9,99 zł
„Nie dokończyła. Usta miał gorące. Poprzednim razem całował ją powoli, teraz był namiętny. Tamten pocałunek był doskonały, ten jeszcze lepszy. Podniecona, rozchyliła wargi. Brody objął ją i przyciągnął do siebie. Wiedziała, że powinna go odepchnąć i obiecywała sobie, że to zrobi, jeszcze minuta, dwie, jeszcze chwila tej cudownej rozkoszy…”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 156
Tłumaczenie: Julita Mirska
Kate Dunhern weszła do śmierdzącego papierosami mieszkania swojej matki w obdrapanym budynku w centralnej części Los Angeles.
– Kochanie! – Chloe pochwyciła ją w ramiona. – Nie sądziłam, że przyjedziesz. Co za tragedia. – Pociągnąwszy nosem, opuściła ręce. Ubrana w bluzkę wyszywaną cekinami, pachniała tandetną wodą toaletową.
– Nie mogę uwierzyć, że Francie nie żyje – szepnęła Kate.
Ujrzała przed oczami obraz, jak zaśmiewając się do łez, jedzą z jednej miski lody z kolorową posypką. Po chwili obraz znikł zastąpiony przez inny: Francie, która krzyczy do matki, że jej nienawidzi, i wybiega z mieszkania.
Kate nie dziwiła się siostrze, że uciekła – Chloe nie zasługiwała na tytuł matki roku. Kochała córki, kiedy była w dobrym humorze, a najczęściej je krytykowała. Uważała, że ją ograniczają, bo musi się nimi zajmować, zamiast chodzić na randki. Gdyby nie te dwie kule u nogi, poznałaby przystojnego księcia z bajki, z którym żyłaby długo i szczęśliwie.
Zaraz po maturze Kate również wyniosła się z domu. Razem z przyjaciółką Nadią Ivanovą wyjechała do Seattle; tam obie skończyły studia pedagogiczne. Do LA wróciła dopiero na wieść o śmierci Francie w wypadku samochodowym.
– Miała alkohol we krwi. – Chloe przeszła w głąb mieszkania.
– Wiem, czytałam artykuł. – Kate nie zamierzała bronić siostry, ale oburzył ją krytyczny ton matki.
– Nie powinna prowadzić po alkoholu. – Chloe sięgnęła po szklankę z sokiem pomarańczowym.
Słysząc brzęk lodu, Kate domyśliła się, że sok wzmocniony jest wódką.
– Kiedy będzie msza?
– Nie będzie, Francie nie chciała mszy. Zresztą została już skremowana.
– Co? – Pod Kate ugięły się nogi.
Przed oczami ponownie zaczęły się jej przesuwać obrazy: ośmioletnia Francie czytająca na głos bajkę o zielonej żabce; dziewięcioletnia próbująca upiec ciasteczka i omal nie powodująca pożaru w kuchni; ona i Francie oglądające w telewizji film dla dorosłych, podczas gdy Chloe chrapie w salonie.
Wzdychając ciężko, Kate usiadła na kanapie.
– Mamo, dlaczego oddałaś ciało do kremacji?
– Nie ja.
– A kto? Szpital?
Jeśli rodziny nie stać na pogrzeb, może władze szpitala podejmują decyzję o kremacji? Ale dlaczego matka nie poprosiła jej o pieniądze?
– Quentin. Powiedział, że taka była jej wola. Pewnie nie kłamał. Ma mnóstwo szmalu. – Chloe opróżniła szklankę.
– Quentin?
– Chłopak Francie. Tata Annabelle.
– A kim jest Annabelle?
– Córką Francie.
– Francie ma dziecko? – Kate zakręciło się w głowie.
– Nie wiedziałaś?
– Niby skąd? – Od siedmiu lat nie rozmawiała ani z siostrą, ani z matką. Zaczęła rozglądać się po mieszkaniu. – Gdzie ona jest?
– No przecież nie tu – odparła Chloe, widząc przerażenie w oczach córki. – Z ojcem, Quentinem Roo.
Tak jak to robił od miesiąca, Brody Calder roześmiał się, udając, że bawią go prymitywne seksistowskie uwagi.
– Co za tyłek! – Quentin wpatrywał się w modelkę Verę Redmond, która w obcisłej czarnej mini stała z drinkiem nad basenem.
– Twardy i jędrny. Wiem, co mówię – zarechotał Rex Markel.
Brody marzył, by w ten sierpniowy wieczór być gdziekolwiek indziej niż w posiadłości Quentina. Ale nie mógł odejść; musiał naprawić swój błąd i uratować Calderów przed bankructwem.
Quentin uwielbiał urządzać przyjęcia. Zyski z Beast Blue Designs, firmy produkującej gry komputerowe, pozwalały mu szaleć bez umiaru.
– Widziałeś jej tatuaż? – spytał Brody. – Sówkę na prawym pośladku?
Zaskoczona mina Rexa świadczyła o tym, że nie widział – w przeciwieństwie do Brody’ego, który w ubiegłą środę jako jedyny gość przybył punktualnie na śniadanie i zauważył Verę wchodzącą w stringach do basenu.
Quentin wzniósł kieliszek.
– Tak trzymaj, stary! – Wskazał na sąsiedni fotel. – Siadaj.
Ignorując grymas niezadowolenia na twarzy Rexa, Brody skorzystał z zaproszenia. W powietrzu dudniła muzyka. Kilka osób pływało w basenie, większość tłoczyła się przy barze.
– Witaj, ślicznotko – zamruczał Rex.
Brody popatrzył w bok. Na tarasie pojawiła się nowa dziewczyna, opalona, długonoga, w wąskiej różowej sukience i butach na dziesięciocentymetrowych obcasach. Miała krótkie blond włosy z fioletowymi pasemkami, usta jaskrawoczerwone i ogromne niebieskie oczy.
– Co to za jedna?
– Kate Dunhern – odparł Quentin.
– Siostra Francie? – zdziwił się Rex.
– Kim jest Francie? – Brody przeleciał w pamięci imiona kobiet, które tutaj poznał. Nie było wśród nich żadnej Francie.
– Mamą mojej Annabelle.
– Twojej… Masz córkę? – Jak to możliwe, że przeoczył ten fakt? – W jakim wieku?
Quentin zawahał się.
– Ma pół roku – odparł za niego Rex.
– Nic o tym nie wiedziałem.
– Skąd miałbyś wiedzieć? – Rex popatrzył na Brody’ego, jakby chciał mu przypomnieć, że jest tu nowy, podczas gdy on z Quentinem znają się od lat.
– Zmarła tydzień temu – oznajmił Quentin.
Brody’emu zrobiło się słabo.
– Twoja córka…?
– Nie, Francie – warknął Rex.
Francie zmarła tydzień temu, a Quentin urządza przyjęcie? Brody westchnął. Nie powinno go to dziwić. Przecież wiedział, że Quentin to zimny wyrachowany drań. Po chwili ponownie przeniósł spojrzenie na Kate. Tydzień temu straciła siostrę, a dziś przyszła na imprezę, w dodatku ubrana dość wyzywająco. Nieźle.
– Bardzo współczuję.
– Z powodu Francie? – Quentin wzruszył ramionami. – Fajna z niej była laska, ale gdyby nie zaszła w ciążę, pewnie dawno byśmy się rozstali.
– Mieszkała z tobą? – Mała szansa, by wraz z Quentinem brała udział w kradzieży własności intelektualnej…
– W stróżówce. Tak było wygodnie. W wolnych chwilach mogłem zajrzeć do dzieciaka.
W wolnych chwilach? Między jedną a drugą zakrapianą imprezą? Brody ugryzł się w język.
– A ona, ta siostra, czym się zajmuje? – Rex wodził wzrokiem za Kate.
Brody przyłapał się na tym, że robi to samo; po prostu nie mógł oderwać od niej oczu.
– Nie wiem.
– Pojawiła się znikąd? – dopytywał Rex.
– Z Seattle.
– Nigdy jej wcześniej nie widziałeś? – Chociaż jego prywatne śledztwo jej nie dotyczyło, Body nie umiał poskromić ciekawości.
– Nawet o niej nie słyszałem.
– Więc dziś spotkałeś ją po raz pierwszy w życiu? – W głosie Rexa pobrzmiewała nuta podejrzliwości.
– Mam sprawdzić jej dokumenty?
– To, że jest siostrą Francie, nie znaczy, że coś się jej od ciebie należy.
– Forsy, stary, to ja mam w bród.
Brody zacisnął zęby i wrócił myślami do domu w Szkocji, do brata, do rodziny. Quentin forsy miał w bród dlatego, że okradł Calderów. I dlatego on, Brody, przyleciał do Stanów: zdobyć dowody.
– Ale możesz ją wydawać na przyjemniejsze rzeczy.
– Na przykład… – Quentin obrócił się w stronę Very – na sówki?
– O to, to! – przyklasnął Brody, starając się nie wypaść z roli.
Opróżniwszy kieliszek, Quentin dźwignął się z fotela. Zanim uszedł dwa kroki, Kate zastąpiła mu drogę.
– Witaj, Quentinie. – Głos miała cichy, melodyjny, inny, niż się Brody spodziewał. Chyba była ciut zdenerwowana. Ciekawe dlaczego?
– Cześć, Kate. Fajnie, że wpadłaś.
– Czy… moglibyśmy porozmawiać?
Quentin popatrzył tęsknie na Verę. Napotkawszy jego wzrok, modelka uśmiechnęła się promiennie.
– Może jutro – odrzekł.
– Jasne. – Kate skinęła głową, nieudolnie próbując ukryć rozczarowanie.
Gospodarz oddalił się. Widząc, że Rex zamierza wstać, Brody pierwszy się poderwał.
– Brody Herrington – przedstawił się, używając nazwiska swojej babki.
Kate zmarszczyła czoło. Przez chwilę milczała. Miał wrażenie, że w jej oczach widzi błysk inteligencji.
– Kate Dunhern.
– Napijesz się, Kate?
– Chętnie. – Błysk inteligencji zgasł, wargi rozciągnęły się w uśmiechu, spojrzenie stało się uwodzicielskie. – Może szampana?
Zaskoczyła go jej przemiana. Czyżby zauważyła jego markowe dżinsy, złoty zegarek, drogie buty, i uznała, że szkoda byłoby zmarnować okazję?
Wyciągnął rękę. Kiedy podała mu swoją, przeszył go dreszcz. Normalna reakcja, stwierdził. W końcu była piękną dziewczyną w kusej sukience podkreślającej zgrabną figurę. Wszyscy faceci się za nią oglądali. Jeśli chce znaleźć bogatego sponsora, nie powinna mieć z tym problemów.
– Jesteś przyjacielem Quentina?
– Raczej znajomym.
– Z branży gier komputerowych?
– Z branży szowbiznesowej. Jestem promotorem koncertów.
– Mówisz ze szkockim akcentem.
Uśmiechnął się. Wolałby, by akcent go nie zdradzał. Miał jednak nadzieję, że Quentin nie domyśli się, że Brody Herrington to w rzeczywistości Brody Calder, jeden ze współwłaścicieli Shetland Tech Corporation.
– Pewnie koncertami muzyki klasycznej się nie zajmujesz?
Przyjęcie się rozkręcało. Brody gotów był się założyć, że wkrótce wybuchnie jakaś bójka albo ktoś kogoś wrzuci w ubraniu do basenu.
– Nie, organizuję koncerty rockowe.
– A jakie zespoły…?
– Tajemnica zawodowa. – Zawsze tak mówił, gdy pytano go o szczegóły.
– Przyjechałeś do LA służbowo?
– Spędzam tu urlop. A ty?
Posmutniała.
– Słyszałeś o mojej siostrze? Że zginęła?
– Tak. Przykro mi.
– Nie byłyśmy zbyt blisko. Ostatni raz widziałam Francie siedem lat temu.
Doszli do baru. Brody zamówił szampana dla niej i szkocką dla siebie.
– Co was poróżniło? – spytał zaintrygowany.
– Miałyśmy inne dążenia i cele w życiu. Dziwne, że związała się z Quentinem…
– Wspomniał, że przyjechałaś z Seattle…
– Tam mieszkam.
– Nigdy bym nie zgadł.
– Dlaczego? – Uniosła brwi.
– Bo wydajesz się rozrywkową dziewczyną, a Seattle to nudne miasto.
– Może kiedyś to nudne miasto cię jeszcze zaskoczy. -Odwróciła się, zamierzając odejść.
Mógł na tym zakończyć rozmowę, byłoby to mądre posunięcie. Nie miał czasu na przyjemności. Przyjechał do LA w konkretnym celu: zakumplować się z Quentinem i ekipą Beast Blue Designs, uzyskać informacje, które pozwolą mu udowodnić, że firma BBD dokonała kradzieży intelektualnej. Dotąd jego rozmowy z policją nie przyniosły skutku. Policja miała ważniejsze sprawy na głowie niż szpiegostwo korporacyjne, sprawy takie jak zabójstwa czy porwania.
Na początku zatrudnił prywatnego detektywa, ale po pierwsze, facet niczego nie zdołał się dowiedzieć – w Beast Blue Designs mieli znakomite systemy zabezpieczeń – po drugie, został przyłapany na węszeniu. Ponieważ czas uciekał, Brody postanowił przejąć sprawy w swoje ręce.
– Czym się w Seattle zajmujesz?
– Tym i owym – odparła wykrętnie Kate.
Pewnie jest bezrobotna. A może jest złodziejką, oszustką lub zwykłą oportunistką? Tak czy owak emanowała zmysłowością. Psiakrew, powinien skupić się na Quentinie, a on wpatrywał się w jej wielkie niebieskie oczy.
– Więc wypijmy za to i owo – rzekł, unosząc szklankę.
Było tak, jak się spodziewała, a nawet gorzej: tłum ludzi, głośna muzyka techno, lejący się strumieniem alkohol, w powietrzu zapach marihuany. Podejrzewała, że wśród gości krążą również inne narkotyki. Nie potrafiła sobie wyobrazić, o czym myślała Francie, wprowadzając się tu z dzieckiem. A właściwie potrafiła: Francie myślała wyłącznie o Francie, o tym, by się zabawić. Odziedziczyła tę cechę po matce.
Jeszcze rano Kate gotowa była uwierzyć, że Annabelle nic złego się nie stanie. Chloe, która przeczytała wszystko na temat Quentina Roo, jego bogactwa i sukcesów, przysięgała, że jej wnuczka jest najszczęśliwszą dziewczynką na świecie. Na razie, twierdziła, Quentin jest w żałobie; później przedstawi córkę reszcie rodziny.
Chcąc uciec od wspomnień, Kate przyjęła słowa matki za dobrą monetę. Wróciła na lotnisko, nadała bagaż i zadzwoniła do Nadii, by uprzedzić ją o swoim przylocie. Potem zaczęła szperać w internecie. Trafiła na zdjęcie sprzed kilku tygodni. Przedstawiało pijanego Quentina z seksowną partnerką awanturującego się z policjantem, który nie pozwalał mu zasiąść za kierownicą.
Zaniepokojona szukała dalej. Z informacji w mediach społecznościowych wynikało, że Quentin to balangowicz. Znalazła też wzmianki o szalonych imprezach, jakie urządza w swojej posiadłości. Facet może jest bogaty, ale na pewno do odpowiedzialnych rodziców nie należy.
W Kate obudził się instynkt obronny. Wiedziała, że musi chronić Annabelle. Zrezygnowawszy z powrotu do domu, opuściła lotnisko. Zamierzała udać się do Quentina i zażądać opieki nad Annabelle. W połowie drogi uzmysłowiła sobie, że w bezpośredniej konfrontacji przegra. Powinna wymyślić, jak zbliżyć się do Annabelle, nie wzbudzając podejrzeń jej ojca. Najlepiej byłoby udawać, że jest taka sama jak Francie i po prostu wejść w jego świat.
Wystarczyła jedna porządna metamorfoza. I tak oto, ubrana i umalowana na podobieństwo Francie, znalazła się na przyjęciu u Quentina.
Mężczyzna o imieniu Brody wyszedł z nią na taras. Ludzie z drinkami w ręku rozmawiali, śmiali się. Muzyka dudniła. Kątem oka Kate obserwowała gospodarza; czekała na okazję, by go ponownie zaczepić. Rozmawiał z wyższą od siebie szczupłą blondynką o niesamowicie długich nogach i ślicznej twarzy.
– Nigdy nie byłem tak daleko na północ.
Kiedy indziej podobałby jej się ten niski głęboki głos, w dodatku należący do tak przystojnego mężczyzny jak Brody, ale dziś interesował ją wyłącznie Quentin.
Tak, Brody był przystojny. Miał mocno zarysowaną szczękę, dwudniowy zarost, stalowoszare oczy i gęste ciemne włosy opadające na czoło. Wargi zaciśnięte, na twarzy lekki grymas.
– W stanie Waszyngton nie ma koncertów? – spytała lekkim tonem, pamiętając o roli, jaką sobie narzuciła.
– Większość organizuję w Europie. A w Stanach głównie w Nowym Jorku. Kilka razy byłem w Bostonie i Chicago. I raz na Florydzie, tam prywatnie.
– W Miami zawsze sporo się dzieje. – Znała miasto wyłącznie z telewizji.
Nie spuszczała wzroku z Quentina. Cholera, jest coraz bardziej wstawiony. Kto się zajmuje Annabelle?
– Od dawna znasz Quentina? – spytała, próbując się skupić na rozmówcy.
– Osobiście poznaliśmy się parę tygodni temu, kiedy przyjechałem do LA. Dłużej znam go ze słyszenia.
Kate oparła się o balustradę tarasu, z którego rozciągał się widok na światła miasta.
– Co o nim sądzisz?
– To znaczy?
– Czytałam różne artykuły na jego temat. Ciekawa jestem, ile w nich prawdy.
Brody przyjrzał się jej uważnie. Nie najlepiej się czuła w mocnym makijażu, obcisłej sukience i fioletowych pasemkach, ale trudno, musi grać swoją rolę do końca.
– Lubi się dobrze bawić – odrzekł.
Odgarnąwszy włosy z twarzy, Kate popatrzyła wkoło na gości w drogich ubraniach, na stoły pełne drogich potraw i drogich alkoholi.
– I wie, jak to robić – stwierdziła.
– Nie da się ukryć.
W oczach Brody’ego zobaczyła wyraz… hm, rezygnacji lub sarkazmu.
– Jako promotor koncertów pewnie często bywasz na różnych szalonych imprezach? – Starała się okazać zainteresowanie.
– No, bywam.
Spodziewała się usłyszeć: jak chcesz, kotku, możemy się jutro razem wybrać na… Oczywiście odmówiłaby. Nie szukała przygód. Przyszła tu z powodu Annabelle. Ale facet najwyraźniej nie był fanem fioletowych fryzur i krótkich kiecek. Wtem zauważyła, że Quentin zakończył rozmowę z blondynką. Postanowiła złapać go, zanim zniknie w tłumie. Niestety zahaczyła obcasem o szparę w kamiennej podłodze i potknęła się, rozlewając szampana.
Brody chwycił ją za łokieć.
– Ojej, jaka za mnie niezdara.
– W porządku? – upewnił się, nadal ją przytrzymując.
– Obcas mi się zaklinował…
– Spieszyłaś się.
– Tak. Chciałam złapać Quentina.
– Ktoś cię ubiegł. – Brody obejrzał się za siebie.
Zaklęła pod nosem.
– Był z twoją siostrą. – W jego głosie zabrzmiała nagana.
– Ale… ja nie chcę go poderwać. Ja… ja nie…
– Okej, nie moja sprawa.
– Quentin Roo nie wzbudza we mnie żadnych romantycznych uczuć!
– To widać. – Brody obrzucił ją ironicznym spojrzeniem.
Mimo że specjalnie ubrała się w stylu Francie, poczuła się urażona.
– Nie wzbudza. Słowo honoru.
– Oczywiście.
Wmawiała sobie, że nie obchodzi jej zdanie Brody’ego. Otworzyła usta, zamierzając powiedzieć mu prawdę. Że jest tu z powodu swojej siostrzenicy. Że chce sprawdzić, czy dziecku nie będzie działa się krzywda. Że jej strój to swego rodzaju kamuflaż, kostium sceniczny.
W ostatniej chwili ugryzła się w język.
Na zawieszonym na ścianie ekranie Brody obserwował, jak flota maleńkich statków kosmicznych mknie przez pole asteroidów. Statki zmieniały kolor, próbowały zająć najlepszą pozycję do strzału, a zarazem starały się nie być trafione przez innych graczy.
– Widzisz? – zawołał Will Finlay, główny programista Shetland Tech. – Patrz na powierzchnię planety.
– Widzę same wybuchy.
– Właśnie o nie chodzi. O zmiany w sposobie wybuchania.
– Okej. – Brody nawet nie udawał, że się na tym zna. Wierzył Willowi na słowo.
– To najlepszy dowód, jaki dotąd uzyskaliśmy. Gadałem z paroma znajomymi z MIT; są pewni, że Shetland Tech zostało okradzione.
– To nam wystarczy?
Will zdobył prototyp nowej gry Beast Blue Designs o nazwie „Blue Strata Combat”.
– Potrzebujemy kodu źródłowego. Bez niego nic nie wskóramy.
– Przecież nas okradli.
– Wiem. Ale jeśli oskarżymy ich w oparciu o dowody, które dotąd zgromadziliśmy, sprawa będzie ciągnąć się latami. A w końcu i tak przegramy.
Brody opadł na skórzany fotel i wyjrzał przez okno. Od ponad miesiąca mieszkał w hotelu Diamond Pier Towers. W Szkocji jego brat miał inne sprawy. Z powodu swojej choroby Blane męczył się szybciej niż inni ludzie. Ale to na nim, jako na najstarszym synu i przyszłym hrabim Calder, spoczywał obowiązek podtrzymania rodu.
– Trzeba znaleźć dojście do ich siedziby – kontynuował Will. – Dotrzeć do serwerów i zdobyć nasze kody.
– Już próbowaliśmy.
Niestety bez powodzenia. W Beast Blue Designs mieli niezawodny system zabezpieczeń, a serwerownia była zamknięta dwadzieścia cztery godziny na dobę. Detektyw, którego Brody wynajął, zatrudnił się w BBD jako technik. Przyłapany na próbie sforsowania zamka, został natychmiast wyrzucony z pracy.
– Myślisz, że Quentin mógłby coś zdradzić?
– Mnie?
– Komukolwiek.
Brody zadumał się. Może gdyby wyglądał jak Kate, Quentin wyjawiłby mu swoje tajemnice. Ale nie wyglądał, a Quentin z nikim obcym nie rozmawiał o interesach.
– Postaram się przeszukać dom. Może mi się poszczęści.
– Po domu kręcą się ochroniarze. Którzy mówią z rosyjskim akcentem.
– Będę ostrożny – obiecał Brody. Słyszał plotki o powiązaniach sponsorów Quentina z zagranicznymi organizacjami przestępczymi. – Nie mam wyjścia.
– Zawsze jest wyjście.
– Na przykład bankructwo?
– Lepsze to niż śmierć.
– Bo ja wiem? – Chyba wolałby zginąć, niż być odpowiedzialnym za utratę majątku Calderów. Oczywiście na przestrzeni wieków rodzina wielokrotnie przeżywała wzloty i upadki. Nieraz obciążali ziemię hipoteką, ale wszystko zawsze dobrze się kończyło.
Pięć lat temu, kiedy ich sytuacja finansowa mocno się pogorszyła, Brody uznał, że trzeba wprowadzić zmiany. Blane chciał postawić na turystykę i zbudować hotel. To oznaczało duże inwestycje i powolny, lecz systematyczny zysk. Brody jednak był zdania, że muszą działać szybciej: przekonał ojca, aby kupić start-up Willa i wejść w branżę gier komputerowych.
Był to strzał w dziesiątkę. Spłacili długi i mogli zacząć myśleć o budowie hotelu. Ale Brody stał się zbyt pewny siebie. Wziął kilka kolejnych pożyczek na rozwój Shetland Tech. Obaj z Willem wierzyli, że ich nowa gra zrewolucjonizuje branżę. I niewątpliwie tak by się stało, ale firma Beast Blue ukradła ich kod i istniało niebezpieczeństwo, że pierwsza wypuści grę na rynek. Gdyby do tego doszło, Shetland Tech poniosłoby ogromną stratę i pewnie zbankrutowało, a Calderowie nie odzyskaliby swoich ziem ani zamku nad rzeką Tay.
– Mówię poważnie – rzekł Will. – Nie zadzieraj z tymi bandytami.
– Lepiej niech oni nie zadzierają ze mną. Posłuchaj, skoro nie mamy dostępu do firmy, trzeba spróbować inaczej. Quentin sporo pije i ciągle imprezuje. Zakumplowaliśmy się…
– Jasne – mruknął Will. – Papużki-nierozłączki.
– Bez przesady. – Brody skrzywił się. Nagle na stoliku obok zabrzęczała komórka. Nie rozłączając się z Willem, wcisnął ikonkę słuchawki. – Cześć, Blane.
– Hej… – Blane zakasłał. – Cześć, Brody.
– Co jest? Źle się czujesz?
– Nie, w porządku. Matka urządza mi kąpiel parową.
Brody nieco się uspokoił. Spojrzał na zegarek.
– Późno u ciebie.
– Jesteś moją niańką czy co?
– Jeśli coś ci dolega…
– Trochę kaszlę. Oliver Masterson dzisiaj wpadł.
Na moment Brody znieruchomiał. Oliver był głównym architektem wynajętym do projektu hotelowego. Projekt był długoterminowy, jego realizacja przewidziana była na wiele lat. Więc czego Oliver szukał u Blane’a?
– Na razie wystarczą nam wstępne szkice…
– Tak, wiem. Przyszedł obejrzeć teren. Podoba mu się widok na jezioro.
– Nic dziwnego – mruknął Brody.
Wschodnia polana była jednym z jego ulubionych miejsc. Gdyby od niego zależało, wybudowałby tam nowy dom dla rodziny, a zamek przerobił na hotel. Ale matka zdecydowanie się temu sprzeciwiła.
– Chce iść w górę – oznajmił Blane.
– Wyżej niż trzy piętra?
– Wiem, z czym to się wiąże. Ale musimy myśleć perspektywicznie, nie tylko o nas, ale o naszych dzieciach.
– Rozmawiałeś znów z radą miejską?
– Tak, ale sam wiesz, że mają rację.
Duży pięciogwiazdkowy hotel przyniósłby korzyści lokalnym firmom. Brody westchnął. Tak jak ich przodkowie, on i Blane mieli moralny obowiązek wspierać miejscową społeczność. Zgadzał się też, że do luksusowego hotelu chętnie będą przyjeżdżać bogaci turyści. Jedynym problemem były pieniądze; by zrealizować marzenie brata, potrzebny był potężny zastrzyk gotówki.
– Niczego na razie nie podpisuj.
– Okej. Na jakim jesteś etapie? – Blane tylko w ogólnych zarysach wiedział, o co chodzi z Beast Blue. Nie znał dokładnie sytuacji finansowej Calderów.
– Powoli zbliżam się do końca – odparł Brody. Wkrótce albo znajdzie wyjście, albo będzie musiał przyznać się rodzinie do wszystkiego.
– Okej. Czekam na wiadomości. – Na drugim końcu linii znów rozległ się kaszel.
– Zdrowiej.
– Jakieś nowe problemy? – spytał Will, kiedy Brody zakończył rozmowę z bratem.
– Chcą budować większy hotel.
– A do tego potrzeba więcej pieniędzy.
Nagle Brody poczuł się potwornie zmęczony.
– Do wszystkiego potrzeba pieniędzy. Musimy się sprężyć, Will. I pokonać złodziei.
– Jasne. Miejmy nadzieję, że Quentin pracuje także w domu. Jeśli dotrzesz do jego komputera, powiem ci, czego szukać. Tylko nie daj się złapać ochroniarzom.
Tytuł oryginału: One Baby, Two Secrets
Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2017
Redaktor serii: Ewa Godycka
Korekta: Urszula Gołębiewska
© 2017 by Barbara Dunlop
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2018
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.
Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25
www.harpercollins.pl
ISBN 978-83-276-3833-5
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.