Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Hanna Mika jest nieudacznikiem.
Nie znosi swojej pracy, dokucza jej samotność, nie zrealizowała żadnego marzenia.
Nieuchronnie zbliżają się jej trzydzieste urodziny, wiek, o którym myślała, że już będzie szczęśliwą mężatką, matką i kobietą sukcesu. Rzeczywistość miała inne plany.
Kiedy w noworocznym prezencie dostaje pudełko z trzydziestoma wyzwaniami do zrealizowania przed następnymi urodzinami, postanawia zaryzykować.
W kopertach znajduje to, czego nie wiedziała, że szuka: szczęście, spełnienie i miłość.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 176
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © 2019, 2024 Ewa Mielczarek
Projekt okładki: Aleksandra Grzanek
Wydanie II, pierwsze w Wydawnictwie Ciepełkowym
www.wydawnictwociepelkowe.pl
I wydanie: Emilia Teofila Nowak || fabrykadygresji.pl
Redakcja: Ewa Kaleta
konwersja do formatów mobilnych: Andrzej Zyszczak – Zyszczak.pl
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.
ISBN - 978-83-970417-0-7
Tomkowi, bo wszystko przeżywane z Tobą bardziej mnie cieszy.
W wieku trzydziestu lat J.K. Rowling pisała pierwszy tom przygód Harry’ego Pottera, Pola Negri podbijała Hollywood, Maria Skłodowska-Curie skończyła Sorbonę i była w przededniu odkrycia nowego pierwiastka, Kleopatra władała Egiptem. Tymczasem Hanna Mika dusiła się w znienawidzonej pracy, w miasteczku, w którym powoli lądowała na liście starych panien. Przynajmniej takie miała przeczucie, kiedy kilka tygodni wcześniej przypomniał się jej po raz pierwszy temat przyszłorocznych urodzin.
Wiele osób na myśl o sylwestrowej nocy dostaje dreszczy. Próbują uwierzyć, że to najbardziej wyjątkowe wydarzenie podczas całego roku, planują imprezę na kilka miesięcy wcześniej, tworzą listę postanowień noworocznych. W efekcie, po całej świątecznej gorączce, takie osoby dokładają sobie dodatkowych zobowiązań, które zwykle kończą się jednym wielkim rozczarowaniem. Hania pocieszała się, że sprawa dotyczyła znacznie większej grupy ludzi niż tych gotowych się do tego przyznać. Była zmęczona udawaniem, że balanga do białego rana to spełnienie jej marzeń. Miała nadzieję na spokojny wieczór w dresie, z Netfliksem, w towarzystwie przyjaciół. Plany, niestety, pokrzyżował jej szef, który na początku grudnia rzucił pomysł zorganizowania przyjęcia sylwestrowego i wyznaczył Hanię na główną organizatorkę. Jeszcze mogłaby to zrozumieć, gdyby pracowała w hotelu lub restauracji, ale była przecież zwykłą kasjerką na miejskim basenie.
Przystąpiła do działania – wymyśliła coś w jej mniemaniu innowacyjnego, zaczynając promocję i organizację wydarzenia. Bilety na ich imprezę sylwestrową wyprzedały się błyskawicznie. Po kilku dniach przygotowań okazało się, że zamiarem szefa było po prostu wpuszczenie użytkowników na teren pływalni. Ku jego rozczarowaniu, wielu pracowników się zbuntowało i stwierdziło, że nie przyjdzie wtedy do pracy, domagając się urlopu. Mając do dyspozycji kilka osób, Hania postanowiła zmodyfikować wizję kierownika. Wydarzenie zostało rozreklamowane jako jedyne w swoim rodzaju, wyjątkowe przedsięwzięcie dla tych, którym szczególnie zależy na swoim zdrowiu. Przekąski zostały przygotowane przy wsparciu dietetyka, ale Hania stworzyła też furtkę dla przyjaciółki, która chciała przygotować wyjątkowe słodkości.
Część basenu z torem do pływania wyłączono z użytku i oświetlono setką lampek choinkowych. Efekt olśniewał.
– Nazwałam je nurkującymi babeczkami – z zamyślenia wyrwał ją głos Michaliny.
Hania uśmiechnęła się pod nosem. Może nie leżały teraz z chipsami przed telewizorem, ale przynajmniej byli razem.
– Każdy gość dostanie takiego cukrowego ludzika i jeżeli wbije go do środka babeczki, wyleje się z niej czekolada, taka, jakiej używam do glazury lustrzanej. Oczywiście, z kroplą niebieskiego barwnika, żeby imitowało rozbryzgującą się falę.
– Genialne!
– Wiem – odparła skromnie. Michalina odziedziczyła po babci kawiarenkę z własnymi wypiekami, a kilka lat temu przez przypadek zaczęła publikować nagrania ze swojej kuchni w Internecie. Szybko zdobyła popularność, a każdy z jej filmików osiągał kilkadziesiąt tysięcy wyświetleń. Z radością podejmowała się nowych wyzwań, bo słodkie, szalone pomysły były tym, co przyciągało jej najwięcej widzów.
Z kantorka wyszedł Robert, niosąc wielkie pudło wypełnione do połowy jednorazowymi, papierowymi naczyniami.
– Wszystko rozstawione, a jeszcze całkiem sporo zostało. Nie pomyliłaś się w liczeniu?
– Zawsze wolę mieć nieco więcej – Hania podniosła głowę znad rozpiski dzisiejszego wydarzenia i uśmiechnęła się do przyjaciół – Dzięki za pomoc, nie wiem, co bym bez was zrobiła.
– Ty pewnie nic, ale może twój szef by cię zwolnił, byś w końcu miała pretekst do zmiany pracy.
– Bardzo śmieszne, korposzczurze – mruknęła Hania i wróciła do swojej kartki.
Kolejny powód, dla którego nie znosiła Sylwestra. Co roku obiecywała sobie, że poszuka czegoś nowego. I co roku kończyło się na obietnicach. Po maturze traktowała tę pracę jako tymczasowe zajęcie, by uzbierać trochę pieniędzy przed pójściem na studia. Plan zakładał, że poczeka na Michalinę i Roberta, którzy byli kilkanaście miesięcy młodsi i razem zaczną przygodę w Krakowie. Plan nie założył komplikacji, które zmusiły Hanię do pozostania w rodzinnej miejscowości. Było, minęło – tak przynajmniej sobie powtarzała, ciesząc się, że udało się jej chociaż zrobić studia zaocznie. Dyplom niewiele zmienił. Jedynie szef pozwalał sobie na dorzucanie jej dodatkowych obowiązków opierających się między innymi na organizacji imprez i pomaganiu przy księgowych dokumentach. Nie przepadała za tym, ale nie narzekała – nie mogła sobie na to pozwolić.
– O Boże – wyrwało jej się nagle.
– Co się stało? – Miśka oderwała się od ciastek.
– Właśnie zdałam sobie sprawę, że w przyszłym roku skończę trzydzieści lat.
– To chyba dobra wiadomość. Okrągła rocznica to powód do większej imprezy – mężczyzna spróbował ukraść jedno ciastko, ale dostał po palcach od kuzynki.
– Robert, cholera. Popatrz na mnie! Tak ma wyglądać moje życie? Nic z moich planów i marzeń nie zostało zrealizowane. Miałam mieć dom, męża, jakieś dzieci i psa. A w rzeczywistości? Nadal mieszkam z rodzicami, jestem sama, nie znoszę swojej roboty. Jestem skończonym nieudacznikiem.
– Nie mów tak.
– To przecież prawda – odłożyła podkładkę na blat i usiadła.
– Każdy z nas mógłby znaleźć coś, co czyni go nieudacznikiem.
– Dzięki, cholera, umiesz pocieszyć.
– Nie chcę wam przeszkadzać w tej pasjonującej rozmowie – odezwała się Michalina i wskazała za szybę przy drzwiach wejściowych – ale goście już przychodzą.
Po raz pierwszy Hania pożałowała, że zdrowy rozsądek i przepisy prawne zakazały im zorganizowania imprezy alkoholowej. Nie obchodziło jej, że każdy mógł znaleźć coś w sobie, co nie było idealne – wręcz przeciwnie. W ciągu roku nigdy nie mogła mieć chwili na egoizm, dlatego musiało się to w końcu skumulować. Niestety lub na szczęście, nagła irytacja mogła potrwać jedynie kilkanaście sekund, bo Hania zaraz musiała przyodziać wspaniały uśmiech i witać stałych użytkowników pływalni.
Plażowy sylwester bez piasku okazał się strzałem w dziesiątkę. Goście w strojach kąpielowych, kapeluszach i letnich sukienkach wpadli w tak pozytywny nastrój, że można było czerpać z niego garściami. Część osób tańczyła, niektórzy odbijali piłkę w basenie z płytką wodą, inni odpoczywali w jacuzzi. Wokół oświetlonego, zamkniętego basenu przygotowano siedziska i leżaki, gdzie można było odpocząć, a także zjeść posiłki przygotowane przez dietetyczną firmę cateringową oraz mniej dietetyczne, ale również zdrowe wypieki Michaliny. Z głośników płynęła muzyka z wyjątkowej playlisty przywodzącej na myśl wakacyjne szaleństwa. Gdyby Hania nie wpadła w dekadencki smutek, który musiała ukrywać, i przyjrzała się swojemu wydarzeniu, czułaby dumę.
Osiągnęła niemożliwe. Przywołała lato w środku zimy.
Zegar na ścianie wskazywał kilka minut do nadejścia nowego roku. Wszyscy uczestnicy zabawy zebrali się wokół małego basenu. Nikt nie trzymał kieliszka z szampanem – to był czas na życzenia dla osób stojących najbliżej. W końcu zaczęli odliczać.
– Pięć, cztery, trzy, dwa, jeden!
Zamiast głośnego okrzyku „Szczęśliwego Nowego Roku”, wszyscy wskoczyli jednocześnie do wody. Śmiech i uściski wypełniły kilka następnych chwil, po czym wrócili do zabawy, by na luzie cieszyć się nadejściem 2019 roku.
O trzeciej nad ranem wszyscy goście rozeszli się do domów.
Hania, Michalina i Robert usiedli na placu zabaw znajdującym się naprzeciwko pływalni. Dokuczał styczniowy mróz, ale udawało im się rozgrzewać porzeczkówką, którą sobie przekazywali. Nie rozmawiali – wpadli w nieco melancholijny nastrój i poświęcali się refleksji nad tym, co się wydarzy przez następne dwanaście miesięcy.
– To ci wyszło – przerwał ciszę Robert.
– To nie zmienia tego, jak się czuję.
– Źle do tego podchodzisz. Zamiast narzekać, marudzić, powinnaś wziąć się do roboty.
– Cały czas pracuję i coś robię.
– Nie robisz niczego dla siebie.
– Takie okoliczności.
– Może najwyższa pora zmienić okoliczności.
– Robc, proszę.
Skończyli butelkę, znaleźli czas na dobre wino, a w końcu stwierdzili, że najwyższa pora wrócić do domów. Miśka poszła w swoją stronę, a Hania i Robert w drugą. Nie składali sobie życzeń – nie musieli używać słów, by wiedzieć, co kto myśli i czuje.
Hanię obudził dzwonek do drzwi. Udało się jej sięgnąć po telefon komórkowy i podnieść jedną powiekę, by sprawdzić godzinę. Był tam nieodczytany SMS od Robca, w którym przyjaciel ostrzegał, że wpadnie popołudniu. Istniało więc duże prawdopodobieństwo, że to on czekał przed jej drzwiami.
Niechętnie zsunęła się z łóżka, by założyć szlafrok. Przeczuwała, że będzie wściekła, jeśli okaże się, że jej rodzice z siostrą i dziećmi już wrócili z urlopu noworocznego, a w dodatku zapomnieli kluczy. Kochała ich, musiała ich kochać, ale marzyła, by móc sobie od nich jeszcze odpocząć.
Na szczęście stał tam sąsiad, trzymając w rękach duże pudełko po butach.
– Byliśmy umówieni?
– Tylko się zapowiedziałem, bo chciałem wpaść, zanim wrócę jutro rano do Krakowa.
– Wchodź, wchodź. Chcesz herbaty? – przesunęła się, by przepuścić go w drzwiach. Zatrzymali się w przedpokoju.
– Nie, nie zajmę ci długo, chociaż… zobaczymy.
– O co chodzi? Kupiłeś mi buty pod choinkę i teraz sobie przypomniałeś?
– Otwórz – wręczył jej pudełko.
Nie było ciężkie. Położyła je na komodzie i odsunęła wieczko. W środku znajdowało się kilkanaście kolorowych kopert. Zmarszczyła czoło, patrząc nieufnie na Roberta. Wzięła jedną do ręki. Nie była zaadresowana, jedynie w rogu miała zapisaną liczbę.
– Co to jest? – zapytała.
– Trzydzieści ponumerowanych kopert.
– To widzę. Dobra, nie policzyłam ich, ale wiesz, o co mi chodzi.
– W każdej z nich masz zadanie do wykonania.
– Ale…
– Żadne „ale”. Nie mogę pozwolić, byś narzekała, ile rzeczy nie zdążyłaś zrobić przed trzydziestką. Musisz dać sobie szansę i do czerwca spróbować wykonać jak najwięcej. Po prostu.
– Ty to wymyśliłeś? – zapytała, przesuwając palcami po zawartości pudełka. Kolorowy papier aż kusił, żeby go rozerwać.
– Wiesz, jak działają na mnie energetyki, a zaraz po powrocie wypiłem trzy.
– Dlaczego?
– Nazwij to wyrzutem sumienia, że nie ma mnie codziennie z wami.
– Dziękuję bardzo. Mieć cię na co dzień, żebyś mi truł, że mam zmienić pracę, a Miśce o ustatkowaniu się i znalezieniu drugiej połówki? – wystawiła mu język.
– Dokładnie. To co?
Hania wyszukała kopertę z zaznaczoną jedynką. Wpatrywała się w nią dłuższą chwilę.
– Czy obowiązują mnie jakieś zasady?
– Kolejność mile widziana, dobrze byłoby, gdybyś kolejną kopertę odpieczętowała dopiero po wykonaniu zadania, bez podglądania i to chyba wszystko.
– A muszę mieć dowód na wykonanie zadań?
– Liczę, że będziemy ci z Michaliną towarzyszyć w niektórych. Pozwoliłem sobie większość skonsultować. Jeżeli wolisz sama, to jak najbardziej możesz.
– Nie jesteśmy za starzy na takie zabawy?
– Jeszcze nie. Otwieraj.
– Już teraz?
– Masz jakieś sto pięćdziesiąt dni, na twoim miejscu bym nie zwlekał.
Hania otworzyła pierwszą kopertę. W środku znajdowała się niewielka, prostokątna kartka z napisanymi na zielono słowami:
IDŹ NA ŁYŻWY
Podniosła jedną brew i spojrzała na Roberta.
– Myślałam, że to będą bardziej… spektakularne zadania.
– Spokojnie, znajdziesz też bardziej wymagające.
– Ale łyżwy? Przecież nawet nie umiem jeździć.
– I tu przechodzimy do sedna sprawy. Nasłuchaliśmy się z Miśką dość o tym, co byś kiedyś chciała zrobić. Nie odkładaj na kiedyś. Takie kiedyś nie ma żadnego sensu.
Pokiwała głową. Miał rację. Zawsze znajdowała powód, by nie spełniać swoich marzeń. Czasami była to konieczność, zdarzało się, że lenistwo, niekiedy też obezwładniał ją strach przed realizacją konkretnego wyzwania. W końcu później musiałaby zadać sobie pytanie „co dalej?”, a to nie mieściło się w jej nieśmiałym słowniku.
– Co robisz wieczorem? Na orliku jest przecież lodowisko.
– Zuch dziewczyna.
– Miśka powinna iść z nami, ale dajmy jej jeszcze odpocząć. Do zobaczenia.
– To na razie.
– I Robert…
– Tak?
– Dziękuję – ścisnęła papier i przyłożyła go do piersi.
– Polecamy się na przyszłość – zasalutował i wyszedł.
Zamknęła za nim drzwi i wróciła do spania, zabierając pudełko do swojego pokoju. Gdy się przebudziła kilka godzin później, miała wrażenie, że był to po prostu sen. Wciąż ziewając, sięgnęła po telefon i wpisała do sennika hasło „koperty”. Zawsze powtarzała, że nie wierzy w takie rzeczy, ale i tak za każdym razem po ciekawej nocy sprawdzała znaczenie snów. Jej ulubiona strona podpowiedziała jej, że paczka zapieczętowanych kopert oznacza nadejście zmiany w życiu.
Uśmiechnęła się do siebie. Potrzebowała zmiany. Sen nie musiał jej o tym przypominać. Doskonale zdawała sobie sprawę, że tkwi niczym w zamrożonej kapsule, wykonując codziennie te same czynności według cudzego planu. Wtedy zobaczyła, że na szafce obok leży pudełko, o którym rzekomo śniła. Pudełko wypełnione zadaniami mającymi jej towarzyszyć przez następne kilka miesięcy.
Wstała szybko i wyjęła wszystkie koperty, żeby się im lepiej przyjrzeć. Były kolorowe, a każda z nich miała liczbę w prawym górnym rogu. Poukładała je chronologicznie i zamknęła pokrywę. W jej naturze nie leżało łamanie obietnic, więc nie zdecydowała się na przeczytanie wszystkich z wyzwań. Wolała odłożyć je na półkę i poznać w wyznaczonym momencie. Poszła się szykować.
Po godzinie stała przed wielkim domem sąsiadów i dzwoniła na domofon. Robert na stałe mieszkał w Krakowie, ale w weekendy i święta odwiedzał wielopokoleniową rodzinę.
Na najwyższym piętrze mieszkali rodzice Roberta i jego młodsza siostra. Państwo Leśniakiewicz planowali zostać przy jednym dziecku. Ucieszyli się ogromnie, kiedy syn w końcu opuścił gniazdo i wyruszył na studia – mieli całą listę szalonych rzeczy, które chcieli zrealizować. Okazało się, że ucieszyli się na tyle, aby kilka miesięcy później pojawiła się na świecie ich córeczka. Nie podejrzewali, że jeszcze mogą cokolwiek w tym temacie zdziałać, ale ta niespodzianka sprawiła, że stali się najszczęśliwszymi ludźmi na świecie. Nie zrezygnowali jednak ze swoich pomysłów – poczekali, aż mała nieco podrośnie, by razem z nią podróżować i zwiedzać te wszystkie miejsca, które kiedyś chcieli zobaczyć.
Środkowe piętro zajmowała ciotka z wujkiem, rodzice Michaliny. Ta wykorzystała swoją szansę i przy pierwszej okazji wyprowadziła się z domu. Rodzice byli dla niej ważni, ale tak nie zgadzali się światopoglądowo, że wspólne życie tylko doprowadziłoby do wyniszczenia więzi, jakie ich łączyły. Zdecydowanie łatwiej było im się kochać na odległość i od święta, nawet jeśli ta odległość oznaczała mieszkanie w obrębie tego samego miasta.
Parter należał do dziadków Leśniakiewiczów i prababci od strony babci. Dom Hani, choć dużo mniejszy, był równie liczny, dlatego cieszyła ją każda chwila spokoju.
Robert wybiegł na podwórko, w ruchu zawiązując szalik.
– Czadu! – krzyknął do Hani, by dopiero za zakrętem dodać. – Babcia chciała cię koniecznie zaprosić na herbatkę i ciasto.
– Lubię twoją babcię. Najlepsza sąsiadka.
– Chciałabyś utknąć na kilka godzin i nie zrealizować zadania z pierwszej koperty?
– W sumie racja. Dałam znać Miśce. Już tam czeka, chciała rozeznać teren.
Robert prychnął. Doskonale wiedzieli, że w jej słowniku „rozeznać teren” to po prostu sprawdzić, czy znajdzie kogoś, kogo będzie mogła podrywać. Taki miała tryb życia – dużo pracowała, rozkręcała biznes i działalność internetową, a relaksowała się, poznając nowe osoby i spędzając z nimi aktywnie czas. Obawiali się, że tak ukrywała swoją samotność, ale zwykle nic na ten temat nie mówili. Właściwie Hania nic na ten temat nie mówiła, Robert co jakiś czas próbował.
Robert pożyczył się samochodu od swoich rodziców. Mieszkając w Krakowie korzystał z publicznego transportu, co było wygodniejsze i tańsze. Wsiedli do zaparkowanego na ulicy pojazdu i po kilku minutach znaleźli się przy lodowisku, gdzie już czekała na nich przyjaciółka.
– Niestety, każdy, kto by się nadawał, już jest skreślony z mojej listy. – Miśka była niepocieszona.
– Z każdym rokiem przybywają nowe osoby, które skończyły osiemnaście lat.
Miśka przewróciła oczami.
– Hancyk, nie przeginaj.
– Chciałam poprawić ci humor!
Weszły do szatni mieszczącej się w drewnianej budce obok lodowiska. Założyły łyżwy. Michalina zauważyła, że Hania marszczy czoło, przejęta tym, co zaraz miało nastąpić.
– Spokojnie. To jest proste jak konstrukcja cepa. Pamiętasz, jak się jeździ na rolkach? Po prostu będziesz się przesuwać, jedna noga, druga noga, jedna, druga. Powolutku. Cały czas będę obok, więc się mnie złapiesz.
– Skąd się na tym znasz?
– Pamiętasz Paulinę?
Hania tylko przytaknęła. Doskonale ją pamiętała. Pocieszanie przyjaciół i sklejanie ich złamanego serca były jednymi z tych rzeczy, które tkwiły w pamięci na zawsze.
– Jeździła na łyżwach.
– Tego akurat zdążyłam się domyślić. – Hania się roześmiała. Wstała. Nogi miała jak galaretki, ale zastosowała się do wskazówek Michaliny.
Musiały przedostać się na lodowisko, zdjąć ochraniacze i zacząć jeździć. Robert już na nie czekał.
Następna godzina nie należała do najciekawszych. Hania niezliczoną ilość razy się przewracała, ale tyle samo razy wstawała, mimo bolących pośladków, kolan i rąk, śmiejąc się do rozpuku. Istniało powiedzenie, że jaki Nowy Rok, taki cały rok. Jeśli tak miało być, nie mogła się już tego doczekać.
Jan i Honorata Mika cieszyli się niemałą popularnością w miasteczku. Od wielu lat prowadzili sklep z ubraniami, w których gustowali ich rówieśnicy i starsze pokolenia. Było to miejsce, w którym kwitły plotki. Hania, jako nastolatka, często pomagała rodzicom. Nie znała się na modzie, ale nie to było najważniejsze w tym miejscu. Kiedy po maturze chciała pójść do pracy, wahała się, czy nie poprosić rodziców o pół etatu w ich firmie. Po długich dyskusjach z przyjaciółmi stwierdziła, że rodzice mogliby wtedy bez przerwy wymagać od niej pomocy, przez co ugrzęzłaby w Suchej na stałe. Natrafiła na ogłoszenie o naborze pracowników na krytej pływalni, poszła na rozmowę i została przyjęta. Nie podejrzewała wtedy, że po prawie jedenastu latach nadal będzie w tym samym miejscu.
Tyle razy już nasłuchała się po powrocie do domu, że właściwie w pracy tylko siedzi, więc nie ma prawa czuć się zmęczona.
Z automatu zabrała się za gotowanie obiadu. Przygotowanie posiłku dla czwórki dorosłych i trójki dzieci, z których prawie każdy próbował wybrzydzać, było sztuką. Pomyślała o pudełku do butów, w którym chowały się wyzwania. Może i w senniku koperty zwiastowały nadejście zmian, ale obawiała się, że na niewiele się zdadzą w prawdziwym życiu. Po prostu przez jakiś czas pobawi się z przyjaciółmi, a później wszystko wróci na swój tor. Sam pomysł był cudowny.
Zadzwonił jej telefon komórkowy i aż z przerażeniem zobaczyła, że to Robert. Czasami miała wrażenie, że czyta jej w myślach, nawet jeśli jest kilkadziesiąt kilometrów dalej.
– Cześć, przyjedziecie do mnie na weekend?
– Muszę skonsultować z Miśką, ale myślę, że nie będzie problemu. Wiesz, u mnie zawsze łatwiej robić cokolwiek w weekendy – przyłożyła telefon ramieniem do brody i kontynuowała gotowanie zupy pomidorowej, nie przerywając rozmowy.
– To świetnie, weź dwie koperty.
– Ty masz to aż tak rozplanowane?
– Nigdy nie wątp w moc energetyków.
– To dla mnie bardziej przerażające. Jak sobie przypomnę sylwestrową noc i to, że przeholowaliśmy wtedy z alkoholem, a później jeszcze miałeś wenę i siłę, żeby to wszystko ogarnąć. Przerażające.
– Dobra, dobra. Mnie owocowe trunki nie rozstrajają jak ciebie.
Roześmiała się. Miała w pamięci wiele obrazów ukazujących co podobne owocowe trunki robiły z Robcem, gdy chodzili do liceum. Porozmawiali jeszcze przez moment o codziennych błahostkach i umówili się na piątek.
Po pracy Michalina wywiesiła na drzwiach Cukierniczki kartkę z napisem „W weekend nieczynne” i pojechały do Krakowa. Zostawiły samochód na parkingu przy kamienicy, w której mieszkał Robert. Już na nich czekał. Na przystanku wyszukał odpowiedni tramwaj i pojechali do centrum.
Weszli do jednego z klubów znajdujących się przy rynku.
– Byliśmy tu kiedyś – stwierdziła Miśka, gdy usiadły w jednym z boksów.
– Też coś kojarzę. Jak zaczynaliście pierwszy rok i was odwiedziłam, to tu siedzieliśmy. Nie było tamtej lady, a tu wydaje mi się, była taka ścianka, ale to chyba to miejsce.
– Macie rację – Robert przyniósł swojego drinka i usiadł obok kuzynki.
– Coś się tutaj działo…– Michalina zmrużyła oczy. Rozglądały się po klubie, próbując sobie odszukać w zakamarkach pamięci, gdzie się znaleźli.
– Miśka, Jezu, nie pamiętam. Czekaj. To nie było tak, że Robert nas do czegoś namawiał? Przegrałyśmy zakład?
– Było – odezwał się mężczyzna, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
– Co ty kombinujesz?
Hania zauważyła, że w rogu sali zaczyna się coś dziać. Ubrany na czarno pracownik lokalu rozkładał kilka urządzeń – duży ekran rozwinięty przy ścianie, monitor przy schodkach prowadzących na środek sceny, obok niego rzutnik.
Przypomniała sobie.
– O nie.
– O tak.
– Nie zrobiłeś tego – rzuciła przestraszone spojrzenie w stronę Roberta.
– Wtedy się nie odważyłaś. Teraz nie masz wyboru.
Hania sięgnęła szybko do torebki, znalazła kopertę z dwójką i rozerwała szybko, nie przejmując się, że może lekko uszkodzić kartkę w środku. Domyśliła się zadania.
ZAŚPIEWAJ KARAOKE
– Początkowo miałaś mieć po prostu występ przed publicznością, ale mogłaś to leniwie zinterpretować, więc oto jest.
– Nigdy w życiu tego nie zrobię.
– Czyli nie obchodzi cię, że dotrzesz do trzydziestki z myślą „tylu rzeczy jeszcze nie zrobiłam”?
– Obchodzi, ale…
– Haniuniu, nikt cię tu nie zna poza nami, a my widzieliśmy cię w o wiele gorszych sytuacjach. Może Robert ma rację.
– Ale…
– Ale co?
– Ale ja nie umiem śpiewać – rozłożyła bezradnie ręce.
– Powiedz to tym wszystkim gwiazdkom, które też nie potrafią śpiewać, a robią niesamowite kariery. Kluczem jest pewność siebie.
– Tego też mi brakuje.
W przeciwieństwie do Hani, Michalina nie miała żadnych oporów. Pracownik lokalu nawet nie zdążył rozłożyć całego sprzętu, a ona już stała na scenie. Zażyczyła sobie piosenki z musicalu Mamma Mia! i od razu zaczęła śpiewać najsłynniejsze hity. Czuła się lepiej niż ryba w wodzie – czasami tak uwielbiała być w centrum uwagi.
W końcu jeden z pracowników lokalu szepnął Miśce, że powinna dać też szansę innym. Do mikrofonu nikt się nie wyrywał, ale podejrzewali, że kobieta przyczyniła się do tego, prawie go kradnąc.
Michalina podbiegła do boksu, w którym siedzieli. Klęknęła przed przyjaciółką i złożyła ręce.
– Hania, Hania, Haniunia, musisz! Zabronią mi śpiewać, jak nie wejdzie ktoś inny. No błagam!
– Jeśli to tyle dla ciebie znaczy… – Wstała i poszła na scenę.
Michalina podniosła się i wyszczerzyła do kuzyna.
– Widzisz, jaki mam talent aktorski?
– Minęłaś się z powołaniem. Patrz, zaśpiewa.
– Ciekawe, co wybrała.
Hania szepnęła kilka słów do organizatora karaoke. Stanęła przed mikrofonem. Zżerały ją nerwy, ale musiała to zrobić, żeby jej przyjaciółka nie miała zrujnowanego wieczoru. Poza tym, lepiej było zaliczyć taką kompromitację przed trzydziestką niż po.
– Oh, baby, baby, how was I supposed to know?
Wszystkie w klubie, którzy byli dzieciakami na przełomie wieków, zareagowali bardzo entuzjastycznie na dobór piosenki. To był hit ich czasów – kibicowali Hani, zaczęli tańczyć jak w teledysku i podśpiewywać. Niewiele jej to pomogło pod względem wykonania karaoke, ale udało jej się dokończyć cały utwór, co już uznała za wielki sukces. Wprawiła przy okazji towarzystwo w doskonałe nastroje.