Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Czasem trzeba zniszczyć całe życie, aby móc zbudować nowe…
Monika i Michał, trzydziestokilkulatkowie, od lat pracują w jednej firmie i znają się jak łyse konie. Są przyjaciółmi z pracy, choć prywatnie rzadko się spotykają. Gdy lecą na planowaną od dawna delegację do Pragi, nie przypuszczają, że te kilka dni przewróci ich życie do góry nogami. Targani namiętnością, tęsknotą, a jednocześnie poczuciem winy i świadomością krzywdy wyrządzonej swoim najbliższym, zadają sobie pytanie, czy uczucie, które ich połączyło, jest prawdziwe. Czy to nie jest tylko miłostka, przygoda pod wpływem okoliczności, odskocznia od codziennego życia? Czy liczy się tu i teraz, czy mają prawo zniszczyć swoje małżeństwa i rodziny?
– […] myślę, że moglibyśmy być szczęśliwi i to by trwało. W innym czasie, w innym miejscu.
– To zatrzymaj czas.
– Wciąż to robię, każde moje spojrzenie utrwala twoją twarz w moim sercu.
– Przestań – powiedziała smutno.
– Za bardzo kiczowate? – spytał.
– Nic nie jest kiczowate, ty to czujesz i ja to czuję, i boję się, tak bardzo boję się jutra!
– Widzisz, ja wiem, że to jest złe, tego nie powinno być.
– Jak to może być złe?Taka ironia losu, coś takiego spotyka właśnie nas! Jest tyle osób, które tego nie doświadczają. A my jesteśmy przecież szczęśliwi, mamy rodziny, mamy dzieci. – Po policzkach popłynęły jej łzy. – Jesteśmy złymi ludźmi…
Delikatnie zebrał palcami jej łzy.
– Prawdopodobnie. Chciałbym myśleć, że to, co nas łączy, usprawiedliwia to, co robimy, ale obawiam się, że tak nie jest, nie czuję, żeby tak było.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 257
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Michał stał na lotnisku. Do odlotu miał jeszcze prawie dwie godziny. Ten cały wyjazd był tak potrzebny, że szkoda gadać. Praga to piękne miasto, ale żeby od razu służbowo? Mówiło się o tym w firmie już od kilku lat. Prawie wszyscy w departamencie mieli to wpisane w celach: pojechać na kilka dni do oddziału czeskiego, czegoś się nauczyć, czegoś ich nauczyć. Całe szczęście, że leciał tam z Moniką. Kiedy temat wypłynął po raz pierwszy, zażartowali sobie, że może pojadą razem, co – mówiąc szczerze – było mało prawdopodobne.
W końcu stało się. Delegacje ruszyły i co miesiąc dwie osoby z pionu wyjeżdżały, zazwyczaj od poniedziałku lub wtorku do piątku. Całkiem miła perspektywa, wizyta w pięknym mieście, trochę pracy, jeśli można to w ogóle nazwać pracą. Obiad w miłym miejscu, zero obowiązków domowych. Właściwie urlop i jeszcze diety. Szału nie ma, ale zawsze. Kiedy zaczęto ustalać pary, mieli z Moniką nadzieję, że pojadą razem, tak ze śmiechem, na wesoło. Ale kiedy zbliżał się już czas ogłoszenia propozycji – wiadomo, nie każdemu może pasować termin, mimo że odbywało się to z minimum miesięcznym wyprzedzeniem – zaczęli się niepokoić, czy aby na pewno będą parą na wyjazd. Nie mogli się o to ubiegać ani wyrażać zbyt dużego zainteresowania, bo mogłoby się to wydać podejrzane. Tak naprawdę nic się za tym nie kryło, ale jeśli nie pojechaliby razem, to z kim?
Ile to już lat, jak to określali, „byli razem”, pięć, sześć? Parę razy próbowali policzyć, ale zawsze zapominali, kiedy ich znajomość, koleżeństwo, może coś na zasadzie przyjaźni, dokładnie się zaczęła. Dobrze im się ze sobą rozmawiało, mieli podobne poczucie humoru, czytali te same książki, oglądali te same filmy. To był początek, później poznali się lepiej, dowiedzieli się o sobie więcej, utrzymując relacje na czysto koleżeńskim poziomie. Żadne z nich nigdy nie próbowało zacieśniać więzi. Kontaktów poza pracą nie było praktycznie wcale. Okazjonalny SMS, gdy w ich życiu wydarzyło się coś, czym chcieli się podzielić. Jak przyjaciele. Tym właściwie byli – pomyślał Michał, nawet jeśli nie przykleili na to etykietki z nazwą.
Fakt, że im obojgu zaproponowano wyjazd w tym samym czasie, był bardzo szczęśliwym zbiegiem okoliczności, choć w sumie ich obowiązki nie kolidowały ze sobą, więc z korporacyjnego punktu widzenia to miało sens. Reprezentowali różne działy w tym samym pionie. Strach pomyśleć, że musiałby jechać z kimś innym. Wyjazd z domu na cztery, prawie pięć dni stanowił wystarczająco nieciekawą perspektywę, a jeszcze jechać z kimś przypadkowym, kto nie ma z tobą wiele wspólnego? Lepiej nawet tego nie rozważać.
– Cześć, Michał – usłyszał za sobą.
– O, cześć – powiedział do zbliżającej się Moniki i jej męża Piotra. – Gotowa na zgłębianie czeskich tajników korporacyjnych? – spytał, kiedy stanęli przed nim.
– Nie mogę się doczekać – odpowiedziała z uśmiechem.
– Mam tylko nadzieję, że nie będą dużo mówić po czesku, bo padniemy ze śmiechu – nieporadnie zażartował.
– Pewnie nie będą, dlaczego w Pradze mieliby to robić? – Monika od razu odpowiedziała na jego żart. – Bardziej martwię się o niego – kontynuowała, wskazując na męża. – Sam z dziećmi przez pięć dni… Dasz radę, kochanie?
– Nie wiem, nie wiem… A to trzeba dać coś jeść, umyć, położyć spać, ubrać. Jezu, ile tego, już mnie przerasta – odpowiedział z humorem.
– Nie rób z niego takiej sieroty, kanapkę im da. – Michał postanowił okazać męską solidarność.
Roześmiali się wszyscy. Pożartowali chwilę, po czym udali się do odprawy. Piotr poprosił o opiekę nad żoną i ochronę przed czeskimi podrywaczami. Uważaj, o co prosisz – zaśmiał się Michał w duchu, uznał jednak, że wypowiedzenie tego na głos może zostać źle zrozumiane przez męża Moniki. Z nią to co innego, ich dowcipy często dotyczyły „bliskich relacji” między nimi, ale to były żarty i oboje doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Ich oddanie współmałżonkom było stuprocentowe i niezależnie od wszystkiego nienaruszalne. Zaśmiał się pod nosem. Poczucie humoru, tylko to może cię uratować.
W samolocie okazało się, że nikt koło nich nie siedzi, więc mogli wygodnie rozsiąść się na trzech fotelach.
Monika była naprawdę zadowolona, że lecą razem. Znali się kilka lat, a jej się wydawało, że od zawsze. Wiedzieli o sobie tak wiele, biorąc pod uwagę to, że ich kontakty ograniczały się tylko do pracy. Jak to się zaczęło? Chyba poszli na lunch, na pewno nie sami, ktoś z nimi był. Nie, to Michał przysiadł się do niej i jej koleżanki. Iza, bo tak jej było na imię, dosyć szybko się wykruszyła i zaczęli chodzić na obiady sami. Tak po prostu, zupełnie naturalnie. Czy Michał był jej najlepszym przyjacielem? Trudno to było jednoznacznie stwierdzić. Wiedział o niej bardzo dużo, czasami wydawało się, że zna ją lepiej niż jej własny mąż. Tak to pewnie jest z przyjaciółmi, że wiedzą o nas rzeczy, o których nawet małżonkowie nie mają pojęcia. Nie chodziło o żadne tajemnice, czasami zwyczajnie odnosiła wrażenie, jakby czytali sobie w myślach. Kiedy o czymś rozmawiali albo żartowali, można było wyczuć, że nadawali na tych samych falach. Gdyby ktoś im się przyglądał, mógłby pomyśleć, że jest tam coś więcej niż przyjaźń. Ale to nigdy nie wchodziło w grę. Oczywiście żartowali na ten temat nie raz, śmiali się z chemii między nimi. Gdy Monika była na urlopach macierzyńskich po urodzeniu najpierw jednego, a potem drugiego syna, nie widzieli się miesiącami, ale to specjalnie nie wpłynęło na ich relacje. Rozmawiali ze sobą przez telefon przynajmniej raz na tydzień, żeby – jak sobie żartowali – wiedzieć, co się dzieje u drugiej osoby i żeby wyeliminować zagrożenie, że się nie poznają, jak wróci. Kiedy zaś wracała, wydawało się, jakby tej przerwy nie było. Przejście było płynne, jak zawsze w ich przypadku.
Teraz zaś lecieli razem, nie mogło się lepiej ułożyć. Jeśli już musisz być w obcym miejscu, daleko od domu, to wtedy zdecydowanie pomaga fakt, że jesteś z osobą, z którą się świetnie dogadujesz. Będą też mieli okazję obejrzeć wreszcie razem film. Monika uśmiechnęła się do siebie. Tyle razy oglądali te same filmy, mniej więcej w tym samym czasie, aby móc potem na bieżąco je komentować, ale nigdy razem. Było to w sumie zrozumiałe, no bo niby jak. Nagle jej myśli zawędrowały do chłopców. Ciekawe, jak oni sobie dadzą radę. Szymek miał cztery lata, a Adaś dwa i jeszcze nigdy nie zdarzyło się, żeby mama ich nie usypiała, nie mówiąc nawet o spędzeniu nocy poza domem. Piotr będzie miał pełne ręce roboty.
Z rozmyślań wyrwał ją głos Michała.
– Dadzą sobie radę – powiedział uspokajająco.
– A ty co, w myślach czytasz? – spytała z uśmiechem.
– To było łatwe do odgadnięcia, zwłaszcza na widok zatroskania na twojej twarzy.
– Obserwujesz mnie po cichu?
– Zawsze – uśmiechnął się szeroko – i naprawdę nie martw się. Przecież nie zostawiłaś dzieci z obcym. To po pierwsze, a po drugie, twój mąż chyba potrafi zrobić wszystko. Wiem, wiem, na pewno nie tak dobrze jak ty. Tylko mnie nie bij – dodał szybko ze śmiechem, widząc jej groźną minę.
– Za kogo ty mnie uważasz?
– Jak to za kogo? To chyba oczywiste: za kochającą mamę, która chętnie się podzieli obowiązkami, ale i tak wiadomo, że wszystko zrobi najlepiej. – Michał ledwo mógł powstrzymać się od śmiechu.
– Doigrasz się.
– I co? Będę spać w stołowym.
Teraz już śmiali się oboje. Dużo nie potrzebowali, żeby się dobrze bawić; trochę powagi wokół i zaraz zaczynali żartować. Kiedy już przestali się śmiać, Monika powiedziała:
– W jakim stołowym, czy panu marzy się wspólny pokój?
– Jak to? To nie będzie dwuosobowy? – spytał z udawanym oburzeniem.
– Przygotuj się lepiej na szok ze stresem, ale nie wydaje mi się, żeby umieścili nas w dwójce.
– Tą informacją przebiłaś mnie na wskroś.
– Przepraszam bardzo, szykowałeś się na coś? – spytała z uśmiechem, który w zamierzeniu miał uchodzić za zalotny.
– Ja? Połączenie świętego i mnicha.
Monika zaczęła się śmiać tak głośno, że aż ludzie siedzący parę rzędów przed nimi odwrócili głowy, żeby zobaczyć, cóż takiego się dzieje.
– Chyba powinienem czuć się urażony. Skąd ten śmiech? – Michał zachowywał poważną minę, tylko w kącikach ust czaił się uśmiech. To sprawiło, że Monice jeszcze trudniej było opanować wesołość.
– To moja wina, przepraszam – powiedziała – zawsze wyglądałeś mi na kogoś, kto chciałby pójść do klasztoru. Zdecydowanie. Żeńskiego.
Znowu zaczęli się śmiać.
– Zaraz każą nam wysiąść – stwierdził Michał, tłumiąc chichot.
– Myślisz, że jesteśmy jeszcze nad Polską? Nad górami byłoby łatwiej. Wracając do pokoju, co planowałeś sobie w tej dwójce?
– Zaraz planowałeś. Pamiętasz, że mieliśmy obejrzeć jakieś filmy?
– Oczywiście, i mam nadzieję, że jesteś przygotowany.
– Zawsze. – Uśmiechnął się dwuznacznie i kiedy zobaczył jej uśmiech, powiedział: – O filmach mówię, naprawdę, wstydziłabyś się. Przepraszam, czy pani próbuje mnie uwieść?
– Nieźle, nieźle, ale do Dustina Hoffmana ci troszeczkę brakuje. I czy on nie był młodszy w „Absolwencie”?
– Tak, trochę, miał trzydzieści lat, ale grał młodszego. Ty za to jesteś zdecydowanie młodsza od pani Robinson.
– A to ma znaczenie?
– Po prostu uwiedzenie mnie poszłoby ci o wiele łatwiej.
– Chcesz mi powiedzieć, że aby cię uwieść, musiałabym się w ogóle wysilać? – powiedziała, szeroko się uśmiechając.
– Ty myślisz, że ja jakiś łatwy jestem? – odpowiedział, chichocząc.
– Skąd, nigdy by mi to nie przyszło do głowy. To ja jestem taka sexy, plus te blond włosy. – Jej uśmiech zdecydowanie mógł oszołomić.
– Rozumiem, że chcesz mi zawrócić w głowie, a potem będziesz siedzieć i śmiać się w pokoju, podczas gdy ja będę całą noc skomlał pod drzwiami twojego pokoju: „Mooonikaaa!”.
– To byłby widok. Z hotelu wyrzuciliby nas jeszcze szybciej niż z samolotu.
Przez chwilę wyglądali przez okno. Lecieli nad chmurami, słońce oświetlało je jak białe prześcieradło, tworząc przepiękny widok. Samolot powoli zaczął obniżać pułap, zbliżali się do miejsca przeznaczenia.
– To jakie masz te filmy? – spytała po dłuższej chwili Monika.
– Niespodzianka. Z każdego gatunku coś, a i tak pewnie będziemy oglądać „Przyjaciół”.
– Masz „Przyjaciół”?
– Wszystkie sezony. Jeśli przypomni nam się jakiś fajny odcinek, wyszukamy w internecie, który to numer, i będziemy oglądać. W tym momencie mogę wyjaśnić, dlaczego pytałem o dwójkę.
– Chętnie posłucham, rozumiem, że w tej chwili to wymyśliłeś.
– Naprawdę, bolą mnie te wszystkie podejrzenia.
– Oczywiście. – Monika z trudem powstrzymywała się od śmiechu.
– Chodzi o to, że zdarza mi się usnąć na filmie i gdyby to się stało, nie musiałbym już się rozbudzać, żeby wrócić do siebie. – Spojrzał na nią z miną niewiniątka.
– Strasznie to naciągane. Tak w ogóle skąd ci przyszło do głowy, że przy mnie tak łatwo uśniesz? – Monika popatrzyła mu w oczy, jednocześnie przygryzając lekko dolną wargę, by po chwili się roześmiać.
– Tak się nie robi, to nie jest fair – odpowiedział jej z uśmiechem.
– Czego? Zupełnie nie wiem, o czym mówisz.
– Jasne, niewiniątko!
W tym momencie ogłoszono obowiązkowe zapięcie pasów, gdyż rozpoczęli podchodzenie do lądowania.
– Szybko minął ten lot – stwierdziła.
– Nam na pewno, nie wiem, jak tym, co siedzą wokół – dokończył szeptem.
Uśmiechnęli się do siebie konspiracyjnie. Za oknami widzieli już zarys lotniska.
W związku z tym, że mieli tylko bagaże podręczne, nie musieli tracić czasu na czekanie na walizki i w hotelu zameldowali się już godzinę po wylądowaniu. Dostali dwie jedynki, naprzeciwko siebie.
– Będę blisko, gdybyś potrzebowała szklanki wody – zażartował – albo kawy lub herbaty.
– Myślisz, że mogę liczyć, iż zamówienie zostanie dostarczone przez naoliwionego przystojniaka w stringach? Chociaż wróć, tylko nie w stringach!
– Uff, kamień z serca, myślałem, że będę musiał przycinać bokserki. Muszę tylko po kujawski wyskoczyć do Biedronki i da się zrobić. Nawiasem mówiąc, ciekawe, czy tu mają takową. No i z tym przystojniakiem to już kwestia gustu.
– Może być z Lidla i wolałabym oliwę z oliwek. Jeśli chodzi o przystojniaka, to cóż, jest, jak jest – roześmiała się.
– Dzięki, dostaję dzisiaj cios za ciosem. Rozumiem, że pierwsze tłoczenie, znaczy się na bogato?
– Jeśli można prosić.
– Dla ciebie wszystko.
– Uważaj, uważaj, bo mogę tę obietnicę wykorzystać – powiedziała, uśmiechając się szeroko.
Jakkolwiek by to wszystko nie brzmiało, to były dla nich normalne żarty. Może sytuacja się zmieniła, nie znajdowali się w „bezpiecznych okolicznościach” swojej firmy. Żarty w dalszym ciągu były niewinne, jak na nich w każdym razie. Przy wszystkich tematach, jakie kiedykolwiek poruszali, nigdy nie powiedzieli, czy się sobie podobają. Oczywiście on żartował, jaki z niej „lachon”, a ona, że na imprezie firmowej on będzie stał otoczony wianuszkiem napalonych torped. Ale to były tylko cytaty z ich kabaretowego guru, Roberta Górskiego. Nigdy na poważnie. Chyba.
Umówili się o wpół do ósmej na obiad, a właściwie na kolację, na dole w hotelowej restauracji. Na zwiedzanie praskich lokali nie mieli już siły.
– Ho, ho, ho, ktoś się naprawdę odszykował – stwierdził Michał z podziwem.
– Jak głosi stara prawda, kobieta nie taka straszna, jak się umaluje.
– Ja się raczej zastanawiam, jak to robisz, że wyglądasz jeszcze lepiej.
– Przestań, bo spłonę rumieńcem. Na szczęście mam makijaż, więc nie będzie widać. – Uśmiechnęła się.
– Można by pomyśleć, że tak łatwo sprawić, żebyś się zarumieniła. Jak cię zobaczą, to stolik dostaniemy bez problemu. Żeby tylko mnie też wpuścili do środka… – powiedział, udając zmartwionego.
– Naoglądałeś się za dużo filmów.
– To na pewno – przyznał.
– Nie sądzę, aby w restauracji hotelowej były jakieś problemy ze stolikami.
– Nie wiadomo, może akurat jest jakaś konferencja.
– To będę musiała użyć mojego uroku. – Monika mrugnęła do niego.
– Jeszcze na kimś?
– Ty nie masz stolika – stwierdziła.
– To chodźmy, nie chcę stać z hamburgerem i patrzeć przez szybę z zewnątrz, jak bajeruje cię jakiś czeski Brad Pitt, który, tak się składa, ma i stolik, i wolne miejsce przy nim.
– Na deszczu i wilki jakieś – roześmiała się.
– Widzę się bardziej jako Clint Eastwood w „Madison County”.
– Romantycznie, ale on chyba nie miał hamburgera w dłoni.
– Wyrzucamy hamburgera. Tak będę stał.
– A nie będziesz walczył? Nigdy nie myślałam o tobie jak o kimś, kto się poddaje. – Spojrzała na niego, jakby rzucała mu wyzwanie.
– A co myślałaś?
– Jeszcze niczego się nie napiłam, żeby odpowiadać na takie pytania – stwierdziła wymijająco, uśmiechając się delikatnie.
– Ładny unik. – Pokiwał głową z uznaniem. – Musimy w takim razie coś na to zaradzić, chodźmy.
W restauracji, wbrew pozornemu tłokowi przy wejściu, który zrobiły dwie pary tuż przed nimi, nie było dużo osób. Zajęli stolik usytuowany przy oknie, z którego rozpościerał się widok na zamek na Hradczanach. Restauracja znajdowała się na pierwszym piętrze budynku hotelowego, więc widok mieli znakomity.
– No ładnie, takiego miejsca nawet Brad Pitt nie przebije – stwierdziła Monika.
W tym momencie podszedł kierownik sali i spytał, czy wszystko w porządku. Michał podziękował mu i odpowiedział, że w jak najlepszym.
– O co chodziło? – spytała Monika, gdy zostali sami.
– Muszę się do czegoś przyznać. Przyszedłem tu trochę wcześniej i poprosiłem o stolik z najładniejszym widokiem.
– Serio? – Zdziwienie na jej twarzy mieszało się z podziwem.
– Serio, w końcu to kolacja jedyna w swoim rodzaju, jeszcze na takiej nie byliśmy.
– A w Warszawie kilka lat temu? – spytała.
– My i cały pion.
– Tam był cały pion? – udała zdziwienie. – Ja pamiętam tylko wino.
– Wino zdecydowanie było.
– Zdecydowanie to za szybko stamtąd wyszliśmy, ale ty się zawsze spieszysz.
– Winny, ale ty chyba miałaś trochę dość.
– Po pierwsze, to ciekawe, kto to wino polewał, po drugie, kto powiedział, że miałam dość, a po trzecie, byłam już nieźle rozmiękczona, ale to tobie, podkreślam ponownie, oczywiście się spieszyło. – Spojrzała za okno z zamyśleniem.
– Po raz kolejny przyznaję się do winy, ale to przestępstwo już się chyba przedawniło.
– Nie wiem, muszę pomyśleć – powiedziała, robiąc poważną minę.
– W każdym razie proszę o najmniejszy wymiar kary albo największy – roześmiał się.
Zawtórowała mu. Młoda kelnerka przyniosła karty i Monika zaczęła żartować, że jak tylko na chwilę odwróci wzrok, to Michał ucieknie z kelnerką, a ona zostanie z rachunkiem.
– Kuszące, bardzo kuszące, ale obiecałem opiekować się tobą, więc sama rozumiesz…
Kolacja upływała miło, jedzenie było smaczne, popijali wino, rozmawiali o wszystkim i o niczym. Dobrze się bawili, jak zawsze zresztą w swoim towarzystwie. Trudno było stwierdzić, czy coś wisi w powietrzu, ponieważ nawet najśmielsze żarty nie były niczym nowym. Jedynie miejsce, w którym się znajdowali, nie było już bezpieczną przystanią, gdzie mogli być pewni, że nic nierozsądnego nie przyjdzie im do głowy.
– Chyba zamówię jeszcze butelkę, bo tak nam dobrze idzie – zaproponował Michał.
– Chyba tobie, ja prawie nic nie wypiłam. – Monika uśmiechnęła się, mrużąc oczy.
– Tak sobie mów. Pijemy prawie równo, ja troszeczkę więcej, ale dosłownie troszeczkę.
– Troszeczkę? Jasne. Jeszcze jedną? Przepraszam bardzo, ale chyba jednak ma pan jakiś tajny plan. Najpierw ten stolik…
– Przepraszam bardzo, jeśli chodzi o stolik, to muszę przyznać, że mężczyzna zrobi wszystko, by zrobić wrażenie na pięknej kobiecie.
Monika poczuła, że teraz już się czerwieni. Czy Michał nie przesadzał z tymi komplementami? Z drugiej strony nie mówił nic, z czego wcześniej by sobie nie żartowali. To musiał być wpływ wina.
– To o mnie? – spytała, uśmiechając się i przekrzywiając lekko głowę.
– Chciałem być przygotowany na wypadek, gdyby jakaś się pojawiła, ale w ostateczności… – Michał zaczął się śmiać.
– Foch!
Monika zrobiła obrażoną minę. Niestety, patrząc na śmiejącego się przyjaciela, nie potrafiła jej długo utrzymać i już po chwili zaczęła mu wtórować.
– Przecież wiesz, że żartuję – powiedział poważnie, by dosłownie po sekundzie z powrotem się rozpromienić. – Wracając do twojego podejrzenia: czy ja wyglądam na kogoś, kto ma tajny plan? Oświeć mnie w takim razie, jaki to miałby być.
– Jak to jaki? Upić i wykorzystać.
– Piękny plan. – Michał uśmiechnął się szeroko. – Jeśli mam być szczery, to wolałbym opuścić pierwszą część.
Nagle poczuli coś dziwnego, uśmiechy delikatnie zastygły im na twarzach, tak jakby zrozumieli, że już nie jest bezpiecznie i że może to wszystko to nie są tylko żarty. Może nigdy nie były.
– Może już nie zamawiajmy. I tak wydaje mi się, że za dużo wypiłam – powiedziała poważnie Monika.
– Ale nie jesteś rozmiękczona – spróbował zażartować Michał, żeby trochę rozładować napięcie, które tak nieoczekiwanie się pojawiło.
– Nie, nie jestem, ale obawiam się, że za chwilę mogę być – odpowiedziała niepewnie.
Gdzieś nagle zniknęła jej pewność siebie, z którą tak zdecydowanie szła przez każdy dialog, jaki ze sobą prowadzili. Robiło się niebezpiecznie. Mieszanina uczuć, która nią wstrząsnęła, napełniła ją przerażeniem. Tak wiele razy żartowali z szalonego romansu, który mógłby ich połączyć. Zawsze byli przekonani, że to nigdy nie nastąpi, że wcale tego nie chcą. Nie myślała o Michale w ten sposób. Owszem, podobał się jej, chyba – nie zastanawiała się nad tym. Może to poczucie humoru? Zawsze potrafił ją rozbawić. Mieli tyle wspólnych tematów, mogli porozmawiać praktycznie o wszystkim. Ale to tylko w najlepszym razie przyjaźń. Góra. Maksimum. Czas się zbierać.
– Myślę, że dokończymy wino i będziemy szli do pokojów. To był długi dzień, a jutro musimy do pracy – powiedziała.
– Dokładnie. Chyba wystarczy, jak będziemy tam na dziewiątą, jak myślisz?
– Myślę, że w zupełności wystarczy.
Dokończyli resztkę wina, która im została. Michał podpisał rachunek i udali się w stronę wind. Jechali w milczeniu. Bali się nawet zażartować. W końcu on postanowił przerwać tę strasznie niezręczną ciszę.
– Zrobiło się dziwnie.
– Dziwnie? Nie zauważyłam.
– OK, rozumiem, ciężar rozmowy spada na mnie.
– W końcu ty jesteś mężczyzną.
– Równouprawnienie w zależności od sytuacji. – Uśmiechnął się delikatnie.
– Nie chcesz chyba, żeby ktoś tak kruchy jak ja dźwigał jakieś ciężary.
W tym momencie winda się zatrzymała, powoli wysiedli i skierowali się w stronę swoich pokoi. Po chwili stali już przy drzwiach.
– Niedobrze – powiedział – alkohol już praktycznie wyparował, czyli człowiek trzeźwo myśli…
– Żaden czyn nie może być nim usprawiedliwiony – weszła mu w słowo.
– Ale w sumie to dobrze, bo o ile pod wpływem jest pewnie łatwiej narobić głupot, to wolałbym być pewny tego, co robię.
– Pewny robienia głupot? Czy to nie byłaby jeszcze większa głupota?
– W sumie może masz rację. Wejdziesz? Głupio tak się rozmawia na korytarzu – zaproponował.
– Śmiało pan postępuje, to nowy plan? – Uśmiechnęła się.
– Uparłaś się z tym planem – powiedział ze śmiechem. – OK, to jest plan B, improwizacja i dostosowanie się do sytuacji. – Kiedy zobaczył zaskoczenie na jej twarzy, dodał: – Żartuję, żadnych ukrytych zamiarów, chciałem tylko, żebyśmy usiedli na fotelach, podkreślam, mam dwa, a nie tak stali na korytarzu. Nie chciałem się po prostu wpraszać do ciebie.
– Mieliśmy się już położyć.
– Czy to propozycja? – Ponownie spróbował się uśmiechnąć.
To, co jeszcze piętnaście minut temu byłoby najnormalniejszym żartem na świecie, nagle nabrało nowego wymiaru. Coś się zmieniło, tylko nie bardzo wiedzieli co, a może nie chcieli wiedzieć.
Monika uśmiechnęła się zmieszana, nie odzywając się ani słowem.
– Teraz oczekiwałem błyskotliwej riposty – powiedział z niepewnym uśmiechem.
– Przepraszam, to wino chyba spowolniło moje reakcje, zaraz wrócę do formy.
– To wejdziemy na chwilę do mnie? Tak przyjemnie się rozmawia – zażartował.
– Masz na myśli, odkąd zrobiło się dziwnie?
– Teraz to już wyjątkowo dobrze.
– Wiesz co, to chodźmy do mnie. Jak mi się zachce spać, to będę u siebie.
– OK, wezmę tylko coś z pokoju i już jestem.
– Coś? – spytała z uśmiechem. Była znowu sobą, tylko jak długo?
– Tia, no wiesz, nie pomyślałem o tym, tak daleko mój wyrachowany plan nie sięgał. Dobra, bo się rozmarzyłem, zaraz przyjdę.
Po chwili już pukał do drzwi jej pokoju. Otworzyła mu w koronkowej koszulce na ramiączkach i skromnych figach, aż zaparło mu dech.
– Michał, MICHAŁ! Halo, jest tam kto?
Usłyszał jej głos i nagle się ocknął. W dalszym ciągu stał przed otwartymi drzwiami, tylko że Monika była ubrana tak jak poprzednio. Musiało mu się wydawać. Mam nadzieję, że to alkohol, bo inaczej kiepsko ze mną – zaśmiał się w duchu.
– Co się stało? – spytała.
– Wyłączyłem się na chwilę.
– Miałeś taki zdziwiony wyraz twarzy.
– Żebyś wiedziała – powiedział i uśmiechnął się w myślach.
– Co żebym wiedziała?
– Za chwilę, daj mi ochłonąć, a tak w ogóle to może jeszcze po małej lampce? Już dawno zapomnieliśmy o winie obiadowym – zaproponował, wyciągając butelkę zza pleców.
– A to skąd? – Spojrzała na niego podejrzliwie.
– Poszedłem do sklepu koło hotelu, gdy szykowałaś się do obiadu – oznajmił z miną niewiniątka.
– Stolik, wino, aż się nasuwa słowo na „p”.
– Taki „p”, żeby było miło, a to tylko wino, kupiłem z myślą o ewentualnym filmie.
– Ale teraz już chyba nie będziemy nic oglądać, jest wpół do dziesiątej.
– Oczywiście, tylko tłumaczę, skąd to wino. Napić się bez filmu też możemy.
– Pewnie, że tak.
Michał nalał wina, usiedli wygodnie w fotelach naprzeciwko siebie. Spojrzał na Monikę i wydawało mu się, jakby patrzył na nią po raz pierwszy. Oczywiście zawsze mu się podobała. Była miła dla oka, jak lubił to określać, a z czego się śmiali. Może to miejsce, może to wino i sceneria jak z taniego romansidła. Zdecydowanie bardzo taniego – pomyślał.
Czy może być coś bardziej stereotypowego? On i ona, koledzy z pracy w delegacji. Ciekawe, co mówią statystyki. No ale który badany powiedziałby prawdę? Wszyscy chcą wierzyć, że są wyjątkowi, czyż nie? Wyjeżdżają w delegacje, na wyjazdy integracyjne i chcą myśleć o sobie lepiej. Czy przyznają się przed sobą: „Tak, jestem niewiernym sukinsynem, tak, jestem zdradzającą dziwką”? Czy raczej szukają wymówek, że to przez alkohol, że to tak naprawdę nic nie znaczyło, to tylko seks. Jeśli nic nie znaczyło, to tym gorzej niszczyć coś wartościowego dla nic nieznaczących paru minut. Możliwe, że bardzo przyjemnych, chociaż w większości przypadków pewnie droga do celu jest przyjemniejsza.
Michał, patrząc na Monikę, chciał wierzyć, że to coś więcej, że to uczucie, które nagle nim zawładnęło, jest czymś więcej. A dom? O domu starał się nie myśleć, dom był daleko, tutaj był inny świat. I on już w nim zanurzony, wszystko wydawało się jasne. Tak przynajmniej chciał myśleć.
– Hej, jesteś tutaj czy znowu się wyłączyłeś? – Pytanie Moniki wyrwało go z zamyślenia.
– Jestem, jestem.
– O czym myślałeś?
– O tej dziwnej atmosferze, która się pojawiła podczas kolacji.
– Tak, co z nią? – spytała, przygryzając nerwowo wargę.
– Do tej pory zawsze żartowaliśmy sobie praktycznie ze wszystkiego, jeśli chodzi o nas. Nie było tematów tabu.
– Potwierdzam.
– I wszystko traktowaliśmy jak żarty. – Zrobił pauzę.
– Mimo że żartami nie było – ni to stwierdziła, ni to zapytała, a minę miała poważną.
– Nie wiem, może. Mogę mówić za siebie.
– Ja też nie wiem, to robi się ciężkie, zacznijmy znowu żartować, proszę – powiedziała błagalnie. – Boję się – dodała po chwili.
Michał delikatnie wyciągnął rękę i położył ją na dłoni Moniki.
– Co to znaczy? Czego się boisz?
– Nie wiem, przecież to ty miałeś dźwigać ciężar tej rozmowy i żeby było tak jak przedtem, przecież nic sobie nie powiedzieliśmy, tylko żartowaliśmy, jak zawsze.
– Widać rozumiemy się bez słów, nic nie powiedzieliśmy, a wszystko wiemy.
– Nic nie wiemy – powiedziała, gwałtownie wyrywając swoją dłoń – nic nie wiemy, bo nie ma co wiedzieć. Czy dostrzegasz, jak idiotyczna jest ta cała rozmowa? Denerwuję się przez ciebie, rozmawiamy i zaraz się pokłócimy, tak naprawdę nie wiadomo o co. O parę żartów, które niby miałyby świadczyć o czym? Że – dobrze, powiem to na głos – że jest coś między nami. Oczywiście, że jest, znamy się tyle lat, wiemy o sobie tak dużo, świetnie się dogadujemy, lubimy się. OK, zgadzam się, to prawda i to jest wszystko. Lubimy się, po prostu lubimy. – Odetchnęła głęboko. – Zabrakło mi tchu – powiedziała już spokojniej.
– Pewnie masz rację.
– Nie zgadzasz się?
– To wszystko prawda, co powiedziałaś.
– Ale? Bo rozumiem, że jest jakieś „ale”.
– Jest, bo skoro już sobie tak szczerze rozmawiamy – uśmiechnął się łagodnie – to muszę ci powiedzieć.
– Czy chcę to usłyszeć? – przerwała mu.
– Jeśli jest prawdą to, co mi tu przed chwilą powiedziałaś, to nie masz się czego obawiać, ale jeśli chcesz, to w tym momencie przerwę i już do tego nie wrócimy. Jutro wszystko będzie po staremu.
– Przerwij i chodźmy spać.
– W normalnych warunkach spytałbym żartem, czy razem.
– A ja bym odpowiedziała, że oczywiście, po czym byśmy się rozeszli.
– Po czym byśmy się rozeszli – powtórzył. – I właśnie jeśli o to chodzi, to czas na mnie – powiedział, wstając i podchodząc do drzwi.
Monika spytała:
– Myślisz, że coś teraz tracę?
– Tak, tracisz stresy i złamane serce.
– To chciałeś mi powiedzieć?
– Ten pociąg już odjechał, moja droga, i może lepiej.
– A jeśli go zatrzymałam i spóźniony pasażer chce wsiąść?
– Jesteś tego pewna? Przecież tylko się lubimy.
Nie odpowiedziała, tylko popatrzyła na niego smutno. Odwzajemnił spojrzenie. Uwielbiał te jej blond włosy i jasną karnację; gdyby wyjechała do Szwecji, mogłaby spokojnie uchodzić za miejscową. Odezwał się spokojnie:
– Nie sądzę, żeby udało nam się wrócić do tego, co było.
Kiwnęła głową prawie niedostrzegalnie.
– Jeśli teraz wyjdę – kontynuował – tak jak miałem zrobić, nigdy się nie dowiemy o nas niczego więcej, chociaż może to byłoby lepsze. Możliwe, że nie ma się czego dowiadywać, ale jeśli wyjdę, będziemy się zawsze zastanawiać. A jeśli zostanę, szybko się przekonamy.
– Że nic nie ma – podpowiedziała.
– Tak, że nic nie ma. Gdyby to był film, to bym się denerwował i poganiał: „Człowieku, przejdź do rzeczy!”.
Uśmiechnęła się.
– W filmie łatwiej.
– Po krótkim zastanowieniu stwierdzam, że w filmach też tak ciągną w nieskończoność, tylko nam, z bezpiecznej pozycji sofy, wydaje się, że zrobilibyśmy wszystko bardziej zdecydowanie. I widzisz, w ten właśnie sposób mówię o pierdołach.
– Nie mogę tego komentować, gdyż ciężar jest znowu na twoich barkach. – Uśmiechnęła się do niego.
– Widzisz…
– To już – zażartowała. – Przepraszam, chciałam rozładować napięcie.
– Możesz oczywiście w każdej chwili wtrącić coś od siebie. – Wziął głęboki oddech. – Myślę, że to, co jest między nami, trudno nazwać.
– Nawet takiemu erudycie jak ty?
– Nie do końca o takie wtrącenia mi chodziło. – Uśmiechnął się mimo widocznego napięcia.
– Sorki, chciałam pomóc.
– Jak mówiłem, trudno nazwać coś, co się czuje w naszej sytuacji. Myślę, że to, co jest między nami, najlepiej opiszę w ten sposób. – Znowu zrobił pauzę. – Gdybyśmy byli wolni, już od dawna stanowilibyśmy parę i nie mieli najmniejszego problemu z określeniem naszych uczuć. – Michał wypuścił powietrze, jakby to, co przed chwilą powiedział, było nie lada ciężarem.
– Zgadzam się z tobą – powiedziała tak cicho, że ledwo ją usłyszał.
Położył delikatnie dłoń na jej policzku. W pierwszym odruchu drgnęła, jakby chciała się odsunąć, ale już po chwili wtuliła się w jego dłoń i zamknęła oczy. Po paru minutach ciszy odezwała się:
– Chwilo, trwaj.
– Jest tu i teraz – odpowiedział – to nasz moment.
– Tylko moment?
– Nie wiem, ale jest.
Przytulił ją, następnie wziął jej twarz w swoje dłonie i delikatnie pocałował. Tak samo delikatnie odpowiedziała na jego pocałunek. Czy to możliwe, żeby naprawdę czuć tę iskierkę? Czy płynie między nami prąd, czy tylko umysł płata figle? – pomyślał.
– Zrobiliśmy ten krok, czy czeka nas przepaść?
– Robimy go razem, to najważniejsze – odpowiedział i ponownie ją pocałował.
Michał leżał na plecach, a Monika przytulała głowę do jego piersi. Dochodziła pierwsza w nocy, w pokoju było ciemno, jedynie światło ulicznych lamp wpadało do środka. Od momentu drugiego pocałunku żadne z nich nie wypowiedziało ani słowa. Cieszyli się sobą w ciszy, którą przerywały tylko ich oddechy. Stali się jednością. Teraz leżeli, wyczekując, które pierwsze się odezwie. Słowa wydawały się niepotrzebne, a jednocześnie ich brak męczył, tak jakby potrzebowali potwierdzić na głos, że to wszystko, co się wydarzyło, miało głębszy sens. Że to, czego doświadczyli, będąc ze sobą tak blisko, wynika z ich uczuć, nie jest tylko chwilowym kaprysem.
– Nie tak to sobie wyobrażałem – zdecydował się przerwać ciszę Michał.
– O, proszę, proszę, czyli mimo wszystkich protestów to była jednak zaplanowana akcja.
– Nie, nic w niej nie było zaplanowane. Jeśli kiedykolwiek pomyślałem o nas w ten sposób, to spodziewałem się, że to będzie po alkoholu, niby przypadkiem, taki przyjacielski seks.
– Przypadkiem się rozbierzemy i pójdziemy do łóżka?
Monika poczuła, że znów rozmawiają jak kiedyś. Kiedyś, znaczy kilka godzin temu, choć wydawało się, że minęły wieki. Może Michał wybrał dobrą drogę do rozpoczęcia rozmowy, by poczuli się bezpiecznie, jak w swoim starym świecie.
– Tak mniej więcej, może tylko myślałem, że najpierw pójdziemy do łóżka i tam się rozbierzemy – odpowiedział z wesoło.
– Często o tym myślałeś – roześmiała się.
Jak dobrze było usłyszeć jej śmiech, można się było od niego uzależnić. Zazwyczaj śmiała się ze wszystkich jego dowcipów, nie tylko z tych wybitnych, ale i tych jedynie bardzo dobrych, jak lubił żartować ze swojego poczucia humoru. I teraz to właśnie robiła, a jej twarz delikatnie rozjaśniał blask świateł miasta.
– Chyba nie – odpowiedział – w sumie to nie wiem… Wiesz, mężczyzna czasem wyobraża sobie seks z atrakcyjną kobietą.
– Nie wiem jak inne kobiety, ale ja sobie nie wyobrażam seksu z przygodnymi mężczyznami.
– A z nieprzygodnymi?
– To trochę inna sprawa. Ale na pewno nie wyobrażam sobie seksu, nie jak z porno, bardziej to, jak by mnie całował, jak by dotykał, taki bardziej film o miłości, jak John Malkovich i Michelle Pfeiffer w „Niebezpiecznych związkach” albo lepiej Gary Oldman i Winona Ryder w „Draculi”.
– Oba były inne i oba nie kończyły się dobrze.
– Skupmy się raczej na tych chwilach, kiedy byli szczęśliwi.
– OK, mam pełen obraz. A o jakichś konkretnych myślałaś?
– Co, już jesteś zazdrosny? – zaśmiała się.
– Nie, skąd, tak pytam – odparł z udawaną powagą.
Przez chwilę nie rozmawiali; ona rozmyślała, on czekał w spokoju na to, co mu powie, ciesząc się tą chwilą. Przekręcił głowę w lewą stronę i wciągnął przez nos zapach jej włosów. Tak mógłbym zostać – pomyślał. Ciszę przerwał jej głos:
– Kilka godzin temu pewnie bym się do tego nie przyznała, ale to ty byłeś w moich myślach. Czasami budziłam się w nocy i nie mogłam usnąć. Wtedy przypominałam sobie nasze rozmowy i może moje myśli szły trochę dalej… To mnie uspokajało. Zamiast myśleć o czymś, co by mnie mogło zdenerwować, myślałam o tobie i zawsze dosyć szybko usypiałam. Rzadko dochodziłam do konkretów. – Uśmiechnęła się szeroko.
Przekręcił się na bok i pocałował ją.
– Myślałam, że to już czas na spanie, ale widzę, a właściwie czuję, że ta noc jeszcze się nie skończyła.
– Jeszcze nie, jeszcze chwileczkę.
– Tylko chwileczkę? – odparła z udawanym smutkiem.
– Może ją troszkę wydłużymy.
– No, mam nadzieję.
Obudził go dźwięk wody lejącej się pod prysznicem. Podniósł głowę, łóżko obok niego było puste. Spojrzał na zegarek, było kilka minut po siódmej. Pora wstawać – pomyślał. Mieli być w miejscowej siedzibie swojej firmy między ósmą a dziewiątą, ale raczej nikt się ich nie spodziewał za wcześnie. Pewnie się trochę pokręcą, zostaną przedstawieni, później zjedzą lunch, a potem jakieś spotkanie i czas się zbierać. W świetle wczorajszych wydarzeń Michał miał nadzieję, że nie będzie chętnych do zaopiekowania się nimi i zostaną pozostawieni sami sobie. Trzeba iść do siebie, umyć się i przygotować do wyjścia, musieli jeszcze zjeść śniadanie.
Kiedy kończył się ubierać, Monika wyszła z łazienki. Uśmiechnął się do niej, a ona odpowiedziała słabym uśmiechem. Od razu było widać, że coś jest nie tak. Chciał wziąć ją za rękę i pocałować, ale lekko skręciła głowę i jego usta wylądowały na jej policzku.
– Zrobiłem coś niewłaściwego? – spytał.
– Zrobiłeś, zrobiłam, zrobiliśmy.
– Ćwiczysz odmianę? – zażartował.
– To nie jest śmieszne. – Nie wyglądała na szczególnie ubawioną.
– Trochę jest, chcesz o tym porozmawiać? – Przybrał poważną minę.
– Nie mamy czasu, panie doktorze.
– No widzisz, można sobie pożartować.
– Nie, nie można, a my musimy się zbierać – powiedziała zdecydowanym tonem.
– Posłuchaj mnie uważnie: widzę, że coś jest nie tak, i domyślam się co, ale jeśli w tej chwili wyjdziemy, to nie będziemy mieli okazji porozmawiać w cztery oczy aż do wieczora. Czy naprawdę chcesz, żeby cały dzień tak wyglądał?
– Uważasz, że jeśli porozmawiamy, to wszystko będzie w porządku.
– Nie wiem, czy będzie w porządku, ale nie będzie między nami niedomówień, jeśli w tej chwili jakieś są. Powiedz mi więc, co się stało. – Spojrzał na Monikę zachęcająco.
– Kiedy, teraz czy w nocy? Chyba wiesz, co się stało – podniosła lekko głos.
– Czy tak będziemy rozmawiać? Będziesz odpowiadać pytaniem na pytanie?
Zapanowała cisza. Michał czuł, że ciężar rozmowy ponownie spocznie na jego barkach.
– OK, więc heavy lifting znowu należy do mnie.
– Tak – potwierdziła.
– W czym problem? W tym, że teraz, rano, wszystko wygląda inaczej? Że światło dnia wyciąga na powierzchnię całe zło, które uczyniliśmy skryci w mroku nocy? – Spróbował się uśmiechnąć.
– Może mniej poetycko, ale dokładnie tak – powiedziała, po czym dodała cicho: – Naprawdę myślisz, że to było samo zło?
– Nie, ale najwyraźniej ty tak myślisz i uprzedzając twoje pytanie: mogę oczywiście mówić tylko za siebie, ale mam nadzieję, że to, co powiem, odnosi się do nas obojga. Nie, mam nie tylko nadzieję – wiem, że odnosi się do nas obojga.
– Jesteś pewien?
– Jeśli się mylę, to jesteś najlepszą oszustką, jaką znam. W każdym razie uważam, że to, co wydarzyło się dzisiaj w nocy, nie było jakąś zabawą, przygodnym seksem bez uczuć w delegacji. My, ani ja, ani ty, nie robimy takich rzeczy. Jesteśmy, znaczy byliśmy wierni i nie złamalibyśmy tego dla zabawy. – Popatrzył na nią. Kiwnęła lekko głową, wzrok miała opuszczony. Po chwili mówił dalej: – Nie będę używał wielkich słów, po prostu uważam, że łączy nas coś wyjątkowego, nie tylko przyjaźń, nie tylko koleżeństwo. To na pewno jest coś więcej. W innym razie wszystko, co się wydarzyło, nie miałoby miejsca. Nie możemy sobie w tej chwili pozwolić na żadne deklaracje i może ten moment nigdy nie nastąpi – głos mu lekko zadrżał – ale chcę, żeby to trwało, nawet jeśli to ma być tylko te kilka dni. Nasz świat, nasze miasto, my, nic i nikt poza tym.
– A co potem? – spytała, patrząc mu w oczy.
– Jest tu i teraz, my jesteśmy tu i teraz. Nie wiem, co będzie jutro, i tym bardziej nie wiem, co będzie, gdy wrócimy. Mamy dla siebie ten czas i chcę, żebyśmy go wykorzystali. Będziemy mogli powiedzieć, że zawsze mamy Pragę. – Uśmiechnął się, a ona odwzajemniła uśmiech.
– „Casablanca”? – spytała.
– Trzeba korzystać z dobrych inspiracji.
– Najlepszych.
– To jest to, co myślę i czuję, może więcej czuję, niż myślę – powiedział.
– Ja się zwyczajnie boję. Boję się tego, co jest między nami, tego, co może być. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że mogę coś takiego zrobić. Ja mam zasady – roześmiała się gorzko – a może raczej miałam. Boję się tego, co będzie. Strasznie smęcę, prawda?
– Nie, skąd. Ale lepiej po prostu myśleć o bieżącej chwili. Tę granicę już przekroczyliśmy i nic tego nie zmieni, na pewno nie zadręczanie się. Mógłbym powiedzieć, że to przeznaczenie, że los nas połączył, ale wiesz dobrze, że nie wierzę w te rzeczy. To dobre dla nastolatków, żeby poczuli wyjątkowość i romantyzm swojego zakochania. W najlepszym razie przypadek sprawił, że się spotkaliśmy. Ale nie był to przypadek, że się tak dobrze poznaliśmy. To był wybór, nasz wybór, i nie ma w tym nic złego, że się zaprzyjaźniliśmy.
– Widać nie może istnieć tylko przyjaźń między mężczyzną a kobietą – stwierdziła.
– Oczywiście, że może.
– My chyba już się nie liczymy. Miałeś jakieś „tylko” przyjaciółki? Bo ja mężczyzn jako przyjaciół nie miałam.
– Miałem, ale był jeden problem.
– Nie pojechałeś z nimi do Pragi?
– Nie, one po prostu nie były tobą.
Popatrzył na Monikę, wszystko w niej było idealne. Jak jakiś szczeniak, który się pierwszy raz zakochał – pomyślał o sobie.
– Chcesz, żebym się zarumieniła. – Jej twarz rozjaśnił uśmiech.
– Masz na myśli „spąsowiała”?
Monika popatrzyła na uśmiechniętego Michała. Jak on to robił, że zawsze udawało mu się ją uspokoić? Ilekroć coś ją dręczyło, on umiał sprawić, że potrafiła spojrzeć na problemy z dystansem.
– Nie, mam na myśli „oblała rumieńcem”. Sprawiasz, że czuję się jak wstydliwa nastolatka w obliczu… – Nagle zamilkła, jakby bała się tego słowa.
Michał postanowił ją wyręczyć.
– W obliczu zakochania. Ja się czuję jak jakiś licealista, motyle w brzuchu i tak dalej. A może to jest właśnie piękne, że możemy tak czuć.
– Piękne? Nie zapominasz o czymś, a właściwie o kimś?
– Nie, nie zapominam, ale powtórzę jeszcze raz: jesteśmy tu i teraz, i może to pójście na łatwiznę i totalna negacja, ale na tym chcę się skupić przez te kilka dni. Skoro przekroczyliśmy tę granicę, chcę się przekonać, dokąd ta droga nas zaprowadzi. To już się stało, a ja nie chcę przez resztę życia zastanawiać się, czy było prawdziwe.
– I w ciągu tych paru dni się przekonamy? – spytała.
– Nie wiem, wiem, że chcę to sprawdzić – wyciągnął do niej rękę – wiem, że się boisz, ja też. Możemy powiedzieć, że przynajmniej dobrze się znamy i że najpierw się poznaliśmy.
– Nie była to… nie było to pierwsze spojrzenie. – Wzięła jego dłoń.
– Kto wie, może było, moja Szwedko, kto wie. Chodź do mnie.
Wtuliła się w niego i zamknęła oczy. Po co jej to było, po co im to było? Teraz nic już nie będzie takie samo. Ale tak dobrze czuła się w jego ramionach… Może by nie poszli dzisiaj do pracy? Monika rozmarzyła się przez chwilę. Zostać i nie wychodzić z pokoju.
Michał jakby czytał jej w myślach.
– Zostajemy? – spytał.
– Tak, jasne, bardzo bym chciała, ale wiesz, co by było.
– Wiem, żartowałem. Idę, muszę jeszcze wziąć prysznic i się przebrać. Która jest godzina? Już po ósmej! Lecę, przyjdź do mnie, jak będziesz gotowa.
– Muszę się jeszcze zrobić na bóstwo. – Uśmiechnęła się.
– Po co? Przecież jesteś piękna.
– Znowu zrobię się czerwona.
– Też pięknie.
– Patrzysz na mnie oczami… – Nie mogło jej to przejść przez usta, bała się tych słów.
– Pewnie tak, takimi oczami na ciebie patrzę i nic na to nie poradzę. Na pewno nie będę walczyć z tym, co czuję.
– Nie walcz, możesz mi tak mówić.
– Idę – pocałował ją – za chwilę się zobaczymy.
– Za chwilę – odpowiedziała.
***
On: – Cześć.
Ona: – Cześć.
On: – Pierwszy dzień?
Ona: – Aż tak to widać?
On: – Zaglądasz do wszystkich szafek po kolei, pewnie w poszukiwaniu kubka, co znaczy, że nie przyniosłaś jeszcze swojego.
Ona: – Zgadza się, panie Holmes.
Roześmiał się.
Ona: – Jeszcze coś mnie zdradza?
On: – Oczywiście, ale to pewnie słyszysz na każdym kroku.
Ona: – Co mianowicie?
On: – Nie ma takiej możliwości, żeby twoje przybycie do tej firmy przeszło niezauważone.
Ona: – Coś ze mną nie tak?
On: – Myślę, że zostałaś tu wysłana jako tajna agentka z centrali. Będą sprawdzać wydajność pracy w warunkach… trudnych, kiedy jesteś w pobliżu.
Ona: – To znaczy?
On: – Kiedy praca jest ostatnią rzeczą, na jakiej można się skupić.
Teraz ona się roześmiała.
Ona: – Tutaj jest tak zawsze? – spytała z uśmiechem.
On: – Nie wiem, pytanie, czy zawsze się tu pojawiasz – odparł z uśmiechem. – Miłego dnia w każdym razie.
Ona: – Dziękuję, tobie też miłego dnia.
Piotr był ledwo przytomny. Nigdy nie został z chłopcami sam na całą noc, a przed nim były jeszcze trzy dni. Monika raz na rok chodziła na imprezę firmową, ale zazwyczaj wychodziła, gdy chłopcy już spali, a rano, jeśli nawet musiała pospać następnego dnia trochę dłużej, to i tak świadomość tego, że jest, że niedługo wstanie, była krzepiąca. Dali mu wczoraj ostro popalić. Starszy Szymek pozwolił się jeszcze jakoś przekupić kanapką z nutellą, potem włączyli bajkę, jego ulubioną, „Kubusia Puchatka”, o skałozaurze. Z Adasiem sytuacja nie była tak łatwa – mały był zmęczony, w dzień nie chciał spać, jakby czuł, że mama wyjeżdża, a wieczorem cały czas się mazał i nic nie działało: ani ulubione zabawki, ani smakołyki. Kiedy wreszcie usnął ze zmęczenia tuż po dwudziestej trzeciej, Piotr padał z nóg. Oczywiście synek obudził się rześki i skory do zabawy już około piątej trzydzieści.
Tuż przed ósmą ojciec odstawił obu do przedszkola i czuł, że najlepiej by było wrócić do domu, położyć się spać i wstać dopiero na czas odbioru chłopców. Całe szczęście, że mieli to prywatne przedszkole, gdzie mógł zawieźć obu. Do żłobka się nie dostali, chociaż próbowali, tak naprawdę tylko dla zasady. Adaś miał iść do przedszkola, do którego przyjęto jego brata, takie było założenie, ale dla spokoju sumienia wpisali go też na listę do państwowego żłobka. Oczywiście znalazł się na trzydziestym ósmym miejscu, na liście rezerwowej. Pieniądze nie stanowiły problemu, oboje dobrze zarabiali, więc Adaś od razu trafił do przedszkola Szymka, gdzie otworzono grupę maluchów. Opieka była naprawdę dobra, Szymek wracał do domu bardzo zadowolony. Kiedy on chętnie chodził, to i oni byli szczęśliwi. Czesne nie było niskie, ale warte każdej złotówki. Oni byli spokojni, dzieci miały zapewnioną opiekę na najwyższym poziomie. Czego chcieć więcej.
Na dodatek byli szczęśliwi. Kiedy Piotr poznał Monikę, a właściwie kiedy ona się nim zainteresowała, uważał się za największego farciarza na ziemi. Nie żeby mu czegoś brakowało, ale jego poczucie własnej wartości nie było na najwyższym poziomie, a ona… W amerykańskim filmie powiedzieliby o niej „dziesiątka”. Marzenie każdego chłopaka z jej roku, a ona wybrała jego. Ciekawe dlaczego, odwieczne pytanie. Właściwie od pierwszego dnia z Moniką jego pewność siebie wzrosła o sto procent, nie było innej możliwości przy takiej dziewczynie, nic poniżej nie wchodziło w grę.
Pewnie dlatego po zatrudnieniu w polskiej filii niemieckiego potentata samochodowego kariera Piotra potoczyła się w błyskawicznym tempie. Zaczynał jako szeregowy informatyk, którego zadaniem było przede wszystkim dawanie rad w stylu: „Zresetuj komputer”. Fakt, że zawsze starał się jednak zgłębić problem, spowodował, że był powszechnie lubiany przez współpracowników, co raczej nigdy nie szkodzi. Po jakimś roku przeszedł do działu zajmującego się programowaniem i ku swojemu zdziwieniu świetnie się tam odnalazł. Miał smykałkę do tej roboty i teraz, osiem lat później, był szefem połowy działu IT, z perspektywą na zarządzanie całym pionem. To oczywiście kwestia przyszłości, jego bezpośredni szef miał jeszcze, delikatnie mówiąc, trochę do emerytury, ale zawsze istniała szansa, że i szefa awansują. W takiej sytuacji, co nie było specjalną tajemnicą, to on był pierwszy w kolejce na to stanowisko.
Teraz niestety musiał jechać do biura, chociaż marzył o wolnym dniu. Właśnie dzisiaj przyjeżdżali ludzie z centrali w Niemczech i szykowała się masa spotkań. To jakaś zmora korporacji; czy oni naprawdę uważają, że jak masz cały dzień zajęty spotkaniami, to robisz coś pożytecznego? OK, zresztą jeśli płacicie za prywatne przedszkole dla moich dzieci, to chyba jest w porządku – podsumował w myślach. To wciąż marnotrawstwo czasu, ale cóż… W każdym razie dzisiaj jest dopiero wtorek, Monika wraca w piątek. Da radę, w końcu jest ojcem. Musi zadzwonić do żony po południu, będzie taniej, on ma w końcu służbowy telefon. Wczoraj dostał tylko SMS-a na dobranoc, że jest zmęczona i idzie spać, dzisiaj się jeszcze nie odezwała. Pewnie zrobi to z biura, gdy się podłączy do sieci i wejdzie do skrzynki mailowej.
Tęsknił za nią praktycznie od momentu, kiedy się rozstali, zawsze tak było. Pojechała z Michałem; choć Piotr nie znał go osobiście za dobrze, widział zaledwie kilka razy, przelotnie, sprawiał jego zdaniem sympatyczne wrażenie. Dużo o nim wiedział z opowiadań Moniki. Na swój sposób byli przyjaciółmi. Czasami żartował sobie, żeby z tej przyjaźni nic się nie urodziło. Monika zawsze zbywała to śmiechem i odpowiadała, że Michał za bardzo kocha swoją żonę, a ona, Monika, kocha Piotra. To, co opowiadała o Michale, świadczyło o tym, że to kochający mąż i ojciec dwójki dzieci: trzynastoletniej córki i dziewięcioletniego syna. Z żoną poznał się w liceum i do tej pory byli razem. Tyle wiedział Piotr i oczywiście to, że Michał z Moniką świetnie się rozumieli. Nie żeby nie bywał zazdrosny, kiedy opowiadała, z czego się śmiali albo o czym rozmawiali, ale Monika zawsze mówiła mu o wszystkim. Tylko czy na pewno? Gdy wyjechała, głupie myśli przychodziły mu do głowy. Nie, ona nic takiego by nie zrobiła, nie kobieta, którą znał. Dla niej liczyła się tylko miłość, prawdziwe uczucie, jak z powieści romantycznej. Przeszedł go dreszcz. Jezu, te myśli, jestem zmęczony, czas na nowy dzień.
Do praskiego biura Monika i Michał dotarli parę minut po dziewiątej. Nikt się specjalnie nie zdziwił, wszyscy wiedzieli, że przyjechali późnym popołudniem. Ponadto tutaj nikt im czasu nie wyliczał. To była taka forma szkolenia i traktowano ją na pewnym luzie. Pokręcili się trochę po biurze, poznali parę osób. Wszystkich pracowników było około pięćdziesięciorga, to właściwie nic w porównaniu z biurem w Warszawie, gdzie pracowało ponad czterysta osób. Ich opiekunem została Adelka, z pokrewnego im pionu finansowego.
Koło godziny dwunastej udali się na lunch do pobliskiej restauracji, która specjalizowała się w obsłudze pracowników kilkunastu firm mieszczących się w praskim centrum korporacyjnym. Jadłopodawalnia, jak ją natychmiast nazwali – znowu przypomniał o sobie kabaret – była czynna tylko od jedenastej do piętnastej. Krótko, ale treściwie, naraz mogła pomieścić około siedemdziesięciu osób. Jak ktoś przyszedł późno, zazwyczaj musiał trochę poczekać. Oni zjawili się tuż po trzynastej, kiedy restauracja była pełna, ale była to także pora, gdy pierwsza fala powoli odpływała do biur.
Adelka właściwie ich nie odstępowała, takie jej przydzielili zadanie; chodziło chyba o to, żeby nawet przez chwilę nie czuli się zaniedbani. Ludzie w praskim oddziale byli bardzo serdeczni i na każdym kroku oferowali pomoc. Po lunchu mieli udać się do biura na spotkanie organizacyjne, na którym będzie dokładnie omówiony plan ich pobytu, po nim wolne. Jak się okazało, każdą parą osób opiekował się ktoś inny i była to kwestia prestiżowa – goście powinni być zadowoleni. Adelka została ich przewodnikiem po mieście. Ta dwudziestosiedmioletnia kobieta pracowała w firmie od czterech lat, z czego ostatni rok spędziła na urlopie macierzyńskim i dokładnie trzy tygodnie temu wróciła do pracy. Podczas lunchu było jasne, że Adelka się czymś martwi, więc Monika postanowiła dowiedzieć się, co smuci ich czeską koleżankę.
– Adelko, wyraźnie widać, że coś cię smuci. Czy mogłabym ci jakoś pomóc? Mam nadzieję, że to nie dlatego, że musisz się nami zająć.
– Przepraszam – powiedziała wyraźnie zmieszana kobieta.
– Nie masz za co przepraszać, po prostu nie da się ukryć, że coś cię gnębi.
Monika popatrzyła na nią i uśmiechnęła się zachęcająco, jakby chciała dać jej do zrozumienia, że może im powiedzieć, co ją trapi. Czeszka patrzyła raz na nią, raz na Michała.
– Spokojnie, nie gryziemy – powiedział na głos.
W każdym razie nie obcych i nie przed dwudziestą trzecią – zaśmiał się w myślach. Tej uwagi Adelka nie musiała jednak słyszeć.
– Jak wiecie – odezwała się po chwili – niedawno wróciłam do pracy po urlopie macierzyńskim. W domu mam jedenastomiesięczną córeczkę, którą opiekuje się moja mama. Julia, tak ma na imię, jest chora, ma zapalenie oskrzeli i prawda jest taka, że gdyby nie fakt, iż mam się wami zająć, byłabym na zwolnieniu. To nie wasza wina, tak się złożyło.
– Nie mogłaś się z kimś zamienić? – spytał Michał.
– Wiesz, jak to jest, przydziały i przygotowania trwały od dawna. Dla mnie właściwie od chwili, kiedy wróciłam prawie miesiąc temu. Taki pech po prostu. Szczerze mówiąc, to wolałabym być teraz w domu, a biorąc pod uwagę popołudniowe zwiedzanie, nie mam pojęcia, kiedy tam dotrę.
Monika i Michał popatrzyli przez sekundę na siebie. Źle, że dziecko było chore, ale można było tę sytuację obrócić zarówno na korzyść dziewczyny, jak i ich.
– Posłuchaj, Adelko. – Monika uśmiechnęła się i zaczęła wyjaśniać spokojnie: – Myślę, że bez problemu możesz od razu po pracy jechać do domu. My z pewnością damy sobie radę sami.
Nawet nie masz pojęcia jak świetnie – tę myśl postanowiła zachować dla siebie.
Oczy Adelki aż rozbłysły na propozycję takiego rozwiązania sytuacji, niestety po chwili początkowa radość zgasła.
– Chętnie bym skorzystała z waszej propozycji, ale nie mogę… Co by mój szef powiedział? Jak by to wyglądało, że od razu pierwszego dnia pozostawiamy was samych sobie? Piękna gościnność!
Monika popatrzyła na Michała, jakby chciała powiedzieć: „Teraz twoja kolej, w końcu z nas dwojga kto ma tutaj gadane?”.
Michał momentalnie poczuł się wywołany do odpowiedzi. Spojrzał uspokajająco na Adelkę.
– Doskonale zdajemy sobie sprawę, że trudno oprzeć się naszemu towarzystwu – zażartował, by już na poważnie dodać: – Twoje myśli są cały czas przy twojej córeczce, co jest oczywiste. Ona jest w tej chwili najważniejsza i jeśli uważasz, że powinnaś z nią być, to jak najszybsze udanie się do domu jest priorytetowe. My w każdym razie tak uważamy.
– Myślami i tak jesteś cały czas w domu – dodała Monika.
– Sama nie wiem…
Widać było wyraźnie, że waha się właściwie tylko dla zasady.
– Mam propozycję – odezwał się ponownie Michał. – Gdy wrócimy do biura, zrobisz nam listę rzeczy, które miałaś nam pokazać. Będziemy przygotowani na wypadek, gdyby ktoś zapytał. Nie sądzę, żeby kogoś to interesowało, ale lepiej być przezornym.
– Dobrze – powiedziała wyraźnie uradowana dziewczyna – zrobię wam bardzo dokładny plan.
– Super – dodała równie zadowolona Monika.
– Będziecie mieli takie informacje, że nawet gdybyście nie poszli w te miejsca, to i tak będziecie wszystko wiedzieć. Ale oczywiście pójdziecie, prawda?
– Oczywiście, co innego mielibyśmy robić – zapewnił ją Michał.
Wrócili z lunchu tuż przed czternastą i od razu udali się na spotkanie. Na szczęście udało się je w miarę szybko skończyć i już o szesnastej trzydzieści wyszli z biura. Adelka pognała na autobus do domu, a oni powoli poszli spacerem w stronę hotelu. Szli wolnym tempem około godziny. Postanowili odświeżyć się po całym dniu i wyjść coś zjeść. Potem może pospacerować po Starym Mieście.
– Może odświeżymy się razem? – spytał Michał z uśmiechem.
– Myślę, że wtedy nie byłoby szansy, abyśmy wyszli dzisiaj z hotelu – odpowiedziała Monika.
– Mówisz tak, jakby to było coś złego.
– Ze względu na Adelkę powinniśmy przynajmniej przejść trasę, którą nam wyznaczyła – stwierdziła, robiąc smutną minę.
– Killjoy – roześmiali się.
– Jak wrócimy, to sobie odbijemy – dodała ona, po czym momentalnie odwróciła się na pięcie i zniknęła w swoim pokoju.
Miała rację, musieli przynajmniej zobaczyć miejsca wskazane przez Czeszkę, na wypadek gdyby ktoś jutro spytał. Poszli zobaczyć most Karola, o którym przede wszystkim wspomniała ich sympatyczna opiekunka. Rzeczywiście robił wrażenie, zwłaszcza trzydzieści okazałych rzeźb na nim umieszczonych. Michał oczywiście nie mógł się powstrzymać od komentarza.
– Piękne. – Pokiwał głową z udawaną powagą, po czym dodał: – Jeśli tylko kogoś to interesuje.
– Mógłbyś przez chwilę być poważny – powiedziała Monika, próbując zrobić srogą minę.
– Jestem poważny, powaga to moje drugie imię. Myślę, że dla fanów rzeźb to miejsce musi być wyjątkowe.
Roześmiali się. Idąc dalej mostem, doszli do pomnika Świętego Jana Nepomucena, przy którym znajduje się mała żelazna brama. To na niej zakochani zamykają kłódki ze swoimi imionami, aby potem wrzucić kluczyk do Wełtawy. Legenda głosi, że wodnik Kabourek ma zapewnić zakochanym szczęście.
W tym momencie znowu zrobiło się im jakoś dziwnie. To były takie sytuacje, kiedy nie wiedzieli, jak się zachować, kiedy znikał nagle luz, który prawie zawsze im towarzyszył.
Gdy wyszli z firmy i oddalili się na bezpieczną odległość, Michał wziął Monikę za rękę i tak szli do samego hotelu: nie puszczając się nawet na chwilę, wręcz przeciwnie – często zacieśniając uścisk. Od czasu do czasu delikatnie się całowali. Dla postronnych obserwatorów wyglądali jak para zakochanych. Czuli ciepło między sobą, lecz nie nazywali tego na głos.
Kiedy więc stanęli przed tą bramą i popatrzyli na wszystkie kłódki, poczuli nagłe zakłopotanie. Tak jakby nie mieli prawa, żeby dołożyć swoją kłódkę do tych już wiszących, chociaż i tak nie mieli żadnej ze sobą. Ale niezależnie od tego, co między nimi było, to było zakazane i nie ich. Ich serca były zajęte. Nawet jeśli ta cała brama była zabawą, legendą, z jakiegoś powodu czuli się tam nie na miejscu. Michał starał się obrócić wszystko w żart.
– Ciekawe, ilu parom wodnik naprawdę zapewnił szczęście.
– Dobra, dobra, nie udawaj, nie jesteś takim cynikiem.
– Oczywiście, że jestem – powiedział z poważną miną.
– Myślę, że pierwszy byś poleciał po kłódkę, gdyby miała zapewnić szczęście.
– Przyznaję, pewnie, że bym poleciał, ale tak bardziej dla nastroju, romantyczny gest i te sprawy, bo szczęście to już trzeba sobie samemu zapewnić.
– Nie lubisz romantycznych gestów?
– Uwielbiam. Ja w ogóle jestem romantyczny facet i jak sama zauważyłaś, do cynika mi raczej daleko.
– Czyli brama jest w porządku.
– Jest w porządku, tylko muszę kłódkę kupić.
– Dla nas? – spytała poważnie.
– Dla nas – odpowiedział i objął ją szybko ramieniem. – Chodźmy, bo się późno robi.
Mieli zjeść na mieście, ale niespecjalnie czuli głód, więc poszli tylko na lody, potem spacerowali około dwóch godzin, a kiedy poczuli się wreszcie głodni, nie chciało im się już szukać knajpy. Uznali, że zjedzą w hotelu, jedzenie nie było najgorsze, a i rachunek szedł od razu na pokoje.
Właśnie kończyli kolację, kiedy Michał zapytał:
– Gdzie dzisiaj śpimy?
– Jak to gdzie? Każde u siebie – odpowiedziała z poważną miną, tylko jej oczy uśmiechały się delikatnie.
– Widzę, że ktoś chce być codziennie zdobywany.
– Nie warto? – spytała.
– Każdego wysiłku.
– Sam widzisz, kobieta tego potrzebuje, żeby ją doceniać i zdobywać.
– Mam nadzieję, że się dobrze spisuję.
– Bardzo dobrze, ale nie możesz spocząć na laurach.
– Wszystko zależy od tego, ile by tych Laur było. – Udał rozmarzonego, ale gdy tylko zobaczył groźną minę Moniki, szybko dodał: – Ale tak szczerze, to zdecydowanie wolę, jeśli wybaczysz takie określenie, spocząć na pewnej M.
– Spocząć?
– Przepraszam, z odpoczynkiem, mam nadzieję, to nie będzie miało nic wspólnego.
– Znam tę M.?
– Myślę, że całkiem nieźle.
– Ładna? – dociekała.
– Bardzo.
– Powiesz mi o niej coś więcej?
– Kobiety to też lubią? – spytał z uśmiechem.
– Inaczej bym nie pytała. Opowiedz mi coś o niej.
– Całkiem inteligentna, tak bez przesady, ale rozumie, co się do niej mówi… Au! Proszę mnie nie kopać – zawołał, kiedy poczuł kopnięcie w kostkę.
– Widzisz, zrozumiała, co się do niej mówi – odpowiedziała ze śmiechem.
– Teraz będę kontuzjowany i trzeba będzie mnie opatrzyć.
– Od jednego malutkiego dotknięcia? Mój ty biedaku…
– Widzisz, a miałem jeszcze tyle do powiedzenia.
– Musisz się bardziej postarać.
– Mogę mówić tylko to, co myślę – stwierdził Michał.
– Dobrze, już nic nie mówię i nic nie robię. A zatem co możesz powiedzieć o tej M.?
– Jest szefem komórki agentów zero zero z licencją na zabijanie.
– To chyba taka trochę starsza jest.
– Tak, przy czym wspaniała kobieta, ale to nie o niej.
– Kamień z serca. – Monika uśmiechnęła się szeroko.
– To co, zbieramy się?
– Nie, nie, nie, tak się nie wymigasz.
– Pozwól mi się zastanowić. – Michał wziął głęboki oddech, uśmiechnął się do Moniki. – Ma piękne blond włosy, mały nosek, śliczne oczy, w których można utonąć, a gdy raz w nie spojrzysz, to jesteś stracony na zawsze. Kiedy ją widzisz, serce zaczyna bić ci szybciej, chcesz przy niej wypaść jak najlepiej, ale jednocześnie nie czujesz presji, bo wiesz, że i tak będzie zadowolona dopóty, dopóki będziesz sobą. Ma w sobie siłę, a jednocześnie wydaje się taka krucha, że jedyne, czego chcesz, to ją ochronić, chcesz ją wziąć w ramiona i nie puszczać.
– To dlaczego tego nie zrobisz? – spytała drżącym głosem, a oczy jej się zaszkliły.
Czuli się, jakby byli ze sobą pierwszy raz. Technicznie to była druga noc, ale tak naprawdę to dopiero teraz siebie poznawali. Nie było tej niepewności, tego strachu, jak to będzie, co my robimy, czy powinniśmy. Oczywiście, że nie, ale czy ktoś naprawdę w takich chwilach się wycofuje? Tej nocy cieszyli się sobą w pełni, wszystko było spokojne, tak jakby chcieli celebrować każdą chwilę. Zaraz po kolacji udali się szybko na górę, poszli do pokoju Moniki, gdyż ona stwierdziła, że od wczoraj to jest ich miejsce i nie ma sensu tego zmieniać. Michał był ostatnią osobą, która miała zamiar się o to kłócić.
– Może zgłosimy w recepcji, że jeden pokój jest niewykorzystany? To nas taniej policzą – zażartował.
– Świetny pomysł. Już widzę miny ludzi w pracy, gdyby zobaczyli rozliczenie za jeden jednoosobowy pokój dla nas dwojga.
– Plotki by się nigdy nie skończyły – potwierdził.
– Myślę, że plotki byłyby naszym najmniejszym zmartwieniem.
– Przynajmniej możemy jednocześnie brać prysznic.
– Co to za jednocześnie, jak w osobnych łazienkach. – Monika uśmiechnęła się delikatnie.
– Obiecuję, że to się więcej nie powtórzy.
– Trzymam cię za słowo.
– Chodź do mnie. – Przyciągnął ją do siebie, popatrzył w oczy. – To gdzie pani sobie życzy?
– To znaczy?
– Prysznic czy łóżko?
– Myślałam o łóżku, ale prysznic jest taki filmowy… Zastanawiam się, czy ktoś autentycznie tak to robi.
– Muszę się przyznać, że jak na takiego miłośnika filmów to nie mam tego w swoim CV.
– To jest nas dwoje.
– Teraz połóż się na łóżku i poczekaj dosłownie kilka minut.
– Na co? – spytała zaciekawiona.
– Niespodzianka, musisz zamknąć oczy.
– OK.
– Żadnego podglądania, proszę, za chwilę będę z powrotem.
Monika usłyszała zamykanie drzwi do pokoju. Gdy otworzyła oczy, Michała nie było. Dosłownie chwilę później zjawił się przy niej.
– Nie podglądamy – powtórzył i zniknął w łazience.
Położyła się na plecach i zamknęła oczy. Co ja robię? – zadała sobie to pytanie po raz nie wiadomo który w ciągu tej właściwie ledwo doby; odkąd przekroczyła granicę, której przekroczenie nigdy jej przez myśl nie przeszło. W pracy wymieniła kilka maili z Piotrem, spytała, jak chłopcy, jak sobie radzi, i napisała, że tęskni. Na szczęście nie miała w zwyczaju zapewniać o swojej miłości w mailach, więc przynajmniej tutaj nie musiała kłamać. Czy rzeczywiście kłamała? Przecież niezależnie od tego, co się dzieje, nie przestała kochać swojego męża. A może przestała dawno temu, inaczej to nigdy by się nie stało? Za dużo myśli, w tej chwili to nie jest czas i miejsce na ocenę własnych uczuć. Może to z Michałem to tylko zabawa. Tylko dlaczego ma tyle wątpliwości? Dla Michała to na pewno nie była zabawa, chciała w to wierzyć równie mocno, co w szczerość swoich intencji. Szczerość intencji, kiedy zdradza się ludzi, których powinno się kochać? Nie powinien zostawiać jej nawet na chwilę samej. Po prostu o tym nie myśl – powiedziała do siebie.
Z zadumy wyrwał ją głos Michała:
– Nie otwieraj oczu, wezmę cię za rękę.
– Czy powinnam się zacząć bać?
– Ciii, poczekaj chwilę. – Wziął ją za rękę i poprowadził powoli do łazienki. – Teraz możesz otworzyć oczy.
Kiedy to zrobiła, zobaczyła małą hotelową łazienkę skąpaną w słabym świetle trzech świeczek. Spojrzała na Michała, który – jakby chcąc się usprawiedliwić – powiedział:
– Tylko trzy, niestety nie miałem jak w filmach całej ekipy do przygotowania.
Położyła mu palec na ustach.
– Nic nie mów, jest doskonale.
– Nie, to ty jesteś doskonała.
Był środek nocy, leżeli wtuleni w siebie, słuchając swoich oddechów, chłonąc te chwile.
– Śpisz? – spytał Michał.
– Nie, myślisz, że teraz mogłabym zasnąć?
– Masz na myśli to coś pod prysznicem czy raczej to, gdy już się przenieśliśmy tutaj?
– Dlaczego mówisz „to coś pod prysznicem”? Ja uważam, że było super.
– Dziękuję, jesteś bardzo miła.
– A tobie się nie podobało?
– Martwiłem się raczej o ciebie, to wina filmów, tam wszystko jest idealne.
– I tak właśnie było, za bardzo się przejmujesz.
– Miałem wrażenie, że nie mogliśmy, że tak to określę, w pełni rozwinąć skrzydeł.
– Po pierwsze, twoje obawy były całkiem bezzasadne, a po drugie, zdecydowanie rozwinęliśmy skrzydła – powiedziała, uśmiechając się. – Rozumiem, że to wszystko po to, żebym była zadowolona – dodała po chwili.
– Jak już dużo wcześniej ustaliliśmy, wszystko dla ciebie. – Uśmiechnął się w ciemnościach.
Monika zamyśliła się. Przez kilka minut leżeli w ciszy, ciesząc się swoją bliskością.
– Jak to się stało? – spytała, przerywając ciszę.
– Cóż takiego?
– Że tego wcześniej nie zauważyliśmy. Czy to, że tak dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie, przesłoniło fakt, że to może być coś więcej?
– Kiedy się poznaliśmy, każde z nas było już jakiś czas po ślubie, więc nawet nie przyszło nam do głowy, aby się wzajemnie podrywać, a naturalne jest, że – biorąc pod uwagę, ile życia spędzamy w pracy – chcemy zamienić ze dwa słowa z kimś, kto nam intelektualnie odpowiada – wyjaśnił.
– „Intelektualnie odpowiada”, jak ładnie powiedziane. Dziwne, że nie powiedziałeś, że chciałeś porozmawiać z kimś, kto przynajmniej trochę może ci intelektualnie odpowiadać. – Uśmiechnęła się.
– Widzisz, jak mnie dobrze znasz – roześmiał się – ale lepiej brzmi moja wersja.
– Zdecydowanie lepiej – potwierdziła. – Rozumiem, że chodzi ci o to, że się najpierw świetnie poznaliśmy.
– Tak, przez tyle lat widzieliśmy się takimi, jakimi jesteśmy, bez romantycznej naleciałości, bez różowych okularów zakochania, kiedy ludzie nie dostrzegają swoich wad lub niedoskonałości, bo wszystko chcą widzieć w najbardziej optymistycznej wersji.
– A ty widziałeś wszystkie moje niedoskonałości – powiedziała, udając zasmucenie.
– Tak, niestety muszę przyznać, widziałem. – Pokiwał smutno głową.
– Odsuń się ode mnie. – Odepchnęła go od siebie, śmiejąc się. – Nie możesz mnie przytulić, dopóki ich nie wymienisz.
– Chętnie, ale nie mamy tyle czasu – roześmiał się, łapiąc ją szybko w objęcia.
– To może wady.
Michał zamyślił się, by po chwili powiedzieć:
– Widzisz, my byliśmy w takiej luksusowej sytuacji, że widzieliśmy się tylko przez pryzmat świetnego dogadywania. Różowe okulary tego obrazu nie zniekształcały, a codziennego życia nie dzieliliśmy, więc nie odczuliśmy na własnej skórze żadnych negatywnych zachowań. Najwyżej usłyszeliśmy o nich od siebie. Wtedy też zresztą trzymaliśmy swoją stronę.
– O jakich zachowaniach mówisz? Ja sobie wypraszam!
– Mój błąd, przepraszam. Takowych nie było, jesteśmy doskonali, moja droga.
– To rozumiem.
– Dla przeciwwagi opowiem krótką historię mojego kolegi.
– On miał inaczej? – spytała.
– On miał książkowo. Po prostu wziął się, debil, i zakochał.
– Debil, bo się zakochał? – Spojrzała na niego dziwnie.
– Pozwól mi skończyć.
– Znowu?