Test na miłość - Maureen Child - ebook

Test na miłość ebook

Maureen Child

3,8
9,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Milioner Simon Bradley wiedzie przyjemne kawalerskie życie do dnia, w którym poznaje Tulę Barrons. Tula przysięga, że dziecko, którym od pewnego czasu się opiekuje, to jego syn. Zamieszkują razem, czekając na wyniki testu na ojcostwo. Simon odkrywa, że Tula jest córką człowieka, który kiedyś niemal zrujnował Bradleyów. Teraz nadarza się okazja, by wyrównać rachunki...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 158

Oceny
3,8 (53 oceny)
21
12
11
8
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Maureen Child

Test na miłość

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Simon Bradley nie lubił niespodzianek. Kiedy człowiek na moment traci czujność, zawsze dzieje się coś złego.

Porządek. Zasady. Dyscyplina. To wyznawał i rozumiał. Dlatego spojrzawszy na kobietę, która weszła do jego gabinetu, od razu wiedział, że przynosi kłopoty.

Powiódł po niej wzrokiem: nawet była ładna. Szczupła, około metra sześćdziesięciu wzrostu, jasne krótko przycięte włosy, duże srebrne kółka w uszach, niebieskie oczy, które przyglądały mu się badawczo. Lekki uśmiech na twarzy. Ubrana w czarne dżinsy, czarne wysokie buty i jaskrawoczerwony sweter, który opinał drobne, ponętnie zaokrąglone ciało.

Simon wstał zza biurka.

– Panna Barrons, tak? Jakąż to pilną sprawę ma pani do mnie?

Kobieta podeszła bliżej i wyciągnęła rękę. Kiedy ją uścisnął, poczuł dziwną falę gorąca.

– O kurczę! Widać stąd całe San Francisco!

Potarł palce, usiłując pozbyć się uczucia pieczenia. Nie spuszczał oczu z gościa. Kobieta zdecydowanie nie była w jego typie, ale przyjemnie się na nią patrzyło.

– Nie całe. Raczej pół.

– Powinien pan siedzieć twarzą do okna.

– I plecami do drzwi?

– Nie wypadałoby? No tak. – Skinęła głową.

Spojrzał na zegarek.

– Panno Barrons…

– Na imię mam Tula. Właściwie Tallulah, po babci, ale wolę krótszą formę.

– Panno Barrons – powtórzył – za kwadrans mam spotkanie zarządu, więc jeśli przyszła pani podziwiać widok z okna…

– Rozumiem, jest pan zajętym człowiekiem. I nie, nie po to przyszłam. Po prostu widok mnie zdekoncentrował.

Sprawiała wrażenie roztargnionej. Zamiast wyjaśnić, o co chodzi, zaczęła rozglądać się po gabinecie: patrzyła na eleganckie meble, na oprawione dyplomy od władz miasta, na profesjonalnie wykonane zdjęcia ekskluzywnych domów towarowych będących własnością Bradleyów.

Zerknąwszy na nie, Simon poczuł, jak przepełnia go duma. Od dziesięciu lat ciężko pracował, by odbudować imperium, które ojciec doprowadził na skraj bankructwa. I udało się: w ciągu dekady nie tylko odrobił straty, ale pomnożył zyski. Sukces zawdzięczał umiejętności skupienia się na celu. Nawet urodziwa kobieta nie była w stanie rozproszyć jego uwagi.

– Pani wybaczy… – zamierzał odprowadzić gościa do drzwi – ale naprawdę jestem dziś zajęty…

Tula obdarzyła go promiennym uśmiechem. Oczy jej rozbłysły, w policzku pojawił się dołeczek. Simon wstrzymał oddech.

– Najmocniej przepraszam. Muszę z panem porozmawiać.

– Słucham. Co jest tak ważnego, że przez tydzień gotowa była pani warować pod moimi drzwiami?

Zmarszczyła czoło.

– Może powinien pan usiąść.

– Panno Barrons…

– W porządku, jak pan chce. Ale ostrzegałam.

Wzdychając ciężko, wskazał na zegarek.

– Wiem, jest pan zajętym człowiekiem. A zatem: panie Bradley, gratuluję. Jest pan ojcem.

Cierpliwość Simona się wyczerpała.

– Pani pięć minut minęło. – Ująwszy Tulę za łokieć, skierował się ku drzwiom.

Próbowała się opierać, ale nie zamierzał poświęcić jej ani chwili więcej. Co jak co, ale nie był niczyim ojcem.

– Rety, niech pan poczeka! – Wbiła obcasy w miękki dywan. – Ale z pana raptus.

– Nie mam żadnych dzieci – wycedził Simon. – Nigdy z panią nie spałem.

– Ja z panem też nie. Nie mówię, że to ja jestem matką.

Nie słuchał, ciągnął ją do drzwi.

– Wszystko bym panu spokojnie wyjaśniła, opowiedziała o synu, ale zaczął mnie pan poganiać…

Przystanął na moment. O synu? Niemożliwe!

Skorzystawszy z okazji, Tula uwolniła rękę i cofnęła się o krok. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem.

– Zdaję sobie sprawę, że to dla pana szok…

Pokręcił głową. Dość tego! Nie z nim te numery. Najwyraźniej Tula Barrons ma urojenia.

– Panno Barrons, nigdy pani nie spotkałem – rzekł, siląc się na cierpliwość – a więc jest rzeczą niemożliwą, abyśmy mieli dziecko. Następnym razem, jak będzie chciała pani wyłudzić alimenty, niech pani wybierze faceta, z którym choć raz była pani w łóżku.

Zamrugała, po czym wybuchnęła śmiechem.

– No przecież mówię, że nie jestem matką dziecka! Jestem jego ciotką. Ale pan na sto procent jest ojcem. Nathan ma pana oczy, brodę, upór. To nie wróży najlepiej na przyszłość. Z drugiej strony upór czasem bywa zaletą.

Nathan? Nieistniejące dziecko ma imię? To go jednak nie czyniło bytem bardziej realnym.

– To jakieś szaleństwo! Lepiej niech pani przyzna wprost, o co chodzi.

Mrucząc pod nosem, Tula zawróciła do biurka.

– Miałam przygotowaną całą mowę, a teraz wszystko mi się pomieszało.

– Pomieszało? – Simon sięgnął po telefon. Wezwie ochronę; niech ją zabiorą. Nie ma czasu na głupstwa.

– Nie jestem wariatką – powiedziała. – Błagam, niech mi pan poświęci pięć minut.

Rozłączył się. Sam nie był pewien dlaczego. Może sprawił to błysk w jej niebieskich oczach. Może dołeczek, który pojawiał się i znikał. W każdym razie, jeśli istnieje choć cień szansy, że mówi prawdę, powinien jej wysłuchać.

– Dobrze. – Spojrzał na zegarek. – Pięć minut.

– Fajnie. – Wzięła głęboki oddech. – Mniej więcej półtora roku temu spotykał się pan z Sherry Taylor. Pamięta pan?

– Tak – odparł ostrożnie.

– To moja kuzynka, a ściślej siostra cioteczna.

Nie słuchał. Usiłował przywołać wspomnienia. Czy to możliwe…?

– Wiem, że trudno się panu z tym pogodzić – ciągnęła Tula – ale kiedy byliście razem, Sherry zaszła w ciążę. Pół roku temu w Long Beach przyszedł na świat pana syn.

– Ale…

– Powinna była pana zawiadomić. – Rozłożyła bezradnie ręce. – Próbowałam przemówić jej do rozsądku, ale twierdziła, że nie chce komplikować panu życia czy coś w tym stylu.

Komplikować? Dobre sobie! Nawet nie pamiętał, jak ta Sherry wyglądała! Potarł czoło, jakby to mogło odświeżyć mu pamięć. Jak przez mgłę widział obraz młodej kobiety, z którą spędził raptem dwa tygodnie. Potem się rozstali. On wrócił do swoich zajęć, a ona… Urodziła jego syna? I nawet nie raczyła go poinformować?

– Jak? Kiedy? Dlaczego?

– Dobre pytania. – Tula pokiwała smutno głową. – Wiem, że to dla pana szok…

– Dlaczego teraz? – spytał. – Dlaczego wcześniej Sherry milczała? Dlaczego to pani, a nie ona mi o wszystkim mówi?

Oczy Tuli zaszkliły się. Wystraszył się. Chryste, chyba nie zamierza się rozpłakać? Nie znosił, jak kobieta płacze. Na szczęście Tula wzięła się w garść. Wprawdzie oczy nadal jej lśniły, ale płaczu już się nie obawiał.

– Sherry zginęła dwa tygodnie temu.

Zaskoczyły go jej słowa.

– Przykro mi – rzekł. Wiedział, że to oklepany frazes, ale co innego miał powiedzieć?

– W wypadku samochodowym. Poniosła śmierć na miejscu.

– Panno Barrons…

– Błagam, niech pan mówi do mnie Tula.

– W porządku. – Przynajmniej tyle może dla niej zrobić.

Po raz pierwszy od dawna nie wiedział, co począć. Zażądać, aby dostarczono mu dziecko? I jeśli okaże się, że naprawdę jest jego, wtedy się nim zaopiekować? Ale jak ma wierzyć obcej kobiecie? To jakiś absurd! Dlaczego Sherry się z nim nie skontaktowała? Jeżeli był ojcem Nathana, chybaby się odezwała?

Potarł brodę.

– Proszę mi wybaczyć, ale prawie nie pamiętam pani kuzynki. Byliśmy z sobą bardzo krótko. Nie rozumiem, dlaczego pani uważa, że dziecko jest moje.

– Bo figuruje pan w jego akcie urodzenia.

– Pani kuzynka dała synowi moje nazwisko, a mnie o niczym nie powiadomiła? – spytał z oburzeniem.

– Wiem, źle zrobiła.

– Mogła wpisać pierwszą lepszą osobę, jaka przyszła jej do głowy.

– Sherry nie miała zwyczaju kłamać.

Simon parsknął śmiechem.

– Czyżby?

Tula skrzywiła się.

– No tak. Z panem nie postąpiła fair. Ale syna nigdy by nie okłamała.

– Dlaczego mam wierzyć, że to mój syn?

– Spał pan z Sherry czy nie?

– Owszem, ale…

– I wie pan, jak dochodzi do zapłodnienia?

– Bardzo śmieszne.

– Oczywiście może pan zrobić test na ojcostwo, ale ręczę, że Sherry nie wymieniłaby pana w testamencie, gdyby miała jakiekolwiek wątpliwości.

– W testamencie? – W jego głowie rozległ się dzwonek alarmowy.

– Nie wspomniałam panu o tym?

– Nie.

Potrząsnąwszy głową, usiadła na krześle.

– Przepraszam. To był ciężki dla mnie okres: wypadek Sherry, załatwianie pogrzebu, porządkowanie jej spraw i zabranie dziecka do mojego domu w Crystal Bay.

Czując, że rozmowa potrwa dłużej niż pięć minut, Simon obszedł biurko i usiadł w fotelu obrotowym.

– Mówiła pani o testamencie – przypomniał.

Sięgnęła do ogromnej czarnej torby przewieszonej przez ramię i wyjęła dużą brązową kopertę.

– To kopia. Proszę przeczytać. Zostałam wyznaczona na tymczasowego opiekuna Nathana. Dziecko mam panu przekazać, kiedy uzyskam pewność, że jest pan gotów pełnić rolę ojca.

Nie słyszał jej słów. Przebiegł wzrokiem testament, szukając właściwego fragmentu: „Opiekę nad moim synem, Nathanem Taylorem, powierzam ojcu dziecka, Simonowi Bradleyowi”. Czytał to zdanie raz po raz, jakby próbował je zrozumieć. Podniósłszy głowę, zobaczył, że Tula intensywnie się w niego wpatruje. Czeka na jego reakcję.

Psiakrew! W związkach z kobietami zawsze starał się zachować maksymalną ostrożność. Rodzicielstwo nigdy go nie pociągało. Samą Sherry pamiętał jak przez mgłę, natomiast doskonale przypominał sobie pękniętą gumkę. Takich rzeczy mężczyzna nie zapomina. Tyle że niedługo później Sherry znikła z jego życia, a o dziecku go nie zawiadomiła…

Całkiem możliwe więc, że tamtego wieczoru… Nie można wykluczyć, że Nathan jest jego synem.

Tula obserwowała go w milczeniu. Widziała, jak Simon walczy z sobą, jak powoli przyjmuje pewne fakty do wiadomości. Owszem, z początku był zirytowany, nawet nieuprzejmy. Ale w tej sytuacji to chyba normalne. Bądź co bądź niecodziennie człowiek się dowiaduje, że ma nieślubne dziecko.

Simon Bradley był inny, niż się spodziewała. Wprawdzie nie łączyła jej z Sherry szczególnie bliska zażyłość, ale znała gust kuzynki. Wysoki przystojny brunet, władczy i arogancki, nie byłby w jej typie. Sherry wolała miłych i nieśmiałych intelektualistów. Simon zaś emanował siłą, pewnością siebie, energią seksualną. Odkąd weszła do gabinetu, czuła w powietrzu dziwne wibracje.

– Czego pani ode mnie oczekuje? – spytał, przerywając jej rozmyślania.

– To chyba oczywiste?

Odłożył testament na biurko.

– Oczywiste? Niekoniecznie.

– Umówmy się tak. Przyjedzie pan do mnie do Crystal Bay i pozna syna. Porozmawiamy spokojnie i spróbujemy coś ustalić.

Potarł ręką kark. Cisza przedłużała się.

– Dobrze – oznajmił w końcu. – Poda mi pani adres?

Simon zapisał adres i wstał, dając jej do zrozumienia, że skończyli. W porządku, nie chciała mu przeszkadzać. Zresztą miała parę spraw do załatwienia. Również wstała i wyciągnęła na pożegnanie rękę.

Chwilę się zawahał, po czym ją uścisnął. Tak jak przy powitaniu Tulę przeszył dreszcz. Simon Bradley chyba też musiał go poczuć, bo szybko puścił jej rękę, a swoją wepchnął do kieszeni. Biorąc głęboki oddech, uśmiechnęła się.

– A zatem do wieczora – rzekła, opuszczając gabinet.

Tytuł oryginału: Have Baby, Need Billionaire

Pierwsze wydanie: Silhouette Desire, 2011

Redaktor serii: Ewa Godycka

Opracowanie redakcyjne: Piotr Goc

Korekta: Urszula Gołębiewska

© 2012 by Maureen Child

© for the Polish edition by Harlequin Polska sp. z o.o., Warszawa 2013

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B.V.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Znak firmowy wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Gorący Romans są zastrzeżone.

Harlequin Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-238-9578-7

GR – 985

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.