Szkoła magicznych zwierząt. Na głęboką wodę! - Margit Auer - ebook + audiobook

Szkoła magicznych zwierząt. Na głęboką wodę! ebook

Margit Auer

4,8
25,00 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Lato, słońce, basen! Uczniowie z klasy panny Cornfield wraz ze swoimi magicznymi zwierzętami beztrosko pluskają się w wodzie. Wszyscy – prócz Hatice. Czy dziewczynka zda kiedykolwiek egzamin na odznakę „Już pływam”? Henry ma już dość wiecznych kłótni z rodzicami. Ucieka z domu i stara się jakoś przetrwać w lesie. Wtedy niespodziewanie nadchodzi pomoc.. Plusk! Witaj, przygodo!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 121

Oceny
4,8 (187 ocen)
163
16
4
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ceciliamaria

Nie oderwiesz się od lektury

to najlepsza seria, jaką kiedykolwiek czytałam
60
PiotrZarzecki

Nie oderwiesz się od lektury

Super
50
KURCZAK_123

Nie oderwiesz się od lektury

Ok
40
Morswin_7

Dobrze spędzony czas

Bardzo dobra książka 👍🙃
30
InkaN

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbiam te serie!
20

Popularność




Tytuł oryginału: Die Schule der magischen NASS UND NASSER!

Copyright text and illustrations © 2015 by Carlsen Verlag GmbH, Hamburg, Germany

Originally published in the German language by Carlsen Verlag GmbH

Copyright © 2021 for the Polish edition by Wydawnictwo Debit

Copyright © 2021 for the Polish translation by Agata Janiszewska

(under exclusive license to Wydawnictwo Debit Sp. z o.o.)

Ilustracje: Nina Dulleck

Litografie: Margit Dittes Media, Hamburg

Redakcja: Aleksandra Pietrzyńska

Korekta: Maria Zając

DTP: Monika Drobnik-Słocińska

W książce wykorzystano fragmenty Ucznia czarnoksiężnika J.W. von Goethego (przeł. H. Januszewska, Nasza Księgarnia, Warszawa 1984).

Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez uprzedniej pisemnej zgody właściciela praw jest zabronione. Informacji udziela Wydawnictwo Debit.

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A jeśli ją kopiujesz, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!

Polska Izba Książki

Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl

ISBN 978-83-8057-462-5

Wydawnictwo Debit Sp. z o.o.

ul. Fitelberga 1, 40-588 Katowice, tel. 32 782 64 77

Zapraszamy do księgarni internetowej na naszej stronie:

www.wydawnictwo-debit.pl

www.facebook.com/WydawnictwoDebit

www.instagram.com/wydawnictwodebit

E wydanie 2021

Ahoj, przygodo!

Szkoła Winterstone

Całkiem normalna szkoła. Całkiem normalna? No, prawie. Kryje się w niej pewna tajemnica...

Panna Cornfield

Nauczycielka w szkole Winterstone. Czasem bywa dość zasadnicza, ale bardzo lubi swoich uczniów. I dobrze wie, który z nich akurat potrzebuje pomocy...

Pan Mortimer Morrison

Właściciel sklepu z magicznymi zwierzętami, które potrafią mówić. Pan Mortimer też ma swoje magiczne zwierzę: zuchwałą srokę Pinkie.

Autobus pana Morrisona

Pan Morrison jeździ nim po całym świecie i zbiera magiczne zwierzęta.

Ashanti, czarna mamba, i Leonardo, pręgowiec

Dwa spośród bardzo wielu gadających zwierzaków w sklepie z magicznymi zwierzętami. Jak wszystkie o niczym nie marzą bardziej niż o spotkaniu człowieka, który będzie do nich idealnie pasował.

A to ci szczęściarze!

Ida i Benni dostali swoje magiczne zwierzęta jako pierwsi:

Ida i lis Rabbat

Trudno powiedzieć, które z nich jest sprytniejsze. Ida powiedziałaby pewnie, że ona, bo Ida zawsze wszystko wie najlepiej...

Benni i żółwica Henrietta

Wszystkowiedząca Henrietta uwielbia nocne przygody. A Benni? Benni też!

A to dopiero początek... W klasie panny Cornfield kłębi się już całe zoo!

Ta dziesiątka znalazła już najlepszych przyjaciół na dobre i na złe:

Jo i pingwin Juri

Jo podoba się chyba wszystkim dziewczynom. Rankami długo przesiaduje w łazience. Więcej czasu na poranną toaletę potrzebuje tylko Juri – ale on kąpie się w szkolnym stawku...

Czoko i dzikan rzeczny Pepperoni

Nierozłączni jak bliźnięta, zwłaszcza wtedy, gdy w zasięgu wzroku pojawia się czekolada...

Anna Lena i kameleon Caspar

Z Casparem u boku nieśmiała Anna-Lena przeszła niezwykłą metamorfozę…

Eddie i nietoperzyca Eugenia

Magiczna nietoperzyca, która bardzo śmiesznie mówi, wzięła pod swoje skrzydła Eddiego. Teraz Eddie rzadko już potyka się o własne nogi...

Helena i kocur Karajan

Szkolna złośnica i szlachetny kocur – nic dziwnego, że to wybuchowy duet! Potrafią pokazać pazurki, ale zaraz potem znowu słodko mruczą jak dwa małe kociaki...

Silas i krokodyl Rick

Silas o wiele za często otwiera za szeroko buzię. Tak samo jak Rick paszczę! Przyjaciele z pazurem.

Finja i koala Sydney

Wrażliwa Finja nie czuje się już samotna, od kiedy jest z nią koala Sydney, która tak pięknie pachnie cukierkami przeciwkaszlowymi...

Yannik i szympans Tingo

Yannik nie potrafi spokojnie usiedzieć na lekcji. Ale jego magiczny szympans Tingo potrafi go przykleić do krzesła! Odkąd są razem, Yannik lepiej sobie radzi.

Franka i szczur Cooper

Franka ma dystans. Dystans do szkoły, dystans do koleżanek i kolegów, dystans do zabawy. Ale jest ktoś, przy kim Franka mięknie: to superhipermega zdystansowany szczur Cooper!

Maks i sowa Muriel

Maks nosi przezwisko Profesorek, bo jako klasowy prymus po prostu wie wszystko. No, prawie wszystko. Resztę wie Muriel.

Tyle zwierząt, tyle dzieci…

Ciekawe, kto będzie następny.

Wiadomość od Mortimera Morrisona

zapisana na automatycznej sekretarce Mary Cornfield

Woda, woda, wszędzie woda, droga Mary, jak okiem sięgnąć!

Jestem w Danii! I w życiu bym się nie spodziewał, że aż się tu roi od magicznych zwierząt. Mój autobus jest ich pełen po sam dach.

Rany boskie, zamknijcie w końcu te swoje dzioby! Słyszycie, ptaszyska?!

No, mówię ci… Wiesz, jak to brzmi, kiedy rozmawiają ze sobą dwa piaskowce? Jak w przedszkolu!!! Jak tylko zwierzęta zasną, ruszam w drogę. Punktualnie na szkolny festyn będę z powrotem!

Papatki, siostruniu!

Mortimer Morrison, właściciel sklepu z magicznymi zwierzętami, był bliski wybuchu.

W autobusie na oparciu fotela siedziały dwa nabuzowane szpaki.

– Kto pierwszy spadnie, ten przegrywa! – zachichotał jeden i skoczył w lewo.

– I to będziesz ty – zaćwierkał drugi, zrobił unik i zamachnął się dziobem.

Piaskowce siedziały w plastikowej torbie i śpiewały piosenki, ale nie razem, w chórze, tylko każdy solo. Powstała z tego dzika mieszanina dźwięków.

Dwie rybitwy białoczelne bawiły się w berka, a bernikla obrożna i ostrygojad zwyczajny od kilku godzin spierały się o to, które z nich jest piękniejsze.

– Och, jak cuuudoooownie mieć takie długie, szczupłe, czerwone nogi! – Ostrygojad paradował w tę i we w tę z dumnie uniesioną głową.

– Czy wspominałam już o tej genialnej plamce na mojej szyi? – klekotała bernikla obrożna. – Wygląda jak półksiężyc!

Nawet Pinkie, magiczna sroka pana Morrisona, powoli miała dosyć.

– Uszy mnie już bolą od tego jazgotu! – skarżyła się. – Chodź, szefie, zmywamy się stąd.

Sroka postukała dziobem w boczną szybę. Za oknem iskrzyło się Morze Północne. Po niebie płynęły białe obłoki.

Mortimer Morrison zmarszczył czoło. Chyba nie powinien zostawiać magicznych zwierząt samych. Ale perspektywa godzinnego spaceru po wybrzeżu, tylko przy wtórze szumu wiatru i fal, była naprawdę kusząca. Skierował autobus na parking.

– Nie naróbcie żadnych głupot, zrozumiano? A ty ich pilnuj! – Wycelował palcem wskazującym w berniklę obrożną, która dumnie wyciągnęła do góry szyję.

Mortimer Morrison otworzył drzwi od strony kierowcy i wziął głęboki wdech. Och, jakże pięknie pachniało słone morskie powietrze! Pinkie z ulgą wyfrunęła z samochodu.

Z każdą chwilą bosej wędrówki po piasku Mortimerowi Morrisonowi stopniowo powracał dobry nastrój. Między palcami stóp czuł ziarenka piasku, a przed jego oczami rozciągał się zasolony pas wybrzeża.

– Poszukamy jeszcze innych magicznych zwierząt? – rzucił do Pinkie, podnosząc z ziemi garść morszczynu, w którym odkrył maleńkiego morskiego ślimaka. – I co, mały, potrafisz gadać? – Właściciel sklepu z magicznymi zwierzętami połaskotał go po brzuchu.

Ale ślimak nie odpowiedział, więc pan Morrison pomaszerował dalej.

– Jeśli dołączy do nas jeszcze więcej magicznych zwierząt, autobus pęknie w szwach – stęknęła Pinkie. – A poza tym: ten harmider! – westchnęła dramatycznie. – Pomyśl o swoich nerwach. I moich!

Mortimer Morrison uśmiechnął się pod nosem. Pinkie też raczej nie była wcieleniem spokoju, a on sam ponad wszystko kochał zwierzęta, zwłaszcza zaś magiczne. I dlatego nie miał serca odmówić pięknemu srebrzystemu stworzeniu, na które natknął się chwilę później.

Mimo że Pinkie z dezaprobatą kręciła głową, wziął tłuściutką mieszkankę morza pod pachę.

– I jak tam? – Pan Morrison delikatnie pogładził po głowie swoją nową przyjaciółkę. – Nie boisz się długiej podróży autobusem? Nie? – Uśmiechnął się. – No to w drogę!

– Za pięć minut spotykamy się koło zjeżdżalni! – Panna Cornfield zaklaskała w dłonie. Plan na dziś: pływanie!

Był gorący letni dzień. Od dłuższego czasu powietrze stało całkiem nieruchomo. Cóż mogłoby być teraz piękniejszego od pluskania się w wodzie?

Wszyscy niecierpliwie czekali na kąpiel z magicznymi zwierzętami. No, prawie wszyscy.

Dwadzieścioro troje dzieci z klasy panny Cornfield popędziło do przebieralni. Jedna dziewczynka powlekła się za nimi noga za nogą.

W tym czasie dwanaścioro magicznych zwierząt rozglądało się wokół z zaciekawieniem.

Żółwica z Karaibów.

Lis z Norwegii.

Pingwin z Antarktydy.

Dzikan rzeczny z Senegalu.

Kameleon z Madagaskaru.

Nietoperzyca z Tatr.

Kocur z Paryża.

Krokodyl z Florydy.

Koala z Australii.

Szympans z Tanzanii.

Szczur z Londynu.

Sowa z Aten.

Wszystkie pochodziły ze sklepu z magicznymi zwierzętami pana Morrisona. Wszystkie znalazły w klasie panny Cornfield przyjaciela na całe życie. Ale żadne z nich nie było nigdy wcześniej na odkrytym basenie. Znały tylko potoki, rzeki, jeziora i morza.

Żółwica Henrietta nie dała już rady ustać na brzegu. Zanurkowała w baseniku dla dzieci, między niemowlakami i przedszkolakami.

– Och, jak tu cieplutko – ucieszyła się, kierując się w stronę fontanny w kształcie grzybka. – Jak na Karaibach!

Krokodyl Rick odprowadził ją zaciekawionym spojrzeniem.

– Czy są tam również pyszne okonie? – Rozdziawił paszczę i kłapnął w powietrzu kilka razy.

Kocur Karajan z obrzydzeniem odwrócił głowę.

– Mon Dieu! – poskarżył się z wytwornym francuskim akcentem. – Ależ mu cuchnie z paszczy! Silas powinien mu kupić gumę do żucia!

– Znam lepszy sposób. – Rick wyszczerzył zęby.

Na swoich krótkich, zielonych krokodylich nóżkach podreptał do najbliższego basenu i wśliznął się do wody. Ponad nim panie w czepkach kąpielowych energicznie machały kończynami. Rick musiał się naprawdę dobrze pilnować, żeby ich nie chapnąć za palce u stóp.

Karajan pokręcił głową i poszukał zacienionego miejsca w krzakach.

Pierwszy przebrał się Silas. Dostrzegł w basenie Ricka, szczupakiem rzucił się do wody, lądując między nobliwymi paniami w czepkach kąpielowych, i chwycił oniemiałego krokodyla pod pachę.

– On jest z plastiku – prychnął w stronę oburzonych pań, wynurzywszy się z powrotem na powierzchnię.

Jak dobrze, że magiczne zwierzęta potrafiły obracać się w kamień: gdy patrzył na nie ktoś obcy, udawały zwyczajne zabawki. Tej sztuczki nauczył je pan Morrison, właściciel sklepu z magicznymi zwierzętami.

Jo wykręcił salto, skacząc do wody z metrowej trampoliny, a wraz z nim jego pingwin! Ratownik, który nazywał się Paul Pankrac, natychmiast sięgnął po gwizdek.

– Gumowe zwierzęta są dozwolone tylko w strefie dla dzieci! – zawołał do Jo.

Dziewczynki i chłopcy z klasy panny Cornfield powoli gromadzili się wokół swojej wychowawczyni, która czekała na nich obok zjeżdżalni. Nauczycielka miała na sobie kostium kąpielowy w biało-czerwone paski i czepek kąpielowy w kwiatki.

– Taki czepek… to chyba nie dla mnie – powiedział pingwin Juri.

Jo wybuchnął śmiechem. Ponieważ pingwin był jego magicznym zwierzęciem, na szczęście tylko Jo rozumiał, co mówi – on i oczywiście pan Morrison.

– Ale ona śmiesznie wygląda! – zachichotała Ida, siedząc na brzegu basenu i machając nogami. Ochlapała przy tym Rabbata, swojego magicznego lisa.

– Dopiero co wczoraj brałem prysznic! – prychnął Rabbat, otrząsając się z wody.

Nauczycielka podniosła do góry wskazujący palec.

– Proszę, uważajcie na pozostałych użytkowników kąpieliska – powiedziała z poważną miną, a ratownik w szortach i klapkach, który akurat mijał ich szybkim krokiem, przytaknął energicznie. – Czyli tak: nie chlapiemy! – Panna Cornfield rzuciła Jo surowe spojrzenie. – Nie skaczemy do wody. – Obróciła się w stronę Ricka. – A przede wszystkim: obracamy się w kamień, kiedy ktoś na nas patrzy. Zrozumiano? – Ostatnie słowo krzyknęła w kierunku Tingo, który huśtał się na gałęziach, przeskakując z drzewa na drzewo, i ciskał w Sydney sosnowymi szyszkami.

Dzieci zachichotały.

Nauczycielka też nie zdołała ukryć rozbawienia. Bardzo lubiła swoich uczniów i ich magiczne zwierzęta.

– No, dalej, zaczynamy lekcję pływania! – Klasnęła w dłonie.

Na początku podzieliła klasę na dwie grupy. Ci, którzy już umieli pływać, mogli się swobodnie przemieszczać po całym terenie basenu. Dla reszty, czyli Benniego, Eddiego, Czoko, Anny-Leny, Finji i Hatice, panna Cornfield zaplanowała naukę do egzaminu na kartę „Już pływam”. Egzamin miał się odbyć już wkrótce.

Nauczycielka uśmiechnęła się do swoich uczennic i uczniów, dodając im otuchy:

– Jesteście na właściwej drodze, ostatnim razem było już naprawdę bardzo dobrze. Jestem pewna, że dacie radę! Do roboty!

Dzieci zaczęły wskakiwać do wody, jedno po drugim. Prócz jednego.

– Wszystko w porządku, Hatice? – spytała z troską w głosie nauczycielka.

Dziewczynka z długimi czarnymi włosami wciąż stojąca na brzegu basenu wzruszyła ramionami. Żeby zdać na kartę „Już pływam”, trzeba było wskoczyć do wody z brzegu, przepłynąć dwadzieścia pięć metrów, zanurkować i wyłowić z dna jakiś przedmiot. A ona nawet nie potrafiła otworzyć oczu pod wodą!

– No już, dalej, wskakuj! – zachęcała ją panna Cornfield. – Ostatnio byłaś dwa razy nieobecna, tym bardziej musisz teraz więcej poćwiczyć.

No tak, ostatnim razem „bolało ją gardło”. A tydzień wcześniej „dokuczał jej brzuch”. Tego ranka zaś wspomniała mamie coś o bólu głowy.

– W takim razie chłodna woda dobrze ci zrobi – odparła mama.

Hatice ostrożnie schodziła w dół po drabince. Ostrożnie i bardzo powoli.

– Brrr, ale zimna! – poskarżyła się.

Zatrzymywała się na każdym stopniu. A na koniec zwinnie wspięła się z powrotem na górę. Ale nie spodziewała się Yannika.

Yannik razem ze swoim szympansem Tingo wychynął właśnie z wody.

– Pomogę ci – zawołał wesoło i pociągnął Hatice. – Miłej zabawy!

Hatice wpadła do wody z głośnym pluskiem.

– Brawo, bravissimo! – roześmiał się Tingo.

Ale dziewczynce wcale nie było do śmiechu. Gwałtownie wynurzyła głowę, usiłując złapać powietrze.

Jej stopy wreszcie znalazły oparcie.

– Chyba cię pogięło! – prychnęła w stronę Yannika.

Zdziwiony Yannik wzruszył ramionami.

– Przecież to tylko woda!

Hatice łzy napłynęły do oczu. Nie umknęło to uwadze Silasa, przemykającego obok z krokodylem pod pachą.

– Beksa-lala, beksa-lala! – ryknął, a potem wskoczył do basenu tuż obok Hatice i zanurzył jej głowę.

Woda nalała się dziewczynce do uszu. Pomocy! Powietrza! Nie miała czym oddychać! Nagle znalazła się znowu nad powierzchnią wody, kaszląc i dysząc. Woda wypłynęła jej nosem. Ohyda!

– Silas! – zawołała panna Cornfield z drugiej strony basenu. – Dosyć tego! Daj Hatice poćwiczyć. No, dalej, Hatice, próbuj!

Hatice, pociągając nosem, wytarła oczy.

– Głupek! – burknęła w stronę Silasa.

Nienawidziła tego! Tak samo dokuczali jej kiedyś starsi bracia w ogrodowym basenie.

– Dalej, Hatice, odepchnij się od brzegu, tak, dokładnie tak! – zagrzewała ją do boju nauczycielka.

Hatice z oporami wykonała w wodzie kilka ruchów. Właściwie wiedziała, co powinna robić: głowę unieść do góry, nogami ruszać jak żaba, rozprostować ramiona, a potem na odwrót i… I znowu znalazła się pod wodą.

O rany! Oczy ją szczypały, mokre, splątane włosy nieprzyjemnie kleiły się do pleców. Nienawidziła pływać! Znów była bliska płaczu.

Jakoś jednak udało jej się wrócić do brzegu basenu. Chwyciła się go kurczowo. Z trudem łapała oddech.

– Eddie, szerzej ręce – poleciła w tej samej chwili nauczycielka. – O tak, tak jest dobrze, Czoko – pochwaliła kolejnego ucznia i puściła oko do pluszowego dzikana, stojącego zupełnie nieruchomo na brzegu.

To była Pepperoni, magiczne zwierzę Czoko. Ależ miała wielką chęć wskoczyć do wody! W tym upale swędziała ją skóra. Wiedziała jednak, że nie może tego zrobić: zakaz to zakaz!

Hatice najchętniej zamieniłaby się miejscami z magicznym zwierzęciem Czoko. Nauka pływania to w jej przypadku strata czasu! Nikt się nią nie interesował. A Silas był strasznym kretynem! Na pewno śmiał się z niej teraz razem z resztą klasy. I miał rację. Nie umiała w wodzie wykonać ani jednego poprawnego ruchu. Ani jednego!

Ze słowami „muszę do ubikacji” wspięła się po drabince i popędziła w stronę przebieralni.

– Pospiesz się! – zawołała za nią panna Cornfield. – Chcę z tobą…

Lecz reszty Hatice już nie usłyszała. Po prostu biegła dalej. Po policzkach płynęły jej łzy.

„Beksa-lala, beksa-lala!” – rozbrzmiewały jej w uszach drwiny Silasa. Chlipiąc, schroniła się pod prysznicem.

Tymczasem Anna-Lena i Finja przemierzały basen, trzymając się swoich desek do pływania. W przeciwieństwie do Hatice obie miały z tego zajęcia sporą radochę, bo kibicowały im magiczne zwierzaki: kameleon Caspar i koala Sydney, które siedziały w krzakach i zawzięcie komentowały.

– Bardzo dobrze, Finja – chwaliła ją Sydney, która też chętnie nauczyłaby się pływać. – Jak ty to robisz? – dziwiła się.

– Dalej, księżniczko, dalej! – wołał kameleon. – Wyobraź sobie, że jesteś delfinem!

Benni, który akurat nie był najlepszym sportowcem na świecie, patrzył na nie z zazdrością. Jemu też przydałoby się wsparcie.

Gdzie