Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Modowe kulisy świata arabskiego.
Po sukcesach modowych w Mediolanie, Rzymie i Paryżu Eva Minge dostaje propozycję zorganizowania prywatnego pokazu dla księcia Zahira w Emiratach Arabskich. To oznacza zaproszenie do życia najbogatszych ludzi świata arabskiego i początek jednej z największych przygód w życiu projektantki. „Ubierałam arabskie księżniczki” to kolejna opowieść – po „Grze w ludzi” i „Furtce do piekła” – ukazująca niewygodną prawdę o świecie haute couture, w którym prawdziwa sztuka miesza się z najpodlejszymi instynktami ludzkimi. Jak wygląda świat mody w krajach arabskich? Czy istnieje granica luksusu? Dlaczego szejkowie interesują się pokazami mody? Dlaczego niektóre modelki tak szybko znikają z wybiegów?
Eva Minge– jedna z najbardziej znanych na świecie polskich projektantek mody. Artystka, miłośniczka piękna. Na swoim profilu na Instagramie komentuje ważne zjawiska społeczne i staje w obronie osób atakowanych medialnie. Działa na rzecz osób z niepełnosprawnością. W 2015 roku założyła fundację Black Butterflies, która stawia sobie za cel pomoc osobom chorym – przewlekle i onkologicznie. Karierę kreatorki mody zaczynała na początku lat 90. Jej kolekcje prezentowane były na pokazach w Mediolanie, Nowym Jorku, Paryżu, Rzymie, Montrealu, Moskwie czy Dubaju. W 2003 roku jako jedyna projektantka z Polski zaprezentowała swoją kolekcję na słynnych Schodach Hiszpańskich w Rzymie podczas Donna sotto le stelle. W 2022 roku zadebiutowała powieścią „Gra w ludzi”, która podbiła listy bestsellerów; w 2023 roku ukazała się druga część – „Furtka do piekła”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 460
Copyright © Eva Minge, 2023
Projekt okładki
Paweł Panczakiewicz
Ilustracja na okładce
© Lorado/Getty Images
Redaktor prowadzący
Michał Nalewski
Redakcja
Renata Bubrowiecka
Korekta
Grażyna Nawrocka
Bożena Hulewicz
ISBN 978-83-8352-556-3
Warszawa 2023
Wydawca
Prószyński Media Sp. z o.o.
02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28
www.proszynski.pl
– 1 –
Mediolan żegnał nas deszczem. Przez ostatnie dni było chłodno i nieprzyjemnie. Jest to jedno z tych miast we Włoszech, które nie ma nic wspólnego ze słynną włoską romantyką i tym niezwykłym dolce vita. Stolica mody jest świetnym miejscem na zakupy, ale nie do życia czy odpoczynku. Oczywiście na jej obrzeżach można znaleźć enklawy spokoju, lecz centrum to gonitwa i biznes. Przyjeżdżam tu zwykle tylko zawodowo, choć w pewnym okresie pomieszkiwałam w Mediolanie i nie wspominam tego najlepiej. W odróżnieniu od Rzymu. Teraz też przyjechałam w związku z pracą. Przez trzy dni brałam udział w castingach, na których wybierałam modelki do pokazu, jaki organizowałam w Emiratach Arabskich. Także tutaj przyjechał nasz dostawca tkanin z gotową ofertą, nad którą pracowaliśmy prawie rok. Każdy kupon materiału był ręcznie robiony w Indiach. Szczegółowe rysunki, które projektowałam przez dobre trzy miesiące, musiały zostać jeden do jednego odzwierciedlone przez hafciarki na delikatnych szyfonach i jedwabiu. Ogromnie odpowiedzialna praca, gdyż używane do zdobienia koraliki oraz złote i srebrne nici mogły przeciąć tkaniny w trakcie szycia lub podczas użytkowania. Dlatego korzystałam ze sprawdzonego atestowanego surowca, głównie włoskiego, który dostarczony został do Indii, gdzie wpierw przechodził próby, a później dopiero trafiał do regularnej produkcji. W Mediolanie spotkałam się również z naszym szewcem, który ręcznie wykonywał dla nas buty z powtarzającymi się elementami zdobień z tkanin. Wszystko musiało być skoordynowane i osobiście nadzorowałam to, latając do Indii lub Neapolu. Zakwalifikowana wstępnie podczas castingu modelka była trochę jak Kopciuszek – musiała zmierzyć buty i jeżeli na nią pasowały, ostatecznie przechodziła. Każda para była dziełem sztuki i nie było możliwości zastąpić jej żadnymi innymi. Stanowiły bardzo ważną część kolekcji. I tak jak można jeszcze dopasować ubranie, nanosząc delikatne poprawki, tak butów się już nie da. Modelki czasami były skłonne chodzić w naprawdę za ciasnych. Musiałyśmy dobrze pilnować, aby nie wciskały w nie stóp na siłę, co z jednej strony deformowało je, a z drugiej uniemożliwiało wygodne chodzenie.
W tym pokazie chciała wziąć udział każda modelka. Emiraty Arabskie to kuszące miejsce, które kojarzy się z największym luksusem i dostatkiem na świecie. Hasło, że będzie to prywatny pokaz dla jednego z najpotężniejszych szejków, było największym wabikiem. Agencje, co prawda, nie miały informować o szczegółach swoich podopiecznych, ale było oczywiste, że dziewczyny wszystko wiedziały – musiały w końcu podpisać kontrakty. Doświadczone i znane modelki, które miały już wysoką pozycję i same były marką, podchodziły do tego obojętnie. Natomiast młode ekscytowały się bardzo. Tu mogły zobaczyć zupełnie inny świat, dosłownie z samego jego środka. Pokaz prywatny oznaczał wejście w strefy, których normalny śmiertelnik nigdy nie będzie miał okazji zobaczyć. A te księcia Zahira były naprawdę imponujące. Dziewczyny jeszcze tego nie wiedziały, ale ja owszem.
– 2 –
Patrzyłam przez ciemne szyby limuzyny na śpieszących się w deszczu ludzi i myślałam, że miło będzie za kilka godzin znaleźć się w pełnym słońcu. Wyjęłam z torebki flakonik perfum i postanowiłam wprowadzić się w atmosferę Orientu.
Uwielbiam arabskie zapachy, to odurzenie światem egzotycznych emocji, zamkniętych w złotych buteleczkach wysadzanych szlachetnymi kamieniami, w asyście wijących się bogatych ornamentów. Była to kwintesencja całej filozofii piękna, mylnie przypisywanej nagle bajecznie wzbogaconym przedstawicielom tego pasterskiego ludu, wychowanego na piasku pustyni, któremu raptem pod namiotami wystrzeliła w niebo ropa naftowa. Ten przepych wynika z historii tego niezwykłego rejonu świata i jego kultury. W VII wieku wyznawcy Allaha zajęli Półwysep Arabski, sięgając między innymi po Syrię, Palestynę, Egipt, Irak i zachodnią część Iranu i docierając do Indochin. Nie zachowywali się jak większość ówczesnych zdobywców, którzy grabili i niszczyli podbite ziemie. Wręcz odwrotnie. Dążąc do unifikacji religii, narzucając swoje wierzenia pokonanym ludom, ale świadomi swojej niedoskonałości, czerpali z ich kultury. Dzięki religii możliwe było ujednolicenie prawa, które regulowało każdy aspekt życia muzułmanów i uczyniło ich równymi sobie, a jedność ta, która objęła świat od Hiszpanii po Azję Środkową, automatycznie miała wpływ na rozwój sztuki.
Bogactwo kultury i sztuki arabskiej jest niezwykłe. Niemal na każdym kroku spotkać się można z zabudową pokrytą arabeską, wzbogaconą o liczne napisy. Mozaika arabska jest wyrazem abstrakcji, co przez wieki prowadziło do niezwykłego rozwoju wyobraźni, która zachwyca nas do dziś. Bogactwo ornamentów odrealnionych miniatur dawało możliwość tak szerokiej interpretacji, a zarazem pobudzało tak nieskończoną fantazję, że dzisiaj trudno byłoby wyobrazić sobie przejście świata arabskiego na kulturę minimalizmu, która całkowicie odbiega od tradycji i poczucia estetyki tych ludów.
– 3 –
Świat arabski zaczęłam poznawać bardzo dawno temu. Już przed trzema dekadami sprowadzałam z Dubaju przepiękne tafty i jedwabie. Warunkiem dobrej współpracy było poznanie tamtejszej kultury i szacunek dla jej twórców. My, Europejczycy, mamy ogromną wadę deprecjonowania wszystkiego, czego do końca nie rozumiemy, a co wydaje nam się inne, obce, dziwne, przerysowane. Zwłaszcza Polacy, pamiętający czasy szarej komuny, są niezwykle krytycznie nastawieni do wszelkiego przejawu bogactwa i obfitości. A kultura arabska bez bogactwa i obfitości nie istnieje.
– 4 –
Kailash wybiegł za mną z limuzyny z bagażem. Na lotnisku czekała na nas już ochrona, która pomogła mi szybko przedostać się do specjalnego pomieszczenia, w którym odprawiano gości odlatujących prywatnymi samolotami. Szczęśliwie – w odróżnieniu od pierwszego razu, kiedy musiałam przejść całą niełatwą procedurę – skrócona forma okazała się błogosławieństwem. Usiadłam w skórzanym beżowym fotelu w przyjemnie klimatyzowanym pomieszczeniu, a obok mnie natychmiast pojawiła się obsługa. Bez pytania przyniesiono mi szampana, daktyle, różne napoje i kubełek z lodem. Po chwili pojawiły się drobne przekąski na złoconej tacy. Wszystko to było normą dla wybrańców tego świata. Posiadanie prywatnego samolotu nie było czymś wyjątkowym w bogatych rodzinach arabskich. Wyjątkowe mogło być posiadanie kilku samolotów.
Poprosiłam Kailasha, aby także usiadł, chociaż miałam świadomość, że mężczyzna tego nie zrobi. Stał na baczność, pilnując bagażu, który w tym miejscu był najbezpieczniejszy na świecie. Hindus został mi przydzielony podczas pierwszej mojej wizyty w rodzinie księżniczki Miry i był dzielnym towarzyszem we wszystkich moich podróżach. Pracował jak wielu innych Hindusów na utrzymanie całej pozostawionej w Indiach rodziny. Jego oczkiem w głowie był syn, który studiował w Polsce medycynę. Kiedy byliśmy sami, opowiadał mi o nim mnóstwo historii i z dumą pokazywał zdjęcia. Za edukacją tego młodego człowieka – to historia niewiarygodna jak na warunki arabskie, a w zasadzie nasze wyobrażenie o tym kraju, kształtowane przez pryzmat literatury sensacji, a nie faktu – stała sama księżniczka Mira. Jesteśmy obarczeni skrzywioną świadomością nie tylko dotyczącą krajów arabskich, gdzie kobieta jest jedynie rodzajem wielbłąda należącego do pana. Ale nic bardziej mylnego. Kobiety w tej kulturze zajmują kluczowe miejsce, a mądre kobiety potrafią być niezwykle sprawną szyją męskiej głowy. Oczywiście, jeśli weźmie się pod uwagę nasze normy społeczne, nadal swoboda arabskich kobiet jest ograniczona, ale w najmłodszym pokoleniu i ta granica coraz bardziej się przesuwa. I tu główną rolę odgrywa religia, gdyż w przypadku ortodoksyjnych wyznawców Allaha zniewolenie wynika z wyboru na przewodnika życiowego Koranu w jego najsurowszej interpretacji.
Wreszcie podstawiono nasz samolot. Z sąsiedniego pomieszczenia wyszło kilkoro ludzi z obsługi księżniczki, w tym trzy krawcowe, najsprawniejsze kobiety w trudnej sztuce ręcznego misternego szycia, jakie poznałam. Potrafiły wyczarować najpiękniejsze suknie świata, szczegółowo odzwierciedlając każdy najmniejszy detal naniesiony na moim rysunku. Krawcowe stanowiły jedynie część zespołu pracującego nad garderobą księżniczki i jej matki oraz… ale o tym później. Te pochodziły z Indii i za każdym razem uczestniczyły razem ze mną w zakupach i zamawianiu tkanin, które często osobiście projektowałam. Główną mistrzynią rękodzieła krawieckiego była Arabka. Dilshad pochodziła z zamożnej kupieckiej rodziny, która z jednej strony dbała o tradycję i korzenie, a z drugiej inwestowała w edukację. Dilshad prawie ukończyła prestiżową włoską szkołę projektowania, ale serce jej skradła architektura ubioru, czyli konstrukcja. Nie lubiła projektować, choć miała na ten temat ogromną wiedzę. W słynnym Kobiecym Centrum Rzemiosła Artystycznego w Abu Zabi znajdowały się liczne wyroby kobiet z jej rodu. Należała do głębokich wyznawczyń Koranu i fatalnie czuła się w Europie, dlatego nie dokończyła edukacji i wróciła do Emiratów. Była rówieśniczką księżniczki i kiedyś przy okazji dostarczania towarów dla rodziny książęcej została poproszona przez Mirę o pomoc w wyborze tkanin na ślubną suknię. Mira w odróżnieniu od innych przedstawicielek arabskiej arystokracji nie pasjonowała się zakupami w najsłynniejszych domach projektowych, nie latała regularnie do stolic mody i nie przyjmowała specjalnych orszaków przedstawicieli tychże. Kochała arabskie tradycje i im hołdowała. Ale Dilshad wykazała się tak niezwykłą wiedzą i kunsztem, upinając na księżniczce materie, aby ta mogła się zobaczyć w różnych kolorach i strukturach, że Mira w końcu zaproponowała jej pracę.
Za to o siedem lat młodsza siostra Miry, Guzela, była zupełnie inna, choć równie piękna i wykształcona. Mira śmiała się z jej imienia, które w wolnym tłumaczeniu oznacza właśnie księżniczkę. Sama była wysoka jak na arabskie normy, miała sto siedemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, ale idealne proporcje czyniły ją posągowo piękną. Zachwycała jej cera w rzadkim mlecznym kolorze o blasku perły i naturalnie kręcone czekoladowe ciężkie włosy, sięgające prawie do talii. Miała niezwykłe błękitne, wręcz lazurowe oczy w oprawie długich czarnych gęstych rzęs, które uwodziły magią. Naturalnie różowe wydatne usta w kształcie serduszka nadawały jej twarzy wyrazu małej dziewczynki. Nie było w niej grama przesady i żadnej sztuczności. Nie stosowała mocnego makijażu, co było w zasadzie normą i swoistym obowiązkiem Arabek. Szanowała za to tradycję i pałac opuszczała w abai.
Europejczykom może się wydawać, że Arabki w abajach wyglądają podobnie. Ale nic bardziej mylnego. Kiedy się im przyjrzymy, okaże się, że każda chce wyglądać modnie i oryginalnie – chce się różnić od wszystkich innych. Zdobienia abai pełnią tu kluczową funkcję. Są dekorowane lokalnym haftem zwanym telli, do którego używa się srebrnej i złotej nici. Poza tym Emiratki noszą często pod abają tradycyjną sukienkę, zwaną mukhawar, al mekhwar lub jalabiya. Kolory są dowolne, a hafty złotą i srebrną nicią przy rękawach oraz w talii pokazują kunszt zdobniczy. Większość Arabek nie kupuje gotowych, tylko wybierają w sklepikach z materiałami kupon oraz haft, po czym szyją je na miarę. Ta część garderoby nie jest dzisiaj już ubiorem codziennym. Nosi się ją tylko w czasie ramadanu i w czasie święta Eid.
Jeszcze w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych kobiety wkładały dwuczęściowy welon zwany shayla, kolorową sukienkę z długimi rękawami oraz luźne bawełniane spodnie seroual lub serwal. Nie nosiły nikabu, który przyszedł z Arabii Saudyjskiej.
Podstawowymi materiałami, z jakich szyje się te ubrania, są bawełna, wełna i jedwab. Mają one swoje nazwy i tak na przykład z salheni szyto seroual noszone pod sukienką. Ale wielowarstwowe stroje nie były zbyt wygodne w temperaturach, jakie tam panowały, z postępem więc nastąpiło odchudzenie garderoby, która jednak bez jednej warstwy nie mogła się obyć – bez wierzchniego okrycia sylwetki i głowy, czyli abai.
Moda na abaje przyszła z Arabii Saudyjskiej, a młode kobiety przestały nosić bawełniane spodnie. Niegdyś abaje wkładało się przez głowę, a ich „namiot” miał ukrywać kształt ciała kobiety pod czystą płachtą materii. Z każdym jednak rokiem przyozdabiano je innymi haftami czy kamieniami, modele stawały się coraz śmielsze, bardziej dopasowane, z rozszerzanymi rękawami… Do tego doszły różne akcesoria w rodzaju torebek, okularów i najmodniejszych butów oraz misterne upięcia włosów, które od zawsze były chlubą Arabek. Włosy były tylko częściowo schowane pod shayla, co stało się oznaką zmian.
Narodowy strój Emiratki nie może obyć się także bez burki jako najstarszego elementu w ich tradycji. Nosi się ją jak maskę, która może być w części metalowa i wtedy przeważnie świadczy o wdowieństwie. Ten rodzaj burki uznawany jest za bardzo ortodoksyjny i dzisiaj niezwykle rzadko spotykany. W ogóle historia burki jest dość ciekawa. Podobno podczas wojny plemion jeden z przywódców miał zdecydowanie mniej mężczyzn na swoim terytorium niż kobiet, dlatego postanowił zakryć kobietom twarze tak, aby mogły udawać mężczyzn. Podobno podstęp się udał, a kobiety skutecznie odstraszyły przeciwnika, który w konsekwencji się wycofał. Inna legenda głosi, że nieszczęśliwa dziewczyna, którą chciano wydać za mąż za kandydata wybranego przez jej rodziców, postanowiła zakrywać twarz, aby go skutecznie odstraszyć…
Siedząc w samolocie, patrzyłam na deszcz, próbując zapomnieć o koszmarnych doświadczeniach ostatnich dni. Bo nic w Mediolanie nie poszło tak, jak powinno, a najbardziej irytowały mnie dziewczyny, które przyleciały z całego świata na casting. Hasło „seria prywatnych pokazów w Emiratach” wywoływało wiele skojarzeń i przyciągało różne dziewczyny. Przeważnie korzystałam ze sprawdzonych agencji, ale tym razem dostałam od płatnika imprezy konkretny kontakt. Właścicielka agencji była trochę dziwna, sama agencja zresztą też. Miała w ofercie na stałe wiele dziewcząt, ale zupełnie nieznanych. Jeżeli chciałam skorzystać z jakiejś top modelki, oczywiście mogłam, ale nie na zasadach wyłączności. Nowa agencja podpisywała po prostu kontrakt z agencją macierzystą danej dziewczyny. Jest to rozwiązanie często stosowane, ale każda firma stara się zbudować markę własnych modelek, gdyż to na nich zarabia się najwięcej. Ja natomiast przeglądałam całą ofertę w tę i we w tę i nie znalazłam ani jednej choć trochę znanej twarzy.
Ciekawe, dlaczego książę Zahir wskazał mi akurat tę agencję. Zaznaczył wprawdzie, że mogę korzystać także z innych, ale wyłącznie za pośrednictwem tej. Było dla mnie lekko podejrzane, że osobiście zajął się tym tematem, choć dyspozycje dostałam od jego sekretarza. Nie mogłam do końca rozgryźć tego człowieka. Zajmował się naprawdę potężnymi biznesami na wszystkich praktycznie kontynentach… a tu raptem ingerencja w pokaz mody i wybór agencji praktycznie nieznanej w tym świecie. Dziewczyny, trzeba było przyznać, były bardzo piękne, o urodzie nieco odbiegającej od standardów modelingu, ale sylwetki miały nienaganne. Ale ich wyrzeźbione ciała bardziej nadawały się do konkursu piękności niż na wybieg, chociaż – to kolejne zdziwienie – każda z nich dobrze radziła sobie z poruszaniem się po nim. Jeszcze jedna rzecz wywołała moją konsternację. Kiedy zgłosiłam się do właścicielki agencji, usłyszałam, że firma ma swój oddział także we Wrocławiu i w portfolio znajdują się Polki. Kiedy jednak sprawdziłam polską filię, okazało się, że mało kto o niej słyszał, a dziewczyny przeważnie były zatrudniane na branżowych imprezach, głównie jako hostessy. Znane twarze były podrzędnymi gwiazdkami, niezwiązanymi z modelingiem, choć czasem można było zobaczyć na ich social mediach sesję zdjęciową w tym kierunku.
Kiedy nie zdecydowaliśmy się na żadną z dziewczyn, a w dodatku logistycznie lepiej było dla nas zatrudnić te, które mieszkały akurat w Mediolanie, właścicielka filii zapewniła, że możemy wskazać dowolną gwiazdę, a ona sprawdzi jej dostępność. Hasło „pokaz w Emiratach” spowodowało jej nadaktywność. Dwoiła się i troiła, aby przekonać Elżbietę, odpowiedzialną za wszystkie moje pokazy, do kilku swoich dziewczyn. Pozostałyśmy jednak przy ofercie mediolańskiej, choć nie było problemu także z tym, aby dziewczyny z Polski tutaj przyleciały na casting. Właściwie miałyśmy ochotę pokazać piękne Polki, ale ograniczenie do jednej agencji, wskazanej przez księcia, sprawiało trochę kłopotu. Nie chciałam robić zamieszania i negocjować z księciem zmiany zasad, gdyż sekretarz poinformował mnie z góry, żebym nie zawracała sobie głowy innymi kontaktami. Ma być ta i koniec.
Podczas pierwszego spotkania dostałyśmy listę innych oddziałów agencji, działających praktycznie na całym świecie. Jeden był nawet w Dubaju. Problem polegał na tym, że znam naprawdę mnóstwo agencji, ale o tych nigdy nie słyszałam. Na szczęście szefowa zatrudniła dla nas kilka top modelek i problem się rozwiązał – zależało nam na randze wydarzenia. Kiedy dokonałyśmy już ostatecznego wyboru i przyszło do negocjowania kontraktów, usłyszałyśmy, że kontrakty top modelek nie przewidują żadnych usług dodatkowych. Jeżeli chcemy z takich skorzystać, musimy rozmawiać z każdą z nich indywidualnie. Byłam przekonana, że chodzi o jakieś dodatkowe sesje i ewentualną obecność w mediach, ale ani jednego, ani drugiego nie przewidywałam. Zaintrygowało mnie natomiast to, że kiedy doszło do ustalania kontraktów z pozostałymi dziewczynami, dla odmiany zapanowała ogromna elastyczność, a usługi dodatkowe były droższe niż przejście po wybiegu. Na moje pytanie, czym są usługi dodatkowe, usłyszałam odpowiedź, że chodzi o prywatną obecność dziewcząt na imprezach poza pokazem. Nie przewidywałyśmy takich. Właścicielka agencji zaproponowała jednak, aby punkt ten został otwarty i że w każdej chwili będziemy mogły z niego skorzystać, poinformowawszy ją o tym oraz wziąwszy od modelki podpis na dokumencie, oznaczający zgodę na taki udział. Wtedy rozjaśniło mi się trochę w głowie.
Z branżą modową jestem związana od dawna i korzystam z doświadczonych, wypróbowanych i znanych agencji. Nikt w nich nie wnika oczywiście, co dziewczyny robią za zamkniętymi drzwiami, ale także nikt nie proponuje dwuznacznych kontraktów. W tej sytuacji powinnam wyjść i trzasnąć drzwiami. Niestety, nie miałam wyboru – klient jasno określił reguły, ale też zostawił mi wolną rękę i nie zaznaczył, że interesują go jakiekolwiek usługi dodatkowe. Aby mieć czyste sumienie, postanowiłam zadzwonić do sekretarza księcia, by upewnić się, czy w kontraktach mają się znaleźć nowe dla mnie punkty… Sekretarz szejka zaprzeczył, aby mieli jakiekolwiek inne plany w stosunku do dziewczyn, czym mnie uspokoił.
Od lat działam w międzynarodowej branży modowej i doświadczyłam sytuacji tak ekstremalnych, że mogłabym napisać osobną książkę na ten temat. Nie jest tajemnicą, że Dubaj i Emiraty są miejscem pracy wielu prostytutek, które pod przykrywką modelingu jeżdżą na gościnne występy w tamte rejony. Było kilka afer i w naszym kraju, a w proceder zamieszane były też znane osoby. Kiedy jednak rzecz dzieje się dobrowolnie, pozostaje zawsze kwestią wyboru tych kobiet. Wbrew budowanym później historiom większość ich jest świadoma, w jakim celu tam jedzie i jak duże pieniądze przywiezie. Będą one wprost proporcjonalne do zaangażowania i udziału w różnych imprezach o charakterze seksualnym, zaliczonych korków szampana wraz z gośćmi je stawiającymi. One mają zaserwować jedno – i przeważnie są w tym bardzo sprawne. Nie zawsze oczywiście przewidzą stopień agresji czy perwersji klientów, ale to, że nie jadą tam na pokaz mody czy sesję zdjęciową, z pewnością wiedzą. Na taką pracę rzucają się nie tylko anonimowe młode dziewczyny chcące dorobić szybko i po jednym razie zmienić swoje życie, i zapomnieć. Najdrożej bowiem można sprzedać popularność, a za niebotyczną sumę – sławę międzynarodową. Niewiarygodne? A jednak bardzo prawdziwe.
– 5 –
Samolot księżniczki był moim ulubionym miejscem relaksu. Ze względu na kompletnie niezrozumiałe dla mnie zasady nikt tutaj ze mną nie rozmawiał o pracy i tylko obsługa do mnie zaglądała, donosząc mi moje ulubione smakołyki. Po kilku wspólnych lotach oraz dzięki ogromnej dbałości księżniczki wszyscy wiedzieli, jak mi dogodzić – znali moje preferencje i słabości kulinarne. Najbardziej zaskakująca dla mnie podczas pierwszego lotu była lista polskich filmów i muzyki. Co ciekawe, zgodnych z moim gustem.
Wyciągnęłam się więc na miękkiej kanapie i przykryłam pledem z bogatymi ornamentami wijącymi się wokół złotych kul. Ciężar pledu świadczył o tym, iż nici użyte do jego zdobienia były z prawdziwego złota. Mówiąc szczerze, kaszmir był przyjemny, ale złote nici mniej. Wolałabym już jakiś miękki puchaty kocyk, ale to nie w tej bajce. Na hebanowym stoliku z czarnymi marmurowymi nogami leżały arbuz densuke, czerwony ananas i egg of the sun. To ostatnie mango kosztuje około trzech tysięcy dolarów za parę i jest hodowane tylko w Japonii. Mały czerwony ananas to jakieś sto pięćdziesiąt dolarów, arbuz – trzysta dolarów minimum. Gwarantuję, że smak ich jest niezwykły, ale ja wolę te tradycyjne ananasy. Miło mi było, kiedy na stoliku pojawiła się kryształowa karafka z mojej kolekcji. Prezent, który przywiozłam księżniczce Mirze na nasze pierwsze spotkanie. Jej entuzjazm na widok polskiego kryształu skończył się sporym transportem naszej kolekcji. W karafce był mój ulubiony sok pomarańczowy, który tylko tu był tak słodki, że aż kiedyś zapytałam, czy przypadkiem nie dodają do niego cukru. Na moich oczach był wyciskany, więc nie mógł pochodzić z pudełka. W kryształowej bombonierce leżały daktyle w czekoladzie, a w miseczce – orzechy macadamia. Raptem usłyszałam pukanie do mojej kabiny.
Kailash wszedł trochę zdenerwowany, że musi przerwać mi czas relaksu, i zaczął się tak plątać w swojej wypowiedzi, że kompletnie nie mogłam zrozumieć, o co mu chodzi. Wreszcie za jego plecami pojawiła się Dilshad. Kailash, poirytowany, zamiast mówić dalej, pokazał z rezygnacją na kobietę i dał mi tym gestem do zrozumienia, że o nią mu właśnie chodziło.
– Kailash, wszystko jest w porządku.
Usiadłam na kanapie, robiąc miejsce Dilshad, która przezornie usiadła jednak na czarnym pufie obok.
– Dilshad, usiądź, proszę, bliżej mnie, bo te ogromne kryształy z pikowania siedziska będą ci się wbijały w pupę – zażartowałam, a kobieta przesiadła się na kanapę.
Trzeba przyznać, że czarno-biało-złoty wystrój samolotu robił wrażenie, ale czasami zapominano o wygodzie.
– Co się dzieje? – zapytałam Dilshad, która nigdy nie zdejmowała w miejscach publicznych burki i w zasadzie kontakt miałam jedynie z jej oczami.
– Mamy wszystko, czego potrzebujemy, nie denerwuj się. Jest jednak pewien problem, zupełnie niezwiązany z pracami nad naszym wydarzeniem.
– Mianowicie?
– Podsłuchałam rozmowy dwóch modelek, które wybrałaś, i jestem pewna, że będzie z nimi problem…
– Problem?
– One lecą na polowanie!
– I bardzo dobrze, z pewnością i tym razem książę urządzi po pokazie jakieś atrakcje z okazji urodzin swojej żony i może zaprosi dziewczyny, aby mogły w nich uczestniczyć. Pewnie będzie także polowanie na pustyni. Znasz gościnność tej pary.
Dilshad spojrzała na mnie spod czarnego jedwabiu jakby z politowaniem.
– Polować na księcia!!! Założyły się, która go uwiedzie, i miały takie o nim wiadomości, że musiały przygotowywać się do tematu dłużej. – Kobieta była wyraźnie oburzona.
– Przecież to jest jakiś idiotyczny pomysł, książę nigdy…
I tu ugryzłam się w język. Moja znajomość z księżniczką zaczęła się przecież od paryskiego pokazu, gdzie jej ucieczka od męża utrudniła mi, a w zasadzie o mały włos uniemożliwiła, organizację prezentacji w słynnym hotelu Crillon na placu de la Concorde.
– Dobrze myślisz! – Dilshad zauważyła jakąś myśl na mojej twarzy.
Faktem było, że cały pomysł organizacji specjalnego pokazu i niezwykłego wydarzenia urodzinowego księżniczki był autorstwa samego księcia.
– I co teraz?
– A co ma być? – odpowiedziałam pytaniem czarnym i wielkim z przerażenia oczom, ledwo widocznym w zbyt dużej burce. – Nie możemy robić problemu z tego, że jakieś dwie lafiryndy chcą polować na księcia. Nie możemy też teraz z nich zrezygnować, gdyż mamy wszystkie wymiary i poukładane sylwetki. Wszystko, co możemy zrobić, to mieć ich zamiar na uwadze. W końcu nie jest to takie proste wedrzeć się w otoczenie księcia na tyle, aby go uwieść. Pokaz z pewnością odbędzie się bez udziału księcia…
– Wiesz, że on ma do nich słabość! – Dilshad prawie tupnęła nogą.
– Zjedz daktyle albo jakieś inne owoce i się uspokój. Nie możemy przejmować się każdą dziewczyną marzącą o księciu.
Dilshad wstała i kompletnie nieprzekonana wróciła na swoje miejsce. Zawsze mnie fascynowało, jak ktoś, kto jest absolutnym numer jeden w świecie precyzyjnej konstrukcji ubioru i poznał wszystkie jej tajniki, może nieprzerwanie, bez względu na czas i miejsce, nosić tradycyjne szaty muzułmańskie bez żadnego zdobienia, jakiejkolwiek drobnej własnej ingerencji w ten tradycyjny ubiór, bliższy dawnym, zapomnianym już przez Arabki czasom. Kiedyś ostrożnie zapytałam Dilshad, jaki jest tego powód. Stwierdziła, że w trakcie pobytu we Włoszech, pracy i nauki w tamtejszym przemyśle modowym zobaczyła zepsucie nowożytnego świata, europejskiej kultury i duże zagrożenie dla muzułmańskich wartości. Postanowiła na przekór odwilży w arabskiej mentalności swoją wręcz zamrozić i zminimalizować zbytki na rzecz duchowości i czystości, która daje jej moc i skupienie w pracy. A ta jest jej wielką pasją. Kocha te wszystkie stroje, jakie tworzy, ale nosić ich nigdy nie będzie. Jej rola to służyć innym w imię Allaha. Dilshad czasem mnie przerażała i choć bardzo starałam się przy niej ograniczać szaleństwo we własnym wizerunku, sprowadzając go do najprostszych form garniturowych, to kiedy razem załatwiałyśmy różne zakupy, tak jak wczoraj w Mediolanie, czułam się nieswojo. I o dziwo, to ja przy niej czułam się dziwolągiem. Ona z dumą i klasą nosiła swoje szaty.
Rozłożyłam się z powrotem na kanapie, przymknęłam oczy i przypomniałam sobie moje pierwsze spotkanie z księżniczką.
CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI