9,99 zł
Grecki milioner Andreas Karelis dowiaduje się, że jego ojciec zamierza się ożenić. Nie miałby nic przeciwko temu, gdyby nie fakt, że narzeczona jest młodsza od ojca o czterdzieści lat. Andreas jest przekonany, że zależy jej jedynie na majątku. Zamierza nie dopuścić do tego ślubu i z takim planem jedzie na wyspę, gdzie odbędzie się rodzinne przyjęcie. Nie ma jednak pojęcia o tym, dlaczego tak naprawdę piękna Isla Stanford przyjęła oświadczyny jego ojca…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 141
Sharon Kendrick
Tajemnicza narzeczona
Tłumaczenie: Anna Dobrzańska-Gadowska
HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2021
Tytuł oryginału: Proof of Their Forbidden Night
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2020
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2020 by Chantelle Shaw
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2021
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN 978-83-276-6771-7
Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink
– Tata zaręczył się z Królową Lodu! I co ty na to? Isla głęboko wbiła w niego swoje pazurki, bez dwóch zdań.
Andreas stanął jak wryty, w odległości zaledwie kilku kroków od helikoptera, którym przyleciał na stanowiącą własność jego rodziny wyspę Louloudi, i utkwił wzrok w siostrze. Nefeli przybiegła do niego od strony ogrodu i jej wysoki, przepełniony złością głos dotarł do Andreasa mimo rytmicznego huku coraz wolniej obracających się łopat śmigłowca.
Widziana z lotu ptaka wyspa, w dużej części pokryta cedrowymi lasami, przypominała szmaragd unoszący się na błękitnych falach Morza Egejskiego. Najprzyjemniejsze wspomnienia z dzieciństwa Andreasa wiązały się właśnie z Louloudi, bo tylko tu mógł uwolnić się od ambitnych oczekiwań swoich rodziców wobec swego dziedzica i przyszłego kontynuatora rodu Karelis.
Był właścicielem rezydencji w Kalifornii, na Francuskiej Riwierze oraz penthouse’u w Atenach, ale jedynie w Louloudi czuł się naprawdę jak w domu.
– Stelios nic mi nie mówił – rzucił krótko.
Oczy jego siostry rozszerzyły się gwałtownie. Andreas był zawsze perfekcyjnie opanowany i nikt, nawet Nefeli, jedyna osoba, z którą utrzymywał bliskie kontakty, nie miał pojęcia, co czuł i myślał. Nie znosił jednak niespodzianek, przyjemnych czy wręcz odwrotnie, a ta wiadomość całkowicie go zaskoczyła.
– Myślałam, że tata dzwonił do ciebie. – Dziewczyna odrzuciła do tyłu ciemne loki. – Mnie powiedział o tym, ledwie stanęłam w progu.
Była drobnej budowy, lecz temperament miała ogromny, w przeciwieństwie do brata, który odziedziczył wzrost i atletyczną budowę po babce ze strony matki i już we wczesnym dzieciństwie nauczył się tłumić emocje.
– Jutro pojawi się oficjalny komunikat prasowy o zaręczynach, ale tata chciał najpierw podzielić się radosną nowiną z rodziną – ciągnęła Nefeli. – Na miłość boską, Isla była jego gospodynią, a na dodatek jest prawie w moim wieku! Co on sobie myśli?!
Andreas niedbale wzruszył ramionami, starając się zamaskować swoją niechęć wobec matrymonialnych planów ojca. Gwałtowność własnej reakcji mocno go zaskoczyła, więc pośpiesznie powiedział sobie, że Stelios jest wolnym człowiekiem i może robić to, co mu się podoba.
Cóż, wszyscy wiedzą, że nie ma większego głupca niż podstarzały mężczyzna, a już szczególnie bogaty wdowiec, oczarowany przez piękną młodą kobietę…
Pamięć natychmiast podsunęła mu obraz tej, która teraz była podobno narzeczoną Steliosa. Nikt nie mógłby zaprzeczyć, że Isla Stanford była piękna, z tymi swoimi złocistymi włosami i idealną cerą. Andreas zdecydowanie wolał bardziej pewne siebie i zmysłowe kobiety, i właśnie dlatego nie mógł zrozumieć, dlaczego Isla w ogóle wydała mu się warta uwagi.
– Papa przywiózł ją na Louloudi, specjalnie na moje przyjęcie urodzinowe, które ma się odbyć w ten weekend – warknęła Nefeli, biorąc brata pod rękę. – Będziesz musiał coś zrobić.
– Na przykład? – Cyniczny uśmiech, często goszczący na twarzy Andreasa, skutecznie ukrywał jego myśli.
– Może spróbuj ją uwieść albo coś w tym rodzaju. Nie mam cienia wątpliwości, że zrobiłbyś to bez najmniejszego trudu. Kobiety zawsze padają ci do stóp i jeśli do taty dotrze, że Królowa Lodu tylko udawała zainteresowanie jego osobą, i to wyłącznie dla pieniędzy, pozbędzie się jej i wszystko wróci do normalnego stanu rzeczy.
Przez „normalny stan rzeczy” Nefeli rozumiała rzeczywistość, w której Stelios znowu zacznie się zachowywać jak mężczyzna pod siedemdziesiątkę, powoli przygotowujący się do przejścia na emeryturę. Niestety, na przeszkodzie stał dość oczywisty fakt, że Isla nie była klasyczną łowczynią miliarderów.
Wszystko byłoby dużo bardziej proste, gdyby nią była.
– Nie chcę narazić się na odmrożenia – rzucił.
Nie miał nic przeciwko temu, by ojciec ponownie się ożenił. Chodziło tylko o to, aby wybrał sobie inną kobietę, nie Islę. Dlaczego nie mógł znaleźć sobie jakiejś sympatycznej, pulchnej wdowy w swoim wieku, która chętnie dzieliłaby z nim lata zmierzchu życia, dlaczego musiał zadurzyć się w młodej blondynce o inteligentnych szarych oczach i tajemniczym, godnym Mony Lisy uśmiechu, zdolnym doprowadzić Andreasa do szaleństwa…
Wrócił myślami do tamtego dnia półtora roku temu, kiedy zjawił się w domu w Kensington, który ojciec kupił już po śmierci żony. Decyzja Steliosa o przeprowadzce do Londynu zaskoczyła Andreasa. Zamierzał zapytać ojca, dlaczego postanowił zamieszkać w kraju o tak paskudnym klimacie, lecz jego myśli rozbiegły się na wszystkie strony na widok siedzącej obok ojca dziewczyny.
Siedziała za blisko Steliosa, to po pierwsze. Andreas z trudem powstrzymał pragnienie, aby chwycić ją za rękę i przyciągnąć do siebie. Podniosła się, pełna wdzięku jak balerina, i wsunęła dłoń pod ramię Steliosa, gdy on także wstał. Emanująca z niej troskliwa czułość rozdrażniła Andreasa do granic możliwości.
– Synu, wreszcie znalazłeś czas, żeby mnie odwiedzić.
W słowach ojca brzmiała nuta krytycyzmu, co bynajmniej nie zdziwiło przyzwyczajonego do tego tonu Andreasa.
– Cieszę się, że tak dobrze wyglądasz, tato. – Pocałował Steliosa w policzek.
Ojciec wyglądał na mocno zmęczonego, lecz cała uwaga syna skupiona była na młodej kobiecie. Co to za jedna? – pomyślał. Może osobista asystentka Steliosa? Jej wygląd nic nie mówił o roli, jaką najwyraźniej odgrywała w życiu starszego pana. Miała na sobie białą sukienkę z rękawami do łokcia i lekko rozszerzającą się spódnicą tuż za kolana, z wąskim czarnym paskiem wokół talii, oraz czarne czółenka na wysokim obcasie. Włosy koloru jasnego miodu ściągnięte były w koński ogon, opadający do połowy pleców. Wyglądała na absolutne niewiniątko, jednak pełne wargi i wyraźnie rysujące się pod białą sukienką piersi sugerowały zmysłowość.
Andreas nie mógł oderwać od niej oczu i drgnął nerwowo, przywołany do rzeczywistości chrząknięciem ojca.
– Pozwól, że przedstawię ci moją gospodynię, pannę Stanford. Moja droga Islo, oto mój syn, Andreas.
– Miło mi pana poznać – odezwała się cicho.
Jej głos natychmiast skojarzył się Andreasowi ze szmerem lodowatego górskiego strumienia, do którego w tym momencie bardzo chętnie by wskoczył, by ugasić płonący w jego ciele ogień.
– Cała przyjemność po mojej stronie, panno Stanford – odparł.
Miało to zabrzmieć sardonicznie, ale słowo „przyjemność” najzupełniej nieoczekiwanie zawisło w powietrzu, nasączając je zmysłowym ciepłem i czymś jeszcze, co dziwnie przypominało wyzwanie. Od razu zauważył, że na jej policzki wypełzł delikatny rumieniec, a szare oczy rozszerzyły się na chwilę.
Wyczytał w nich zaskoczenie i dziwną czujność. Wszystko to razem trwało zaledwie kilka sekund – zaraz potem Isla przesłoniła oczy długimi, parę odcieni ciemniejszymi od włosów rzęsami. Czas stanął w miejscu i w pokoju zapanowała cisza jak makiem zasiał, cisza, w której Andreas wyraźniej słyszał swój i jej nierówny oddech.
Gdy podniosła wzrok, jej twarz była całkowicie obojętna.
– Pójdę zrobić herbatę. – Odwróciła się do Steliosa.
– Dziękuję, moja droga.
Między starszym mężczyzną i jego gospodynią przemknęło spojrzenie, którego zirytowany Andreas nie był w stanie rozszyfrować. Odkąd to ojciec, od zarania wieków uzależniony od kawy, pił herbatę?
– Wolałbym kawę – rzekł, ignorując zmarszczone brwi Steliosa.
– Oczywiście. – Isla Stanford uprzejmie skinęła głową.
Jej obojętny uśmiech sprawił, że Andreas zapragnął odkryć, co kryje się pod tą warstwą lodu i czy kształt jej warg pasowałby do jego ust tak idealnie, jak to sobie właśnie wyobraził.
Gdy przeszła obok niego, leciutki i niezwykle świeży zapach jej perfum pobudził jego zmysły.
– Może pomóc? – wykrztusił, patrząc na jej smukłe biodra.
– Poradzę sobie, dziękuję – rzuciła przez ramię.
W progu przystanęła na chwilę, odwróciła się i popatrzyła na niego uważnie, spod lekko uniesionych brwi.
– Nie wierzy pan, że umiem zaparzyć kawę po grecku? – zagadnęła z rozbawieniem.
Teraz Andreas uświadomił sobie, że od samego początku nie tyle nie wierzył w jej umiejętności, co nie miał do niej zaufania. Gdy odwiedzał ojca w Londynie, instynkt za każdym razem podpowiadał mu, że obecność Isli zwiastuje poważne kłopoty, i słusznie, jak się okazało.
Wyłożony marmurowymi płytami hol ogarnął ich cudownym chłodem. Andreas opuścił Kalifornię przed szesnastoma godzinami i chociaż podróż prywatnym odrzutowcem nie była szczególnie męcząca, z przyjemnością myślał o prysznicu i zimnym drinku. Już miał poprosić kamerdynera Dinosa, by przyniósł mu whisky z lodem do pokoju, kiedy Nefeli położyła dłoń na jego ramieniu.
– Lepiej się pośpiesz – powiedziała. – Przyleciałeś później, niż się spodziewaliśmy, a tata wydaje wieczorem przyjęcie z okazji swoich zaręczyn z Islą. Wciąż nie mogę uwierzyć, że naprawdę zamierza się z nią ożenić. Ośmiesza się w oczach wszystkich przyjaciół i znajomych, słowo daję. Nie mógłbyś jakoś go otrzeźwić?
Błagalny głos siostry długo jeszcze brzmiał w głowie Andreasa. Wziął szybki prysznic w swoim apartamencie i włożył czarne garniturowe spodnie, śnieżnobiałą koszulę i czarną marynarkę. Dużo lepiej czułby się w starych dżinsowych szortach i t-shircie, musiał jednak wziąć udział w eleganckim przyjęciu dla uczczenia zaręczyn ojca.
Pochmurnym wzrokiem zmierzył swoje odbicie w dużym lustrze i ze zniecierpliwieniem przeczesał palcami niesforne ciemne włosy, które chwilę wcześniej próbował ujarzmić grzebieniem. W głowie świtał mu pomysł, jak powstrzymać ojca przed formalnym związkiem z niegdysiejszą gospodynią, a obecną narzeczoną. Co by się stało, gdyby wyjawił Steliosowi, że miesiąc wcześniej Isla dosłownie stopniała w jego ramionach? Czy wtedy też aż tak bardzo paliłoby mu się, by ją poślubić?
Zacisnął zęby na wspomnienie reakcji Isli – rozchyliła wtedy wargi i jęknęła głucho, gdy wsunął język do jej ust. Pośpiesznie przypomniał sobie, że pocałował ją wyłącznie po to, by zaspokoić ciekawość, spychając w głąb podświadomości fakt, że jej dotyk o mały włos nie pozbawił go panowania nad sobą i skłonił do skrócenia pobytu w Anglii.
Czy Isla zastanawiała się wtedy, kto byłby lepszą zdobyczą? Stelios był właścicielem i szefem korporacji Karelis, rodzinnej firmy zarządzającej największą rafinerią naftową w Europie, siecią stacji benzynowych w Grecji oraz potężnym portfelem akcji rozsianych po całym świecie stoczni oraz banków. Andreas był jego spadkobiercą, nie spieszyło mu się jednak, by przejąć dziedzictwo po ojcu; szturmem wdarł się do czołówki najlepszych motocyklistów światowej ligi i pewnie zostałby mistrzem, gdyby poważny wypadek nie zmusił go do wycofania się ze sportu.
Andreas zaklął cicho, zatrzaskując za sobą drzwi do apartamentu. Przystanął w korytarzu pod wejściem do prywatnej części domu ojca i zapukał. Gdyby mógł porozmawiać ze Steliosem i jego narzeczoną przed przyjęciem, zyskałby lepszą orientację co do przyczyny tych zaskakujących zaręczyn.
Ponieważ nikt nie odpowiadał, po paru sekundach wszedł do środka i rozejrzał się po salonie. Prowadzące do sypialni drzwi były zamknięte i myśl, że Stelios jest tam teraz z Islą, napełniła usta Andreasa nieprzyjemną goryczą.
Drzwi otworzyły się i do pokoju wszedł kamerdyner.
– Sądziłem, że mój ojciec i panna Stanford są tutaj – wyjaśnił Andreas.
– Kyrios Stelios jest na dole, w salonie, i prosił mnie, żebym przyniósł mu okulary. – Dinos podniósł dłoń, w której trzymał etui na szkła. – Pokój panny Stanford znajduje się obok, lecz ona także jest teraz w salonie.
Zbiegając po schodach, Andreas pomyślał, że jego ojciec i Isla jednak nie dzielą tu sypialni. Wydało mu się to odrobinę dziwne w przypadku zaręczonej pary, która wyraźnie nosiła się z zamiarem jak najszybszego zawarcia związku małżeńskiego. Cała ta sytuacja była zresztą dziwna, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że jeszcze miesiąc temu Stelios ani słowem nie wspominał o swoich osobistych planach.
Powiedział sobie, że nic go nie obchodzi, czy ojciec zrobi z siebie idiotę, czy nie. Gdyby teraz nagle wyznał, że jego i Islę łączy namiętność, Stelios mógłby mu nie uwierzyć albo zarzucić, że próbuje poróżnić go z narzeczoną. Andreas nigdy nie był blisko z ojcem, szczególnie po tym, gdy Stelios został zmuszony, by wybrać między żoną i dziećmi a swoją kochanką.
Andreas miał dwanaście lat, kiedy ojciec przyznał się, że spotyka się w Anglii z inną kobietą i zamierza się dla niej rozwieść. Matka Andreasa wpadła w rozpacz i chłopiec przysiągł sobie, że nie odezwie się do ojca, dopóki ten nie zerwie z kochanką i nie wróci do rodziny. Miał nadzieję, że stając po stronie matki, wreszcie zasłuży na jej miłość, jednak ona nadal traktowała go z tą samą obojętnością co zwykle. Stelios nie wystąpił o rozwód, lecz od tamtej pory zawsze odnosił się do syna z chłodnym dystansem.
Helia Karelis zmarła dwa lata później, przedawkowawszy tabletki nasenne. Lekarz sądowy uznał to za tragiczny wypadek, natomiast Andreas był pewny, że matka doskonale wiedziała, co robi, i że nigdy nie odzyskała równowagi po romansie męża.
Jej przygnębienie i zawód utwierdziły Andreasa w przekonaniu, że miłość to niewarta zachodu rozrywka dla głupców. Emocjonalnych dramatów i napięć unikał z taką samą ostrożnością, z jaką normalni ludzie wystrzegają się kontaktu z wirusem Ebola.
A Isla? Andreas wzruszył ramionami. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego pociągała go tak bardzo jak pierwsza dziewczyna wkraczającego w męski wiek nastolatka. Nie była kobietą w jego stylu i nie wątpił, że teraz oceni ją tak, jak powinien był to zrobić przy pierwszym spotkaniu – jako polującą na majątek piękność, jedną z wielu uganiających się za kosmicznie bogatymi panami w pewnym wieku. To prawda, że na tamten jego pocałunek odpowiedziała ze słodką, wzruszającą gotowością i prawie przekonała go o swoim braku doświadczenia, ale pewnie udawała, i tyle.
Wszedł do salonu, gdzie już serwowano koktajle, i znieruchomiał. Pokój był pełen gości, nie tylko krewnych i przyjaciół, lecz także piastujących wysokie stanowiska w przemyśle naftowym i przedstawicieli zarządu korporacji Karelis. Słychać było gwar rozmów, brzęk szkła i srebrnych tac, wnoszonych przez służbę, jednak cała uwaga Andreasa skupiona była na Isli.
Ta, na którą teraz patrzył, bardzo różniła się od skromnej gospodyni, zajmującej się domem jego ojca w Kensington. Tego wieczoru Isla była kobietą w czerwieni, uwodzicielską syreną w ciasno oblepiającej jej ciało aksamitnej sukni, w lśniącym naszyjniku, podkreślającym linię dekoltu. Jasne włosy upięła w duży kok, lekko opadający na smukłą szyję, a pełne wargi pociągnęła szkarłatnym błyszczykiem. Leciutkie sandały na wysokich obcasach sprawiały, że jej nogi wydawały się nieprawdopodobnie długie.
Isla Stanford była dziś ucieleśnionym marzeniem każdego prawdziwego mężczyzny i Andreas poczuł, jak krew płonie w jego żyłach. Gdy ich oczy się spotkały, policzki Isli oblał rumieniec i to wystarczyło, by upewnić go w przekonaniu, że ona ma świadomość iskrzącego między nimi napięcia. Andreas przeniósł wzrok na jej zmysłowe, kuszące czerwienią wargi i pożądanie natychmiast ogarnęło go potężną falą.
Na kilka sekund zapomniał, że Isla jest gościem Steliosa, i ruszył w jej kierunku, gotowy upomnieć się o kobietę, która od miesięcy niepodzielnie panowała w jego myślach, jednak w tym samym momencie jego ojciec przerwał rozmowę z jednym ze swoich przyjaciół, odwrócił się ku niej i otoczył jej talię ramieniem.
Andreas przystanął tuż obok i zmierzył parę ostrym spojrzeniem.
– Wreszcie się zjawiłeś. – W głosie Steliosa zabrzmiała nuta rozdrażnienia. – Spodziewałem się, że przylecisz znacznie wcześniej. Mieliśmy już siadać do kolacji bez ciebie.
– Dobry wieczór, tato – suchym tonem odezwał się Andreas. – I panno Stanford… Przepraszam za spóźnienie. Mówiłem, że przylecę po południu, ale nie podałem konkretnej godziny, a poza tym nie miałem pojęcia, że wydajesz uroczystą kolację.
– Cóż, na szczęście zdążyłeś. Mam nadzieję, że złożysz nam gratulacje, bo Isla zgodziła się zostać moją narzeczoną.
Chociaż Andreas wiedział już od siostry o zaręczynach ojca, widok ogromnego brylantu na palcu Isli napełnił go wściekłością. To jakiś niesmaczny żart, pomyślał. Siwowłosy, pomarszczony starzec i piękna dziewczyna, co najmniej czterdzieści lat młodsza od swego przyszłego małżonka…
Spojrzał na nią i zauważył lekkie drżenie dolnej wargi oraz błysk seksualnego napięcia w dużych szarych oczach, które pośpiesznie przesłoniła firanką rzęs. Należała do niego, na miłość boską, a jednak to ramię jego starzejącego się ojca obejmowało jej smukłą talię i to jego obrzydliwie wielki brylant błyszczał na jej palcu.
– Widzę, że ta nowina mocno cię zaskoczyła – ciągnął Stelios. – Tak czy inaczej, na pewno się zgodzisz, że jestem prawdziwym szczęściarzem.
Oceniając na oko, brylant musiał być warty coś około miliona. Andreas uśmiechnął się ironicznie.
– Gratuluję – powiedział, ogarniając Islę drwiącym spojrzeniem. – To zupełnie jak wygrana na loterii, bez dwóch zdań.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej