Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Tragedia człowieka Imre Madácha to najważniejsze dzieło węgierskiej dramaturgii i element węgierskiej tożsamości. Poemat, swoją formą przypominający Fausta, jest podróżą po dziejach ludzkości, cywilizacji i kultury. Bohaterowie – Adam, Ewa i Lucyfer – odwiedzają Egipt faraonów, starożytną Grecję, barokową Pragę, a nawet przestrzeń kosmiczną. W takich obszarach porusza się bowiem romantyczna wyobraźnia Madácha. Poemat z 1862 roku tłumaczony był na kilkanaście języków, na niektóre wielokrotnie. Autorem najnowszego przekładu na polski jest Bohdan Zadura.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 144
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Imre Madách
Tragedia człowieka
Poemat dramatyczny
Przełożył Bohdan Zadura
Biuro Literackie • Stronie Śląskie 2017
Teatr 3
Imre Madách: Tragedia człowieka
Przekład: Bohdan Zadura
Posłowie: Pál S. Varga
Redakcja i korekta: Joanna Mueller
Ilustracja na okładce: Marcell Jankovics
Projekt okładki: Wojtek Świerdzewski
Projekt typograficzny i skład wersji elektronicznej: Mateusz Martyn
Copyright © Polish translations by Bohdan Zadura
Copyright © by Biuro Literackie, 2017
Biuro Literackie
www.biuroliterackie.pl
ISBN 978-83-65358-55-4
Książka została wydana przy wsparciu finansowym Nemzeti Kulturális Alap (Narodowy Fundusz Kultury) w Budapeszcie i Magyar Művészeti Akadémia (Węgierska Akademia Sztuk) we współpracy z Ambasadą Węgier w Warszawie i Węgierskim Instytutem Kultury w Warszawie
Wszelkie powielanie lub wykorzystywanie niniejszego pliku elektronicznego inne niż jednorazowe pobranie w zakresie własnego użytku stanowi naruszenie praw autorskich i podlega odpowiedzialności cywilnej oraz karnej.
Spis treści
SCENA I
SCENA II
SCENA III
SCENA IV
SCENA V
SCENA VI
SCENA VII
SCENA VIII
SCENA IX
SCENA X
SCENA XI
SCENA XII
SCENA XIII
SCENA XIV
SCENA XV
Imre Madách i Tragedia człowieka (Pál S. Varga)
Dwa akapity od Tłumacza (Bohdan Zadura)
SCENA I
W niebiosach. Pan na tronie w glorii. Szereg aniołów klęczy. Czterej archaniołowie stoją obok tronu. Wielka światłość.
CHÓR ANIOŁÓW
Śpiewajmy chwałę Boskiego imienia,
Niechaj je sławią i ziemia, i niebo,
Rzekł słowo, wszystko wezwał do istnienia,
Koniec też w mocy jest spojrzenia jego,
On wszelką siłą, wiedzą i radością,
Nasz tylko cień jest, który rzucił na nas.
Wielbimy go, że z taką łaskawością
Nam w swej światłości udział mieć pozwala.
Wieczna idea się ucieleśniła,
Dzieło stworzenia oto zakończone.
Pan od wszystkiego, czemu dał oddychać,
Godnego hołdu czeka na swym tronie.
PAN
To prawda, wielkie dzieło już skończone.
Machina w ruchu, stwórca odpoczywa.
Na osi jeszcze miną lat miliony,
Zanim ząb jeden wytrze się w jej trybach.
Więc naprzód, moje dobre duchy, lećcie,
Mknijcie po swoich bezkresnych orbitach.
Nim pod nogami przemkniecie mi, niech się
Raz jeden jeszcze wami pozachwycam.
Duchy opiekuńcze gwiazd przebiegają przed tronem, tocząc przed sobą różnej wielkości i barwy pojedyncze i podwójne gwiaździste kule, komety i mgławice. Cicha muzyka sfer.
CHÓR ANIOŁÓW
Jaka wspaniała kula ognia,
Pyszniąc się własnym światłem, sunie
I nieświadomie ona właśnie
Gwiazd skromnej konstelacji służy.
Mruga drobniutka owa gwiazda,
Subtelnym zdaje się lampionem,
A niezmierzonym wielkim światem
Jest jednak dla milionów stworzeń.
Dwie kule walczą przeciw sobie,
Zbiegają się i rozbiegają:
To świetne wodze te ich walki,
Bo im orbity wyznaczają.
Oto się toczy z hukiem druga,
Jak się oddala, patrzysz z trwogą.
A w jej ramionach milion stworzeń
Znajduje szczęście, cichy spokój.
Tak niepozorna, lecz w przyszłości
Gwiazdą miłości będzie ona,
Troskliwa dłoń ją chroni, żeby
Pociechę znalazł ziemski rodzaj.
Tam światy, co się stale rodzą,
A tu grób dla przepadających;
Przestroga dla tych, co są próżni,
Jak i zachęta dla wątpiących.
Zda się: porządek zburzy tamta
Kometa straszna, ale zaraz
Krzywiznę toru wnet uładzi,
Gdy tylko głos usłyszy Pana.
Nadchodzisz, młody duchu, tocząc
Swą zmienną kulę światła, która
Obleka się w żałobę oraz
W zieleń i bieli się w konturach.
Niech błogosławią ci niebiosa;
Tylko tak dalej i niezłomnie:
Wielkie idee wciąż się zmagać
Będą w granicach twoich skromnych.
Choć piękno z kiczem, uśmiech z łzami
Jak wiosna z zimą ma nią władać,
Niech światło i cień będą razem:
Jak dobry nastrój i gniew Pana.
Duchy opiekuńcze gwiazd odbiegają.
ARCHANIOŁ GABRIEL
Tyś wymierzyła nieskończoną
Przestrzeń, stwarzając w niej materię,
Co na twe jedno słowo wielkość
I dal do życia powołała:
Hosanna tobie, Myśli!
(pada)
ARCHANIOŁ MICHAŁ
Która jednoczysz nieustannie
Wieczną przemianę i niezmienność,
Stwarzając czas i nieskończoność,
Jednostki i narody całe,
Hosanna tobie, Mocy!
(pada)
ARCHANIOŁ RAFAEL
Ty, które promieniejesz szczęściem,
Ciało obdarzasz świadomością
I cały świat mianujesz hojnie
Mądrości twojej uczestnikiem,
Hosanna tobie, Dobro.
(pada)
PAN
Ty milczysz, stoisz hardo, Lucyferze,
Czy nie znajdujesz dla mnie słów pochwały,
Czy nie podoba ci się, co stworzyłem?
LUCYFER
Cóż w tym takiego? Że pewne materie
Wyposażone w atrybuty były,
Których zapewne nie podejrzewałeś,
Dopóki same się nie ujawniły,
A jeśli nawet, to przecież nie umiesz
Zmienić ich, kiedy w kule je ugniatasz.
Lgną do się, gonią się i odpychają.
Świadomość zbudzi się w paru robakach.
Gdy się wypełni wszystko, gdy ostygnie
I gdy zostanie obojętny człowiek,
Wyrzutek ten, gdy wszystko już podpatrzy,
W laboratorium sam to zrobi sobie.
W swej wielkiej kuchni go ulokowałeś
I mu wybaczysz, że on też próbuje
Pitrasić, mając sam siebie za Boga.
Lecz jeśli sknoci, potrawę zepsuje,
Wtedy wybuchasz gniewem poniewczasie.
Po amatorze czego się spodziewać
I w końcu po co to całe stworzenie?
Na swoją chwałę spisałeś poemat.
W złej maszynerii wiersz ten umieściłeś,
I nigdy uszom nie znudzi się twoim,
Że wciąż tak samo twoja brzmi piosenka.
Lecz czy starcowi zabawa przystoi,
Do której może płonąć serce dziecka?
Iskierka w glinie ulepiona Pana
Obrazem nie jest, lecz karykaturą,
Żadnej harmonii, wolność z przeznaczeniem
Wzajemnie w niej się tylko prześladują.
PAN
Hołd mi należny, nie słowa krytyki.
LUCYFER
To dać ci mogę, co jest w mej naturze.
(wskazując na anioły)
Dość, że cię chwali owa podła zgraja.
Jak światło rodzi cień, tak ich stworzyłeś.
Niechaj cię chwalą, im chwalić wypada.
Lecz ja, Lucyfer, wszak odwiecznie żyję.
PAN
Ha! Ty zuchwalcze! Zanim cię zrodziła
Materia, powiedz, gdzie była twa siła?
LUCYFER
Ja o to samo mogę spytać ciebie.
PAN
Ja od wieczności planuję i żyło
Już we mnie to, co teraz się ziściło.
LUCYFER
Czyś nie czuł próżni między ideami
Jako zawady dla wszelkiego bytu?
Tworzyć musiałeś, zapośredniczając,
A tej zawady imię to Lucyfer,
Ów duch pradawny zaprzeczenia, otom
Zwyciężył, takie przeznaczenie moje,
Bym niszczał w walkach nieustannych wiecznie,
Lecz z nową siłą nowe toczył boje.
Materięś zrodził, ja zdobyłem przestrzeń.
Śmierć obok życia trwa, a przygnębienie
Przy szczęściu stoi, przy świetle zaś cień jest,
Zwątpienie z nadzieją, jam twym cieniem,
Gdzieś ty, tam wszędzie ja, więc gdy znam ciebie
Jak własną kieszeń, mam ci hołdy składać?
PAN
Precz, precz stąd, duszo buntownicza! Nie chcę
Cię unicestwić, choć mógłbym to zrobić.
Wyzuty z więzi wszelakiej duchowej
Walcz w prochu, obcy i znienawidzony,
W bolesnym czuciu chłodnej samotności
Niechaj cię dręczy myśl ta nieskończona,
Że próżno wstrząsasz swym łańcuchem z pyłu,
Twa walka z Panem z góry przesądzona.
LUCYFER
O, nie odtrącisz łatwo mnie od siebie
Jak marne, zbędne już teraz narzędzie.
Wszak tworzyliśmy razem, żądam przeto
Swego udziału.
PAN
Jak chcesz, tak i będzie.
Popatrz na ziemię, pośród drzew w Edenie
Dwa smukłe rosną, przeklnę je i zaraz
Należeć będą one już do ciebie.
LUCYFER
Wielki Pan ponoć, a skąpo odmierza.
Ale mnie starczy bodaj piędź tej ziemi,
Gdzie się negacja moja zakorzenić
Zdoła i światłość tam obali twoją.
CHÓR ANIOŁÓW
Precz sprzed oblicza Boga, przeklęty!
Hosanna Dawcy Prawa, święty, święty, święty!
SCENA II
W raju. Pośrodku drzewo wiedzy i drzewo nieśmiertelności. Nadchodzą Adam i Ewa, otoczeni przeróżnymi zwierzętami, okazującymi im łagodną ufność. Przez otwartą bramę niebios promieniuje gloria i słychać cichą harmonię anielskich chórów. Słoneczny dzień.
EWA
Och, jakże słodko, jak pięknie jest żyć!
ADAM
I jeszcze panem być wszystkiego.
EWA
Czuć, że się o nas troszczą, wdzięczność
Nieśmiało za to wyrażamy temu,
Kto tych rozkoszy szczodrze nam udziela.
ADAM
Podległość, widzę, twoją jest zasadą.
Czuję pragnienie, spójrz, jakże kusząco
Ten owoc na nas patrzy.
EWA
Zaraz zerwę jeden.
GŁOS PANA
Stój, stój, Adamie, dam ci całą ziemię,
Tylko omijaj, omijaj te drzewa
Dwa, bo owoców ich inny duch strzeże
I umrze śmiercią śmierci, kto ich pokosztuje.
Tam się czerwieni kiść winogron, spokój
Zaś cień łagodny proponuje w skwarze
Osłabiającym samego południa.
ADAM
Dziwny to zakaz, lecz chyba poważny.
EWA
Czemu te drzewa piękniejsze od innych,
I czemu one zakazane?
ADAM
Czemu
Niebo błękitne, ogród zaś zielony?
Dość, że tak jest. Posłuszni bądźmy, Ewo.
Siadają w altance.
EWA
Oprzyj się o mnie, powachluję ciebie.
ADAM
Och, co to? Nigdym ja czegoś takiego
Jeszcze nie słyszał, jakby jakaś siła
Napadła na nas obca, nieprzyjazna.
EWA
Drżę cała.
Słyszysz? Umilkła też muzyka niebios.
ADAM
W ramionach twoich jakbym ją wciąż słyszał.
EWA
A ja, gdy gloria tam w górze przygasa,
Widzę ją jeszcze w twych oczach, Adamie,
Bo gdzieżbym indziej mogła blask ten znaleźć,
Z twego pragnienia stworzona, ze słońca,
Co nie chcąc być sierotą we wszechświecie,
Lśni na powierzchni wody, dokazuje
Z nią, towarzystwem jej się rozkoszuje,
Zapominając wielkodusznie o tym,
Że to odbicie jego ognia tylko,
Które by sczezło razem z nim niechybnie.
ADAM
Och, wstyd mi, proszę, nie mów takich rzeczy.
Czym głos jest, jeśli nikt go nie zrozumie?
Czym promień, gdy go nie chwyta powierzchnia?
Czym byłbym, gdyby, jak w echu i kwiecie,
Życie me w twoim się nie odbijało,
Piękniejszym, w którym siebie mogę kochać?
LUCYFER
Dlaczego słucham czułego gruchania?
Jeszcze mnie zdejmie takie zawstydzenie,
Że chłodny mój, wyrachowany umysł
Zacznie zazdrościć tym naiwnym dzieciom.
W pobliżu na gałęzi śpiewa ptaszek.
EWA
Słyszysz, Adamie? Powiedz, czy rozumiesz
Miłosną piosnkę beztroskiego ptaszka?
ADAM
Ja teraz szmeru potoku słuchałem,
To samo chyba wyrażał swym śpiewem.
EWA
Cóż za cudowna harmonia, kochany,
Taki wielogłos i sens ciągle jeden.
LUCYFER
Dlaczego zwlekam? Do dzieła, do dzieła,
Przysiągłem zgubę im, więc zginąć muszą.
I dalej stoję, nie wiedząc, czy bronią
Skuteczną walczę, ambicją ich kusząc
I wiedzą, bowiem to, co między nimi,
Skutecznie może przed słabością chronić
Ich serca, podnieść z upadku: uczucie.
Dość tych rozważań! Los sprzyja odważnym.
(znów zrywa się wiatr. Lucyfer staje przed przestraszoną parą; światłość przygasa; Lucyfer się śmieje)
Czemuście tacy zaskoczeni?
(do Ewy, która rzuca się do ucieczki)
Och, wstrzymaj się chwilę, wdzięczna niewiasto!
Pozwól wdziękami swymi oczy sycić.
(na stronie)
Miliony razy ten wzór się powtarza.
(do Adama)
Czyżbyś się lękał?
ADAM
Ciebie, marny typie?
LUCYFER
(na stronie)
Cóż, niezły przodek dumnej męskiej rasy.
(do Adama)
Bądź pozdrowiony, mój duchowy bracie!
ADAM
Mów, kimżeś. Z góry
Czy z dołu przybywasz?
LUCYFER
Wedle życzenia, u nas nie ma różnic.
ADAM
Prócz nas są ludzie? Nie wiedziałem o tym…
LUCYFER
Ba, wiele rzeczy jest, o których nie wiesz
I się nie dowiesz. Czy ten zacny starzec
Po to cię stworzył z prochu ziemi, żeby
Dzielić się z tobą całym swoim światem?
Ty jego sławisz, on cię tylko znosi,
Jedz to – ci mówi – unikaj tamtego,
Strzeże cię, wiedzie jak wełniste zwierzę,
Nie ma potrzeby, żebyś miał świadomość.
ADAM
Świadomość? – Zatem nie mam świadomości?
Nie czuję słońca miłego promienia,
Nie czuję słodkiej radości istnienia
I nieskończonej łaski mego Boga,
Który uczynił mnie panem tej ziemi?
LUCYFER
Może to samo czuje robak, który
Tobie sprzed nosa właśnie jabłko zjada,
I orzeł, który małego dopada
Ptaszka. Co ciebie szlachetniejszym czyni?
To tylko iskra, co w was sobie drzemie,
Drżenie okruszka nieskończonej siły;
I niby fale strumienia, na chwilę
Rozbłyskujące, znów się pogrążają
W szarej głębinie wspólnego koryta.
Tak, może jedno: myśl, co w nieświadomym
Twym wnętrzu drzemie, mogłaby dojrzałość
Dać ci dorosłą, sile ofiarując twojej
Wybór pomiędzy dobrem a złem.
Sam własnym losem mógłbyś pokierować
Od opatrzności wreszcie ocalony.
Lecz może lepiej jak gnojownikowi
Ci w miłym małym kręgu wegetować,
Przepędzać życie pozbawione wiedzy,
Wszak jest wygodne ukojenie w wierze;
Szlachetnie trudno stać na własnych nogach.
ADAM
O wielkich sprawach mówisz, kręci mi się w głowie.
EWA
Mnie to podnieca, piękne słowa, rzeczy nowe.
LUCYFER
Lecz sama wiedza nie wystarcza; trzeba
Nieśmiertelności, żeby we wspaniałych
Mogła się ucieleśnić dziełach.
Cóż zdoła zrobić króciutkie istnienie?
Dwa drzewa kryją wszystkie posiadłości.
Zakazał wam ich ten, który was stworzył.
Jeśli ich doznasz, wiedzę boską
Miał będziesz, wdzięk twój będzie wiecznie młody.
EWA
Jednak okrutny stwórca!
ADAM
A jeżeli kłamiesz?
Światłość wzmaga się.
CHÓR NIEBIESKI
O, biada ci, świecie!
Odwieczna negacja cię kusi.
GŁOS PANA
Człowieku, strzeż się!
ADAM
Cóż to za głos znowu?
LUCYFER
To wiatr porusza gałęziami.
Pomóżcie,
Wy, żywioły,
Człowieka
Dla was zdobyć.
Zrywa się wiatr, światłość gaśnie.
Te dwa drzewa są moje.
ADAM
Kimże jesteś ty?
Wyglądasz tak samo jak my.
LUCYFER
Popatrz na orła, co szybuje w chmurach,
Popatrz na kreta, który ryje w ziemi,
Każdego inny otacza horyzont,
Świat ducha poza twoim kręgiem leży,
Człowiek dla ciebie jest tym, co najwyższe.
Dla psa najwyższym jest pies ideałem,
Za towarzysza biorąc, szacunek okaże,
Lecz jak ty z góry na niego spoglądasz
I stoisz nad nim niby przeznaczenie,
To błogosławiąc, to rzucając klątwę,
Tak samo z góry spoglądamy na was
My, uczestnicy krain ducha dumni.
ADAM
Tyś jednym z nich?
LUCYFER
Najpotężniejszym z mocnych.
Jam stał przy tronie Pana. Chwała
Jego największa mnie opromieniała.
ADAM
Czemuś nie został więc w świetlistym niebie,
A zszedłeś do nas na ten marny świat?
LUCYFER
Znudziła mi się ta druga pozycja,
To przepisowe, monotonne życie,
Niebieski chór młodzianków niedojrzałych,
Co zawsze sławi, niczego nie gani.
Ja pragnę walki, dyskusji i sporu,
Co rodzi siłę i świat daje nowy,
Gdzie wielką może być samotna dusza,
Kto ma odwagę, może ze mną ruszać.
ADAM
Lecz zapowiedział Bóg, że nas ukarze,
Jeśli zejdziemy z przeznaczonej drogi.
EWA
Miałby nas karać? Jeśli nam wyznaczył
Drogę, po której chce, byśmy kroczyli,
To mógł nas przecież jednocześnie stworzyć
Takimi, by nas inne drogi nie kusiły.
Czemuż postawił nas nad rwącym nurtem,
Oszołomionych karze potępieniem,
Jeśli w swym planie grzech przewidział również
Jak burzę pośród letnich dni? Kto powie,
Że godne kary bardziej to, co niszczy,
Niżeli to, co życiodajnie grzeje?
LUCYFER
Oto i pierwszy filozof się zjawił!
Pójdzie za tobą, siostro, długi szereg,
By to rozważać na milion sposobów.
Do domu wariatów trafi z nich niejeden,
A jednak żaden nie znajdzie przeprawy.
Więc poniechajcie tego mędrkowania,
Rzecz każda w sobie tyle ma kolorów,
Że ten, kto wszystkie barwy jej dostrzeże,
Wie mniej, niż wiedział na samym początku,
I nie potrafi decyzji już podjąć.
Bo mędrkowanie jest mogiłą czynu.
EWA
Więc zerwę owoc.
ADAM
Pan je przeklął.
Lucyfer śmieje się.
Zrywaj!
Niechaj nas spotka, co nas spotkać musi,
Bądźmy tak mądrzy, jak mądry jest Bóg.
Jabłka wiadomości próbuje najpierw Ewa, potem również Adam.
EWA
I od tej chwili
Wiecznie młodzi.
LUCYFER
Tutaj, tutaj.
To drzewo nieśmiertelności…
Pospieszcie się!
Wabi ich do drugiego drzewa. Zastępuje im drogę Cherubin z ognistym mieczem.
CHERUBIN
Z drogi, grzesznicy!
GŁOS PANA
Adamie, Adamie! Ty mnie porzuciłeś!
Ja też cię porzucam, zobacz, ileś warty.
EWA
O, biada!
LUCYFER
Czyście załamani?
ADAM
Bynajmniej. To dreszcz przebudzenia.
Chodźmy, kobieto, dokądkolwiek, chodźmy.
To miejsce obce jest już i pustynne.
NIEBIAŃSKI CHÓR
Ach, łzy braterskie niech płyną strumieniem,
Kłamstwo zwycięża – stracona jest ziemia.
SCENA III
Krajobraz z palmami poza Edenem. Mała chata z surowego drewna. Adam robi ogrodzenie z palików. Ewa buduje altankę. Lucyfer.
ADAM
To moje. Zamiast ogromnego świata
Ta przestrzeń będzie mym domem. Nią władam,
Chronił ją będę przed dziką zwierzyną
I ją przymuszę, by dla mnie rodziła.
EWA
A ja altankę jak tamta zbuduję,
Dokładnie taką. I tak wyczaruję
Stracony Eden.
LUCYFER
Jakież wielkie słowa
Wypowiadacie. Własność i rodzina
To będzie owa podwójna sprężyna,
Co każdą rozkosz i ból będzie rodzić.
I te dwie myśli będą stale rosły,
Aż się ojczyzną staną i rzemiosłem,
Rodzice tego, co szlachetne,
I pożeracze własnych dzieci.
ADAM
Same zagadki. A obiecywałeś
Wiedzę, to dla niej wyrzekłem się wolnej
Woli instynktu, by wielkość osiągnąć.
A efekt jaki?
LUCYFER
Czyżbyś tego nie czuł?
ADAM
Czuję, że gdy mnie Bóg rzucił, z pustymi
Rękami wtrącając w samotność, ja także
Rzuciłem jego. Sam sobie się bogiem
Stałem i będzie słusznie, co wywalczę,
Moje. To siła moja oraz duma.
LUCYFER
Próżna kukło! Niebo sobie lekceważysz,
Zobaczymy, gdy się błyskami rozjarzy.
EWA
Ja jestem dumna, bo w moim przypadku
Będę się świata nazywała matką.
LUCYFER
(na stronie)
Kobieta nosi w sercu ideał chwalebny,
Jakim jest uwiecznianie grzesznej nędzy.
ADAM
Cóż mu zawdzięczam? Pustą egzystencję?
Która ażeby warta była swego
Brzemienia, musi być owocem znoju.
Na rozkosz, jaką łyk wody mi daje,
Żarem pragnienia zapracować muszę.
Zaś pocałunku ceną jest, co za nim
Krok w krok podąża jak cień – zniechęcenie.
Lecz gdy wdzięczności spadły ze mnie pęta,
Niechaj mi wolno będzie los kształtować
Mój wedle woli i znowu go niszczyć.
Plan po omacku spełniać swój. Do tego
Też mi twa pomoc nie była potrzebna,
O własnych siłach poradziłem sobie,
A tyś mnie od łańcuchów nie uwolnił,
Które me ciało wiążą z pyłem ziemi.
Czuję, choć nazwać nie umiem; to może
Włos, który duszę mą dumną krępuje,
Więc jeszcze większy wstyd z tego powodu.
Spójrz, chcę podskoczyć, lecz ciało me spada,
Gdy chcę przestrzeni tajemnice badać,
Oczy i uszy mnie się nie słuchają,
Gdy wyobraźnia ciągnie mnie ku górze,
Głód mnie przymusza, ażebym skulony
Opadł z powrotem na zdeptaną ziemię.
LUCYFER
Te więzy nawet ode mnie silniejsze.
ADAM
Och, bardzo słabym musisz więc być duchem,
Gdy pajęczyna, to nic niewidzialne,
Którego istot tysiące nie widzi,
Wierzgając w jego sieci, jakby wolne
Były, i które kilka duchów tylko
Wybranych czuje, stawia tobie czoło.
LUCYFER
Lecz tylko ono właśnie to potrafi,
Bo duchem jest jak ja. Czy może sądzisz,
Że nie jest silne, bo bezgłośnie działa
I skrycie? Nie myśl tak, to właśnie w cieniu
Tkwi to, co światem rusza i go tworzy.
O zawrót głowy widok by przyprawił.
Tylko człowieka lśni i hałasuje
Dzieło, granicą jego krótkie życie.
ADAM
Pozwól mi zatem zobaczyć, jak działa,
Tylko przez chwilę, silne mam ramiona,
Co na mnie wpływa, który tak osobny
I niezależny jestem.
LUCYFER
To głupie słowo. Ty byłeś i będziesz.
Życie jest wiecznym bytem i rozkładem.
Lecz się rozejrzyj, patrz oczami ducha.
ADAM
(co następnie powie, wszystko będzie też widać)
Co to za fala wokół mnie wzbiera?
Wybucha w górę nieprzerwanie,
Tam się rozdziela, ku biegunom ziemi
Gna jak wichura.
LUCYFER
Gorąco, Adamie,
Co wnosi życie do krainy lodów.
ADAM
A te dwie rzeki ognia, co mkną z hukiem
Obok mnie, aż się boję, że mnie porwą,
A jednak czuję ich wpływ życiodajny:
Cóż to takiego? Kręci mi się w głowie.
LUCYFER