Oszaleć na jej punkcie - Barbara Dunlop - ebook

Oszaleć na jej punkcie ebook

Barbara Dunlop

4,2
9,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Caleb szczerze pragnął, by to, co wydarzyło się w San Francisco, tam zostało. Kochali się. Nie mógł cofnąć czasu i nie mógł o tym zapomnieć. Jules zdominowała jego myśli, szalał za nią. Lubił ją i jej pożądał. W chwilach słabości rozważał nawet poważny związek... Ale wiedział, że to niemożliwe. Tylko jedno z nich może okazać się zwycięzcą....

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 159

Oceny
4,2 (53 oceny)
26
11
14
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Paulcia811

Nie oderwiesz się od lektury

polecam super książka .
00

Popularność




Barbara Dunlop

Oszaleć na jej punkcie

Tłumaczenie:Krystyna Rabińska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Kłopoty…

Mężczyzna wypełniał sobą całe drzwi zniszczonego baru Crab Shack w Whiskey Bay.

– To jakiś żart? – zapytał tubalnym głosem, który odbił się echem od starych ceglanych ścian.

Jules Parker natychmiast go poznała. Zeskoczyła z zakurzonego kontuaru i ściągnęła rękawice robocze.

– Nie wiem, Calebie – odpowiedziała. Wolnym krokiem podeszła do gościa, po drodze wpychając rękawice do tylnych kieszeni spłowiałych dżinsów. – Czy jest coś śmiesznego w demontowaniu półek?

– Juliet Parker?

– Nie poznajesz mnie?

– Kiedy ostatni raz cię widziałem, byłaś… – Caleb uniósł rękę i opuścił, jak gdyby mierzył wysokość od podłogi.

– Miałam piętnaście lat.

– Niższa. I piegowata.

Uśmiechnęła się mimowolnie. Czyżby oczekiwał, że przez dziewięć lat się nie zmieni?

– Zgadza się.

Spojrzenie szarych oczu Caleba stwardniało.

– Co tutaj robisz?

– Już ci przecież mówiłam, demontuję półki.

– Pytam, co robisz tutaj? – powtórzył, mocno akcentując ostatnie słowo.

– W Whiskey Bay?

Jules i jej młodsza siostra, Melissa, przyjechały zaledwie wczoraj, ale przeprowadzkę planowały od ponad roku.

– W Crab Shack.

– Jestem właścicielką Crab Shack.

Tymczasem Caleb wyciągnął z tylnej kieszeni spodni kartkę i zaczął nią wymachiwać.

– Odnowiłaś koncesję.

– Uhm.

Dlaczego go to tak bulwersuje, zastanawiała się Jules.

– Razem z klauzulą o zakazie konkurencji.

– Uhm.

Klauzula o zakazie konkurencji istniała już w pierwotnej wersji dokumentu. Caleb zrobił krok do przodu. Teraz górował nad Jules, a jej się przypomniało, dlaczego podkochiwała się w nim jako nastolatka. Już wtedy był obłędnie przystojny, bardzo męski i seksowny.

– Czego chcesz? – zapytał schrypniętym głosem.

Nie wiedziała, o co mu chodzi, lecz nie zamierzała ustępować.

– Nie rozumiem?

– Udajesz głupią?

– Niczego nie udaję. Lepiej wyjaśnij, o co ci chodzi, bo mam robotę.

– Chcesz forsy? – Mierzył ją spojrzeniem. – Odszkodowania?

– Crab Shack nie jest na sprzedaż. Wznawiamy działalność. – Crab Shack razem z Melissą odziedziczyły po ukochanym dziadku. Teraz zrealizują wspólne marzenie i spełnią obietnicę daną staruszkowi przed śmiercią.

Caleb omiótł wzrokiem wnętrze.

– Oboje wiemy, że do tego nie dojdzie.

– Wiemy?

– Zaczynasz działać mi na nerwy, Juliet.

– Z wzajemnością – odparowała. – I, gwoli ścisłości, mam na imię Jules.

– Twierdzisz, że nie chodzi ci o to? – Caleb wyciągnął rękę w stronę okna.

– O co? – mruknęła zdezorientowana.

– O to – odparł i wyszedł z baru.

Podążyła za nim. Przed nią rozciągał się widok na marinę. Wyglądała jak dawnej, tylko jachty sprawiały wrażenie bardziej ekskluzywnych. Natomiast w tle, tam, gdzie zawsze były nieużytki, stały teraz dwie koparki, buldożer i dwie ciężarówki z otwartym nadwoziem.

Zepsują krajobraz, pomyślała, lecz doszła do wniosku, że cokolwiek tam powstanie, będzie na tyle daleko, że nie odstraszy klientów. Na szczęście na południe od Crab Shack rozciągają się słynne strzeliste klify porośnięte cedrami i krzakami golterii. Tam nikt niczego nie wybuduje.

– Nie wydaje mi się, żeby to stanowiło dla nas jakiś większy problem – stwierdziła.

Na twarzy Caleba odmalowało się zdumienie, lecz nie zdążył się odezwać, gdyż przed barem zatrzymała się mała furgonetka. Z kabiny wysiadła Melissa. Niosła dwie torby ze sklepu żelaznego i uśmiechała się promiennie.

– Cześć – rzekła na powitanie.

– Pamiętasz Caleba Watforda? – zapytała Jules.

– Raczej nie – odparła Melissa, stawiając torby na tarasie. – Pamiętam tylko, że Parkerowie nienawidzą Watfordów.

Jules z trudem powstrzymała się od uśmiechu. Chociaż dla Caleba to nie rewelacja. Waśń między ich dziadkami i ojcami była szeroko znana. I to ona mogła być powodem odpychającego zachowania Caleba. Nie życzył sobie żadnych Parkerów w Whiskey Bay. Trudno.

Caleb i Melissa podali sobie ręce.

– Albo jesteście świetnymi aktorkami, albo… – Caleb zawiesił głos.

Melissa rzuciła Jules zdumione spojrzenie.

– Nie patrz tak na mnie – rzekła Jules. – Nie mam pojęcia, o czym on mówi. Coś go strasznie wkurzyło.

– Widzisz to? – Caleb ponownie wskazał plac budowy.

Melissa osłoniła dłonią oczy.

– Widzę.

– Macie pojęcie, czym się zajmuję? – zapytał Caleb.

– Nie – odparła Jules.

Wiedziała, że Watfordowie są bogaci. Posiadali jedną z trzech rezydencji na klifach Whiskey Bay. Jedyny dom obok ich rezydencji, zwykły stary nieduży budynek, należał do Parkerów. To tam przez blisko siedemdziesiąt lat mieszkał ich dziadek.

Caleb popatrzył chwilę to na jedną, to na drugą z sióstr, w końcu rzekł:

– Jestem właścicielem i zarządcą sieci restauracji Neo specjalizującej się w daniach z owoców morza. Tam – palcem wskazał plac budowy – powstanie mój nowy lokal.

Do Jules nareszcie dotarło, dlaczego jest taki wściekły.

– Ale teraz nie możesz go postawić, bo my mamy klauzulę o zakazie konkurencji – stwierdziła Melissa.

– Wasza licencja miała wygasnąć w środę – odparł.

– Owszem. Widziałam datę, kiedy ją odnawiałyśmy.

– Już wiem, dlaczego jesteś taki zawiedziony – oznajmiła Jules. – Spotkała cię przykra niespodzianka.

– Zawiedziony? – Caleb złapał w locie puszkę piwa, którą Matt Emerson rzucił mu z drugiego końca tarasu. – Wpakowałem w ten projekt już milion dolarów, a ona uważa, że jestem zawiedziony!

– A nie jesteś? – spokojnym tonem zapytał T.J. Burner.

Trójka przyjaciół siedziała na tarasie na dachu budynku mieszczącego zarząd przystani w Whiskey Bay. Na rozgwieżdżonym niebie wzeszedł księżyc, światła nabrzeża odbijały się od wody falującej między białymi jachtami.

Caleb rzucił mu wściekłe spojrzenie.

– Podejrzewasz, że chodzi o jej ojca? – zapytał Matt.

– Albo o dziadka? – wtrącił T.J. – Że musisz wypić piwo, którego nawarzył ktoś inny?

– Właśnie. Ktoś inny – burknął Caleb.

– Ona wie, że ty nie masz z tym nic wspólnego?

Caleb nie mógł uwierzyć, aby Jules była zdolna do przeprowadzenia tak perfidnej zemsty.

– Twoi przodkowie wrednie postąpili z jej przodkami – przypomniał Matt.

Caleb nie zaprzeczył. Nie był dumny z przodków. Jego dziadek skradł Felixowi Parkerowi ukochaną kobietę, a ojciec zniweczył szanse Rolanda Parkera na zdobycie wyższego wykształcenia.

– Tylko że ja osobiście nic złego im nie zrobiłem.

– Wspomniałeś o tym z Jules? – zapytał Matt.

– Ona uparcie powtarza swoją historyjkę: nie miała zielonego pojęcia, że planuję wybudowanie tu restauracji.

– Może jednak nie miała? – odezwał się T.J.

– W takim razie zmuś ją do odkrycia kart – rzekł Matt, siadając na jednym z foteli przy palenisku gazowym.

– Ona już odkryła karty. Odnowiła umowę z klauzulą o zakazie konkurencji.

– Udawaj, że wierzysz, że jej chodzi tylko o własny bar, a nie o zemstę na twojej rodzinie. Wysonduj, czy byłaby skłonna pójść na ugodę i odstąpić od klauzuli.

T.J. zajął drugi fotel przy palenisku.

– Popieram. Wytłumacz jej, że Neo i Crab Shack mogą istnieć obok siebie, a nawet dobrze prosperować. Jeśli jej nie chodzi o zemstę, powinna zgodzić się na negocjacje.

– Nasze lokale adresują ofertę do zupełnie innych grup niszowych klientów – zauważył Caleb, siadając obok kumpli. – A tam, gdzie oferta by się pokrywała, moglibyśmy z sobą nawet współpracować.

– Promocja krzyżowa – wtrącił T.J.

– Chętnie podesłałbym jej niektórych klientów.

– Tylko nie bądź taki protekcjonalny – radził Matt. – Kobiety nie lubią, jak się je traktuje z góry.

– Jules nie jest kobietą – odparł Caleb i natychmiast nabrał wątpliwości. Przypomniał sobie błyszczące niebieskie oczy, włosy koloru dojrzałej pszenicy, pełne czerwone usta. Jules jest uosobieniem kobiecości i to jeszcze bardziej komplikuje sprawę. – Tu nie chodzi o relacje męsko-damskie. Nie twierdzę, że nie jest atrakcyjna, bo jest. Nawet bardzo. Ale teraz to nie ma znaczenia. Nie chcę umówić się z nią na randkę. Chcę ubić z nią interes.

– Słyszałeś? – Matt zwrócił się do T.J.

– To nie wróży niczego dobrego – podsumował T.J.

– Mylicie się. Obaj – rzekł Caleb. – Ostatni raz ją widziałem, jak miała piętnaście lat.

T.J. uśmiechnął się szeroko.

– Jakie to ma znaczenie?

– Była dzieckiem. Moją sąsiadką. A teraz jest mi solą w oku. To wam teraz randki w głowach, nie mnie. A propos randek, jakieś sukcesy?

Matt miał za sobą trudny rozwód, T.J. od dwóch lat był wdowcem. Obaj postanowili wziąć przykład z Caleba i przez następny rok prowadzić kawalerskie życie. A Caleb im w tym kibicował.

– Matt! – z pomostu w dole dobiegł kobiecy głos.

– O kobietach mowa… – skomentował T.J.

– Wypchaj się – odciął się Matt.

– Kto to? – T.J. wstał i wychylił się przez balustradę.

– Mój mechanik – mruknął Matt, potem zawołał: – Cześć, Tasha. Co nowego?

– Nie podoba mi się dźwięk zapasowego silnika na MK. Dasz mi dzień, żebym nad nim popracowała?

Przez pręty balustrady Caleb widział szczupłą kobietę w T-shircie, drelichowych spodniach i skórzanych butach. Na głowie miała zniszczoną bejsbolówkę.

– Od niedzieli jest wynajęty.

– Czyli mam cały dzień. Będzie gotowy.

– Dzięki.

– Niczego sobie babka – rzucił T.J.

Matt parsknął śmiechem.

– Uważaj, jest ostra jak brzytwa. Nie polecałbym jej na pierwszy ogień.

– Może jutro wyskoczymy na miasto? – zaproponował Caleb.

Z Whiskey Bay do Olympii były niecałe dwie godziny jazdy.

– Z chęcią – odrzekł Matt.

– Świetny pomysł – ucieszył się T.J.

Caleb dopił piwo.

– W takim razie idę do domu opracować strategię, jak sprawdzić intencje Jules.

Zatokę Whiskey Bay otaczają strome klify. Na wąskim pasie gruntu nad wodą zbudowano marinę, obok której Caleb zamierzał postawić swoją restaurację. Natomiast bar Crab Shack stał na skalistej mierzei na południe od mariny. Od ponad dziesięciu lat, czyli od czasu, kiedy Felix Parker się zestarzał i nie mógł już go prowadzić, był nieczynny.

Na stromym zboczu klifu znajdowały się cztery domy. Bezpośrednio nad mariną dom Matta, kilkaset metrów dalej na południe dom T.J., potem mały dom Parkerów i na końcu dom Watfordów.

Z dołu prowadziła ścieżka łącząca wszystkie cztery domy. Kilka lat temu Caleb, Matt i T.J. zainstalowali przy niej lampy solarne. Caleb tysiące razy mijał dom Parkerów, ale odkąd pięć lat temu Felix Parker przeniósł się do domu opieki, nigdy nie widział światła w oknach.

Do dzisiaj. Gdy się zbliżył, zobaczył taras i nagle wróciło wspomnienie piętnastoletniej Jules. To musiały być jej ostatnie wakacje u dziadka. Ubrana w szorty z obciętych dżinsów i bluzeczkę w paski, z włosami byle jak upiętymi, tańczyła, nieświadoma, że ktoś ją obserwuje.

Stał tak blisko, że widział jej piegi. Słońce złociło jej jasne włosy i kremową cerę. Była o wiele za ładna i o wiele za młoda. Przyglądając się jej, czuł się winny. Miał dwadzieścia jeden lat i właśnie budował pierwszą restaurację Neo w San Francisco.

– Szpiegujesz nas?

Ni stąd, ni z owąd tuż przed nim pojawiła się Jules.

– Idę do siebie – odpowiedział Caleb, gwałtownie wracając do rzeczywistości.

Nie miała na sobie szortów ani obcisłej bluzeczki w paski, jednak jej strój, dżinsy i krótki biały T-shirt, równie mocno podziałały na jego wyobraźnię. A nawet mocniej, bo teraz Jules nie była nastolatką, lecz dorosłą kobietą.

– Przecież stoisz – wytknęła mu.

– Odzwyczaiłem się od widoku światła w tych oknach.

– To prawda. Trochę czasu minęło.

– Dobrych kilka lat.

Caleb przyjrzał się profilowi Jules. Jest piękna, pomyślał.

– Wiedziałeś, że twoja rodzina przysłała kwiaty? – odezwała się Jules. – Na pogrzeb dziadka.

– Sam je przysłałem.

– Ojciec się wściekł.

– Nie pomyślałem o tym. – Poczuł wyrzuty sumienia.

– A więc to byłeś ty?

– Poddajesz mnie sprawdzianowi?

– Byłam ciekawa. Taki gest nie pasuje do twojego ojca.

– Nie.

Ojciec Caleba trafił kiedyś do aresztu za sprzeczkę z ojcem Jules, Rolandem. Caleb nigdy nie poznał szczegółów tego zdarzenia, ale często słyszał pomstowanie ojca na przesadną reakcję policji. Ojciec obwiniał też Felixa Parkera za wezwanie patrolu.

– On przysłałby orkiestrę dętą – rzuciła Jules.

– Nie wiem, co odpowiedzieć – mruknął Caleb.

– To był żart.

– Aha. Jeśli tak, to trochę…

– Niestosowny? Przecież oboje wiemy, że twój ojciec życzył dziadkowi śmierci. – Jules wzruszyła ramionami. – Jeśli chcesz, możemy udawać, że tak nie było.

– Mnie chodziło o to, że śmierć dziadka to nie temat do żartów – odparł Caleb.

– Miał dziewięćdziesiąt lat. Wydaje mi się, że by się nie obraził, a nawet by mu się to spodobało. Jesteś zły na mnie, tak? – Przechyliła głowę i spojrzała na niego z ukosa.

Caleb był na nią wściekły. Ale jednocześnie go pociągała.

– Możemy udawać, że nie jestem.

Uśmiechnęła się, a jemu aż dech zaparło z wrażenia.

– Masz poczucie humoru.

Nie odpowiedział uśmiechem. Nie żartował. Był jednak gotowy udawać, że nie jest na nią zły.

Niespodziewanie Jules podeszła bliżej.

– Podkochiwałam się w tobie. – Caleb oniemiał. – Nie wiem, dlaczego – mówiła dalej. – Prawie cię nie znałam. Widywałam cię tylko z daleka. Byłeś starszy, było lato, ja miałam niecałe szesnaście lat. Nie obchodziło mnie, że nasze rodziny są skłócone. Jak wiemy z literatury i filmu, serce dziewczyny nie słucha argumentów. Zabawne, że teraz ty… Caleb? – Nie mogę jej pocałować, nie mogę, nie mogę, powtarzał sobie w duchu. – Caleb?

To nie przypadek, ona to robi specjalnie, myślał. Doskonale się orientuje, jak to na działa. Jak podziała na każdego mężczyznę. Jest przebiegła.

– Robisz to specjalnie, prawda? – zapytał zirytowany.

Spojrzała na niego uważnie.

– Co ja takiego robię?

Ta kobieta naprawdę zasługuje na nagrodę aktorską.

– Drażnisz się ze mną. Stoisz tu w lesie sama, mówisz dorosłemu facetowi, że się w nim kiedyś podkochiwałaś.

Jules, speszona, cofnęła się o krok.

– Wydawało mi się, że to słodka historia.

– Słodka!? – wykrzyknął.

– Tak. I odrobinę krępująca. Chciałam się przed tobą otworzyć. Chciałam, żebyś mnie choć trochę polubił.

Zamknął oczy. Nie wiedział, jak zareagować. Nie może jej uwierzyć, pomyślał. Nie może poddać się jej urokowi. Nie może oszaleć na jej punkcie.

– Nie polubię cię – oświadczył.

– Ale…

– Powinnaś odejść.

– Odejść!? – Była wyraźnie urażona.

– Nadajemy na zupełnie innych falach.

Jules nie odpowiedziała. Dookoła nich w lesie zapadła nagła cisza. Gdy otworzył oczy, Jules zniknęła. Odetchnął z ulgą, lecz po chwili namysłu poczuł żal. Zazwyczaj potrafił właściwie odczytać sygnały wysyłane w jego stronę przez kobiety. Potrafił odróżnić flirt od niewinnej rozmowy. Jules jednak nie potrafił rozszyfrować.

– Powiedziałaś mu, że się w nim kochałaś? – zapytała Melissa. Stała przy drabinie i odbierała od Jules portrety gwiazd kina lat pięćdziesiątych, które dekorowały jedną ścianę baru.

– Próbowałam… – zawahała się. – Już nie wiem, co próbowałam – odparła Jules.

Miała wiele godzin na żałowanie tamtych słów.

– Nie pomyślałaś, że to zabrzmi, jakbyś z nim flirtowała?

Jules podała jej zdjęcie Grace Kelly i sięgnęła po portret Elizabeth Taylor.

– Nie miałam zamiaru z nim flirtować.

– Ale flirtowałaś.

– Dopiero później to do mnie dotarło.

– A co myślałaś wtedy?

– Że to miłe. Byłam otwarta i szczera, dzieliłam się z nim trochę krępującą historią. Wydawało mi się, że wydam mu się przez to bardziej ludzka.

– On wie, że jesteś ludzka.

– A wyszło, jak wyszło. Czułam się upokorzona.

– Czegoś się jednak dowiedziałaś.

Melissa włożyła portrety do tekturowego kartonu.

– Dowiedziałam się, że Caleb nie jest zainteresowany flirtem ze mną.

– Mnie chodziło raczej o szerszą perspektywę. O relacje męsko-damskie. O to, co i kiedy należy powiedzieć.

Jules zeszła na dół, przestawiła drabinę kawałek dalej, aby zdjąć kolejne trzy portrety.

– Aha – mruknęła.

Melissa roześmiała się.

– Opowiedz mi o tamtej miłości. Szkoda, że wtedy mi się nie zwierzałaś.

– Byłaś za mała.

– Co z tego. To taka ekscytującą historia.

Dla Jules była nawet bardzo ekscytująca.

– Miałam piętnaście lat. On był wysoki, golił się, mieszkał w okazałym domu na wzgórzu. Byłam dość egzaltowaną panienką.

– W ogóle go sobie nie przypominam.

– Bo miałaś tylko dwanaście lat.

– Najlepiej pamiętam gorącą czekoladę, jaką częstowała nas babcia. Lubiłam tu przyjeżdżać, przebywać z nią, szczególnie po śmierci mamy.

– Brak mi ich obu.

– Mnie też. – Melissa uścisnęła ramię siostry. – Ale nie tęsknię za wiewiórkami budzącymi nas o świcie.

Jules podała jej portret Audrey Hepburn.

– Nienawidziłam ich.

– Powinnaś pamiętać o wiewiórkach, kiedy decydowałaś się przeprowadzić tutaj. Znowu będą nas budzić.

– Może złapiemy je w ekopułapki i przetransportujemy w inne miejsce?

– Dlaczego by nie?

Jules podała jej zdjęcie Jane Mansfield.

– Zastanawiam się, jaką zastosować przynętę.

– Wybieracie się na ryby? – Głos Caleba zabrzmiał tak niespodziewanie, że Jules zachwiała się i omal nie spadła z drabiny. Caleb podbiegł ją ratować. – Może nie powinnaś wchodzić tak wysoko?

– Nic mi nie jest. Po prostu mnie przestraszyłeś – odparła i zdjęła ze ściany portret Doris Day.

– Naprawdę rozmawiałyście o wyprawie na ryby?

– Nie rozumiem.

Jules nie miała pojęcia, skąd ten pomysł.

– Powiedziałaś, że potrzebna nam przynęta – przypomniała Melissa.

– Matt może was zabrać – dodał Caleb. Stanął obok Melissy, gotowy wyręczyć ją w pracy. – Pomóc?

– Dlaczego nagle zrobiłeś się taki miły? – zapytała Jules, podając w dół kolejne zdjęcie.

Oczywiście wolała go takim, ale po wczorajszym starciu i późniejszym spotkaniu na ścieżce oczekiwała, że raczej będzie jej unikał, a nie udawał przyjaciela.

– Wcale nie jestem miły – odparł.

– Kim jest Matt? – zapytała Melissa, a kiedy ze zdjęciem Doris Day podeszła do kartonu, Caleb oparł się obiema rękami o drabinę i ją przytrzymał.

– Właścicielem mariny.

– I tych wszystkich jachtów?

– Prowadzi firmę oferującą czartery.

– Nie stać nas – oznajmiła Jules.

Domyślała się, że wynajęcie takiego luksusowego jachtu kosztuje bajońską sumę.

– Od was nie weźmie ani centa.

Jules zeszła szczebel niżej. Czekała, aż Caleb się cofnie.

– Nie wybieramy się na ryby – wyjaśniła.

– Nie zarzekaj się – wtrąciła Melissa.

– Mogę to dla was załatwić – zaproponował Caleb, nie ruszając się o krok.

Zanim zeszła jeszcze szczebel niżej, Jules odwróciła się. Wolała patrzeć na Caleba, kiedy naruszy granicę jego przestrzeni osobistej.

– Jesteśmy zbyt zajęte, aby jechać na ryby – oświadczyła.

– Ile czasu by to nam zajęło? – zapytała Melissa.

– Nie wydaje ci się to podejrzane – Jules zwróciła się do siostry, lecz patrzyła na Caleba – że wróg rozdaje prezenty?

– Nie jestem waszym wrogiem – oświadczył Caleb.

Z jego szarych oczu biło wyzwanie. Jeszcze jeden szczebel i znajdę się prawie w jego ramionach, pomyślała Jules. Nie zamierzała ustąpić pierwsza.

– Dlaczego tu jesteś? – zapytała.

– Chcę z tobą porozmawiać.

– O czym?

Usilnie starała się ignorować dreszczyk podniecenia, jaki ją przeszedł. Caleb odetchnął głęboko. Jules widziała, jak jego klatka piersiowa się rozszerza. Jeszcze szczebel i zderzę się z nim, pomyślała. Ciekawe, co wtedy zrobi? Może sprawdzić?

Z parkingu przed barem dobiegł dźwięk samochodu.

– Przyjechał nasz wykonawca – oznajmiła Melissa.

– Będę ci potrzebna? – zapytała Jules. Miała uczucie, że coś ją ominęło.

– Dziękuję. Sama mu wszystko pokażę – odparła Melissa i wyszła przed bar.

– Nie musimy z sobą konkurować – zdecydowanym tonem zaczął Caleb.

– Nie konkurujemy – odparła. Zastanawiała się, jak długo zamierza trzymać ją w pułapce swoich ramion opartych o boki drabiny. – Mam w licencji klauzulę o zakazie konkurencji, więc nie możesz zbudować tu restauracji.

– Neo nie jest dla ciebie konkurencją.

– Wiem, że nie jest. Bo nie istnieje.

– Mówię już o sytuacji, kiedy zaistnieje. Będziemy przyciągać zupełnie innych klientów.

– Bar Crab Shack przyciągnie klientów lubiących owoce morza. A Neo?

– Neo będzie lokalem z wyższej półki. Crab Shack jest dla zwykłych ludzi.

– Na jakiej podstawie tak twierdzisz?

Caleba to pytanie najwyraźniej zaskoczyło. Powiódł wzrokiem po wnętrzu baru – stare cegły, wytarte linoleum, belki pod sufitem.

– Jest skromny, bez wygód, trochę tandetny. Nie zrozum mnie źle…

– Co tu jest do rozumienia? Wyrażasz się jasno.

Jules skrzyżowała ramiona na piersi, łokciami dotykała teraz jego torsu. Przechyliła głowę na bok, złapała jego spojrzenie. Nawet nie próbowała ukryć irytacji.

– Gdybyś zechciała adresować ofertę do zamożniejszych klientów… – Caleb zawiesił głos. Jules czekała. Nie mogła uwierzyć, że jeszcze się nie cofnął, przeciwnie, wypiął tors i napierał na jej ramiona. – Gdybyś zechciała adresować ofertę do zamożniejszych klientów – powtórzył – moglibyśmy się uzupełniać. Moglibyśmy podsyłać sobie gości. Moglibyśmy stworzyć coś w rodzaju spółki.

– Świetny pomysł.

– Czyli jesteś zainteresowana?

– Nie.

– Dlaczego?

– Bo to nieprawda. Ale pomysł jest świetny.

W oczach Caleba mignął gniew. A może podziw? Może i jedno i drugie?

– Taki układ spotkasz jak świat długi i szeroki.

– Neo to znana w całym kraju i ciesząca się renomą sieć. Szybko wchłonęłaby Crab Shack.

Z ulicy dobiegały stłumione głosy Melissy i jakiegoś mężczyzny.

– Czyli nie przyjmujesz mojej propozycji, tak?

– Zgadza się.

– I nie będziemy na przyjacielskiej stopie?

– Obawiam się, że nie.

– W porządku. – Caleb pokiwał głową i puścił drabinę. – Wycofuję się do mojego narożnika i zbieram siły do następnej rundy. – Jules powtarzała sobie w duchu, że nie jest rozczarowana. I nie tęskni za jego dotykiem. – Ale przedtem – rzekł i przyłożył dłoń do jej policzka – skoro zapewne nie mogę już pogorszyć sytuacji…

Jego zamiary były jasne. Wewnętrzny głos kazał Jules zrobić unik, a jednak się nie poruszyła. Uległa pielęgnowanej przez dziewięć lat fantazji i zapraszająco rozchyliła wargi. Stało się. Usta Caleba dotknęły jej warg.

Tytuł oryginału: From Temptation to Twins

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2017

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2017 by Barbara Dunlop

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o. o., Warszawa 2018

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieł w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin (nazwa serii) są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 9788327640277

Konwersja do formatu EPUB: Legimi S.A.