Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Rzecz dzieje się w Polsce, to znaczy nigdzie” - powiedział Alfred Jarry we wstępnym przemówieniu na premierze w 1896 roku. I faktycznie, wtedy nie było na mapie świata takiego kraju.
Sama premiera była prowokacją idealną, skandalem na wielką skalę. Żywiołową, wręcz agresywną reakcję publiczności budziło wszystko — od pierwszego słowa (grrówno), do groteskowej scenografii. W teatrze rozpętało się istne pandemonium, niemal zamieszki. Oddźwięk był ogromny, choć trudno powiedzieć, ilu z dyskutujących faktycznie widziało lub czytało absurdalny dramat — po pierwszym przedstawieniu został zdjęty z afisza, a wersja drukowana przez lata była prawie niedostępna. Legenda rosła, napędzana również przez ekscentryczne zachowania samego autora, bohatera wielu anegdot paryskiej cyganerii. Przy okazji wznowienia, już po śmierci Jarry'ego, wydania książkowego, wyszło na jaw, że szyderczą sztukę, która tak poruszyła publikę napisał (przy nieokreślonym udziale dwóch kolegów), mając piętnaście lat.
Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.
Alfred Jarry
Ubu Król czyli Polacy
tłum. Tadeusz Boy-Żeleński
Epoka: Modernizm Rodzaj: Dramat Gatunek: Farsa
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 100
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
tłum. Tadeusz Boy-Żeleński
Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska.
ISBN 978-83-288-3313-5
Grrówno!
Och! Ładnie, mości Ubu, straszliwe z ciebie chamidło.
Iżbym cię nie zakatrupił, mościa Ubu.
Nie mnie, Ubu, ale kogo innego trzeba by zakatrupić.
Na moją zieloną świeczkę, nie rozumiem.
Jak to, Ubu, ty jesteś zadowolony ze swego?
Na moją zieloną świeczkę, grrówno, mościa pani, juścić, że jestem zadowolony. Jeszcze by nie: rotmistrz dragonów, oficer przyboczny króla Wacława, kawaler polskiego orderu Czerwonego Orła i były król Aragonii, czegóż chcesz więcej?
Jak to! Ty, były król Aragonii, zadowalasz się tym, że komenderujesz na rewii setką łobuzów uzbrojonych w koziki, podczas gdy mógłbyś ustroić swoją łepetę w koronę polską po koronie Aragonii?
Ha! Moja żono, zgoła nie kapuję, o czym ty bajesz.
Takiś głupek!!
Na moją zieloną świeczkę, król Wacław żywie2; a gdyby nawet umarł, alboż nie ma kupy dzieci?
Cóż ci broni wyrżnąć całą rodzinę i zająć jej miejsce?
Ha! Mościa Ubu, ubliżasz mi i zaraz pójdziesz do paki.
Ech, ty nieboże, jeśli ja pójdę do paki, któż ci będzie portki cerował na zadku?
Ejże! I co jeszcze? Czy nie mam zadka takiego jak drudzy?
Na twoim miejscu lubiłabym ten zadek posadzić na tronie. Mógłbyś napychać do woli kabzę3, jadać co dzień kiszkę z kapustą i tryndać się karetą po mieście.
Gdybym był królem, kazałbym sobie zrobić wielki hełm, tak jak miałem w Aragonii. Te hycle Hiszpany ukradły mi go bezwstydnie.
Mógłbyś też postarać się o parasol i o wielką kacabaję4, któraby ci spadała na pięty.
Ha! Poddaję się pokusie. Cholera grówniana, grówno cholerzane, jeśli go kiedy zdybię w ciemnym lesie, ciężka jego godzina.
Dobrze tak, Ubu; teraz mówisz jak mężczyzna.
Och, nie! Ja, rotmistrz dragonów, miałbym zamordować króla polskiego! Raczej umrzeć!
Och! Grrówno!
Więc wolisz zostać sakramenckim dziadem, gołym jak ta mysz kościelna?
Kroć kroci, na moją zieloną świeczkę, wolę zostać gołym jak chuda i zacna mysz niż bogatym jak zły i tłusty kot.
A hełm? A parasol? A wielka kacabaja?
I co jeszcze, stara?
Bllum, grrówno, ciężko go ruszyć, ale bllum, grrówno, zdaje mi się, żem go trochę ochwierutała5. Dzięki Bogu i sobie, może za tydzień będę królową polską.
Ej, coś nasi goście bardzo się spóźniają.
Tak, na moją zieloną świeczkę. Konam z głodu. Bardzo dziś jesteś brzydka, moja żono. Czy to dlatego, że mamy gości?
Grrówno!
Ha! Głodny jestem, nadkąszę tego ptaka. To kurczę, mniemam. Niezłe.
Co czynisz, nieszczęsny? Co będą jedli nasi goście?
Starczy i dla nich. Już nie ruszę nic. Idź, żono, zajrzeć przez okno, czy goście się schodzą.
Nie widzę nikogo.
Aha, idzie rotmistrz Bardior i jego stronnicy. Cóż ty tam jesz, Ubu?
Nic, trochę cielęcia.
Och! Cielę! Cielę! Cielę! On zjadł cielę! Na pomoc!
Na moją zieloną świeczkę, oczy ci wydrę.
Dzień dobry, panowie, oczekiwaliśmy was z niecierpliwością. Siadajcie.
Dzień dobry pani. Ale gdzie jest ojciec Ubu?
Jestem! Jestem! Do kata, na moją zieloną świeczkę, jestem przecie dość gruby.
Dzień dobry, ojcze Ubu. Siadajcie, moi ludkowie.
Uf, jeszcze trochę, a byłbym wygniótł krzesło.
Ej, mamo Ubu, co nam dacie dobrego dzisiaj?
Oto karta.
Oho! To mnie interesuje.
Zupa polska, boczek z rastrona6, cielę, kurczę, pasztet z psa, kupry indycze, szarlotka à la russe...
No, już chyba dosyć, sądzę. Czy jest jeszcze co?
Bomba, sałata, owoce, deser, sztukamięs, bulwy, kalafiory na grównie.
Ech, cóż ty mnie masz za cesarza Wschodu, żeby robić takie zbytki?
Nie słuchajcie go panowie, to ramol.
Ha! Wyostrzę swoje zęby na twoich łydkach.
Jedz raczej, Ubu. Zupa polska.
Cholera, jakie to złe!
To nie jest dobre, w istocie.
Turki jedne, czegóż wam potrzeba?
Och, mam myśl. Zaraz wrócę.
Panowie, spróbujemy cielęcia.
Bardzo dobre, skończyłem.
Teraz do kuprów.
Wyborne, przednie! Niech żyje mama Ubu!
A zaraz będziecie krzyczeć: niech żyje papa Ubu!
Nieszczęsny, co ty robisz?
Skosztujcie.
Żono, przysuń mi kotlety z rastrona, iżbym nimi poczęstował.
Oto są.
Za zdrowie wszystkich gości! Rotmistrzu Bardiorze, mam z tobą do pomówienia.
Ech! Ależ myśmy nie jedli.
Jaktoście nie jedli7? Za drzwi wszyscy. Zostań, Bardior.
Jeszczeście tu? Na moją zieloną świeczkę, ja was zakatrupię żebrami rastrona.
Och! Au! Na pomoc! Brońmy się! Nieszczęście! Zginąłem!
Grówno, grrówno, grówno! Za drzwi! Załatwiłem ich.
Ratuj się, kto może! Niegodziwy Ubu! Zdrajca, makrot8 dziadowski!
No, nareszcie poszli. Oddycham, ale bardzo źle podjadłem. Chodź, Bardior.
No i co, rotmistrzu, jakże obiadek?
Wyborny, wyborny, z wyjątkiem grówna.
Ech, grówienko nie było złe.
Rzecz gustu.
Rotmistrzu Bardiorze, jestem skłonny zrobić cię księciem Litwy.
Jak to, a ja pana miałem za golca9, panie Ubu.
Za kilka dni, jeżeli zechcesz, będę panował w Polsce.
Zabije pan Wacława?
Nie jest głupi, hultaj: zgadł.
Jeśli chodzi o zabicie Wacława, lecę na to. Jestem jego śmiertelnym wrogiem i ręczę za swoich ludzi.
Och! Och! Bardzo cię kocham, Bardior.
Ech! Ty śmierdzisz, ojcze Ubu. Ty się nigdy nie myjesz?
Rzadko.
Nigdy!
Nastąpię ci na nogę.
Grówniszcze!
Idź już, Bardiorze, załatwiłem się z tobą. Ale, na moją zieloną świeczkę, przysięgam na starą Ubicę, że cię zrobię księciem Litwy.
Ale...
Cicho siedź, słodkie dziecię.
Czego pan sobie życzy? Wynocha stąd, nużysz mnie.
Panie, jest pan wezwany przed króla.
Och, grówno, kiecko niebieska, na moją zieloną świeczkę, odkryto mnie, zetną mnie! Och! Och!
Co za flak! A czas nagli.
Och! Mam myśl: powiem, że to Ubica i Bardior.
Och, ty stary łaj... Jeżeli to zrobisz...
Haha! Już lecę.
Och, Ubu, och, Ubu, ja tobie dam musztardy!
Grówno, samaś musztarda.
Och! Wiecie, to nie ja, to Ubica i Bardior.
Co tobie, ojcze Ubu?
Za wiele wypił.
Tak, jestem pijany, za wiele piłem francuskiego winka.
Ubu, chcę nagrodzić twoje liczne zasługi jako rotmistrza dragonów; mianuję cię dziś hrabią Sandomierza.
Och, Wacławie, panie mój, nie wiem, jak panu dziękować.
Nie dziękuj mi, Ubu, staw się jutro rano na wielkiej rewii.
Stawię się, ale przyjm, królu, jeśli łaska, tę fujarkę.
Co ty chcesz, żebym ja w moim wieku robił z fujarką? Dam ją Byczysławowi.
Ależ on całkiem głupi, ten stary Ubu!
A teraz daję nogę.
Och, au! Na pomoc! Na moją zieloną świeczkę, przerwałem sobie kiszki i pękłem sobie ontrobę.
Ojcze Ubu, czy zrobiłeś sobie co złego?
Oczywiście, i zdechnę z pewnością. Co się stanie ze starą Ubu?
Zajmiemy się jej losem.
Macie dużo poczciwości na zbyciu.
Tak, ale, królu Wacławie, i tak będziesz zakatrupiony.
Och, moi przyjaciele, jest wielki czas, aby ustalić plan sprzysiężenia. Niech każdy powie swoje zdanie. Ja powiem najpierw swoje, jeżeli pozwolicie.
Mów, ojcze Ubu.
Zatem, moi przyjaciele, ja jestem zdania, żeby po prostu struć króla, sypiąc mu arszeniku do śniadania. Kiedy zechce ćpać, padnie trupem i w ten sposób ja zostanę królem.
Pfe, brudas!
No co! To wam się nie podoba? No więc niech Bardior poda swoją myśl.
Ja jestem zdania, żeby go zdzielić wielkim cięciem rapiera10, które go przetnie od głowy aż do pasa.
Tak! To jest szlachetnie i dzielnie.
A jak was kopnie? Przypominam sobie teraz, że on wkłada na rewie podkute buty, które bardzo bolą. Gdybym był wiedział, poleciałbym was zdenuncjować, żeby się wydobyć z tego świństwa. Myślę, że by mi dał za to parę groszy.
Och! Zdrajca, podlec, chciwosz plugawy.
Hańba staremu Ubu!
Ej, panowie, zachowajcie się spokojnie, jeżeli nie chcecie zwiedzić moich portek. Godzę się wreszcie narazić dla was. Tak więc, Bardior, ty się podejmiesz przeciąć króla.
Czy nie lepiej by było, żebyśmy się wszyscy rzucili na niego, rycząc i hałasząc? W ten sposób mielibyśmy widoki, że porwiemy za sobą armię.
Zatem tak. Ja postaram mu się nastąpić na nogę; on wierzgnie, wówczas ja mu powiem: grówno, i na to hasło rzucicie się na niego.
Tak, i z chwilą gdy wyzionie ducha, ty weźmiesz jego berło i koronę.
A ja puszczę się z mymi ludźmi w pogoń za królewską rodziną.
Tak, i polecam ci szczególnie młodego Byczysława.
Panowie, zapomnieliście nieodzownej ceremonii; trzeba przysiąc, iż będziemy dzielnie walczyli.
Ale jak? Nie mamy księdza.
Ubica go zastąpi.
Więc dobrze.
Zatem przysięgacie porządnie zabić króla?
Przysięgamy. Niech żyje król Ubu!
Byczysławie, byłeś dziś rano bardzo niegrzeczny dla pana Ubu, kawalera moich orderów i hrabiego Sandomierza. Dlatego zabraniam ci pojawić się na rewii.