Uciekniemy przed światem. Tom 2 - Anna Kowalczyk - ebook

Uciekniemy przed światem. Tom 2 ebook

Anna Kowalczyk

3,7

Opis

Siedem lat temu w zupełnie różnych częściach Polski na świat przyszło sześcioro dzieci. Nikt jednak nie spodziewał się, że będą tak wyjątkowe i inteligentne. Z biegiem lat, kiedy ich zmodyfikowane genetycznie organizmy dorastały w przyspieszonym tempie, a wyjątkowe moce nadal się ujawniały – Adam, Wiktoria, Estera, Mikołaj, Sonia i Oskar skupili wokół siebie grupę ludzi, którzy tak jak oni, pragnęli uciec ze świata zagrożonego widmem nadchodzącej wojny.

 

Czy zbudowanie statku kosmicznego w warunkach, w których trzeba ukrywać się przed ścigającą korporacją, będzie możliwe?

Czy będą w stanie ścigać się z czasem, aby zagwarantować swoim rodzinom i przyjaciołom bezpieczną ucieczkę z Ziemi?

Z pewnością będą próbowali do samego końca.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 277

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (6 ocen)
2
1
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Laluna1997

Z braku laku…

pierwsza część lepsza
00
ska77

Całkiem niezła

Nie jest to raczej druga część, a kontynuacja pierwszej. Trochę nie rozumiem rozbicia na dwa tomy (chyba jedynie fakt, że książka byłaby za długa przemawia za tym). Jak już ktoś wcześniej napisał- za dużo tu sielanki. I te śluby...jeden za drugim, jakby autorka stwierdziła, że nikt na wyspie nie może pozostać w nieformalnym związku :) niemniej jednak, jeśli powstanie kolejna część, pewnie po nią sięgnę :)
00
ahywka

Dobrze spędzony czas

Kontynuacja, a w zasadzie integralna część pierwszego tomu. Szóstka wyjątkowo uzdolnionych dzieci, która swoimi planami zainteresowała grupę dorosłych ludzi i zaraziła ich chęcią do działania w celu budowy ogromnego statku kosmicznego. Wszelkie próby odciągnięcia światowych przywódców od rozpętania wielkiej wojny spełzają niestety na niczym. Aby przyspieszyć prace, udaje im się zgromadzić sporą grupę ludzi wszelkich zawodów i umiejętności. Po raz kolejny też muszą odeprzeć atak ze strony MMT (prywatnej firmy militarnej, która prowadzi bardzo wątpliwą działalność). A w międzyczasie musza też uporać się z efektami przyspieszonego dojrzewania. Czy uda im się na czas zbudować Pegaza? Czy uda się oderwać kolosa od ziemi, zanim wojna rozpęta się na dobre? Oceniając tą historię jako całość muszę powiedzieć, że bardzo mi sie podobała. Świetny, nietuzinkowy pomysł, który skłania też do refleksji o tym dokąd zmierza nasz świat, i co może przynieść kolejna wojna. Ciekawie zbudowane postaci główny...
00
solo81

Nie oderwiesz się od lektury

Taka mega bajka ale dość przyjemna
00
Lost70

Całkiem niezła

Ta część powstała niepotrzebnie, trzeba było zakończyć na pierwszej. Za słodko, za idealnie, dobro wygrywa, zło przegrywa. Nie kupuję tego
00

Popularność




Copyright © by Anna Kowalczyk, 2023Copyright © Wydawnictwo WasPos, 2024All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Projekt okładki: Adam Buzek

Zdjęcie na okładce: © by cppzone.mail.ru/depositphotos

Zdjęcie na 2 stronie: Obraz Arek Socha z Pixabay

Wektor przy nagłówkach: Obraz Marcin z Pixabay

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I – elektroniczne

Wyrażamy zgodę na udostępnianie okładki książki w internecie

ISBN 978-83-8290-540-3

Imprint Mroczne HistorieWydawnictwo WasPosWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Prolog

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Prolog

Kiedy siedem lat temu, w zupełnie różnych częściach Polski, na świat przyszło sześcioro dzieci, nikt nie spodziewał się, że będą tak wyjątkowe i inteligentne. Z biegiem lat, gdy ich zmodyfikowane genetycznie organizmy dorastały w przyspieszonym tempie, a wyjątkowe moce nadal się ujawniały – Adam, Wiktoria, Estera, Mikołaj, Sonia i Oskar skupili wokół siebie grupę ludzi, którzy tak jak oni pragnęli uciec ze świata zagrożonego widmem nadchodzącej wojny. Dzięki licznym projektom genialnych dzieci, zarobili dość pieniędzy, aby kupić wyspę, na której mogli się schronić przed ścigającą ich korporacją i spokojnie rozpocząć budowę statku, a następnie odlecieć z Ziemi.

Pegaz był projektem Sonii, pracowało jednak nad nim mnóstwo ludzi, których sprowadzano na wyspę, oferując udział w podróży oraz życie z dala od wojny. Każdy nowy mieszkaniec wyspy szybko stawał się częścią społeczności i przyjacielem sześciorga nadzwyczajnych dzieci, które – obecnie niespełna ośmioletnie – przechodziły przemianę w dorosłych ludzi. Po długich dniach nieopisanego cierpienia stanęli oni przed swoją nową, wielką rodziną, żeby wspólnie z nimi świętować powrót do zdrowia.

Rozdział 1

Piknik został urządzony tak, aby każdy mógł usiąść tam, gdzie będzie mu wygodnie. Na tarasie były stoliki z krzesłami, przy basenie leżaki i stoliki, a na polanie obok rozłożono koce z poduszkami. Można było usiąść zarówno na słońcu, jak i w cieniu, pod parasolami. Po chaosie, jaki nastał, kiedy każda obecna osoba chciała się przywitać z przybyłą szóstką młodych ludzi, wszyscy powoli znaleźli sobie odpowiadające im miejsca i z talerzami pełnymi jedzenia siadali na nich. Nikt z obecnych nie był zszokowany widokiem nowych par, wielu natomiast zdziwiło się, kiedy Adam, zamiast usiąść przy stoliku na tarasie, razem z Colinem i Cooperem, rozsiadł się wygodnie na kocu razem z Kalą i jej bratem.

Minęło dużo czasu, zanim wszyscy się najedli, a rozmowy ucichły. Wtedy na taras, gdzie przygotowano miejsce dla tych, którzy chcieli przemawiać na zebraniu, wszedł Adam. Rozejrzał się najpierw i przyjrzał zgromadzonym. Nie brakowało nikogo, ponieważ przyszli nawet strażnicy mający dyżur, a kamery i czujniki pilnowały ich bezpieczeństwa.

– Przede wszystkim chciałbym podziękować wam za ciepłe słowa, jakie dziś od was usłyszeliśmy. Zarówno ja, jak i pozostała piątka – powiedział Adam. – Kiedy byliśmy mali, mieliśmy tylko siebie i rodziców, którzy poświęcili wszystko dla naszego bezpieczeństwa. Długo byłem pewien, że tak już zostanie, lecz z każdym rokiem grono naszych przyjaciół powiększało się i teraz jest was naprawdę wielu. I muszę powiedzieć, że jestem dumny z tego, że mogę nazywać siebie waszym przyjacielem. Bez was nie byłoby możliwe stworzenie tego, co tutaj robimy – westchnął. – Nasze krótkie „wakacje” wyłączyły nas z tej pracy na kilka dni.

Dookoła rozległ się śmiech.

– No tak, zabrzmiało to, jakbyśmy się tam naprawdę świetnie bawili. Teraz jednak już wróciliśmy i kontynuujemy prace. Zanim Daniel przejdzie do tego, po co zostało zwołane to zebranie, wspomnę o kilku sprawach. Jeżeli ktoś będzie chciał zadać jakiekolwiek pytanie, niech śmiało mi przerywa.

Zamilkł na chwilę, zastanawiając się, od czego zacząć.

– Po pierwsze, jak wiecie, jest nas teraz siedemdziesiąt osiem osób, łącznie z tymi najmniejszymi – kontynuował. – Na statek jednak wejdzie o wiele więcej ludzi. No i nadal potrzebujemy fachowców w różnych dziedzinach. Dlatego zwracam się do was z prośbą o to, abyście dobrze się zastanowili, i jeżeli zechcecie zabrać ze sobą kogoś z rodziny lub przyjaciół, to proszę to zgłosić do Colina i jego grupy organizacyjnej. To samo dotyczy fachowców. Jeśli znacie kogoś, kto mógłby nam się przydać, to zgłoście to do nich. Oczywiście wszystkich tych ludzi będziemy musieli poddać testowi, jak to robiliśmy z wami, ale niestety nie mamy innego wyjścia.

Cooper wstał, więc Adam przerwał.

– Czy ustaliliście już, ilu ludzi poleci? – zapytał.

– Soniu – zwrócił się do dziewczyny Adam. – Jak myślisz?

– Na Pegazie będzie mogło żyć około trzystu osób, musimy jednak liczyć się z tym, że urodzi się na nim wiele dzieci – powiedziała Sonia. – Uważam, że powinno być dla nich zarezerwowane przynajmniej pięćdziesiąt, a nawet siedemdziesiąt miejsc. Bo kiedy będą dorastały, my wszyscy będziemy ich uczyć, jak być inżynierami, żołnierzami, kucharzami czy ogrodnikami lub mechanikami. Tak więc z Ziemi powinno nas wylecieć nie więcej niż dwieście trzydzieści osób.

– Czyli nadal potrzebujemy około stu pięćdziesięciu ludzi – podsumował Adam. – A więc zgłaszajcie swoje kandydatury, a my będziemy ich sprawdzać i przywozić na wyspę. I zaznaczam, że nie wszystkie te osoby muszą być pomocne w budowie Pegaza. Niech to będą ludzie, na których wam zależy, albo tacy, co do których uznacie, że powinni mieć szansę polecieć z nami. A gdybyście chcieli się dowiedzieć, jakich fachowców jeszcze potrzebujemy, to u Colina jest lista, więc śmiało można sprawdzać.

Przerwał na chwilę, po czym kontynuował:

– Druga sprawa, o której chciałem wspomnieć, jest taka, że Kala napisze o nas książkę. Będzie to książka o całej naszej przygodzie, począwszy od doktor Alison Roberts, dzięki której nasza szóstka przyszła na świat, a skończywszy na tym, jak odlecimy z tej planety. Będą w niej wszyscy, którzy są tutaj z nami, oraz ci, którzy jeszcze przybędą. Dlatego moja prośba do was jest taka, abyście współpracowali z Kalą i udzielali jej wywiadów.

– Ale nie wydacie tej książki tu, na Ziemi? – zapytał Colin.

– Oczywiście, że nie. – Adam się zaśmiał. – Będzie to książka dla naszych przyszłych pokoleń, aby wiedzieli, jak trafili tam, gdzie będą akurat żyli. W końcu nie wiemy, co będzie w przyszłości. Jest też prośba do Sonii o zabezpieczenie laptopa, na którym Kala będzie pisała książkę.

– Oczywiście – odpowiedziała Sonia. – Ale może kiedy już będziemy stąd odlatywać, wyślemy tę książkę do kilku wydawnictw, żeby sobie ludzie poczytali?

– Uznają, że to kolejne science fiction – stwierdził Paweł.

– Być może – odparł Adam. – Jeszcze to przemyślimy. Dodam jeszcze, że po sprawdzeniu, jak się mają sprawy na świecie, a rządy zajmują się głównie negocjacjami, które nawet trudno tak nazwać, uznałem, że niedługo będzie trzeba wdrożyć plan z rozesłaniem części wzorów Sonii. Musimy zyskać jak najwięcej czasu, więc nie powinniśmy zwlekać z tym zbyt długo.

– Też tak myślę i zajmę się tym – zadeklarowała Sonia i podeszła do Adama. – Chciałam poruszyć temat, który ostatnio zaprząta mi głowę, i być może wy rozwiążecie ten problem – zwróciła się do zebranych. – Otóż jakiś czas temu dyskutowałam z Michelem o uzbrojeniu Pegaza. Wszyscy wiecie, że będzie to jednostka cywilna, lecz są argumenty, aby wyposażyć go również w broń, która być może w przyszłości będzie potrzebna. Dlatego chciałabym, żebyście o tym pomyśleli.

– Może powiedz najpierw, jakie są te argumenty – zaproponował Olek.

– Pierwszy wiąże się z tym, co zamierzamy zrobić, czyli dać ludziom część moich wzorów – wyjaśniła Sonia. – Jest wysoce prawdopodobne, że kiedyś uda im się dojść do tego, co mnie już się udało, i polecą w kosmos jak my. Jak powiedział mi Michel, raczej nam nie podziękują, jeśli wówczas się na nich natkniemy. Chociaż to mało prawdopodobne, bo kosmos jest wielki, ale wykluczyć tego nie możemy. W takim wypadku należałoby mieć się czym bronić.

Westchnęła.

– Drugi argument jest o wiele mniej prawdopodobny, ale nie mam na niego kontrargumentów, bo jak powiedział Michel, mamy dowody. Chodzi o możliwość spotkania innej rasy w kosmosie.

Przez chwilę panowała zupełna cisza.

– To jest bardziej prawdopodobne, niż wam się wydaje – odezwała się Ruby, wstając z krzesła i odwracając się do zebranych. – Wszechświat jest wielki. Byłoby arogancją sądzić, że tylko na tej małej planecie, którą nazywamy Ziemią, rozwinęło się życie. To, że było gdzie indziej, wiemy na sto procent, bo mamy dowód w postaci naszej wspaniałej szóstki. W każdym układzie może, choć nie musi, znajdować się planeta, na której mogło powstać życie. Niekoniecznie inteligentne, ale to nie ma znaczenia. Dlatego uważam, że dodatkowe uzbrojenie powinno znaleźć się na Pegazie. Oraz kilku żołnierzy więcej.

– W stu procentach zgadzam się z Ruby – przyznał Jin, wstając. – Dodałbym nawet, że może się zdarzyć sytuacja bardziej prawdopodobna. Ponieważ zamierzamy odwiedzać planety zdatne do życia, choćby po to, aby zaopatrzyć się w wodę, możemy się natknąć na różne formy życia, niekoniecznie potrafiące latać w kosmos. Takie wycieczki na planety powinny być eskortowane przez wojskowych z dobrą bronią.

– Tak, to jest kolejna sprawa do przemyślenia – westchnął Adam. – Myślę, że jeżeli ktokolwiek z was będzie miał jakiś pomysł, coś, na co my nie wpadliśmy, powinien przyjść z tym do mnie. Wszystko będziemy zapisywać i omawiać na zebraniach, które powinniśmy organizować raz w tygodniu. Czy ktoś chce jeszcze coś powiedzieć, zanim Daniel zabierze głos?

– Ja – odezwał się nieśmiało Mark Evans.

– Słuchamy, Mark – zachęcił go Adam.

– Chciałem tylko zapytać, czy już teraz można się szkolić na takiego żołnierza, który będzie mógł lądować na innych planetach – oznajmił chłopiec. – Bo ja bardzo bym chciał należeć do takiej grupy.

– Myślę, że to świetny pomysł – odparł Adam. – Ustalę z Xavierem i Olkiem, jak zorganizować zajęcia i każdy chętny będzie mógł się na nie zapisać.

– Dziękuję! – zawołał uszczęśliwiony Mark.

– Ale zdajesz sobie sprawę z tego, że minie jeszcze wiele lat, zanim będziesz mógł to robić? – zapytał Xavier.

– No pewnie, ale do tego czasu zamierzam być najlepszy – odrzekł poważnie chłopiec.

– No cóż, widać, że jest podobny do ojca – westchnęła Monica, czym wszystkich rozbawiła.

– No dobrze, w takim razie oddaję głos Danielowi – powiedział z uśmiechem Adam, zszedł z tarasu i dołączył do Kali na kocu.

Daniel stanął w miejscu, gdzie wcześniej stał Adam, i spojrzał na Oskara.

– Jak zapewne pamiętacie, z Oskarem i Sandrą pracowaliśmy nie tylko nad wyjaśnieniem pochodzenia naszych niezwykłych przyjaciół, ale również nad szczepionką, dzięki której można uniknąć wielu chorób – przypomniał Daniel. – No i właśnie tuż przed tym, jak Oskar i pozostali wylądowali w ambulatorium, udało nam się zakończyć badania nad nią. Poza tym udało nam się ją zsyntetyzować, co oznacza, że będziemy mogli dać ją także innym ludziom. Jako że nie zamierzaliśmy jej testować na zwierzętach, ja i Sandra podaliśmy ją sobie. Oskar był niedysponowany, więc nic o tym nie wiedział.

– Dodam, że szczepionka nie szkodzi dzieciom – uspokoiła Sandra, stając obok brata. – Odkryłam to, kiedy po podaniu sobie szczepionki robiłam badania krwi. Okazało się, że jestem w ciąży, a dziecko jest idealnie zdrowe.

Po tym wyznaniu zapanował chaos.

Wszyscy chcieli pogratulować przyszłym rodzicom, a Sam został odpowiednio mocno poklepany po plecach przez wszystkich męskich przyjaciół.

– Wracając do sprawy – powiedział Daniel, kiedy wszyscy usiedli na powrót na swoich miejscach. – Osobiście mogę was zapewnić, że szczepionka jest zupełnie bezpieczna i uodparnia na większość chorób. Wszystkie choroby wieku dziecięcego, grypę, covid, a nawet gruźlicę i wiele innych.

– A raka leczy? – zapytał Cooper.

– Tego jeszcze nie sprawdzaliśmy, ale jakby ktoś miał pod ręką komórki rakowe, to chętnie to zbadam – rzekł całkiem poważnie Daniel. – Powiem tak w uproszczeniu, że ta szczepionka nie tylko wspomaga układ odpornościowy, ale również regeneruje cały organizm. Układ oddechowy, mięśniowy, kostny i wszystkie pozostałe. Czyli nie będziecie jak nasi superbohaterowie, ale kondycja wam się zdecydowanie poprawi. Tak więc zachęcam do tego, aby przychodzić do mnie i dać zaszczepić. Oczywiście nie jest przymusowa. Jeżeli ktoś nie chce, nie musi się szczepić. Lub też chce poczekać i zaszczepić się później, to też może być. Szczepionka jest całkowicie dobrowolna.

– Czy nasz Andre może być już zaszczepiony? – zapytał Louis.

– Oczywiście – zapewnił Daniel. – Jak Sandra wspomniała, zaszczepiła się, nie wiedząc o ciąży. Kiedy później zrobiłem jej badania, okazało się, że dziecko jest idealnie zdrowe i rozwija się prawidłowo. Chociaż ja powiedziałbym, że jest trochę za duże, ale to kwestia dyskusyjna, biorąc pod uwagę fakt, że tatuś jest wielki.

Wśród zebranych rozeszły się chichoty, a Sam wyszczerzył się w uśmiechu.

– A zatem dzieci można szczepić już w pierwszym miesiącu życia – kontynuował Daniel. – Nie mamy jeszcze pewności i będziemy musieli to w przyszłości zbadać, ale podejrzewamy, że jeżeli dwoje rodziców zaszczepi się teraz, to ich przyszłe dziecko już nie będzie musiało tego robić. Ale jak mówię, to jeszcze nie jest pewne. Tak więc zachęcam was. Przychodźcie do mnie i dajcie się zaszczepić. Jakieś pytania? Niekoniecznie na temat szczepień.

– Ja chcę o coś zapytać Oskara. – Celia się podniosła. – Czy za kilka miesięcy będziecie to przeżywać równie długo i mocno? Pamiętam poprzedni raz i nie było to takie przerażające jak teraz.

– Nie, Celio, następny raz będzie zupełnie inny – powiedział Oskar, uśmiechając się do niej. – Tym razem rośliśmy dużo i szybko. Następnym będą to jedynie niewielkie dolegliwości i tylko ci, którym przyjdzie urosnąć jeszcze kilka centymetrów, będą odczuwali lekki ból. I niewiele już się zmienimy. Po prostu dojrzejemy o parę lat.

– No to dobrze – ucieszyła się Celia. – A na szczepienie to ja mogę być pierwsza. Ja wam ufam.

Za te słowa Celia została nagrodzona oklaskami.

– Kto ma jeszcze coś do ogłoszenia? – zapytał Adam.

– Ja! – zawołała Sonia i wskoczyła na taras. – W najbliższych tygodniach mam zamiar zaprogramować wirtualny symulator dla pilotów. Na razie będzie to symulator startu, ale później z pomocą Ruby i Jina zrobimy symulator lotów. Tak więc Lucas, Janusz i Cooper będą musieli się uczyć. No i potrzebujemy jeszcze przynajmniej trzech pilotów. Mówię przynajmniej, bo poza przewidzianą cysterną chcę później, być może już na statku, zbudować wahadłowiec pasażerski, do lądowania na planetach. Dlatego pilotów będziemy potrzebować więcej. Jeżeli ktoś zna odpowiednich, to proszę zgłaszać. Przydaliby się również nawigatorzy, co najmniej dwóch, ale w razie czego sami się tego nauczymy, bo chyba nie ma takich, którzy potrafią nawigować w kosmosie. To tyle ode mnie.

Zeszła z tarasu, a po chwili zastąpił ją Mikołaj.

– Ja też coś ogłoszę – powiedział. – Zdaję sobie sprawę, że pracy mamy dużo, lecz powinniśmy również zadbać o samych siebie. Codziennie przed śniadaniem i po kolacji będę prowadził na plaży zajęcia dla chętnych. Będą to sztuki walki, ale i tai-chi oraz joga. Jeszcze ustalę, co będzie w jaki dzień i o jakiej porze. W salonie powieszę rozpiskę, chętni będą mogli przychodzić. Dziękuję.

Zeskoczył z tarasu i wrócił do Luizy oraz Karola na kocu.

– Skoro nie ma już kolejnych ogłoszeń, to proponuję korzystać z wolnego popołudnia i zrelaksować się – podsunął Adam. – Więc jedzcie i bawcie się.

Po tych słowach mieszkańcy wyspy rzeczywiście postanowili się zrelaksować.

Odpoczywali nad basenem, pływali, grali w różne gry na powietrzu, jedli i rozmawiali.

Cooper zawołał do stolika Sonię.

– Moja droga, wiem, że będę musiał ćwiczyć latanie z kosmosie, ale nadal nie mogę tu zamieszkać, bo maszyna wciąż jest potrzebna – powiedział.

– Wiem o tym, dlatego dam ci dysk z symulatorem do ćwiczenia w domu – odparła Sonia.

– A czy to nie będzie niebezpieczne? – zapytał, marszcząc brwi.

– Skąd. – Sonia wzruszyła ramionami. – To będzie wyglądało jak zwykła gra komputerowa. Podłączysz do komputera dysk, gogle i dżojstik. Włączysz, założyć gogle i będziesz grał. Na wszelki wypadek zabezpieczę to przed wirusami i włamaniami, ale nie ma niebezpieczeństwa. Takie gry są popularne. Z tym że nasza będzie podrasowana, bo będzie symulowała prawdziwy start, lot i kraksy. A czy u ciebie w firmie nie ma jeszcze jakiegoś dobrego pilota?

– Piloci są, i to dobrzy, ale czy są godni zaufania, to już inna sprawa – westchnął. – Zastanowię się. Może któryś by się nadawał. Ale tak szczerze mówiąc, to powinniśmy poszukać wojskowych pilotów. Przynajmniej do wahadłowca. Trzeba pogadać z chłopakami wojakami.

– Tak zrobię. – Uśmiechnęła się i pobiegła do Michela.

– Można? – zapytał Oskar, stając obok stolika Coopera.

– Oczywiście, siadaj, chłopcze – odparł Cooper.

– Pytałeś wcześniej, czy szczepionka leczy raka – powiedział Oskar, uważnie przyglądając się mężczyźnie. – Z jakiegoś konkretnego powodu?

– Pytasz, czy jestem chory? – Cooper się uśmiechnął. – Nie, nie jestem. Jako pilot badam się regularnie, więc mam tę pewność. Moja żona jednak zmarła na raka, więc Lucas i Ruby…

– Mogą zachorować – dokończył Oskar, kiwając głową. – Tak, to jest prawdopodobne. Myślisz, że zgodzą się, żebym zrobił im badania przed szczepionką i po niej?

– Chcesz sprawdzić, czy leczy raka? – zapytał Cooper.

– Niezupełnie – odparł Oskar. – Raczej powstrzymać geny odpowiedzialne za tę chorobę. Tak jak szczepionka powstrzymuje inne choroby. Chcę sprawdzić, czy zadziała i na to. Akurat tego nie sprawdzałem, bo nie miałem na kim.

– Zaraz porozmawiam z dziećmi – zdecydował Cooper. – Jestem pewny, że chętnie się zgodzą.

Beata zbierała ze stołu puste półmiski i ustawiała na tacy, kiedy podeszła do niej Kala i zaczęła jej pomagać.

– Mogę o coś prosić? – zapytała Kala.

– Oczywiście – odparła Beata.

– Chciałabym z tobą pierwszą porozmawiać w związku z książką – wyznała dziewczyna. – Czy miałabyś jutro chwilę dla mnie?

– Och, pewnie, że tak – ucieszyła się Beata. – Bardzo chętnie powspominam tamte lata. Chociaż nie było to tak strasznie dawno. – Przyjrzała się uważnie dziewczynie i szepnęła: – Adam cię lubi.

– Ja jego też lubię – odpowiedziała Kala.

– Nie rozumiesz. – Beata pokręciła głową. – Znam mojego syna. Zawsze rozmawia ze wszystkimi, poświęca każdemu wiele uwagi, z tobą jednak lubi przebywać szczególnie. I nawet kiedy rozmawia z kim innym, czasami zerka na ciebie.

– Czy to ci przeszkadza? – zapytała niepewnie Kala.

– Skąd, dziewczyno. – Beata się zaśmiała. – Adam jest dorosły, a ja się cieszę, że jest ktoś, na kim zależy mu szczególnie mocno. Bo to oznacza, że nie będzie samotny, a tego najbardziej się obawiałam. On bierze na swoje barki wielką odpowiedzialność, a to nie zawsze dobrze wpływa na związki z innymi ludźmi. A jeżeli tobie zależy na nim równie mocno, to cieszę się jeszcze bardziej. – Beata uśmiechnęła się do Kali. – A jutro przyjdź do mnie przed południem, to sobie pójdziemy na plażę i poopowiadam ci trochę ciekawostek z naszego życia, kiedy jeszcze nie wszystko zwariowało.

Roześmiały się i ruszyły do kuchni z tacami wypełnionymi naczyniami.

Michał i Mikołaj zajęli się wnoszeniem krzeseł do jadalni, ponieważ zabawa dobiegała końca. Gdy przez chwilę zostali sami, Michał zapytał syna.

– Jesteś pewien, że chcesz wiązać się z kobietą z dzieckiem?

– Beata też ma syna – wypalił Mikołaj, na co ojciec wybuchnął śmiechem.

– Tak, masz rację – powiedział Michał. – Nie powinienem był tego mówić.

– Luiza podobała mi się od początku, ale z wiadomych powodów nic nie mówiłem. Teraz też nie zamierzałem. Miałem poczekać jeszcze kilka miesięcy, kiedy będę bliżej jej wieku, ale jak tylko ją dziś zobaczyłem, słowa same wyskoczyły mi z ust. Karola też kocham, więc nie ma o czym mówić.

– W takim razie cieszę się razem z tobą. – Ojciec poklepał syna po ramieniu i wrócili do pracy.

Anita i Paweł stali na tarasie i przyglądali się, jak ich córki spacerują ze swoimi partnerami.

– Miałam nadzieję, że poczekają jeszcze trochę – westchnęła Anita.

– Ja też – odparł Paweł. – Przekonałem się już jednak, że szczęście Estery jest najważniejsze, a Jacek jest tym, który daje jej to szczęście. I muszę przyznać, że cholernie go lubię. Traktuje ją jak księżniczkę.

– Tak, Michel też jest przyzwoitym człowiekiem. – Zaśmiała się. – Czasami słyszę, jak rozmawiają. Ona tłumaczy mu jakieś zawiłe sprawy, z których jestem pewna, że on nic nie rozumie, ale słucha jej z taką uwagą, jakby go zahipnotyzowała.

Podeszli do nich Wiktor i Ania.

– O czym rozmawiacie? – zapytał Wiktor.

– O nich. – Paweł wskazał Sonię i Esterę.

– Wasze dzieci przynajmniej znalazły sobie kogoś – westchnęła Ania. – Nasz Oskar nadal tylko pracuje.

– To się wkrótce zmieni – powiedziała Anita. – Trzeba tylko znaleźć więcej pretekstów, żeby wychodził z laboratorium. Widziałam, jak niektóre młode kobiety wodziły za nim wzrokiem.

Do grupki dołączyła Karolina z pytaniem, co robią.

– Rozmawiamy o naszych dzieciach – poinformowała ją Ania.

– A tak. – Karolina się zaśmiała. – Widziałam, jak kilka młodych śliniło się na widok Oskara.

– No wiesz? – Anka parsknęła śmiechem.

– No co? Przecież chłopak jest przystojny jak mało kto.

– O Wiktorię się nie martwisz? – zapytała Anita.

– Nic nie poradzę. – Karolina wzruszyła ramionami. – Poza tym wiem, że się kochają. Muszę przyznać, że rzadko kiedy widuje się takie oddanie jak u Xaviera. A jeżeli Wik jest choć trochę do mnie podobna, to nie będą długo czekać i wkrótce zamieszkają razem. Najważniejsze, żeby była szczęśliwa. Dobrze wszyscy wiemy, że wiele wycierpieli, więc szczęście im się należy.

– Masz rację – przytaknęła Ania, a pozostali jej zawtórowali.

Większość mieszkańców już udała się do swoich pokoi i tylko nieliczni jeszcze kręcili się przed domem. Wiktoria i Xavier spacerowali objęci w ciemnościach po plaży.

– Zmęczona? – zapytał Xavier.

– Nie. – Wiktoria zatrzymała się, stanęła przed swoim mężczyzną i dotknęła dłonią jego policzka. – Nie mam ochoty dziś spać.

Przyciągnął ją do siebie i pocałował. Objęła jego szyję ramionami i przytuliła się mocniej. Po chwili szepnął jej do ucha.

– Wiesz, że tutaj są kamery? I teraz ten, kto ma dyżur, właśnie nas ogląda.

Wiktoria odrzuciła głowę i wybuchnęła głośnym śmiechem.

– Chyba lepiej będzie, jak pójdziemy do domu – odparła wesoło. – Nie powinniśmy zachęcać innych do zabawiania się na plaży.

Wzięli się za ręce i ze śmiechem ruszyli do domu. Ich pokoje były naprzeciwko siebie, Wiktoria jednak nie skierowała się do swojego. Xavier długo na nią patrzył, stojąc przed swoim.

– Nie powinniśmy się tak spieszyć – szepnął, przytulając ją.

– Przez lata byłam uwięziona w ciele dziecka. – Popatrzyła mu w oczy. – Od miesięcy miałam ochotę wyciągnąć rękę i choć raz dotknąć twojej twarzy albo cię przytulić, ale nie mogłam. Czekałam długo. Nie chcę już więcej czekać.

Nie powiedział już nic, tylko otworzył drzwi i weszli do środka.

– Wiele razy chciałam tu wejść – szepnęła, stając przy stoliku nocnym i dotykając książki, która na nim leżała. – Czytasz ją? – zapytała.

– Nie, bo nie miałem czasu nauczyć się języka, w którym jest napisana – odparł, stając za nią i kładąc rękę na jej biodrze. – Lubię jednak na nią patrzeć, bo ty mi ją czytałaś. Dzięki niej łatwiej było mi czekać na ciebie.

Jego głos był cichy i zachrypnięty. Zadrżała, kiedy przesunął rękę na jej brzuch i przytulił do siebie.

– Muszę wiedzieć, czy jesteś pewna, że tego właśnie chcesz – szepnął. – Nie darowałbym sobie, gdybym cię skrzywdził.

Odwróciła się do niego przodem i wzięła jego twarz w dłonie.

– Tylko przy tobie czuję się szczęśliwa – powiedziała. – Skrzywdzisz mnie tylko wtedy, kiedy mnie odepchniesz.

Więcej słów nie potrzebował. Przygarnął ją do siebie i pocałował. Całował jej twarz, szyję, ramiona. Zsunął ramiączka sukienki, która opadła na podłogę, zostawiając dziewczynę w samej bieliźnie. Gładził rękami jej ramiona, całując szyję i dekolt. Pozostała bierna tylko przez chwilę, po czym odnalazła guziki koszuli i zaczęła je rozpinać jeden po drugim.

Kiedy rozpięła ostatni i zsunęła koszulę z jego ramion, cierpliwość Xaviera się skończyła. Wziął ją na ręce i położył na łóżku. Dokończył rozbierać siebie i Wiktorię, a potem już nawet na chwilę nie odrywali od siebie rąk. Poznawali swoje ciała dłońmi i ustami. Szeptali sobie nawzajem słowa oddania. Drżała pod jego dotykiem, pieszczotami doprowadzał ją na skraj rozkoszy, zachwycony jej reakcjami.

– To będzie twój pierwszy raz – westchnął przy jej uchu. – Sprawię ci ból.

– Nie sprawisz – szepnęła. – Jestem odporna na ból.

– Powinniśmy się zabezpieczyć.

– Już o to zadbałam.

Spojrzał jej w oczy, a jego twarz rozjaśnił uśmiech.

– Planowałaś mnie uwieść?

– Oczywiście. – Pocałowała go.

„Kocham cię” – przekazała mu w myślach.

Spojrzał jej w oczy.

– Powiedz to głośno – poprosił.

– Kocham cię – powtórzyła.

– Ja też cię kocham – powiedział cicho. – Tak bardzo, że trudno mi oddychać bez ciebie.

Więcej słów nie potrzebowali. Rozpalał jej ciało dotykiem i pocałunkami, a ona odwdzięczała się tym samym. Kiedy była pewna, że więcej nie zniesie, ułożył się między jej nogami i wszedł w nią jednym delikatnym ruchem. Nie poczuła bólu, tylko dreszcz przeszywający ciało, gdy wypełnił ją całą. Miała wrażenie, że lepiej już być nie może, kiedy jednak zaczął się w niej poruszać, spełnienie przyszło tak nagle, że straciła oddech.

Xavier, widząc, jak przeżywa orgazm, przestał się poruszać, by po chwili zacząć ponownie. Powoli i do końca, potem coraz szybciej, aż oboje dotarli na sam szczyt. Spojrzeli sobie w oczy i było to jak przeszycie piorunem. Przez całe swoje życie nie czuł się tak spełniony i szczęśliwy. Ta istota o złotych włosach zawładnęła jego sercem i duszą, a jemu się to podobało. I chciał, aby tak zostało już na zawsze.

Zasnęli wtuleni w siebie i tylko Xavier zdobył się na jeden ruch, aby naciągnąć na ich nagie ciała prześcieradło. Rankiem wzięli razem prysznic, co skończyło się kolejnymi igraszkami. Przed wyjściem z pokoju Xavier pocałował ją i spojrzał w oczy.

– Przeniesiesz się dzisiaj do tego pokoju? – zapytał.

– Oczywiście – odparła całkiem poważnie. – Już się mnie nie pozbędziesz.

– Kochanie, gdybym mógł, przykułbym cię do siebie kajdankami, żebyś była zawsze blisko – wyznał z błyskiem w oczach. – Sądzę jednak, że nie byłoby to dobrze widziane.

Roześmiani wyszli z pokoju i natknęli się na Adama wychodzącego ze swojego pokoju. Widząc przyjaciół szczęśliwych, uśmiechnął się.

– Jeżeli macie chwilę, to chciałbym z wami porozmawiać – powiedział, podchodząc do nich. – Przydałby się jeszcze Olek.

– Zaraz mamy się spotkać, więc powinien już być na nogach – oznajmił Xavier. – Pójdę po niego.

– A ja się szybko przebiorę – mruknęła Wiktoria i zniknęła w swoim pokoju.

– Porozmawiamy w salonie – zarządził Adam.

Kilka minut później siedzieli we czworo w salonie. Było jeszcze wcześnie i tylko kilka osób kręciło się już po domu, szykując śniadanie.

– O co chodzi? – zapytał Olek.

– Wczoraj, kiedy wszyscy mieszkańcy byli na polanie, postanowiłem posłużyć się swoim słuchem, aby sprawdzić, czy w okolicy jest spokojnie – poinformował Adam. – Robię tak czasami, kiedy są zebrania. Na wszelki wypadek.

– Co usłyszałeś? – zaciekawiła się Wiktoria.

– W okolicy było wszystko w porządku, lecz na polanie komuś bardzo szybko biło serce. Wiem, że powodów może być wiele. Ale to nie było chwilowe przyspieszenie tętna, tylko długotrwałe.

– Jakby ten człowiek był w ciągłym stresie? – dociekał Xavier.

– No właśnie o tym pomyślałem – westchnął Adam. – Niestety w dużej grupie nie byłem w stanie określić, o kogo chodzi. W nocy próbowałem jeszcze raz, ale wszystkie serca biły normalnie, co zrozumiałe, bo było późno i wszyscy spali.

– Chcesz, żebym posłuchała myśli wszystkich mieszkańców? – zapytała niepewnie Wiktoria.

– Niekoniecznie słuchała. – Adam pokręcił głową. – Spróbuj tylko lekko musnąć ich myśli i może wyłapiesz coś niepokojącego. Jestem też pewny, że chodzi o kogoś z niedawno przybyłych.

– Spróbuję – obiecała Wiktoria i skupiła się na słuchaniu.

Zaczęła od mieszkańców domu, po czym powoli muskała myśli mieszkańców domków. Niczego nie wyłapała, więc na wszelki wypadek zapuściła swój „radar” dalej, mimo że domki w lesie nie były jeszcze zamieszkane. Wstrzymała oddech i wstała.

– Mam – szepnęła. – Ale on nie myśli o zdradzie. Boi się i cierpi. To jeden z nowych żołnierzy. On jest chory.

Wszyscy zerwali się z kanapy.

– Przyprowadźcie jeepa, ja pójdę po Oskara – powiedział Adam i wybiegł z salonu.

– Idę po samochód! – zawołał Olek, udając się na zewnątrz.

– Potrafisz określić, w której części lasu jest? – zapytał Xavier Wiktorii.

– Jestem za daleko. – Pokręciła głową. – On myśli o tym, że jak się dowiemy o chorobie, to nie poleci z nami.

Kiedy spojrzała na niego, zobaczył w jej oczach łzy. Złapał ją za rękę i pociągnął do wyjścia.

– Znajdziemy go – rzekł stanowczo.

Przed domem czekał już samochód. Adam i lekko zaspany Oskar zjawili się kilka chwil później.

– Jedźcie, a ja zawiadomię Daniela, żeby przygotował ambulatorium – polecił Olek i pobiegł do domu.

Wskoczyli do auta, Xavier za kierownicę, i ruszyli w stronę lasu, zatrzymali się tylko na chwilę przy ambulatorium po kilka rzeczy Oskara. W lesie nie było dróg, którymi mógłby przejechać samochód, ale dojechali do placu, na którym odbywała się budowa Pegaza. Wysiedli i zaczęli się rozglądać.

– To gdzieś na zachodzie – powiedziała Wiktoria.

– Teraz i ja słyszę! – zawołał Adam. – Źle z nim. Serce bije za szybko. Jesteśmy blisko.

Kilka minut później znaleźli go. Mężczyzna siedział oparty o drzewo. Był bardzo blady i spocony. Oddychał bardzo szybko. Widząc ich, otworzył szeroko oczy i wydyszał:

– Nie odsyłajcie mnie. Nie każcie mi o sobie zapomnieć. Proszę.

– To Derek – szepnęła Wiktoria.

Oskar natychmiast klęknął obok żołnierza, wyjął stetoskop i osłuchał go. Adam kucnął obok mężczyzny.

– Nigdzie cię nie odeślemy. Zostaniesz z nami – powiedział cicho.

– I spróbujemy cię wyleczyć – dodał Oskar.

– Wyrzucili mnie z wojska przez serce – wykrztusił Derek.

– To zrozumiałe, ale my potrafimy ci pomóc – zadeklarował Oskar, po czym wstał i zwrócił się do Xaviera. – Bierzemy go do samochodu.

Xavier i Adam wzięli chorego pod ramiona, podnieśli z ziemi i wszyscy ruszyli do jeepa.

– Naprawdę możesz go wyleczyć? – zapytał Xavier, kiedy już jechali do ambulatorium.

– Zrobię mu oczywiście jeszcze wszystkie badania, ale tak, mogę go wyleczyć – poinformował Oskar. – Normalnie wymagałby operacji, na razie jednak podam mu stężoną dawkę naszej szczepionki i poczekamy.

– Szczepionka wyleczy jego serce? – zdziwił się Adam.

– Ona jest na bazie naszej krwi, a my nie chorujemy, i do tego szybko się regenerujemy – wytłumaczył Oskar. – Gdybym złamał rękę, nie musiałbym czekać kilku tygodni na zrośnięcie. Trwałoby to kilka dni. Daniel starał się to wczoraj wyjaśnić, ale nie zrobił tego szczegółowo, żeby nie namącić wszystkim w głowach niepotrzebnie. Po szczepionce nawet Colin będzie mógł biegać w maratonach. Cały organizm bardzo się wzmocni i zregeneruje. Ale Derek dostanie stężoną dawkę, żeby serce samo spróbowało się naprawić.

– I co z nim później będzie? – zapytał ostrożnie Xavier.

– Mam nadzieję, że będzie po prostu zdrowy. – Oskar wzruszył ramionami. – Być może będzie trochę silniejszy od reszty, ale to się jeszcze okaże.

Przed ambulatorium czekali na nich już z noszami Daniel, Sandra i Sam. Przenieśli chorego do środka i zajęli się nim lekarze.

Reszta stała na zewnątrz, rozmawiając.

– Gdyby nie był chory, dałbym mu po łbie – warknął Sam, kręcąc głową. – Biegał po torze tortur równo ze wszystkimi i nawet raz nie powiedział, że coś jest nie tak.

– Wyrzucili go z wojska przez chore serce – poinformował Xavier.

– Bał się, że go stąd odeślemy – szepnął Adam. – Że każę mu o nas zapomnieć.

– Cholera – sapnął Olek.

– No właśnie – westchnął Adam. – Musicie porozmawiać ze swoimi ludźmi i wytłumaczyć im, że jeżeli którykolwiek poczuje się źle lub zachoruje, ma natychmiast zgłosić się do Oskara. I że z tego powodu nikogo nie odeślemy. Każdy, kto tu trafił, poleci z nami. Wiktorio – zwrócił się do przyjaciółki. – To samo trzeba powiedzieć wszystkim innym. Nie możemy dopuścić, żeby ludzie kryli choroby z obawy przed odesłaniem.

Z budynku wyszedł Oskar.

– Sandra i Daniel robią mu jeszcze badania, ale będzie dobrze – powiadomił z uśmiechem.

– Mam pytanie – odezwał się Xavier. – Chcecie dać tę szczepionkę ludziom spoza wyspy?

– Nie tę, którą dostaną nasi ludzie – odparł Oskar. – Ta jest, jak już mówiłem, na bazie naszej krwi. Dla naszych ludzi jej wystarczy, ale dla innych nie. Dla nich opracowaliśmy wersję syntetyczną i jest tylko uodparniająca na choroby.

– Już się martwiłem, że po ziemi będą biegały miliardy osiłków – westchnął Xavier.

– Zdajesz sobie sprawę, ile naszej krwi potrzebowałbym, na tylu ludzi? – Oskar się roześmiał. – Na takie poświecenie nie jestem gotowy.

– Ja chyba też nie. – Adam się skrzywił.

Do zebranych podeszli Ruby oraz Lucas i przywitali się za wszystkimi.

– Mieliśmy się zgłosić dziś rano – poinformował Lucas.

– Cieszę się, że przyszliście – przyznał Oskar zadowolony. – Chodźcie do środka.

Zaprowadził rodzeństwo do laboratorium i wskazał krzesła.

– Siadajcie – polecił i również usiadł. – Cooper mówił wam, po co mieliście tu przyjść?

– Tylko tyle, że powinniśmy zrobić badania, zanim się zaszczepimy – odparła Ruby.

– No tak – westchnął Oskar. – Wasz ojciec powiedział, że wasza mama zmarła na raka. Jako jej dzieci macie pięćdziesiąt procent szans na to, że również zachorujecie. Dlatego chcę wam zrobić badania przed szczepionką i kilka dni po niej.

– Chcesz sprawdzić, czy szczepionka wyleczy raka? – zapytała Ruby.

– Nie leczy, tylko zapobiega – uściślił Oskar. – Taką przynajmniej mam nadzieję, dlatego was tu zaprosiłem. Nie chorujecie na raka, tylko prawdopodobnie macie gen odpowiadający za tę chorobę, bo dziedziczy się go po rodzicach, ale niekoniecznie trzeba zachorować. Chciałbym tylko pobrać wam krew.

– Nie ma sprawy. – Lucas wyciągnął rękę. – Bierz, ile chcesz. I od razu możesz dać tę szczepionkę, to będzie z głowy.

– Co ty taki niecierpliwy dzisiaj? – zapytała brata Ruby.

– Sonia poprosiła mnie o pomoc w zaprogramowaniu symulatora – odparł z uśmiechem i nawet się nie skrzywił, kiedy Oskar pobierał mu krew. – Potem jestem umówiony na torze z Natalią, żeby potrenować.

– Potrenować. – Ruby parsknęła śmiechem, na co Oskar się uśmiechnął. – Ta dziewczyna zaprasza cię na treningi tylko po to, żebyś ty wreszcie zaprosił ją na randkę.

– Chrzanisz – mruknął Lucas.

– Prawdę mówiąc, to chyba tylko ty jeszcze tego nie zauważyłeś – powiedział rozbawiony Oskar, podchodząc do niego z kolejną strzykawką. – Nawet ja, który wiecznie siedzę tutaj, widzę, jak się za tobą ogląda. – Wstrzyknął mu szczepionkę i przykleił plaster. – No, teraz możesz śmiało iść na ten trening.

– Dzięki – odparł z wielkim uśmiechem Lucas i wybiegł z laboratorium.

– Serio widziałeś, jak wodzi za nim oczami? – zagadnęła Ruby.

– Skąd, chciałem tylko, żeby uwierzył w twoje słowa. – Zaśmiał się. – Ja raczej rzadko widzę się z ludźmi poza laboratorium. Chyba że podczas posiłków.

Sprawnie pobrał Ruby krew i odłożył fiolkę do badania, a następnie przystąpił do szczepienia.

– Naprawdę myślisz, że dzięki temu mogę nie zachorować? – zapytała cicho Ruby. – Mama zachorowała, kiedy miała trzydzieści lat, a ja mam już dwadzieścia sześć.

Przykleił jej plaster na ramieniu, przysunął sobie krzesło i usiadł przed nią.

– Nawet bez tej szczepionki niekoniecznie zachorujesz – oznajmił. – Ale szczepionka jest na bazie mojej krwi. Komórki, które wszczepiła nam doktor Roberts, sprawiają, że nasze ciała szybko się regenerują i eliminują wszystkie wady genetyczne oraz choroby. W sali obok właśnie próbujemy wyleczyć wadę serca Dereka i wiem, że nam się uda. Dlatego uważam, że i z tym genem sobie poradzimy.

– Dziękuję – westchnęła. – Nie wiesz, ile to dla mnie znaczy.

– Chyba wiem – powiedział z uśmiechem, dzięki czemu i ona się uśmiechnęła.

– Co trzeba zrobić, żeby wyciągnąć cię z laboratorium choć na chwilę? – Popatrzyła mu w oczy.

– Wystarczy zaprosić na śniadanie – odparł wesoło. – Dziś jeszcze nic nie jadłem.

– W takim razie zapraszam cię na śniadanie. – Wstali jednocześnie z krzeseł i nagle znaleźli się bardzo blisko siebie. – Pójdziemy? – zapytała szeptem.

– Mhm – mruknął Oskar. – Podobają mi się twoje oczy.

– Są brązowe – stwierdziła.

– Orzechowe.

– Twoje są ładniejsze.

– Moje są po prostu zielone.

– Raczej szmaragdowe.

– Chyba powinniśmy iść na śniadanie.

– Mhm – mruknęła, na co Oskar wyciągnął rękę, wsunął palce w jej włosy na karku, delikatnie przyciągnął ją do siebie i pocałował.

– O rany – westchnęła po chwili.

– Przepraszam – szepnął. – Nie powinienem był…

– Och, cicho bądź – powiedziała, złapała jego twarz w dłonie, przyciągnęła bliżej i pocałowała.

Przylgnęli do siebie, zatracając się w pocałunku, aż w pewnej chwili Oskar odsunął się od Ruby.

– Musimy stąd wyjść. – Wziął ją za rękę i poprowadził na zewnątrz. – Pójdziemy na plażę.

– Po co chcesz tam iść? – zapytała zdezorientowana Ruby, kiedy szli ścieżką przez łąkę.

– Muszę ci coś powiedzieć. I najlepiej w miejscu publicznym.

Dotarli do plaży.

Oskar znalazł dość odosobnione miejsce, aby mogli w spokoju rozmawiać, i usiedli na piasku.

– Nie wiem, od czego zacząć – westchnął.

– Czy zrobiłam coś, co cię uraziło?

– Nie, skąd – powiedział cicho, biorąc ją za rękę. – Przeciwnie. To ja powinienem cię przeprosić.

– Za co?

– Wiesz, jakie każde z nas ma umiejętności? – zapytał.

– Wiem. – Nagle zachłysnęła się powietrzem. – Więc ty czułeś po prostu to, co ja?

– Posłuchaj mnie uważnie – rzekł Oskar z powagą. – Każde z nas od lat jest dorosłe, byliśmy jednak jakby uwięzieni w ciałach dzieci. Teraz mamy po osiemnaście lat, ale to nadal nie jest nasz właściwy wiek. Dopiero mniej więcej za rok ten wiek będzie prawidłowy, chociaż tak naprawdę nie mam pewności, jaki on jest. Mniejsza z tym – westchnął. – Kiedy pojawiłaś się tutaj kilka miesięcy temu, nadal tkwiłem w ciele dwunastolatka, więc obiecałem sobie, że zanim powiem ci, jak mi na tobie zależy, poczekam, aż będę w twoim wieku. Dzisiaj jednak nie wytrzymałem. Dlatego cię przeprosiłem.

– Więc nie tylko ja to czułam? – zapytała niepewnie.

– Od dawna o tobie myślałem, a teraz mam ciało osiemnastolatka – stwierdził. – To, że czuję twoje emocje, nie znaczy, że nie mam swoich. Przeciwnie. Zazwyczaj chowałem się w laboratorium, żeby nie czuć tego wszystkiego dookoła, ale także po to, aby wiedzieć, które emocje są tylko moje.

– Nie możesz wyłączyć swoich umiejętności jak Wiktoria? – dociekała Ruby.

– Mogę je stłumić, ale nie wyłączyć całkowicie. Dlatego chciałem z tobą najpierw porozmawiać. Z kimś takim jak ja może być trudno żyć i w zupełności to rozumiem, więc zanim coś się między nami zacznie, chcę mieć pewność, że dobrze się nad tym zastanowisz.

– Jak długo twoim zdaniem powinnam się zastanawiać? – zapytała poważnie.

– Tak długo, jak będziesz chciała.

– Już się zastanowiłam – powiedziała, pochylając się bliżej niego, i pocałowała go.

– O rany – westchnął i się uśmiechnął. – Teraz żałuję, że wybrałem miejsce publiczne.

– Dziś przy monitoringu dyżur ma Michel – rzekła całkiem poważnie. – Pewnie ogląda nas teraz i wcina popcorn.

Oboje parsknęli śmiechem i podnieśli się z piachu.

– Chodźmy może na to śniadanie – zaproponował Oskar i wyciągnął do niej rękę.

– Chodźmy. – Kiwnęła głową, biorąc go za rękę.

Sonia siedziała w swojej jaskini, próbując skupić się na pracy, lecz burczało jej w brzuchu, bo nie poszła na śniadanie. Chciała jak najszybciej rozpocząć programowanie symulatora, a teraz robota jej nie szła.

– Cześć, skarbie – powiedział Michel, wchodząc do biura. – Widziałem, że nie przyszłaś na śniadanie, więc przyniosłem ci coś zdrowego. Koktajl bananowy i kanapka. Nie wiem, z czym jest, bo Celia kazała nie dotykać i doręczyć bez podgryzania.

Postawił na biurku szklankę i talerzyk z jedzeniem, po czym cmoknął Sonię w policzek.

– Dziękuję – westchnęła, biorąc szklankę z napojem. – Tak szybko chciałam zacząć tę robotę, że zapomniałam o jedzeniu, a teraz burczy mi w brzuchu. Co masz dziś w planach?

– Do południa siedzę tuż obok, bo mam dyżur – odparł. – Później mamy burzę mózgów z chłopakami. Będziemy się zastanawiać nad potencjalnymi kandydatami do zaproszenia na lot w kosmos. Idę do pracy. – Pocałował ją w usta.

– Baw się dobrze. – Uśmiechnęła się do niego, a on puścił jej oczko i po chwili go nie było.

Drzwi zostawił uchylone, więc słyszała, jak rozmawia z Benem, który siedział tam wcześniej. Pochłonęła kanapkę w kilka chwil i popijając koktajl, skupiła się na pracy.

Po kilku minutach usłyszała jęk Michela.

– O matko. Znajdźcie sobie jakiś pokój! – zwołał.

Sonia parsknęła śmiechem i chciała już wracać do pracy, lecz ciekawość zwyciężyła. Pobiegła do pokoju z monitoringiem.

– Kto się zabawia przed kamerami? – zapytała, wpadając do środka.

– Zobacz. – Michel wyszczerzył się w uśmiechu.

– Czy to Oskar? – Sonia też się uśmiechnęła. – Z Ruby!

– Tak, też jestem w szoku – powiedział Michel z przekąsem. – Ale żeby tak w biały dzień na plaży? Możemy ich aresztować za nieprzystojne zachowanie. Demoralizowanie ochrony. Albo po prostu z zazdrości, bo też byśmy chcieli.

Sonia wybuchnęła śmiechem. Pocałowała go mocno w usta.

– Pójdziemy tam wieczorem i też trochę zdemoralizujemy ochronę – szepnęła i uciekła do siebie słysząc, jak Michel mruczy po francusku zadowolony.

Niebawem do jej biura przyszli Lucas i Janusz, aby doradzić w sprawie symulatora, i pochłonęła ją praca. Dyskutowali nie tylko o symulatorze.

– Wiesz, Soniu, że pilotowanie śmigłowca ma się nijak w porównaniu z Pegazem? – zapytał Janusz.

– Zdaję sobie z tego sprawę – westchnęła. – Ale dacie radę go poprowadzić?

– Jeżeli będziemy odpowiednio dużo ćwiczyć, to tak – powiedział Lucas. – No i musisz uwzględnić wszystkie czynniki w symulatorze. Moc silników, wagę Pegaza, warunki atmosferyczne. To musi być jak najbardziej zbliżone do realnego startu.

– I jak najszybciej trzeba znaleźć kolejnych pilotów – dodał Janusz. – Szkolenie nowych, od zera, będzie bardzo długie, zwłaszcza że planujesz zbudować wahadłowiec poza cysterną.

– Prawdę mówiąc, mam nadzieję, że uda nam się zbudować dwa – mruknęła Sonia. – Ale to dopiero jak już będziemy tam, daleko stąd. Trzeba będzie zaopatrzyć magazyn w odpowiednią ilość materiałów i części.

– Po co nam dwa? – zapytał Lucas.

– Z kilku powodów. – Sonia wzruszyła ramionami. – Choćby po to, aby kiedy jeden nawali, drugi był do dyspozycji. No i trzeba coś robić na Pegazie. Może będziemy odwiedzać planety nie tylko po zapasy wody, ale również po próbki dla naszych naukowców. Myślałam też, żeby czasami wysłać z takimi próbkami sondę na Ziemię. Może to ich zmotywuje do czego innego poza wojnami.

– Więc będziemy potrzebowali nie tylko więcej pilotów, ale również kombinezonów. – Janusz pokiwał głową. – W sumie i tak będą niezbędne, w razie gdyby trzeba było naprawić coś na zewnątrz.

– Nad tym już pracujemy – powiedziała Sonia. – Będą zdecydowanie mniejsze niż te, których używają obecnie astronauci, a dzięki powłoce i izolacji naszego wynalazku również bardziej bezpieczne – westchnęła. – Ale potrzebujemy więcej ludzi do pomocy. Inaczej prace będą trwały jeszcze lata. A tyle czasu nie mamy.

– A jak idą prace nad silnikami i napędem? – zainteresował się Lucas.

– Z tym akurat nie ma problemu. – Uśmiechnęła się. – Marzena, Tuan, Gin i Hiro nad nimi pracują. Darel i Tanisha im pomagają. Idzie im bardzo sprawnie. Być może szybciej je zbudują niż my samego Pegaza. Noah i Sanjay też mają ręce pełne roboty. Ale teraz najważniejsze jest, żebyście wy mieli czas na ćwiczenia.

– No i zbudowanie Pegaza – zauważył Janusz.

– Tak, powinnam im pomagać, bo nie mamy odpowiednich maszyn do podnoszenia płyt – mruknęła.

– Estera teraz tam jest – powiedział Lucas.

– Najpierw symulator – rzekła stanowczo Sonia. – Później do nich pójdę.

Skupili się więc na pracy. Po godzinie Janusz i Lucas poszli do swoich obowiązków, a Sonia dalej pracowała sama. Zawsze kiedy zostawała sama z pracą, szło jej szybko, bo nic jej nie rozpraszało, a programowanie mogła wykonywać z zamkniętymi oczami. Gdy skończyła, zgrała symulatory na trzy dyski, żeby mężczyźni mogli sobie ćwiczyć spokojnie u siebie. Miała właśnie wyjść z biura, kiedy zajrzała do niej Kala.

– Och, komputer – przypomniała sobie Sonia. – Zaraz będzie gotowy.

– Jeżeli nie masz teraz czasu, to przyjdę później – stwierdziła Kala.

– Lepiej teraz – odparła Sonia. – To potrwa tylko chwilę. Chociaż… wiesz co? – Zamyśliła się na chwilę. – Dam ci jeden z moich laptopów. Jest już zabezpieczony. Trzymałam go na wszelki wypadek, a mam ich jeszcze kilka. – Podała jej komputer. – Nie ma hasła, ale radzę założyć własne, żeby jakiś ciekawski nie próbował przeczytać, co o nim piszesz.

Roześmiały się obie.

– Dziękuję – odpowiedziała Kala. – Z tobą też chciałabym kiedyś zrobić wywiad.

– Tak, wiem – westchnęła Sonia. – Szkoda, że doba ma tak mało godzin.

– Może któregoś dnia przy śniadaniu? – zaproponowała Kala. – Jeść przecież musisz.

– Tak chyba byłoby najlepiej – zgodziła się dziewczyna.

– No to jesteśmy umówione. – Kala pożegnała się i wyszła.

Po chwili jednak do biura wpadł Oskar ze swoim palmtopem.

– Cześć, plażowiczu. – Sonia się uśmiechnęła.

– Ech, Michel ci doniósł? – mruknął Oskar, uśmiechając się lekko.

– No co ty – oburzyła się, po czym wyszczerzyła w uśmiechu. – Sama widziałam na monitorze.

– Tylko rozmawialiśmy – westchnął. – No może nie tylko.

– Wiem, wiem. Szybko uciekliście. Wszechobecne kamery działają jednak jak kubeł zimnej wody.

Oboje parsknęli śmiechem.

– Z czym przychodzisz? – zapytała Sonia.

– Mam tu opracowanie i wzór na szczepionkę – powiedział, podając jej palmtop. – Zaraz przyjdzie Colin i pomoże nam ustalić, do których organizacji warto to wysłać. Musimy zrobić to jak najszybciej, bo im dłużej będziemy zwlekać, tym większe prawdopodobieństwo, że nikt się tym nie zajmie.

– Tak, moje wzory też trzeba wysłać – westchnęła Sonia. – Będę potrzebowała pomocy. – Wcisnęła przycisk na zegarku. – Olku, mam prośbę.

– No, co tam? – odezwał się Olek.

– Potrzebny mi tutaj Gapa na godzinkę lub dwie – poinformowała. – Możesz go przysłać czy jest zajęty?

– Zaraz u ciebie będzie – zadeklarował Olek i się rozłączył.

– Po co ci Jacek? – zapytał Oskar.

– Często ze mną pracował i zna mój system wysyłania ukrytych wiadomości – odparła. – Pomoże nam. Inaczej mnie tu noc zastanie, a muszę dziś choć trochę pomóc przy Pegazie. Dopóki nie skończymy kłaść płyt zewnętrznych i wewnętrznych, jestem tam potrzebna. Później będą już sobie radzili sami. A do tego mamy tylko jednego chemika, i będę musiała razem z Markiem zająć się produkcją uszczelniacza i powłoki. Nawet nie wspomnę o produkcji metalicznego wodoru. Gin mi w tym pomoże, ale pracy będzie dużo.

– Czyli jednym słowem, potrzebujemy więcej ludzi – podsumował Oskar.

– Tak – westchnęła.

Chwilę później do jaskini przyszli Colin i Gapa. Dzięki Colinowi, który miał wiele kontaktów i rozległą wiedzę o różnych organizacjach na całym świecie, praca szła im sprawnie.

Zanim nadeszła pora obiadu, rozesłali wszystkie wiadomości.

– Teraz pozostaje nam czekać i obserwować reakcje w wiadomościach oraz sieci – powiedział Colin.

– Myślisz, że to się rozejdzie aż tak? – zapytała Sonia.

– Mam nadzieję – odparł. – Przynajmniej w kwestii szczepionki nie powinni nic ukrywać.

– A jak idą szczepienia u nas? – zagadnęła Oskara Sonia.

– Do wieczora wszyscy mieszkańcy powinni być zaszczepieni. Przychodzą bardzo chętnie.

– A jak się czuje Derek? – zainteresował się Colin.

– Minęło dopiero kilka godzin od podania szczepionki, ale już widać u niego zmiany. Będziemy mu robili badania co kilka godzin, żeby potwierdzić regenerację serca. Myślę, że za parę dni będzie równie zdrowy jak pozostali.

Do biura wszedł Michel.

– Dzień dobry wszystkim – przywitał się. – Przyszedłem zabrać Sonię na obiad.

– Już czas? – zdziwił się Oskar. – To ja pędzę. Jestem umówiony. – Wstał i ruszył do drzwi, gdzie się zatrzymał i zapytał Michela. – Zaszczepiłeś się, podglądaczu?

– Miałem dyżur. Przyjdę po obiedzie – odparł Michel z wielkim uśmiechem. – I jaki podglądaczu? To wy siedliście tuż przed kamerą. Ja tylko wykonywałem swoją pracę. A wystarczyło usiąść dwa metry dalej i bym was nie zobaczył.

– Niczego tu się nie da ukryć – westchnął Oskar.

– A czego się spodziewałeś? – zapytał Colin. – To mała wyspa.

– A ja nikomu nie powiedziałem, co widziałem.

– Ja widziałam, bo akurat weszłam do pokoju.

– Ja nadal bym nie wiedział, ale rozmawiacie przy mnie – wtrącił Gapa.

– Ech, teraz to już wszyscy mogą wiedzieć. – Oskar machnął ręką. – Idę, bo Ruby na mnie czeka.

Wyszedł z biura, a pozostali patrzyli za nim, uśmiechając się.

– No cóż. Najwyższy czas – oznajmił Colin, wstając. – Ja też pójdę coś zjeść.

– My też – dodał Michel. – Muszę dopilnować, aby Sonia nie ominęła jadalni, bo zdarza jej się zapomnieć o jedzeniu.

Gapa dołączył do nich i poszli na obiad.

Codzienne obowiązki pochłaniały Sonię tak bardzo, że trudno jej było znaleźć chwilę na rozmowę z przyjaciółkami, a bardzo tego potrzebowała.

W kwestii pracy, tego, na czym się dobrze znała, była bardzo pewna siebie. Ale jeżeli chodziło o nią samą, trudno jej było zdecydować, czy postępuje właściwie. Pewnego wieczora, kiedy wróciła do pokoju z codziennego spaceru, na które chodzili z Michelem, Estera również jeszcze nie spała.

– Hej, nie wiesz, czy Wiktoria jest u siebie? – zapytała Estera.

– Nie mam pojęcia – odparła Sonia.

– Chciałabym z wami porozmawiać – westchnęła dziewczyna. – Z obiema.

– Chwila – przerwała Sonia, wyszła na korytarz i zapukała do drzwi pokoju Wiktorii i Xaviera.

Otworzył Xavier.

– Cześć, jest Wik?

– Jasne – odparł i po chwili podeszła Wiktoria.

– Możesz przyjść do naszego pokoju na chwilę? – zapytała przyjaciółkę.

– Co się stało? – zaciekawiła się Wiktoria.

– Takie tam sprawy – mruknęła Sonia, zerkając na Xaviera. – Przyjdziesz?

– Spoko – zgodziła się Wiktoria i po chwili siedziały we trzy na łóżku Estery.

Tak jak każda z nich miała inne talenty i inną wiedzę, tak i w wyglądzie każda była wyjątkowa. Złotowłosa Wiktoria o kobiecych kształtach emanowała pewnością siebie, czarnowłosa Sonia ze swoja drobną figurą wyglądała na nieśmiałą, a Estera z grzywą kasztanowych loków i ciałem amazonki budziła podziw. Mimo tych różnic były jednak sobie bardzo bliskie.

– Muszę was prosić o radę – westchnęła Estera. – Co mam zrobić, żeby Jacek wreszcie się domyślił, że pora już na kolejny krok?

Sonia parsknęła śmiechem.

– O to samo chciałam was zapytać.

– Bo źle do tego podchodzicie – uznała Wiktoria z lekkim uśmiechem.

– Zdradź nam swoją tajemnicę – poprosiła Sonia.

– Ja zwyczajnie powiedziałam Xavierowi, czego chcę – odparła, wzruszając ramionami.

– Tak po prostu? – mruknęła Estera.

– Przecież oni, patrząc na was, nadal widzą osiemnastolatki. Dlatego będą czekali, aż „dorośniecie”, chyba że wytłumaczycie im, czego naprawdę pragniecie. Przecież nie zwlekają dlatego, że sami nie są gotowi. Xavier chciał czekać, ale wytłumaczyłam mu, że ja już się naczekałam. Był zachwycony, że zadbałam o antykoncepcję, więc i wy o tym pomyślcie.

– O tym akurat pomyślałam już dwa tygodnie temu – mruknęła Estera.

– Ja też. – Sonia się zaśmiała, po czym westchnęła. – Czemu faceci są tacy skomplikowani?

– Prawdę mówiąc, nie są. – Wiktoria się roześmiała. – Tylko że nam trafili się ci w lepszej wersji.

Zachichotały we trzy.

– W takim razie jutro zamierzam uwieść Jacka – zadecydowała Estera. – A ty, Soniu, musisz zrobić wszystko, żeby Michel nie wrócił na noc do domku.

– Przecież mają osobne pokoje. – Wiktoria się zaśmiała.

– Nieważne. – Estera wzruszyła ramionami z niewinną miną. – Nie mam ochoty na widownię, w razie gdyby bardzo się opierał.

Dziewczyny ponownie wybuchnęły śmiechem.

Następny wieczór spędzali jak zawsze na spacerze. Chodzili przeważnie po plaży, czasami siadali na ławce w ogrodzie, gdzie mogli ukryć się przed kamerami w altanie. Michel nigdy nie posunął się dalej niż do pocałunków. Tym razem jednak Sonia z plaży zaprowadziła go od razu do swojego pokoju. Przed drzwiami zamierzał ją pocałować na dobranoc, lecz ona go powstrzymała.

– Powinieneś wejść do środka – szepnęła.

– Estera… – zaczął Michel.

– Nie ma jej. – Otworzyła drzwi i pociągnęła go za rękę do środka. – Dziś nie zamierza wracać.

– Jesteś pewna? – zapytał, rozglądając się po pokoju. – Nie chciałbym się jej narazić.

– Jestem pewna. Wiem nawet, gdzie ma zamiar spędzić noc.

Popchnęła go lekko, żeby usiadł na jej łóżku, przysunęła się blisko niego, schyliła i pocałowała mocno. Michel mruknął tylko i przygarnął ją do siebie tak, że musiała usiąść na jego kolanach, obejmując udami biodra. Natychmiast poczuła gorąco rozchodzące się po ciele. Całowali się zachłannie, Sonia pragnęła poczuć jego ciało bliżej siebie, więc jednym ruchem zdjęła mu koszulkę, a potem sięgnęła do swojej, ale ręce Michela ją powstrzymały.

– Jesteś pewna? – dopytał się, zaglądając jej w oczy.

– Gdybym nie była, nie zaprosiłabym cię tutaj – szepnęła. – Już od kilku tygodni na to czekam. Zadbałam nawet o zabezpieczenie.

Natychmiast zdjął z niej koszulkę i zaczął całować jej szyję.

– Każdej nocy śnię o nas razem – wyznał. – Co noc wyobrażałem sobie, jak to będzie trzymać cię w ramionach i kochać się z tobą. Byłem gotów czekać bardzo długo.

– Ja nie mam tyle cierpliwości – westchnęła, z trudem łapiąc powietrze.

Zdjął jej stanik, odchylił ją lekko i zaczął całować piersi. Zacisnęła ręce na jego ramionach. Przez ubranie poczuła, jak bardzo jest podniecony.

– Michel – szepnęła.

– Wiem, skarbie. – Chwycił dziewczynę w pasie, przekręcił się i położył ją na łóżku.

Powoli rozbierał ją, całując każdą część ciała, którą odkrywał. Drżała pod jego dotykiem. Kiedy leżała już całkiem naga, pozbył się swoich spodni i pochylił nad nią, opierając się na ręce.

– Nie zmieniłaś zdania? – zapytał cicho, gładząc dłonią jej twarz.

– Nigdy w życiu – mruknęła i popchnęła go na łóżko.

Usiadła na jego biodrach, dotykiem i pocałunkami poznawała jego ciało tak, jak on to robił chwilę wcześniej. Z każdą pieszczotą stawała się coraz śmielsza. Ręce Michela błądziły po jej skórze, oddychał coraz ciężej. Kiedy jej dłonie dotarły do jego brzucha, złapał ją za biodra i delikatnie podniósł.

– Skarbie, spójrz na mnie – poprosił szeptem.

Popatrzyła w jego roziskrzone oczy i poczuła, jak w nią wchodzi. Zrobił to tak delikatnie, a jednocześnie stanowczo, że przez jej ciało przeszedł dreszcz. Odrzuciła głowę i wciągnęła gwałtownie powietrze.

Kiedy ponownie na niego zerknęła, zobaczyła na jego twarzy uśmiech. Przygarnął ją mocno do siebie i połączeni przekręcili się tak, aby to on był na górze. Objęła jego biodra szczupłymi nogami, a on natychmiast zaczął się w niej poruszać, przez cały czas spoglądał jej w oczy.

– Moja piękna – szeptał po francusku.

Jedną ręką nadal obejmował ją w pasie, drugą trzymał dłoń Sonii nad jej głową. Ich splecione ciała współgrały ze sobą przy każdym ruchu. Napięcie rosło w nich z każdą chwilą, a kiedy nadeszło spełnienie, Michel przycisnął ją mocniej do siebie, wtedy Sonia wygięła ciało w łuk i odrzuciła głowę. Miała wrażenie, że unosi się w powietrzu.

– Skarbie. – Usłyszała zachrypnięty głos Michela i gwałtownie wróciła do siebie.

Łóżko się zatrzęsło i łapczywie nabrała powietrza. Michel przytulał ją do siebie i patrzył jej w oczy.

– Co to było? – zapytała cicho. – Miałam uczucie, jakbym latała. Czy zawsze tak jest?

– Kochanie, ty unosiłaś się w powietrzu – powiedział poważnie. – Dosłownie. A ja z tobą. Myślałem, że mam halucynacje.

– Czyli nie zawsze tak jest – mruknęła zawiedziona, na co Michel się roześmiał.

– Przy tobie wszystko jest możliwe, moja piękna – szepnął, całując ją. – Czy to oznacza, że masz nową moc?

– Być może – odparła zadowolona. – A może po prostu była to twoja zasługa.

– Skarbie, czegoś takiego osiągnąć nie uda się nikomu. – Zaczął całować jej szyję. – Ale możemy sprawdzić, czy uda się tego dokonać jeszcze raz.

– W ten sposób nie będę wiedziała, czy potrafię to robić też poza łóżkiem. – Zaśmiała się. – Mam pomysł.

Wyplątała się z jego objęć i stanęła naga na środku pokoju. Zamknęła oczy i pomyślała o lataniu. Westchnęła.

– To na nic – wyznała zrezygnowana, kiedy nic się nie stało.

– Spróbuj pomyśleć o tym, o czym myślałaś wtedy. – Michel uśmiechnął się, siadając na krawędzi łóżka.

Kiwnęła głową i zamknęła oczy. Przypomniała sobie tę chwilę, kiedy dreszcz przeszył jej ciało i jednocześnie z ukochanym dotarła na szczyt. Poczuła, że się unosi.

– Skarbie. – Usłyszała głos Michela.

Otworzyła oczy. Stał tuż przy niej, a ona unosiła się dobre trzydzieści centymetrów nad ziemią. Jego oczy pociemniały z pożądania.

– Trzymaj mnie – szepnęła do niego.

Chwycił ją w pasie i przygarnął do siebie, a ona oplotła nogami jego biodra. Pocałowali się gwałtownie. Przycisnął ją do ściany i powoli w nią wszedł. Kochali się tej nocy jeszcze dwa razy. Michel nie mógł się nią nasycić, a Sonia z każdym następnym razem robiła się coraz odważniejsza. Gdzieś około północy, a może nieco później, ustalili, że Sonia przeniesie się do domku przy plaży. Kiedy zasypiali wreszcie zmęczeni i zaspokojeni, Michel wyszeptał, jak bardzo ją kocha, a ona powiedziała mu to samo po francusku.

– Nie wiedziałem, że znasz francuski – mruknął.

– Nie znam – odparła sennie. – Nauczyłam się tylko tego, co dla mnie ważne.

Zapadli w sen.

Estera zbliżała się do domku Jacka i Michela. Szła stanowczo, zdecydowana zrobić to, co zaplanowała, kiedy jednak miała zapukać, zawahała się. Stała przez chwilę, zastanawiając się, co zrobić, gdy drzwi się otworzyły.

– Księżniczko, stało się coś? – odezwał się Jacek, stając w progu.

Spojrzała na niego i nagle cała odwaga do niej wróciła.

– Mogę wejść? – zapytała.

– Oczywiście.

Estera była w tym domku wielokrotnie, wiedziała, który pokój należy do Jacka, nigdy wcześniej nie byli tu jednak sami. Rozglądała się niepewnie po salonie przez chwilę, po czym głośno westchnęła. Jacek podszedł do niej i wziął ją za rękę.

– Co się stało? – szepnął.

– Czy ty myślisz czasami o tym, że mogłabym ci zrobić krzywdę?

– Nigdy – odparł po prostu.

– Nie chodzi mi o to, że mogłabym cię skrzywdzić celowo, bo nigdy bym tego nie zrobiła.

Usiadł na kanapie, przyciągnął ją do siebie i posadził sobie na kolanach.

Jedną ręką objął ją w pasie, a drugą pogładził po policzku.

– Posłuchaj mnie uważnie – zaczął. – Znam cię już dość długo i wiem na pewno, że nigdy nikogo nie skrzywdziłabyś celowo. Wiem również, że nie zrobisz tego nieświadomie. Widzę, jak się bawisz z dziećmi, jak nosisz na rękach maleńkiego syna Louisa, nawet kiedy powalasz drzewo pięścią, to potem odkładasz je delikatnie na ziemię. To, że masz wielką siłę, nie znaczy, że nie potrafisz być delikatna. Przeciwnie. Zauważyłem też, że używasz jej tylko wtedy, kiedy musisz, i wyłącznie świadomie. Dlatego nigdy nie przyszło mi do głowy, że mogłabyś mnie skrzywdzić.

Objęła jego szyję ramionami i pocałowała.

Przytulił ją i zatracili się w pocałunkach na długą chwilę.

– Musimy przestać – wyszeptał tuż przy jej ustach. – Michel…

– Nie wróci dziś na noc – wyznała i lekko się uśmiechnęła na widok jego zmarszczonego czoła.

– Księżniczko – westchnął, kręcąc głową.

– Teraz ty mnie posłuchaj – poprosiła. – Być może powinniśmy poczekać. Tylko na co? Aż będę miała dwadzieścia dwa lata? Albo więcej? A może aż polecimy w kosmos? A jeżeli nie polecimy? Wszystko może się zdarzyć. Wiem tylko, że bardzo cię kocham, i to się nigdy nie zmieni. Dlatego nie chcę już czekać. Jedyne, czego się obawiałam, to tego, że mogę cię skrzywdzić, a tego bym nie przeżyła.