – mruknął. – Ostatnio… to znaczy… dokładnie rzecz biorąc, wczoraj…

– Nie zamknął dokładnie drzwi autobusu, a ona myk-myk i już jej nie było – wtrąciła się z biurka panny Cornfield Pinkie. – Jest baaardzo niebezpieczna. – Uniosła do góry dziób. – Wystarczy jedno ukąszenie i człowiek pada trupem.

Teraz szympans Tingo faktycznie zleciał ze strachu na podłogę.

– Ashanti? – wyrzucił z siebie, gramoląc się z powrotem na krzesło.

– Ashanti zniknęła – powtórzył pan Morrison, aby wszyscy mogli to usłyszeć. – Jak wiecie, czarna mamba należy do najbardziej niebezpiecznych węży na świecie.

Benni, który miał w domu atlas dzikich zwierząt, pstryknął palcami.

– Jest bardzo szybka, jej jad często bywa śmiertelny, a gdy poczuje się zagrożona, błyskawicznie atakuje.

Henrietta niemal pękła z dumy.

– Proszę, miejcie oczy szeroko otwarte. – Pan Morrison wsadził kapelusz z powrotem na głowę i ruszył w stronę drzwi. Nie patrzył przy tym na pannę Cornfield, która wyglądała na dość zdenerwowaną. – Może zwierzęta pomogłyby w poszukiwaniach? Nie chcielibyśmy przecież, żeby coś się stało.

Magiczne zwierzęta z powagą pokiwały głowami.

– To sprawa honoru! – zawołała z miną ważniaczki sowa Muriel. – Damy znać, jak tylko ją schwytamy.

Pan Morrison stał już w drzwiach, ale odwrócił się jeszcze na chwilę.

– Tylko uważajcie! – ostrzegł. – W mieście pełnym ludzi