Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Sztuka szczęścia – zapis rozmów przeprowadzonych przez amerykańskiego psychiatrę Howarda Cutlera z Dalajlamą.
Duchowy przywódca Tybetu koncentruje się na podstawowym celu ludzkiego życia – osiągnięciu szczęścia. Po raz pierwszy dzieli się z czytelnikami rozważaniami na temat tego, w jaki sposób osiągnął wewnętrzną równowagę. Pokazuje nam, jak możemy walczyć z depresją, gniewem, zazdrością. Mówi o współczuciu i altruizmie, analizuje sytuacje uniwersalne, takie jak śmierć, miłość, małżeństwo, wszelkiego typu relacje międzyludzkie. Podaje przykłady technik i medytacji pomocnych w osiągnięciu pożądanego stanu umysłu i użytecznych nie tylko dla buddystów.
W progu XXI wieku wciąż jesteśmy dalecy od odnalezienia w życiu trwałego szczęścia. Któż inny może wskazać nam drogę, jeśli nie uznany mistrz opierający się na bogatej, przeszło 2500-letniej tradycji.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 322
Dla Czytelnika:
Obyś odnalazł szczęście!
Materiał, na podstawie którego powstała niniejsza książka, ukształtował się podczas długich i szczegółowych rozmów, jakie przeprowadziłem z Dalajlamą w czasie moich prywatnych wizyt u Jego Świątobliwości w Arizonie i w Indiach. Celem naszej wspólnej pracy nad tym projektem było przedstawienie poglądów Jego Świątobliwości Dalajlamy na temat szczęśliwego życia, wzbogaconych moimi osobistymi obserwacjami i komentarzem z perspektywy psychiatry żyjącego i pracującego na Zachodzie. Dalajlama wspaniałomyślnie pozwolił mi wybrać formę tej książki tak, aby jak najlepiej przekazywała jego poglądy. Doszedłem do wniosku, że forma narracyjna z jednej strony będzie najbardziej czytelna dla potencjalnego odbiorcy, a jednocześnie lepiej przybliży czytelnikowi sposób, w jaki Dalajlama wciela własne poglądy w codzienne życie. Za zgodą Dalajlamy podzieliłem tę książkę tematycznie, z tego też względu w niektórych miejscach zdecydowałem się połączyć materiał z kilku różnych rozmów. Również za pozwoleniem Jego Świątobliwości tam, gdzie uznałem to za stosowne i konieczne dla uzyskania pełnej jasności i zrozumienia, wplotłem zapis fragmentów otwartych wykładów, które Dalajlama wygłosił w Arizonie. Tłumacz Jego Świątobliwości, dr Thupten Jinpa, uprzejmie zgodził się przeczytać ostateczną wersję rękopisu, aby upewnić się, że w wyniku procesu przygotowawczego nie zakradły się przypadkowe zniekształcenia poglądów Dalajlamy.
Aby zilustrować zapatrywania Jego Świątobliwości, przedstawiłem kilka przypadków z mojej pracy zawodowej oraz zaczerpnięte z życia anegdoty. Aby chronić prywatność bohaterów tych historii, za każdym razem zmieniałem ich imiona i pewne cechy charakterystyczne, które mogłyby doprowadzić do ich rozpoznania.
dr Howard C. Cutler
Znalazłem Dalajlamę siedzącego samotnie w pustej szatni koszykarskiej na kilka minut przed wygłoszeniem przemówienia przed sześciotysięcznym tłumem na uniwersytecie w Arizonie. Spokojnie popijał małymi łyczkami herbatę, całkowicie rozluźniony. – Jeżeli Wasza Świątobliwość jest gotów...
Energicznie wstał i bez wahania wyszedł z pokoju, prosto w dużą grupę tłoczących się za kulisami reporterów, fotografów, ochroniarzy i studentów – poszukujących, ciekawskich, sceptycznych. Przeszedł przez tłum, uśmiechając się od ucha do ucha, pozdrawiając wszystkich po drodze. Wreszcie zza kulis wyszedł na scenę, ukłonił się, złożył ręce i uśmiechnął. Zgromadzeni odpowiedzieli gromkimi brawami. Na jego prośbę światła w sali nie zostały przyciemnione, aby mógł wyraźnie widzieć publiczność. Przez kilka kolejnych chwil Dalajlama po prostu stał, spokojnie przyglądając się zgromadzonemu tłumowi i pozdrawiając go niezwykle ciepło i serdecznie. Na tych, którzy zetknęli się z nim po raz pierwszy, bordowo-szafranowe mnisie szaty mogły sprawiać nieco egzotyczne wrażenie, jednak kiedy usiadł i rozpoczął wykład, od razu ujawniła się jego niesamowita zdolność natychmiastowego nawiązywania kontaktu ze słuchaczami.
– Wydaje mi się, że większość z was widzę po raz pierwszy. To jednak, czy spotykam starego czy nowego przyjaciela, i tak nie ma dla mnie większego znaczenia, wierzę bowiem, iż w gruncie rzeczy jesteśmy tacy sami, wszyscy jesteśmy ludźmi. Oczywiście pochodzimy z różnych kultur, prowadzimy różny styl życia, wyznajemy różną religię, mamy różny kolor skóry, ale wszyscy jesteśmy ludźmi, mamy ludzkie ciała i ludzkie umysły. Zarówno budowa fizyczna, jak i nasze umysły i konstrukcja emocjonalna są takie same. Gdziekolwiek spotykam ludzi, zawsze mam wrażenie, że spotykam się z drugim człowiekiem, takim jak ja sam. Myślę, że porozumiewanie się z innymi na takim poziomie jest znacznie łatwiejsze. Jeżeli zwrócimy uwagę na określone cechy charakterystyczne, które wyrażamy, mówiąc np. „jestem Tybetańczykiem” czy „jestem buddystą”, pojawią się oczywiście różnice, mają one jednak znaczenie zdecydowanie drugorzędne. Jeżeli je pominiemy, będziemy mogli swobodnie się porozumiewać, wymieniać poglądy i doświadczenia.
Tak oto Dalajlama rozpoczął mającą trwać tydzień serię otwartych wykładów w Arizonie w 1993 roku. Plany jego wizyty powstały ponad dziesięć lat wcześniej, podczas naszego pierwszego spotkania w Dharamsali w Indiach, gdzie prowadziłem badania nad tradycyjną medycyną tybetańską. Dharamsala to piękna, cicha wioska, przyklejona do zbocza góry u podnóża Himalajów. Od prawie czterdziestu lat, odkąd Dalajlama wraz ze stu tysiącami swoich rodaków uciekł z Tybetu po brutalnej inwazji wojsk chińskich, jest ona siedzibą tybetańskiego rządu na wygnaniu. Podczas pobytu w Dharamsali poznałem kilku członków rodziny Dalajlamy i dzięki nim udało mi się zorganizować pierwsze spotkanie z Jego Świątobliwością.
W przemówieniu z 1993 roku Dalajlama podkreślał znaczenie porozumiewania się z drugim człowiekiem jak z istotą taką samą jak my – owo podejście Dalajlamy najbardziej mnie uderzyło również w czasie naszej pierwszej rozmowy w jego domu w 1982 roku. Ma on niezwykłą zdolność natychmiastowego wytwarzania nieskrępowanej atmosfery, od razu wchodzi w prosty i bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem. Nasze pierwsze spotkanie trwało około czterdziestu pięciu minut – wyszedłem z niego, podobnie jak wielu innych ludzi, w doskonałym nastroju. Miałem wrażenie, że oto właśnie poznałem prawdziwie wyjątkowego człowieka.
W miarę jak przez kolejnych kilka lat mój kontakt z Dalajlamą coraz bardziej się zacieśniał, stopniowo poznawałem jego niezwykłą osobowość. Posiada on przenikliwą inteligencję, lecz pozbawioną sztuczności, życzliwość bez nadmiernego sentymentalizmu, wspaniałe, nie zabarwione frywolnością poczucie humoru oraz, jak zauważa wielu, zdolność do inspirowania innych, a nie stwarzania niepotrzebnego dystansu.
Przez ten czas przekonałem się, iż Dalajlama żyje w poczuciu spełnienia i w spokoju, jakiego nigdy wcześniej u nikogo nie widziałem. Zapragnąłem poznać światopogląd, który pozwolił mu to osiągnąć. Chociaż Dalajlama jest mnichem, który przez całe życie studiował i praktykował nauki Buddy, zacząłem się zastanawiać, czy można z jego poglądów i praktyk wyodrębnić takie, które mogłyby zostać wykorzystane również przez niebuddystów – metody, które można by bezpośrednio zastosować w codziennym życiu po to tylko, aby być szczęśliwszym, silniejszym, być może również mniej lękliwym.
Koniec końców udało mi się głębiej poznać życiową filozofię Dalajlamy podczas codziennych spotkań w czasie pobytu Jego Świątobliwości w Arizonie oraz poszerzyć tę wiedzę w trakcie długich rozmów w Indiach. Kiedy zaczęliśmy wymieniać poglądy, odkryłem, iż musimy pokonać pewne przeszkody związane z usilnymi próbami pogodzenia różnych perspektyw: jego, buddyjskiego mnicha, i mojej, psychiatry z Zachodu. Jedną z pierwszych sesji rozpocząłem na przykład od opisania pewnych powszechnie spotykanych problemów, jakie dręczą ludzi, ilustrując to kilkoma przydługimi historiami z życia moich pacjentów. Po opisaniu przypadku kobiety, która wciąż wikłała się w autodestrukcyjne zachowania, pomimo straszliwie negatywnego wpływu, jakie miały one na jej życie, zapytałem Dalajlamę, czy mógłby taką postawę jakoś wytłumaczyć i poradzić mi, jak pomóc tej kobiecie. Byłem ogromnie zaskoczony, kiedy po długim zastanowieniu odpowiedział po prostu: – Nie mam pojęcia – i wzruszając ramionami, zaśmiał się serdecznie.
Zauważając moje zaskoczenie i rozczarowanie – oczekiwałem bowiem konkretnej odpowiedzi – Jego Świątobliwość odrzekł: – Czasem bardzo trudno jest wyjaśnić, dlaczego ludzie zachowują się tak a nie inaczej... Sam zobaczysz, że często nie będziesz w stanie w prosty sposób sobie czegoś wytłumaczyć. Umysł ludzki jest tak skomplikowany, że niełatwo jest zrozumieć, o co chodzi, co dokładnie w nim się dzieje.
Uznałem wówczas jego odpowiedź za wymijającą. – Ale moim zadaniem jako psychoterapeuty jest odkryć, dlaczego ludzie zachowują się tak, jak się zachowują... – odparłem.
Znów wybuchnął śmiechem, który wielu uważa za niezwykły – przesiąkniętym humorem i życzliwością, bezpretensjonalnym, nieskrępowanym, rozpoczynającym się głębokim rezonansem i swobodnie wspinającym się kilka oktaw w górę, aby zakończyć się wysokim dźwiękiem zachwytu.
– Myślę, że bardzo trudno byłoby stwierdzić, w jaki sposób funkcjonują umysły pięciu miliardów ludzi – powiedział, nie przestając się śmiać. – To jest wręcz niemożliwe! Z buddyjskiego punktu widzenia na każde wydarzenie czy sytuację składa się wiele różnych czynników... Może być ich tak dużo, że w niektórych przypadkach nigdy nie uda się uzyskać pełnego wyjaśnienia, co się dzieje, przynajmniej w znaczeniu konwencjonalnym.
Wyczuwając pewien niedosyt z mojej strony, stwierdził: – Wydaje mi się, że jeżeli chodzi o wskazanie źródła czyichś problemów, stanowisko zachodniej nauki różni się pod kilkoma względami od buddyjskiego. U podstawy wszelkich zachodnich form analizy leży tendencja silnie racjonalistyczna – założenie, że wszystko da się wyjaśnić. W dodatku istnieją pewne ograniczenia, stworzone przez określone założenia, które przyjmuje się za pewnik. Ostatnio spotkałem się na przykład z kilkoma lekarzami z Akademii Medycznej. Rozmawiali o mózgu i stwierdzili, że myśli i uczucia są wynikiem rozmaitych reakcji i zmian chemicznych w nim zachodzących. Zapytałem więc: „Czy możemy sobie zatem wyobrazić sytuację odwrotną, kiedy to myśli wywołują serię reakcji chemicznych w mózgu?” Najbardziej interesujące było jednak nie samo postawione przeze mnie pytanie, lecz odpowiedź, jakiej udzielił mi jeden z naukowców. Powiedział: „Założyliśmy na wstępie, że wszystkie myśli stanowią wynik lub funkcję reakcji chemicznych w mózgu”. Jest to więc pewnego rodzaju sztywność, decyzja, że nie będą podważać własnego sposobu rozumowania.
Przerwał na moment, ale po chwili ciągnął dalej: – Wydaje mi się, że w nowoczesnym zachodnim społeczeństwie panuje silne uwarunkowanie kulturowe oparte na nauce. Jednak w niektórych przypadkach podstawowe założenia i parametry przyjęte przez naukę mogą ograniczyć zdolność uporania się z pewnymi sytuacjami. Na przykład możemy być ograniczeni poglądem, że wszystko da się wytłumaczyć na podstawie tylko tego życia oraz że wszystko można i trzeba wyjaśnić. Jeżeli wobec tego napotkamy zjawiska, których wytłumaczyć się nie da, wówczas wytworzy się w nas pewne napięcie, niemal namacalny ból.
Chociaż wyczuwałem, że ma rację, trudno mi było z początku to zaakceptować. – Cóż, kiedy obserwujemy ludzkie zachowania, które na pozór trudno jest wyjaśnić, zachodnia psychologia daje nam pewne założenia, za pomocą których możemy je zrozumieć. Główną rolę odgrywa prawdopodobnie przekonanie o istnieniu nieświadomości czy inaczej mówiąc, podświadomości umysłu. Uznajemy, iż czasami nasze zachowanie może wynikać z procesów psychicznych, z których nie zdajemy sobie sprawy – na przykład ktoś może postępować w określony sposób po to, aby głęboko zakorzeniony w nim strach nie wydostał się na powierzchnię. Motywacją – nawet nieświadomą – pewnych zachowań może być więc pragnienie, aby lęki nie przedostały się do świadomej części umysłu, tak abyśmy nie musieli doświadczać związanych z nimi nieprzyjemności.
Dalajlama zastanowił się przez chwilę, po czym odrzekł: – W buddyzmie istnieje pogląd, według którego określone rodzaje doświadczeń pozostawiają w umyśle pewne skłonności i ślady, co przypomina w pewien sposób założenie o istnieniu podświadomości w zachodniej psychologii. Na przykład kiedyś w twoim życiu mogło wydarzyć się coś, co wycisnęło w twoim umyśle bardzo silne piętno, o którego istnieniu możesz nie wiedzieć, a które później w jakiś sposób wpłynie na twoje zachowanie. Może zatem istnieć coś, co jest nieświadome – ślady w umyśle, których sobie nie uświadamiamy. Tak czy owak sądzę, że buddyzm może zaakceptować wiele teorii, które wymyślili zachodni naukowcy, ale uzupełni je o czynniki dodatkowe, na przykład uwarunkowania i ślady, które pozostawiły w umyśle poprzednie żywoty. Myślę, że zachodnia psychologia ma tendencję do zbytniego podkreślania roli podświadomości w poszukiwaniu źródła problemów człowieka. Jak sądzę, wypływa to z niektórych podstawowych założeń, które na wstępie przyjmują zachodni psychologowie, na przykład, że pewne uwarunkowania w umyśle człowieka muszą pochodzić z tego życia i że wszystko należy wyjaśnić na podstawie tylko tego życia. Kiedy więc nie można odnaleźć przyczyny pewnych zachowań lub problemów, zawsze przypisuje się je podświadomości. To trochę tak, jakbyś coś zgubił, a następnie założył, że to coś znajduje się w pokoju. W tym momencie ustalasz określone parametry, wykluczając możliwość, że rzecz ta jest gdzieś na zewnątrz lub w innym pokoju. Szukasz więc i szukasz, nie znajdujesz tego przedmiotu, ale wciąż zakładasz, że to coś ukrywa się gdzieś w tym pokoju!
Kiedy na początku zastanawiałem się, jak będzie wyglądać ta książka, wyobrażałem sobie ją w formie samouczka, gdzie Dalajlama zaprezentuje jasne i proste rozwiązania wszystkich życiowych problemów. Myślałem, że wykorzystując moją wiedzę psychiatryczną, będę mógł skodyfikować jego poglądy w zestaw prostych wskazówek, jak kierować swoim codziennym życiem. Pod koniec naszej serii spotkań porzuciłem jednak ten pomysł. Odkryłem, iż jego filozofia obejmuje dużo szerszy i bardziej kompleksowy sposób widzenia rzeczywistości, uwzględniający wszystkie niuanse, bogactwo i złożoność tego życia.
Stopniowo w trakcie naszych rozmów zacząłem słyszeć tę jedną ważną nutkę, którą przesiąknięte są wszystkie jego wypowiedzi. Nutkę nadziei. Nadzieja ta oparta jest na przekonaniu, że jakkolwiek osiągnięcie prawdziwego i trwałego szczęścia nie jest łatwe, jednak jest możliwe. U podstaw wszystkich metod, jakie przekazuje Dalajlama, leży zbiór przekonań, stanowiących podłoże wszelkich jego działań: wiara w to, iż każdy człowiek jest z gruntu łagodny i dobry, przekonanie o wielkiej wartości współczucia, zaufanie praktyce dobroci oraz poczucie wspólnoty ze wszystkimi żyjącymi istotami.
W miarę jak coraz lepiej poznawałem jego przesłanie, coraz bardziej oczywiste stawało się dla mnie to, że jego przekonania nie opierają się na ślepej wierze czy dogmacie religijnym, lecz na dogłębnym rozumowaniu i bezpośrednim doświadczeniu. Jego zrozumienie ludzkiego umysłu i zachowania wynika z tego, czego nauczyło go życie, a jego poglądy zakorzenione są w tradycji, która sięga ponad dwa i pół tysiąca lat wstecz. Pomimo tego filozofia życiowa Jego Świątobliwości przepojona jest zdrowym rozsądkiem i trzeźwym postrzeganiem problemów, jakie niesie ze sobą współczesny świat. Świadomość spraw, jakie zajmują dzisiaj ludzi, Dalajlama zawdzięcza swej wyjątkowej pozycji osoby dobrze znanej na całym świecie, co pozwoliło mu wielokrotnie go okrążyć, zetknąć się z wieloma różnymi kulturami, ludźmi ze wszystkich sfer i wymieniać poglądy z najznakomitszymi naukowcami oraz przywódcami religijnymi i politycznymi. To, co wskutek tego powstało, to mądry, po części optymistyczny, a po części realistyczny światopogląd, pozwalający doskonale radzić sobie z życiowymi problemami.
W książce tej starałem się tak zaprezentować poglądy Jego Świątobliwości, aby trafiły one do zachodniego czytelnika. Część jej zawartości stanowią obszerne fragmenty otwartych wykładów oraz naszych prywatnych rozmów. Chcąc przedstawić wszystko to, co najbardziej nadaje się do zastosowania w codziennym życiu, czasami omijałem fragmenty dyskusji, w których mowa była o czysto filozoficznych aspektach buddyzmu tybetańskiego. Dalajlama napisał już bowiem kilka doskonałych książek na temat różnych aspektów buddyjskiej ścieżki – tych z czytelników, którzy pragnęliby zgłębić buddyzm tybetański, odsyłam do pozycji, których lista znajduje się na końcu tej książki.
– Myślę, że głównym celem życia jest poszukiwanie szczęścia. To oczywiste. Bez względu na to, czy jesteśmy wierzący, czy nie, czy wyznajemy taką, czy inną religię, wszyscy szukamy sposobu na polepszenie swego życia. Głównym motorem naszych działań jest więc dążenie do szczęścia...
Tymi słowami, wypowiedzianymi przed wypełnioną po brzegi salą w Arizonie, Dalajlama przekazał istotę swego przesłania. Twierdzenie, jakoby celem naszego życia było bycie szczęśliwym, bardzo mnie zastanowiło. Później, kiedy znaleźliśmy się sam na sam, spytałem: – Czy Wasza Świątobliwość jest szczęśliwy?
– Tak – odpowiedział. Za chwilę dodał: – Tak... zdecydowanie tak. – W jego głosie można było wyczuć spokojną szczerość, która nie pozostawiała żadnych wątpliwości; szczerość ta widoczna była również w wyrazie jego twarzy i w oczach.
– Ale czy dla większości z nas szczęście nie jest czymś niedostępnym? – zapytałem. – Czy rzeczywiście można je osiągnąć?
– Tak. Wierzę, że szczęście można osiągnąć poprzez trenowanie umysłu.
Na podstawowym, ludzkim poziomie nie mogłem nie zgodzić się, że osiągnięcie szczęścia jest celem możliwym do zrealizowania. Jednakże jako psychiatrze ciążyły mi rozmaite poglądy, takie jak freudowskie „wygląda na to, że to, jakoby człowiek miał być szczęśliwy, nie zostało zawarte w planie Stworzenia”. Takie wykształcenie doprowadziło wielu z mojej grupy zawodowej do ponurego wniosku, iż człowiek może co najwyżej liczyć na „przemianę rozpaczliwego cierpienia w powszechne poczucie nieszczęścia”. Z tego punktu widzenia pogląd, że istnieje jasno wytyczona ścieżka do szczęścia, wydawał się pomysłem co najmniej nowatorskim. Spoglądając wstecz, na lata praktyki psychiatrycznej, nie mogłem przypomnieć sobie, żebym kiedykolwiek słyszał słowo „szczęście” w kontekście celu terapeutycznego. Oczywiście wiele mówiło się o łagodzeniu oznak depresji i lęków pacjenta, o rozwiązywaniu wewnętrznych konfliktów i problemów ze związkami międzyludzkimi, ale nigdy nie padało stwierdzenie, że naszym zadaniem jest uczynienie pacjenta szczęśliwym.
Pojęcie osiągania prawdziwego szczęścia było na Zachodzie zawsze źle definiowane, nieuchwytne i niejasne. Nawet samo słowo „szczęśliwy” [ang. happy] pochodzi z islandzkiego happ, co oznacza „pomyślny traf”, czy inaczej „przypadek”. Wygląda na to, że większość z nas podziela pogląd, iż istota szczęścia owiana jest jakąś tajemnicą. W chwilach radości szczęście pojawia się ni stąd, ni zowąd. Z moim zachodnim sposobem myślenia trudno mi było przyjąć fakt, iż szczęście można rozwijać i utrzymać po prostu „trenując umysł”.
Kiedy więc wyraziłem sprzeciw, Dalajlama pospieszył z wyjaśnieniem. – W kontekście trenowania umysłu słowo umysł nie oznacza jedynie percepcji czy intelektu człowieka, lecz bliższe jest tybetańskiemu określeniu Sem, które ma znaczenie dużo szersze, bardziej zbliżone do psyche czy inaczej duszy, obejmuje bowiem zarówno intelekt, jak i uczucia, tak serce, jak i umysł. Utrzymując pewnego rodzaju wewnętrzną dyscyplinę, możemy przekształcić swój pogląd na życie, całkowicie zmienić życiową postawę.
Owa wewnętrzna dyscyplina może oczywiście określać wiele rzeczy, wiele rozmaitych metod. Ogólnie rzecz biorąc, zaczyna się ona od tego, że człowiek rozpoznaje te działania, które prowadzą do szczęścia, i te, których rezultatem jest cierpienie. Następnie przystępuje do stopniowego eliminowania tych czynników, które prowadzą do cierpienia, i rozwijania tych, które przynoszą szczęście. Tak w skrócie można by to opisać.
Dalajlama twierdzi, iż w pewnym stopniu odnalazł poczucie szczęścia, a w trakcie tygodnia jego pobytu w Arizonie często mogłem obserwować, w jaki sposób manifestuje się ono jako chęć do spotkania z innymi ludźmi, do stworzenia pewnej więzi sympatii, nawet wtedy, gdy spotkanie to trwa zaledwie kilka sekund.
Pewnego ranka po publicznym wykładzie Jego Świątobliwość przechodził przez hotelowe patio, udając się do swego pokoju, w otoczeniu zawsze towarzyszącej mu świty. W pewnej chwili zauważył jedną z pokojówek stojącą przy windzie, zatrzymał się i spytał: – Skąd jesteś? – Przez moment kobieta wydawała się bardzo zaskoczona widokiem obcego człowieka w bordowych szatach i nie pojmowała, dlaczego towarzysząca mu grupa obdarza go takim szacunkiem. Po chwili jednak uśmiechnęła się i odparła: – Z Meksyku. – Dalajlama zamienił z nią kilka zdań i poszedł dalej, a podekscytowana pokojówka została przy windzie. Następnego ranka o tej samej porze kobieta pojawiła się w tym samym miejscu, tym razem z koleżanką, aby gorąco powitać Jego Świątobliwość, kiedy wchodził do windy. Mimo tego, iż spotkanie było bardzo krótkie, obie kobiety wprost promieniowały szczęściem, kiedy wracały do pracy. Od tej pory codziennie, o wyznaczonym czasie i miejscu dołączało do nich coraz więcej koleżanek, aż wreszcie pod koniec tygodnia kilkadziesiąt pokojówek w służbowych szaro-białych mundurkach tworzyło zwarty szereg powitalny, ciągnący się wzdłuż drogi od wejścia do windy.
Nasze dni są policzone. W tym momencie rodzi się wiele tysięcy nowych obywateli tego świata; niektórym pisane jest żyć zaledwie kilka dni lub tygodni i umrzeć tragiczną śmiercią w wyniku choroby lub wypadku, inni zaś będą żyli na poziomie, jaki umożliwi im to stulecie, być może nawet trochę ponad stan. Będą delektować się wszystkimi smakami tego życia – doświadczą zwycięstwa, rozpaczy, radości, nienawiści i miłości. Nigdy nie wiadomo, jaki kształt przybierze nasze życie. Bez względu jednak na to, czy żyjemy dzień, czy sto lat, pozostaje podstawowe pytanie: Jaki jest cel życia? Co sprawia, że życie ma sens?
Celem ludzkiej egzystencji jest poszukiwanie szczęścia. Na zdrowy rozum jest to niewątpliwie prawda, z którą zresztą zgadzali się zachodni myśliciele od Arystotelesa począwszy, a na Williamie Jamesie skończywszy. Ale czyż życie nie jest oparte na poszukiwaniu jedynie własnego szczęścia, czyż nie jest z natury egocentryczne, czyż nie polega na dążeniu do własnej przyjemności? Niekoniecznie. W rzeczywistości, jak dowodzą tego wyniki wielu badań, to nieszczęśliwi ludzie są najbardziej skoncentrowani na sobie, często zamknięci, ponurzy, a nawet wrogo nastawieni do świata. Ludzie szczęśliwi są za to towarzyscy, łatwiej potrafią dostosować się do zmieniających się warunków, są twórczy i o wiele lepiej niż ludzie nieszczęśliwi znoszą codzienne niepowodzenia. I, co najważniejsze, są bardziej kochający i potrafią łatwiej wybaczać niż ludzie nieszczęśliwi.
Niedawno przeprowadzono niezwykle interesujące eksperymenty, które dowodzą, że ludzie szczęśliwi wykazują pewną otwartość, chęć wyciągnięcia pomocnej dłoni do innych. Badaczom udało się na przykład wywołać dobry nastrój u pewnego człowieka, aranżując sytuację, kiedy osoba ta nieoczekiwanie znajdowała pieniądze w kabinie telefonicznej. Następnie jeden z eksperymentatorów, udając przechodnia, „przez przypadek” upuszczał stertę papierów. Celem doświadczenia było sprawdzenie, czy osoba, u której uprzednio wywołano dobry nastrój, zatrzyma się i pomoże obcemu człowiekowi. W innej sytuacji samopoczucie osób poddawanych testowi polepszono, każąc im obejrzeć film komediowy, a następnie przyprowadzano kogoś w potrzebie (osoba ta była oczywiście również podstawiona), chcącego na przykład pożyczyć pieniądze. Eksperymentatorzy stwierdzili, iż osoby szczęśliwe były bardziej skłonne do pomocy niż członkowie innej grupy doświadczalnej, którzy zostali postawieni w takiej samej sytuacji, ale których nastrój nie został uprzednio polepszony.
Takie eksperymenty przeczą powszechnemu przekonaniu, że dążenie i osiągnięcie osobistego szczęścia musi prowadzić do samolubstwa i zainteresowania jedynie własną osobą. Podobne doświadczenie możemy przeprowadzić w laboratorium naszego codziennego życia. Przypuśćmy na przykład, że utknęliśmy w korku. Po dwudziestu minutach samochody zaczynają się wreszcie w żółwim tempie posuwać do przodu. Widzimy kierowcę innego auta, sygnalizującego, że chce wjechać przed nas. Jeżeli mamy dobry nastrój, jesteśmy bardziej skorzy do tego, aby zwolnić i wpuścić go. Jeżeli jednak jesteśmy akurat bardzo przygnębieni, w odpowiedzi zazwyczaj przyspieszamy i wypełniamy lukę, jaka przez ten czas powstała. „Przecież czekam tu tak długo, czemu więc i on nie ma sobie poczekać?”
Ciąg dalszy w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Tytuł oryginału: The Art of Happiness. A Handbook for Living
Copyright © 1998 by His Holiness The Dalai Lama and Howard C. Cutler, M.D.
All rights reserved
Copyright © for the Polish e-book edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 2013
Informacja o zabezpieczeniach
W celu ochrony autorskich praw majątkowych przed prawnie niedozwolonym utrwalaniem, zwielokrotnianiem i rozpowszechnianiem każdy egzemplarz książki został cyfrowo zabezpieczony. Usuwanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa.
Redakcja merytoryczna: Maciej Magura Góralski, Muzeum Azji i Pacyfiku
Redaktor: Anna Poniedziałek
Opracowanie graficzne: Krzysztof Kwiatkowski
Wydanie I e-book
(opracowane na podstawie wydania książkowego:
Sztuka szczęścia, wyd. I, dodruk, Poznań 2013)
ISBN 978-83-7818-169-9
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań
tel. 61-867-47-08, 61-867-81-40; fax 61-867-37-74
e-mail: [email protected]
www.rebis.com.pl
Plik ePub przygotowała firma eLib.pl
al. Szucha 8, 00-582 Warszawa
e-mail: [email protected]
www.eLib.pl