24,90 zł
POZNAJ HISTORIĘ MISTYCZKI, KTÓRA DOTKNĘŁA KRWAWIĄCEGO SERCA JEZUSA!
WANDA BONISZEWSKA, polska zakonnica ze Zgromadzenia Sióstr od Aniołów i stygmatyczka, obdarzona została specjalną łaską uczestniczenia w MĘCE CHRYSTUSA. Jej życie było prawdziwą Golgotą – została fałszywie oskarżona i niesłusznie skazana na więzienie na Syberii, przeszła próbę wielogodzinnych przesłuchań przez Sowietów, borykała się z głębokim niezrozumieniem ze strony swoich współsióstr oraz otrzymała KRWAWIĄCE STYGMATY. Siostra Wanda całe cierpienie ofiarowała za kapłanów i osoby konsekrowane, wiedziała bowiem, że szczególnie osoby duchowne w najbliższych latach będą poddawane ciężkiej próbie.
KSIĄDZ JERZY JASTRZĘBSKI, który od kilku lat zgłębia pisma tej Służebnicy Bożej, dzieli się z czytelnikiem nieznanymi historiami z życia stygmatyczki. Wydobywa po raz pierwszy na światło dzienne listy z OBSZERNEJ KORESPONDENCJI MISTYCZKI i zdjęcia, które przybliżają nam jej ludzkie i ciepłe oblicze.
Ta historia pomoże ci ożywić relacje z Jezusem i podążać za Jego głosem na wzór s. Wandy.
KS. DR JERZY JASTRZĘBSKI – pracuje w Wyższym Metropolitalnym Seminarium Duchownym w Warszawie. Przybliża postać Prymasa Tysiąclecia oraz s. Wandy Boniszewskiej poprzez publikacje i rekolekcje w Polsce i za granicą. Autor książki Bł. Stefan Wyszyński. Prymas do odkrycia, wyróżnionej Feniksem 2022. Należy do Wspólnoty Emmanuel.
Siostra Wanda - kobieta ośmiu błogosławieństw, szczęśliwa w powołaniu i niełatwym życiu. Warto uczyć się od niej miłości do Jezusa i do Kościoła. Warto z nią modlić się o wierność i świętość kapłanów oraz osób konsekrowanych.
Warto mieć taką przyjaciółkę w niebie!
S. ANNA MARIA PUDEŁKO AP
„Wszystko, co jest zakryte, będzie ujawnione” – tak zapowiada Jezus (Łk 12, 3). Bywa, że Bóg powołuje do życia ukrytego, o którym potem trzeba opowiadać, by pokazać wielkie dzieła Pana. Tak dzieje się z s. Wandą Boniszewską, która za życia ukryta przed światem, po śmierci jest coraz bardziej znana. Warto sięgnąć po nową książkę ks. Jerzego Jastrzębskiego, by poznać ukryte życie s. Wandy.
KS. DR MICHAŁ SIENNICKI SAC,
POSTULATOR PROCESU BEATYFIKACYJNEGO SŁUŻEBNICY BOŻEJ WANDY BONISZEWSKIEJ
Ufam, że niniejsza publikacja pomoże czytelnikowi zaprzyjaźnić się głębiej z s. Wandą, której nieobce były niepewność, zwątpienie i tęsknota, jak również prosta radość i poczucie humoru. Wyrażam szczególną wdzięczność Autorowi, ks. Jerzemu Jastrzębskiemu, za ukazanie – z niezwykłą intuicją – świętości naszej Wandzi w zwykłej codzienności. Jestem przekonana, że książka ta przyczyni się do krzewienia kultu Służebnicy Bożej, a także do jej beatyfikacji.
s. MARIA PIĄTKOWSKA
PRZEŁOŻONA GENERALNA CSA
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 360
Copyright © by ks. Jerzy Jastrzębski 2023
Copyright © for this edition by Wydawnictwo Esprit 2023
All rights reserved
MATERIAŁY OKŁADKOWE: © Archiwum Zgromadzenia Sióstr od Aniołów, © Hachio Nora / iStock by Getty, Texturelabs.org (tło)
Wydawnictwo dziękuje Zgromadzeniu Sióstr od Aniołów w Konstancinie-Jeziornej za możliwość wykorzystania zdjęć, dokumentów oraz pamiątek z życia s. Wandy Boniszewskiej.
REDAKCJA: Agnieszka Zielińska
KOREKTA: Krystyna Stobierska, Monika Nowecka
ISBN 978-83-67742-07-8
Wydanie I, Kraków 2023
WYDAWNICTWO ESPRIT SP. Z O.O.
ul. Władysława Siwka 27a, 31-588 Kraków
tel./fax 12 267 05 69, 12 264 37 09, 12 264 37 19
e-mail: [email protected]
Księgarnia internetowa: www.esprit.com.pl
Ukryta w Ranie Serca Jezusa to publikacja przybliżająca osobę i duchowość służebnicy Bożej siostry Wandy Boniszewskiej ze Zgromadzenia Sióstr od Aniołów, w którym przeżyła ona siedemdziesiąt sześć lat. Obdarzona specjalną łaską uczestniczenia w męce Chrystusa, aby „dopełniać braków udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (por. Kol 1, 24), otrzymała od Boga specjalną misję modlitwy za kapłanów i osoby zakonne, także z własnego Zgromadzenia, oraz wynagradzania za ich grzechy. Przez całe swoje życie pragnęła pozostać nieznaną i ukrytą dla świata. O swoich doświadczeniach duchowych rozmawiała tylko ze spowiednikami i przełożonymi. Po jej śmierci wydano świadectwa osób, które ją znały, wraz z biografią, a także pamiętnik, który spisała na polecenie swoich kierowników duchowych. Rosnące zainteresowanie jej osobą oraz rodzący się kult przyczyniły się do rozpoczęcia w roku 2020 w archidiecezji warszawskiej jej procesu beatyfikacyjnego. Kolejna pozycja, wydana z okazji dwudziestolecia jej śmierci, przedstawiająca Wandę jako człowieka Ośmiu Błogosławieństw, jest dla naszego Zgromadzenia oraz wszystkich osób zainteresowanych jej osobą ogromną radością i ubogaceniem. Wydobyte po raz pierwszy na światło dzienne niektóre listy z obszernej korespondencji Służebnicy Bożej przybliżają nam jej ludzkie i ciepłe oblicze. Ufam, że niniejsza publikacja pomoże czytelnikowi zaprzyjaźnić się głębiej z siostrą Wandą, której nieobce były niepewność, zwątpienia i tęsknoty, jak również prosta radość i poczucie humoru. Wyrażam szczególną wdzięczność Autorowi, księdzu Jerzemu Jastrzębskiemu, za to, że z niezwykłą intuicją ukazał świętość naszej Wandzi w zwykłej codzienności. Jestem przekonana, że książka ta przyczyni się do krzewienia kultu Służebnicy Bożej, a także do jej beatyfikacji.
siostra Maria PiątkowskaPrzełożona Generalna CSA
W pewnym cyrku wędrownym w Danii wybuchł pożar. Dyrektor cyrku wysłał błazna, gotowego już do występu, do sąsiedniej wsi po pomoc, zwłaszcza że zagrażało niebezpieczeństwo, iż ogień przeniesie się do wsi poprzez puste, wyschnięte po zbiorach pola. Błazen pobiegł do wsi i prosił mieszkańców, by czem prędzej przyszli i pomogli gasić pożar w cyrku. Ale wieśniacy uważali krzyki błazna tylko za świetny chwyt propagandowy, który ma zwabić jak najwięcej ludzi na przedstawienie: klaskali i śmiali się do łez. Błazen miał ochotę raczej płakać, niż się śmiać, daremnie próbował błagać ludzi i tłumaczyć im, że nie ma tu żadnego udawania, żadnego triku, że to gorzka prawda, że cyrk się rzeczywiście pali. Błagania jego wywoływały tylko nowe wybuchy śmiechu, uważano, że świetnie gra swą rolę. Aż wreszcie ogień przeniósł się do wsi, na pomoc było za późno, tak że zarówno wieś, jak i cyrk spłonęły.
Opowiadanie to przytoczył kardynał Joseph Ratzinger w swojej książce Wprowadzenie w chrześcijaństwo, aby ukazać, w jakiej sytuacji znajduje się dziś teolog. Z pewnością obrazuje ono sytuację człowieka wierzącego. Dziś naśladowcę Chrystusa traktuje się jak błazna – kogoś nie z tej epoki, na kogo można popatrzeć, lecz kogo można też zlekceważyć. Nie traktuje się go poważnie. A przecież ów błazen jest wysłańcem Boga. Jest prorokiem i mędrcem zarazem, ale jakiejże trzeba przenikliwości, aby to zobaczyć. Zdaje się, iż niewielu potrafi to dostrzec, gdyż większość została sparaliżowana jakąś „przygniatającą niemożnością przełamania schematów myślenia” (J. Ratzinger). Paraliż myślenia skutkuje paraliżem działania i prowadzi do niebezpiecznej stagnacji. Czy naprawdę potrzeba pożaru lub burzy, aby obudzić ludzkie myślenie? Czy homo sapiens jest dziś homo sapiens, czy też homo ledwo sapiens?
Stawiając te i podobne pytania, możemy się zastanawiać nad kwestią: czyż takim Bożym klaunem-prorokiem nie była siostra Wanda Boniszewska? Wszak Jezus powiedział do niej, że poddając próbie jej miłość, oczekuje gotowości pójścia wszędzie, także w ten nieposkromiony żywioł: „Żądam jeszcze ogniowej próby. Wandziu, nie trwóż się, Ja przy tobie jestem […] czynię to z miłości, dusze kapłanów wyrwiesz, ufaj, módl się i cierp”. Kiedy miłość sprawdza się w ogniu, on w człowieku wypala bardzo dużo, więcej, niż się spodziewamy. Siostra Wanda Boniszewska była właśnie takim wysłańcem Boga pełnym ognia Jego miłości i dlatego jedynie przez nielicznych była postrzegana jako wysłannik Boga, a przez większość – jako szalona, dziwaczka… błazen? „No, Boniszewska, wy święta, cudowna kuglarko” – siostra Wanda zanotowała takie słowa, usłyszane podczas jednego z przesłuchań w sowieckim łagrze. Także na początku swojego życia zakonnego tak skarżyła się Jezusowi, błagając Go, aby wybrał kogoś innego do tej niezwykłej misji: „Jezu, oddaj komu innemu, bo ja mam wiele wad, jestem uparta, niewykształcona, chorowita, moje dobre chęci poczytane są za nic, mam opinię najgorszą w Zgromadzeniu, nazywają siostry mnie dziwadełkiem, kruczkowatą, a nawet histeryczką”.
Ta atmosfera wokół siostry Wandy przenosiła się na jej duchowość, tym bardziej że nie doznawała ona ukojenia ze strony spowiednika i dlatego sama zastanawiała się nad stanem swojej psychiki. Świadczą o tym dobitnie notatki:
Jak głęboko mi to wpadło do serca, głos wewnętrzny mnie wciąż prześladuje: Ofiary chcę, poświęć się Mnie całkowicie, chcę utwierdzić wiarę nie tylko w tobie, lecz i w innych. Nadmieniłam spowiednikowi, że Jezus chce pewnej ofiary ode mnie, nie mówiłam dokładnie, bo wstydziłam się i bałam się, że mnie odpędzi od konfesjonału, poczyta za nienormalną. Spowiednik, jak zwykł był mówić: „nie zastanawiaj się nad tymi głosami, bo to złudzenie i stan chorobliwy” – stanowczo mi zabronił. Jak ciężko, że nie mam spokoju od tych natrętnych słów. Uciekłam z kościoła, przerywam modlitwy i nic nie pomaga. Mój Jezu Najukochańszy, czego pragniesz ode mnie, nie mogę Ci tego uczynić, bo nie wierzę, że to Twoje projekty, to chyba diabelskie. Dlaczego spowiednik radzi mi odrzucać – rozumiem, że to pewnego rodzaju jest kara, bo nie wyjawiam mu dokładnie, bo ludzki wzgląd mi nie pozwala na to.
Czytając te słowa, możemy się poważnie zastanowić nad odpowiedzią na pytanie: Czyż w jej życiu nie spełniły się słowa św. Pawła?
Staliśmy się bowiem widowiskiem dla świata, aniołów i ludzi; […] jesteśmy policzkowani i skazani na tułaczkę […]. Błogosławimy, gdy nam złorzeczą, znosimy, gdy nas prześladują; dobrym słowem odpowiadamy, gdy nas spotwarzają. Staliśmy się jakby śmieciem tego świata i wzbudzamy odrazę we wszystkich aż do tej chwili. (1 Kor 4, 9b–13)
Życie siostry Wandy było burzliwe, bo i ogień jest burzliwym żywiołem. Jak ogień oczyszcza złoto z wszelkich niedoskonałości, tak ogień Bożej miłości oczyszczał siostrę Wandę z wszelkich grzechów i słabości po to, aby przez nią Bóg mógł oczyszczać wszystkie osoby duchowne i konsekrowane. Dlatego siostra Wanda stała się mikropłomykiem Najukochańszego, o czym sam powiedział do niej: „Będziesz iskrą dla kapłanów i nigdy nie zgaśniesz”. I tak rzeczywiście było, gdyż Bóg przez siostrę Wandę przekazał światu ogień ocalenia – ogień nadziei – zamiast ognia potępienia, o czym nasza mistyczka wyraźnie pisała w swoim dzienniku duchowym:
Ks. Adolf, ks. Piotr – zakonnik, ks. Wincenty, Aleksander, Franciszek, Gienia, Stefcia, Mikołaj, Józef, Kazimierz – stoją na wylocie z czyśćca. W Święto Matki Boskiej zobaczą Ją wyraźnie, która ma wprowadzić do Nieba, gdzie zamiast ognia pragnienia czyśćcowego, ogień będzie miłości Bożej na wieki.
Choć misja siostry Wandy była nadzwyczajna, zakonnica nigdy nie szukała sławy; wręcz przeciwnie: błagała Boga, aby ukrył ją przed światem. Rozumiała bowiem, że Bóg lubi działać w pokornej ciszy, a szatan w pysze pełnej rozgłosu. W ten sposób chciała również uniknąć natarczywej ludzkiej ciekawości i to jej się udało, gdyż wiele sióstr z jej zgromadzenia dopiero po śmierci dowiedziało się, kim Wanda naprawdę była. Zatem jej modlitwa została wysłuchana nawet za cenę większych upokorzeń:
Oddaję Ci się najzupełniej, czyń, co chcesz, tylko chcę cierpieć i kochać Ciebie dla większej chwały, Jezu ukrzyżowany, ukrzyżuj mnie za grzechy innych, przebij moje serce strzałą miłości i bólu za obojętnych, tylko ukryj przed światem […] ukrzyżuj mnie za grzechy innych.
Kryjówka siostry Wandy okazała się najlepszą w całym wszechświecie, gdyż było nią Serce Boga. Jezus mówił do niej: „Wandziu od Mojej Rany” albo „Siostro Anielska od Rany Mego Serca”. Ona sama także już w 1934 roku zanotowała, iż pragnie być nazywana „Wandzią od pragnienia Serca Bożego w Ranie”. Nabożeństwo do Najświętszego Serca Pana Jezusa stanowi centrum duchowości siostry Wandy Boniszewskiej – jeśli więc dzięki łasce Boga Najwyższego Wydawnictwo Esprit z Krakowa podjęło się wydania niniejszej książki, to również po to, aby ukazać ten zbyt mało dotychczas podkreślany rys duchowości naszej stygmatyczki. Jest to tym bardziej znaczące, że w obecnym roku Pańskim 2023 przeżywamy dwie ważne rocznice: trzysta pięćdziesiątą rocznicę pierwszych objawień Najświętszego Serca Pana Jezusa św. Małgorzacie Marii Alacoque w Paray-le-Monial (27 grudnia 1673) oraz dwudziestą rocznicę śmierci służebnicy Bożej siostry Wandy Boniszewskiej (2 marca 2003).
Życie siostry Wandy było więc absolutnie wyjątkowe także pod tym względem, iż Bóg przypomina nam przez nią, że nie ma chrześcijaństwa bez pokuty. Jeśli chcemy podążać za Jezusem, nie wystarczy jedynie dobroczynność; potrzeba nieustannego oczyszczania się z grzechu i wszelkiej słabości, gdyż tylko wtedy wszystko w nas będzie przenikać Duch Święty. Demon będzie mieć coraz mniej przyczółków, a Duch Święty opanuje wszystkie przestrzenie naszego jestestwa. Przyczółków tych może być wiele, ale wydaje się, że ostatecznie można je sprowadzić do ośmiu myśli ducha zła (logismoi), o których mówił Ewagriusz z Pontu. (Szerzej omówione to zostanie w jednym z rozważań drugiej części niniejszej książki). Odrzuciwszy je, należy otworzyć się jeszcze bardziej na Ducha Świętego, to znaczy należy wejść na drogę wynagradzania za zniewagi wobec Bożej miłości; wynagrodzenie (reparatio) oznacza bowiem przywrócenie stworzeniu pierwotnego stanu, naprawę popełnionych błędów i oddanie Bogu chwały, którą poprzez grzech człowiek sobie przywłaszczył.
Wynagrodzenie to również współcierpienie i pocieszenie – wspólne przeżywanie bólu budzi potrzebę pocieszenia, które św. Franciszek Salezy określił jako „miłosne współcierpienie”. Jednak to nie tyle człowiek pociesza Jezusa, ile Jezus pociesza człowieka, aby ten, trwając w cierpieniu, nie stracił nadziei. Grzech – jako wzgarda dobrocią Boga – rodzi w człowieku smutek i odbiera nadzieję. Skoro grzech jest odrzuceniem miłości Boga, jest de facto niewdzięcznością za tę miłość, a wynagrodzenie jest formą przeprosin za niewdzięczność (życie niezgodne z powołaniem) i ma obudzić wdzięczność za otrzymaną miłość, gdyż „Bóg nigdy nie rezygnuje ze swoich dzieci, nawet z takich, które stoją plecami do Niego” (bł. kard. S. Wyszyński). Dlatego też od czasu objawień Pana Jezusa św. Małgorzacie Marii Alacoque (XVII w.) utarła się praktyka wynagradzania Bogu za Jego miłość poprzez publiczne uznanie swoich win, Godzinę Świętą, sakrament pokuty i pojednania, Komunię Świętą wynagradzającą, jak również osobiste poświęcenie się Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Do rozpowszechnienia tej formy pobożności przyczyniła się szczególnie działalność św. Klaudiusza de la Colombière, św. Jana Eudesa oraz wielu zakonów (wizytek, pasjonistów, jezuitów i pijarów wspieranych przez liczne bractwa). Cennym ubogaceniem była działalność Leona Dehona (założyciela księży sercanów), który rozróżnił wynagrodzenie pasywne (przyjmowanie wszystkiego w duchu uległości Opatrzności) oraz wynagrodzenie aktywne (świadome i dobrowolne praktykowanie umartwień i czynów pokutnych). Długotrwałe praktykowanie takich form wynagradzania może uzdolnić człowieka do zgody na całkowite poddanie woli Boga i ofiarę miłości w łączności ze zbawczą ofiarą Jezusa Chrystusa. Wydaje się, że właśnie taka ofiara stała się udziałem siostry Wandy Boniszewskiej. Potwierdzeniem tego niech będzie fakt, że od czwartku do niedzieli uczestniczyła ona regularnie w męce Chrystusa i umierała z Nim.
Na temat wynagradzania Bożej miłości wypowiadał się również św. Jan Paweł II. Podkreślał on, że jest to skierowanie się ku Bogu, aby odpowiedzieć na Jego miłość i tą miłością nasycić wszelkie przestrzenie życia. To okazja do odbudowy świata w wymiarze osobistym i społecznym. „Jeżeli istnieje solidarność w grzechu, istnieje również solidarność w zbawieniu. Ofiara każdego służy dobru wszystkich”.
Z kolei jego następca, papież Benedykt XVI, zwrócił uwagę, że wynagrodzenie obejmuje dwa elementy. Pierwszy to zauważenie inicjatywy Boga, otrzymanej od Niego miłości, drugi – odpowiedź człowieka, który ze względu na tę miłość rezygnuje z własnych planów, aby przyjąć wolę Boga, i dzięki temu jego serce uwrażliwia się na potrzeby i cierpienia bliźnich. „Wynagrodzenie jest wymiarem sprawiedliwości Bożej, Boskim działaniem, które odwołuje przeszłe cierpienie. Chodzi o – bardzo odległą od naszych ludzkich koncepcji prawnych – sprawiedliwość, która nas przekształca, czyni nas prawymi, przynosi nam usprawiedliwienie”. Widać tu zbawczą inicjatywę Stwórcy. To właśnie miłość, która wychodzi z Jego Najświętszego Serca, jest życiodajna, gdyż uzdrawia i przemienia nasze serca, aby przeniknięte Jego miłością, należały już tylko do Niego. W tej perspektywie wrażliwość duchowa siostry Wandy wydaje się absolutnie wyjątkowa, gdyż mistyczka starała się współcierpieć z całym kosmosem, o czym świadczy jej notatka, w której opisuje, jak burza w przyrodzie dotyka jej wspólnoty i jej duszy.
Przyjechał nowy ksiądz Czesław Barwicki do Pryciun. Burza szaleje potrójna: w przyrodzie zamieć śnieżna, w mojej duszy i w domu. W domu siostry na czele z Przełożoną dokuczają mnie, wciąż powtarzając, że to Wandzi dyktando było, że nowy ksiądz przyjeżdża. Zobaczymy, jak go przyjmie, i wiele innych słów dokuczliwych. Jezu, jak mi jest ciężko, może byłam winną?
Wspomniana potrzeba wynagradzania jest również głęboko wpisana w charyzmat Zgromadzenia Sióstr od Aniołów – jest poniekąd jego rdzeniem:
modlitwa i ofiara jest podstawowym źródłem działalności Sióstr od Aniołów. […] Siostry, będąc głęboko zjednoczone z Bogiem, gotowe do ofiary i zaparcia się siebie, będą pociągały innych do Niego. Przez modlitwę połączoną z cichą ofiarą cierpienia każda członkini Zgromadzenia będzie wypraszać święte i gorliwe powołania kapłańskie. Dlatego też w dniu założenia wspólnota została oddana Panu u stóp krzyża, aby od Jezusa Ukrzyżowanego uczyć się miłości po krzyż, ofiarując mu wszelkie trudy i przeciwności za kapłanów. Towarzyszą im duchowo, wspierając ich w pracy, w głoszeniu Ewangelii i zdobywaniu dusz dla Bożego królestwa; jednocześnie swoim życiem wynagradzają każdy grzech.
Słowa te napisała siostra Teresa Raszuk będąca autorką pracy magisterskiej pod tytułem: Idea modlitwy ofiary i wynagrodzenia w świetle charyzmatu Sióstr od Aniołów.
Zgłębiając pisma siostry Wandy, napotykamy wiele różnych trudności. Jedną z nich jest bariera językowa. Dotyczy to zwłaszcza jej pamiętnika z okresu uwięzienia w sowieckich łagrach, kiedy wiele dialogów odbywa się jednocześnie w dwóch językach – polskim i rosyjskim. Niejednokrotnie w jednym zdaniu pojawia się na przemian wiele wyrazów w tych językach. Dlatego też, aby ułatwić przekaz, autor tej książki zdecydował się na zamieszczanie wszystkich jej wspomnień w języku polskim. Barierą językową jest też – w pewnym sensie – styl pisania stygmatyczki, który wedle współczesnych reguł językowych może wydawać się co najmniej dziwny. Mimo to autor książki pozostawił cytaty w ich oryginalnym brzmieniu. Wprowadzono poprawki tylko w tych miejscach, które bez korekty pozostałyby niezrozumiałe. Osoby zainteresowane tekstem dwujęzycznym mogą sięgnąć po jej duchowy dziennik Ukryta przed światem. Dziennik duszy. S. Wanda Boniszewska, w którego przygotowanie włożył wiele serca, profesjonalizmu i pasji ksiądz doktor Michał Damazyn: zajął się on redakcją naukową i analizą pism siostry Wandy.
Książka składa się z trzech części. Być może dla niektórych najciekawsza okaże się część trzecia, w której można znaleźć niezwykle cenną część korespondencji, ukazującą ludzkie, nieznane szerzej oblicze współczesnej polskiej stygmatyczki. Warto zaznaczyć, że listy pisane przez siostrę Wandę i listy do niej nie były dotąd publikowane. Udostępnione zostały przez duchowe powiernice siostry Wandy Boniszewskiej, czyli Zgromadzenie Sióstr od Aniołów. Autor tej książki pragnie im wyrazić najgłębszą wdzięczność za tak wielką życzliwość. Szczególne podziękowanie niech spłynie na ręce Przełożonej Generalnej Zgromadzenia Sióstr od Aniołów, siostry Marii Piątkowskiej, która również opatrzyła tę książkę jakże przychylnym wstępem. Autor książki pragnie podziękować wszystkim innym siostrom, a zwłaszcza siostrze Halinie Skubisz, siostrze Aleksandrze Więcek i siostrze Annie Mroczek, które służyły poradą i wiedzą ekspercką – zgłębiają bowiem od wielu lat duchowe dziedzictwo siostry Wandy i w znacznym stopniu przyczyniły się do uporządkowania jej duchowej spuścizny. W dowód wdzięczności na końcu książki zostały także umieszczone zakonne modlitwy, którymi kiedyś modliła się siostra Wanda, a dziś modlą się wszystkie Siostry od Aniołów. Do tego samego zachęcamy wszystkich czytelników.
W drugiej części książki można znaleźć różne konferencje i homilie wygłoszone przez autora książki w klasztorze Sióstr od Aniołów w Chylicach przy okazji sprawowania Mszy Świętych i spotkań Anielskiej Misji Wspierania Kapłanów. Ukazują one duchowe bogactwo naszej mistyczki i są próbą poszukiwania nowego spojrzenia na nią: takiego, które ukazując jej nadzwyczajność, stara się zaprezentować jej przesłanie w sposób przystępny nie tylko dla osób duchownych, lecz także dla świeckich. Fakt wydania nie tylko tej trochę eksperymentalnej części, ale i całej książki przez Wydawnictwo Esprit napawa autora ogromną radością i wdzięcznością wobec Dyrektorów i wszystkich pracowników wydawnictwa.
Na początku tej książki życie siostry Wandy zostało ukazane jako naśladowanie Chrystusa na drodze Ośmiu Błogosławieństw, których tłumaczenie zaczerpnięto z przekładu Pisma Świętego wydanego przez Edycję św. Pawła w 2015 roku. Stary i Nowy Testament opracował Zespół Biblistów Polskich z inicjatywy Towarzystwa Świętego Pawła. Wydaje się on najciekawszym współczesnym tłumaczeniem Biblii na język polski. Autor książki korzystał także z kilku innych tłumaczeń Biblii, czerpiąc z ich bogactwa i za każdym razem wybierając to, które wydało się najbliższe jego sercu, a zarazem najbliższe obranej koncepcji kompozycji konkretnego fragmentu tejże książki.
Jak wiadomo, zarówno w Starym, jak i w Nowym Testamencie bardzo często było tak, że kiedy Bóg chciał człowiekowi wskazać dalszą drogę, zapraszał go na spotkanie na górze. Przypomnijmy sobie najpierw Mojżesza. „Pan zstąpił na górę Synaj, na jej szczyt. I wezwał Mojżesza na szczyt góry, a Mojżesz wstąpił” (Wj 19, 20). Podczas tego spotkania Mojżesz otrzymał Dekalog, który przekazał narodowi wybranemu. Z kolei w Nowym Testamencie nie tylko przedstawiciel ludu, lecz wszyscy obecni zostali zaproszeni na górę. Bliskość Mistrza z Nazaretu objawiła się również w ten sposób: „Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich tymi słowami” (Mt 5, 1–2). Jak widać na obu przykładach, aby spotkać się z Bogiem, trzeba wyruszyć w drogę, podjąć trud wejścia na górę. Tam bowiem czeka Bóg.
Przywołując ten obraz góry jako miejsca spotkania z Bogiem, warto podkreślić, że czym innym było prawo Starego Przymierza, a czym innym jest prawo Nowego Przymierza. O ile w Starym Testamencie chodziło o sprawiedliwość, przestrzeganie pewnego minimum dla podtrzymania kontaktu z Bogiem i ludźmi, o tyle w Nowym Testamencie – o autentyczną bliskość z Bogiem i ludźmi, o więź miłości. Nie należy jednak przeciwstawiać prawa otrzymanego na górze Synaj nauczaniu Jezusa z Góry Błogosławieństw, ale chodzi o to, by dostrzec ich komplementarność. Poprzez Dekalog Bóg kładzie fundament życia, a za sprawą Ośmiu Błogosławieństw Jezus pokazuje nam osiem ścieżek prowadzących do większej miłości – miłości nie z tego świata, ale rozwijającej się na tym wcześniejszym fundamencie. I skoro ta miłość jest większa niż to, co tu i teraz, większa niż wszelkie nasze wyobrażenia, to Jezus używa pewnego paradoksu, aby powiedzieć, na czym ona polega. On jest najdoskonalszym obrazem miłości Boga i bardzo pragnie, abyśmy i my – choć w części – stali się obrazkami tej miłości. Lecz tu znowu dostrzegamy paradoks: z jednej strony ta miłość nas przerasta, nie możemy jej zdobyć o własnych siłach, z drugiej jednak tak gorąco jej pragniemy i dlatego jest w naszym zasięgu poprzez współpracę z łaską Boga. Chodzi więc nie tyle o nasz wysiłek, ile o otwarcie się na Ducha Świętego, który wskaże nam sposób współpracy z Bogiem. To zaś jest proces rozciągnięty w czasie i przestrzeni. Bóg doskonale wie, że potrzebujemy czasu na dojrzewanie do większej miłości, i dlatego – jak mówił ksiądz Krzysztof Grzywocz – „Bóg jest miłośnikiem procesu”. Patrząc na życie siostry Wandy Boniszewskiej, na jej burzliwe koleje losu, nie mamy najmniejszej wątpliwości, że tak jest – i w tym sensie jej życie może być inspiracją dla naszego dojrzewania do większej miłości nie z tego świata. Choć z jednej strony od dziecka pragnęła ona pocieszać „biedną Bozię” i „Więźnia Miłości”, jednocześnie przechodziła proces – dojrzewała, czyli wielokrotnie walczyła z Bogiem i o wierność Bogu. „Burza nadchodzi i przejdzie, doświadczać muszę, bo chcę” – mówił do niej Jezus, zapewniając, że nie tylko wprowadza ją w prześladowanie, ale i przeprowadzi ją przez nie zwycięsko, wskazując jednocześnie cel jej misji: „Ofiara niekrwawa musi być złączona z widzialną krwią w wybranej przeze Mnie ofierze. Co więcej wysączy z Rany Mego Serca krwi, musisz zmyć grzechy przez cierpienie, tzn. zadośćczynić tęsknotą do Mnie, wybrałem, tak chciałem, pisz, bo chcę. […] Dałem tobie więcej światła, więcej będę stanowczy i więcej wymagać będę”. Czyż te słowa Jezusa o „zadośćczynieniu tęsknotą” nie są zaskakujące? Są, gdyż przez nie Mistrz z Nazaretu wskazuje, że nigdy nie oczekuje od nas rzeczy niemożliwych, że niekiedy wystarczy Mu jedynie nasze gorące pragnienie większej miłości.
Choć siostra Wanda nigdy nie była na Górze Błogosławieństw w Galilei, Jezus uczynił dla niej górę łaski na Wileńszczyźnie: ową górą stał się poniekąd klasztor w Pryciunach – jej osobista „Galilea”, w której mistyczka dojrzewała przed wyruszeniem na swoją drogę krzyżową po sowieckich łagrach. Wszak Jezus powiedział do niej: „Ty we Mnie tonąć będziesz. Na wichry masz być odporną, muszę doświadczać, bo chcę dla dusz niewiernych, musisz być doświadczaną. Pryciuny zostaną tą górą”. To właśnie był jej czas wzrostu.
Kiedy czytamy Osiem Błogosławieństw, widzimy, jak one są pełne paradoksów. Warto przypomnieć, że słowo „paradoks” pochodzi z języka greckiego i znaczy tyle co „nieoczekiwany, niewiarygodny”. Chrystus w swoim nauczaniu wielokrotnie odwoływał się do paradoksu, który ze swej natury wzbudza ciekawość, gdyż podaje w wątpliwość powszechne przekonania, nierzadko w formie aforyzmu lub błyskotliwego krótkiego zdania. Prawdopodobnie Jezusowi nie chodziło tylko o oryginalną formę nauczania, ale o to, aby próbować wyrazić słowami to, co niewyrażalne ludzkim językiem – misterium Boga. Przy bliższym spotkaniu jednak pozorna sprzeczność stawała się mądrą i praktyczną zasadą życiową. W tym sensie można powiedzieć, że całe nauczanie Jezusa było pozornie sprzeczne z powszechnymi przekonaniami i paradoksalnie prawdziwe. A skoro Chrystus był paradoksalnym Nauczycielem, wszyscy Jego naśladowcy są zaproszeni do tego, aby być paradoksalnymi uczniami. Zrozumiała to – a raczej dobrze to przeczuwała w swym sercu – bohaterka tej książki. Siostrę Wandę z pewnością można nazwać „Siostrą Paradoks”. Czyż nie było dziwne – zwłaszcza dla jej sióstr ze zgromadzenia – że, jak stwierdziła jedna z zakonnic, „w zasadzie w każdym tygodniu S. Wanda od czwartku do niedzieli była bardzo słaba, cierpiąca, gdyż konała z Chrystusem i wydawało się, że to już jej koniec. Jednak w poniedziałek już wracała do pełni sił i zdarzało się, że relaksowała się na huśtawce”? A przecież takie było całe jej życie. Jak widać, życie paradoksem Ewangelii jest trudne, ale właśnie wybierając to, co trudne, jesteśmy na najlepszej drodze do szczęścia – jesteśmy błogosławieni.
Słowo „błogosławieństwo” wywodzi się z języka greckiego i może mieć znaczenie albo czasownikowe (uwielbiać, dobrze mówić), albo rzeczownikowe (hojny i szczodry dar). Wiąże się je również z czynnością przekazania jakiegoś daru, co wyraża hebrajskie słowo beraka. Najczęściej jednak, myśląc o tym fragmencie nauczania Jezusa, odwołujemy się do greckiego słowa makarios, czyli „błogosławiony” albo „szczęśliwy” w najszerszym tego słowa znaczeniu. Chodzi więc nie tylko o nasycenie dobrami materialnymi, lecz o nasycenie wszystkich sfer ludzkiego jestestwa, to jest ciała, duszy i ducha. Z tej krótkiej słownikowej prezentacji wynika, że Bóg pragnie nas obdarzyć szczęściem większym niż tylko doczesne, chce nam obficie udzielić swych darów, aby uczynić nas szczęśliwymi na zawsze.
Jezus podjął ten temat również po to, aby nas przestrzec przed iluzjami szczęścia, abyśmy stanęli oko w oko z prawdą o nas – z prawdziwymi i fałszywymi obietnicami. Zawsze, kiedy Bóg nas wzywa do nawrócenia, jednocześnie budzi nasze myślenie. On przecież pragnie, abyśmy żyli nie tylko pobożnie, ale też sprawiedliwie i rozumnie (Tt 2, 12). W tym celu stawia nam wysokie wymagania; posługując się językiem paradoksu, zaprasza nas do pracy nad sobą. Warto pamiętać, że Chrystus nie jest gołosłowny, o czym przypomniał nam w 2000 roku papież Jan Paweł II podczas pielgrzymki do Ziemi Świętej: „Jezus nie tylko głosi błogosławieństwa. On żyje nimi i sam jest błogosławieństwami. Patrząc na Niego, zrozumiecie, co znaczy być ubogim duchem, cichym i miłosiernym, co znaczy płakać, pragnąć sprawiedliwości, być czystego serca, wprowadzać pokój, cierpieć prześladowanie”.
Wyruszmy więc za Chrystusem wskazaną przez Niego drogą do szczęścia.
Czy opisywanie tego, czego się doświadcza we własnej duszy, może być umartwieniem? Dla wielu osób tak jest. Oto fragment z notatnika siostry Wandy, który wymownie świadczy, że tak było również w jej przypadku: „Trudno mi zdobyć się na pisanie pamiętnika, ale skoro Ty, Boże, ode mnie żądasz, to ufam, że i dopomożesz. Myślę, że pisać będę to, co będzie dla Twojej większej chwały, a mnie dla umartwienia za grzechy”. Zadziwiać może, jak dla większej chwały Bożej i umartwienia za własne grzechy mistyczka potrafiła się zdyscyplinować, dzięki czemu dziś możemy śledzić drogę jej życia. Właśnie w tej postawie serca Wandy ujawniło się jej umiłowanie duchowego ubóstwa, które jest nie tyle rezygnacją, ile gotowością do przyjmowania wszystkiego od Boga w duchu wielkiej wiary. To dlatego mistyczka kierowała się następującą logiką: skoro Bóg oczekuje ode mnie ukazania historii mojej duszy, zgodzę się na tę Jego prośbę. Taka właśnie była jej droga do szczęścia z Najukochańszym, który powiedział: „Szczęśliwi ubodzy w duchu, ponieważ do nich należy królestwo niebieskie” (Mt 5, 3). Patrząc na życie naszej mistyczki, odkrywamy, że jeśli chcemy czytać błogosławieństwa, także błogosławieństwo dla ubogich w duchu, z perspektywy Jezusa, to sfera materialna jest drugorzędna, gdyż pierwszorzędna jest umiejętność przyjmowania zaproszenia Pana. Najpierw trzeba wszystko przyjąć od Boga, a dopiero potem można wszystko Bogu oddać. Tak właśnie zrobił Jezus, który najpierw przyjął wszystko poprzez wcielenie, aby potem oddać to wszystko poprzez mękę, śmierć i zmartwychwstanie. O tym właśnie pisał św. Paweł: „Znacie przecież łaskę Pana naszego Jezusa Chrystusa, który będąc bogaty, dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić” (2 Kor 8, 9). Wszystko, co mamy, pochodzi przecież od Boga, który nieustannie nam uświadamia, że relacja z Nim jest naszym najcenniejszym skarbem. Zanim jednak to zrozumiemy sercem i umysłem, każdy z nas musi odbyć swą duchową podróż, nieść swój krzyż, przełamując swoje złe skłonności, i tak doświadczyć duchowej śmierci. Pięknie o tym mówiło wielu świętych i kandydatów na ołtarze. Matka Wincenta Jadwiga Jaroszewska, założycielka Zgromadzenia Sióstr Benedyktynek Samarytanek Krzyża Chrystusowego, tak to ujęła:
To, co wyszło od Boga – wróci do Boga. Świat naturalny – stworzenie nierozumne słucha Boga z konieczności. Stworzenie rozumne powinno słuchać dobrowolnie. Czego nie odda chętnie – musi oddać w cierpieniu. Człowiek musi stale łamać się. Na tym opiera się prawo moralne. Stąd krzyże i cierpienia, i śmierć duchowa.
Owa duchowa śmierć jest powolnym procesem, a ważną umiejętnością na tej drodze jest przyjęcie do swego serca Jezusa ubogiego i naśladowanie Go. Stąd też dynamika ubóstwa jest dokładnie taka: najpierw wszystko przyjmuję od Boga, bo wszystko jest darem – i w tym jest ukryty Boży zamysł – a następnie sam mogę się stać darem dla innych, tracąc siebie. Najpierw całkowita zgoda na przyjęcie wszystkiego, a potem całkowita zgoda na oddanie wszystkiego. Tu chodzi o oddanie bezwarunkowe, bez pewności, jaki będzie użytek z tego daru. W ten sposób naśladujemy Jezusa ubogiego, który oddaje się w Eucharystii każdemu cały i bezbronny. Jak On bardzo nam zaufał! Chrystus oddaje siebie zarówno osobom w stanie łaski uświęcającej, jak i tym, które podchodzą do Komunii Świętej bez tej łaski. Co więcej, pozwala się sprowadzać na ziemię nawet tym, którzy sprawują Mszę Świętą w stanie grzechu ciężkiego. Właśnie za takim Chrystusem ubogim kroczyła Wanda Boniszewska. W ten sposób przeżywała ubóstwo jako wielką wartość, nie przywiązując się zbytnio do osób i rzeczy, co z kolei rodziło w niej wolność serca, które w duchu umartwienia podjęło trud pisania duchowego dziennika.
Z lektury wspomnień księdza Czesława Barwickiego – spowiednika mistyczki – wynika, że jeszcze zanim Wanda się urodziła, niebo już dało znak, że nadchodzi ktoś wyjątkowy: jej matce przyśniła się Maryja, która zapewniła ją, że córeczka będzie dla niej wielką pociechą. Wandzia przyszła na świat 2 czerwca 1907 roku, w niedzielę w oktawie Bożego Ciała. Możemy też spotkać informację, że było to 20 maja 1907 roku. Obie daty są poprawne, gdyż pierwsza z nich wynika z rachuby według kalendarza gregoriańskiego, a druga – według kalendarza juliańskiego.
Wandzia urodziła na terenie pięćdziesięciohektarowego folwarku Nowa Kamionka, około dziesięciu kilometrów na północny wschód od Nowogródka, na terenie, który wówczas należał do zaboru rosyjskiego, a dziś jest częścią Białorusi. Obszar ten jest ważny dla kultury polskiej z wielu powodów. Warto przypomnieć chociaż dwa. Po pierwsze dlatego, że niedaleko przepływa rzeka Niemen, o której tak pięknie pisała Eliza Orzeszkowa. Po drugie dlatego, że na ziemi nowogródzkiej urodził się Adam Mickiewicz – nasz wieszcz narodowy. Rodzina przyszłej stygmatyczki zapłaciła dużą cenę za przywiązanie do polskiej tradycji: jej rodzice wywodzili się ze zubożałej szlachty, surowo ukaranej za pomoc powstańcom styczniowym konfiskatą majątku położonego w Talkowie nieopodal Trok. Ojcem Wandzi był Franciszek Witold Boniszewski, „pobożny mężczyzna średniego wzrostu, szatyn, o rozmowie poprawnej, nie zdradzał naleciałości gwary czy prowincjonalizmu”, natomiast matka przyszłej stygmatyczki miała na imię Helena, z domu Anolik. Autor przytoczonego powyżej świadectwa – ksiądz Barwicki – notuje, iż „była z pochodzenia Żydówką, adoptowaną przez rodzinę Turowskich, ochrzczoną przed zamążpójściem, co stało się w 16. roku życia”. Sama siostra Wanda po latach tak opisała swoich rodziców:
byli pobożni i ugruntowani w wierze katolickiej, jak też i pełni miłości bliźniego. Rodzeństwo moje to pięć sióstr, z których ja byłam czwartą córką z rzędu, i dwóch braci. Byliśmy wychowani przez rodziców z wielką pieczołowitością, tak pod względem moralnym, jak i fizycznym. Rodziców kochałam i szanowałam. Więcej kochałam mamusię niżeli ojca, z tej prostej racji, że ojciec całymi dniami był poza domem.
Z pewnością Franciszek był bardzo trudnym małżonkiem dla pani Heleny, gdyż już w pierwszym roku po ślubie – jeszcze przed narodzinami ich pierwszej córeczki Frani – wyjechał do Ameryki na ponad sześć lat. Był człowiekiem bardzo przedsiębiorczym: za zarobione dolary kupił gospodarstwo w Nowej Kamionce, oddał je jednak w dzierżawę, gdyż sam przyjął posadę nadleśniczego. Z tego wyjazdu wiadomo także, że Franciszek Witold najpierw wstąpił do amerykańskiego seminarium duchownego (prawdopodobnie greckokatolickiego) i zachęcał żonę do osiedlenia się z nowo narodzoną córeczką w USA. Pani Helena nie zgodziła się jednak na tę ryzykowną propozycję i dlatego jej mąż wystąpił z seminarium i zatrudnił się na farmie. Po jego powrocie do Nowego Folwarku urodziły się kolejne dzieci: Kazimiera, Janina, Wanda, Napoleon i Stanisława (którzy zmarli w niemowlęctwie) oraz Stanisława Urszula, Leopold, Bolesław i Elżbieta.
Nie tylko urodzenie tak wielu dzieci, ale też dbanie o nie i o dom było połączone z pracą ponad siły Heleny, która w późniejszym okresie długo przebywała w szpitalu. Ponieważ potrzebna była pomoc, zatrudniono służącą Zosię. Choć była ona wyznania prawosławnego, położyła fundament pod duchowość przyszłej stygmatyczki. To właśnie Zosia nauczyła Wandę pacierza, podstaw katechizmu, ale przede wszystkim rozpaliła w sercu małej Wandzi miłość do Chrystusa ukrytego w Eucharystii. „Obecność Pana Jezusa w tabernakulum głęboko wpadła do serca i bardzo pragnęłam Go ujrzeć i przyjąć do serca, ale niestety, byłam za (głupią) młodą, pięć lat życia do tak Wielkiego Sakramentu” – wspominała po latach. Już wtedy kilkuletnia Wandzia zastanawiała się, jak to możliwe, że Pan całego świata pozwala się dobrowolnie uwięzić w „szafce”.
Jak tłumaczyła Zosia, w żaden sposób nie mogłam się zgodzić i zrozumieć, żeby kapłani robili z Nim, co chcieli, nikt mi tego nie wytłumaczył, ani nawet ksiądz nie potrafił mnie przekonać, aż dopiero po kilku latach przekonał mnie sam Pan Jezus
– wspomina. Budziło się w niej ogromne współczucie i wrażliwość eucharystyczna, a tęsknota za spotkaniem wciąż rosła. Ponieważ do kościoła było ponad dziesięć kilometrów, rodzice rzadko zabierali ją na Mszę Świętą; kiedy jednak to robili, Wandzia modliła się nieustannie słowami: „Biedny Bozia, zamknięty, jak tam smutno musi być!”. Jednocześnie dojrzewała do uwięzienia w radzieckim obozie. „Żywo stawała mi przed oczyma uboga stajenka, Małe Dzieciątko, ale i przy tym krzyż za grzechy nasze. Widziałam całą Jego przyszłość, co mnie tamowało radość Narodzenia Bożego” – wspominała Wanda. Czuła też, że Jezus chce zamieszkać w jej ubogim, „lichym sercu”. Czyż to nie było przygotowanie do słów będących niejako rdzeniem jej duchowości? Napisała je po latach:
Zaczynam rozmyślanie na temat Jego życia w Więzieniu w Tabernakulum, więc teraz chce dzielić ze mną nie cierpienia Krzyża, ale cierpienia w Więzieniu Eucharystycznym. […] Dziękuję Ci, Najukochańszy, za to, że mi dajesz siłę w znoszeniu ostrych bólów w mym ciele, a wzmacniasz swoją pociechą i miłością w poznawaniu Siebie w mej duszy, o Twoim więzieniu w Tabernakulach ziemskich.
Właśnie takie postrzeganie Chrystusa Eucharystycznego jako Więźnia Miłości było już w dzieciństwie bardzo dla niej charakterystyczne. Świadczy o tym jedno z jej wspomnień z późniejszych etapów życia:
Przysłano mię do Pryciun dla uporządkowania ogrodu ozdobnego. Przyjechałam z Matką Raczyńską. Spotkała nas siostra Fela, która wówczas chorowała na suchoty. Pierwszy mój krok był skierowany do Więźnia Miłości. Ach, jakie miłe wrażenie zrobiła uboga kapliczka, do której po raz pierwszy weszłam.
W tej pryciuńskiej kaplicy siostra Wanda przeżywała jeszcze wiele wzniosłych chwil. Kroczenie za ubogim Jezusem uszczęśliwiało ją: „Szczęście nieba pragnęłam uczynić jeszcze tu, w Pryciunach, w kaplicy ubogiej, gdzie Jezus mówił, że Mu dobrze jest i tym szczęściem niebieskim napawa się wśród nas”. Tam także sam Jezus zapewniał, że poprzez swoje ubóstwo udziela wielkich łask:
Pod ubogą strzechę schodzę do was, kochajcie ubóstwo, niebu rośnie wiele dusz z Pryciun dla Mnie. Pryciuny będą Moją miłością, z ubogiej strzechy miłość wytryśnie. W dzień Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny wasz ksiądz w czasie Mszy św. otworzy zdrój, z którego ugaszą pragnienia w miłości.
Zanim jednak siostra Wanda trafiła do klasztoru w Pryciunach, spędziła dzieciństwo w Nowym Folwarku. Rozwijała się między innymi dzięki szkole powszechnej. Wspomina, że w pobliskich Zdanowiczach uczyła się pilnie i już wtedy lubiła się bawić, budując ołtarze, przebierając się w zakonny strój i modląc się w nim. Zarazem uwielbiała spędzać czas z domowym ptactwem, a kiedy zdarzyło się, że lis lub dziki ptak zabił jedno ze zwierząt domowych lub hodowlanych, przeżywała wielkie cierpienia.
Bardzo trudnym etapem życia w Nowym Folwarku była pierwsza wojna światowa, wskutek której ojciec znów zostawił rodzinę: być może z obawy przed wcieleniem do wojska uciekł do Rosji, zabierając ze sobą najstarszą córkę, Franciszkę. Gospodarstwo było niszczone i rozkradane przez wojska niemieckie, co skutkowało tym, iż dzierżawca folwarku nie płacił, a rodzina Boniszewskich musiała żyć na skraju nędzy.
W trudnych warunkach zostaliśmy – wspominała siostra Wanda – gdyż gospodarz, który miał nasz folwark w dzierżawie, nie opłacał, a mamusia musiała opiekować się nami i młodszym rodzeństwem, trudne warunki zmusiły mamusię do pracowania w polu. Pomagałam tyle naturalnie, ile wystarczało mych sił, bo na ogół byłam słabą i chorowitą. Parę razy chorowałam na zapalenie płuc. Ciężko mi było patrzeć na stroskaną mamusię, a nieraz we łzach tonącą, nic nie wiedziałyśmy o ojcu ani siostrze.
Mała Wandzia, patrząc na zapłakaną matkę, otrzymywała tym samym bardzo ważną lekcję samotności w Bogu, co z pewnością było również szkołą duchowego ubóstwa. Być może pani Helena wołała wtedy tak jak Chrystus: „Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Mt 27, 46). Po latach także siostra Wanda – ze względu na Chrystusa – doświadczała owego ogołocenia. Świadczy o tym wiele jej żarliwych modlitw, które do złudzenia przypominają słowa konającego Jezusa. „Boże, gdzie ja dziś jestem? Co się ze mną dzieje?” – pytała siostra Wanda. A kiedy nie otrzymała odpowiedzi, zanotowała: „Jezus milczy. Jezus ukrył się, Jezus doświadcza. Jezu, gdzie jesteś?”.
Jezus jednak nie milczał. Zawsze odpowiadał, o czym świadczy pamiętnik naszej bohaterki:
W czasie Świąt Wielkanocy czułam się duchowo bardzo dobrze, szczególnie w pierwszych dniach. Chwilami nie uprzytomniałam [sobie], gdzie jestem, a w innych chwilach przeogromna tęsknota za niebem, gdzie Jezus mnie pociągał. Jezus nazywał mnie swoją „tęsknotką”. Obiecywał prędko mnie już zerwać z ziemi na własność nieba.
Ten dialog siostry Wandy z Umiłowanym trwał nieustannie i przybierał niekiedy bardzo swobodną formę. Siostra Wanda czuła się zbyt mała wobec tajemnicy, która nawiedziła jej duszę, i dlatego w swojej bezradności wołała: „O Boże, czuję się głupią, gdzie ja jestem?”.
Co za cudowna modlitwa: „Boże, czuję się głupią”, nieprawdaż? Jezus jednak zawsze zapewniał o swojej bliskości.
Były chwile i ciężkie – zanotowała mistyczka – bo Najukochańszy zdawało się, że zagniewał się na mnie i gdzieś się ukrył, ale nie przestawał obsypywać łaskami swoimi, choćby i to, że żywa wiara, ufność i miłość odżywiały moją duszę w myślach czarnych szatańskich choćby ukrócenia życia.