Sztuka szczęścia. Poradnik życia - Jego Świątobliwość Dalajlama, Howard C. Cutler - ebook + audiobook

Sztuka szczęścia. Poradnik życia ebook

Jego Świątobliwość Dalajlama, Howard C. Cutler

4,8

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Sztuka szczęścia to efekt szeregu rozmów przeprowadzonych przez amerykańskiego psychiatrę Howarda C. Cutlera z Jego Świątobliwością Dalajlamą, zapis niezwykle interesującego dialogu ludzi dwóch różnych kręgów kulturowych.

Duchowy przywódca Tybetu koncentruje się na podstawowym celu ludzkiego życia – osiągnięciu szczęścia. Dzieli się z czytelnikami rozważaniami na temat tego, w jaki sposób osiągnął wewnętrzną równowagę. Pokazuje nam, jak możemy walczyć z depresją, gniewem, zazdrością. Mówi o współczuciu i altruizmie, analizuje sytuacje uniwersalne, takie jak śmierć, miłość, małżeństwo, wszelkiego typu relacje międzyludzkie. Podaje przykłady technik i medytacji pomocnych w osiągnięciu pożądanego stanu umysłu i użytecznych nie tylko dla buddystów.

W XXI wieku wciąż jesteśmy dalecy od odnalezienia w życiu trwałego szczęścia. Któż inny może wskazać nam drogę, jeśli nie uznany mistrz opierający się na bogatej, liczącej przeszło 2500 lat tradycji.

XIV Dalajlama otrzymał Pokojową Nagrodę Nobla. Jest autorem i współautorem wielu cenionych książek. Razem z Howardem C. Cutlerem, amerykańskim pisarzem i psychiatrą, napisali – oprócz bestsellerowej Sztuki szczęścia – także Sztukę szczęścia w pracy oraz Sztukę szczęścia w trudnych czasach (wszystkie wydane przez DW REBIS).

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 292

Oceny
4,8 (11 ocen)
9
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Cyfranekblog

Nie oderwiesz się od lektury

Może w książce jest trochę za dużo autora, a za mało Dalajlamy. Ale to wciąż bardzo wartościowe rozważania o człowieczeństwie i wartościach, którymi powinniśmy się kierować w życiu dla własnego (i nie tylko własnego) dobra. Bez względu na wyznanie czy przekonania.
00

Popularność




Polecamy

Pole­camy rów­nież

JEGO ŚWIĄ­TO­BLI­WOŚĆ

DALAJ­LAMA

MEDY­TA­CJE NA KAŻDY DZIEŃ

ŚCIEŻKA DO SPO­KOJU

Dedykacja

Dla Czy­tel­nika:

Obyś odna­lazł szczę­ście!

NOTKA AUTORA

Mate­riał, na któ­rego pod­sta­wie powstała niniej­sza książka, ukształ­to­wał się pod­czas dłu­gich i szcze­gó­ło­wych roz­mów, jakie prze­pro­wa­dzi­łem z Dalaj­lamą w cza­sie moich pry­wat­nych wizyt u Jego Świą­to­bli­wo­ści w Ari­zo­nie i w Indiach. Celem naszej wspól­nej pracy nad tym pro­jek­tem było przed­sta­wie­nie poglą­dów Jego Świą­to­bli­wo­ści Dalaj­lamy na temat szczę­śli­wego życia, wzbo­ga­co­nych moimi oso­bi­stymi obser­wa­cjami i komen­ta­rzem z per­spek­tywy psy­chia­try żyją­cego i pra­cu­ją­cego na Zacho­dzie. Dalaj­lama wspa­nia­ło­myśl­nie pozwo­lił mi wybrać formę tej książki, tak aby jak naj­le­piej prze­ka­zy­wała jego poglądy. Dosze­dłem do wnio­sku, że forma nar­ra­cyjna z jed­nej strony będzie naj­bar­dziej czy­telna dla odbiorcy, a jed­no­cze­śnie lepiej przy­bliży czy­tel­ni­kowi spo­sób, w jaki Dalaj­lama wciela wła­sne poglądy w codzienne życie. Za zgodą Dalaj­lamy podzie­li­łem tę książkę tema­tycz­nie, z tego też względu w nie­któ­rych miej­scach zde­cy­do­wa­łem się połą­czyć mate­riał z kilku róż­nych roz­mów. Rów­nież za pozwo­le­niem Jego Świą­to­bli­wo­ści tam, gdzie uzna­łem to za sto­sowne i konieczne dla uzy­ska­nia peł­nej jasno­ści i zro­zu­mie­nia, wplo­tłem zapis frag­men­tów otwar­tych wykła­dów, które Dalaj­lama wygło­sił w Ari­zo­nie. Tłu­macz Jego Świą­to­bli­wo­ści, dr Thup­ten Jinpa, uprzej­mie zgo­dził się prze­czy­tać osta­teczną wer­sję ręko­pisu, aby upew­nić się, że w wyniku pro­cesu przy­go­to­waw­czego nie zakra­dły się przy­pad­kowe znie­kształ­ce­nia poglą­dów Dalaj­lamy.

Aby zilu­stro­wać zapa­try­wa­nia Jego Świą­to­bli­wo­ści, przed­sta­wi­łem kilka przy­pad­ków z mojej pracy zawo­do­wej oraz zaczerp­nięte z życia aneg­doty. Aby chro­nić pry­wat­ność boha­te­rów tych histo­rii, za każ­dym razem zmie­nia­łem ich imiona i pewne cechy cha­rak­te­ry­styczne, które mogłyby dopro­wa­dzić do ich roz­po­zna­nia.

dr Howard C. Cutler

WPROWADZENIE

Zna­la­złem Dalaj­lamę sie­dzą­cego samot­nie w pustej szatni koszy­kar­skiej na kilka minut przed wygło­sze­niem prze­mó­wie­nia przed sze­ścio­ty­sięcz­nym tłu­mem na uni­wer­sy­te­cie w Ari­zo­nie. Spo­koj­nie popi­jał małymi łycz­kami her­batę, cał­ko­wi­cie roz­luź­niony.

– Jeżeli Wasza Świą­to­bli­wość jest gotów…

Ener­gicz­nie wstał i bez waha­nia wyszedł z pokoju, pro­sto w dużą grupę tło­czą­cych się za kuli­sami repor­te­rów, foto­gra­fów, ochro­nia­rzy i stu­den­tów – poszu­ku­ją­cych, cie­kaw­skich, scep­tycz­nych. Prze­szedł przez tłum, uśmie­cha­jąc się od ucha do ucha, pozdra­wia­jąc wszyst­kich po dro­dze. Wresz­cie zza kulis wyszedł na scenę, ukło­nił się, zło­żył ręce i uśmiech­nął. Zgro­ma­dzeni odpo­wie­dzieli grom­kimi bra­wami. Na jego prośbę świa­tła w sali nie zostały przy­ciem­nione, aby mógł wyraź­nie widzieć publicz­ność. Przez kilka kolej­nych chwil Dalaj­lama po pro­stu stał, spo­koj­nie przy­glą­da­jąc się zgro­ma­dzo­nemu tłu­mowi i pozdra­wia­jąc go nie­zwy­kle cie­pło i ser­decz­nie. Na tych, któ­rzy zetknęli się z nim po raz pierw­szy, bor­dowo-sza­fra­nowe mni­sie szaty mogły spra­wiać nieco egzo­tyczne wra­że­nie, jed­nak kiedy usiadł i roz­po­czął wykład, od razu ujaw­niła się jego nie­sa­mo­wita zdol­ność natych­mia­sto­wego nawią­zy­wa­nia kon­taktu ze słu­cha­czami.

– Wydaje mi się, że więk­szość z was widzę po raz pierw­szy. To jed­nak, czy spo­ty­kam sta­rego czy nowego przy­ja­ciela, i tak nie ma dla mnie więk­szego zna­cze­nia, wie­rzę bowiem, iż w grun­cie rze­czy jeste­śmy tacy sami, wszy­scy jeste­śmy ludźmi. Oczy­wi­ście pocho­dzimy z róż­nych kul­tur, pro­wa­dzimy inny styl życia, wyzna­jemy inną reli­gię, mamy odmienny kolor skóry, ale wszy­scy jeste­śmy ludźmi, mamy ludz­kie ciała i ludz­kie umy­sły. Zarówno budowa fizyczna, jak i nasze umy­sły i kon­struk­cja emo­cjo­nalna są takie same. Gdzie­kol­wiek spo­ty­kam ludzi, zawsze mam wra­że­nie, że sty­kam się z dru­gim czło­wie­kiem takim jak ja sam. Myślę, że poro­zu­mie­wa­nie się z innymi na takim pozio­mie jest znacz­nie łatwiej­sze. Jeżeli zwró­cimy uwagę na okre­ślone cechy cha­rak­te­ry­styczne, które wyra­żamy, mówiąc np. „jestem Tybe­tań­czy­kiem” czy „jestem bud­dy­stą”, ujaw­nią się oczy­wi­ście róż­nice, mają one jed­nak zna­cze­nie zde­cy­do­wa­nie dru­go­rzędne. Jeżeli je pomi­niemy, będziemy mogli swo­bod­nie się poro­zu­mie­wać, wymie­niać poglądy i doświad­cze­nia.

Tak oto Dalaj­lama roz­po­czął mającą trwać tydzień serię otwar­tych wykła­dów w Ari­zo­nie w 1993 roku. Plany jego wizyty powstały ponad dzie­sięć lat wcze­śniej, pod­czas naszego pierw­szego spo­tka­nia w Dha­ram­sali w Indiach, gdzie pro­wa­dzi­łem bada­nia nad tra­dy­cyjną medy­cyną tybe­tań­ską. Dha­ram­sala to piękna, cicha wio­ska, przy­kle­jona do zbo­cza góry u pod­nóża Hima­la­jów. Od pra­wie czter­dzie­stu lat, odkąd Dalaj­lama wraz ze stu tysią­cami swo­ich roda­ków uciekł z Tybetu po bru­tal­nej inwa­zji wojsk chiń­skich, jest ona sie­dzibą tybe­tań­skiego rządu na wygna­niu. Pod­czas pobytu w Dha­ram­sali pozna­łem kilku człon­ków rodziny Dalaj­lamy i dzięki nim udało mi się zor­ga­ni­zo­wać pierw­sze spo­tka­nie z Jego Świą­to­bli­wo­ścią.

W prze­mó­wie­niu z 1993 roku Dalaj­lama pod­kre­ślał zna­cze­nie poro­zu­mie­wa­nia się z dru­gim czło­wie­kiem jak z istotą taką samą jak my – owo podej­ście Dalaj­lamy naj­bar­dziej mnie ude­rzyło rów­nież w cza­sie naszej pierw­szej roz­mowy w jego domu w 1982 roku. Ma on nie­zwy­kłą zdol­ność natych­mia­sto­wego stwa­rza­nia nie­skrę­po­wa­nej atmos­fery, od razu wcho­dzi w pro­sty i bez­po­średni kon­takt z dru­gim czło­wie­kiem. Nasze pierw­sze spo­tka­nie trwało około czter­dzie­stu pię­ciu minut – wysze­dłem z niego, podob­nie jak wielu innych ludzi, w dosko­na­łym nastroju. Mia­łem wra­że­nie, że oto wła­śnie pozna­łem praw­dzi­wie wyjąt­ko­wego czło­wieka.

W miarę jak przez kolejne kilka lat mój kon­takt z Dalaj­lamą coraz bar­dziej się zacie­śniał, stop­niowo pozna­wa­łem jego nie­zwy­kłą oso­bo­wość. Posiada on prze­ni­kliwą inte­li­gen­cję, lecz pozba­wioną sztucz­no­ści, życz­li­wość bez nad­mier­nego sen­ty­men­ta­li­zmu, wspa­niałe, nie­za­bar­wione fry­wol­no­ścią poczu­cie humoru oraz, jak zauważa wielu, zdol­ność do inspi­ro­wa­nia innych, a nie stwa­rza­nia nie­po­trzeb­nego dystansu.

Przez ten czas prze­ko­na­łem się, iż Dalaj­lama żyje w poczu­ciu speł­nie­nia i w spo­koju, jakiego ni­gdy wcze­śniej u nikogo nie widzia­łem. Zapra­gną­łem poznać świa­to­po­gląd, który pozwo­lił mu to osią­gnąć. Cho­ciaż Dalaj­lama jest mni­chem, który przez całe życie stu­dio­wał i prak­ty­ko­wał nauki Buddy, zaczą­łem się zasta­na­wiać, czy można z jego poglą­dów i prak­tyk wyod­ręb­nić takie, które mogłyby zostać wyko­rzy­stane rów­nież przez nie­bud­dy­stów – metody, które można by bez­po­śred­nio zasto­so­wać w codzien­nym życiu po to tylko, aby być szczę­śliw­szym, sil­niej­szym, być może rów­nież mniej lękli­wym.

Koniec koń­ców udało mi się głę­biej poznać życiową filo­zo­fię Dalaj­lamy pod­czas codzien­nych spo­tkań w cza­sie pobytu Jego Świą­to­bli­wo­ści w Ari­zo­nie oraz posze­rzyć tę wie­dzę w trak­cie dłu­gich roz­mów w Indiach. Kiedy zaczę­li­śmy wymie­niać poglądy, odkry­łem, iż musimy poko­nać pewne prze­szkody zwią­zane z usil­nymi pró­bami pogo­dze­nia róż­nych per­spek­tyw: jego, bud­dyj­skiego mni­cha, i mojej, psy­chia­try z Zachodu. Jedną z pierw­szych sesji roz­po­czą­łem na przy­kład od opi­sa­nia pew­nych powszech­nie spo­ty­ka­nych pro­ble­mów, jakie drę­czą ludzi, ilu­stru­jąc to kil­koma przy­dłu­gimi histo­riami z życia moich pacjen­tów. Po opi­sa­niu przy­padku kobiety, która wciąż wikłała się w auto­de­struk­cyjne zacho­wa­nia, pomimo strasz­li­wie nega­tyw­nego wpływu, jaki miały one na jej życie, zapy­ta­łem Dalaj­lamę, czy mógłby taką postawę jakoś wytłu­ma­czyć i pora­dzić mi, jak pomóc tej kobie­cie. Byłem ogrom­nie zasko­czony, kiedy po dłu­gim zasta­no­wie­niu odpo­wie­dział po pro­stu:

– Nie mam poję­cia – i wzru­sza­jąc ramio­nami, zaśmiał się ser­decz­nie.

Zauwa­ża­jąc moje zasko­cze­nie i roz­cza­ro­wa­nie – ocze­ki­wa­łem bowiem kon­kret­nej odpo­wie­dzi – Jego Świą­to­bli­wość rzekł:

– Cza­sem bar­dzo trudno jest wyja­śnić, dla­czego ludzie zacho­wują się tak, a nie ina­czej… Sam zoba­czysz, że czę­sto nie będziesz w sta­nie w pro­sty spo­sób sobie cze­goś wytłu­ma­czyć. Umysł ludzki jest tak skom­pli­ko­wany, że nie­ła­two zro­zu­mieć, o co cho­dzi, co dokład­nie w nim się dzieje.

Uzna­łem wów­czas jego odpo­wiedź za wymi­ja­jącą.

– Ale moim zada­niem jako psy­cho­te­ra­peuty jest odkryć, dla­czego ludzie zacho­wują się tak, jak się zacho­wują… – odpar­łem.

Znów wybuch­nął śmie­chem, który wielu uważa za nie­zwy­kły – prze­siąk­nię­tym humo­rem i życz­li­wo­ścią, bez­pre­ten­sjo­nal­nym, nie­skrę­po­wa­nym, roz­po­czy­na­ją­cym się głę­bo­kim rezo­nan­sem i swo­bod­nie wspi­na­ją­cym się kilka oktaw w górę, aby zakoń­czyć się wyso­kim dźwię­kiem zachwytu.

– Myślę, że bar­dzo trudno byłoby stwier­dzić, w jaki spo­sób funk­cjo­nują umy­sły pię­ciu miliar­dów ludzi – powie­dział, nie prze­sta­jąc się śmiać. – To wręcz nie­moż­liwe! Z bud­dyj­skiego punktu widze­nia na każde wyda­rze­nie czy sytu­ację składa się wiele róż­nych czyn­ni­ków… Może być ich tak dużo, że w nie­któ­rych przy­pad­kach ni­gdy nie uda się uzy­skać peł­nego wyja­śnie­nia, co się dzieje, przy­naj­mniej w zna­cze­niu kon­wen­cjo­nal­nym. – Wyczu­wa­jąc pewien nie­do­syt z mojej strony, dodał: – Wydaje mi się, że jeżeli cho­dzi o wska­za­nie źró­dła czy­ichś pro­ble­mów, sta­no­wi­sko zachod­niej nauki różni się pod kil­koma wzglę­dami od bud­dyj­skiego. U pod­stawy wszel­kich zachod­nich form ana­lizy leży ten­den­cja sil­nie racjo­na­li­styczna – zało­że­nie, że wszystko da się wyja­śnić. W dodatku ist­nieją pewne ogra­ni­cze­nia, stwo­rzone przez okre­ślone zało­że­nia, które przyj­muje się za pew­nik. Ostat­nio spo­tka­łem się na przy­kład z kil­koma leka­rzami z aka­de­mii medycz­nej. Roz­ma­wiali o mózgu i stwier­dzili, że myśli i uczu­cia są wyni­kiem roz­ma­itych reak­cji i zmian che­micz­nych w nim zacho­dzą­cych. Zapy­ta­łem więc: „Czy możemy sobie zatem wyobra­zić sytu­ację odwrotną, kiedy to myśli wywo­łują serię reak­cji che­micz­nych w mózgu?”. Naj­bar­dziej inte­re­su­jące było jed­nak nie samo posta­wione przeze mnie pyta­nie, lecz odpo­wiedź, jakiej udzie­lił mi jeden z naukow­ców. Powie­dział: „Zało­ży­li­śmy na wstę­pie, że wszyst­kie myśli sta­no­wią wynik lub funk­cję reak­cji che­micz­nych w mózgu”. Jest to więc pew­nego rodzaju sztyw­ność, decy­zja, że nie będą pod­wa­żać wła­snego spo­sobu rozu­mo­wa­nia. – Prze­rwał na moment, ale po chwili cią­gnął dalej: – Wydaje mi się, że w nowo­cze­snym zachod­nim spo­łe­czeń­stwie panuje silne uwa­run­ko­wa­nie kul­tu­rowe oparte na nauce. Jed­nak w nie­któ­rych przy­pad­kach pod­sta­wowe zało­że­nia i para­me­try przy­jęte przez naukę mogą ogra­ni­czyć zdol­ność upo­ra­nia się z pew­nymi sytu­acjami. Na przy­kład możemy być ogra­ni­czeni poglą­dem, że wszystko da się wytłu­ma­czyć na pod­sta­wie tylko tego życia oraz że wszystko można i trzeba wyja­śnić. Jeżeli wobec tego napo­tkamy zja­wi­ska, któ­rych wytłu­ma­czyć się nie da, wów­czas wytwo­rzy się w nas pewne napię­cie, nie­mal nama­calny ból.

Cho­ciaż wyczu­wa­łem, że ma rację, z początku trudno mi było to zaak­cep­to­wać.

– Cóż, kiedy obser­wu­jemy ludz­kie zacho­wa­nia, które na pozór trudno wyja­śnić, zachod­nia psy­cho­lo­gia daje nam pewne zało­że­nia, za któ­rych pomocą możemy je zro­zu­mieć. Główną rolę odgrywa praw­do­po­dob­nie prze­ko­na­nie o ist­nie­niu nie­świa­do­mo­ści czy ina­czej mówiąc, pod­świa­do­mo­ści umy­słu. Uzna­jemy, iż cza­sami nasze zacho­wa­nie może wyni­kać z pro­ce­sów psy­chicz­nych, z któ­rych nie zda­jemy sobie sprawy – na przy­kład ktoś może postę­po­wać w okre­ślony spo­sób po to, aby głę­boko zako­rze­niony w nim strach nie wydo­stał się na powierzch­nię. Moty­wa­cją – nawet nie­świa­domą – pew­nych zacho­wań może być więc pra­gnie­nie, aby lęki nie prze­do­stały się do świa­do­mej czę­ści umy­słu, tak aby­śmy nie musieli doświad­czać zwią­za­nych z nimi nie­przy­jem­no­ści.

Dalaj­lama zasta­no­wił się przez chwilę, po czym odrzekł:

– W bud­dy­zmie ist­nieje pogląd, według któ­rego okre­ślone rodzaje doświad­czeń pozo­sta­wiają w umy­śle pewne skłon­no­ści i ślady, co przy­po­mina w pewien spo­sób kon­cep­cję nie­świa­do­mo­ści w zachod­niej psy­cho­lo­gii. Na przy­kład kie­dyś w twoim życiu mogło wyda­rzyć się coś, co odci­snęło w twoim umy­śle bar­dzo silne piętno, o któ­rego ist­nie­niu możesz nie wie­dzieć, a które póź­niej w jakiś spo­sób wpły­nie na twoje zacho­wa­nie. Może zatem ist­nieć coś, co jest nie­świa­dome – ślady w umy­śle, któ­rych sobie nie uświa­da­miamy. Tak czy owak, sądzę, że bud­dyzm może zaak­cep­to­wać wiele teo­rii, które wymy­ślili zachodni naukowcy, ale uzu­pełni je o czyn­niki dodat­kowe, na przy­kład uwa­run­ko­wa­nia i ślady, jakie pozo­sta­wiły w umy­śle poprzed­nie żywoty. Myślę, że zachod­nia psy­cho­lo­gia ma ten­den­cję do zbyt­niego pod­kre­śla­nia roli pod­świa­do­mo­ści w poszu­ki­wa­niu źró­dła pro­ble­mów czło­wieka. Jak sądzę, wypływa to z niektó­rych pod­sta­wo­wych zało­żeń, które na wstę­pie przyj­mują zachodni psy­cho­lo­go­wie, na przy­kład że pewne uwa­run­ko­wa­nia w umy­śle czło­wieka muszą pocho­dzić z tego życia i że wszystko należy wyja­śniać na pod­sta­wie tylko tego życia. Kiedy więc nie można odna­leźć przy­czyny pew­nych zacho­wań lub pro­ble­mów, zawsze przy­pi­suje się je nie­świa­do­mo­ści. To tro­chę tak, jak­byś coś zgu­bił, a następ­nie zało­żył, że to coś znaj­duje się w pokoju. W tym momen­cie usta­lasz okre­ślone para­me­try, wyklu­cza­jąc moż­li­wość, że ta rzecz jest gdzieś na zewnątrz lub w innym pokoju. Szu­kasz więc i szu­kasz, nie znaj­dujesz tego przed­miotu, ale wciąż zakła­dasz, że to coś ukrywa się gdzieś w tym pokoju!

Kiedy na początku zasta­na­wia­łem się, jak będzie wyglą­dać ta książka, wyobra­ża­łem sobie ją w for­mie porad­nika, gdzie Dalaj­lama zapre­zen­tuje jasne i pro­ste roz­wią­za­nia wszyst­kich życio­wych pro­ble­mów. Myśla­łem, że wyko­rzy­stu­jąc wła­sną wie­dzę psy­chia­tryczną, będę mógł sko­dy­fi­ko­wać jego poglądy w zestaw pro­stych wska­zó­wek, jak kie­ro­wać swoim codzien­nym życiem. Pod koniec naszej serii spo­tkań porzu­ci­łem jed­nak ten pomysł. Odkry­łem, iż jego filo­zo­fia obej­muje dużo szer­szy i bar­dziej kom­plek­sowy spo­sób widze­nia rze­czy­wi­sto­ści, uwzględ­nia­jący wszyst­kie niu­anse, bogac­two i zło­żo­ność życia.

Stop­niowo w trak­cie naszych roz­mów zaczą­łem sły­szeć tę jedną ważną nutkę, którą prze­siąk­nięte są wszyst­kie jego wypo­wie­dzi. Nutkę nadziei. Nadzieja ta oparta jest na prze­ko­na­niu, że jak­kol­wiek osią­gnię­cie praw­dzi­wego i trwa­łego szczę­ścia nie jest łatwe, jed­nak jest moż­liwe. U pod­staw wszyst­kich metod, jakie prze­ka­zuje Dalaj­lama, leży zbiór prze­ko­nań sta­no­wią­cych pod­łoże wszel­kich jego dzia­łań: wiara w to, iż każdy czło­wiek jest z gruntu łagodny i dobry, prze­ko­na­nie o wiel­kiej war­to­ści współ­czu­cia, zaufa­nie prak­tyce dobroci oraz poczu­cie wspól­noty ze wszyst­kimi żyją­cymi isto­tami.

W miarę jak coraz lepiej pozna­wa­łem jego prze­sła­nie, coraz bar­dziej oczy­wi­ste sta­wało się dla mnie to, że jego prze­ko­na­nia nie opie­rają się na śle­pej wie­rze czy dogma­cie reli­gij­nym, lecz na dogłęb­nym rozu­mo­wa­niu i bez­po­śred­nim doświad­cze­niu. Jego zro­zu­mie­nie ludz­kiego umy­słu i zacho­wa­nia wynika z tego, czego nauczyło go życie, a jego poglądy zako­rze­nione są w tra­dy­cji, która liczy ponad dwa i pół tysiąca lat. Mimo to filo­zo­fia życiowa Jego Świą­to­bli­wo­ści prze­po­jona jest zdro­wym roz­sąd­kiem i trzeź­wym postrze­ga­niem pro­ble­mów, jakie nie­sie ze sobą współ­cze­sny świat. Świa­do­mość spraw, jakie zaj­mują dzi­siaj ludzi, Dalaj­lama zawdzię­cza swej wyjąt­ko­wej pozy­cji osoby dobrze zna­nej na całym świe­cie, co pozwo­liło mu wie­lo­krot­nie go okrą­żyć, zetknąć się z wie­loma róż­nymi kul­tu­rami, ludźmi ze wszyst­kich sfer i wymie­niać poglądy z naj­zna­ko­mit­szymi naukow­cami oraz przy­wód­cami reli­gij­nymi i poli­tycz­nymi. Wsku­tek tego zro­dził się jego mądry, opty­mi­styczny, ale też reali­styczny świa­to­po­gląd pozwa­la­jący dosko­nale radzić sobie z życio­wymi pro­ble­mami.

W książce tej sta­ra­łem się tak zapre­zen­to­wać poglądy Jego Świą­to­bli­wo­ści, aby tra­fiły one do zachod­niego czy­tel­nika. Część jej zawar­to­ści sta­no­wią obszerne frag­menty otwar­tych wykła­dów oraz naszych pry­wat­nych roz­mów. Chcąc przed­sta­wić wszystko to, co naj­bar­dziej nadaje się do zasto­so­wa­nia w codzien­nym życiu, cza­sami pomi­ja­łem frag­menty dys­ku­sji, w któ­rych mowa była o czy­sto filo­zo­ficz­nych aspek­tach bud­dy­zmu tybe­tań­skiego. Dalaj­lama napi­sał już bowiem kilka dosko­na­łych ksią­żek na temat róż­nych aspek­tów bud­dyj­skiej ścieżki – tych czy­tel­ni­ków, któ­rzy pra­gnę­liby zgłę­bić bud­dyzm tybe­tań­ski, odsy­łam do listy pozy­cji na końcu tej książki.

CZĘŚĆ I

CEL ŻYCIA

ROZDZIAŁ 1

PRAWO DO SZCZĘŚCIA

– Myślę, że głów­nym celem życia jest poszu­ki­wa­nie szczę­ścia. To oczy­wi­ste. Bez względu na to, czy jeste­śmy wie­rzący czy nie, wyzna­jemy taką czy inną reli­gię, wszy­scy szu­kamy spo­sobu na polep­sze­nie swego życia. Głów­nym moto­rem naszych dzia­łań jest więc dąże­nie do szczę­ścia…

Tymi sło­wami, wypo­wie­dzia­nymi przed wypeł­nioną po brzegi salą w Ari­zo­nie, Dalaj­lama prze­ka­zał istotę swego prze­sła­nia. Twier­dze­nie, jakoby cel naszego życia sta­no­wiło bycie szczę­śli­wym, bar­dzo mnie zasta­no­wiło. Póź­niej, kiedy zna­leź­li­śmy się sam na sam, spy­ta­łem:

– Czy Wasza Świą­to­bli­wość jest szczę­śliwy?

– Tak – odpo­wie­dział. I dodał po chwili: – Tak… zde­cy­do­wa­nie tak. – W jego gło­sie można było wyczuć spo­kojną szcze­rość, która nie pozo­sta­wiała żad­nych wąt­pli­wo­ści; szcze­rość ta widoczna była rów­nież w wyra­zie jego twa­rzy i w oczach.

– Ale czy dla więk­szo­ści z nas szczę­ście nie jest czymś nie­do­stęp­nym? – zapy­ta­łem. – Czy rze­czy­wi­ście można je osią­gnąć?

– Tak. Wie­rzę, że szczę­ście można osią­gnąć poprzez tre­no­wa­nie umy­słu.

Na pod­sta­wo­wym, ludz­kim pozio­mie nie mogłem nie zgo­dzić się, że osią­gnię­cie szczę­ścia jest celem moż­li­wym do zre­ali­zo­wa­nia. Jed­nakże jako psy­chia­trze cią­żyły mi roz­ma­ite poglądy, takie jak freu­dow­skie „wydaje się, że to, jakoby czło­wiek miał być szczę­śliwy, nie zostało zawarte w pla­nie Stwo­rze­nia”. Takie wykształ­ce­nie dopro­wa­dziło wielu z mojej grupy zawo­do­wej do ponu­rego wnio­sku, iż czło­wiek może co naj­wy­żej liczyć na „prze­mianę roz­pacz­li­wego cier­pie­nia w powszechne poczu­cie nie­szczę­ścia”. Z tego punktu widze­nia pogląd, że ist­nieje jasno wyty­czona ścieżka do szczę­ścia, wyda­wał się pomy­słem co naj­mniej nowa­tor­skim. Spo­glą­da­jąc wstecz, na lata prak­tyki psy­chia­trycz­nej, nie mogłem przy­po­mnieć sobie, żebym kie­dy­kol­wiek sły­szał słowo „szczę­ście” w kon­tek­ście celu tera­peu­tycz­nego. Oczy­wi­ście wiele mówiło się o łago­dze­niu oznak depre­sji i lęków pacjenta, o roz­wią­zy­wa­niu wewnętrz­nych kon­flik­tów i pro­ble­mów w związ­kach mię­dzy­ludz­kich, ale ni­gdy nie padało stwier­dze­nie, że naszym zada­niem jest uczy­nie­nie pacjenta szczę­śli­wym.

Poję­cie praw­dzi­wego szczę­ścia było na Zacho­dzie zawsze źle defi­nio­wane, nie­uchwytne i nie­ja­sne. Nawet samo słowo „szczę­śliwy” [ang. happy] pocho­dzi z islandz­kiego happ, co ozna­cza „pomyślny traf” czy ina­czej „przy­pa­dek”. Wygląda na to, że więk­szość z nas podziela pogląd, iż istota szczę­ścia owiana jest tajem­nicą. W chwi­lach rado­ści szczę­ście poja­wia się ni stąd, ni zowąd. Z moim zachod­nim spo­so­bem myśle­nia trudno mi było przy­jąć fakt, iż szczę­ście można roz­wi­jać i utrzy­mać, po pro­stu „tre­nu­jąc umysł”.

Kiedy więc wyra­zi­łem sprze­ciw, Dalaj­lama pospie­szył z wyja­śnie­niem.

– W kon­tek­ście tre­no­wa­nia umy­słu słowo umysł nie ozna­cza jedy­nie per­cep­cji czy inte­lektu czło­wieka, lecz bliż­sze jest tybe­tań­skiemu okre­śle­niu sem, które ma zna­cze­nie dużo szer­sze, bar­dziej zbli­żone do psy­che czy ina­czej duszy, obej­muje bowiem zarówno inte­lekt, jak i uczu­cia, tak serce, jak i umysł. Utrzy­mu­jąc pew­nego rodzaju wewnętrzną dys­cy­plinę, możemy prze­kształ­cić swój pogląd na życie, cał­ko­wi­cie zmie­nić życiową postawę.

Owa wewnętrzna dys­cy­plina może oczy­wi­ście okre­ślać wiele rze­czy, wiele roz­ma­itych metod. Ogól­nie rzecz bio­rąc, zaczyna się od tego, że czło­wiek roz­po­znaje te dzia­ła­nia, które pro­wa­dzą do szczę­ścia, i te, któ­rych rezul­ta­tem jest cier­pie­nie. Następ­nie przy­stę­puje do stop­nio­wego eli­mi­no­wa­nia czyn­ni­ków pro­wa­dzących do cier­pie­nia i roz­wi­ja­nia tych, które przy­no­szą szczę­ście. Tak w skró­cie można by to opi­sać.

Dalaj­lama twier­dzi, iż w pew­nym stop­niu odna­lazł poczu­cie szczę­ścia, a w trak­cie tygo­dnia jego pobytu w Ari­zo­nie czę­sto mogłem obser­wo­wać, w jaki spo­sób mani­fe­stuje się ono jako chęć spo­ty­ka­nia się z innymi ludźmi, stwa­rza­nia pew­nej więzi sym­pa­tii, nawet wtedy, gdy spo­tka­nie trwa zale­d­wie kilka sekund.

Pew­nego ranka po publicz­nym wykła­dzie Jego Świą­to­bli­wość prze­cho­dził przez hote­lowe patio, uda­jąc się do swego pokoju, w oto­cze­niu zawsze towa­rzy­szą­cej mu świty. W pew­nej chwili zauwa­żył jedną z poko­jó­wek sto­jącą przy win­dzie, zatrzy­mał się i spy­tał: „Skąd jesteś?”. Przez moment kobieta wyda­wała się bar­dzo zasko­czona wido­kiem obcego czło­wieka w bor­do­wych sza­tach i nie poj­mo­wała, dla­czego towa­rzy­sząca mu grupa obda­rza go takim sza­cun­kiem. Po chwili jed­nak uśmiech­nęła się i odparła: „Z Mek­syku”. Dalaj­lama zamie­nił z nią kilka zdań i poszedł dalej, a pod­eks­cy­to­wana poko­jówka została przy win­dzie. Następ­nego ranka o tej samej porze kobieta poja­wiła się w tym samym miej­scu, tym razem z kole­żanką, aby gorąco powi­tać Jego Świą­to­bli­wość, kiedy wcho­dził do windy. Mimo iż spo­tka­nie było bar­dzo krót­kie, obie kobiety wprost pro­mie­niały szczę­ściem, kiedy wra­cały do pracy. Od tej pory codzien­nie, o wyzna­czo­nym cza­sie i miej­scu, dołą­czało do nich coraz wię­cej kole­ża­nek, aż wresz­cie pod koniec tygo­dnia kil­ka­dzie­siąt poko­jó­wek w służ­bo­wych szaro-bia­łych mun­dur­kach two­rzyło zwarty sze­reg powi­talny cią­gnący się od wej­ścia do windy.

Nasze dni są poli­czone. W tym momen­cie rodzi się wiele tysięcy nowych oby­wa­teli tego świata; nie­któ­rym pisane jest żyć zale­d­wie kilka dni lub tygo­dni i umrzeć tra­giczną śmier­cią w wyniku cho­roby lub wypadku, inni zaś będą żyli na pozio­mie, jaki umoż­liwi im to stu­le­cie, być może nawet tro­chę ponad stan. Będą delek­to­wać się wszyst­kimi sma­kami tego życia – doświad­czą zwy­cię­stwa, roz­pa­czy, rado­ści, nie­na­wi­ści i miło­ści. Ni­gdy nie wia­domo, jaki kształt przy­bie­rze nasze życie. Bez względu jed­nak na to, czy żyjemy dzień czy sto lat, pozo­staje pod­sta­wowe pyta­nie: Jaki jest cel życia? Co spra­wia, że życie ma sens?

Celem ludz­kiej egzy­sten­cji jest poszu­ki­wa­nie szczę­ścia. Na zdrowy rozum jest to nie­wąt­pli­wie prawda, z którą zresztą zga­dzali się zachodni myśli­ciele, od Ary­sto­te­lesa począw­szy, a na Wil­lia­mie Jame­sie skoń­czyw­szy. Ale czyż życie nie jest oparte na poszu­ki­wa­niu jedy­nie wła­snego szczę­ścia, czyż nie jest z natury ego­cen­tryczne, czyż nie polega na dąże­niu do wła­snej przy­jem­no­ści? Nie­ko­niecz­nie. W rze­czy­wi­sto­ści, jak dowo­dzą tego wyniki wielu badań, to nie­szczę­śliwi ludzie są naj­bar­dziej skon­cen­tro­wani na sobie, czę­sto zamknięci, ponu­rzy, a nawet wrogo nasta­wieni do świata. Ludzie szczę­śliwi są za to towa­rzy­scy, łatwiej potra­fią dosto­so­wać się do zmie­nia­ją­cych się warun­ków, są twór­czy i o wiele lepiej niż ludzie nieszczę­śliwi zno­szą codzienne nie­po­wo­dze­nia. I, co naj­waż­niej­sze, są bar­dziej kocha­jący i potra­fią łatwiej wyba­czać niż ludzie nieszczę­śliwi.

Prze­pro­wa­dzono nie­zwy­kle inte­re­su­jące eks­pe­ry­menty, które dowo­dzą, że ludzie szczę­śliwi wyka­zują pewną otwar­tość, chęć wycią­gnię­cia pomoc­nej dłoni do innych. Bada­czom udało się na przy­kład wywo­łać dobry nastrój u pew­nego czło­wieka, aran­żu­jąc sytu­ację, w któ­rej nie­ocze­ki­wa­nie znaj­do­wał on pie­nią­dze w kabi­nie tele­fo­nicz­nej. Następ­nie jeden z eks­pe­ry­men­ta­to­rów, uda­jąc prze­chod­nia, „przez przy­pa­dek” upusz­czał stertę papie­rów. Celem doświad­cze­nia było spraw­dze­nie, czy osoba, u któ­rej uprzed­nio wywo­łano dobry nastrój, zatrzyma się i pomoże obcemu czło­wie­kowi. W innej sytu­acji samo­po­czu­cie osób pod­da­wa­nych testowi popra­wiono, każąc im obej­rzeć film kome­diowy, a następ­nie przy­pro­wa­dzano kogoś w potrze­bie (osoba ta oczy­wi­ście rów­nież była pod­sta­wiona), chcą­cego na przy­kład poży­czyć pie­nią­dze. Eks­pe­ry­men­ta­to­rzy stwier­dzili, iż osoby szczę­śliwe były bar­dziej skłonne do pomocy niż człon­ko­wie innej grupy doświad­czal­nej, któ­rzy zostali posta­wieni w takiej samej sytu­acji, ale któ­rych nastrój nie został uprzed­nio popra­wiony.

Takie eks­pe­ry­menty prze­czą powszech­nemu prze­ko­na­niu, że dąże­nie i osią­gnię­cie oso­bi­stego szczę­ścia musi pro­wa­dzić do samo­lub­stwa i zain­te­re­so­wa­nia jedy­nie wła­sną osobą. Podobne doświad­cze­nie możemy przepro­wa­dzić w labo­ra­to­rium naszego codzien­nego życia. Przy­pu­śćmy na przy­kład, że utknę­li­śmy w korku. Po dwu­dzie­stu minu­tach samo­chody zaczy­nają się wresz­cie w żół­wim tem­pie posu­wać do przodu. Widzimy kie­rowcę innego auta sygna­li­zu­ją­cego, że chce wje­chać przed nas. Jeżeli mamy dobry nastrój, będziemy bar­dziej sko­rzy do tego, aby zwol­nić i go wpu­ścić. Jeżeli jed­nak jeste­śmy aku­rat bar­dzo przy­gnę­bieni, w reak­cji zazwy­czaj przy­spie­szamy i wypeł­niamy lukę, jaka przez ten czas powstała. „Prze­cież cze­kam tu tak długo, czemu więc i on nie ma sobie pocze­kać?”

Roz­po­czy­namy zatem od pod­sta­wo­wego zało­że­nia, że celem naszego życia jest poszu­ki­wa­nie szczę­ścia i że jest to moż­liwe do osią­gnię­cia. Roz­po­zna­jąc czyn­niki, które pro­wa­dzą do szczę­śliw­szego życia, dowiemy się, w jaki spo­sób dąże­nie do szczę­ścia przy­nosi korzy­ści nie tylko jed­nej oso­bie, ale rów­nież jej rodzi­nie oraz całemu spo­łe­czeń­stwu.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Tytuł ory­gi­nału: The Art of Hap­pi­ness. A Hand­book for Living

Copy­ri­ght © 1998 by His Holi­ness The Dalai Lama and Howard C. Cutler, M.D.

All rights rese­rved

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2013, 2018, 2023

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­cja mery­to­ryczna: Maciej Magura Góral­ski, Muzeum Azji i Pacy­fiku

Redak­tor tego wyda­nia: Agnieszka Horzow­ska

Pro­jekt i opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki oraz ilu­stra­cja na okładce: Urszula Gireń

Wyda­nie III e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Sztuka szczę­ścia, wyd. III popra­wione, Poznań 2024)

ISBN 978-83-8338-869-4

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer