Tour de Love - Małgorzata Falkowska - ebook
NOWOŚĆ

Tour de Love ebook

Falkowska Małgorzata

3,1

104 osoby interesują się tą książką

Opis

Ona ucieka przed tym, co na pozór już minęło. On nie potrafi wyrzucić jej ze wspomnień. Na trasie wyścigu najtrudniejszą walką okaże się ta o szczęście.

Grace nigdy nie cofa się przed wyzwaniami, zwłaszcza zawodowymi. Jako psycholog sportowy ma pomóc drużynie kolarzy sięgnąć po zwycięstwo. Nie spodziewa się tylko, że jednym z zawodników jest Iggy – mężczyzna, którego przeszłość splata się z jej własną w sposób, o jakim wolałaby zapomnieć. On nie ułatwia jej zadania, a napięcie między nimi narasta z każdym kolejnym spotkaniem.

W świecie, gdzie liczą się prędkość, wytrzymałość i niezłomna wola, uczucia są ostatnim, na co mogą sobie pozwolić. Ale serce nigdy nie gra według narzuconych zasad. Czy zdążą wyhamować i zatrzymać się przed granicą, zza której nie ma powrotu?

Nowelka z Kolekcji romansów sportowych Inanny

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 121

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,1 (7 ocen)
1
1
3
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Agata-Akasha

Nie oderwiesz się od lektury

Kolejna wspaniała nowelka. Uwielbiam to że te historie są pełne, sportu miłości i ludzi których łatwo polubić już od pierwszych słów. Tour de love daje nam nowe a zarazem stare spostrzeżenia na świat i miłość oraz podejście do życia. Za ten manifestuje kolejne dobre pozycje z wydawnictwa.
00
Kamcia88

Dobrze spędzony czas

z braku laku..
00
bkupryjanczyk

Całkiem niezła

Fabuła zapowiadała się ok, ale czy Pani psycholog może wchodzić w związki z pacjentem w czasie trwania terapii? Trochę naiwna i za szybka ta miłość ale jak kto lubi, polecam przeczytać dla własnej opinii
01



Dla kogoś, kto przyszedł we śnie i powiedział,

że muszę to napisać dokładnie w ten sposób

Grace

Wkładałam już ostatnie rzeczy do walizki, gdy do mieszkania wrócił Connor. Nie musiałam znajdować się w pobliżu, aby wiedzieć, że dość dobrze bawił się z kumplami, co miał w zwyczaju robić przynajmniej raz wtygodniu.

– Widzę, że nie zmieniłaś zdania – stwierdziłoschle.

Wrzucałam kolejne ubrania, nawet nie chciałam odpowiadać, bo czułam, że znów byśmy się pokłócili, jak kilka dni temu, gdy zaproponowano mi naprawdę ciekawąpracę.

– Nic nie powiesz? – Chwycił mnie mocno za nadgarstek, ale szybko się wyrwałam. – Myślisz, że całe życie będę na ciebie czekał, bo kariera jest ważniejsza niż ja? Mylisz się, pieprzonaksiężniczko.

Zachowałam spokój i spojrzałam mu prosto w oczy. Zupełnie się nie zgadzałam z jego słowami, bo według mnie punkt widzenia zależał od punktu siedzenia, a Connor po prostu postrzegał siebie jakoideał.

– Chyba to lepsze niż twoje priorytety – rzuciłam kpiąco. – Owszem, stawiam na rozwój, kiedy dla ciebie liczy się tylko codzienne piwo lub cośmocniejszego.

Wiele razy zwracałam uwagę partnerowi na to, że ma zbyt luźne podejście do alkoholu, jednak on uważał, że się czepiam. Nigdy nie brał na poważnie moich pouczeń, wręcz się z nich śmiał, więc się domyślałam, że podobnie będzie i tymrazem.

– Chyba należy mi się jakieś odreagowanie po pracy, kurwa! – uniósł się, co mnie niezaskoczyło.

– Po pracy, przed pracą, na weekend, bo było ciężko, bo Tom się pokłócił z żoną… – zaczęłam wyliczać wymówki, które ostatniousłyszałam.

– Przesadzasz, Grace! – krzyknął, a ja uśmiechnęłam się pod nosem, bo wiedziałam, że taka reakcja oznacza, że mam rację, a Connorowi brakujeargumentów.

Wpatrywałam się w twarz partnera, wdziałam, jak drży mu warga. Czułam więcej niż pewność, że w tej właśnie chwili w jego głowie odbywa się przeraźliwa pogoń za wyjaśnieniem, które zapewniłoby mu wygraną w tej wymianie zdań, bo na razie to ja stałam na podium, czego Connor zdecydowanie nie lubił. Typowy samiec alfa. Dokładnie tak opisywałam go koleżankom, gdy gadałyśmy o związkach, tłumaczyłam sobie wtedy, że potrzebuję w życiu kogoś, kto da radę okiełznać mnie na tyle, że nie pozwoli wejść sobie nagłowę.

– Gdybyś miała tak stresującą robotę jak ja, tobyś zrozumiała, a tak myślisz, że pozjadałaś wszystkie rozumy, bo jesteś wielką panią psycholog. – Oczywiście nie zrezygnował z kpiny, gdy mówił o mojejprofesji.

– No tak, bo bycie szefem marketingu w korporacji to jedyna ważna praca na świecie. – Zaśmiałam się, wypowiadając te słowa, bo wiedziałam, że Connor naprawdę taksądzi.

Mimika wskazywała na to, że trafiam. Zagotował się, a we mnie wstąpiło coś, co dało mi siłę. W jednej chwili zrozumiałam więcej niż przez ostatnie lata, co odbierałam jakomoc.

– Jutro wyjeżdżam i jak wrócę za dwa tygodnie, ma cię tutaj nie być – oznajmiłam spokojnie, bo mimo że decyzja mogła się wydawać spontaniczna, czułam, że tak naprawdę podjęłam ją w głowie dawnotemu.

Miałam dość tłumaczenia sobie, że z kimś trzeba być, że bycie we dwoje jest lepsze niż samotność. Przecież od długiego czasu nie było między nami tak jak kiedyś. Zauroczenie minęło, a obraz szarej codzienności sprawił, że praktycznie nie rozmawialiśmy na tematy, które mogły nas zbliżyć, raczej trzymaliśmy się tych typowo domowych, jak co na obiad, o której będziesz i takdalej.

– Żartujesz sobie, Grace. Powiedz, że żartujesz. – Złapał mnie za dłonie, ale tym razemdelikatnie.

– Absolutnie nie, a przypominam ci, że to moje mieszkanie, kupione za pieniądze zarobione na byciu wielką panią psycholog – postanowiłam dodać do pieca, ale naprawdę czułam dumę, że udało mi się samej kupić mieszkanie w dość dobrej dzielnicy NowegoJorku.

Connor kręcił głową z niedowierzaniem, a ja marzyłam o tym, aby już nastał ranek kolejnego dnia, kiedy to miałam wsiąść do samolotu, by prawie trzy tysiące kilometrów stąd podjąć się kolejnegowyzwania.

– Chcesz tak po prostu przekreślić pięć wspólnych lat? Tak po prostu ze mną zrywasz i masz w dupie naszeplany?

Starałam się tłumić śmiech, ale tym razem nie wytrzymałam. Na wspomnienie o planach aż we mnie zawrzało, bo nie kojarzyłam, żeby Connor takowetworzył.

– Nie chcę brzmieć niegrzecznie, ale nie przypominam sobie, abyśmy oficjalnie stwierdzili, że jesteśmy razem, więc chyba to nie zerwanie. Tak wyszło, po prostu uznaliśmy, że jesteśmy parą, a teraz czas stwierdzić, że był to błąd i każde powinno iść w swoją stronę. A plany? Zaręczyny, ślub czy dzieci? Nawet nie poruszaliśmy takich tematów, bo przecież jesteśmy jeszcze młodzi – cytowałam jego słowa. – Jedyne twoje plany dotyczyły obietnic, jak to na wakacjach będziemy uprawiać seks całymi dniami, a chyba nie muszę przypominać, czym to się kończyło – dodałam spokojnie. – Pozwól mi się spakować, bo chciałabym się przespać przed lotem, a gdy wrócę, ma cię tu już nie być, rozumiesz?

Nie odpowiedział, tylko ruszył w kierunku drzwi wyjściowych, którymi nie tak dawno wszedł, i zostawił mnie samą. Samą, ale o wiele szczęśliwszą niż wcześniej. W jednym momencie dotarło do mnie, że właśnie tego potrzebowałam przed kolejnym wyzwaniem. Zakończyć coś, co od dawna bardziej mnie męczyło, niż dawało radość, a na pewno nie wprowadzało spokoju w mojej głowie, jaki teraz jużczułam.

Iggy

Odbębniłem trening na siłowni zupełnie tak, jakbym był pieprzonym robotem. Wykonywałem kolejne zestawy ćwiczeń bez wprowadzania kompletnie żadnych urozmaiceń, co do mnie nie pasowało. Zawsze narzekałem na monotonię, walczyłem, by nie dopadła mnie rutyna, ale od trzech miesięcy nie potrafiłem inaczej. Każdy następny trening traktowałem jak konieczność, by dalej funkcjonować. Nie odczuwałem pasji, jaka przecież wyróżniała mnie w mojej drużynie. Mimo młodego wieku to właśnie ja przyjąłem na swoje barki rolę dopingującego nas optymisty, zawsze szukałem idealnych słów, by zmotywowaćzespół.

Zrezygnowałem z prysznica, bo nie chciałem, by znów ktoś próbował zaciągnąć mnie do pubu. Bo choć nie piliśmy i dbaliśmy o dietę, to aby pogadać, wybieraliśmy się do pobliskiego Żółtego Jacka, którego nazwę odbieraliśmy jako bycie liderem. W końcu w kolarstwie to właśnie żółty kolor oznaczał najlepszego, zwycięzcę.

Udało mi się wyjść przed resztą i znów włożyłem słuchawki do uszu. Miałem zdecydowanie dość ludzi i miasta, dlatego w drodze do domu wolałem słuchać ulubionej muzyki. Ciężkiej i mocnej, dokładnie jak mój charakter, nim doszło dowypadku…

W połowie In the end nastąpiła chwilowa cisza, którą szybko zastąpił dźwięk dzwonka. Spojrzałem na smartwatcha, aby się dowiedzieć, kto przerywa mi jedną z ulubionych przyjemności, i na widok zdjęcia kumpla z drużyny kliknąłem zieloną słuchawkę na niewielkimekranie.

– Iggy, stary, szukałem cię, a ty chyba się ulotniłeś sam nie wiem kiedy. – Nie czekał na moje powitanie, bo od jakiegoś czasu jepomijałem.

Żyłem, a raczej wegetowałem, bo tak można było określić moją codzienność. Jadłem, piłem, trenowałem, gadałem co drugi dzień z mamą i raz w tygodniu z siostrą, które dzwoniły wypytać co u mnie, i tyle. Zrezygnowałem kompletnie ze spotkań ze znajomymi, mimo iż kiedyś nazwałbym siebie ekstrawertykiem. Teraz większość czasu spędzałem sam ze sobą, bo nawet granie na konsoli nie sprawiało mi przyjemności, wolałem leżeć i ze słuchawkami w uszach wpatrywać się wsufit.

– Spieszyłem się, bo zapowiedzieli mi jakąś kontrolę. Mają sprawdzać rury czy coś. – Wymyślałem kłamstwo na poczekaniu, wiedziałem, że Chris, choć głośno tego nie skomentuje, na pewno nieuwierzy.

– Chłopie, nie będzie cię dziś, to przyjdą kiedy indziej, a wyjścia z kumplem z drużyny, który chce ci powiedzieć coś ważnego, nie da rady przełożyć na jutro – przekonywałmnie.

– Jestem padnięty, Chris, następnymrazem.

Naprawdę nie miałem ochoty na towarzyskie spotkania, bo dobrze czułem się sam zesobą.

– Jutro wyjeżdżam, Tatiana jest w ciąży i w tygodniu ma pierwszą wizytę, więc wybłagałem trenera, abym mógł wrócić do domu. Chcę być tam z nią, bo wierzę, że tym razem nam się uda – ekscytował się, a ja próbowałem zrobić to samo, ale niepotrafiłem.

Znałem historię Chrisa i Tatiany, którzy od pięciu lat starali się o dziecko i raz się nawet udało, ale jakoś pod koniec trzeciego miesiąca kobieta z nieznanych przyczyn straciłaciążę.

– Czyli ostatni przylot żonki zakończył się sukcesem – zdobyłem się na maksimum swoichmożliwości.

– Dokładnie tak, i chyba rozumiesz, że to dla mnie ważne. Naprawdę kurewskoważne.

Nie musiał mi się tłumaczyć, ale obydwaj wiedzieliśmy, że mimo powrotu do domu nie będzie mógł odpuścić tego, na co pracowaliśmy. Tour ruszał za niespełna miesiąc i każdy z nas powinien być do tego momentu w najlepszej możliwej formiefizycznej.

– Obiecuję zapierdalać jeszcze więcej niż wcześniej, przecież da się jeździć nawet w Teksasie – dodałentuzjastycznie.

Miałem takie samo podejście, bo drogi znajdowały się wszędzie. Jedne w lepszym stanie, inne w gorszym, jednak liczyło się to, aby jeździć. Pokonywać dystanse, które odpowiadały etapom touru, ale też ćwiczyć siłowo, bo to również miało znaczenie w tym sporcie. Mało kto widział w szczupłych, wręcz filigranowych facetach siłaczy, ale po zmierzeniu się z nami pewnie niejeden większy schowałby dumę dokieszeni.

– Trzymam cię za słowo i gratuluję, ty i Tatiana zasługujecie na wszystko, co najlepsze, ale serio nie dam dziś rady. – Po raz kolejny wykazałem się stanowczością, jakiej nauczyłem się przez lata, a obecnie naprawdę mi sięprzydawała.

– Dzięki, Iggy, mam nadzieję, że spotkamy się szybciej niż w Paryżu. I pamiętaj, że jak coś, to zawsze możesz na mnie liczyć, dzwoń o każdej porze dnia i nocy, stary – dodał, chciał mnie po raz kolejny podnieść na duchu, ale ja nie zamierzałem skorzystać zpropozycji.

Uważałem, że to tylko mój problem i sam sobie z nim poradzę. Uporządkuję wszystko w głowie i pewnego dnia wrócę silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Wiedziałem, że właśnie taka czeka mnie przyszłość, musiałem jeszcze tylko trochę się wyciszyć, zebrać myśli i zwyczajnie odczekać. Z pewnością tak właśnie będzie, bo dokładnie tego pragnąłem. Zarówno dla siebie, jak i dla Matthew, któremu byłem to przecieżwinien.

Grace

Ponad czterogodzinne opóźnienie i turbulencje nie dały rady zepsuć mi humoru. Nastawiona na nowe wyzwanie wszelkie trudności odbierałam jako zapowiedź lepszego jutra, bo w moim przekonaniu po burzy zawsze wychodzisłońce.

Podczas długiego lotu zastanawiałam się nad przyszłością, przeszłości zupełnie nie brałam pod uwagę. Temat Connora całkowicie wyrzuciłam z głowy, uznałam, że zbyt długo zwlekałam z tą decyzją. W końcu od dawna nie sposób było doszukać się pomiędzy nami miłości czy innego uczucia, jakie mogłoby trzymać nas przy sobie, i nawet seks wydawał się raczej koniecznością niż rzeczywistym pragnieniem tej drugiejosoby.

Intensywne rozmyślanie o kolejnych dniach, miesiącach, a nawet latach sprawiło, że w moim umyśle pojawiło się wiele znaków zapytania. Miałam już trzydzieści pięć lat, mój zegar biologiczny tykał, a ja właśnie zakończyłam „związek”, po którym pewnie zechcę zbudować kolejny, ale czas potrzebny na poznanie się, upewnienie, że łączą nas wspólne życiowe cele, i tym podobne nie zwiastował, że szybko zostanę matką. Zawsze mogłam postawić na samotne macierzyństwo, co również rozważałam, bo przecież to nie problem znaleźć chętnego, żeby poszedł ze mną do łóżka, okłamać go, że biorę tabletki, i mieć nadzieję, że po jednym razie się uda. Tylko czy tego właśniechciałam?

Wylądowałam w Los Angeles krótko przed dziewiętnastą. Już pierwszy łyk tutejszego powietrza sprawił, że poczułam woń Zachodniego Wybrzeża, znacznie inną od tej w Nowym Jorku, która otaczała mnie przez większą część roku. Dzięki wyjazdom służbowym mieszkałam w licznych miejscach w Stanach, ale do najludniejszego miasta Kalifornii szczególnie lubiłam powracać ze względu na pogodę i bliskośćoceanu.

– Grace Hughes? – zaczepił mnie jakiś mężczyzna, gdy już z wielką walizą opuszczałam strefęprzylotów.

Zaskoczona nie wiedziałam, jak zareagować. Przez automatyczne drzwi wychodziło sporo osób, a nieznajomy trafnie zaczepił akurat mnie. Spodziewałam się raczej karteczki z moimi danymi, jak to bywało zazwyczaj, kiedy wyjeżdżałam do pracy w odległe rejony, a tymczasem ten ktoś po prostu podszedł i mniezagadnął.

– Proszę wybaczyć, ale przeglądałem pani stronę internetową i profile na social mediach, gdy szukałem kogoś dobrego dla naszego Smyka, więc zapamiętałem pani twarz – wytłumaczył, dostrzegłszy moje zmieszanie, które po tym oświadczeniu jeszcze sięzwiększyło.

Podczas wcześniejszych kontaktów ze mną nikt nie wspomniał o dziecku, co, jak sądziłam, kryło się pod hasłem „smyk”, a ja przecież pracowałam z dorosłymi. Jako psycholog sportowy jasno przedstawiałam to w swoim biogramie w mediach społecznościowych, dlatego poczułam się teraz lekko, a może i bardzooszukana.

– Tylko że ja nie zajmuję się dziećmi – wyjaśniłam od razu, by uniknąć dalszychnieporozumień.

Mężczyzna uśmiechnął się szeroko i chyba nawet chciał wybuchnąć śmiechem, lecz się powstrzymał. Wziął ode mnie walizkę i bez słowa ruszył w stronę wyjścia, a ja niczym posłuszny piesek poszłam za nim, w głowie kalkulując, czy nie warto jednak spróbować podjąć się zadania, bo powrót do Connora przed upływam czasu, jaki dałam mu na wyprowadzkę, nie wchodził wgrę.

– Makoto Yamamoto – przedstawił się, gdy wsiedliśmy już do czarnego range rovera. – Proszę mi mówić po imieniu, bo sam uważam, że wybierając mi właśnie takie do nazwiska, rodzice wykazali się niebywałym poczuciem humoru, o czym im nadal czasemprzypominam.

– Oczywiście, panie Makoto – odpowiedziałam grzecznie, bo wiedziałam, że i tak nie zdołam zapamiętaćcałości.

– Po prostu Makoto – poprawił mnie. – Zawiozę panią do wynajętego specjalnie lokum, bo chcę zobaczyć, czy reakcja będzie taka, jakiej się ze sztabem spodziewamy. Chcemy jak najlepiej o panią zadbać, bo jest pani dla nas chyba ostatnią deskąratunku.

Mężczyzna niewiele zdradzał, tak samo jak wcześniej, kiedy umawialiśmy się na terapię. Ograniczył kontakt ze mną głównie do ustalenia stawki, nawiasem mówiąc, rekordowej w moim życiu, a o kliencie i jego problemie nawet niewspomniał.

– Grace, proszę się do mnie zwracać po imieniu, tak będzie łatwiej – postanowiłam wyjść z podobnąpropozycją.

Uznawałam, że przejście na „ty” sprawia, że niknie niewidzialna bariera. Choć wielu psychologów uważało inaczej, to ja zdecydowanie lepiej odnajdywałam się w mniej formalnym sposobie komunikacji, który, jak sądziłam po wynikach, przynosił efekty, bo pacjenci szybciej decydowali się opowiedzieć mi o swoichtraumach.

– Oczywiście, Grace, zawiozę cię teraz do mieszkania i tam powiem więcej, bo przyznam szczerze: bałem się, że odmówisz, kiedy tak naprawdę nie wyjaśniałemproblemu.

– Za taką stawkę nie śmiałabym odmawiać – odwzajemniłam się szczerością, a Makoto posłał mi szeroki uśmiech oznaczający, że dokładnie taki miał cel, gdy jąustalał.

W milczeniu przemierzaliśmy kolejne ulice LA, które nadal robiły na mnie wrażenie, choć bywałam tu już wcześniej. Panujący w mieście klimat tak bardzo różnił się od tego nowojorskiego, że postanowiłam potraktować ten wyjazd jako opłacone wakacje, a przy okazji uczcić swoją decyzję o zakończeniu relacji z Connorem. „Przyjemne z pożytecznym”, pomyślałam na widok niemal roznegliżowanych dziewczyn idących dokądś większągrupą.

– Tutaj pogoda bardziej nas rozpieszcza – rzucił mężczyzna, który chyba spostrzegł, na cozerkam.

– Dobrze, że zabrałam całkiem sporo podobnych ubrań – powiedziałam zgodnie zprawdą.

– Na pewno sięprzydadzą!

Iggy

Znów zasnąłem w ubraniach i ze słuchawkami w uszach. Zdarzało się to coraz częściej i sam czasem nie rozumiałem, jakim cudem mój mózg daje radę wyciszyć się na tyle, by zasnąć, gdy nadal gramuzyka.

Lekko wczorajszy obudziłem się chwilę po wschodzie słońca. Wewnętrzny zegar działał niezawodnie i chociaż na niego można było liczyć. Rzadko zdarzało mi się zaspać, choć od wielu tygodni budzik nie dźwięczał, bo telefon rozładowywał się przez odtwarzanie na nim muzyki. Kolejny dzień zwiastował dalsze rytualne czynności. Poranny bieg, prysznic lub kąpiel, w zależności od tego, jak wyrobię się czasowo, jedzenie, jazda na rowerze, znów jedzenie i wieczorny trening na siłce. Niby niewiele, ale organizm w okresie przygotowawczym do kolejnego wielkiego touru bardzo odczuwał zmęczenie. Ciągłe ważenie się i kontrolowanie masy, gdzie każdy gram miał znaczenie, zastanawianie się, czy można zjeść coś spoza diety, na co właśnie w razie niepowodzeń spadnie wina za nieudany wyścig, i wiele innych zmiennych, jakie dla zwykłych ludzi nieistniały.

Często bawiło mnie podejście laików do kolarstwa. Po pierwsze uznawano je za sport indywidualny, a w rzeczywistości zdecydowanie pracowało się tam drużynowo, ale tłumaczenie nie miało sensu, bo przecież ludzie i tak wiedzą lepiej. A kiedy mówiliśmy o diecie czy rygorystycznych treningach, twierdzili, że prawie każdy potrafi jeździć na rowerze, więc nie warto przesadzać. W ich rozumieniu po prostu jechaliśmy przed siebie i pewnie wszystko, co działo się na torze, było dziełemprzypadku…

Przebrałem się z wczorajszych ubrań w strój do biegania. Założyłem smartwatcha, którego na szczęście podłączyłem do ładowarki zaraz po powrocie z wieczornego treningu, więc nie padł jak telefon. Szczerze mówiąc, gdybym miał wybierać, to właśnie bez sportowego zegarka nie wyobrażałem sobie życia. To on od dłuższego czasu podawał mi najważniejsze dla mnie informacje w trakcie przygotowań do wielkiego wyścigu. Już dla mnie kolejnego, ale tym razem najtrudniejszego, bo bez Matthew u boku. To właśnie dla niego każdego dnia wstawałem z łóżka i obiecywałem sobie, że pojadę za naszą dwójkę. Dam z siebie więcej niż kiedykolwiek, bo fizycznie naprawdę wymiatałem, jednak ten sport to nie tylko siła mięśni, lecz przede wszystkim głowa, która od kilku miesięcy kompletnie zawodziła, ale trzymałem to wsobie.

Już po pierwszym wdechu świeżego powietrza poczułem się lepiej. Odpaliłem trening na zegarku i ruszyłem przed siebie znaną mi dobrze trasą. Poranne dziesięć kilometrów sprawiało, że nabierałem mocy na dalszą część dnia, co rozumieli tylko ludzie kochający biegać. Ta błogość i stan wyłączenia, kiedy nie myśli się zupełnie o niczym, tylko zmierza przed siebie, dawały więcej niż inne znane ludzkości formy relaksu. Albo po prostu ja tak to odbierałem, bo nigdy nie należałem do osób lubiących masaże, sauny czy wyjścia do klubu, gdzie i tak pijałem jedynie wodę, bo zawsze miałem świadomość tego, że w mojej pracy liczy się całokształt. W kolarstwie nie ma miejsca na odstępstwa. Na chill day, po którym wróci się do diety i wyrobionych nawyków. U mnie zawsze wszystko było na sto procent, nie formuła osiemdziesiąt–dwadzieścia, którą polecali nam dietetycy sportowi, ale pieprzone idealne sto. Ja musiałem wiedzieć, że nie zawiniłem drobną gafą, a po prostu inni byli zwyczajnie lepsi, więc musiałem dążyć do tego, by w końcu ich dogonić. Mierzyć się z samymsobą.

Pokonywałem kolejne metry i trochę żałowałem, że znów zostawiłem telefon, aby ten się ładował, bo przez to pozbawiłem się muzyki. Zdążyłem się przyzwyczaić do biegania bez słuchawek i do szukania dźwięków w otaczającym świecie, jednak muzyka często mnie napędzała. Śpiew ptaków, jaki dało się słyszeć jedynie w parku, sprawiał, że mózg bardziej chłonął spokój, ale większej części biegu towarzyszył tak zwany gwar ulicy. Turkot samochodów, odgłosy sygnalizacji czy rozmowy idących dokądś ludzi. Nie było w tym nic nadzwyczajnego ani też odprężającego i chyba właśnie dlatego cieszyła mnie moja zdolność wyłączenia się podczas biegu. Zdolność nierejestrowania nieprzydatnego, którą świadomie stopowałem w parku, gdzie biegłem swoje trzy kilometry i mogłem czuć się bliżejnatury.

Zegarek zakomunikował o dziesiątym przebiegniętym kilometrze nieco szybciej niż zwykle, co oznaczało, że skrót wybrany w parku, by pominąć grupkę ludzi, wcale nie okazał się skrótem. Na szczęście chodziło o kilkaset metrów, co nie wpływało znacząco na zmiany treningu, więc postanowiłem mimo to dobiec domieszkania.

Gdy znalazłem się z powrotem w swoim azylu, do którego od kilku miesięcy nie wpuszczałem nikogo, od razu ruszyłem do łazienki, by nalać wody do wanny. Czułem, że potrzebowałem kąpieli, i właśnie na nią miałem ochotę. Nieco zmęczony, ale ożywiony, rozebrałem się i wygodnie ułożyłem w gorącej wodzie. Przyzwyczaiłem się do takich temperatur, bo właśnie tak często zbijaliśmy nadprogramowe gramy, by wnieść na rower jak najmniej, co dawało poniekąd przewagę. Taki nasz drużynowy sposób, by wciąż być liderami w walkach o najwyższetrofea.

Tour de love

Copyright © Małgorzata Falkowska

Copyright © Wydawnictwo Inanna

Copyright © MORGANA Katarzyna Wolszczak

Wszelkie prawa zastrzeżone. All rightsreserved.

Wydanie pierwsze, Bydgoszcz 2025r.

ebook ISBN 978-83-7995-842-9

Redaktor prowadzący: Marcin A. Dobkowski

Redakcja: Paulina Kalinowska

Korekta: Joanna Błakita

Adiustacja autorska wydania: Marcin A. Dobkowski

Projekt okładki: Ewelina Nawara

Skład i typografia: www.proAutor.pl

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgodywydawcy.

MORGANA Katarzyna Wolszczak

ul. Kormoranów 126/31

85-432 Bydgoszcz

[email protected]

www.inanna.pl

Najtaniej kupisz na www.madbooks.pl