Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Follet, Brown i Siembieda do spółki nie napisaliby takiej powieści. Nawet z pomocą Braci Marx.
Morderczo skuteczna misjonarka Bogusława Boberek trafia do Maria de la Salut na Majorce. Senne miasteczko było niedawno świadkiem wstrząsającego odkrycia dwóch zmumifikowanych ciał w opuszczonym od prawie dwustu lat domu. Miał w tym swój spory udział Robert, angielski pisarz, który przeprowadził się na wyspę. Związana z tajemniczymi zwłokami jest również Ann, projektantka z Berlina. Jednak co je łączy z Dziadami nie wiadomo, a tym bardziej z początkami państwa polskiego.
Bez wątpienia jest to powieść sensacyjna, jednak nie zaleca się jej lektury Czytelnikom o ortodoksyjnym stosunku do narodowych świętości, nienachalnym intelekcie i poczuciu humoru na podobnym poziomie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 250
Rok wydania: 2024
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Marek Zgaiński
„Tajemnica domu na Majorce”
Copyright © by Marek Zgaiński, 2024
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żadna część niniejszej publikacji nie
może być reprodukowana, powielana i udostępniana
w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
Projekt okładki: Igor Morski
Redakcja i korekta: Roma Cyprowska
Skład: Joanna Nawrocka
Wydawca: Artesana Marek Zgaiński, Poznań 2024
ISBN 978-83-967358-4-3
www.marekzgainski.pl
Marek Zgaiński
Tajemnica domu na Majorce
Napisanie tej książki nie było poprzedzone wieloletnimi i wnikliwymi badaniami historycznymi. Jednak z pewnością Adam Mickiewicz zmarł w Stambule 26 listopada 1855
roku w niejasnych okolicznościach.
.
… Goddie spędziła dzień na rozpoznaniu terenu. Najpierw poszła do miasteczka Maria, by rozeznać drogę ewentualnej ucieczki, gdyby ta, którą przyjechała, okazała się zablokowana.
Drogi lokalne na Majorce są tak wąskie, że można je zablokować, stawiając skosem średniej wielkości samochód. Miasteczko wywarło na niej bardzo dobre wrażenie, a że zanim trafiła na rynek, przechodziła obok majestatycznego kościoła z ciosanego piaskowca z szesnastego wieku i wstąpiła się pokrzepić duchowo, zwiedzanie minęło jej w miłym nastroju, w którym utwierdziła się, pijąc cappuccino w Can Tomeu. Gdyby Robert nie pojechał na targ, to pewnie by się spotkali. I znając go, zwróciłby na Goddie uwagę, podobnie jak wcześniej na Ann. I wiedziałby, że pojawienie się tej kobiety na pewno związane jest z nadciągającymi kłopotami.
I nie pomyliłby się. No, ale około dwunastej kupował z Marią oliwki i chorizo.
Goddie oczywiście jak każdy przyjezdny, pobłądziła w uliczkach dookoła rynku, ale bardzo szybko ułożyła sobie mapę przestrzenną w głowie i miała gotową drogę ewakuacji. Potem, jak zresztą mówiła procedura, dokonała rozpoznania najbliższej okolicy, czyli mówiąc normalnie, wsiadła do samochodu, żeby sobie trochę pojeździć. Na wąskiej krętej drodze z Marii do Muro miała ochotę docisnąć, żeby pokonywać zakręty driftem, co uwielbiała robić.
Kiedyś w czasie misji ścigała ukradzionym roadsterem tetetkę w okolicach Saint-Tropez.
Goniła pewnego księdza zatrudnionego w CERN, który chciał sprzedać Chińczykom plany silnika na wiarę. Z początku myśleli, że to silnik na parę i że się przesłyszeli, ale okazało się, że nie. Silnik na wiarę napędzany był mocą modlitwy. Energia przekazywana była do specjalnej cewki, w której lewitował wał przekazujący moment obrotowy na skrzynię biegów. Im się mocniej wierzyło, tym wał się szybciej kręcił. Oczywiście silniki miały różne pojemności w zależności od mocy wiary. Kto mocno wierzył, mógł zasuwać jak porche ponad trzysta na niemieckich autostradach, gdzie nie ma ograniczeń prędkości. A gdy był człowiekiem nikłej wiary, mógł się ewentualnie tłuc po lokalnych drogach samochodem rodzinnym. Chińczycy momentalnie wdrożyli zdobytą podstępnie technologię i produkują samochody, do których wsiadają tylko głęboko wierzący, że w ogóle ruszą z miejsca. Goddie przypomniała sobie pościg na krętych górskich drogach, zapach palonej gumy na serpentynach i jeszcze raz podkorciło ją, żeby jednak docisnąć, ale znajdowała się na kompletnie otwartej, płaskiej przestrzeni, więc dym z palonych opon widać by było w promieniu pięciu kilometrów, a nie chciała zwracać na siebie uwagi. Gdy przykładnie dostosowując prędkość do znaków, dotarła do Muro, jakby w nagrodę znalazła miejsce do zaparkowania tuż obok rynku. Miasteczko zrobiło na niej lepsze wrażenie niż Maria. Kościół był o wiele większy, kamieniczki strojniejsze w ozdobne detale na fasadach i była nawet namiastka deptaka z luksusowymi sklepami. W
Marii, poza rzeźnikiem na rogu rynku i dwoma spożywczakami, innych sklepów nie zauważyła.
Dla ścisłości w Marii jest jeszcze parę sklepów, jest papierniczy, jest bardzo dobrze zaopatrzona feretteria, w której Robert robił częste zakupy w czasie remontowania domu, jest sklep tytoniowy, apteka, sklep z elektronarzędziami i AGD, skład budowlany i fabryka prefabrykatów. No ale Goddie nie mogła o tym wiedzieć, tym niemniej w Marii nie ma czegoś takiego jak deptak zakupowy. A Goddie lubiła zakupy. Zresztą miała na szoping specjalny budżet. Powodzenie misji zależy od tego, czy wtopi się w otoczenie, a wtopi się, jeśli będzie odpowiednio ubrana. Bywało, że przekraczała limit wydatków, ale nie w jakimś rażącym procencie. A Mentor przymykał na to oko. Jej koleżanki miały w tym względzie inny pogląd.
Nie wydawały na ciuchy i kosmetyki, bo uważały to za zbytek i przejaw próżności, a zaoszczędzone w ten sposób pieniądze przeznaczały na Zgromadzenie Jurija Ordo. No i niestety wyglądały jak mniszki i momentalnie wpadały. I tu pojawiała się różnica interesów.
Jurij cieszył się z datków, ale martwił niepowodzeniami misjonarek, których działalność koordynował finansowo. I na tych wpadkach sporo tracił. No bo jeżeli misjonarka, na przykład na bankiecie po premierze opery, pojawi się w wyciągniętym swetrze, grubych rajstopach i szarej spódnicy za kolana, w butach na płaskim obcasie, to momentalnie zostanie zdemaskowana i będzie musiała wracać do Polski z niczym. Mentor zaproponował, by na tyle powiększyć budżet szopingowy, żeby i mogły sobie coś kupić bez wyrzutów sumienia, i wpłacić na konto Zgromadzenia.
– Ale trzeba będzie gdzieś przyciąć. Może na wyposażeniu? – przytomnie zauważył Jurij.
– Nie na wyposażeniu. To musi być w najwyższym standardzie. Proste wytnij wklej to nie zadziała. Po prostu muszą znaleźć się pieniądze – odparł Mentor. – Ty je znajdziesz.
– Ja tylko znajduję miejsce, gdzie są, a ty robisz resztę. To, że zawalasz, to nie moja wina –
odparł Jurij.
– Ale ostatnio nic nie znalazłeś – powiedział Mentor tonem, który ucinał rozmowę.
– Znalazłem – Jurij jako jedyny mógł sobie na taką dezynwolturę wobec Mentora pozwolić. –
Tylko twoja misjonarka pokpiła sprawę i silnik mają Chińczycy.
– I co z tego? Nie zadziała.
– Jak to nie zadziała? – zdziwił się Jurij. – Jak może nie zadziałać silnik na wiarę?
– Ma zabezpieczenie. Możesz tak mocno wierzyć, że aż ci zwieracze popuszczą, a nie zadziała.
Nałożyliśmy klątwę, jak nie zdejmiemy, nie zadziała, a konto tego zdrajcy, który się Myszce wymknął – Mentor celowo wymówił nazwisko agentki – już namierzyliśmy i zhakowaliśmy.
Wszystko trafiło na twoje biurko z sugestią, że możemy dogadać się z Chińczykami i za odpowiednią opłatą zdjąć zabezpieczenia. I co? Nawet nie pamiętasz, kiedy to było, więc nie mów, że moja najlepsza agentka dała dupy, bo doskonale wiesz, że na autostradzie tetetka jest szybsza od zet trójki – uniósł się Mentor. – Pogoń swoich ludzi do roboty. I nie pytaj, jak znaleźć pieniądze!
Mentor usiadł za biurkiem, bo rozmowa toczyła się w jego gabinecie. Mentor bardzo rzadko przeprowadzał rozmowy poza swoim gabinetem. I czasami nawet wysoko postawionym rozmówcom dawał do zrozumienia, czyj to jest gabinet. Ordo siedział przez jakiś czas w milczeniu i przytaknął – Tak, pogonię ich do roboty. A ty masz coś na oku?
Mentor zastanowił się przez chwilę, czy wtajemniczyć Jurija w misję Bogusławy Boberek, skoro nawet ona nie miała pojęcia o co chodzi. A jak się wygada po pijaku na jakimś raucie z developerami i ktoś sprzeda to do gazet? Im dłużej istnienie Dowodu będzie znane mniejszej liczbie osób, tym lepiej. No, ale z Jurijem przyjaźnili się jeszcze od czasów seminarium, spali w tym samym pokoju i przez lata współpracy nabrali do siebie zaufania.